- publicystyka: "You crazy wonderful zombie!" - recenzja filmu "Fido"

publicystyka:

"You crazy wonderful zombie!" - recenzja filmu "Fido"

Znam osoby, które na propozycję obejrzenia filmu o zombie wykonują popularny gest – wkładają dwa palce do gardła. Wiem, wiem, to bajka nie dla wszystkich. Jeśli uzasadniają to szacunkiem dla zmarłych, to rozumiem. Jeśli jednak twierdzą, że książki czy filmy o zombie są głupie, odrażające, niepotrzebne i w ogóle be – z taką opinią, jeśli dzieło na nią nie zasługuje, zawsze będę walczył. Być może to kwestia zwykłego przełamania się. Proponuję zacząć od dawki o niewielkim stężeniu okropieństw. Taki "Wiecznie żywy" to trochę inna, ale wciąż sympatyczna historia miłosna, do tego ze świetnym soundtrackiem (a pierwsze klika minut z monologiem zombiaka jest naprawdę przezabawne). Bez większej przykrości można również obejrzeć śmieszno-smutny, melancholijnie uroczo-obrzydliwy film, pod tytułem "Fido".

 

W skrócie, jest to historia przyjaźni chłopca z uczłowieczonym zombie. Rzecz dzieje się w amerykańskim miasteczku, wyglądającym jak te ze złotych lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Owo miasteczko jest jedną z wielu stref wolną od żywych trupów. Zombie, na skutek działania promieniowania kosmicznego panoszą się po całym kraju wokół takich właśnie, odizolowanych miejsc. Zaraz, zaraz, nie tak do końca odizolowanych. W miasteczku widzimy wielu zombie. Ubrani w odróżniające ich od ludzi kombinezony zajmują się prozaicznymi czynnościami. Roznoszą gazety, koszą trawę, myją samochody. Słowem, sielanka ale i tak jakby, rodzaj segregacji rasowej (ciało– cieplnej?)… Aby sielanka była możliwa, wielka firma dzięki której wygrano (chyba częściowo, skoro żywe trupy wciąż się panoszą) wojnę z żywymi trupami – Zomcon – wyprodukowała ładowaną bateriami obrożę. Zombie, któremu założy się taką obrożę pokornieje i przestaje mieć apetyt na ludzkie mięso. Z pomocą tego urządzenia nieumarli zaczynają pełnić funkcję użytecznych "household pets". Szkopuł w tym, że obroża może się rozładować. A wtedy kłopoty są nieuniknione…

 

Cały film ma lekki, groteskowy ton z dodatkiem czarnego humoru. Pod powierzchnią jednak kipi od podtekstów. Młody, główny bohater – Timmy, już na samym początku podczas spotkania z przedstawicielem Zomconu w szkole, zadaje fundamentalne pytanie : "Czy zombie są żywi, czy martwi?". Uzyskuje zdawałoby się prawidłową odpowiedź (martwi), ale gdy jest bardziej dociekliwy, pytając o tych martwych, którzy zostali dawniej, zbyt głęboko pogrzebani i teraz na skutek kosmicznego promieniowania próbują sie z trumien i grobów wydostać, dyskusja zostaje przerwana. I wtedy już na całego wkraczamy do dwulicowego świata. Bo skoro zombie są martwi, to czemu wykorzystuje się ich do wykonywania, codziennych, prozaicznych czynności? Matka bohatera (występująca w przepięknych strojach, niezapomniana Trinity z "Matrixa" – Carrie-Anne Moss) , aby ich rodzinny dom nie wyróżniał się negatywnie na tle innych, musi kupić zombie i uczynić z niego służącego. Zombiak okazuje się całkiem zmyślnym i fajnym żywym trupem. Zostaje nazwany Fido i zyskuje uczucie swoich właścicieli – syna i matki, która z biegiem czasu przestaje traktować martwego jak popychadło. W chwili uniesienia, gdy umarlak ratuje chłopcu życie, wykrzykuje nawet do niego słowa z tytułu tej recenzji. No, ale inna sprawa ma się z ojcem.

