- Opowiadanie: Eferelin Rand - Świąteczny duch

Świąteczny duch

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Świąteczny duch

 

Chociaż na niebie pojawiła się już pierwsza gwiazdka, a świat skrył się pod pledem zmierzchu, na ziemię wciąż nie spadł nawet jeden płatek śniegu. Ciepły wiatr radośnie hulał po polach, lasach i uliczkach miasteczek, jakby zapomniał, że jego pora miała dopiero nadejść. Działo się to ku uldze kierowców, którzy pragnęli bezpiecznie dowieźć rodziny na wigilijną kolację, lecz ci byli w mniejszości. Dla pozostałych, a w szczególności dzieciaków, brak śniegu, skrzących się czap na dachach i drzewach, charakterystycznego skrzypienia pod butami, odzierał święta z ich wyjątkowej atmosfery.

 

Gdyby nie wiecznie czujne oko panny Gertrudy, która od ponad siedemdziesięciu lat bacznie i nieufnie przyglądała się sąsiadom, tak na wszelki wypadek, rzecz jasna, rodacy nie mogliby śledzić tajemniczych wydarzeń rozgrywających się nieopodal domu spostrzegawczej staruszki.

 

Zaczęło się tuż po godzinie osiemnastej. Gertruda siedziała sama przy stole i w gorzkim milczeniu spożywała przygotowaną kolację, zerkając od czasu do czasu przez okno na opustoszałą ulicę. Gdy nagle w budynku naprzeciw zapaliły się światła, mars, który nigdy nie schodził z czoła kobiety, pogłębił się.

 

– Coś takiego – wymamrotała, nachylając się w stronę szyby.

 

Do tej pory uważała obserwowane domostwo za opuszczone. Nie mieściło jej się w głowie, że mogła przegapić wprowadzających się nowych sąsiadów.

 

Wzrok staruszka miała dobry, z pamięcią też żadnych problemów i mogłaby przysiąc, że nieznajomych jeszcze poprzedniego dnia nie było. „Dziwny wybrali termin na przeprowadzkę” – pomyślała. – „Bezbożnicy jacyś. Żeby tak w Wigilię.” Odruchowo się przeżegnała.

 

Kolejną godzinę spędziła przylepiona do szyby, z rosnącą podejrzliwością obserwując sąsiedztwo. Nic się jednak nie działo. W oknach jak na złość zaciągnięto zasłony, więc jedyne co udało jej się zobaczyć, to niewyraźne kształty poruszające się wewnątrz domu. Gertruda nie poddawała się jednak tak łatwo. Jak mówiły jej koleżanki z kółka różańcowego: „potrafiła przeczekać nawet kamień”. Cierpliwość została szybko nagrodzona, bowiem stała się rzecz niesłychana – zaczął padać śnieg.

 

Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że chmura zawisła wyłącznie nad domem zajętym przez tajemniczych nieznajomych. W ciągu kilkunastu minut temperatura w okolicy spadła do dwóch stopni poniżej zera, zaś rzeczony dom wraz z ogródkiem przykryła puchowa pierzyna. W tym czasie Gertruda zdążyła obdzwonić proboszcza, redaktora lokalnej gazety i reportera z telewizji regionalnej.

 

Wieść rozniosła się błyskawicznie. Gdy o fenomenie zaczęto mówić w ogólnopolskich serwisach informacyjnych, na spokojnej dotychczas ulicy Cichej kłębił się już wielobarwny tłum, złożony z gapiów, okolicznych mieszkańców oraz dziennikarzy. Kimkolwiek byli mieszkańcy „śnieżnego domu”, jak ochrzciła go przed kamerami panna Gertruda, wystrojona w najlepszy płaszcz i odświętną chustę, nic sobie nie robili z narastającego zgiełku.

 

Posiadłość otaczało wysokie, metalowe ogrodzenie, złożone z ustawionych pionowo, ostro zakończonych prętów. W podobnym stylu wykonano bramkę wejściową, tego wieczoru zamkniętą. Całość wskutek nagłej zmiany pogody pokryła się cienką warstwą lodu, która skutecznie uniemożliwiła ciekawskim wejście na teren posiadłości. Nawet wschodząca gwiazda podkarpackiego dziennikarstwa, znany ze swej nieustępliwości Marcin „News” Natręcki poddał się po kilku próbach, zakończonych bolesnym upadkiem na tyłek.

 

Po jakimś czasie tłum uspokoił się, a wtedy zgromadzonych dobiegła kojąca melodia kolędy. Choć słów nie dało się zrozumieć, nikt nie miał wątpliwości, co słyszy. Nagle odezwał się nowy cienki głosik – to siedmioletni Jaś Kowalski, mieszkający dwa domy dalej, przyłączył się do śpiewu. Entuzjazm chłopca udzielił się pozostałym i po chwili kolęda zabrzmiała ze zdwojoną mocą. Ktoś przyniósł z domu naręcze świec, które następnie porozdawał. Zabłysła radośnie setka płomyczków, delikatnie falujących wśród leniwie opadających płatków śniegu.

