- Opowiadanie: michalus - Jurysta - cd 3

Jurysta - cd 3

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Jurysta - cd 3

 

c.d. z: http://www.fantastyka.pl/4,56842824.html

 

Krwisty kawał mięsa malowniczo spoczywał na prostokątnej powierzchni, wypełniając jej ramy swą objętością. Ostry jak brzytwa nóż, sprawnie radził sobie z tkankami, dzieląc je wzdłuż i wszerz. Każdy skrawek poddawany był wnikliwej obserwacji. Dokonujący tej inspekcji człowiek, uśmiechnął się z zadowoleniem. Pokrojony fragment nie wzbudzał żadnych zastrzeżeń. Był wprost perfekcyjny. Po każdorazowym cięciu, z tak utworzonej rany leniwie sączyła się krew.

 

– Nono no! – błogo pomyślała ubrana w czarny kitel postać. Tkanki działały jak gąbka. Po ich dociśnięciu, ciemna posoka wypływała szybciej, a każdorazowe zwolnienie presji powodowało częściowe wessanie płynu.

 

– Prawidłowa reakcja – myślał dalej mężczyzna. – A widzisz to kolego? Po tym widać, że jest to świeżynka. O widzisz?

 

– Aha.

 

Kolor odkrojonego fragmentu sugerował, że zgon nastąpił niedawno. Niemal zupełny brak tłuszczu, świadczył natomiast o prawidłowym odżywianiu i włożonym wysiłku w zachowanie stosownej sprawności. A to wszystko po to, by znaleźć się na prostokątnej powierzchni i trafić pod ostry nóż. Ciekawe, czy znając swój los, ów nieszczęśnik godziłby się na takie poświęcenie? Wiedza o tym, zapewne zgasiła by zapał, do codziennych morderczych biegów dla zachowania sprawności. Choć po prawdzie, wymóg dbania o sylwetkę, czy forsowna batalia o brak tłuszczu, zostały narzucone przez konsumenckie społeczeństwo. Ofiara w zasadzie miała w tym względzie niewiele do powiedzenia.

 

– Proszę przekazać kucharzowi, – zwrócił się Mateusz do przechodzącej obok kelnerki – że jest to najlepsza wołowina jaką jadłem od wielu lat. Nawet jednej żyłki tłuszczu!

 

– Dziękuję proszę księdza, na pewno przekażę.

 

– I słuchaj Alojzy, wracając do tematu. Potrzebne nam będą twoje usługi. Znowu złapali Alberta, jak wracał nocą na parafię. Ponad dwa wydmuchał.

 

– O temacie lepiej porozmawiamy u mnie w biurze. Wiesz jak jest. Za dużo różnych uszu dookoła. A ten Albert to jakiś niepociumany? Drugi raz dał się złapać? Nie wyszło by wam taniej, i bezpieczniej dla wiernych, by po prostu dla niego monopolowy na parafię przenieść? Nie musiałby wtedy po pijaku jeździć po kolejną flaszkę. Ale o tym pogadamy później, teraz zaprosiłem na steka i wino. A na wieczór w planach reszta atrakcji.

 

– Żartowniś. No nie byłby to głupi pomysł. Atrakcje dzisiaj niestety pomijamy. Z wizytą oficjalną jestem, z resztą jak widzisz – mówiąc to Mateusz wskazał palcem swą koloratkę. – Kardynał do siebie dzisiaj wzywa na dywanik, by wyjaśnić sprawę brata Alberta. Niestety przez to wikt i opierunek zapewnia.

 

– Ze mną wikt i opierunek ksiądz biskup ma zdecydowanie lepszy! – zaśmiał się Alojzy.

 

– Ja to wiem, ty to wiesz, i mam nadzieję, że nikt więcej.

 

– A ci na górze się nie liczą?

 

– No wiesz, jak coś się dzieje pod dachem, to przecież z góry nie widać. Tak przynajmniej nasi inni bracia wierzą, a przecież wszyscy modlimy się do jednego Boga.

 

– Lubię takie klauzule ratunkowe. Ale tak przy okazji, to może mi ksiądz łaskawie wyjaśni pewne niejasności.

 

– Aha.

 

– Ustalmy najpierw fakty.

 

– Aha.

 

– Bóg stworzył człowieka, Słońce i Ziemię.

 

– Tak, choć trochę kolejność mieszasz.

 

– Wszechświat z miliardem gwiazd, o powierzchni i objętości do nieogarnięcia ludzkim umysłem?

 

– Aha.

 

– Miliony gatunków roślin, zwierząt, grzybów, owadów, wirusów, bakterii, komórek, nie mówiąc o tych innych nieznanych nam tworach, które może są na innych planetach?

 

– No i?

 

– Spokojnie, dopiero się rozkręcam. Skomplikowane prawa fizyki, których nie rozumiem, też powołał do życia Stwórca? Tryliardy substancji, pierwiastków, atomów, protonów, kwarków i innych cholerstw?

 

– Też ich nie rozumiem, ale jak najbardziej, pochodzą one od Boga. Do czego zmierzasz?

 

– Bo ja z kolei jednego nie rozumie. Czemu, Stwórca człowieka, Słońca i Ziemi, miliarda gwiazd, milionów gatunków roślin, zwierząt, grzybów, owadów, wirusów, bakterii, komórek, skomplikowanych praw fizyki, i te pe, miałby się interesować tym, czy kowalski zakłada na swoją fujarę kondoma?

 

– Hehehe, zadam to pytanie na następnym posiedzeniu episkopatu. Niech ci wystarczy to, że są księża, którzy też wątpią w to, by naszego Pana obchodziła taka sprawa. Większość jednak uważa, że ingerując w proces płodności wchodzimy w kompetencje Stwórcy. Zabawa w Boga to zawsze grzech. Poza tym, jeżeli mąż i żona współżyją, z kategorycznym zamiarem uniknięcia poczęcia potomka, obrażają boży zamysł i Jego dar płodności.

 

– Aha. Ale kalendarzyk jest dozwolony?

 

– Zgodnie ze społecznym nauczaniem kościoła, oczywiście.

 

– A gumka jest be?

 

– Be.

 

– Aha. To ja nie rozumie. Bo ja różnicy nie widzę. Z seksu w dni niepłodne nie będzie potomka. Tak jak z seksu w gumce. To może powinniście iść na kompromis, że można ją zakładać w określone dni?

 

– Hej! Ja tu jem stejka! A ty jak zwykle ciężkie tematy poruszasz. Masz szczęście, że cię Alojzy chociaż trochę lubię. I że rodzice twych bluźnierstw nie słyszą! A tak w ogóle, co u nich słychać?

 

– Hehehe, oj nie wywiniesz się od odpowiedzi księżulku!

 

– A co chcesz usłyszeć? Przecież doskonale wiesz o co chodzi. Seks jest zły, jeżeli jest tylko zabawką. To ma być akt poczęcia. Ale wiesz, oficjalnie nie możemy przecież powiedzieć, że ruchać się można tylko w dni płodne. Dlatego na ten kalendarzyk trzeba było przymknąć oko. Pobłogosławienie zaś kondoma, oznaczałoby bezpośrednią zgodę na uprzedmiotowienie seksu.

 

– Ja tam wolę uczciwe podejście. Inne religie jednoznacznie, bez kompleksów i rygorystycznie odnoszą się do pewnych niewygodnych tematów. I jak ktoś nie stosuje się do reguł, to wolna droga. Takiego delikwenta wyrzucają poza nawias, bo już kamieniować oficjalnie nie można. A tutaj u nas, to boicie się powiedzieć prawdę co o tym myślicie. Ja rozumiem, że wydanie oświadczenia, że seks jest narzędziem szatana, umieści was z powrotem w czasach średniowiecza. A do kościoła, będą chodzić tylko te, co już robią przymiarki do trumien. Choć pewnie to nawet i parę z nich puknie się w beret i się z wami pożegna. Ale skoro uważacie, że seks to zło, a pozwalacie ruchać się w dni niepłodne, to świadomie narażacie miliony na wieczne potępienie!

 

– Gadaj tu z prawnikiem. Kościół musi trzymać się zasad. Czasy się zmieniają, ludzie też, ale zasady nie. Zawsze tak było, i zawsze tak będzie. Z resztą przecież mówimy, że seks może być złem, tyle że nie trąbimy o tym na każdym kazaniu.

 

– Zmieniasz temat księże.

 

– Powiedz od razu: klecho!

 

– Twoje zdrowie klecho! – mówiąc to Alojzy uniósł swój kielich wina. – Ale jeszcze jedna sprawa.

 

– Co znowu? Powiem ci, że po naszych spotkaniach, to potem tydzień muszę krzyżem leżeć, tyle się herezji nasłucham.

 

– Zasady mówisz, że się nie zmieniają. A nie przyszło ci do głowy to, że nauki Zbawiciela przekazane zostały nierozumnym idiotom? Znaczy w dzisiejszych kategoriach.

 

– Nie bardzo rozumiem?

 

– Wyobraź sobie, że w trzydziestym roku naszej ery, żyd Joszua, nazwany później przez greków Jezusem, opowiada o wszechświecie, prawach grawitacji, oraz o tym, że Ziemia jest okrągła. Opowiada jak to jego Ojciec wywołał Wielki Wybuch, w wyniku którego powstał wszechświat, a miliony lat później po Ziemi chodziły stworzone przez Niego dinozaury. Oraz że Bóg stworzył małpy i kazał im wyewoluować w człowieka.

 

– Opowiadał o innych rzeczach, ale znowu, o co ci chodzi.

 

– Chodzi mi o to, że nikt by go nie zrozumiał. A za nazwanie przodka małpą dostałby w twarz. Dlatego mówił tylko i wyłącznie te rzeczy, i w takiej formie, które były do ogarnięcia przez niezbyt rozwinięte umysły i wyobraźnie ówczesnych rozmówców. Kto wie, może Chrystus pojawił się także w czasach prehistorycznych? Jeżeli wtedy zacząłby opowiadać przypowieść o synu marnotrawnym, wówczas po sekundzie pewnie dostałby maczugą w głowę, że za dużo gada po próżnicy. Bo poziom dialogów naszych przodków ograniczał się do słów: jeść, ruchać, mamut, słońce. A kto wie, może się pojawił już wtedy? Lecz objawiał dzikusom prawdę o Bogu i byciu dobrym w odpowiedni dla nich prymitywny sposób? Ty modlić się w słońce o mamut. Dobrze. Człowiek maczuga uderzyć mamut. Dobrze. Człowiek maczuga uderzyć człowiek. Źle.

 

– Do czego zmierzasz?

 

– Do tego, że jesteśmy nieco bardziej rozwinięci niż ci kretyni, co żyli dwa tysiące lat temu, a wy dalej mówicie do nas tym samym archaicznym językiem. Joszua w trzydziestym roku naszej ery nie mówił o mamutach, dostosował się do żyjących. Może wy też się powinniście dostosować do dzisiejszych czasów. A nie zasłaniać się głupią regułką, że zasady są niezmienne.

 

– Przypomnij mi następnym razem jak się spotkamy, bym ci więcej nie pozwalał zadawać mi pytań.

 

– No tak, najprościej zaszyć usta, uszy zatkać a na oczy włożyć klapki. Jak tam twój stek? Może dokładkę?

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

Chcąc nie chcąc, dużo czasu musiałem poświęcić na studiowanie i rozważanie dobra i zła. W kontekście moich potrzeb, wszystko jednak sprowadzało się do prostego pytania, jak ustalić cenę? Ale to było tak, jakby spytać się, ile jest warta szklanka wody? Jeśli chciałem wyczarować ją u siebie w domu, nagięcie rzeczywistości było niewielkie. W lodówce stale przecież leżą u mnie dwie butelki, najdroższej wody mineralnej dostępnej na rynku. Mocą zastępowałem prosty ruch, polegający na otwarciu drzwiczek i wyciągnięciu szklanki z szafki. Aksjologicznie, owo uczynienie sobie niewielkiego dobra, samo w sobie stanowiło grzech lenistwa. Z ostrożności jednak zawsze regulowałem rachunek z naddatkiem, łgając komuś w żywe oczy, niszcząc po drodze lakier przypadkowego samochodu, czy też w inny drobny sposób siejąc chaos i zniszczenie. Sprowadzenie tej samej szklanki na pustynię, czy na przykład na stację kosmiczną, było jednak z punktu widzenia logiki i doświadczenia życiowego znacznie droższe. I nie daj boże, że gdyby nie ta szklanka wody, ktoś umarłby z pragnienia. Wniosek płynął prosty, że wszystko było względne.

 

Biskup Mateusz znał mój mały sekret. Był bowiem… inny. Widział to, czego nie powinien. Mój całun bezkarności był dla niego dziurawy niczym sito. Połapał się jak jeszcze byłem młody, a on był jeszcze zwykłym księdzem, urzędującym wówczas w Warszawie. Zobaczył we mnie diabła, gdy ten samodzielnie regulował niezapłacony rachunek. Oczywiście nie mówiłem mu o wszystkich brudach i tych najgorszych dokonanych przeze mnie transakcjach z mrocznym przyjacielem.

 

O dziwo nie rzucał we mnie czosnkiem, ani nie gonił mnie z krzyżem i wodą święconą. Egzorcyzmów też nie odprawiał. Nawet donosu żadnego nie złożył. Pierwotnie przypominało to taki taniec wody z ogniem, czy nieśmiałe dźganie i badanie się na odległość patykiem. Po pewnym jednak czasie, nasza relacja stała się wręcz przyjacielska. Poza zamiłowaniem do rozmów o abstrakcji, łączyło nas identyczne poczucie humoru. Ostatecznie, po tym jak obydwaj awansowaliśmy w swych strukturach, ja cywilnych, on w kościelnych, zaczął też korzystać z usług mojej kancelarii. Tak to już jest, że na takim stanowisku trzeba być nie tylko osobą dążącą do świętości, lecz też osobą praktyczną. A ja byłem po prostu diabelnie skuteczny. Sprawdziło się przysłowie. Ksiądz i diabeł, podobnie jak policjant i złodziej, na jednym w końcu jadą wozie.

 

Jak się okazało, moje pojawienie się, nastąpiło w chwili największego zwątpienia Mateusza w słuszność obranej drogi życiowej. A potem ja pokazałem mu, że diabeł jest prawdziwy. Skoro tak, to musi istnieć też ta druga strona medalu, która jednak nie chce ułatwić nam życia, powszechnie ujawniając fakt swego bytowania. O ileż by wtedy było prościej? Z drugiej jednak strony posiadanie wolnej woli i prawa wyboru byłoby wówczas iluzją. Kto bowiem wiedząc na sto procent, że to wszystko co napisali w Biblii jest jednak prawdą, zdecydowałby się ją publicznie opluć i potargać? Tylko kretyn.

 

Podświadomie wiedział, że nie zdoła fizycznie wyrzucić ze mnie złego i na siłę zaprowadzić mnie przed ołtarz Niebieskiego. Przez te wszystkie lata naiwnie jednak wierzył, że uda mu się, jakoś tak może niepostrzeżenie, ocalić moją nieśmiertelną duszę. Głupek. Nie wiedział, że dawno ją przehandlowałem.

 

 

 

 

***

 

 

 

– Która to już tak zaszlachtowana? – spytał Rysiek.

 

– Pytasz się w ogóle o statystyki, czy o ofiary tego seryjnego? – odparł Wojtek.

 

– Nie no statystyki to mnie nie interesują.

 

– Dotychczas w całej Polsce znaleźliśmy cztery trupy, pocięte w identyczny sposób. Dwa w Warszawie, jedno ciało w Krakowie, ta ostatnia przywieziona wprost do ciebie z jakiejś pipidówy na Śląsku. Za każdym razem miejsce zbrodni idealnie wyczyszczone, a ofiarami profesjonalistki o podobnym wyglądzie.

 

– Jakieś pomysły?

 

– A co się tak interesujesz? Książkę piszesz?

 

– No może piszę.

 

– Napisz lepiej protokół z sekcji. Wyślij mi go potem mailem, nie tylko w wersji papierowej.

 

– No proszę proszę, co za technika u was zawitała.

 

– A idź. Akta sprawy mam już na jakieś czterdzieści tomów. Nie idzie tego ze sobą nigdzie zabrać.

 

– A skąd wy tyle pieniędzy na papier macie? – zaśmiał się Rysiek.

 

– Okrada się trupy to się na papier ma.

 

– A to tutaj nie bardzo było co kraść, chyba że to wy żeście skroili denatce ciuchy i torebkę?

 

– No tym razem to nie my. A po drugie skąd wiesz, że miała ciuchy i torebkę? Może cię powinienem do mojego kajetu wpisać na listę podejrzanych?

 

– Wpisz. Zweryfikujemy czy aby na pewno was tam pisać nauczyli. Z resztą ta jej torebka i tak by ci się nie przydała. Nie pasowała by do twoich szpilek.

 

– Różowa?

 

– Taaaa.

 

– A ty Rysiu, do której dzisiaj siedzisz? Bo już widzę, że chyba za długo.

 

– Jeszcze mam dwie sztuki do obrobienia. Dwie gorące, po pożarowe siedemdziesiątki.

 

– Ale z ciebie prymus kolego. Północ już zaraz będzie. Przecież jak takie babcie, to ci nigdzie nie uciekną!

 

– Hej, to było niesmaczne! Dobreeee! Lubię to! – zaczął chichotać Rysiek. – Jak to powiem Józkowi to padnie! Hi hi hi! Ale wiesz jak jest. Im dłużej zwlekamy, tym bardziej mięso się może popsuć. A najlepsze dziewczynki to przecież świeżynki!

 

 

 

----

 

reszta do przeczytania może kiedyś w Empiku :P No chyba, że bardzo będziecie chcieli, to może wkleję 2 rozdział :) póki co jest jednak zbyt dziurawy…

 

pzdr. m.

 

Koniec

Komentarze

Coraz le­piej czy­ta­ło mi się Twoje frag­men­ci­ki, choć nie prze­pa­dam za po­wie­ścia­mi w od­cin­kach. Teraz oka­za­ło się, że dal­sze­go ciągu nie bę­dzie. Mia­łam na­dzie­ję na po­rząd­ny, sma­ko­wi­ty krwi­sty bef­sztyk a do­sta­łam coś, co ow­szem, krwią ocie­ka, ale czemu do praw­dzi­we­go dania jesz­cze da­le­ko.  

 

Krwi­sty kawał mięsa ma­low­ni­czo spo­czy­wał…Kawał krwi­ste­go mięsa ma­low­ni­czo spo­czy­wał… Krwi­ste było mięso, nie kawał.

 

Do­ko­nu­ją­cy tej in­spek­cji czło­wiek, uśmiech­nął się z za­do­wo­le­niem. – In­spek­cja to «kon­tro­la dzia­łal­no­ści ja­kiejś in­sty­tu­cji lub stanu ja­kie­goś miej­sca» Może: Wy­ko­nu­ją­cy te ba­da­nia czło­wiek, uśmiech­nął się z za­do­wo­le­niem.

 

Po ich do­ci­śnię­ciu, ciem­na po­so­ka wy­pły­wa­ła szyb­ciej, a każ­do­ra­zo­we zwol­nie­nie pre­sji po­wo­do­wa­ło czę­ścio­we we­ssa­nie płynu. – Wo­la­ła­bym: Po ich do­ci­śnię­ciu, ciem­na po­so­ka wy­pły­wa­ła szyb­ciej, a każ­do­ra­zo­we zwol­nie­nie na­po­ru po­wo­do­wa­ło czę­ścio­we we­ssa­nie płynu.

