- Opowiadanie: michalus - Jurysta - c.d.

Jurysta - c.d.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Jurysta - c.d.

 

daję na po­żar­cie c.d. z http://www.fantastyka.pl/4,56842815.html ;)

 

 

 

Każde me ży­cze­nie miało swoją cenę. Płat­ność na­stę­po­wa­ła jed­nak w nie­ty­po­wej wa­lu­cie. Za uzy­ski­wa­ne dobro, na­le­ża­ło za­pła­cić złem. Nikt nie­ste­ty nie przy­le­piał na­klej­ki z ceną. Nie było też żad­nej au­kcji, han­dlu ani tar­go­wa­nia. To, ile w za­mian mia­łem zro­bić złego, po­wi­nie­nem wy­wa­żyć sa­me­mu. Jeśli do­ko­na­na za­pła­ta była obiek­tyw­nie zbyt niska, mój mrocz­ny kon­tra­hent mógł sa­mo­dziel­nie po­sta­rać się o do­pła­tę. Nie­ste­ty czy­nił to wów­czas moimi rę­ka­mi. Kon­trakt każ­do­ra­zo­wo gwa­ran­to­wał mi jed­nak w tym wy­pad­ku po­wszech­ną bez­kar­ność, w zna­cze­niu im­mu­ni­te­tu od ludz­kiej spra­wie­dli­wo­ści. Dia­beł do­słow­nie prze­ista­czał mnie w inne formy, pod któ­ry­mi eg­ze­kwo­wał na­leż­ną mu za­pła­tę. Czy­niąc to, dbał jed­nak o moje bez­pie­czeń­stwo, by nie stała mi się żadna krzyw­da, jak­bym był jego uko­cha­nym pu­pi­lem, lub cen­nym na­rzę­dziem. Nie ozna­cza to jed­nak, że od czasu do czasu, w ra­mach żartu nie zo­sta­wiał mnie z przy­sło­wio­wą ręką w noc­ni­ku. Po pew­nym cza­sie do­sze­dłem jed­nak do wpra­wy w ukry­wa­niu śla­dów zbrod­ni.

 

Za­wie­ra­jąc tą umowę, nie­ste­ty nie do końca zda­wa­łem sobie spra­wę z ryzyk pły­ną­cych z przy­ję­tej for­mu­ły roz­li­czeń. Nie byłem jesz­cze wów­czas wy­edu­ko­wa­ny w ar­ka­nach praw­ni­czych for­muł i spe­cy­ficz­nym dla tego za­wo­du toku ro­zu­mo­wa­nia. Umowa nie wy­ja­śnia­ła pod­sta­wo­wej spra­wy, kto miał mieć upraw­nie­nie do we­ry­fi­ka­cji ekwi­wa­lent­no­ści? W prak­ty­ce nie­ste­ty oka­za­ło się, że prawo to przy­słu­gi­wa­ło dru­giej stro­nie. O dziwo jed­nak, kon­trakt nie był w tej czę­ści w ogóle nad­uży­wa­ny, tak jakby mój kon­tra­hent był zwią­za­ny ści­śle okre­ślo­nym cen­ni­kiem, któ­re­go mu­siał się trzy­mać co do joty. Za drob­ne przy­jem­no­ści uzy­ska­ne z uży­ciem mrocz­nych mocy, wy­star­cza­ło po­czy­nić nie­wiel­kie psi­ku­sy. Gdy jed­nak bez­czel­ność, lub nie­praw­do­po­dob­ność mej za­chcian­ki prze­kra­cza­ła gra­ni­ce do­bre­go smaku, bądź go­dzi­ła w na­tu­rę rze­czy, prawa fi­zy­ki czy nie­uchron­ną kon­se­kwen­cję zda­rzeń, cena po­tra­fi­ła być strasz­na. Jeśli moim ży­cze­niem było, by ofia­ra wy­pad­ku wy­szła z niego bez szwan­ku, choć szan­se na to były bli­skie zeru, by spła­cić ów dług prak­tycz­nie mu­siał­bym kogoś zabić. Życie za życie. Jeśli nie zro­bi­łem tego do­bro­wol­nie, dzia­ło się to wbrew mej woli.

