- Opowiadanie: marg - Władcy - pierwsza próbka

Władcy - pierwsza próbka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Władcy - pierwsza próbka

Mam tu kawałek mojego tekstu. Chciałbym go wam pokazać, żeby się trochę sprawdzić zanim będę pisał dalej. No i oczywiście uniknąć brnięcia w coś, co może być katastrofą.

 

 

 

 

 

Słońce już zachodziło, kiedy do Zachodniego Portu przybił Fildrogh, ogromny ciemno-drewnianej barwy, stary statek. Rzucono liny, zapanował gwar towarzyszący rozładunkowi i zejściu na pokład. Na pomoście zaraz pojawili się najróżniejsi ludzie. Od małych wygłodniałych pomocników marynarzy biegnących, żeby chwycić przy rozładunku trochę złota na następny dzień, do wielkich dostojników w lektykach, którzy niesieni do miasta wysyłali przed sobą chłopców po zaprzęgi i rezerwacje miejsc w gospodach. Kiedy opadł już pierwszy pył rozbieganego tłumu małych chłopców pojawił się tam tajemniczy mężczyzna na koniu. Miał na sobie ciemno zielony płaszcz z głębokim kapturem. Jechał powoli w stronę bramy miasta. Niewzruszony powoli przedzierał się przez tłum ludzi udających się na spoczynek po ciężkim dniu pracy. Jego koń parsknął niecierpliwie, kiedy zbliżyli się do wyjścia z miasta. Jeździec spokojnie, ignorując pytania strażników i zaczepki panienek portowych wyjechał poza bramę. Tam skierował się gościńcem na północ, spiął mocno konia i pogalopował przez siebie. Nie czuł zmęczenia. Spał całą drogę, a koń był doskonale przygotowany na całonocną jazdę. Rano zatrzymał się, żeby dać odpocząć zwierzęciu i coś zjeść. Miał przed sobą jeszcze 2 dni drogi. Wieczorem wymienił konia i jechał całą noc. Sakiewka zrobiła się lżejsza, co przyjął z ulgą, bo nie obijała mu się już tak mocno o biodro. Następnego dnia rano stanął przed Klasztorem, ostatnim przyczółkiem przed pasmem gór i jednym z trzech miejsc, w których można znaleźć wyznawców Jedynego. Spojrzał na wschód. Na horyzoncie rozciągała się Wielka Puszcza Kontynentu, a z nią Wielka Ciemność. Te dwie rzeczy napawały go lękiem. Nie tylko jego. Podobno nie da się wyjść z poza granicy Wielkiej ciemności, a przynajmniej nie ma nikogo, komu by się to udało.

 

Tego ranka jeszcze jedna osoba patrzyła z bliska na Klasztor. Był to lekko ubrany, chudy chłopak o ciemnych włosach. Na ramieniu miał torbę a w ręku dwa sztylety. Stał na skraju lasu wpatrując się w wysokie na półtorej drzewa mury okalające budynki Klasztoru. Wykonane były z czerwonej cegły, wzmocnionej słabą zaprawą. Uśmiechnął się do siebie. Oszczędność i lenistwo robotników ułatwi mu zadanie. Spojrzał na drogę. Jakiś posłaniec zbliżał się do klasztoru. Cofnął się trochę w las, żeby pozostać niezauważonym. Strażnicy wpuścili go do środka i zamknęli bramy.

Koniec

Komentarze

Poza tym, że liczebniki zapisujemy słownie, a do rzeczowników rodzaju nijakiego stosujemy półtora, a nie półtorej, trudno powiedzieć cokolwiek o takim skrawku tekstu. Za krótkie, żeby ocenić umiejętności konstruowania fabuły, za krótkie żeby ocenić warsztat...

Pomysł faktycznie ciężko ocenić, z racj tego, że go jeszcze nie widać. Za to niektóre słowa nie pasują mi, zgrzytają - nie będę wskazywać które, bo to przypominało by sytuację gdy ślepy prowadzi głuchego.  Na plus zaliczam, że póki co nie zanudzasz czytelnika epickim opisami przyrody.

Zanudzenie czytelnika przegadanymi opisami w dwóch akapitach tekstu byłoby nie lada wyczynem ;)

     Ale --- to już wygląda na katastrofę. 

Ciężko cokolwiek doradzić po tak krótkim (aczkolwiek pełnym obrazów) fragmencie. :) Dwóch gości, dwa sztylety i ciemno-drewnianej barwy stary statek (tyle zapamiętałem). :) Ja nie brnąłbym tak w te szczegóły, ale to pewnie kwestia gustu. Taki natłok opisów na starcie może odstraszyć.
A co dalej?

No i taki kiksik wyłapałem: "Spojrzał na drogę. Jakiś posłaniec zbliżał się do klasztoru. Cofnął się trochę w las, żeby pozostać niezauważonym. Strażnicy wpuścili go do środka i zamknęli bramy." -- Z kontekstu wiadomo kto się cofnął, a kogo wpuścili, ale ze zdań... :)
Wklej więcej, zajrzę.
Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Sa bledy. Ale nic wiecej nie napisze. Za malo. Daj wiecej tekstu. Najlepiej cale opowiadanie. Wtedy wypowiem sie obszerniej.

PS. Przepraszam za brak polskich znakow.

Stał na skraju lasu wpatrując się w wysokie na półtorej drzewa mury okalające budynki Klasztoru. Wykonane były z czerwonej cegły, wzmocnionej słabą zaprawą.  ---> O "półtorej" już było powyżej. Jaka to miara, półtora drzewa? W tym świecie wszystkie dorastają do tej samej, znormalizowanej wysokości? Co było wykonane z czerwonej cegły? Drzewa, mury okalające Klasztor czy budynki Klasztoru? Niedbała, nieprzemyślana składnia pozwala na każdą interpretację... Brak przecinka przed imiesłowem. 

Rzucono liny, zapanował gwar towarzyszący rozładunkowi i zejściu na pokład. ---> Rozpoczęli rozładunek pomimo zapadajacego zmierzchu? Całe miasto (co sugerują następne zdania) zbiegło się, by zejść na pokład Fildrogha?  

Nie czarujmy się: słabo. Fragment jest za krótki, by kusić się cokolwiek więcej powiedzieć, ale sposób pisania sukcesu nie wróży.

Zgadzam się z przedmówcami. Za mało, by cokolwiek wywnioskować, dość by uznać, że sposób pisania jest chaotyczny. Adam to ładnie pokazał. Miasto szykuje się spać, ale wszyscy mieszkańcy jednocześnie walą do portu, by obejrzeć statek? I tak dalej.

Koń galopował całą noc i nie padł ze zmęczenia? I jakoś wątpię, by ktokolwiek z ulgą przyjmował to, że sakiewkę ma lżejszą, niech sobie ją upnie tak, by się nie obijała...

Poza tym warto podzielić tekst na akapity, bo wtedy łatwiej się czyta - a tak wrzucasz w jeden dłuższy fragment mnóstwo niekoniecznie związanych ze sobą informacji.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A ja chciałbym wiedzieć, co to jest ciemno-drewniana barwa. Drewno może mieć różne barwy, poza tym zgrzyta frazeologia.

Nowa Fantastyka