- Opowiadanie: mag-da - Dorżnąć watahę

Dorżnąć watahę

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dorżnąć watahę

(Kolejny tekst z monumentalnego cyklu "Moja grafomania". Zapraszam.)

 

 

(mag-da)

Góry, moje góry, jakże mi was brak…

Ocieram twarz ręcznikiem i schodzę z bieżni. Staję przed przyklejonym do słupa lustrem i przyglądam się ciału. Moja terapia odchudzająca zaczyna działać. Zamiast fałdek tłuszczu, tu i ówdzie, pojawiły się smakowite zgrubienia mięśni.

Kiwam głową ku obcemu odbiciu – ćwiczący opodal byczek w odpowiedzi uśmiecha się zawadiacko. Bez zgadywania wiem, co mu się kasztani w pustym łbie. Nie dla psa kiełbasa, myślę, szczerząc ząbki.

Jeśli zrozumie nieopatrznie – jego problem. Jest mi ze sobą na tyle dobrze, że nie potrzebuję śliniących się adoratorów. A ten właśnie na takiego wygląda. Nie jest brzydki, do tego mocno umięśniony, może się podobać wyposzczonym laskom. Lecz nie mnie. Nie jestem wyposzczona i mam wystarczająco silne ego, by nie przejmować się opiniami zazdrośników, nieudaczników i wszelkiej maści lemingów, których namnożyło się jak pcheł na brudnym psie. Omijam takich z dala, lub żegnam zawadiackim uśmiechem, pogardliwym skrzywieniem ust. Nie wyciągam ku nim ręki, tylko środkowy palec. Taka jestem. Zimny drań.

W szkole wołali za mną: Żyleta. I mieli wiele racji. Równie atrakcyjne kobiety spotyka się rzadko.

Choć nie jestem już nastolatką, nawet pedofile ślinią się na mój widok. Każdemu wolno marzyć. Nie odbieram tego prawa nikomu. Śnijcie o mnie, módlcie się do świętych obrazów, samo-gwałćcie. Być może dobry Bóg wysłucha waszych próśb i ześle łaskę kopulowania z senną marą? Nie robiąc nic, zrobię wam dobrze.

Byczek z siłowni uśmiecha się i, dla udowodnienia swej niesamowitości, podnosi sztangę wykrzywiając pryszczatą gębę. Mam ochotę mu powiedzieć, żeby się nie wysilał, bo popękają mu krosty i będzie wyglądał jak sernik, hamuję się, wiedząc że po takim ataku nie uniknę konfrontacji. A tej nie chcę. Marzę o prysznicu i odpoczynku. Wylałam dość potu na ćwiczenia, by nie mieć ochoty na idiotyzmy.

Poza tym, jutro też jest dzień, i gdy przyjdę spalać kalorie, osiłek znów tu będzie. Tak samo napalony i brzydki. Jest wiernym wyznawcą kultu własnego ciała. Objada się białkiem, a po treningu, wraca na stancję, wstrzykuje w pośladek podwójną dawkę testosteronu i kopuluje ze swoim nowym chłopakiem i jego dziewczyną. Tacy jak on lubią eksperymenty i robią wszystko, by wymknąć się schematom. Są krzykliwie nowocześni.

Skąd wiem? Śnił mi się ostatniej nocy.

Od kilku miesięcy miewam dziwne sny.

Przyjaciółka wróżka twierdzi, że jedno z mych wcieleń było wiedźmą. Nie zadręczam się tym, choć w chwilach słabości przyznaję rację. Nie śnię zbyt często, lecz czasem budzę się cała spocona i kompletnie nieobecna. Jakbym wróciła z innego życia, życia, którego nie pamiętam.

Czy kiedyś dawno byłam czarownicą?

Sama myśl wywołuje uśmiech na twarzy.

– Hej, mała, może się przyłączysz? – Byczek zaczepia mnie, gdy go mijam.– W niedzielę robimy z kumplami wypad na miasto. Szykuje się niezła zadyma.

– Poszłabym, ale nie mam z kim zostawić dziecka.

Osiłek momentalnie pokornieje, nie spodziewał się.

– To może innym razem? – rzuca po chwili namysłu.

– Może – odpowiadam, by zatrzymać dobre wrażenie.– Do jutra.

– Na razie. – Nie próbuje kontynuować rozmowy.

Nie zastanawiam się. Nie ma nad czym. Gdybym miała ustawić wrzodaka w kolejce do swego nieba, dałabym mu miejscówkę na ogonie. W końcu lubi być nadziewany…

Wychodzę z siłowni, zbiegam schodami. Wpycham do ust wystający z plecaka wężyk i dopijam odżywkę. Na początku dobrze jest się wspomóc, by brak efektów nie zniechęcił do dalszych ćwiczeń. Znam wielu takich, którzy zrezygnowali po kilku miesiącach, bo patrząc w lustro nie zauważali różnic. Po co się męczyć i płacić, skoro jest jak było, nic się nie zmieniło? Łatwiej, bo efekty widać od razu, poddać się operacji plastycznej, wstawić implanty zamiast mięśni i cieszyć się z idealnej sylwetki kulturysty, który nigdy nie skalał się wizytą na siłowni. Nie każdy pot śmierdzi tak samo.

Zeskakuję z ostatniego stopnia i ruszam biegiem. Ruiny budynków straszą czernią okopconych ścian, resztkami szyb i wyrwanymi z futryn drzwiami. Ulicę i chodniki zalegają sterty śmieci, wiatr podrywa foliowe torebki, pluje kurzem.

Biegnę, myśląc jak wiele się zmieniło przez ostatnie lata. Nie trzeba było wojny. Przyszedł kryzys, a z nim bezrobocie i brak perspektyw. Najpierw poupadały magazyny, potem zakłady produkcyjne, sklepiki osiedlowe, wielko-powierzchniowe markety. Rynek pracy zapadł się tak, że uprzemysłowione dzielnice zaczęły się wyludniać. Ci, których nie trzymały korzenie przodków, wynieśli się do innych miast. Inni odizolowali się tworząc kasty.

Pięćdziesięciotysięczna populacja skurczyła się o połowę.

Od kilku lat brodziliśmy w bagnie nie mogąc dogrzebać się dna.

Wspomnienia przeszłości wywołują uśmiech. Jeszcze kilka lat temu te osiedla tętniły życiem. Place zabaw pełne były dzieci, a parkingi samochodów.

Dziś ruiny straszą pustostanami, w których gnieżdżą się ci, którzy stracili wszystko. Tu nikt się nie łudzi, że będzie lepiej. Bo lepiej już było. Nie da się uzdrowić trupa.

 

W domu odpalam laptop. Przebiegam wzrokiem nagłówki nowych artykułów: " Rudy Lis wybrany po raz siódmy, oby szczęśliwy", " Premier zapowiada szereg zmian w nowym rządzie", "Matka Madzi dziś wychodzi na wolność", "Ekskluzywny wywiad z Katarzyną W."

Na mailu wiadomość: "Spotkanie w niedzielę o 10. Przyjdź, jeśli jesteś patriotą".

Wchodzę na ulubiony portal społecznościowy. Loguję się. Mam kilka słów do przekazania, kilka myśli, które naszły mnie w trakcie ćwiczeń.

" Jeśli pozwolimy, by robactwo się rozmnożyło, narodzą się prawa robactwa. Pojawią się też piewcy, którzy będą je wysławiać."

Zastygam z palcami nad klawiaturą. Czytam tekst. Tak jest dobrze. Inaczej się nie da.

"Czas rozliczeń nadchodzi. Nie pomoże zaklinanie rzeczywistości. Rządzenie poprzez zakłamywanie, zadłużanie i wyprzedaż majątku już się kończy. Ile można rządzić samą propagandą, nawet mając na usługach zakłamane media?

Po niesłychanie podłych, bezsensownych i nie merytorycznych atakach na organizacje pozarządowe, gdzie celowo podzielono kraj na szlachtę i bydło, należy odpowiedzieć stanowczym sprzeciwem. Odkąd standardy cywilizacyjne uległy ogromnej degradacji, a elity odgrodziły się od reszty społeczeństwa, bezkarność władzy i wybiórczy wymiar sprawiedliwości udowadnia, iż mamy do czynienia z ustrojem mafijno – niewolniczym. Przeciwników politycznych eliminuje się nie tylko medialnie, ale i fizycznie. Bezsprzecznie widać, że ten system ma niesłychanie rozbudowany aparat propagandowo – socjotechniczny, który ogłupia społeczeństwo i chce utwierdzić w przekonaniu, że tak ma być, bo inaczej jest dla nich gorzej. Czyli musi być wyzysk, upodlenie godności człowieka w miejscu pracy i nie tylko oraz bezkarność łże-elit.

Dość!

Ktoś celowo nakręca spiralę nienawiści w życiu społecznym. Komu zależy na tym, aby ludzie nie mieli wspólnych celów? Dlaczego mniejszości narzucają prawo, zwyczaje i niszczą wartości, które stanowią fundament normalności? Media kreują na liderów politycznych kreatury moralne. Proszę Pana Boga o takiego przywódcę, który zmiecie z życia publicznego wszystkie liberalno-komunistyczne śmieci. Bo demokracja i tolerancja nie mogą służyć nienormalności, złodziejstwu i bezprawiu bogaczy. Tolerancja to nie jest akceptacja zła – to nie może być "róbta co chceta". Tolerancja to trwanie przy dobrych wartościach i cierpliwym dążeniu do dobra. Czas wytępić robactwo, które dorwało się do władzy!"

Każdego dnia piszę manifest. Mój własny sprzeciw. Dopóki trawa rośnie i rzeki płyną, a w mieście żyją ludzie. Nie mam wątpliwości. Bezczynność jest tak samo zła, jak nieme przyzwolenie na to, co dzieje się wokół. Świat potrzebuje odrodzenia.

Na szczęście nie jestem sama. Organizacja liczy tysiące członków. Wielu z nich nigdy się nie ujawniło. Są, bo są. Mieszkają w różnych miastach, w innych dzielnicach. Piszą podobne do moich manify, albo rozsyłają spam, zawirusowują sieć. Nawet nie wiem, czy ktoś to kontroluje. Ważne jest, że czują to samo i chcą coś zmienić.

Klikam zatwierdzenie i tekst zapada się w net. Po przejściu przez bezpieczne serwery, wróci i zacznie żyć własnym życiem.

Wstaję i idę do łazienki. Rozbieram się, wchodzę pod prysznic, odkręcam wodę. Zimny strumień chłoszcze skórę. Bo wszystko kosztuje, a są rzeczy, z których można zrezygnować.

Opieram się dłońmi o śliską glazurę i zamykam oczy. Oto ja dnia dzisiejszego: wydarzenia klatka po klatce, minuta po minucie, wypełniają myśli. Najpierw spacer do sklepu odzieżowego, w którym pracuję, potem twarze klientów, pieniądze, towary, uśmiechy współpracownic, strzępki zdań o niczym. Osiem zmarnowanych godzin. Koniec zmiany, siłownia. Wilcze ślepia byczka w lustrze.

Czyżby?

Czyżby on też był jednym ze zbuntowanych? Jest nikim. Nie ma przyszłości. Jest pewny siebie i z pewnością zarozumiały. Być może diluje, albo wmawia staruszkom, że jest ich wnuczkiem. Nie wyglądał na takiego, który zhańbił się fizyczną pracą. Bezsprzecznie mógłby stanąć w pierwszym szeregu.

Wychodzę z brodzika, wycieram się i wracam do laptopa. Licznik wyświetla ilość wejść pod manifestem: osiem tysięcy trzysta dwadzieścia dwa.

Robię kopię i wrzucam tekst na setkę najpoczytniejszych portali. Nawet jeśli część użytkowników odpadnie po pierwszym zdaniu, wiem, że znajdą się też tacy, którzy nie będą obojętni. W ten sposób pozyskujemy sympatyków, w ten sposób namierzające nas służby mają tyle roboty, że nie mogą się spod niej wygrzebać.

Oto rewolucja.

 

(gwidon)

Niebo błękitne nade mną, a wokół mnie rozwrzeszczany tłum. Las głów i transparentów. Adrenalina i siła. Jedna wściekła rodzina. Wyję wraz z nią, unosząc ręce nad głowę, podniecony jak nigdy dotąd.

Po raz pierwszy od lat chaos zebrał się do kupy, by zburzyć chory porządek rzeczy i czuję, wiem, chcę, że nie powstrzyma nas nikt.

Jesteśmy odpowiedzią na zło całego świata. Jesteśmy nowym otwarciem. Jedynym antidotum.

Idziemy zwartą grupą naprzeciw robactwu, które obsiadło zdrowy organizm, doprowadzając do jego ruiny i nikt nas nie powstrzyma!

Złodzieje w białych rękawiczkach, dorwiemy was!

Tłum wyje, a ja wraz z nim. Rozglądam się i cieszę się, chcę skakać z radości.

Na starcie była nas garstka, może trzysta osób. Gdy zaczęliśmy iść, dołączyli się inni, tak samo zdesperowani i wściekli. I wciąż dochodzą nowi. Korowód rozrasta się jak balon. Nie jest ważne, czy pęknie, bo i tak pęknąć musi, mam jednak nadzieje, że dopiero po wszystkim zejdzie z nas powietrze.

Policjanci i służby porządkowe idą krok w krok, czujni i spoceni pod maskami zasłaniającymi twarze. Nie potępiam ich, taką mają pracę. Za pałowanie tłumu dostają pieniądze, dzięki którym utrzymują rodziny. Nienasycone żołądki tych, którzy nigdy nie zaznali głodu, nie znają słowa post.

Zdzieramy gardła prąc naprzód. Najsilniejsi idą przodem. Mają twarde łokcie, a na nogach wojskowe trepy. Mają szerokie karki i wielkie pięści.

– Za głód, za krew, za lata łez…– niesie się pieśń setek gardeł.

– Już zemsty naszedł czas – nucę w myślach.

Udało się, choć to jeszcze nie koniec. Lecz serce rośnie, bo ten najtrudniejszy pierwszy krok jest już za nami. Lata wezwań do buntu wreszcie znalazły swój finał.

Korowód pęcznieje, prze naprzód jak czołg.

Gdy pojawiła się data, nie wierzyłem. Dopiero wracając do domu, gdy w sklepie z elektroniką ujrzałem napis na włączonym kompie, doszło do mnie, że ktoś postanowił mnie i innych, przed kolejnym wyborem. I zrozumiałem, że muszę pójść i dołączyć do buntu, by mój głos nie poszedł na marne.

Poszedłem, i jestem. Tu, wśród tysięcznego tłumu.

Pierwsza przeszkoda pojawia się na ulicy opodal Sejmu. Zwarty kordon uzbrojonych po zęby służb kryjących się za pancernymi tarczami. Pochód staje. Sypią się wyzwiska.

Z boku nadjeżdża armatka wodna. Po niej kolejna. Staję na palcach, by lepiej widzieć.

Nikt się nie cofa. Za późno na odwrót.

Krzyk narasta.

Z lufy wystrzeliwuje strumień wody.

I wtedy rozpętuje się piekło.

Wyjmuję w plecaka ładunek i rzucam za barierę. Huk zatyka uszy, kolejny ugina kolana. Na chwilę. Bo chcę wiedzieć i widzieć, by móc zaświadczyć.

Rozglądam się i widzę, jak jakaś dziewczyna bierze zamach, a potem klęka. Ziemia drży.

Ktoś coś krzyczy, wydaje rozkazy. Zastygły tłum podrywa się do biegu. Tratując niezdecydowanych wpada na kordon, rozrywa zaporę, depcze obalonych.

Zaciskam pięści. Biegnę ku dziewczynie, którą pamiętam z siłowni. Powiedziała, że nie przyjdzie, lecz przyszła.

– Zabijcie wszystkich! – przebija się ponad inne, jeden twardy głos.

Chcieliście tego, więc macie. Sprawiedliwość tłumu nie potrzebuje niezawisłych sądów i ich chorego prawa.

Dorwiemy tych, którzy je tworzą i wyrwiemy serca z bezdusznych piersi.

– Śmierć skurwysynom! – niesie się, zwielokrotniony setką gardeł, krzyk.

 

(mag-da + gwidon)

Nie bierzemy jeńców. Nie przyszliśmy tu po to, by się litować nad tymi, którzy nie mieli litości dla nas. Skończyły się czasy grubej kreski, przebaczenia, pokolenia JPII. Tylko słabi okazują słabość.

Nie możemy być słabi. Ocenią nas przyszłe pokolenia, nasze dzieci. Jeśli nauczymy je naszej prawdy, wygramy. Albowiem tylko jedna wersja wydarzeń może pozostać po tym, czego tu dokonamy. Nie ma innej opcji.

Musimy wyrżnąć watahę.

– Nieeee! – Z ław poselskich grzmi sprzeciw.

Pamiętamy: tak samo głosowaliście za podwyższeniem płacy minimalnej, za tworzeniem nowych miejsc pracy, za odpowiedzialnością urzędniczą, za zniesieniem immunitetów, za dokarmianiem biednych dzieci w szkołach, za podniesieniem rodzinnego…

Kiedyś musiało do tego dojść.

Budynek drży w posadach, pękają szyby i ściany, ze stropu sypie się tynk. Kolejne wybuchy zagłuszają wrzaski mordowanych.

– Śmierć skurwysynom! – Nowe przykazanie przechodzi z ust do ust.

Oto targowisko próżności – gdyby był wśród nas Jezus, uczyniłby dokładnie to samo. Bo Sejm, to nie miejsce dla przekupniów i handlarzy żywym towarem!

Między ławami przemyka chyłkiem Rudy Lis.

Tłum wyciąga spragnione ręce. Jak go dorwie, chyba zje.

Rzucamy się w pogoń.

Jest szybki, kluczy i zamiata ogonem, są jednak z nami tacy, którzy nie takim jak on kradli z sadów mirabelki, a z ogródków szczaw. Są równie szybcy. Nie ujdzie.

– Żywcem go, żywcem!

Butelka po piwie trafia uciekiniera w chwili, gdy chce się skryć za drzwiami. Próbuje, lecz nie ma sił, by się podnieść po ciosie. Ledwie dźwiga się na kolana. Piana wraz z krwią płyną z rozbitej głowy. W oczach mieni się szaleństwo i strach.

Biedactwo. Mimo drogiego garnituru wygląda jak jeden z nas. Niczym się nie wyróżnia, dlaczego więc doprowadził do rzezi niewiniątek?

Patrzymy na niego z góry. Niektórzy, nie mogąc się powstrzymać, plują mu w twarz.

– Przyjemna mżawka, co? – kpią.

Nie odpowiada. Gapi się wytrzeszczonymi ślepiami. Po dwudziestu latach rządów wreszcie nadszedł kres.

W końcu ktoś ma dość i podaje mu sznur.

Odsuwamy się.

"Miałeś chamie złota wór…"

Patrzymy jak wstaje i wiąże pętlę.

Pięć minut później, jak zapisano w podręcznikach do historii o godzinie dwunastej osiemnaście, Rudy Lis, dręczony wyrzutami sumienia, targa się na życie i mimo przeprowadzonej akcji ratunkowej nie udaje się go uratować.

Budynek drży wstrząsany kolejnymi wybuchami. Z okien sypie się szkło. Powietrze przesycone jest złymi emocjami i dymem.

– Dorżnąć watahę! – Niesie się czyjś twardy głos.

 

 

Koniec

Komentarze

Matka Madzi... :)

"O, rzesz..." -- może się mylę, ale ja piszę O, żeż...

Polityka na topie. Przeczytałem. Podobało mi się.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ciekawa kolaboracja. Fajnie musi być mieć pod swoim dachem kogoś, z kim można robić takie rzeczy.

Opowiadanie również ciekawe, mocne i jednoznaczne. Bardzo czarno-białe, choć w tym przypadku nie jest to minus.

A swoją drogą, rzuciło mi się w oczy, że bohaterka ma szalenie dziwne poczucie oszczędności. Chodzi na siłownię, kupuje sobie odżywki, ale bierze prysznic z zimną wodą, bo ciepła kosztuje. Ot, taka tylko mała czytelnicza refleksja.

z dala, lub --- bez przecinka,

Mimo, iż nie --- bez przecinka,

Być może dobry Bóg wysłucha waszych próśb? I ześle łaskę kopulowania z senną marą? --- to chyba lepiej złożyć w jedno zdanie. Wydaje mi się, że lepiej będzie bez znaku zapytania,

i, dla udowodnienia swej niesamowitości, podnosi sztangę wykrzywiając --- "i --- dla udowodnienia... --- podnosi sztangę, wykrzywiając...,

Poza tym, jutro też jest dzień, i gdy przyjdę spalać kalorie, osiłek znów tu będzie. --- Poza tym jutro też jest dzień i --- gdy przyjdę... --- osiłek znów...,

a po treningu, wraca na stancję --- bez przecinka,

itd.

Cóż --- problemy z interpunkcją jak u gwidona ; )

Trzeba przyznać, że tekst ma klimat --- to wam się zdecydowanie udało. Gdybyście jeszcze popracowali nad tymi przecinkami... Co do treści, żeby nie prowokować światopoglądowych dygresji, powiem, że to raczej nie moje klimaty.

pozdrawiam

I po co to było?

     Ho, ho, ho... "Iż, że" wprowadza szyk zdania podrzędnego. I w tym zdaniu: "Mimo, iż nie jestem już nastolatką, nawet pedofile ślinią się na mój widok.",  przecinki są postawione klasycznie, czyli tak, jak trzeba,  przy tym sformułowaniu zdania. 

     Pozdrówko.

     PS. Bardzo dobrze, ze nuka nie poszła w las.

     Nauka... Sorry.

A mnie się nie podobało. Publicystyczna propagandówka - nie moje klimaty.

Pozdrawiam

Hmm. Ciekawe, a masz może jakiś link w tym zakresie?

Z tego, co mówisz, wynika, że zdanie podrzędne to "iż nie jestem nastolatką", a nadrzędne to "mimo nawet pedofile..."

czyli: Mimo nawet pedofile ślinią się na mój widok, iż nie jestem nastolatką.

pozdrawiam

I po co to było?

     A to tylko moje stanowisko, żeby była jasność...  W tym zdaniu jest tak: autor zastosował szyk odwrócony --- albo przestawny, jak kto woli,  zdaje mi się, że celem zdynaminizowania zdania. Zresztą, ladnie. Dzięki  temu szykowi skrócil zdanie o  wyraz "tego".

     Nawet pedofile slinia sie na mojj widok, mimo (tego), iz nie jestem nastolatką. Zdanie głowne i zdanie podrzędne w zwyklym szyku.  Tutaj przecinek nie budzi wątpliwości. I konwersja: "Mimo, iż nie jestem już nastolatką, nawet pedofile ślinią się na mój widok." Autor w tym szyku zdania kładzieprzede wszystkim  nacisk na to, że bohaterka nie jest juz nastolatką. ale --- po "mimo" przecinek postawil prawidłowo. 

     Bardzo ladne, dynamiczne zdanie. Piękna robota.

     To nie mój tekst i autor rozstrzygnie... Zresztą, lepiej dać mozliwość innym całościowej oceny opowiadania --- to jest chyba znacznie istotniejsze. 

     Link nie działa.

     Pozdrówko.

http://sjp.pwn.pl/slownik/2483551/mimo_%C5%BCe

Już działa.

Cóż --- w tej kwestii nie ma wiele do rozstrzygania. Czyżbyśmy dyskusją na tematy językowe zabierali innym ową możliwość --- niewątpliwie istotnej --- całościowej oceny opowiadania?

pozdrawiam

I po co to było?

Naprawdę nie ma? OK,  ostatni wpis. Mag-da, sorry za off-top.

 Link:--->  http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629774

I w tym zdaniu idzie właśnie o taką sytuację, jak w podanych przykladach.  Ale -- Autor decyduje o tekście i albo zostawi przecinik, albo go skasuje.

Wielu publikacji.

Lubię poznawać regułki, wiec będę drążył: w których konkretnie przykładach?

pozdrawiam

I po co to było?

Klimat nie mój, ale opowiadanie mnie zaskoczyło i to mnie ujęło. :-)

Wydaje mi się, że jeśli w mieście jest siedziba sejmu, to populacja wynosi więcej niż pięćdziesiąt tysięcy. A skoro "Matka Madzi wychodzi na wolność", to rzecz dzieje się w Polsce, w niezbyt odległej przyszłości. Może dojechali do Warszawy, ale w mailu jest "przyjdź", a nie "przyjedź".

Babska logika rządzi!

UWAGA 1: Należy jednak pamiętać o niestawianiu przecinka w utartych zwrotach i frazeologizmach, które często są wprowadzane przez jeden z wymienionych powyżej spójników. Do najczęściej spotykanych tego typu konstrukcji należą następujące połączenia — traktowane nie jako zdania podrzędne, lecz jako pojedyncze okoliczniki:

jak z bicza trzasł, kto wie co, leżeć jak ulał, nie wiadomo kiedy, nie wiedzieć po co, po raz nie wiem który, uciec gdzie pieprz rośnie, wiedzieć co w trawie piszczy.

Należałoby tym samym odróżniać wypowiedzenia strukturalnie identyczne, które nabierają zróżnicowanego znaczenia jedynie przez zastosowanie lub pominięcie przecinka, np.

Kto wie co by się wtedy z nim stało. (= Nikt nie wie, co by się wtedy z nim stało),

ale: Kto wie, co by się wtedy z nim stało? (= Który z was wie, co by się wtedy z nim stało?),

Nie wiadomo kiedy zrobiła się z niej kolubryna. (= Niepostrzeżenie zrobiła się z niej kolubryna),

ale: Nie wiadomo, kiedy zrobiła się z niej kolubryna. (= Nie jest jasne, kiedy zrobiła się z niej kolubryna).

UWAGA 2: Przecinek należy również pominąć przed zaimkami względnymi wprowadzającymi takie pozorne zdania podrzędne, które nie są rozwijane, np.

Nie dostał kolacji i nie miał pojęcia dlaczego.

Postanowił kupić mieszkanie, lecz nie wiedział kiedy.

Wiadomo co. – ale: Wiadomo, co wolno.

Wiemy kto. – ale: Wiemy, kto to.

Nie wiem jak. – ale: Nie wiem, jak dalej.

 

A zdanie Mag-dy jest roziwijane...  I o to właśnie idzie.  I właśnie dlatego --- moim zdaniem --- ten przecinek jest prawidlowy.  Tylko ---  zeby tu sie nie zrobila taka dyskusja jak o pleonazmach.

Ja nie zacząlem.

Sporny zwrot "mimo iż" został usunięty, tak na wszelki wypadek. A co do przecinków, cóż, gwidon jest tylko po maturze, więc moglibyście mu darować - :).

Ps.Ktoś tu obiecywał, że więcej nie zajrzy.

pozdrówko

---> Roger i ewentualni dyskutanci przecinkowozdaniowtrąceniowi. Proponuję założyć specjalny wątek, podwieszony, żeby nie ginął, i tam toczyć spory. Ale najpierw --- to do Rogera --- poznać regułę cofania przecinka, czegoś dowiedzieć się o spójnikach skorelowanych. Przyda się...

Opowiadanie "przeskanowałem", bo początek mało zachęcający, i na tym poprzestanę --- politagitprop to nie fantastyka, a ja lubię fantastykę, nie to, co zapisałem skrótem. Przepraszam za szczerość.

Finkla - fakt, jest przyjdź.  Głupi błąd. Niedopatrzenie. A może po prostu mail został rozesłany po całym kraju jako spam? I ważna była data spotkania? A może nie. To tylko opowiadanie, które da się jeszcze poprawić. Jeśli poprawki wpłyna na czytelność i zrozumienie.

Dziękujemy za przeczytanie

pozdrówko

1. Frazeologizmu niewątpliwie w przedmiotowym zdaniu nie ma,

2. zaimka względnego (mimo że to spójnik) wprowadzającego zdanie podrzędne, które nie jest rozwijane --- też nie.

Dyskusja o pleonazmach potoczyła się chyba w stronę filozofii pisania, my tu rozmawiamy o dość sztywnych regułkach. Nie rozdziela się przecinkiem połączeń (...) spójników...

Muszę przeznać, że zaskoczyłeś mnie interpretacją kwestii, która wydawała mi się oczywista. Stąd też moje dociekania.

pozdrawiam

I po co to było?

Mam problem z tym tekstem.

Z jednej strony jest napisany nieźle, z drugiej - miejscami przerysowany (teni ogólny samozachwyt narratorki, ze szczególnym uwzględnieniem wstawki o pedofilach). Z trzeciej znowu - skok narracji na tego byczka zdaje się sugerować przynajmniej, że przesyrowanie jest zamierzone.

Z jednej strony mieliście jakiś pomysł na to, o czym ma być, z drugiej jednak akcenty są dziwnie rozłożone - wspomnianemu samozachwytowi jest poświęcone zbyt wiele miejsca, codzienna "manifa" na fejsbuku też ciągnie się dłużej, niż to było potrzebne.

Razi przesadna dosłowność, łopatologiczne Mamy Madzi i Rude Lisy. Motywacja postaci jest niemalże pierwotna - nic więcej ponad brutalną zemstę i "normalność według mnie". Masakra urządzona na końcu nie rozwiązuje tak naprawdę niczego, nie służy niczemu poza zaspokojeniem rządzy krwi.

I zastanawiam się, czy tak miało być, czy te postacie miały mi się wydać brzydkie - tak jak jedna z nich widzi zresztą drugą - bo tak właśnie je widzę. Tak czy siak, tekst zrobił na mnie jakieś wrażenie, dał się przeczytać do końca i został w głowie po przeczytaniu ostatniego akapitu. Brawo choćby za to.

całkiem, ale czy nie mamy to do czynienia z profanacją Marszu Gwardii Ludowej?

Agresywny agit-prop i sci-fi w otoczce post-apo są jak ogórki kiszone z kefirem. Wywołują rozwolnienie, w tym wypadku intelektualne.

Nie podoba mi się. To nie literatura. To popis jakiejś specyficznej stenotypicznej sprawności. Niepotrzebnie to wszystko okraszone nieprzyjemnymi aluzjami politycznymi i unurzane w niebezpiecznej ideologii.

Infundybuła chronosynklastyczna

Nie moje klimaty, choć to na pewno tekst z charakterem. Poczytać można.

 

Pozdrawiam

Mastiff

     Tekst tradycyjnie specyficzny, dobrze napisany a jednocześnie, gdy wyobraziłam sobie ten tłum… Zawsze bałam się wielkich zgromadzeń.  

 

„…sklepiki osiedlowe, wielko-powierzchniowe markety”. ––…sklepiki osiedlowe, wielkopowierzchniowe markety.

 

" Rudy Lis wybrany po raz siódmy, oby szczęśliwy", " Premier zapowiada szereg zmian w nowym rządzie" –– Zbędne spacje po pierwszych cudzysłowach.

 

"Ekskluzywny wywiad z Katarzyną W." –– Kropka po cudzysłowie. "Ekskluzywny wywiad z Katarzyną W".

 

„…iż mamy do czynienia z ustrojem mafijno - niewolniczym”. –– …iż mamy do czynienia z ustrojem mafijno-niewolniczym.

 

„…niesłychanie rozbudowany aparat propagandowo - socjotechniczny…” –– …niesłychanie rozbudowany aparat propagandowo-socjotechniczny

 

„Piszą podobne do moich manify…” –– Wydaje mi się, że Manifa jest doroczną manifestacją/demonstracją feministyczną. Manif chyba się nie pisze.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

stefan.kawalec - To nie literatura. To popis jakiejś specyficznej stenoty-picznej sprawności.

Jest w tym wiele racji. I nie mamy nic na usprawiedliwienie. 

pozdrówko

Treść, słownictwo, sposób formułowania myśli - odrzuciły mnie od opowiadania, więc nie mam pojęcia o czym jest. Rozumiem, oczywiście, że tekst tak właśnie miał wyglądać. Więc tylko na koniec... nie cierpię bezsensownego poszerzania znaczeń słów: ekskluzywny wywiad to po polsku wywiad na wyłączność. Domyślam się, że Autorzy napisali tak z pełną świadomością powyższego, naśladując telewizyjną nowomowę.

tintin - jako dzieci emo czerpiące wiedzę z netu uważamy, że posługiwanie się nowomową nie jest bardziej szkodliwe od wyrażania myśli na temat tekstu, którego się nie zna. Jednocześnie dziękujemy, że zechciałeś poświęcić nam kilka sekund swego życia.

Nie wyraziłem opinii. Pudło:-)

A, pardon: pisałaś o myślach. Dobra, więcej nie wyrażę. Nie chcę marnować nawet sekundy więcej Twojego czasu. Swoją drogą, opinię o tym małym znanym mi fragmencie mam pochlebną.

Wiadro goryczy wylanej w ciekawym stylu.

Sorry, taki mamy klimat.

Cóż, kolejne wiadro pomyj dla świń raczej im nie zaszkodzi.

Gry słowami z udziałem dywizu są dość niebezpieczne. Bo rozumiem, że miała być - ubrana w kąśliwy ton - afirmacja własnej twórczości ze wskazaniem na płeć i ewentualne zalety jej drugorzędowych cech. Niestety wyszło bardzo wulgarnie. Proszę nie mylić pewności siebie z pychą, a talentu ze słowotokiem.

Infundybuła chronosynklastyczna

"Proszę nie mylić pewności siebie z pychą, a talentu ze słowotokiem."

Otóż to, pełna zgoda.

Podpisuję się pod komentarzem Bohdana.

Się podoba. Szczególnie pierwsza część. Ordynarnie, a jednak dobrze i zgrabnie - czyli w parze z wizerunkiem głównej bohaterki. Takie kobiety się lubi, albo się ich boi. Ja lubię. W wyborach parlamentarnych macie mój głos. Powodzenia.

Nowa Fantastyka