- Opowiadanie: MarcinKasica - OSTATNIA AKCJA DZIADKA MROZA (+ audiobook)

OSTATNIA AKCJA DZIADKA MROZA (+ audiobook)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

OSTATNIA AKCJA DZIADKA MROZA (+ audiobook)

 

 

Dziadek Mróz z niesmakiem wyłączył kolorowy telewizor marki rubin. Kilka miesięcy temu zakupił do niego antenę satelitarną i na początku wydawało mu się, że była to świetna decyzja. Obraz trochę śnieżył, ale siwobrody staruszek był ostatnią osobą, której mogło to przeszkadzać. Wszak śnieg był nierozerwalnie z nim związany i stanowił podstawę jego tożsamości.

 

Cóż może robić, na co dzień Dziadek Mróz, skoro potrzebny jest tylko przez jedną noc w roku? Ileż można cerować dziury w kożuchu, zelować walonki, czy podglądać Śnieżynkę w czasie kąpieli w bani? Nudy na pudy jak u babci Ludy.

 

Telewizja satelitarna, z całym swoim dobrodziejstwem wieczornych seansów, była dla dziadka wybawieniem. Siadał w fotelu, zdejmował z głowy uszatkę, nabijał machorką drewnianą fajkę i włączał swoją ulubioną stację RTL. Na ekranie telewizora sympatyczna Heidi przeżywała swoje bawarskie przygody a staruszek posapywał z radości, że dożył takich czasów. I choć psioczył często, że pierestrojka zabrała mu sens egzystencji, na widok pełnych piersi monachijskich dziewcząt zapominał na chwile o swoich zgryzotach.

 

Dziś jednak, kolorowy rubin uraczył go obrazkiem, który sprawił, że dziadowinę zalała krew. Na ekranie telewizora prężył się jowialny staruszek w czerwonym kubraku. W otoczeniu półnagich dziewcząt popijał z butelki coca-colę. Miał worek pełen prezentów, nowoczesne sanie zaprzężone w osiem wspaniałych reniferów, sympatyczna gębę i doskonale utrzymaną, białą brodę.

 

– Job twoja mać!- wymamrotał do siebie Dziadek Mróz i ze złości zabił pluskwę, która wędrowała po poręczy fotela. – Co za skurwij syn sobaczy próbuje się pode mnie podszywać!? O, niedoczekanie twoje czerwony clownie! Nie myśl że ci to ujdzie na sucho! Jest jeden Died Maroz!

 

Starcem zatrzęsło z nerwów. Dla uspokojenia łyknął haust gorzałki i klnąc jeszcze pod nosem krzyknął w stronę kuchni.

 

– Śnieżyna! Zaprzęgaj kobyły do trojki. Wyruszamy!

 

 

 

*

 

Grigorij Sochaszwili był emerytowanym oficerem KGB. Zwolniono go ze służby w czasie reform Gorbaczowa. Oficjalnie z powodu podeszłego wieku, nieoficjalnie ze względu na słabość do młodych funkcjonariuszy. Nadmiar wolnego czasu spędzał, jak większość Rosjan -na działce, gdzie miał zakamuflowaną destylarnie spirytusu. Znajomi wołali na niego Gristka, czego szczerze nie znosił, bo rymowało mu się z pizdka. Nie był wielkim znawcą poezji, potrafił raptem wyrecytować kilka strof z Majakowskiego i przeczytał kiedyś zbiór myśli Sofronowa. Był jednak wyczulony na rym na tyle, że czuł nieprzyjemny dysonans łącząc zdrobnienie swojego imienia z włochatą częścią kobiecego ciała. Usłyszawszy więc, dudnienie do drzwi i niski, męski głos krzyczący: „ Gristka otwórz! Wiem, że tam jesteś”, były funkcjonariusz służb specjalnych poczuł irytację.

 

Rozpoznał niemal natychmiast, kto stoi po drugiej stronie wejścia. Znał ten głos jeszcze z czasów służby w komitecie bezpieczeństwa. Pamiętał , że nie było w historii KGB lepszego informatora. Czyż można wyobrazić sobie bardziej doskonałego, tajnego współpracownika od kogoś, kto w całym Związku Radzieckim zna wszystkich obywateli? Nie! Dlatego Grigorij Sochaszwili był w stanie zapomnieć na chwilę o gristkopizdkowej poetyce swojego imienia. Wstał i otworzył drzwi.

