- publicystyka: PO DRUGIEJ STRONIE - weird fiction po polsku [recenzja niesponsorowana]

publicystyka:

PO DRUGIEJ STRONIE - weird fiction po polsku [recenzja niesponsorowana]

Z dużą dozą ciekawości czekałem na tę książkę, skupiającą pokłosie dwóch konkursów literackich. Pod tym względem panuje tu zresztą pewien zamęt, dla zwykłego czytelnika trudny do ogarnięcia, ponieważ oprócz tekstów konkursowych znalazły się w tej antologii utwory bardziej znanych autorów, umieszczonych gościnnie. Ale, powiedzmy, mniejsza z tym, a uściślijmy stanowisko redaktorów tejże książki. Miała ona być przełomowym zbiorem opowiadań, dedykowanym trzem wielkim twórcom mało znanego w Polsce gatunku weird fiction – H.P.Lovecraftowi, S. Grabińskiemu i T.Ligottiemu. Z tej trójki z pewnością najlepiej znany jest Lovecraft, więc teraz nie będziemy o nim wspominali. Z kolei współczesny pisarz T.Ligotti, wciąż ledwie zapoznawany, jest uważany za twórcę tzw. "horroru filozoficznego". I wreszcie Stefan Grabiński, nasz rodzimy klasyk opowieści niesamowitych, horrorów czy weird fiction, jak zwał, tak zwał, o tym za chwilę.

 

Grabiński, lwowianin, żyjący w niemal dokładnie tym samym czasie, co samotnik z Providence [choć rzecz jasna nic o sobie nie wiedzieli], nazywany był "polskim Poem", bo w istocie twórczość wielkiego amerykańskiego romantyka wywarła na niego przemożny wpływ. Ale mimo tego opowiadania Grabińskiego odznaczały się niezwykłą oryginalnością, a wypowiadali sie o nim nadzwyczaj pochlebnie najwybitniejsi krytycy literaccy okresu międzywojnia, a w późniejszym czasie – sam Stanisław Lem. Niestety, niewiele to pomogło w recepcji jego twórczości wśród tzw. ogółu, a niewybrednie atakowany był przez osobników mieniących się "elitą intelektualną Galicji Wschodniej", w rzeczywistości sprawiających dziś wrażenie indywiduów o pokracznej, skrzywionej psychice, których sprawiedliwie pokrył na amen kurz historii. A sam Grabiński, pod koniec życia schorowany i już prawie zapomniany przez współczesnych, zmarł w 1936 roku. Nie najlepiej również przedstawiała się recepcja jego niezwykłej twórczości w czasach PRL-u i pierwszych latach III RP, traktowana po macoszemu i lekceważąco przez ówczesnych decydentów. I znów nie pomogło wsparcie wybitnego krytyka Artura Hutnikiewicza, który jednak proroczo napisał, "…że on [Grabiński], będzie przyciągał coraz silniej uwagę czytelnika polskiego […], i wkroczy, choć z wolna, ale pewnie na pola konkurencji światowej."

 

I faktycznie, wszystko wskazuje na to, że po przeszło siedemdzięsięciu latach "polski Poe" znalazł się w kręgu zainteresowań zagranicznych wydawców, a światowym ambasadorem jego spuścizny został znakomity pisarz brytyjski China Mieville, twórca, nomen omen, nowego gatunku new weird. I także u nas, w Polsce [choć to wygląda i śmiesznie, i upokarzająco, niestety], za falą przekładów wyborów opowiadań Grabińskiego w Niemczech, Anglii, USA, Włoszech i Czechach, oraz zachwytów tamtejszej prasy nad odkryciem "nieznanego talentu" z Europy środkowowschodniej, ostatnimi laty znacznie wzrosło zainteresowanie tym niedocenianym pisarzem.

