- publicystyka: Mitologiczny mix, czyli recenzja filmu "Percy Jackson: Morze Potworów"

publicystyka:

Mitologiczny mix, czyli recenzja filmu "Percy Jackson: Morze Potworów"

 

 

Po obejrzeniu części pierwszej pt. "Percy Jackson: Złodziej piorunów", przyszedł czas na obejrzenie części drugiej czyli stanięcie oko w oko z "Morzem Potworów" (przez, które przebrnąłem wraz z Percy'm bez żadnych przeszkód i z dużą przyjemnością).

 

Zapowiadało się groźnie. W kinie było mniej niż 15 osób (dziwne), więc mogłem się bać, oczywiście o jakośc filmu. No i… nie zawiodłem się. Zanim jednak przejdę do szczegółów… garść faktów.

 

Reżyserem "Morza potworów" jest Thor Freudenthal autor "Dziennika cwaniaczka" oraz "Hotelu dla psów". Cóż, po produkcjach dla młodszych widzów przyszedł czas na kino fantasy. Spodziewałem się, że po reżyserze nieobeznanym z tą branżą nie można się spodziewać ciekawego filmu (przypadek z Stefen Fangmeier'em, który porwał się, że tak powiem z łopatą na smoka kręcąc "Eragona"). Panie Freudenthal? Słyszy mnie pan? Zwracam panu honor.

 

 

W tytułowego Percy'ego Jacksona wciela się popularny Logan Lerman znany między innymi z filmu "Charlie", gdzie zagrał razem z Emmą Watson oraz z "3:10 do Yumy" czy "Trzej muszkieterowie 3D".

 

A teraz koniec przymulania. Przejdźmy do rzeczy.

 

Percy Jackson (po uratowaniu świata przed wojną bogów) nadal jest uczniem Obozu Herosów. Użera się ze złośliwą córką Aresa o imieniu Clarisse; jest wściekły na ojca, bo ten nie chce z nim rozmawiać; a na dodatek łapie go deprecha. "Czy nie jestem tylko bohaterem jednej akcji?" – pyta sam siebie.

 

W międzyczasie Percy dowiaduje się, że nie jest jedynym dziedzicem Posejdona i ma brata… cyklopa o imieniu Tyson. I tu zaczyna się hmm… (jak to nazwać?) cyklopizm. Herosi nabijają się z Tysona, nie dając też żyć Percy'emu.

 

 

Nagle zostajemy wyrwani z tej sielanki, o ile Obóz Herosów można sielanką nazwać. Magiczna tarcza chroniąca dom Percy'ego słabnie i półbogów atakuje kreteński byk w wersji mecha. Po krótkiej, aczkolwiek dramatycznej walce, stwór eksploduje, a zraniony Percy staje twarzą w twarz ze swoim wrogiem – Lukiem, który po raz kolejny namawia naszego bohatera do przejścia na Złą Stronę Mocy (sorry, nie ten film). Percy (jak łatwo się domyślić) odmawia i dowiaduje się od wroga o tajemniczej przepowiedni dotyczącej potomka któregoś z greckiej triady (warunek spełnia tylko Percy).

 

Z zamyślenia wyrywa go zamieszanie wokół Drzewa. STOP! Tu osobom, które Percy'ego nie oglądały (na szczęście się do nich zaliczam) lub nie czytały (do nich się nie zaliczam i nie wiem czy mam z tego powdu płakać czy się cieszyć) należy się kilka słów wyjaśnienia. Drzewo to jeden z półbogów. Za życia nazywała się Talia i była córką Zeusa, ale zabili ją cyklopi, gdy próbowała ochronić swoich przyjaciół. W nagrodę jej ojciec zamienił ją w drzewo, które wytwarza magiczną tarczę mająca chronić Obóz. Niestety Luke otruł drzewo i Obóz jest teraz bezbronny. Ale jest nadzieja! Trzeba odnaleźć legendarne Złote Runo, które może uzdrowić drzewo. Do tego zadanie zostaje wybrana Clarisse, a Percy (nie mogąc tego przeżyć) rusza w ślad za nią razem z Tysonem, satyrem Groverem i swoją przyjaciółką/dziewczyną Ananbeth. Śmiałkowie dowiadują się, że ich wróg Luke także pragnie posiąść Złote Runo lecz nie mają pojęcia, że chce za jego pomocą wskrzesić tytana Kronosa i w ten sposób doprowadzić do zagłady Olimpu.

