Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Mam tu kawałek mojego tekstu. Chciałbym go wam pokazać, żeby się trochę sprawdzić zanim będę pisał dalej. No i oczywiście uniknąć brnięcia w coś, co może być katastrofą.
Słońce już zachodziło, kiedy do Zachodniego Portu przybił Fildrogh, ogromny ciemno-drewnianej barwy, stary statek. Rzucono liny, zapanował gwar towarzyszący rozładunkowi i zejściu na pokład. Na pomoście zaraz pojawili się najróżniejsi ludzie. Od małych wygłodniałych pomocników marynarzy biegnących, żeby chwycić przy rozładunku trochę złota na następny dzień, do wielkich dostojników w lektykach, którzy niesieni do miasta wysyłali przed sobą chłopców po zaprzęgi i rezerwacje miejsc w gospodach. Kiedy opadł już pierwszy pył rozbieganego tłumu małych chłopców pojawił się tam tajemniczy mężczyzna na koniu. Miał na sobie ciemno zielony płaszcz z głębokim kapturem. Jechał powoli w stronę bramy miasta. Niewzruszony powoli przedzierał się przez tłum ludzi udających się na spoczynek po ciężkim dniu pracy. Jego koń parsknął niecierpliwie, kiedy zbliżyli się do wyjścia z miasta. Jeździec spokojnie, ignorując pytania strażników i zaczepki panienek portowych wyjechał poza bramę. Tam skierował się gościńcem na północ, spiął mocno konia i pogalopował przez siebie. Nie czuł zmęczenia. Spał całą drogę, a koń był doskonale przygotowany na całonocną jazdę. Rano zatrzymał się, żeby dać odpocząć zwierzęciu i coś zjeść. Miał przed sobą jeszcze 2 dni drogi. Wieczorem wymienił konia i jechał całą noc. Sakiewka zrobiła się lżejsza, co przyjął z ulgą, bo nie obijała mu się już tak mocno o biodro. Następnego dnia rano stanął przed Klasztorem, ostatnim przyczółkiem przed pasmem gór i jednym z trzech miejsc, w których można znaleźć wyznawców Jedynego. Spojrzał na wschód. Na horyzoncie rozciągała się Wielka Puszcza Kontynentu, a z nią Wielka Ciemność. Te dwie rzeczy napawały go lękiem. Nie tylko jego. Podobno nie da się wyjść z poza granicy Wielkiej ciemności, a przynajmniej nie ma nikogo, komu by się to udało.
Tego ranka jeszcze jedna osoba patrzyła z bliska na Klasztor. Był to lekko ubrany, chudy chłopak o ciemnych włosach. Na ramieniu miał torbę a w ręku dwa sztylety. Stał na skraju lasu wpatrując się w wysokie na półtorej drzewa mury okalające budynki Klasztoru. Wykonane były z czerwonej cegły, wzmocnionej słabą zaprawą. Uśmiechnął się do siebie. Oszczędność i lenistwo robotników ułatwi mu zadanie. Spojrzał na drogę. Jakiś posłaniec zbliżał się do klasztoru. Cofnął się trochę w las, żeby pozostać niezauważonym. Strażnicy wpuścili go do środka i zamknęli bramy.
Poza tym, że liczebniki zapisujemy słownie, a do rzeczowników rodzaju nijakiego stosujemy półtora, a nie półtorej, trudno powiedzieć cokolwiek o takim skrawku tekstu. Za krótkie, żeby ocenić umiejętności konstruowania fabuły, za krótkie żeby ocenić warsztat...
Pomysł faktycznie ciężko ocenić, z racj tego, że go jeszcze nie widać. Za to niektóre słowa nie pasują mi, zgrzytają - nie będę wskazywać które, bo to przypominało by sytuację gdy ślepy prowadzi głuchego. Na plus zaliczam, że póki co nie zanudzasz czytelnika epickim opisami przyrody.
Zanudzenie czytelnika przegadanymi opisami w dwóch akapitach tekstu byłoby nie lada wyczynem ;)
Ale --- to już wygląda na katastrofę.
Ciężko cokolwiek doradzić po tak krótkim (aczkolwiek pełnym obrazów) fragmencie. :) Dwóch gości, dwa sztylety i ciemno-drewnianej barwy stary statek (tyle zapamiętałem). :) Ja nie brnąłbym tak w te szczegóły, ale to pewnie kwestia gustu. Taki natłok opisów na starcie może odstraszyć.
A co dalej?
No i taki kiksik wyłapałem: "Spojrzał na drogę. Jakiś posłaniec zbliżał się do klasztoru. Cofnął się trochę w las, żeby pozostać niezauważonym. Strażnicy wpuścili go do środka i zamknęli bramy." -- Z kontekstu wiadomo kto się cofnął, a kogo wpuścili, ale ze zdań... :)
Wklej więcej, zajrzę.
Pozdrawiam.
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Sa bledy. Ale nic wiecej nie napisze. Za malo. Daj wiecej tekstu. Najlepiej cale opowiadanie. Wtedy wypowiem sie obszerniej.
PS. Przepraszam za brak polskich znakow.
Stał na skraju lasu wpatrując się w wysokie na półtorej drzewa mury okalające budynki Klasztoru. Wykonane były z czerwonej cegły, wzmocnionej słabą zaprawą. ---> O "półtorej" już było powyżej. Jaka to miara, półtora drzewa? W tym świecie wszystkie dorastają do tej samej, znormalizowanej wysokości? Co było wykonane z czerwonej cegły? Drzewa, mury okalające Klasztor czy budynki Klasztoru? Niedbała, nieprzemyślana składnia pozwala na każdą interpretację... Brak przecinka przed imiesłowem.
Rzucono liny, zapanował gwar towarzyszący rozładunkowi i zejściu na pokład. ---> Rozpoczęli rozładunek pomimo zapadajacego zmierzchu? Całe miasto (co sugerują następne zdania) zbiegło się, by zejść na pokład Fildrogha?
Nie czarujmy się: słabo. Fragment jest za krótki, by kusić się cokolwiek więcej powiedzieć, ale sposób pisania sukcesu nie wróży.
Zgadzam się z przedmówcami. Za mało, by cokolwiek wywnioskować, dość by uznać, że sposób pisania jest chaotyczny. Adam to ładnie pokazał. Miasto szykuje się spać, ale wszyscy mieszkańcy jednocześnie walą do portu, by obejrzeć statek? I tak dalej.
Koń galopował całą noc i nie padł ze zmęczenia? I jakoś wątpię, by ktokolwiek z ulgą przyjmował to, że sakiewkę ma lżejszą, niech sobie ją upnie tak, by się nie obijała...
Poza tym warto podzielić tekst na akapity, bo wtedy łatwiej się czyta - a tak wrzucasz w jeden dłuższy fragment mnóstwo niekoniecznie związanych ze sobą informacji.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
A ja chciałbym wiedzieć, co to jest ciemno-drewniana barwa. Drewno może mieć różne barwy, poza tym zgrzyta frazeologia.