 

I po części skutkiem tego wzrostu zainteresowania jest właśnie ta antologia. Otwiera ją aż kilka wstępów redaktorów i członków jury wspomnianych konkursów, którzy analizują przede wszystkim dość sztucznie brzmiący na gruncie polskim anglosaski termin weird fiction. Jednakże ich rozważania przypominają trochę dzielenie włosa na czworo. W tłumaczeniu tego terminu na nasz język jest to całkiem ładnie brzmiąca "fantastyka grozy", i myślę, jeśli nawet nie do końca oddaje to subtelności i odcienie weird fiction, że to jednak najlepsze wyjście z tego klasyfikacyjnego zamętu. Poza tym jest to dziś praktycznie rzecz biorąc gatunek widmo, podobnie jak realizm magiczny, obsługiwany przez garstkę pisarzy, których odnalezienie jest równie trudne, jak mitycznej ryby skamieliny – latimerii. Ostatnim wstępem [esejem] jest "Współczesne weird fiction w krajach anglosaskich" Sławomira Wielhorskiego. I jest to najciekawszy z esejów [wstępów], wolny wreszcie od smędzenia o właściwościach czy innych wątpliwościach odnośnie weird fiction, a są same konkrety. I o dziwo, autor podaje liczne przykłady twórców parających się tym gatunkiem gdzieś na peryferiach świata i literatury. I chyba zbytecznym jest dodawać, iż ci niewątpliwie interesujący pisarze są dla polskich wydawców i czytelników całkowitym terra incognita.

 

I wreszcie przechodzimy do samych opowiadań. Są one z grubsza podzielone na trzy części, a każdą z nich sygnuje jeden z mistrzów weird fiction. Tak więc pierwsza grupa sześciu utworów dedykowana jest Stefanowi Grabińskiemu. Gościnnie otwiera ją Ł. Orbitowski "Sercem kolei", nawiązującym do słynnego cyklu klasyka, czyli jego "Demona ruchu." I można powiedzieć jedynie, że nasz współczesny czołowy specjalista od straszenia czytelników solidnie odrobił lekcję. Następnie jest "Rubieżyca" T. Połońskiego, długa, ładna stylowo opowieść o obsesjach i demonach, i wreszcie o zagrożeniu czającym się w toni nienazwanego jeziora. To zdecydowanie najlepszy utwór z bloku poświęconego Grabińskiemu, bo dalej jest już znacznie gorzej. "Wspólna podróż" Renaty Majgier, nieporadna językowo, z wieloma błędami, nie przedstawia się ciekawie. I tu trzeba parę przykrych słów napisać o redakcyjnej stronie książki. A mówiąc ściślej, nic nie da się napisać, bo redakcja i korekta tu zwyczajnie nie istnieją. Można odnieść wrażenie, iż opowiadania prezentowane są tu w takim stanie, w jakim przygotowywali je i wysyłali sami autorzy.

 

"Ogniomistrz" Chojnackiego nawiązuje już do innego cyklu Grabińskiego, a konkretnie do jego genialnej "Zemsty żywiołaków". Opowieść, trzeba przyznać, jest tym razem sprawnie napisana, choć o trochę nieprzekonywującej, niejasnej końcówce. Ten blok tekstów wieńczy "Uśmiech Zuzy" R. Wojtyńskiego, raczej malarza niż pisarza, którego należy pochwalić nie za to opowiadanie, staromodne i eleganckie w formie, lecz dość sztampowe, a za namalowanie wspaniałej okładki.

 

Następna partia sześciu utworów jest, ale tylko umownie, jak sądzę, przypisana T. Ligottiemu, słabo jeszcze w Polsce znanemu. To najsłabsza część książki, zawierająca teksty niemal bez wyjątku bardzo kiepskie. Może nieznacznie wychyla się ambitna, mroczna "Fikcja na ulicy Krzywej" P. Matei, w moim odczuciu – o dużym potencjale, ale mocno niedopracowana, pełna zupełnie niepotrzebnego, mętnego pseudofilozofowania. Innym, trochę nietypowym wyjątkiem, jakby przyplątanym tu przypadkowo jest "Wojna" Wojciecha Guni, mająca coś z poetyki Brunona Schulza czy Cortazara, ale na pewno nie horroru.

 

Dochodząc do tego miejsca, czyli do ostatniego bloku ośmiu tekstów, dedykowanych H.P.L.-owi, czytelnik może poczuć lekkie zaniepokojenie, a nawet zdegustowanie ogólnie niezbyt wysokim poziomem prac. Bo takie "dzieła", jak "Paznokcie" Wesołowskiego, "Dualizm" Kyrcza czy "Żart" Zalewskiego nie powinny się ukazać ani w tej, ani w żadnej innej antologii, i najlepiej byłoby jak najszybciej o nich zapomnieć, co zresztą przychodzi bez trudu.

 

Na szczęcie ta ostatnia część prezentuje się dość przyzwoicie. Wyłamuje się z niej tylko "21.12.2012" Dąbrowskiego, autora legitymującego się już pokaźnym dorobkiem i wieloma zagranicznymi publikacjami, w co właściwie trudno uwierzyć , albowiem opowiadanie to, banalne i o wtórnym pomyśle jest wręcz żałośnie słabe.

 

Pozostali autorzy jednak wykorzystali szansę i swój potencjał. "Śnienie" M.Kopacza jest, jak przystało na dobre lovecraftowskie opowiadanie, mroczne i napisane z dużą kulturą języka, choć brakuje w nim trochę napięcia. "Pocztówki z głębi" M.Podlewskiego to równie mroczna, ale i intrygująca science fiction, a Magdalena Knedler "W labiryncie Sapmi" zabiera nas na śnieżne, mroźne pustkowia. To najlepsze opowiadania z tego bloku tematycznego, jak i całej antologii, obok "Serca kolei" Orbitowskiego i "Rubieżycy" Połońskiego.

 

Czy ta piątka tekstów to przełom w nowej polskiej fantastyce? Wydaje mi się, że to nieco za mało, ostatecznie żaden z nich nie zwala z nóg. Ale na pewno cieszy to, iż jest to jakieś odejście od krwawego, szablonowego horroru, a postawienie na klimat, niesamowitość czy wreszcie przypomnienie sobie, jak niegdyś pisali klasycy trgo gatunku. I pod tym względem inicjatywa niszowego wydawnictwa Agharta jak najbardziej zasługuje na uznanie.

 

PO DRUGIEJ STRONIE [weird fiction po polsku]

 

Wydawnictwo Agharta

 

KRAKÓW 2013

Komentarze

Melduję, że przeczytałem i podobało mi się. Pamiętam ten konkurs. Chyba ze setka osób się zgłosiła, to pomyślałem sobie, że ci wybrani coś tam jednak do antologii wniosą. :/ Dobrze, że coś się w polskim New weird (weird fantasy) dzieje i oby działo się corazlepiej. Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Fajna recenzja, po której niestety raczej nie kupię recenzowanego dzieła, chyba, że znajdę je gdzieś w bibliotece. Sama idea reaktywacji tego nurtu jest jak najbardziej chwalebna. Weird fiction, a następnie jego nowoczesna wersja new weird to zdecydowanie nurty warte większej uwagi i zinteresowania. Sam wielbię nowa odmiane tego nurtu i łykam wszystko w ciemno, choć stara wersja równiez jest mi znana i również jestem jej zwolennikiem. Sam nawet poracuję nad tekstem z nurtu new weird, więc wiem o czym mówię ;). Oby wiecj takich dzieł, lecz bardziej profesjonalnych.

"I needed to believe in something"

Dzięki za opinie. Jeśli chodzi o ścislość, to konkursów bylo dwa, jeden osobno  dedykowany Grabińskiemu, a drugi wszystkim trzem klasykom. Wiem o tym, bo sam w nich uczestniczylem…  – junior 13 – w bibliotece raczej nie znajdziesz. Agharta to naprawdę malutkie wydawnictwo, a ich książki można nabyć wylącznie przez internet.

No to się wyjasniło, że chyba jednak nie będzie mi dane przeczytać ;)

"I needed to believe in something"

A ja mimo to dam tej antologii szansę (lub dam się nabić w butelkę, zobaczymy). Pomijając już fakt, że są tam teksty moich znajomych, zamierzam po prostu wesprzeć tak pozytywną inicjatywę. Nawet jeśli jej jakość nie powala na kolana, sam fakt stworzenia czegoś innego od "fabryko-słownej pulpy" zasługuje na respekt.

No tak, w końcu jest tam – może kogoś to zaciekawi, bo tyle szumu było o konkursie NF – zdobywcy pierwszej nagrody tego konkursu – opowiadanie M. Podlewskiego, i kto wie, czy nie najlepsze, pwenie by wielu za takie je uznało.

Nowa Fantastyka