 

…pra­wi­dło­wym od­ży­wia­niu i wło­żo­nym wy­sił­ku w za­cho­wa­nie sto­sow­nej spraw­no­ści. – …pra­wi­dło­wym od­ży­wia­niu i wy­sił­ku wło­żo­nym w za­cho­wa­nie sto­sow­nej spraw­no­ści.

 

Pro­szę prze­ka­zać ku­cha­rzo­wi, – zwró­cił się… – Zbęd­ny prze­ci­nek.

 

…teraz za­pro­si­łem na steka i wino. – …teraz za­pro­si­łem na stek i wino.

 

Z wi­zy­tą ofi­cjal­ną je­stem, z resz­tą jak wi­dzisz…Z wi­zy­tą ofi­cjal­ną je­stem, zresz­tą jak wi­dzisz

 

…o po­wierzch­ni i ob­ję­to­ści do nie­ogar­nię­cia ludz­kim umy­słem? – …o po­wierzch­ni i ob­ję­to­ści nie do ogar­nię­cia ludz­kim umy­słem?  

 

…czy ko­wal­ski za­kła­da na swoją fu­ja­rę kon­do­ma? – …czy Ko­wal­ski za­kła­da na swoją fu­ja­rę kon­dom?

 

Aha. To ja nie ro­zu­mie.Aha. To ja nie ro­zu­miem.

 

…bo już ka­mie­nio­wać ofi­cjal­nie nie można. – …bo już ka­mie­no­wać ofi­cjal­nie nie można.

 

żyd Jo­szua, na­zwa­ny póź­niej przez gre­ków Je­zu­sem… – …Żyd Jo­szua, na­zwa­ny póź­niej przez Gre­ków Je­zu­sem

 

…przez nie­zbyt roz­wi­nię­te umy­sły i wy­obraź­nie ów­cze­snych roz­mów­ców. – …przez nie­zbyt roz­wi­nię­te umy­sły i wy­obraź­nię ów­cze­snych roz­mów­ców.

 

łga­jąc komuś w żywe oczy… – …łżąc komuś w żywe oczy

 

…czy nie­śmia­łe dźga­nie i ba­da­nie się na od­le­głość pa­ty­kiem. – …czy nie­śmia­łe dźga­nie i ba­da­nie się pa­ty­kiem na od­le­głość.

 

…że nie zdoła fi­zycz­nie wy­rzu­cić ze mnie złego i na siłę za­pro­wa­dzić mnie przed oł­tarz Nie­bie­skie­go. – …że nie zdoła fi­zycz­nie wy­rzu­cić ze mnie złego i na siłę za­pro­wa­dzić przed oł­tarz Nie­bie­skie­go.

 

Py­tasz się w ogóle o sta­ty­sty­ki, czy o ofia­ry tego se­ryj­ne­go?Py­tasz w ogóle o sta­ty­sty­ki, czy o ofia­ry tego se­ryj­ne­go?  

 

No pro­szę pro­szę, co za tech­ni­ka u was za­wi­ta­ła.No, pro­szę, pro­szę, co za tech­ni­ka do was za­wi­ta­ła.

 

Nie pa­so­wa­ła by do two­ich szpi­lek.Nie pa­so­wa­ła­by do two­ich szpi­lek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Do poczytania w Empiku? Hm.

Eeee, tylko narobiłeś apetytu. Lepiej wrzucaj zamknięte opowiadania, a nie takie fragmenty. Nie podoba mi się twierdzenie, że ludzie żyjący ileś tam lat wcześniej byli głupsi od nas. Fakt, nie mieli pojęcia o teoriach, o których my uczyliśmy się w podstawówce. Ale za to potrafili rozwiązać mnóstwo innych problemów, które nas by przerosły. Wszystko w Bibli miałoby być prawdą? Nie żartuj. Czytałeś? Ta książka niekiedy jest wewnętrznie sprzeczna.

Babska logika rządzi!

z komentarzy wnoszę, że nikt nie chce 2 rozdziału? :P no ładnie. To strzelę focha i nie wkleję. :) Regulatorzy --> 1. dzięki za poprawki! Szkoda że znowu ich tyle… Odnośnie Twojej pierwszej uwagi, chciałem jednak celowo zaakcentować krwistość, a nie kawał, więc chyba zostawię tak jak było :) 2. nigdy nie twierdziłem, że moje arcydzieła to gotowe produkty; raczej to jest taki wczesny etap, gdzie fabuła jest póki co dopiero naszkicowana gdzies tak w 75%; ale miło mi, że spodziewałaś się czegoś smakowitego; szkoda że nie sprostałem Twym oczekiwaniom, AdamKB --> a co pomarzyć nie można? Finkla --> 1. Et Finkla contra me? 2. Teza na którą się powołujesz pada z ust postaci, którą rysuję na trochę taką przemądrzałą; wg mnie taki ton wypowiedzi w związku z tym pasuje, 3. nigdy nie analizowałem Bibli pod kątem sprzeczności, więc nie wiem; zresztą każdy wierzy w to co chce :) pzdr. m.

Nie martw się, że znowu tyle poprawek… Następnym razem nie będzie żadnych. Obiecuję. ;-)   Zostawiając zdanie tak jak było, akcentujesz krwistość kawała, co jest, moim zdaniem, bez sensu. MIĘSO –– taki jest tytuł rozdziału, nie KAWAŁ. I kawał, i krwisty, są określeniami mięsa –– mięsa było dużo, było ono krwiste. Z Twojego zdania dowiaduję się, że krwisty jest kawał a mięsa jest dużo.   Ale, jak już wcześniej podkreślałam, to jest Twoje opowiadanie, Ty tu rządzisz. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Michallus, 1. Czyżbyś mnie adoptował, że oczekujesz przemilczania krytyki? Musiała to być niezła impreza, bo nic nie pamiętam. ;-) A Finkla nie tyle jest przeciwko Tobie, co wkurzyła się, że opowieść fajnie się zapowiadała, ale końcówka póki co zostanie tajemnicą. 2. Odniosiłam wrażenie, że się trochę identyfikujesz ze słowami. Ale jeśli tylko postać, to w porządku. 3. To święta prawda, że Każdy wierzy w co chce. Ale tych przekonanych, że nietoperz jest ptakiem (a tako rzecze Pismo) to jednak próbowałabym nawracać.

Babska logika rządzi!

Uwielbiam, jak znika mi komentarz… No to jeszcze raz. Generalnie im dalej, tym lepiej się czyta, ale przeszkadza mi proporcja. Za dużo bohater opowiada o swoim problemie, a za mało pokazujesz, jak sobie faktycznie z tym problem radzi. Jeśli mogę Ci polecić, poczytaj sobie opowiadanie z najnowszej NF Pieśń o śmierci i śniegu (co by daleko nie szukać, koszt niewielki, a dostępność przyzwoita). Tam właśnie bohater, narrator poierwszoosobowy opowiada o swoim "przyapadku", ale nie rozwleka niepotrzebnie, nie przynudza, konretnie demonstruje, jak sobie z problemem radzi. Rozumiem, że Twoim zamiarem jest napisanie "czegoś większego", ale może się okazać, że jeśli wytniesz cały zbędny słowotok, wyjdzie Ci porządne, proporcjonalne i smaczne długie opowiadanie. Do wybitnego jeszcze Ci daleko, mas nie porywasz, uważaj, żebyś dobrego pomysłu nie pogrzebał w przekombinowanej treści. Ja bym dalszy ciąg poczytała. 

W ramach zachęty powiem jeszcze, że nie pamiętam, kiedy ostatnio zdobyłam się na czytanie czegoś w odcinkach, a Ty zainteresowałeś, nie znudziłeś po drodze i pozostawiłeś zaintrygowaną. Gratuluję. Tylko nie spuchnij z dumy, do  Empiku jeszcze dalekooooooooooo ;)

Nowa Fantastyka