 

Ludzie śpiewali, trzymając się za ręce, zapominając o wszystkich problemach i szarych uciążliwościach dnia codziennego. Nawet panna Gertruda uległa czarowi chwili, a jej wiecznie zmarszczone czoło wygładziło się, dzięki czemu wyglądała o dwadzieścia lat młodziej. Była to noc cudów, więc niewykluczone, że na jej surowej twarzy pojawił się także uśmiech. Z kolei pan Włodzimierz Baran, miejscowy piekarz, człowiek niezwykle muzykalny, obdarzony doskonałym słuchem, który wspomagał lokalną społeczność jako kościelny organista, na moment przerwał śpiew, gdy w tajemniczym domu rozległ się płacz noworodka. W późniejszym dniach wielokrotnie opowiadał o tym szczególe znajomym, ale żaden z nich nie usłyszał tego, co on.

 

Wigilia na Cichej trwała, aż nadszedł czas udać się na pasterkę. Mieszkańcy małymi grupkami szli do kościoła, ze spokojną radością w sercu i jedną małą kropelką żalu za nieodkrytą tajemnicą.

 

Kiedy wracali do domów po mszy, w oknach posiadłości nie paliły się już światła, a śnieg powoli zaczynał topnieć.

 

Nazajutrz nie został po nim nawet ślad, ale nikomu to nie przeszkadzało. Liczyło się, że spędzili ten wieczór razem i byli świadkami czegoś niepojętego i wspaniałego.

 

 

 

Tomasz Zawada

Koniec

Komentarze

Świąteczna opowiastka – z lekkim opóźnieniem w stosunku do świąt, ale zważywszy na warunki pogodowe za oknem nadal aktualna. Życzę przyjemnej lektury.

Działo się to ku uldze kierowców, którzy pragnęli bezpiecznie dowieźć rodziny na wigilijną kolację, lecz ci byli w mniejszości. Dla pozostałych, a w szczególności dzieciaków,

@ lecz ci byli w mniejszości – Trochę wytrąca z rytmu, a i czy potrzebna jest ta informacja? Potem jest dla pozostalych, a w szczególności dzieciaków, nie wiem za bardzo jak wyjaśnić o co mi chodzi, ale rodzina to też dzieci, dlatego uściślenie tutaj wygląda dziwnie, tak samo jak dla pozostalych, bo właściwie nie wiadomo co określa. Rozumiesz, przez wymienienie wcześniej kierowców i rodziny, nie wiadomo, kto to są ci pozostali, wiemy natomiast, że w pozostałych są dzieci, a one z kolei zawierają sie w rodzinie. To skomplikowane, jak nie jestem zrozumiała, to olej uwagę ;p    nieopodal domu spostrzegawczej staruszki.

@ Myślę, że przymiotnik jest tu zbędny już, gdyż z wcześniejszych zdań siędowiadujemy, że taka była. 

Gdy nagle w budynku naprzeciw zapaliły się światła, mars, który nigdy nie schodził z czoła kobiety, pogłębił się.

@ Zapisalabym tak: Nagle w budynku naprzeciw zapaliły się światła. Mars, który nigdy nie schodził z czoła kobiety, pogłębił się. – Zwłaszcza, że poprzednie zdanie jest długie, więc można przedzielic dwoma krótkimi, by zrytmizować troszkę.    Nie mieściło jej się w głowie, że mogła przegapić wprowadzających się nowych sąsiadów.

Wzrok staruszka miała dobry, z pamięcią też żadnych problemów i mogłaby przysiąc, że nieznajomych jeszcze poprzedniego dnia nie było.

@ Właściwie zdania są podobne. Zostawiłabym to drugie zwłaszcza, że dalej masz wypowiedź babci o przeprowadzce.     to nie wyraźne

@ Jednak bym łącznie… 

 że chmura zawisła wyłącznie nad domem zajętym przez tajemniczych nieznajomych.

@  że chmura zawisła wyłącznie nad domem tajemniczych nieznajomych.    nie rozbili 

@ nie robili

zakończonych bolesnym upadkiem na tyłek.

@ Na tyłek – imo wybija z rytmu. 

Po jakimś czasie tłum uspokoił się, a wtedy zgromadzonych dobiegła kojąca melodia kolędy. Choć słów nie dało się zrozumieć, nikt nie miał wątpliwości, co słyszy. Nagle odezwał się nowy cienki głosik – to siedmioletni Jaś Kowalski, mieszkający dwa domy dalej, przyłączył się do śpiewu. Entuzjazm chłopca udzielił się 

@ 5x się.

Chyba mieli swoje własne Betlejem. Ładnie nakreśliłeś klimat, lubię taki lekko poetycki styl, aczkolwiek czasem przesadzałeś, zwłaszcza z zawoalowaniem zdań. Właściwie mało się wydarzyło, ale może nie miało, może miała to być lekka, świąteczna opowiastka i taką też sie okazała. Rozłożyłeś trochę akcenty. Na początku historia z perspektywy Gertrudy, potem bardziej ogólnie, może dlatego też miałam takie wrażenie, jakby emocje topniały powoli, mimo że je opisywałeś. W sumie nie wiem, czemu takie odczucia moje. Mimo wszystko opowieść solidna i dobrze się czytało.

Pozdrawiam :)   

"Wzrok staruszka miała dobry, z pamięcią też……żadnych problemów" – jakoś mi czasownika i "nie" tylko brakuje, choć wtedy znowu powtórzenie zagości. "Gdyby nie wiecznie czujne oko panny Gertrudy, która od ponad siedemdziesięciu lat bacznie i nieufnie przyglądała się sąsiadom, tak na wszelki wypadek, rzecz jasna, rodacy nie mogliby śledzić tajemniczych wydarzeń rozgrywających się nieopodal domu spostrzegawczej staruszki." – ja bym myślniki wstawił zamiast przecinków, bo się troszkę o to zdanie potknąłem. "Jak mówiły jej koleżanki z kółka różańcowego: „potrafiła przeczekać nawet kamień”." – Super zdanie :) "…okolicznych mieszkańców oraz dziennikarzy. Kimkolwiek byli mieszkańcy „śnieżnego domu”…" Spokojnych i radosnych… po świętach! Klimatyczny tekst, z humorem i nie jedną refleksją :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Komentarz Almari dłuższy od tekstu powyżej :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Jeśli to faux pas to przepraszam :P Po prostu dobry tekst, więc warto się nad nim pochylić dlużej. 

Nie, daj spokój. Edytor też swoje zrobił, BTW, a takie komentarze są bardzo cenne.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Koik – mam nadzieję, że się przyda :) 

@almari – to nie faux pas, to co najwyżej małe foyer ;) A teksty Eferelina zawsze czytam z przyjemnością – wiec i ten przeczytam, ale troszkę później.

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Dobry i ładnie napisany tekst. Dobrze się czyta. 

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Wpadłam jeszcze, żeby o tych emocjach napisać, bo mnie to gnębi… Chodzi chyba o to, że tekst jest stylistycznie jednowymiarowy, taki bardzo akuratny. Nie, nie chodzi mi o stylizację języka, chodzi o to, że każde zdanie jest idealnie wymuskane, nie wpuszczasz oddechu w narrację i przez to chyba, nie daleś mi odczuć więcej, sięgnąć głębiej. Może to też przez brak dialogów, co nie jest zarzutem, absolutnie, ale jednak nie poruszyła mnie ta historia tak, jakbym tego oczekiwała, jakbym chciała. A tematyka taka przyjemna. Chciałam się tym podzielić, bo uznałam, że tak trzeba, szczerze :)  @TyraelX – Ja po francusku tylko troszeczkę. 

Szalenie sympatyczna opowiastka o tym, że choć nie wiadomo dlaczego, magia pewnych dni jest wyjątkowo magiczna. ;-)  

 

Ciepły wiatr radośnie hulał po polach, lasach i uliczkach miasteczek… – Odniosłam wrażenie, że w miasteczkach były i pola, i lasy, i ulice, i po tym wszystkim hulał wiatr. ;-)  

 

Gdy o fenomenie zaczęto nadawać w ogólnopolskich serwisach informacyjnych… – Wolałabym: Gdy o fenomenie zaczęto mówić w ogólnopolskich serwisach informacyjnych… Lub: Gdy wiadomość o fenomenie zaczęto nadawać w ogólnopolskich serwisach informacyjnych

 

Nawet panna Gertruda dała się urzec czarowi chwili, a jej wiecznie zmarszczone czoło wygładziło się, przez co wyglądała o dwadzieścia lat młodziej. – Wolałabym: Nawet panna Gertruda uległa czarowi chwili, a jej wiecznie zmarszczone czoło wygładziło się, dzięki czemu wyglądała o dwadzieścia lat młodziej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No proszę, w jaki sympatyczny sposób można na chwilę wrócić do niedalekiej przeszłości świątecznej…

Przyjemnie było tu zajrzeć ;)

Eferelinie – wszystko na temat twojego opowiadania już zostało napisane. Regulatorzy opisała błędy, które i mnie raziły (ale tylko nieco i ciut ciut). Więc czoła chylę za miłą lekturę.

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Bardzo ładne.

Dlaczego właściwie lód uniemożliwiał wejście na tajemniczy teren?

Babska logika rządzi!

Bardzo miłe opowiadanie – ciepłe. I fajnie, że po świętach, bo wrócił wigilijny nastrój.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję wszystkim za opinie. Cieszę, że udało się przywołać na moment ducha minionych świąt.   Pozdrawiam.

Ładne :)

Przynoszę radość :)

Ładna świąteczna opowiastka. Rzeczywiście udało Ci się złapać sens świąt.

I po co to było?

I krzepiące :) Że jeszcze choć w opowiadaniu ktoś potrafi… :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka