- Opowiadanie: fanthomas - Domy z cienia

Domy z cienia

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Domy z cienia

 

Blask bijący od Księżyca sunął powoli w moim kierunku. Wpadał przez dwa niewielkie okienka. Powietrze było duszne, a w nosie łaskotało, jakby zgromadziły się tam całe pokłady kurzu. Nie mogłem zasnąć. W sumie nic dziwnego, pierwszy dzień w nowej placówce, a każde takie przenosiny sprawiały, że cały mój organizm się rozregulowywał. Potrzebowałem czasu, żeby się przyzwyczaić. Najgorsze jednak były hałasy dobiegające zza ściany. Widocznie ktoś tam także nie mógł spać, tylko jęczał i sapał, a momentami ta kocia muzyka przeradzała się w regularne wrzaski. Nawet zatykanie uszu nic nie dawało, jakby te dźwięki zakotwiczyły na stałe w mojej głowie.

Wstałem i przespacerowałem się po pokoju. Wyjrzałem na zewnątrz. Księżyc zdążył skryć się za chmurami. Naprzeciwko znajdował się podłużny budynek, który skojarzył mi się z akademikiem. W jednym z okien paliło się światło. Stała w nim młoda kobieta, ale odległość nas dzieląca była zbyt duża bym mógł dostrzec szczegóły jej twarzy. Spoglądała w moim kierunku, choć wątpię, żeby mnie widziała. Patrzyliśmy tak na siebie, aż za nią pojawiła się jakaś postać i ją odciągnęła. Światło zgasło, a cały budynek pogrążył się w mroku.  

– Nie możesz spać? – zapytał Tenebris, mój nowy towarzysz, do którego pokoju mnie przydzielono.

 – Za ścianą ktoś hałasuje.

– To normalne. Trzeba się przyzwyczaić.

– Co mu jest?

– Nie wiem, może dręczą go koszmary.

– Brzmi bardziej jakby ktoś go torturował.

– Weź to, a nie będziesz się przejmował.

Podał mi buteleczkę z tabletkami nasennymi, których sam używał.

– Jedna wystarczy? – zapytałem.

– Będziesz spał jak koń.

Nie wiem, czy to było odpowiednie porównanie, ale nie miałem wyjścia. Położyłem tabletkę na języku i połknąłem.

– Po jakim czasie zadziała?

– Nie zdążysz dobiec do łóżka – zażartował Tenebris.

Nie kłamał. Zasnąłem błyskawicznie, choć to pewnie także zasługa tego, że facet za ścianą na moment się uspokoił. Obudziłem się, gdy dochodziło południe. Przynajmniej tak wskazywał staroświecki zegar zawieszony na ścianie. Tenebris siedział przy stoliku i grał sam ze sobą w szachy.

– Nie potrzebujesz partnera do rozgrywki? – zapytałem go, przecierając oczy.

– A umiesz grać?

– Nie cierpię szachów. To zabawa dla inteligentów.

– To pozostaje mi pobawić się w to samemu. Przynajmniej nie przegram. Pani Fos zostawiła ci coś do jedzenia. Mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianinem.

Na szafce nocnej leżały dwie kanapki owinięte papierem śniadaniowym. Zajrzałem do środka. Jedna była z szynką, druga z żółtym serem.

– Ujdzie. Kim jest ta pani Fos?

– Rządzi tą placówką. Popatrz, jaką fajną mamy biblioteczkę. To jej zasługa. Uważa, że czytanie jest równie ważne jak oddychanie.

– Polemizowałbym. A ty coś jadłeś?

– Oczywiście, nie śpię do południa, jak niektórzy. Tylko się nie obrażaj. To moja wina. Niepotrzebnie dawałem ci te tabletki.

– Wręcz przeciwnie. Muszę przyznać, że bardzo mi pomogły.

Przespacerowałem się do łazienki. Po porannej, czy tam po popołudniowej toalecie i zjedzeniu śniadania, przyjrzałem się biblioteczce. Były tam zarówno klasyczne powieści Faulknera i Kundery, jak i nowsze dzieła oraz sporo naukowych książek z pogranicza psychologii i anatomii.

– Czytałeś coś z tego zbioru? – zapytałem.

– Pewnie, niektóre nawet po kilka razy. Na starość nie ma zbyt wiele do roboty. Gdybym miał tylko trochę lepsze oczy…

Nie wyglądał wcale tak staro. Miał co prawda sporo siwych włosów i parę zmarszczek na twarzy, ale rysy wciąż młodzieńcze.

– Od dawna tu mieszkasz?

