- publicystyka: Wehikuł czasu [SIERPNIOWIEC 2013]

publicystyka:

Wehikuł czasu [SIERPNIOWIEC 2013]

 

Podobno kleszcz potrafi trwać w hibernacji dwa lata. Czeka na okazję, przepuszczając co pomniejsze kąski, by wreszcie dokonać skoku życia. Moje wyjście do kina przypomina zwlekanie pajęczaka. Z powodzeniem i bez żalu omijam większą część repertuaru, wypatrując konkretnych produkcji. Takim właśnie smacznym kąskiem jest okładkowe Elizjum z Mattem Damonem. Po Dystrykt 9, gdzie obserwowaliśmy wścibskiego urzędnika przepoczwarzającego się w robala, pora na kolejną konfrontację władza – reszta świata. Reżyser Neil Blomkamp znów bierze na warsztat temat niesprawiedliwości, używając do tego mocnego kontrastu i przenosząc w przyszłość. W Elizjum zobaczymy jak wkurzony gość próbuje zmierzyć się z systemem. Jak dla mnie, zapowiada się niezmiernie ciekawie. Dokładne streszczenie fabuły, plus kilka ciekawostek, o samym reżyserze, prezentuje Jan Żerański w artykule Droga do Elizjum.

 

Przenieśmy się do lat osiemdziesiątych. Kino sandałowe czyli wspomnień czar. Andrzej Kaczmarczyk w artykule Spotkania z Łowcą Śmierci przypomina, o kultowej serii sprzed lat. Dałam się ponieść i spojrzałam wstecz, przywołując w myślach Herculesa, Xenę – Wojowniczą Księżniczkę, Władcę Zwierząt i kilka innych produkcji. Komu nie dane było zasmakować tych czasów, niech żałuje. Dwie strony dalej sympatia do Kevina Sorbo i Lucy Liu gwałtownie wzrasta. Nocni Łowcy czy Piękne istoty, obecne produkty, które pochłaniają młode dusze, okropnie spłycają fantastykę, wykorzystując ją do tworzenia platonicznych związków. Niewiele w tym sensu, powabu wcale. Czynienie z wampirów, wilkołaków i innych stworów, ekskluzywnego partnera, którego mają zazdrościć nam koleżanki, jakoś mi nie leży.

 

Jeszcze chwila dla wampira. Felieton Łukasza Orbitowskiego, a w nim kilka słów o horrorze komediowym na przykładzie filmu The Revenant. Szczęśliwie się składa, że film widziałam, mogę więc dorzucić swoje trzy grosze. Bo i zgadzam się i nie zgadzam. Owszem, można połączyć komedię z horrorem, ale wyłącznie w jedną stronę. Jeśli w filmie grozy pojawi się choć odrobina komedii, strach automatycznie idzie do piachu. I choćby nie wiadomo jak krwawą jatkę zaserwować na koniec, nie ma szans, żeby finał wziąć na poważnie. Fajnie, że Łukasz odkopał właśnie ten film, wart obejrzenia, by przypomnieć sobie, kim właściwie jest wampir.

 

Aby płynnie przenieść się z filmu do literatury, posłużę się dorobkiem Richarda Mathesona. Tymoteusz Wronka w swoim Był legendą, wspomina, wracając do samego początku, karierę pisarza i scenarzysty. Niestety, zarówno osoba Mathesona jak i jego dorobek będą już zawsze ujmowane przez pryzmat przeszłości i wspomnień. Ale to na światowym froncie, a co u nas? Konwentowo, o czym raczył przypomnieć naczelny, a także uroczyście, bo już niebawem wręczenie literackiej nagrody im. Janusza A. Zajdla. Nagrody jeszcze nie przyznano, a nad podium już nagromadziły się czarne chmury. Niewesołe prognozy emituje Jerzy Rzymowski w sugestywnie zatytułowanym felietonie Zajdel Zaniedbany. Bardziej refleksyjnie ugryzł temat Maciej Parowski w swoim Dlaczego Zajdel jest królem. Człowiek, który sam tworzył historię, z powodzeniem i autentyzmem może o niej opowiedzieć, przy okazji zahaczając o socjologię i Zajdla.

 

Druga persona po Richardzie Mathesonie, którą możemy zobaczyć na łamach NF, to Anna Kańtoch. Pisarkę wezwano na dywanik i odpytano ze wszystkiego po trochu. Autorka Przedksiężycowych w rozmowie z Joanną Kułakowską opowiada między innymi o tym czym różni się literatura męska od damskiej. Bo owszem, różnice są i, niestety, dyskwalifikują większość pań. Na czym rozbieżność polega, dokładniej tłumaczy Anna Kańtoch.