 

– Jak kocham Lenina! Co za niespodzianka! Dziadek Mróz we własnej osobie!

 

*

 

Śnieżynka czekała przy trojce. Nakarmiła konie obrokiem i rozglądała się po okolicy. Sanie Dziadka Mroza wyglądały kuriozalnie na tle moskiewskiego krajobrazu. Dziewczyna przywykła już do pełnych drwiny spojrzeń przechodniów. W futrzanym kubraku, walonkach i uszatce na głowie wyglądała jak miss Kamczatki. Cóż, taka robota. Z zazdrością jednak obserwowała przechodniów. Co rusz jakaś kobieta kłuła ją w oczy sobolim futrem, płaszczykiem z wielbłądziej wełny, bądź szalem z lisa. Z moskwicza wysiadła damulka w butach do połowy łydki, obszytych futerkiem z jakiegoś egzotycznego kota. Pełna elegancja i przepych. Śnieżynka odwróciła głowę. Czasami lepiej nie patrzeć, by uniknąć niepotrzebnej frustracji. A ci miastowi mężczyźni! Wysocy, przystojni, pełni galanterii. Co za styl, ileż w nich męskiego szarmu! Do dziewczyny docierał powoli fakt, że za długo przebywała w odosobnieniu. Śliniący się staruszek, podglądający ja przy każdej okazji, w żaden sposób nie był w stanie zaspokoić towarzyskich potrzeb młodej pomocnicy. Nie tylko Dziadek Mróz oglądał telewizję satelitarną. Kolorowy świat zachodu działał na wyobraźnię. Pokazywał, że można żyć inaczej. Lepiej.

 

Dziewczyna podeszła do zaparkowanej nieopodal czarnej wołgi. Spojrzała na swoje odbicie w szybie. Spięła paskiem kubrak w talii i wypięła do przodu sporych rozmiarów piersi. Zdjęła z głowy czapkę uszatkę i rozpuściła warkocz. Spodobała się sobie w takim wydaniu. „Koniec bycia kocmołuchem” – pomyślała i potarła dłońmi policzki, by wyglądały na bardziej rumiane.

 

*

 

-Twoje sanie chyba właśnie odjeżdżają – zauważył Sochaszwili , zapalając przy oknie biełomorkanała bez filtra. Gęsty dym wypełnił pokój. Dziadek Mróz poderwał się znad stołu i podbiegł do parapetu. Chwilę wpatrywał się w znikającą za zakrętem trojkę.

 

– To tylko Śnieżynka – powiedział. – Pewnie znowu poczuła się urażona, że musi czekać na dworze. Baby mają swoje humory. Szczególnie te młode. Taki podlotek myśli, że zjadł wszystkie rozumy świata. A tak na marginesie, nie uwierzysz ale ostatnimi czasy bardzo urosły jej cycki.

 

Zarechotali obaj. Gristka cienkim dyszkantem partyjnego aparatczyka a dziad tubalnym basem postawnego mężczyzny. Były oficer skończył palić papierosa i sięgnął dłonią za zasłonę.

 

-To może, skoro ona szybko nie wróci – powiedział wyciągając zza kotary butelkę koniaku – walniemy sobie po lampeczce. Gruziński, trzydziestoletni, dojrzewał w beczce za najlepszych czasów.

 

Mówiąc to, mrugnął znacząco i wlał bursztynowy płyn do kieliszków.

 

– Za błędy i wypaczenia – wzniósł toast. – Za generalissimusa, który wiedział jak ten kraj trzymać za mordę.

 

Wypili duszkiem, nie czekając aż koniak nabierze aromatu pod wpływem ciepła dłoni.

 

– A teraz– powiedział Sochaszwili– możesz mi spokojnie opowiedzieć o tym, co cię do mnie sprowadza.

