- Opowiadanie: Szachraj - Póki śmierć ich nie rozłączy cz 2...

Póki śmierć ich nie rozłączy cz 2...

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Póki śmierć ich nie rozłączy cz 2...

 

…w której księżniczka Estelka dowiaduje się straszliwej rzeczy o wujaszku Wiewiórczym Pysku.

 

W POPRZEDNIM ODCINKU:

 

mieszkańcy Delirii z większym lub mniejszym powodzeniem radzą sobie z wieścią o corocznej wizycie Wiewiórczego Pyska.

 

 

Estelka jak co roku nie posiadała się z radości na wieść o odwiedzinach wujaszka Wiewiórczego Pyska. Powodów było krocie, ale że miała tyle palców u rąk ile miała, musiała ograniczyć się do pierwszych dziesięciu. I tak, po pierwsze, wujaszek Wiewiórczy Pysk nigdy nie zapomniał o dniu jej mamy; po drugie, wujaszek Wiewiórczy Pysk potrafił zamienić króla Marka z powrotem w jej tatka; po trzecie, wujaszek Wiewiórczy Pysk zawsze przywoził jej prezent z zamorskich krain; po czwarte, wujaszek Wiewiórczy Pysk nigdy nie łamał danego słowa; po piąte, wujaszek Wiewiórczy Pysk opowiadał najlepsze bajki na dobranoc; po szóste, wujaszek Wiewiórczy Pysk dowodził armią bajkowych stworów; po siódme, wujaszek Wiewiórczy Pysk nigdy się nie gniewał; po ósme, wujaszek Wiewiórczy Pysk znał zaklęcia sprawiające, że tatko zaśmiewał się w głos; po dziewiąte, wujaszek Wiewiórczy Pysk tańczył lepiej od wszystkich dam dworu; i po dziesiąte, wujaszek Wiewiórczy Pysk nie tył i nie pociły mu się dłonie jak u przeważającej większości gości tatka.

 

Siedzieli w trójkę na tarasie – ona, tatko i wujaszek. Nad nimi migotały gwiazdy, zaś hen w dole trzaskały ogniska całonocnej biesiady uświetniającej przybycie Wiewiórczego Pyska. Mała księżniczka zachodziła w głowę, jak można urządzać ucztę na cześć kogoś, kto nie bierze w niej udziału – bo to przecież tak, jakby obchodzić urodziny bez solenizanta – Wujaszek wyjaśnił jej jednak, że oprócz niego dzisiejszymi solenizantami byli Pan Pieczyste i Pani Odurzenie. Estelka nie znała tych ludzi.

 

Zajęta zabawą z leszą dziewczynką, zamieszkującą magiczne lusterko wujaszka, starała się nie przepuścić ani słowa z rozmowy mężczyzn prowadzonej nad szachownicą.

 

– To przyznaj się, Pysku. Jak długo już u nas bawisz?

 

– Dzisiaj w południe przybiłem do brzegów Delirii. Wasza Wysokość sam świadkiem.

 

– Uważaj, magiku. Uważaj, bo zaraz faktycznie przeobrażę się w całą tę „wysokość”, od której mi przyganiasz, a wtedy nie będziesz miał wyjścia jak mówić prawdę. Gadaj, jak długo.

 

– Będzie już z jakiś… dzień… ty… dzień, szach, Wasza Wysokość.

 

– I nawet nie przyszło ci do głowy odwiedzić starego króla. Pięknie. No po prostu pięknie. Podczas gdy ty chędożysz dziewki na sianie i zachlewasz się deliriańskim winem, incognito, że tak powiem, ja użeram się z całą resztą i sprzątam bałagan po tobie. Uwierzysz, że te durne pały przylazły ostatnio do mnie z jakąś petycją na Wiewiórczego Pyska? I po szachu.

 

– Obiło mi się o uszy, Wasza Wysokość. Jakby nie było, ktoś musiał im ją napisać.

 

– Ty…?

 

– Co począć? Nieczytate nieboraki, a tak ładnie prosili.

 

– A dwugłowe kurczaki? To też twoja sprawka?

 

– Zwykłe plotki. Nic, czym Wasza Wysokość powinien się przejmować.

 

– Nie pytam, czy plotki. Pytam, czyś ty je rozpuścił.

 

– Myślałem, że król się ucieszy. Mówię sobie, trochę sensacji jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Chłopi będą mieli o czym gadać, wielmoża się uśmieje. A zresztą, muszę dbać o reputację.

 

– Ale miejże litość. To prosty lud. Nie mają twojego, że tak powiem, wyczucia kpiny.

 

– W tym rzecz, Wasza Wysokość. Każdy ma rozrywkę.

 

– Oj, Pysku, co ja się z tobą mam. Wiesz, że gdybym lubił cię choć odrobinę mniej…

 

– Wiem, Wasza Wysokość. Szach.

 

– Hmm, wiesz. To dobrze, że przynajmniej wiesz. No ale, gadaj co tam u tej twojej rudowłosej piratki. Jak tam jej było? Arabella?

 

– Mirabella.

 

– O właśnie. Co tam u Mirabelli? Dalej spodziewa się, że przyniesiesz jej krakena w przywianku?

 

– Ekhm… tak właściwie to już nie.

 

– O, proszę! Dziewczę poszło po rozum do głowy i obniżyło wymagania? Czego teraz się domaga? Złotego jednorożca?

 

– No niezupełnie. Ruch waszej wysokości.

 

– Co niezupełnie? Niezupełnie jednorożca?

 

– Nie, nic z tych rzeczy. Wasza wysokość zapewne nie chce o tym słuchać.

 

– Czyżby?

 

– Bo widzi król… ja jej tego krakena, jakby to powiedzieć, to już upolowałem.

 

– Coś zrobił?

 

– No chciała, to upolowałem.

 

– Coś upolował?

 

– Krakena. Krakena upolowałem. A właściwie to żaden tam kraken, tylko kałamarnica olbrzymia. Da król wiarę? Do szkół by poszli, miast głupie plotki o morskich potworach rozpuszczać. Gatunek na wymarciu, a ci…

 

– Ale, ale… coś zrobił z tym całym krakenem, znaczy, z tą… kałamarnicą olbrzymią?

 

– Mirabelli zawiozłem. W prezencie ślubnym.

 

– A ona?

 

– No co ona? Nie miała wyjścia. W jej załodze był jakiś klecha, a przynajmniej za takiego się podawał, to i skorzystaliśmy z okazji.

 

– Czy ja dobrze słyszę? Wziąłeś ślub?! No, Pysku, niech mnie kulę biją. I mówisz o tym ot tak, jak gdyby nigdy nic? Księżniczko moja, słyszałaś?

 

– A co tu gadać, Wasza Wysokość? Ślub jak każdy inny. Głowa mi druga jakoś od tego nie urosła. Belli zresztą też nie.

 

– Wiesz co, Pysku? Ty to się chyba nigdy nie zmienisz. No ale nieważne. Gadaj, jak tam wam. Musisz być szczęśliwy.

 

– Ano muszę, Wasza Wysokość, muszę.

 

– A to co? Nie takiego tonu spodziewałem się usłyszeć od młodego żonkosia. Coś nie tak?

 

– Nie. To znaczy, może trochę. Bo widzi król… to tak jakby… delikatna sprawa.

 

– Delikatna sprawa, powiadasz. Rozumiem. Estelko, zostaw nas, proszę, samych.

 

Marek musiał jeszcze dwukrotnie ponowić prośbę, jego córka siedziała bowiem jak zahipnotyzowana, wpatrując się w wujaszka pustym wzrokiem. Nawet lesza dziewczynka na próżno pukała z lusterka. Jakaś niewidzialna ręka wetknęła Estelce w gardło szmaciany gałgan i nie szło go ani wypluć, ani przełknąć.

 

A może zwyczajnie się przesłyszała i nikt nic nie mówił o żadnym ślubie? Może po prostu rozmawiali o „śrubie” albo „próbie”, a mały rozumek Estelki postanowił spłatać jej figla i podszepnąć ohydne słowo. Ślub, phi, też coś. Wujaszek nigdy by się nie zgodził, żeby jakieś przebrzydłe babsko zajęło miejsce Estelki. Bo to przecież ona była jego małą księżniczką. I to ją wyrwał z łapsk śmierdzących chucherlaków z obietnicą, że będzie przy niej, gdy tylko zajdzie potrzeba. A w ogóle po czwarte: wujaszek nigdy nie łamał danego słowa. Nie, na pewno nikt nic nie powiedział o żadnym ślubie.

 

Ale ten przeklęty rozumek nie był taki głupi. Dobrze wiedział, co usłyszał i nie miał zamiaru dać się tak łatwo oszukać. Także kiedy Wiewiórczy Pysk wziął Estelkę na kolana i zaczął coś klarować o prezencie, czekającym w jej komnacie, księżniczka pozostała sztywna jak pałąk, niezdolna wykrzesać z siebie choćby odrobiny radości. Kwestia oficjalnych podziękowań spadła więc na kark króla. Chwilę później jego na wpół przytomna córka zwlokła się z kolan wujaszka, dygnęła na pożegnanie i starając się nie upaść, odeszła w bliżej nieokreślonym kierunku. Byle dalej.

 

***

 

Dookoła trzaskał ogień, na rożnach skwierczały ostatki tłuszczu, śpiewacy coraz rzadziej trafiali w ton, a i dudy grały mniej równo. W tej pijackiej kakofonii, jedynie stukające o siebie, drewniane kufle w dalszym ciągu trzymały ten sam, jednostajny rytm.

 

Zapłakana Estelka przedzierała się przez tłum, desperacko próbując wydostać się poza krąg świateł. Gdzieś tam, z dala od zamkowych murów, czekała na nią upragniona, głucha noc – haust świeżego powietrza w tym morzu obwisłych twarzy, obmierzłych uśmiechów i wąsisk lśniących od smalcu.

 

Zbliżała się pora, kiedy biesiadnikom zaczynało być wszystko jedno, za co piją. Ważne było, żeby pić. Naraz obecność w Delirii Wiewiórczego Pyska przestała komukolwiek przeszkadzać. Ba, byli nawet tacy, którzy postanowili ujawnić swoje skrzętnie skrywane sympatie – i to nie tylko pod postacią toastów na cześć magiszona. I tak, na ten przykład, wyszło na jaw, że piekarz Pacholik co roku piecze dla siebie partię bułeczek w kształcie wiewiórczych pyszczków; takich z rodzynkowymi noskami i wąsikami z kminku. Młody Bamber, ten sam, który wpadł do studni po pijaku, zgłosił się onegdaj na giermka Wiewiórczego Pyska. Ponoć już miał posadę w kieszeni, tyle że mu się od wypadku we łbie poprzestawiało. Wszystkich jednak pogodził rzeźnik Klusek, posiadacz największych wąsów w południowej części Delirii. Okazało się bowiem, że gdy tylko stara znika z domu, ten ubiera się w pelerynę i rajtuzy, rusza do rzeźni i urządza parady dla świń na kształt tej dzisiejszej. Po jego historii, nie wiedzieć czemu, mniej pijana część audytorium przyrzekła sobie, że od jutra przechodzi na kartoflanizm.

 

Wśród tego coraz bardziej rozentuzjazmowanego tłumu, znalazła się postać niepodzielająca zachwytu całej reszty; choć piła wcale mniej od innych. Można by rzec, że jej sympatie podróżowały w dokładnie odwrotnym kierunku – każdy kolejny kufel grogu potęgował niechęć wobec Wiewiórczego Pyska. Ostatni amant, który zastanowił się głośno, czy ognisty kolor włosów naburmuszonej piratki Mirabelli przekłada się na „tymperament w alkowach”, dochodził właśnie do siebie próbując ustalić skąd nadbiegło stado byków, które tak bezceremonialnie go stratowało.

 

Mirabella, której włosy z każdą chwilą stawały się coraz wścieklej czerwone, dopiła trunek, cisnęła kuflem w tłum i rozpychając na boki zapitą gawiedź, ruszyła energicznie tropem kolejnych opowieści na temat swojego męża. Niemal w tej samej chwili jej wściekły marsz został przerwany przez niemniej wściekły kontr-marsz istotki, która nadciągnęła od zawietrznej – złotowłosej dziewczynki nijak nie pasującej do warcholskiego towarzystwa.

 

– Co do stu baryłek skisłego rumu?

 

– Pani wybaczy, ale bardzo mi spieszno. Do widzenia.

 

– Hola, hola, syrenko. Nie powinnaś ty czasem być już w łóżku? Albo przynajmniej tam, gdzie syrenki udają się spać po całodziennych harcach?

 

– Miło mi się z panią gawędziło. Ale teraz naprawdę muszę iść.

 

– A niech mnie wściekły krab pokąsa. Toż to prawdziwa syrenia dama mi się trafiła. Choć no tu maluchu. Niech żeż ci się przyjrzę.

 

– Proszę natychmiast mnie postawić.

 

– Czy ja dobrze widzę? Syrenka płakała?

 

– Proszę mnie postawić. To rozkaz!

 

– Uhu, rozkaz. A może to wcale nie syrenkę złowiłam, tylko jakiegoś małego rekinka okrutnika, co?

 

– Ja naprawdę proszę. Ja tylko…

 

– No już, już. Kto to widział, żeby rekinek tak się mazał. Piratka Mirabella zaraz kupi pysznego smakołyka i… Hej, tłuściochu, dawaj no tu z tym wózkiem!

 

– Piratka Mira..? Mirabe…? Mirabuaaaaaaaaaaa!

 

– O do kroćset, jednak syrenka. A ty pospieszyłbyś się z tym kramem. Widzisz, że sztorm o włos.

 

– Szanowna pani życzyła sobie pierniczka…

 

– Ja ci dam szanowną, przegniła baryło. Dawaj tu lepiej tego precla i znikaj mi z oczu. A ty, syrenko, trzymaj smakołyka i nie wyj już, bo Mirabelli łeb zaraz na pół rozpęknie. No, zewrzyj dzióbek.

 

– Uaaaaaaaaa!

 

– Pół królmarka się należy, moja piękna pani.

 

– Pół czego? A pod kilem przepłynąć byś się czasem nie chciał?

 

– Eee… nie, proszę szanownej pani… A wasza miłość niech nie płacze. Proszę pierniczka. Ze specjalnym, orzechowym nadzieniem. Specjalnie dla waszej miłości.

 

– Uaaaaaaaa!

 

– Coś ty powiedział, zaśmierdły halibucie?

 

– Co, ja? Że… że z orzechowym nadzieniem?

 

– Uaaaaaaaaa!

 

– Nie, nie. Wcześniej. Jak żeś ją nazwał?

 

– Kogo? Księżniczkę Estelkę?

 

– Księżniczkę?

 

– Uaaaaaaaaa!

 

– O do stu tysięcy krakenów! To widzę, że ani syrenka, ani rekinek, jeno złota rybka mi się trafiła.

 

– Uaaaaaaaaaa!

 

– A wy, łapignoje, czego się gapicie? Rozejść się jeden z drugim albo jak z garłacza potraktuje, to jeszcze przez tydzień będą wam wasze stare śrut z zadków łuskać. No, już, żwawo! I z życiem! Właśnie tak. Właśnie tak!

 

 

W obliczu równie kategorycznych żądań o C.D., co to Monsuna, C.D. w piątek…

Koniec

Komentarze

Nie chcę powtarzać co sądzę na temat opowieści w odcinkach...

Nadal mi się podoba. Cd kiedy?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A mi się bardziej podobała pierwsza część. Niniejsza jest mniej wesoło-absurdlana, a więcej do bólu banalna. No ale zobaczymy jeszcze zapowiadany C.D. :-)

Pozdrawiam.

Babska logika rządzi!

...gdyby autor nieustannie podnosił poprzeczkę (co po pierwszym odcinku zbyt proste nie jest - nie mylić z niemożliwym^^)... strach pomyśleć na jakie wyżyny... ba, na szczyty gór rzekłbym nawet, mogłby się wspiąć. Upadek z tak wysoka wiąże się z dość dużym ryzykiem... a (w mniejszym lub większym stopniu, lecz jednak) przyznacie, że ów skryba nie powinien poprzestać na wyłącznie jednym dziele...

- Coś interesującego już powstało... skup się, by godnie dokończyć coś zaczął :)

pozdrawiam

Genialny Robak

Przyłączam się do apelu kolegi domka:

 

Z reguły nie czytam opowieści w częściach. I to tak krótkich, ale poczytałem trochę: i niestety. Stężenie powtórzeń i innych rażących błędów w tekście jest tak ogromne, że tego nie daje się w ogóle czytać. Przykro mi, ale to mi się nie podoba. Próbuj dalej.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

@bemik

W piątek.

Pozdrawiam

a jak nie masz tysionc złoty to wyjeżdzasz na roboty

siekera motyka piłka pront

zaberaj ten tekst pan stond

Pani Monsun czeka na dalszy ciąg. Pośpiech nie jest potrzebny w dodawaniu kolejnych odcinków. Może niech tekst poleży dodatkowych parę dni na poprawki.

Za każdym razem gdy przeczytam Wiewiórczy Pyskto chce mi się śmiać. Nie wiem czemu.

 

@Monsun

Leży już 3 lata. Jak one mu nie pomogły, to i te parę dni nie zrobi różnicy :)

Pozdrawiam

Ale po tych trzech latach coś poprawiasz czy wrzucasz bez zmian?

Coś poprawiam.

To dobrze,że poprawiasz. Raczej nie zaszkodzi.

Bystra jestem, że hej. Ciąg dalszy od dawna wisi, a ja tu o część drugą krzyczę... 

Nowa Fantastyka