 

Niedawno miałam okazję poznać bibliotekę od strony zaplecza. Jak w takich sytuacjach bywa, dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, między innymi tego, że półka z fantastyką dostarcza instytucji nie lada kłopotów. Wszystko przez masę niekończących się opowieści. Sagi, sagi, wielotomowe sagi. Trudno skompletować, a czytelnikom nie łatwo doczytać, czekając na kolejne części w kolejce. Spoglądając do działu z recenzjami, cóż widzimy? Na dwanaście propozycji, osiem tytułów to kontynuacje lub zaczątek sagi. Z czego dwie, spośród dwunastu, to zbiory opowiadań i szortali (gratulacje DJ’u!). A przecież na tym się nie kończy, bo zjawisko sięga kina, tv, a ostatnio również portalu. Obserwując ten trend coraz trudniej śmiać się z Mody na sukces.

 

I nawet w dziale z opowiadaniami znalazł się Epizod Siódmy. Na szczęście wybryk należy do prozy zagranicznej. Oryginalność tego tekstu odbiła się ode mnie jak książka od analfabety. Niby chciałabym, generalnie jestem zaintrygowana, ale po krótkiej chwili odpuszczam. Co jest nie tak? Próbowałam tego dociec i myślę sobie, że przy kiepskiej treści żadna forma nie pomoże. Największe rozczarowanie numeru.

 

Pieśń o śmierci i śniegu, to druga zagraniczna wycieczka w przeszłość. Niesłychanie rozbudzające wspomnienia opowiadanie. Wciągnęło po uszy i wrzuciło do lat młodzieńczych, gdzie książki w księgarni kosztowały dwadzieścia kilka złotych i w miesiącu mogłam kupić sobie kilka za kieszonkowe. Biały Kieł, Włóczęgi Północy, czasy kiedy James Oliver Curwood i Jack London niepodzielnie królowali na moich półkach. Do takich wspomnień i lektur zabrał mnie Laird Barron. Na Alaskę, wyścigi huskych, mróz… Z autentycznym żalem doczytałam ostatnie zdanie, będące perełką numeru.

 

W prozie polskiej rozlegle, od inspiracji ludowych, przez historyczne, aż po wschodnie. Z opowiadań rodzimych zacznę od Sztuki w zaścianku Jakuba Małeckiego. Tekst niezwykły, bo inspirowany obrazem. Przyznam, że to jedyne, co zrobiło na mnie wrażenie (chwała MC, że o tym wspomniał!). Możliwe, że zaczytując się w książkach fantasy, po prostu zardzewiałam i jestem nieczuła nawet na najbardziej poruszającą historię tego typu. Świadomość ta zasmuciła mnie bardziej niż tekst. Choć jak ma się do tego fakt, że niedawno na portalu ukazało się opowiadanie o czarownicach, które absolutnie mnie urzekło?

 

Opowiadanie Archiwum – co uzasadnione, przeniosło mnie do Dwudziestolecia Międzywojennego. Medaliony Zofii Nałkowskiej, Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall, czasy szkolnej ławki i matury. Nie zachowałam w pamięci tych historii, ale pamiętam uczucia jakie towarzyszyły czytaniu. Adam Przechrzta, niczym hipnotyzer, przywołał wszystko na nowo, swą magią przywrócił tamte chwile.

 

Kolejne wyróżnione opowiadanie z konkursu NF nie przebiło Skomplikowanej Ciemności. Choć Uczeń Abdulla Al. Hazreda również niesie ze sobą egzotyczny powiew, nie dociera do mnie tak szerokim strumieniem, jak opowiadanie Lucyny Grand. Długo zastanawiałam się, dlaczego tak jest. Być może przyciężkawy początek, za który zabierałam się kilka razy. Ale fabuła, gdyby mnie wciągnęła, zagłuszyłaby niemiłe wrażenie. Widać tekst nie oszołomił, choć aż roi się w nim od pomysłów. Mimo to jestem pewna, że Uczeń Abdulla Al. Hazreda znajdzie swych wyznawców.

 

Poczytałam opowiadania, przyszedł czas, by spojrzeć do felietonu M.J. Sullivana. Z nadzieją, bo przecież on podpowiada co robić, by pisać tak, jak ci na stronach poprzednich. Zajrzałam, a tu niespodzianka! Sullivan wyczerpał się jako poradnik i gładko przeszedł w tryb pamiętnika. Czyżby zachęcając do zapoznania się z poradami S. Kinga żegnał się w ten sposób z czytelnikami? Mówił: Co wiedziałem, powiedziałem, utrwalcie to sobie razem z Kingiem? Najpewniej czas pokaże.