 

*

 

Śnieżynka cięła batem z takim zapałem, że sanie wzbiły się w powietrze na pierwszym, prostym odcinku drogi. Frunęła nad miastem, bez opamiętania okładając rzemieniem końskie zady. Wiedziała, że jeśli rozpędzi trojkę do odpowiedniej prędkości, pojazd stanie się niewidoczny nawet dla wojskowych radarów. W dole, jak małe świetlne punkciki migotały mijane miasta. Moskwa, Kaługa, Donieck, Kijów, Warszawa gasły w oddali jak świeczki na torcie. Przed nią świeciła łuna Berlina, a jeszcze dalej majaczyły światła Paryża. Dziewczyna odłożyła bat i pozwoliła saniom wyhamować. Obniżyła lot. Jak spadająca gwiazda przecięła przestrzeń nieba i zatrzymała trojkę na bulwarze lewego brzegu Sekwany. Słysząc w oddali dźwięki akordeonu wiedziała już, że znalazła się na miejscu. Wyskoczyła z pojazdu i sięgnęła po bat. Zamachnąwszy się z całych sił uderzyła knutem w plecy pierwszego konia. Zaprzęg ruszył. Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę, jak puste sanie unoszą się nad miastem na tle tarczy księżyca, po czym ruszyła w stronę muzyki i miejskiego gwaru.

 

 

 

*

 

Sochaszwili wyciągnął zza zasłony kolejną butelkę. Chwiejnym krokiem podszedł do stołu. Wlewając koniak do kieliszków, rozlewał alkohol po całym stole.

 

– I tak jak powiedziałem – bełkotał.– Nie ma żadnych szans, by odstrzelić łeb gościowi w czerwonym kubraku. Mieszka w Finlandii i jest zupełnie poza naszym zasięgiem. Nie udało nam się nigdy podbić Finlandii, tym bardziej nie uda nam się, tak jak prosisz, rozprawić z tym brodatym grubasem. Chronią go umowy międzynarodowe i bzdety-oenzety. Jesteśmy całkowicie, absolutnie, bezdyskusyjnie bezradni w tym temacie i choćbyś wstrzymał prezenty dla radzieckich dzieci do końca stulecia, jakakolwiek próba naruszenia dóbr osobistych Świętego Mikołaja grozi nam sankcjami a nawet wojną.

 

Dziadek Mróz patrzył na rozmówce rozbieganym wzrokiem.

 

– A zamach? – zapytał równie bełkotliwie. – Może wyślesz, któregoś ze swoich ludzi i niech załatwi sprawę w białych rękawiczkach.

 

Emerytowany funkcjonariusz KGB poderwał się z miejsca, wykonując dłonią gest typowy dla nauczycielki pragnącej uciszyć cała klasę.

 

– Zwariowałeś na stare lata?! – mówiąc to uderzył pięścią w stół i rozlał kolejną porcją koniaku na ażurowy obrus. – Mało było kłopotów po ostatnim zamachu? Postanowiłem sobie wtedy, że świętych już nie tykam. Ani tych przeszłych, ani tych przyszłych.

 

Podszedł do starego gramofonu marki „wiełasipied” i nastawił płytę. Igła zatrzeszczała na winylowym krążku i uszu obu spiskowców dobiegły znajome dźwięki.

 

– Zawsze mnie to rozluźnia – dodał Sochaszwili i położył dłoń na barku Dziadka Mroza.

 

Ten wstał i objąwszy Gristkę za ramię wyprostował się jak struna. Obaj spojrzeli w oczy generalissimusa ,który uśmiechał się pod wąsem na portrecie wiszącym na ścianie. Chór Aleksandrowa z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej intonował „Międzynarodówkę” przy akompaniamencie dwóch męskich głosów, basu Dziadka Mroza i dyszkantu Grigorija Sochaszwilego.

 

„Wyklęty powstań, ludu ziemi

 

Powstańcie, których dręczy głód

 

Myśl nowa blaski promiennymi

 

Dziś wiedzie nas na bój na trud”

 

*

 

Wiało i cięło śniegiem z kawałkami lodu. Dziadek Mróz z trudem wracał do domu. Każdy kolejny krok sprawiał mu fizyczny ból. Przemarznięty do szpiku kości, wściekły na cały świat dawno już wytrzeźwiał i docierały do niego smutne fakty. Śnieżynka uciekła, zabierając ze sobą cały zaprzęg. Mateczka Zima, też wypięła się na niego lodowatym tyłkiem. Święty Mikołaj zapewne popija teraz wódkę z tranem w towarzystwie pięknych elfek, śpiewając bożonarodzeniowe pieśni a Dziadkowi przemokły walonki i straszliwie bolała go głowa. Klął pod wąsem jak szewc i brnął w śniegu po kolana.