 

Pa­mię­tam, jak na samym po­cząt­ku, za­pra­gną­łem wznieść się w po­wie­trze i ni­czym ptak dry­fo­wać na wie­trze, po­etyc­ko mu­ska­ją­cym mnie w po­licz­ki. Wra­że­nia były nie­sa­mo­wi­te. W se­kun­dzie, z ma­łe­go po­ko­ju miesz­ka­nia moich ro­dzi­ców, prze­nio­słem się nad szczy­ty Alp. Słoń­ce gła­ska­ło mnie po twa­rzy, a oka­la­ją­cy mnie widok i strach przed wy­so­ko­ścią, wpra­wia­ły me serce w sza­lo­ny galop. Re­fleks słoń­ca na śnie­gu wprost ośle­piał me oczy. Po paru mi­nu­tach byłem nie­ste­ty z po­wro­tem w swym po­ko­ju, roz­pa­mię­tu­jąc pięk­no, któ­re­go do­zna­łem.

 

Cena oka­za­ła się wręcz ab­sur­dal­na. Pa­mię­tam, jak ty­dzień póź­niej, pod po­sta­cią wil­got­ne­go ob­ło­ku prze­nik­ną­łem w in­sta­la­cję elek­trycz­ną, po­wo­du­jąc jej zwar­cie. Na szczę­ście w sa­mo­lo­cie nie było wielu pa­sa­że­rów. My­śla­łem, że to tylko mi się śniło. Wie­czo­rem wszyst­kie sta­cje trą­bi­ły o ka­ta­stro­fie lot­ni­czej gdzieś tam w Sta­nach. Pier­wot­nie nie przyj­mo­wa­łem do wia­do­mo­ści, że to ma ja­ki­kol­wiek zwią­zek. To prze­cież był tylko sen? Teraz już wiem, że o pewne rze­czy nie warto się mo­dlić.

***

 

– Część Rysiu! – po­wie­dział Woj­tek.

 

– Cześć, cześć.

 

Uścisk zim­nej dłoni Ryśka, tra­dy­cyj­nie przy­pra­wił Wojt­ka o spazm dresz­czy.

 

– Coś ty, w lo­dów­ce znowu sie­dział?

 

– Oj widzę, że ten dow­cip ci się nigdy nie znu­dzi. Ale uwierz mi, wszy­scy bło­go­sła­wi­my pa­nu­ją­cą u nas tem­pe­ra­tu­rę. Zna­czy w lecie. Bo zimą to trze­ba w kurt­kach łazić. Odkąd ko­cha­na Unia sfi­nan­so­wa­ła re­mont ca­łe­go ośrod­ka, a nie­omyl­ny ja­śnie szefo orzekł, że star­czy też na wy­mia­nę kli­ma­ty­za­to­rów, stan­dard życia sze­re­go­wej mrów­ki wzrósł nam, mówię ci bra­cie. Wcze­śniej to była do­pie­ro tra­ge­dia, ledwo te gówna wy­ra­bia­ły. Po ogło­sze­niu prze­tar­gu na te kli­ma­ty­za­to­ry, nor­mal­nie usta­wia­ły się ko­lej­ki by sze­fo­wi stopy ca­ło­wać. No, do­pó­ki nie przy­szła zima. Wtedy wszy­scy pod­kur­wie­ni cho­dzi­li, nie mó­wiąc o tym, że co chwi­lę ktoś grypę łapał.

 

– A tu wy­łą­czyć tego ustroj­stwa to nie bar­dzo, nie? Mięso by się po­psu­ło?

 

– Rze­kłeś.