Aktorzy (z nielicznymi wyjątkami) dobrze grają swoje role, zachowując się jak typowi, realistyczni nastolatkowie. Mam niestety niedosyt pod względem humoru, który zachwycił mnie w "Złodzieju Pioruna".

 

Efekty specjalne? Jest ich więcej niż dusz w Hadesie. Są niezłe, a nawet bardzo dobre. Zachwycają szczególnie sceny z wybuchami i kreacja Kronosa. Czasami (jeśli o efekty specjalne chodzi) mam ochotę (ba, ośmielę się) porównać "Morze Potworów" do takich legend jak "Harry Potter" czy "Władca Pierścieni".

 

Fabuła? Jak już wspomniałem nie czytałem książkowego pierwowzoru (poza kilkoma rozdziałami "Złodzieja Pioruna"), więc nie mogę za bardzo porównywać filmu do oryginału. Powiem tylko, że nie podoba mi się wprowadzanie bohaterów do części drugiej, a pomijanie ich w części pierwszej, bo widzów nie znających książek Riordana może to przyprawić o lekki zawrót głowy. Film jest jak loteria. Raz jest tak przewidywalny, że aż nudny, a innym razem mocno zaskakuje nagłymi zwrotami akcji.

 

Co do scen batalistycznych (za mocne słowo, bo chodzi tu raczej o uliczne bijatyki) to nie ma się do czego przyczepić. Zostały wykonane starannie, jakby ich twórcy mieli dość dużą znajomość sztuk walki. Moim zdaniem (a trochę się na tym znam) praca choreografów w "Morzu Potworów" jest godna aplauzu (jak najdłuższego) na stojąco.

Muzyki nie będę oceniał, bo (przyznaję szczerze) na niej się nie skupiałem.

 

Warto pójść na ten film, szczególnie w 3D. Większość produkcji fantasy, które oglądałem w kinie w trzech wymiarach to strata pieniędzy, na szczęście "Morze Potworów" mnie nie rozczarowało.

 

Po seansie ma się lekki niedosyt (za mało potworów, za krótki film), ale dosyć już marudzenia. Dzieło Freudenthala to kawał naprawdę dobrej, filmowej roboty :)

Komentarze

No i zacząłeś, to o to Ci chodziło  w HP :)  Jest  trochę chaotycznie ale to kwestia wyćwiczenia pióra. Pierwszy (czyli bardzo ważny) akapit jest niejasny, może trzeba wspomnieć, że "Złodziej Pioruna" to pierwsza część?  Ważne, że zacząłeś i masz chęć by pisać :)

OK dzięki za słowa zachęty :) A z tym HP, to chciałem się tylko dowiedzieć kto lubi Harry'ego, a nie pisać recenzję :)

"No i zacząłeś" – Gandalfie, chodziło mi o temat z Hyde Parku: "Filmowe recenzje – jak zacząć?"  :)

Sorry wielkie Janie_Janku. Coś tak czułem, że o Hyde Park chodziło :)

Morze potworów brzmi, że ho ho! Kolejny publicysta nam się pojawił. Zmniejszyłbym ilość wtrąceń nawiasowych. Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ach te moje wtrącenia nawiasowe :) Polonistka już w czwartej klasie podstawówki mi zwracała na to uwagę. Dzięki za radę :)

Nowa Fantastyka