 

Wreszcie, po kilku dniach samotnej wędrówki dotarł do swojej chaty. Napalił w piecu, rozgrzał zmarznięte stopy i zanim schował się pod ciepłą kołdrę wdrapał się jeszcze na dach, by odkręcić przymocowana tam antenę satelitarną. Cisnął żelastwem w kąt i popatrzył na skromne wnętrze swojego mieszkania, na prosty dębowy stół, drewnianą ławę i słomianą makatkę z wyciętymi z gazety portretami rewolucjonistów.

 

„Lepiej będzie” – pomyślał –„jeśli wszystko zostanie po staremu”

 

I wskoczył pod puchatą kołdrę z takim impetem że odbiło mu się trzydziestoletnim gruzińskim koniakiem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

wybaczcie niedociągnięcia, ale chciałem zdążyc przedpółnocą, by tekst nie stracił na okazjonalności.

Wszystkiego najlepszego z okazji dnia Świętego Mikołaja!

Dzięki przeogromne Święty Mikołaju. Spędziłam niezwykle miły wieczór w towarzystwie, niemal zapomnianego już, Dziadka Mroza i jego kompani. ;-)  

 

O, nie doczekanie twoje czerwony clownie!O, niedoczekanie twoje, czerwony clownie!

 

Uprzejmie informuję, że w wersji do słuchania, powyższy błąd jest absolutnie niezauważalny.  ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ubawiłam się. Dziadek Mróz jako kofident? Niezła myśl.

Ach, ta nostalgia i tęsknota za minionym czasem. Po latach wszystko, co przeżyliśmy nabiera innego odcienia. To bardzo ładny prezent z okazji Mikołajek. Dzięki!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

kurcze, coś mi dźwięk nie działa...

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

    Walonek się nie zeluje, bo nie można ich zelować... Zeluje sie buty skórzane.

Zadziałało :) Miło, ale jakoś sama historia mnie nie porwała.

Ale podkład muzyczny - w pytkę :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Drogi Rogerze, w trudnym klimacie rosyjskiej tajgi nie zaszkodzi podkleić filcu gumą czy skórą.

Zelować można wszystko co ma podeszwę - nawet klapki japonki, jeśli masz tylko na to ochotę ;)

 

Dzięki za miłe słowa. Mam nadzieję, że moje nagrania ośmielą tez innych użytkowników:)

Proponuję więc taki układ : Dla pierwszej osoby, które zdecyduje się opublikować włanoręcznie zrobionego audiobooka - mam mikołajkowy prezent - niespodziankę ;)

ps: Całe działanie w kierunku audiobooków nie ma nic wspólnego z self publishingiem, czy łowieniem talentów - proponuję tą zabawę czysto rozrywkowo :) Uwierzcie mi że frajda jest niesamowita !

pozdrawiam :)

    Niestety, nie. "Zelować" oznacza podbijać podeszwę buta.  A walonki to obuwie jednorazowe. Zasada jest taka, że jak się psują, to się je wywala.  Można je, powiedzmy, naprawić, ale nie przez zelowanie,  tylko przez podklejenie. A to jednak istotna różnica.... Nie ten czasownik w tym zdaniu. 

Roger - kłopot polega na tym, że źle rozumiesz słowo podbijać podeszwę - w Twoim rozumieniu pewnie od razu wizualizujesz jakieś hacele czy gwożdzie...tymczasem zelówką jest też np kawałek skóry, czy gumy wzmacniający podeszwę. wg tej logiki: Nawet jak sobie wytniesz z filcu obramówke swojej stopy i przykleisz do gołej pięty - możesz powiedziec : Podzelowałem sobie gołą stopę.

a na marginesie : byłeś kiedyś u szewca? Czy tylko opierasz sie na słowniku ?

Pewnych rzeczy trzeba doświadczyc bezpośrednio a nie tylko w języku.

Ja w pisarstwie jestem zwolennikiem czegoś co np w aktorstwie jest określane "metodą Stanisławskiego"

czyli mówiąc ogólnie : pełna empatia z bohaterami.

Idąc tym tropem : jeśli Dziadek Mróz ; niezależnie od słownika języka polskiego , postanowił sobie stare walonki podkleić guma - nikt mu nie mógł tego zabronić...