– Nie pamiętam dokładnej daty przybycia, ale pewnie minęło już trochę czasu.

– A pozostali lokatorzy?

– Zgrzybiałe staruchy. Nie warto z nimi rozmawiać, zadręczą cię swoimi dziwnymi opowieściami.

– Może któryś z nich umie grać w szachy?

– No i co z tego? Grają, nawet za dobrze, ale ja nie lubię przegrywać.

Zbliżyłem się do drzwi. Pomimo narzekań mojego towarzysza, miałem ochotę pospacerować i poznać pozostałych lokatorów. Niestety okazało się, że nie będzie to takie łatwe jak przypuszczałem.

– Zamknięte – powiedziałem do Tenebrisa. – Gdzie jest klucz?

– Ma go pani Fos.

– Czemu nas zamknęła?

– Dziś jest Dzień Modłów. Nie możemy kręcić się po placówce.

– Nie słyszałem o takim święcie.

– Bo jesteś tutaj nowy. Dlatego cię nie budziłem. Wiedziałem, że będziesz narzekał.

– Po prostu tego nie rozumiem.

– Nie wytrzymasz w zamknięciu jednego dnia?

– Wytrzymam.

Wyjąłem pierwszą z brzegu książkę z biblioteczki i zacząłem czytać. Minęło mi zdenerwowanie związane z niemożnością wyjścia na zewnątrz. Zatraciłem się w wyimaginowanym świecie i dopiero pierwsze oznaki zmierzchu oderwały mnie od lektury. Dzień robił się krótszy, ciemność zapadała coraz wcześniej. Nigdy nie znosiłem tego okresu w roku. Kiedyś pragnąłem by lato trwało jak najdłużej, teraz zdaję sobie sprawę, że z życiem jest podobnie, wszystko przemija równie szybko, choć akurat w tym przypadku nie można mówić o cykliczności. Raz odebrana młodość, już nie powróci.

Tenebris przeciągnął się na krześle i ziewnął. Najwyraźniej zbierał się do spania.

– Te psychologiczne są najciekawsze – rzucił, widząc jak odkładam książkę na półkę. – Można się z nich sporo dowiedzieć.

– Pewnie znasz je na pamięć. Może nie muszę czytać, bo mi opowiesz.

– Niestety jestem w takim wieku, że gdy kończę książkę, już nie pamiętam, co było na początku.

– Nie przesadzaj.

– Taka prawda. Zgłodniałeś?

– Cholernie.

– Pani Fos zostawiła nam więcej jedzenia.

Zabrał szachownicę i podszedł do stojącej w rogu pokoju szafki. Wyjął z niej dwie konserwy. Na stole znajdował się chlebak. Poczęstowałem się kilkoma kromkami. Zjedliśmy w milczeniu. Potem Tenebris położył się spać. Widziałem, że łyknął dwie tabletki.

– Jeśli chcesz, to bierz. Noce są coraz dłuższe, nie ma co się męczyć.

Przytaknąłem, ale zanim skorzystałem z jego oferty, podszedłem do okna i wpatrzyłem się w zapadający na zewnątrz mrok. W budynku naprzeciwko znów dostrzegłem kobietę, tę samą, co dzień wcześniej. Przywitałem się z nią bezgłośnie. Patrzyła na budynek, w którym przebywałem. Czy zastanawiała się nad tym, że być może ona także kiedyś w nim skończy? Czy w ogóle przeszło jej to przez myśl?

Zapomniałem zapytać Tenebrisa, co mieści się w tamtym budynku. Chrapał, więc odłożyłem tę sprawę do rana. Mężczyzna za ścianą siedział na razie względnie cicho, mimo to podebrałem jedną tabletkę z buteleczki i udałem się na łono Hypnosa.

Następnego dnia tuż po przebudzeniu zauważyłem, że Tenebris wpatruje się w okno. Zegar wskazywał ósmą rano, więc i tak spałem dłużej, niż mógłbym się spodziewać. Na nocnym stoliku znów spoczywały kanapki owinięte papierem śniadaniowym. Domyślałem się zawartości. Pani Fos poruszała się bezgłośnie, wślizgiwała niczym cień i ulatywała równie cicho i trochę dziwiło mnie, że do tej pory jeszcze jej nie spotkałem. Przypomniałem sobie jednak pytanie, które chciałem zadać mojemu kompanowi dzień wcześniej.

– Co znajduje się w budynku naprzeciwko? Czy to jakiś akademik?

– W którym?

– A widzisz ich tam więcej?

Wstałem, nie kryjąc rozdrażnienia. Zbliżyłem się do okna, planując rzucić sarkastyczną uwagę na temat jego krótkowzroczności, ale zatrzymałem się z dłonią uniesioną w połowie w geście pokazania właściwego kierunku poszukiwań. Naprzeciwko nas nie znajdował się żaden budynek, tylko łąka. W oddali dostrzegłem niewielki zagajnik.

– Cholera. Przecież był tutaj…

– Coś ci się przyśniło.

– A tamta kobieta w oknie? Niemożliwe. Dwie noce z rzędu jej się przyglądałem.

– Twoje podglądactwo sprowadziło cię na manowce. Tu nic nie ma.

Usiadłem na skraju łóżka, próbując zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Budynek zniknął. A właściwie zapewne nigdy nie istniał.  

– Czy to tylko mi się śniło?

– Nie widzę innego wytłumaczenia. Może to jakieś wspomnienie. Kim mogła być tamta kobieta?

– Muszę tam pójść. Rozejrzeć się i…

Zbliżyłem się do drzwi. Ku mojemu zdumieniu znów okazały się zamknięte. Napierałem na nie z całej siły i naciskałem wielokrotnie klamkę, ale to nic nie pomogło.

– Co jest? Ta cała pani Fos jeszcze nie otworzyła?

– Widocznie coś ważniejszego zaprząta jej głowę.

– No to niech się pospieszy. Nie zamierzam tkwić tu zamknięty przez cały kolejny dzień.

– Zrelaksuj się i nie przejmuj. Stres na pewno nie przysłuży się twojemu zdrowiu.

– Pieprzę to wszystko. Niech ta ona mnie wypuści!

Uderzałem pięścią w drzwi i krzyczałem na cały głos. Przestałem się dziwić hałasującemu za ścianą mężczyźnie. Może on także nie mógł się wydostać i stąd brały się jego dzikie lamenty. Zacząłem podejrzewać, że Tenebris mnie oszukuje.

– Czy pani Fos była tutaj rano?

– Tak, przyniosła jedzenie.

– Więc czemu nie zostawiła tych cholernych drzwi otwartych?

– Powinieneś się jej spytać.

– Bardzo chciałbym. Zdradź mi jak mam to zrobić.

– Musisz poczekać, aż sama się zjawi.

– Kiedy to nastąpi?

– Nie wiem. Pewnie jutro rano.

– Chyba sobie żartujesz? Dziś też mają Dzień Modłów, czy może jakieś inne święto?

– Pewnie sprzątają po uroczystościach. Pani Fos to perfekcjonistka. Nie chce, byśmy widzieli nieporządek.

– Nie wytrzymam tu dłużej. Muszę wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza.

– Mogę otworzyć okno.

– Wiesz dobrze, że nie o to chodzi. Nie znoszę ciasnych zamkniętych pomieszczeń.

– Jak każdy, ale można się przystosować.

– Powiedz mi, kiedy ostatnio wychodziłeś?

– Nie pamiętam. Już mówiłem, że umysł mi szwankuje.

– Jak to nie pamiętasz? Chyba nie siedzisz tu od roku, co?

– Nie denerwuj się tak. Mogę ci dać tabletki na uspokojenie.

Kim jest ta cała Fos? Dlaczego do tej pory jej nie spotkałem? Kiedy przybyłem do tej placówki po raz pierwszy… Ile to już dni upłynęło od tego momentu? Dwa? Więcej? Zaczynałem tracić rachubę, choć wiedziałem, że to było niedawno.

– Nikt więcej tutaj nie pracuje?

– Oczywiście, że tak. Przecież sama nie poradziłaby sobie z tak dużą placówką.

– Kiedy ostatnio był tutaj ktoś inny? Któryś z lokatorów…

– Przecież mówiłem, że ich nie znoszę.

– Ale… Tak nie można.

Otworzyłem okno i zacząłem krzyczeć, ale mój głos odbijał się echem i powracał, nie znajdując żadnej osoby skłonnej mnie wysłuchać.

– Co teraz? – zapytałem Tenebrisa, choć czułem, że mi nie pomoże. Tak jak sądziłem, wzruszył ramionami.

– Trzeba się przyzwyczaić – odrzekł tylko.

By odegnać frustrację znów zacząłem czytać. Tym razem sięgnąłem po dzieło traktujące o budowie ludzkiego mózgu, o jego funkcjonowaniu i różnych zaburzeniach.  Tenebris poza szachownicą dyponował także talią kart. Do wieczora układał pasjanse. Chwilę pograliśmy w wojnę, ale potwierdziło się, ze nie lubi przegrywać. Zaraz wpadał we wściekłość, którą rekompensowała jedynie ponowna wygrana.

Po zapadnięciu zmroku poczęstował mnie tabletkami nasennymi. Powiedział, żeby wziąć dwie, bo mój organizm mógł się przyzwyczaić i będą słabiej działały. Tym razem jednak nie zażyłem ani jednej. Udało mi się zapaść w sen,  choć płytki, bo przebudził mnie odgłos uchylanych drzwi. Nie miałem pojęcia, ile czasu upłynęło, od momentu, gdy zamknąłem oczy. Od razu pomyślałem, że to pani Fos przyniosła śniadanie i wreszcie ją spotkam. Ale to nie była ona. W ciemności dostrzegłem sylwetkę Tenebrisa, który wszedł, zamknął drzwi na klucz, po czym schował go do kieszeni. W ręce trzymał koszyk z prowiantem. Wpadłem we wściekłość. Zerwałem się z łóżka i podbiegłem do niego.

– Ty cholerny kłamco! – wrzasnąłem. – Przez cały czas miałeś klucz przy sobie! Oddawaj go!

Nie zamierzał łatwo skapitulować. Zaczęliśmy się szarpać, koszyk upadł na podłogę i część prowiantu się wysypała. Nie zwracałem na to uwagi. Przycisnąłem Tenebrisa do ściany i wsunąłem rękę do jego kieszeni. Powstrzymywał mnie, ale udało mi się wyciągnąć klucz.

– Nie rób tego – wysyczał. – Nie wychodź.

– Tak? A niby dlaczego?

– Bo to i tak nic nie da.

– Zaraz się przekonamy.

 Skierowałem się w stronę wyjścia, ale kątem oka zauważyłem światło padające z okna domu naprzeciwko, z budynku, którego nie powinno tam być. Od razu minął mi gniew, a zastąpiło go zaskoczenie.

– Popatrz! Nie wydawało mi się. On naprawdę tam jest.

– Wiem.

– Słucham?

– Powraca wieczorami, a znika o świecie, ale daremny jest trud każdego, kto chciałby do niego wejść. Nie wpuszczą cię, choćbyś stał pod nim godzinami i łomotał w drzwi.

– O czym ty gadasz? Czemu udawałeś, że nie wiesz, o czym mówię?

– Bo prawda jest trudna do zniesienia.

– Pieprz się, kłamco.

– Pożałujesz tych słów. Pozostałem już tylko ja.

Wsunąłem klucz do zamka i przekręciłem. Drzwi stanęły otworem. Nie wahałem się, żeby je uchylić i wyjść wreszcie na zewnątrz. Nie wiem w sumie, czego się spodziewałem, pewnie właśnie korytarza z mnóstwem drzwi po obu stronach. Zza tych najbliższych dochodziły jęki. Chciałem porozmawiać z osobą je wydającą, dowiedzieć się, co jej jest, więc nie wahając się, wtargnąłem do czyjegoś pokoju, nie bacząc na prywatność. Zdumiało mnie, że w środku było jasno, choć nie dostrzegłem nigdzie źródła światła, a jeszcze bardziej, że nikogo nie zastałem, choć słyszałem wciąż unoszące się w powietrzu stękanie. Tenebris stanął za mną i powiedział:

– Żył tutaj kiedyś mężczyzna, który ciągle kaszlał. Potem umarł i go pochowaliśmy, ale jego kaszel nie odszedł razem z nim. Pozostał i wciąż można go usłyszeć. Tak samo jak te jęki.

Z okna tego pokoju nie dostrzegłem budynku, który jeszcze przed chwilą wyraźnie widziałem. Na zewnątrz panował dzień. Stałem ogłupiały, niczego nie rozumiejąc. Potem Tenebris poprowadził mnie do naszego pokoju, w którym wciąż było ciemno.

– Mówiłem ci, że nie będziesz w stanie tego ogarnąć umysłem. Musisz po prostu się przyzwyczaić.

– Ale co to za miejsce? Gdzie ja trafiłem?

Popatrzyłem na budynek, który znów się ujawnił. Tym razem paliło się więcej świateł. Dostrzegłem wielu młodych ludzi, którzy tańczyli, śmiali się i rozmawiali między sobą. W końcu natrafiłem też na kobietę, na którą patrzyłem kilkukrotnie. Towarzyszył jej nieznajomy mężczyzna.

– To właśnie pani Fos – powiedział Tenebris, jakby wiedząc, że to właśnie na nią patrzę.

– A ten facet stojący obok?

– To ten, który ciągle kaszlał. Opowiadałem ci o nim.

– Mówiłeś, że on nie żyje.

– Bo tak właśnie jest. Popatrz, tam w rogu.

Początkowo nie mogłem zorientować się, o kim mówi, ale po chwili go zobaczyłem. To znaczy siebie. Mogłem mieć wtedy nie więcej jak dwadzieścia lat.

– Niemożliwe! Co to za miejsce?

– To świat młodości. Raz go opuściwszy, nie wejdziesz do niego ponownie. Dla nas te drzwi już na zawsze pozostaną zamknięte.

Koniec

Komentarze

Sprawnie napisany i czyta się dobrze, mimo przegadania – zwłaszcza początek o niczym.

Trochę drobnych rzeczy do wyczyszczenia. Np.

 

Powietrze było duszne, a w nosie łaskotało, jakby zgromadziły się tam całe pokłady kurzu.

Jedyne “tam” wymienione dotąd, to nos – przestrzeń za mała na pokłady kurzu.

 

mój nowy towarzysz, do którego pokoju mnie przydzielono.

Dalej wydaje się nie wiedzieć, skąd się tam wziął, ani nawet jak długo tam jest, kim są władze. Skąd wie, że go przydzielono? Towarzysz – ok, ale dlaczego nowy? Byli poprzedni? Skąd to wie, skoro nie wie?

odległość nas dzieląca była zbyt duża bym mógł dostrzec

Przecinek przed “bym”.

 

Otworzyłem okno i zacząłem krzyczeć, ale mój głos odbijał się echem i powracał,

Od czego odbijał? Od łąki?

The KOT

Zacznę od szachów, w które lubię grać. Trochę szkoda, że Tenebris nie chciał grywać z lepszymi od siebie, bo tylko przegrywając, można się czegoś nauczyć – zaleca się aby grać z mocniejszymi przeciwnikami :) To oczywiście taka wzmianka. 

Bardzo dobrze poprowadzona dynamika opowiadania, którego całość trzyma w napięciu i ciekawości do samego końca. Jedyne do czego bym się przyczepił, to z tym (przespacerowaniem się), użyłeś tego zwrotu dwukrotnie, co samo w sobie nie jest złe – nie traktuję tego jako powtórzenie, jedynie w jakiś sposób mi nie (siedziało). To tylko moje widzimisię. 

Będę do Ciebie częściej zaglądał. Piszesz w sposób, który mi się podoba. 

Pozdrawiam

Opowiadanie intryguje od popczątku i wręcz zmusza do kontynuowania lektury. Niestety, z żalem wyznaję, że chyba nie do końca pojęłam zawiłości istnienia obu domów i zamieszkujących ich lokatorów.

 

Blask bi­ją­cy od Księ­ży­ca sunął po­wo­li w moim kie­run­ku.Blask bi­ją­cy od księ­ży­ca sunął po­wo­li w moim kie­run­ku.

https://sjp.pwn.pl/szukaj/ksi%C4%99%C5%BCyc.html

 

poza sza­chow­ni­cą dy­po­no­wał także… → Literówka.

 

po­twier­dzi­ło się, ze nie lubi prze­gry­wać. → Literówka.

 

Udało mi się za­paść w sen,  choć płyt­ki… → Jedna spacja po przecinku wystarczy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy wniosek jest jeden, zakończenie trzeba będzie rozbudować.

Hesket dzięki, polecam się na przyszłość, choć czasem lubię zrobić skok w bok i zmienić klimat opowieści ;)

Eldil początek faktycznie nieco niemrawy, ale skoro się nie zraziłeś i czytałeś dalej, to może jednak nie taki najgorszy 

 

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Mam nadzieję, Fanthomasie, że kiedy rozbudujesz zakończenie, będzie mi dane je przeczytać.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zobaczymy, czy wena przyjdzie :)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

W takim razie życzę stalej obecności pani Weny. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo udane opko. 

 

Dzień robił się krótszy, ciemność zapadała coraz wcześniej. Nigdy nie znosiłem tego okresu w roku. Kiedyś pragnąłem, by lato trwało jak najdłużej, teraz zdaję sobie sprawę, że z życiem jest podobnie, wszystko przemija równie szybko, choć akurat w tym przypadku nie można mówić o cykliczności. Raz odebrana młodość, już nie powróci.

Jakie piękne filozofowanie, podoba mi się. :-)

Pomysł ciekawy, ładnie przedstawiony, wciąga. Chyba docenić go może człowiek nie całkiem młody. Myślałem, że to się dzieje w domu opieki dla starych ludzi, ale zakończenie poszerza możliwość interpretacji. Tekst wart przeczytania. :)

Nowa Fantastyka