 

– Taaaa. Tyle że pa­trząc się na wasz ośro­dek, to wno­szę, że na re­mont ca­łe­go nie star­czy­ło. A kli­ma­ty­za­to­ry, to mó­wisz, że do­star­czy­ła firma z chin?

 

– Jak z Chin?

 

– Bo je mo­że­cie tylko usta­wić na zi-mno! Albo ni chu ja! Nie dmu cha!

 

– To po­wiedz to tym swoim ko­le­gom z go­spo­dar­czej. Ale do­pie­ro w zimie, bo teraz to nikt do­no­su nie złoży.

 

– Nono. Dobra. To co dzi­siaj mamy na ta­le­rzu?

 

Mó­wiąc to męż­czyź­ni po­de­szli do stołu.

 

– Et voilà! – po­wie­dział Ry­siek, uda­jąc że ścią­ga nie­ist­nie­ją­ce prze­ście­ra­dło, z le­żą­ce­go przed nim na­gie­go trupa. – Ko­bie­ta, lat trzy­dzie­ści, trzy­dzie­ści trzy. Metr sześć­dzie­siąt wzro­stu, pięć­dzie­siąt sześć kilo…

 

– Mi­secz­kę też spraw­dzi­łeś?

 

– Zbo­cze­niec! …włosy pla­ty­no­wy blond, oczy nie­bie­skie, no pew­nie że spraw­dzi­łem. – kon­ty­nu­ował nie­zra­żo­ny Ry­siek. – Do pro­to­ko­łu stwier­dzam, że z ka­pią­cej śliny, z japy pro­ku­ra­to­ra Wojt­ka Ry­ba­ka wno­szę, że de­nat­ka jest w jego typie i chciał­by z nią zo­stać na osob­no­ści.

 

– Zbo­cze­niec – od­wdzię­czył się Woj­tek. – Pew­nie że bym chciał. A potem z tobą.

 

– … praw­do­po­dob­ny czas zgonu, szó­sty sierp­nia dwa ty­sią­ce je­de­na­ste­go roku, mię­dzy go­dzi­ną pierw­szą a trze­cią rano. Oglę­dzi­ny ze­wnętrz­ne wska­zu­ją na obec­ność plam opa­do­wych oko­lic ple­ców, stóp i przed­ra­mion, co wy­ni­ka z uło­że­nia ciała w po­zy­cji z pod­kur­czo­ny­mi no­ga­mi. Nie stwier­dza się otarć ze­wnętrz­nych po­włok ciała, w szcze­gól­no­ści pięt lub łokci. Brak śla­dów świad­czą­cych w oczy­wi­sty spo­sób o prze­no­sze­niu zwłok z poza lub do miej­sca ich ujaw­nie­nia. Ślady na miej­scu zda­rze­nia wska­zu­ją jed­nak, że ofia­ra zo­sta­ła prze­nie­sio­na do wanny z sy­pial­ni, w któ­rej spraw­ca do­ko­nał za­bój­stwa. Nie stwier­dzo­no ze­wnętrz­nych śla­dów gwał­tu. Pa­znok­cie ofia­ry zo­sta­ły przy­cię­te, praw­do­po­dob­nie post mor­tem. Celem po­bra­nia ma­te­ria­łu DNA, po­bra­no i za­bez­pie­czo­no prób­ki ma­te­ria­łu bio­lo­gicz­ne­go z jamy ust­nej, nosa, uszu, po­chwy, oko­lic dłoni, po­zo­sta­ło­ści po pa­znok­ciach oraz kilku in­nych przy­pad­ko­wo wy­bra­nych miejsc. Ty, a oglą­da­łeś wczo­raj­szy mecz?

 

– Nie. W dupie mam te pe­dal­skie za­ba­wy. A wiesz, że jak ją zna­leź­li to pły­wa­ła w chlo­rze?

 

– Oj za­brzmia­ło to dwu­znacz­nie. Heheh. DNA i tak mu­si­my zro­bić.