 

Amerykanie, po dekadach, uwielbiają babrać się (ze znakomitymi wynikami) w swojej historii. Wietnam to temat na wskroś i wszerz przerobiony, lata pięćdziesiąte XX wieku to okres równie dobry do rozliczeń. W "Fido" nie mamy jednak mocnych odniesień do zimnej wojny czy "polowania na czarownice", choć fragment czarno-białej, telewizyjnej propagandy z dziadkiem-zombie ("Staruszkowie…wyglądają na przyjaznych, ale czy naprawdę możesz im ufać?"), budzi na plecach mimowolny dreszcz. Film, w wymiarze interpretacyjnym, to też opowieść o wojennych traumach ojców. Dwaj męscy bohaterowie – ojciec Timma oraz szef do spraw bezpieczeństwa Zomconu– ojciec rezolutnej koleżanki chłopca, są specjalistami od noszenia masek. Pierwszy przestaje interesować się rodziną i pokonany przez traumę po zabiciu własnego ojca zamienionego w zombie, spędza czas głównie na golfie i ma obsesję na punkcie pogrzebów (głowy zmarłych są odcinane i chowane do specjalnych mini-trumien). Drugi, bohater wojenny (dyplom za pięciuset zabitych umarlaków), jest zafiksowany na punkcie kontroli i bezpieczeństwa, przenosi się z jednego miasta do drugiego z nikim nie zawiązując przyjaźni i powoli traci zwykłe, ludzkie cechy, rzucając przy żonie żarty w typie "gdyby była zombie od razu bym rozwalił jej łeb". Obaj staną się kluczowymi figurami w finale, którego zdradzać tu rzecz jasna nie będę.

 

Kończąc, myślę że pewnie nie wszystkich przekonałem do romansu z zombie. "Fido" to obraz z pewnością dla odpowiednio zdystansowanego widza. Najfajniejszą postacią w filmie jest usunięty z Zomconu pan Theopolis. Mieszka ze swoją dziewczyną– zombie i początkowo wydaje się być odrażającym typem, ale wkrótce okazuje się, że to po prostu zwykły, uczuciowy facet. Scena pocałunku tych dwojga dla jednych będzie odrażająca, dla innych bezcenna. Autor recenzji zalicza się do tych drugich.

Komentarze

no wiem, co za dużo to niezdrowo, ale został mi jeszcze deser, taki suplement suplementu. Miłego czytania!

"…będę walczył ." – kropkę przesuń i nie wiem, czy się walczy z opinią, ale to pewnie zależy od wrodzonej waleczności. :) "śmieszno– smutny" – wykasuj spację. "odpowiedź (martwi) ," – spacja przed przecinkiem. (z przecinkami też się ciut pożarłeś i rozrzuciłeś je po tekście:); dobra, parę jeszcze tego typu kiksów wykasuj i będzie miodzio. :) O zombiakach faktycznie wiesz wszystko i potrafisz o nich ciekawie opowiadać. Kolejna "rzecz", do której mnie zachęciłeś (lista książek i filmów wydłuża się z każdym dniem), a te drobiazgi powyżej wyłapałem, bo masz jeszcze czas na edycję. Całujące się Zombie… Coś dla Czuby. ;) Udany suplement suplementu.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Dzięki, koiku. Zombiakom na razie dam spokój, temat chyba wyczerpałem. Przecinki rzeczywiście lubie stawiać, trzeba poszukać na półkach małej książeczki o zasadach interpunkcji. Z opinią pewnie można polemizować, chyba lepiej brzmi, ale jeszcze nie poprawiam, pisząć "bedę walczył"  wyobraziłem sobie z miejsca pojedynek rycerski – koń, kopia i przeciwnik – Opinia, powiedzmy, krzyżacki mutant-hermafrodyta. Polemika  w takim przypadku to za mało! :)

Ja tam uwielbiam zombie. Szkoda, że nie mam jak obejrzeć tego "Fido". Fajna recenzja. A co do zombie-niewolników, to w ogóle się od tego zaczęło. Pomijając już tę legendę, że na Haiti naprawde ich wykorzystywano w takiej roli, to pierwszy film o nich [przedwojenny oczywiście] był własnie o tym. Zresztą pamietam go, zwłaszcza ta scena, gdy zombiaki pracowały na jakieś plantacji. Było to całkiem naturalistycznie pokazane, żadna tam komedia.

Dzięki za przeczytanie, Agroeling :) Celna uwaga z tym Haiti, zupełnie to pominąłem…

Oglądałam "Fido" i bardzo mi się podobał. Odstaje od innych filmów o zombiakach, które robiły się już nudne powielając ten sam schemat. A tu proszę, coś nowego i świeżego. No, nie do końca świeżego ;)

O, jak miło, czyli nie jestem samotny w lesie, z takimi upodobaniami :) Jashi, fajnie, że przeczytałaś :)

Nowa Fantastyka