Choć przyznam, że Twoje cyzelowanie języka,  nawet w przypadku zelówek jest jak mówią Chorwaci : pozeli srecu drugima (pomocne dla innych)

    Oczywiście, że widzialem pracę szewca. Oglądalem nawet nie jakieś tam metalowe hacele, bo haceli chyba w szewstwie się nie używa,  ale powszechnie kiedyś używane drewniane lączniki, między innymi do podeszew, klej szewski i dratwę. A także buty wykonane przez szewca od początku do końca, a także coś takiego, co zwie się flekiem. 

    Szewc uśmiałby sie, gdybym poprosil, żeby mi podzelowal walonki. Co? Brać walonkę na kopyto i co, przybić nową  warstwę gumy? Coś pan. Trzymać, panie, nie będzie, woda podejdzie. Podkleić panie, podkleić, to mogę panu zrobić. Dziesięć zlotych.  

    Pozdrówko.   

Dziesięciu słów Ci zabrakło w komentarzu i byłby zgrabny drabbelek ;)

Niemniej uważam, że warto toczyć takie dysputy, nawet jesli kończą sie patem.

Pozdrawiam.

Ileż można podglądac Śnieżynkę podczas kąpieli w bani? - O to jest pytanie!
A walonki przemokły, czyli faktycznie pat.
Bardzo dobre, według mnie. Pozdrawiam

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Dopóty dopóki nie przestanie się kąpąć, toż to oczywiste.

Dobre.

Drogi Marcinie. Mam trudności z wpisaniem komentarza, jeżeli opowiadanie splecione jest z nagraniem. Testuję inny program. W sprawie walonek czytałem u Sołżenicyna, w powieści "Archipelag gułag", że oficerowie mieli walonki na skórzanej podeszwie ze względu na ich trwałosć. Widocznie nazwa byłła bardziej uniwersalna. Jestem przekonany, że twój epizod na portalu to tylko wstęp do kariery literackiej. Ale uważaj, nie wypal się za szybko. Z literaturą, jest jak z seksem ---uprawiany zbyt często--- wyjaławia. Rób przerwy. Pozdrawiam i wspomnisz moje uwagi po latach. Opowiadanie doskonałe.

Zabawne, choć nie jest wolne od błędów - zwłaszcza interpunkcyjnych, przy zapisie dialogów itp. Tekst wygląda jakbys bardzo szybko chciał się nim podzielic i nie zdążył doszlifować. A szoda. Ale zabawne miejscami i tak ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Narazie jestem na etapie pełnej fascynacji :)

Świetne porównanie! Idac tym tropem, pociesze Cię Ryszardzie : Jeśli literatura jest kobitką, to ja dopiero niesmiało złapałem ja za kolano :) Do pełnej konsumpcji jeszcze daleko

Ale będę o tym pamietał.

A co do Śnieżynki - jeśli ma rzeczywiście tak uroczo zadarty nosek jak na niekórych ilustracjach - sam bym chętnie zerknął jak bierze kąpiel ;)

Tak Joseheim - tekst napisałem spontanicznie wczoraj wieczorem. Pisałem strumieniem. Chciałem zdążyć przed północą, ze względu na jego mikołajkowy charakter... do tego jeszcze nagranie...też z wieloma potknięciami

wyszło sauté - ale na szczęście zdażyłem :)

Jeśli ten tekst napisałeś wczoraj wieczorem spontanicznie - to zielenieję z zazdrości :). Wyszedł Ci świetnie! Muszę jednak zadać w końcu pewne pytanie, po lekturze kolejnego Twojego i nie tylko Twojego tekstu: CO WY MACIE Z TYMI CYCKAMI ????? :))). Pozdrawiam.

Nie wiem jak inni, ale ja zawsze jak chcę spłycić psychologiczną konstrukcję bohatera i jego relacje z kobietami to przychodzą mi do głowy cycki :))

Albo inaczej , gdy tworzę postać kobiecą wydaje mi się że ta częśc ciała jest dość istotnym elementem...

Albo inaczej, cycki dobrze podkreślają pewne emocje, " jej biust falował, była zdenerwowana", "przycisnęła go do matczynej piersi" etc...

Albo w ogóle jak myślę o płci przeciwnej to...

Cholera! masz rację Ocha! coś jest na rzeczy...

Ale to nie do nas facetów trzeba mieć o to żal :) My tego nie wymyśliliśmy :)

Cycki same się wymyśliły ; P A nosek widać nie tylko podczas kąpieli ; P

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No właśnie. Czy po wyjściu z balii już miałbym się na Śnieżynkę nie gapić? :) Zadarty nosek... :D
Cycki musiały się pojawić, tak jak Słońce, woda czy Marcin Kasica. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ja się empatycznie ciągle wczuwam w czytelnika:)

Pamiętam że gdy miałem 13 lat, książki gdzie pojawiały się cycki miały szczególną wartośc;)

acha...i trzeba je było czytac z latarką pod kołdrą:)

Dobre opowiadanie, nie pierwsze zresztą. 

Nagranie też mi sie podoba. Bardzo przyzwoicie udźwiękowione.

 

"CO WY MACIE Z TYMI CYCKAMI ?"  - no właśnie nic. My ich nie mamy i zapewne dlatego nas tak intrygują. Jak byśmy mieli, to pewnie każdy pobawiłby się swoimi i miałybyście spokój ;)


Pozdrawiam

I mogłoby się to wydawać niesprawiedliwe.

Z drugiej zaś strony, aby wyrównać szkody związane z brakiem cycków, natura obdarzyła mężczyznę siłą woli, poczuciem humoru, umysłem ostrym jak brzytwa, inteligencją emocjonalną oraz wrażliwością. Więc, w zasadzie, sprawiedliwość istnieje na tym świecie.

Tak mnie jakoś na przemyślenia wzięło...

W celu zachowania równowagi, aby mężczyźnie nie przewróciło się głowie od nadmiaru przymiotów, natura dała kobiecie wolę siły, dowcip, nierzadko ostry jak brzytwa, naturalną mądrość, pozwalającą sterować emocjami partnerów i CYCKI.  ;-)

Tak sobie pomyślałam po przemyśleniach Lassara.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No i proszę - jaką to fascynującą dyskusję oraz głębokie przemyślenia sprowokowało niewinne pytanie:). Ja sobie też przemyślałam i nie mogę się nie zgodzić z efektami przemyśleń regulatorów:).

Ależ miękki i ciepły temat...nie mogę się skupić... a może, dziewczęta jakaś fotka z toples? Druga innowacja na portalu... Zamiast wyobraźni byłyby zdjęcia naszych dziewcząt...---Marcinie, jak udało ci się uzyskać takie efekty dźwiękowe? Jak u Bułyczowa w "Mistrzu i Małgorzacie" napowietrzna podróż. Pozdrawiam miłe panie.

Skłamał bym Ryszardzie , gdybym powiedział że stałem na dachu bloku i nagrywałem efekt wiatru :)

Część efektów zrobiłem sam (odgłos butelek, lanie wody;) ) a część pobrałem z bazy dźwięków. Można tak robić - działa podobna zasada jak w przypadku samplowania dźwięków w muzyce. Mam już cąłkiem spora bazę - gdybyś czegoś potrzebował - służę pomocą.

Ps: Dyskusja się wspaniale rozwinęła! Chwilami az rumieniłem się przy ekranie laptopa :)

pozdrawiam

Przepraszam dziewczęta za mój niestosowny wpis. Zaszkodziła mi...zielona herbata. ---Mam profesjonalne nagrania mych utworów z Międzynarodowych Targów Książki w Lipsku, w języku polskim i niemieckim. Być może, kiedyś skorzystam z pomocy.Pozdrawiam.

Super. Może ja sie odważę ale mam słaby głos. Moze kumpela sie zgodzi cos nagrać. Bardzo dobry momysł i suuuuper wykonanie.

ryszardzie, dobra, zielona herbata, pita z umiarem, nie szkodzi nawet w dużych ilościach. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzisiaj ja mam zamiar napić się zielonej herbaty - na wszelki wypadek wyloguje się z konta na NF :)

Ramona - Nagrywaj!

Oj Marcinie. Piętnastoletnia autorka zdjęła bohaterce dziewczyńskie majtki, a my, stare konie, rzuciliśmy się do komentowania, jak do owsa. Jestem zawstydzony. Pozdrawiam.

Trzeba wspierać młodych twórców Ryszardzie :)

Nowa Fantastyka