 

– … ty rze­czy­wi­ście. Wró­ó­ó­óć. W dupie mam… No dobra. Po pro­stu nie lubię spor­tów piłko noż­nych.

 

– Dziw­ny je­steś. A propo dupy, to mi ją tylko za­wra­czasz. Kurwa, zna­czy za­wra­casz. Na ciele ślady uży­cia ostre­go na­rzę­dzia. Ogó­łem ujaw­nio­no dwa­dzie­ścia czte­ry… dwa­dzie­ścia pięć ran oko­lic jamy brzusz­nej. Do pro­to­ko­łu stwier­dzam, że jest go­dzi­na dwu­dzie­sta druga je­de­na­ście. Roz­po­czy­nam otwar­cie zwłok.

 

– Ale co tu lubić. Bie­ga­ją, bie­ga­ją, kopią, kopią. Nudy. Albo jak udają ciot­ki, że ktoś ich sfau­lo­wał. To już wolę jakiś film, gdzie przy­naj­mniej się strze­la­ją i po­ży­tek z obej­rze­nia ta­kiej roz­ryw­ki jakiś jest. A czemu stu­den­tów dzi­siaj nie masz? Po­ro­bi­li­by­śmy se ja­kieś jaja.

 

– Dajże spo­kój. Już nie mo­że­my. W ze­szłym mie­sią­cu, Józek kroił de­li­kwen­ta, wiesz który nie? No i wiesz, jedną ręką tnie brzuch, drugą stan­dar­do­wo wcina bułę, jak to Józek. I wiesz. Stary numer, za­czął uda­wać, że chce ob­li­zać skal­pel. No to jeden stu­dent wziął i cen­tral­nie rzy­gnął. Pro­sto na trupa. Cza­isz? Che­ft­nął takim stru­mie­niem, że szok. Józek też ponoć ry­ko­sze­tem do­stał, ale on nic, zimną krew za­cho­wał. I tak stoi w tym obrzy­ga­nym kitlu, i dalej ta bułkę wpier­da­la. No i wtedy na­stą­pił Ar­ma­ge­don. Kurwa cała sala za­czę­ła rzy­gać. Wiesz jaka afera była? Potem jak obroń­ca tego ban­dy­ty co go­ścia uspał, jak się do­wie­dział, to wszyst­kie wy­ni­ki badań za­kwe­stio­no­wał, że ma­te­riał zo­stał za­nie­czysz­czo­ny. No i odtąd stu­den­ta u nas nie ura­czysz. A Józiu dalej na L4.

 

– Kurwa. Coraz mięk­si ci stu­den­ci.

 

– Oj tak nie ko­zacz. Na po­cząt­ku, na widok trupa też żeś biał­ka­mi do góry świe­cił.

 

– Oj tam oj tam.

 

– No tak. Za­po­mnia­łem, że pan Woj­ciech od ma­łe­go był hard­ko­rem.

 

– Tnij tam le­piej i nie gadaj tyle po próż­ni­cy. Jadem tak z pasz­czy pry­skasz, że sam ten ma­te­riał za­nie­czy­ścisz.

 

– To le­piej nie mów nic obroń­cy.

 

– Naj­pierw spraw­cę zna­leźć trze­ba, potem mu się obroń­cę z urzę­du wy­zna­czy. Naj­głup­sze­go jaki tylko urzę­du­je w War­sza­wie. Ale po­wiedz, jak ten praw­nik od tych rzy­gów się do­wie­dział? Bo po­dej­rze­wam, że w pro­to­ko­le nikt nie pisał hi­sto­rii o bułce? Kto to w ogóle był?

 

– No ten wasz ulu­bio­ny su­kin­kot.

 

– No nie mów że pan Aloj­zy? Skur­wy­syn.

 

– Kurwa ale swoją drogą, współ­czu­ję chło­pu, że go tak skrzyw­dzi­li takim imie­niem.