 

Na koniec przyznam się do czegoś. Idąc za złotą myślą Rafała Kosika, mówiącą o tym, że nie można być ekspertem od wszystkiego, z czystym sumieniem ominęłam artykuł O powstawaniu (mechanicznych) gatunków. Nie będę udawać, że cokolwiek zrozumiałam, tak jak nigdy nie udawałam, że potrafię rozgryźć hieroglify zapisywane na tablicy przez matematyków. Swoją drogą lekcje te do dziś mi się śnią. Podobnie mogłabym potraktować Smokiem i steampunkiem, artykuł reklamowy gry Divinity: Dragon Commandrer. Jeśli chodzi o gry, przystaję wyłącznie, by cieszyć oko grafiką we wszelkich zapowiedziach i zwiastunach. Karierę gracza zakończyłam na Herosach i Diablo II, co prawdopodobnie nieprędko ulegnie odświeżeniu. Nie mam więc wiele do powiedzenia, choć hasło: wciel się w smoka z odrzutowcem na plecach i radośnie siej zniszczenie –brzmi naprawdę nieźle.

 

Sierpniowy numer NF nie był łatwy. Momentami ciężkostrawny, chwilami za mądry, w większości naszpikowany pułapkami z przeszłości. Rozbudził całą masę wspomnień, zainspirował do odwiedzenia zakurzonych miejsc, do spojrzenia wstecz. Zazdroszczę Maciejowi Parowskiemu, że ma NF, swą własną Myślodsiewnię, do której co jakiś czas wyrzuca nagromadzone myśli.

Komentarze

W Elizjum zobaczymy jak wkurzony gość próbuje zmierzyć się z systemem. Jak dla mnie, zapowiada się niezmiernie ciekawie.   Byłam wczoraj. Film zaczyna się jak moralitet społeczny, ale szybko ewoluuje w strzelankę i nawalanie pięściami (z towarzyszeniem pretensjonalnego wokalu). Nawiasem mówiąc (to a propos artykułu Żerania*), główny bohater wcale nie na raka zachorował, tylko na chorobę popromienną. *sorry za spoufalanie, ale znałam go z forów jako Żerania jeszcze zanim zaczął pisywać do prasy. ;-)

Muszę zajrzeć do tej Pieśni o śmierci… Ostatnie, co mi z sierpniowca zostało. Dałaś radę. ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Przyczepię się do dwóch detali. Bohater "Dystryktu 9" nie był dziennikarzem, tylko urzędnikiem zaangażowanym w przesiedlenie "Krewetek", a "Łowca Śmierci" nie jest serialem tylko cyklem czterech filmów. Dziwi mnie także Twoje podejście do artykułów Wawrzyńca Podrzuckiego. Piszesz "z czystym sumieniem ominęłam artykuł O powstawaniu (mechanicznych) gatunków. Nie będę udawać, że cokolwiek zrozumiałam, tak jak nigdy nie udawałam, że potrafię rozgryźć hieroglify zapisywane na tablicy przez matematyków" – skoro nauki ścisłe są Ci obce, tym bardziej warto zajrzeć do artykułu, w którym autor pisze o trudnych sprawach przystępnym językiem, odległym od szkolnej nudy. Spróbuj, daj mu szansę; wierzę, że warto. :)

Achiko, jutro przyjrzę się ten sprawie z kinowego fotela ;) Na pewno skonfrontuję z Tobą wrażenia!    Koiku, z ręką na sercu, warto.    JeRzy, pierwszy detal poprawiony, dziękuję za czujność, byłam pewna, że gość pracował w redakcji. Zaś drugi, hmmm czy z recenzji wynika, że Łowca Śmierci jest serialem? Dobra, pokombinuję, mam jeszcze chwilkę.  Masz rację, niewiedza powinna motywować do podjęcia próby poznania, gorzej jeśli piszemy na konkurs, wolę odpuścić niż udawać, że jestem ekspertem i pisać głupoty. A później może jeszcze wdać się w dyskusję, z której nic nie zrozumiem ;) Dla siebie, owszem, mogę spróbować. Dziękuję za motywację.

Ach…. to się zakręciłam. JeRzy, nic nie mów ;)

Lucyna Grad, a nie Grand, ale to tylko literówka.

Achiko, masz rację. Elizjum to katastrofa. Aż dziw bierze, że ten sam reżyser zrobił Dystrykt 9. Nie do wiary…

E, ja też byłem przedwczoraj na "Elizjum" i nie narzekam. Rzeczywiście pod koniec w dużym stopniu nawalanka, ale całkiem dobra ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Dobra nawalanka nie jest zła. :) Ja to jak już się wypowiem!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ja dzisiaj obejrzałem, film się nawet podobał, ale akcenty były trochę nie tak rozłożone. Nawalanka w pewnym momencie męczyła, Kruger chyba zbyt przerysowany i jakby z innej bajki, choć ja lubię takie porąbane postacie. Gdyby to wszystko inaczej sklecić, to byłby kolejny klasyk gatunku bo fabularny splot wątków był fajny, emocjonujący, tylko ktoś (scenarzysta, reżyser) nie do końca nad wszystkim zapanował. No to zrecenzowałem :) a miałem ochotę nawet coś więcej napisać, wrzucić może, ale trzy teksty Janka pod rząd,  widoczne na stronie startowej  to już byłaby przesada…

Nowa Fantastyka