 

– No weź. Aloj­zy to nic, go­ściu ma na na­zwi­sko Cie­trzew.

 

– O kurwa. Ale po­wiedz mi. On jest taki dobry, czy po pro­stu wy je­ste­ście tacy tępi?

 

– Po­wiem ci, że nie wiem. Chyba jedno i dru­gie. Strasz­nie mu na tych wy­gra­nych za­le­ży.

 

 

***

 

 

 

-----

 

c.d.n.

 

Koniec

Komentarze

Przecinkoloza wariuje, aż kwiczy. Zmiana perspektywy jest dziwna. W zapis dialogów też coś się wkradło.Kilka literówek hasa po tekście. Ogólnie rzecz biorąc, przydałaby się porządna koretka. Z opowiastek o trupiarni: Ja, za przeproszeniem, się na śniadanie nawpierdalałem smażonych frankfurterek i zeżarłem ich z sześć albo osiem, a potem się okazało, że akurat sekcja zwłok się trafiła na medycynie sądowej. Z tego powodu obawiałem się, że może być krucho. Ale – co ważne – zwłoki w środku cuchną tak samo jak patroszony kurczak, a ja spędziłem sporo dzieciństwa na wsi, więc jestem niejako uodporniony. Zatem dzielnie stałem z nosem w stole sekcyjnym. Ciepło się zrobiło, bo nas w jakieś trzydzieści osób spędzili do salki sekcyjnej i paru lamusów odleciało, ale pawia akurat nikt nie puścił ; ) Na szczęście nie robili przy nas badania treści jelit, bo z przetrwaniem tego nawet ja bym miał problem.

I po co to było?

Ja z kolei na swój "pierwszy raz" na trupiarni przyszedłem przygotowany, tj. na czczo, żeby jakby co, wstydu nie było. Trafiła się ofiara wypadku przy pracy, 30 metrowy lot z finałem na główkę. Jak doktor wylał na stół coś co kiedyś było czaszką, mózgiem, oczami itd. z takiej jednorazowej reklamówki jak z tesco (to było lata temu, wtedy jeszcze takie dżezy się zdarzały.. ;) ) to i tak myślałem że zejde… O dziwo na sali najlepiej trzymały się panie, wszyscy panowie (w tym ja) stali jak najbliżej okna gdzie zapachy nie dochodziły. Odnośnie tekstu --> coś nie mogę tych akapitów poprawić. :( Regulatorzy się nie odezwali, to też błędów nie wyłapałem. :) W ogóle coś komentarzy mało, to nie wiem czy taki tekst wybitny czy taki słaby? ;) no chyba, że z założenia błąd popełniłem, że znowu fragment wyrwany z kontekstu i niekompletny. pzdr. m.  

No to jest jakiś ciąg dalszy. Ludzie raczej do takich tekstów nie zaglądają. Na stronie najlepiej sprawdzają się skończone opowiadania na 8-12 stron.

I po co to było?

No właśnie, ja to oceniam po swojemu, tj. jak coś ma więcej niż 2 str. to muszę znaleźć dłuższą wolną chwilę by to przeczytać. A jak jest coś krótkiego, to nie ma problemu by w ciągu dnia kliknąć i szybko raz dwa zerknąć okiem… a tak zupełnie BTW, czy jakiś tutejszy admin zbiera dane odnośnie liczby odwiedzin danego opowiadania? Ilość zarejestrowanych użytkowników jest spora, ale odkąd tutaj zaglądam to widzę że komentuje gdzieś tak z 10-15 osób.. ;)

Dobrze się zapowiada. I jedno i drugie. Czekam na więcej.

Infundybuła chronosynklastyczna

Owszem, z 10-15 osób regularnie komentuje. Powiedziałbym, że w granicach 40 nieco rzadziej. Czyta ponoć więcej.   No właśnie, ja to oceniam po swojemu, tj. jak coś ma więcej niż 2 str. to muszę znaleźć dłuższą wolną chwilę by to przeczytać.

Cóż – po dłuższym czasie aktywności na stronie prawdopodobnie znudzą Ci się prologi, fragmenty, części pierwsze i tak dalej, ponieważ w pewnym sensie tradycją jest, że takie cykle nigdy się nie kończą. I do większości z nich można napisać taki sam komentarz. Poza tym, jak trafisz akurat na drugą część, to raczej nie będzie Ci się chciało zaglądać do poprzedniej. Natomiast skończone opowiadanie daje nadzieje na jakąś czytelniczą przyjemność. 

I po co to było?

Nie lubię czytać ciągów dalszych, które nastapiły, ale Twoje "ciągi", mimo że bezsensownie krótkie, dobrze się czyta. Napięcie rośnie z powodu wysokiego poziomu narracji. Naprawdę dobrze się czyta, chociaż przejście z narracji pierwszoosobowej do dialogu, jak skok do wody w upalny dzień :P Nagłe i przyniosło ulgę ;)

Długie to w całości? 

Prokris --> dzięki za komentarz. :) Całość docelowo będzie miała ok 350 str. B5. Na razie jest to dopiero wczesna faza produkcji. Dużo rozgrzebanych wątków, momentami dziurawych jak ser. Tak po prawdzie to z 2 opowiadań które kiedyś popełniłem powstaje 1. Następny fragment będzie dłuższy ;) Pzdr. m.

Jeśli dobrze policzyłam, tym razem Autor uraczył nas 1,3% swojego opowiadania. Jeśli tempo prezentowania fragmentów oraz ich wielkość utrzymają się, w tym roku nie poznamy zakończenia opowieści.  

 

To, ile w zamian miałem zrobić złego, powinienem wyważyć samemu.To, ile w zamian miałem zrobić złego, powinienem wyważyć sam.  

 

…w ramach żartu nie zostawiał mnie z przysłowiową ręką w nocniku. – …w ramach żartu nie zostawiał mnie z ręką w przysłowiowym nocniku.

 

Zawierając umowę…Zawierając umowę

 

…nie do końca zdawałem sobie sprawę z ryzyk płynących – …nie do końca zdawałem sobie sprawę z ryzyka płynącego Ryzyko nie występuje w liczbie mnogiej.

 

Pamiętam, jak na samym początku, zapragnąłem wznieść się w powietrze i niczym ptak dryfować na wietrze, poetycko muskającym mnie w policzki. Wrażenia były niesamowite. W sekundzie, z małego pokoju mieszkania moich rodziców, przeniosłem się nad szczyty Alp. Słońce głaskało mnie po twarzy, a okalający mnie widok i strach przed wysokością, wprawiały me serce w szalony galop. Refleks słońca na śniegu wprost oślepiał me oczy. – Przykład nadmiaru zaimków.

 

…to mówisz, że dostarczyła firma z chin? – …to mówisz, że dostarczyła firma z Chin?  

 

Do protokołu stwierdzam, że z kapiącej śliny, z japy prokuratora… – Wolałabym: Do protokołu stwierdzam, że ze śliny kapiącej z japy prokuratora 

 

…o przenoszeniu zwłok z poza lub do miejsca ich ujawnienia. –  …o przenoszeniu zwłok spoza lub do miejsca ich ujawnienia.

 

Celem pobrania materiału DNA, pobrano i zabezpieczono próbki… – Powtórzenie.  

 

A propo dupy, to mi ją tylko zawraczasz.A propos dupy, to mi ją tylko zawraczasz.

 

Cheftnął takim strumieniem, że szok.Haftnął takim strumieniem, że szok. Domyślam się, że Autor miał na myśli tradycyjne w takich okolicznościach haftowanie, zwane też puszczaniem pawia. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy --> dzięki za korektę, kurcze czytałem ten fragment z 15 razy przed publikacją i nie wyłapałem takich baboli… Niestety za późno na edycję. Proponuję zmienić regulamin tej strony, wprowadzając odowiązek czytania przez Regulatorów każdego tekstu przed upływem 24 h od publikacji. :) Co do procentów, na razie łącznie umieściłem jakieś 8,5 strony B5, czyli nadal mniej niż 1% całości.. ;) pzdr. m.

Michalusie, teraz już wiem, że mnie chyba nie lubisz, i pewnie zależy Ci bym rychło zeszła, padając twarzą na klawiaturę, przy okazji "wyczytawszy" sobie oczy. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mniej niż 1%? Ło matko! Chyba trzeba będzie poprosić Brajta o całą jedną zakładkę dla Ciebie…

Regulatorzy --> otóż nie, doceniam trud włożony w korektę. Szkoda jednak, że zazwyczaj Twoje komentarze ograniczają się do wyłapywania baboli. (no nie mówię o kąśliwych uwagach, które są czystą poezją :) ). Prokris --> jam niegodny takich przywilejów :) z resztą nie mam jeszcze gotowego produktu, a jakbym miał, to sorry najpierw bym go próbował opchnąć u jakiegoś wydawcy :D a póki co zapraszam do ciągu dalszego, tym razem w dłuższym wydaniu: http://www.fantastyka.pl/4,56842840.html

Michalusie, czego Ci brakuje w moich komentarzach, skoro uważasz, że są ograniczone? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy --> cóż, brakuje takiej… recenzji właściwej? :) myślę, że każdy z piszących na tym portalu, poza uwagą, że są tam jakieś błędy interpunkcyjne czy ortograficzne, z niecierpliwością wyczekuje też opinii na temat meritum…? :)

Kurczę. Rozumiem, że to pierwsze dałeś dla testu, jako zajawkę. Ale dlaczego nie mogłeś wrzucić całej reszty (tego, co chcesz opublikować) razem? Przecież takie dziabanie tekstu jest głupie, czytelników nie przysparza, niestety, a do tego przyczynia się do rozczłonkowanych opinii (inaczej oceniasz coś, co przeczytałeś jako całość, a inaczej jak ci ktoś wrzuca po kawałku raz na jakiś czas).

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No cóż, przykro mi, ale chyba trudno ocenić meritum utworu, skoro pozwoliłeś mi przeczytać zaledwie mikroskopijny ułamek całości. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Beryl --> może faktycznie mea culpa, ale tak jak pisałem, oceniam to niejako swoim zachowaniem, tj. teksty ~2 stronnicowe czytam regularnie, a te dłuższe (vide np jestem człowiekiem) – tylko w przerwach między 1 etatem w pracy a 2 etatem w domu ;) Poza tym, twierdzę, że każda strona tekstu musi się bronić z osobna i przyciągać taką samą mocą. Niestety nie mam też tyle czasu, by napisać np.: cały rozdział od a do z. Skrobię sobie na raty, przez co zazwyczaj każdy fragment stanowi coś co ma tam jakąś mini puentę. :)

regulatorzy --> zawsze można ocenić i podzielić się uwagą na temat mikroskopijnego ułamku całości. Poza tym, mogłem nie zdradzać, że ów fragment to skromny wycinek. :)

Michalusie, może następnym razem coś skrobnę, ale z pewnością nie będzie to recenzja. Od pisania recenzji są zawodowcy, ja jestem zaledwie poprawiaczką amatorką. Robię to, co sprawia mi przyjemność. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo mały fragment. I, mimo Twoich deklaracji, puenty nie zauważyłam. Samodzielnie wygląda bez sensu, w nawiązaniu do pierwszej części, dużo lepiej. Fajnie, że czytelnik dowiaduje się więcej na temat umowy, ale co dialog przy sekcji wnosi do fabuły? Oprócz przedstawienia adwokata Cietrzewia? Ale ciągle jestem ciekawa, co dalej będzie się działo z bohaterem.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka