- Opowiadanie: cezary_cezary - Supermoce z fast fooda, czyli rzecz o przykrych skutkach uzależnienia

Supermoce z fast fooda, czyli rzecz o przykrych skutkach uzależnienia

Opo­wia­da­nie in­spi­ro­wa­ne luźno se­ria­lem “The Boys”, opar­te na pro­stej kon­cep­cji – su­per­mo­ce stają się do­stęp­ne dla prze­cięt­ne­go oby­wa­te­la. Trze­ba je­dy­nie zjeść od­po­wied­nie śmie­cio­we je­dze­nie. No i oczy­wi­ście li­czyć się z kon­se­kwen­cja­mi spo­ży­wa­nia tych­że :)

 

Głów­ny bo­ha­ter jest mocno ste­reo­ty­po­wym chło­pa­kiem z małej wio­ski zlo­ka­li­zo­wa­nej w Pol­sce C, który tra­fia do sto­li­cy w celu zro­bie­nia ka­rie­ry. Za­koń­cze­nie ma za­sad­ni­czo formę otwar­tą, więc zde­cy­do­wa­nie pla­nu­ję kon­ty­nu­ować wątek w przy­szło­ści.

 

Ogrom­ne po­dzię­ko­wa­nia dla @Am­bush za po­tęż­ną pracę przy be­to­wa­niu opo­wia­da­nia:)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II, NoWhereMan, Użytkownicy III

Oceny

Supermoce z fast fooda, czyli rzecz o przykrych skutkach uzależnienia

Artur do­tarł na miej­sce. Po­ciąg, oce­nia­jąc po wy­glą­dzie, pa­mię­ta­ją­cy jesz­cze czasy Gier­ka za­trzy­mał się na Dwor­cu Cen­tral­nym. Sto­li­ca, obiekt jego wes­tchnień, była na wy­cią­gnię­cie ręki i cze­ka­ła na niego.

Pierw­szym, co rzu­ci­ło się Ar­tu­ro­wi w oczy po opusz­cze­niu bu­dyn­ku dwor­ca, był ogrom­ny bil­l­bo­ard. Cen­tral­ną jego część zaj­mo­wa­ło zdję­cie che­ese­bur­ge­ra. Był per­fek­cyj­ny. O ile to w ogóle moż­li­we, wy­glą­dał le­piej niż na re­kla­mach w te­le­wi­zji. Nad ka­nap­ką gra­fik umie­ścił napis: „Nowy che­ese­bur­ger szefa. Świe­że mięso, ser szwaj­car­ski. A w pa­kie­cie – moc le­wi­ta­cji przez go­dzi­nę po spo­ży­ciu”.

– Ale czad! – wy­krzyk­nął Artur z eks­cy­ta­cją.

– Le­piej pan prze­czy­taj to ostrze­że­nie na dole. To na­pi­sa­ne drob­nym drucz­kiem – po­wie­dział star­szy męż­czy­zna sto­ją­cy nie­opo­dal.

– „Przed uży­ciem skon­sul­tuj się z le­ka­rzem, far­ma­ceu­tą i dy­żur­nym lotów”, no i co?

– Pan je­steś jakiś głupi, czy jak? Czy­taj czło­wie­ku to cał­kiem drob­ne, na samym dole – od­parł wy­raź­nie po­de­ner­wo­wa­ny męż­czy­zna.

– Nowy je­stem, do­pie­ro przy­je­cha­łem do sto­li­cy. – Nie­pew­nym gło­sem pró­bo­wał uspra­wie­dli­wić się Artur.

Na ko­niec po­sta­no­wił do­czy­tać le­d­wie wi­docz­ną in­for­ma­cję. Napis gło­sił: „Po­ucze­nie. Zgod­nie z de­cy­zją Pre­ze­sa Urzę­du Ochro­ny Kon­ku­ren­cji i Kon­su­men­tów z dnia 12.08.2023 r. in­for­mu­je­my, że po dwóch go­dzi­nach od kon­sump­cji wy­stę­pu­ją za­wro­ty głowy. Re­gu­lar­ne spo­ży­wa­nie grozi pa­dacz­ką. Ry­zy­ko trwa­łe­go upo­śle­dze­nia wą­tro­by już po pierw­szym gry­zie”.

– To jakiś głupi żart?

– By­naj­mniej.

– Matko, to ktoś to na­praw­dę je!? – wy­krzyk­nął prze­ra­żo­ny Artur.

– Pan serio je­steś nie­tu­tej­szy. – Prze­cho­dzień wes­tchnął i dodał: – Cała masa ludzi to żre.

– Prze­cież tłu­ma­czy­łem, że do­pie­ro przy­je­cha­łem do sto­li­cy. U nas, na wsi, nie ma ta­kich cudów.

– Ale do­stęp do In­ter­ne­tu chyba macie, co? No i te­le­wi­zję?

– Mieć to i mamy, ale jakoś tak nie chcia­łem w to wszyst­ko wie­rzyć – od­po­wie­dział Artur.

W tym mo­men­cie dwóch uśmiech­nię­tych na­sto­lat­ków wy­szło z po­bli­skie­go fast foodu i ze śmie­chem na ustach odleciało, w sobie tylko zna­nym kie­run­ku. Prze­cho­dzień po­ki­wał tylko głową i sko­men­to­wał:

– Chory świat.

 

***

Po­cząt­ko­wo Artur rę­ka­mi i no­ga­mi bro­nił się przed wspo­ma­ga­ny­mi fast fo­oda­mi. Osta­tecz­nie za cel po­sta­wił sobie zro­bie­nie osza­ła­mia­ją­cej ka­rie­ry, a nie przed­wcze­sny zgon spo­wo­do­wa­ny szpry­co­wa­niem się dziw­ny­mi spe­cy­fi­ka­mi. Miał wiele do udo­wod­nie­nia. Przede wszyst­kim sobie, ale także tym wszyst­kim nie­do­wiar­kom, któ­rych zo­sta­wił w ro­dzin­nych stro­nach. Przez pierw­sze mie­sią­ce szło mu nie­źle. Do nie­wąt­pli­wych suk­ce­sów mógł za­li­czyć obro­nę przed na­głym zgo­nem, bo oszo­ła­mia­ją­ca, ale tylko w pla­nach, ka­rie­ra obec­nie przy­po­mi­na­ła ra­czej sta­re­go żuka i jakoś tak nie chcia­ła za­sko­czyć.

Wszyst­ko ule­gło zmia­nie od mo­men­tu, gdy po­znał Wik­to­rię. Dziew­czy­na była dość ste­reo­ty­po­wą przed­sta­wi­ciel­ką po­ko­le­nia Z. Pra­cu­ją­ca w bran­ży IT ego­cen­trycz­ka, uza­leż­nio­na od so­cial me­diów, na­sta­wio­na na pod­bi­ja­nie świa­ta. Do­peł­nie­niem kli­szy były nie­bie­skie włosy i wy­ta­tu­owa­ne wszel­kie do­stęp­ne prze­strze­nie ciała.

Artur nie był pe­wien, co wła­ści­wie po­cią­ga­ło go w Wik­to­rii. Mogła to być aura eg­zo­tycz­no­ści, którą ema­no­wa­ła, w od­róż­nie­niu od zna­nych mu wcze­śniej ko­biet. Rów­nie do­brze mogło też cho­dzić o jej nie­sa­mo­wi­te umie­jęt­no­ści i otwar­tość w łóżku. Tak, zde­cy­do­wa­nie jedno z dwoj­ga.

Po­zna­li się (a jakże!) za po­śred­nic­twem Tin­de­ra. Umó­wi­li się na kawę w Star­buck­sie, na­stęp­nie za­pro­si­ła go do sie­bie na her­ba­tę. Wi­zy­ta prze­ro­dziła się w kla­sycz­ny „Net­flix and chill”, który płyn­nie prze­szedł w ca­ło­noc­ną sesję BDSM. Jak tu się nie za­ko­chać w ta­kiej wy­zwo­lo­nej ko­bie­cie?

Po­wia­da­ją, że czas leczy rany. Za­rów­no fi­zycz­ne, jak i te od­ci­ska­ją­ce pięt­no na ludz­kiej psy­chi­ce. Jed­nak przed­sta­wi­cie­le po­ko­le­nia Z żyją w cią­głym biegu, toteż i czasu na re­ge­ne­ra­cję brak. A ogra­ni­czo­ny­mi za­so­ba­mi na­le­ży go­spo­da­ro­wać roz­waż­nie.

Wcze­snym ran­kiem Wik­to­ria za­bra­ła Ar­tu­ra na lo­kal­ny ke­ba­b. Męż­czy­zna szedł z nie­ma­łym tru­dem. Nie był przy­zwy­cza­jo­ny do tak in­ten­syw­nych do­znań jak te, któ­rych do­świad­czył w nocy. Do­dat­ko­wo za­czął go mę­czyć lekki kac mo­ral­ny. Niby ostat­nie wy­da­rze­nia zaszły się z ini­cja­ty­wy Wik­to­rii, ale wy­da­wa­ło mu się to ja­kieś takie… Cóż, nie­wła­ści­we.

– Ser­wu­ją tutaj świet­ne mięso. Ba­ra­ni­na niby na ostro, a leczy drob­ne pęk­nię­cia ciała, stany za­pal­ne i wy­rzu­ty su­mie­nia. – Z en­tu­zja­zmem mó­wi­ła dziew­czy­na.

– Nie je­stem pe­wien, czy… – Artur chciał za­pro­te­sto­wać, ale Wik­to­ria prze­rwa­ła mu i kon­ty­nu­owa­ła wy­po­wiedź.

– To jest mały, ro­dzin­ny lokal, więc nie bę­dziesz strze­lał ocza­mi, wy­gi­nał stali, ani nic w tym stylu. Ma to też plusy. Ze skut­ków ubocz­nych mo­żesz do­stać po­tęż­nej bie­gun­ki i lekko za­ro­pie­ją oczy.

Artur zro­bił nie­wy­raź­ną minę. Wi­dząc to Wik­to­ria po­wie­dzia­ła:

– Nie przej­muj się, w pa­kie­cie z ke­ba­bem do­sta­niesz kilka pie­luch dla do­ro­słych, a w to­reb­ce mam kro­ple do oczu. Bę­dzie do­brze. – Dziew­czy­na uśmiech­nę­ła się za­chę­ca­ją­co.

“Raz się żyje” – po­my­ślał Artur i za­mó­wił ostrą ba­ra­ni­nę na cien­kim cie­ście.

Dla wielu kebab jest nie­kwe­stio­no­wa­nym kró­lem fast fo­odów. Naj­bar­dziej pol­skim z pol­skich dań. Wresz­cie, obiek­tem noc­nych wes­tchnień ry­ce­rzy or­ta­lio­nu i in­nych im­pre­zo­wi­czów. Tym­cza­sem Artur otrzy­mał je­dy­nie pod­łej ja­ko­ści mięso, nie­świe­ży sos, ze­psu­tą ka­pu­stę i od­grze­wa­ną bułkę. No i kilka pie­luch dla do­ro­słych w gra­ti­sie.

W trak­cie kon­sump­cji czuł jak całe jego ciało wy­peł­nia fala go­rą­ca. Po­cząt­ko­wo brał to za pierw­sze ob­ja­wy za­tru­cia po­kar­mo­we­go bę­dą­ce skut­kiem ubocz­nym sosu na bazie ma­jo­ne­zu. Oba­wa­mi po­sta­no­wił po­dzie­lić się z Wik­to­rią. Dziew­czy­na w od­po­wie­dzi za­śmia­ła się w głos i po­wie­dzia­ła je­dy­nie:

– Po­cze­kaj chwi­lę i zo­ba­czysz.

 Po kilku mi­nu­tach Artur po­czuł nagłą ulgę. Znik­nę­ły otar­cia na­skór­ka i inne lek­kie uszko­dze­nia ciała wy­wo­ła­ne ca­ło­noc­ny­mi igrasz­ka­mi. Nie było śladu po ja­kich­kol­wiek roz­ter­kach na­tu­ry mo­ral­nej. Wszyst­ko było w jak naj­lep­szym po­rząd­ku. Uści­śla­jąc – pra­wie wszyst­ko, po­nie­waż żo­łą­dek męż­czy­zny wydał w tym mo­men­cie nie­po­ko­ją­cy od­głos przy­po­mi­na­ją­cy ryk umie­ra­ją­ce­go zwie­rzę­cia.

 

***

Dalej po­szło już z górki. Pier­wot­na nie­chęć Ar­tu­ra do fast fo­odów z upły­wem czasu prze­ro­dzi­ła się w fa­scy­na­cję. Na­stęp­nie przy­szła pora na lekką ob­se­sję i wresz­cie – re­gu­lar­ne uza­leż­nie­nie. Pod wzglę­dem za­wo­do­wym męż­czy­zna zde­rzył się z bru­tal­ną ścia­ną war­szaw­skiej rze­czy­wi­sto­ści. Jak się oka­za­ło nie był je­dy­nym mło­dym chło­pa­kiem, który przy­je­chał do sto­li­cy z wizją bły­ska­wicz­nej ka­rie­ry. Nie­mal­że każ­de­go dnia do War­sza­wy na­pły­wa­ła ko­lej­na fala mi­gran­tów za­rob­ko­wych wy­wo­dzą­cych się, po­dob­nie jak Artur, z za­bi­tych de­ska­mi dziur. Tym­cza­sem in­trat­nych ofert pracy i kie­row­ni­czych sta­no­wisk wcale nie było tak dużo. Także fer­ra­ri, jakże na­chal­nie obie­cy­wa­ne przez in­ter­ne­to­wych spe­cja­li­stów od mo­ty­wa­cji, wcale nie cze­ka­ło, żeby do niego wsiąść. Tym samym Artur mu­siał na jakiś czas odło­żyć pier­wot­nie am­bit­ne plany.

W tak zwa­nym mię­dzy­cza­sie mu­siał jed­nak coś jeść i gdzieś miesz­kać, więc osta­tecz­nie po­sta­no­wił po­skro­mić am­bi­cję i za­czął szu­kać ja­kiej­kol­wiek pracy. Po sto­sun­ko­wo nie­dłu­gim cza­sie los się do niego uśmiech­nął i zna­lazł za­trud­nie­nie w no­wo ­pow­sta­łej re­stau­ra­cji w ści­słym cen­trum. W efek­cie Artur peł­nił sze­ro­ko po­ję­te obo­wiąz­ki po­mo­cy ku­chen­nej. Kroił, sie­kał, obie­rał i fi­le­to­wał mięso z nie­wy­obra­żal­ną pre­cy­zją i szyb­ko­ścią. Nie była to jed­nak w pełni jego za­słu­ga. Tak w rze­czy­wi­sto­ści to nie była nawet w czę­ści. Re­stau­ra­cja „Praw­dzi­wa” szczy­ci­ła się nie­zwy­kłą dba­ło­ścią o per­so­nel i na po­cząt­ku dnia pracy każdy pra­cow­nik do­sta­wał prze­ką­ski przy­go­to­wy­wa­ne oso­bi­ście przez szefa kuch­ni. Na plus tych­że trze­ba za­li­czyć kil­ku­krot­ne pod­krę­ce­nie wy­daj­no­ści czło­wie­ka w każ­dym istot­nym aspek­cie. Na­tu­ral­nie były też efek­ty ubocz­ne, w tym przy­pad­ku w po­sta­ci wy­łą­cze­nia świa­do­mo­ści na osiem do dzie­się­ciu go­dzin. O skut­kach trwal­szych nie mó­wio­no, po­dob­no miały one w ogóle nie wy­stę­po­wać ze wzglę­du na naj­wyż­szą ja­kość pro­duk­tów.

Ze wzglę­du na wła­ści­wo­ści prze­ką­sek Artur na­zy­wał je mia­nem „zom­bie snac­ków”.

– Tak wła­ści­wie, to co ty ro­bisz w pracy? – za­py­ta­ła któ­re­goś wie­czo­ra Wik­to­ria.

– Jak to w re­stau­ra­cji, tak mi się wy­da­je – od­po­wie­dział Artur, po czym wzru­szył ra­mio­na­mi. – Żremy na po­tę­gę zom­bie snac­ki, więc tak do­kład­nie to nie wiem. – Po chwi­li dodał: – Ale od­po­wia­da mi taki stan rze­czy.

– A jak­byś się na przy­kład do­wie­dział, że mor­du­jesz ludzi i kar­misz ich zwło­ka­mi klien­tów re­stau­ra­cji?

Męż­czy­zna za­śmiał się w głos, przy­tu­lił part­ner­kę i po­wie­dział z roz­ba­wie­niem:

– Za dużo głu­pich fil­mów się na­oglą­da­łaś. To nor­mal­na re­stau­ra­cja, tylko pra­cu­je­my na do­pa­la­czach.

– No wła­śnie, te twoje do­pa­la­cze… Nie uwa­żasz, że tro­chę za dużo tego ostat­nio po­chła­niasz? Utra­ta pa­mię­ci w pracy to jedno, ale te bli­zny, które ci się po­ro­bi­ły na no­gach od je­dze­nia ka­na­pek z cen­trum… Na­praw­dę wy­glą­da­ją pa­skud­nie…

Artur mo­men­tal­nie zro­bił się czer­wo­ny na twa­rzy, wstał z ka­na­py i za­czął krzy­czeć na Wik­to­rię:

– Mo­głaś mnie wcze­śniej ostrzec, że nie da się le­czyć skut­ków ubocz­nych jed­ne­go żar­cia po­przez je­dze­nie in­ne­go!

– Wy­da­wa­ło mi się to oczy­wi­ste. Cza­sa­mi za­po­mi­nam, że po­cho­dzisz z za­bi­tej de­cha­mi wio­chy i nie ogar­niasz pod­sta­wo­wych spraw. – Obo­jęt­nie od­po­wie­dzia­ła dziew­czy­na.

Artur przez chwi­lę stał i wpa­try­wał się w Wik­to­rię. Nigdy do­tych­czas nie ude­rzył ko­bie­ty, ale w tym mo­men­cie bar­dzo po­waż­nie się nad tym za­sta­na­wiał. Gdyby nie pizza, którą jedli chwi­lę wcze­śniej, wzmac­nia­ją­ca w ab­sur­dal­ny spo­sób po­ten­cję i tym­cza­so­wo za­bi­ja­ją­ca szare ko­mór­ki, to pew­nie stał­by się ro­dzin­nym pre­kur­so­rem dam­skie­go bok­se­ra. Osta­tecz­nie jed­nak, chwi­lo­wo prze­pa­lo­ny mózg Ar­tu­ra uznał, że nie warto. Jego twarz wró­ci­ła już do nor­mal­ne­go ko­lo­ru, a on bez słowa za­rzu­cił kurt­kę i wy­szedł z miesz­ka­nia. Wik­to­ria nie pro­te­sto­wa­ła.

Nie­opo­dal bloku, w któ­rym miesz­kał, znaj­do­wa­ła się ja­poń­ska knaj­pa ser­wu­ją­ca kre­wet­ki w tem­pu­rze. Były wy­jąt­ko­wo przy­jem­ne, a do tego gwa­ran­to­wa­ły pół go­dzi­ny le­wi­ta­cji. I to wszyst­ko w cenie trzy­dzie­stu zło­tych za ku­be­łek oraz pra­wie nie­zau­wa­żal­nej mar­twi­cy pal­ców u stóp.

„Che­ese­bur­ger zdaje się gwa­ran­to­wał go­dzin­kę la­ta­nia” – Artur za­my­ślił się. „No tak, ale wy­co­fa­li go z rynku po ja­kiejś afe­rze. Coś tam było z prze­szcze­pem wą­tro­by, chyba tak. Cho­le­ra, o co tam do­kład­nie cho­dzi­ło?” – Pró­bo­wał sobie przy­po­mnieć. Bez­sku­tecz­nie.

Przed wej­ściem do lo­ka­lu spo­tkał są­sia­da – Piotr­ka. Męż­czy­zna stał w to­wa­rzy­stwie córki. Rozmawiał przez komórkę, był wy­raź­nie wzbu­rzo­ny. Gdy skoń­czył, Artur pod­szedł do niego i się przy­wi­tał.

– Cześć Pio­trek, coś się stało? – za­py­tał.

– A daj spo­kój. Mie­li­śmy sobie z Anet­ką po­la­tać, a tu do­sta­ję te­le­fon z pracy, że pil­nie mam się sta­wić. Jakiś nowy pra­cow­nik, skoń­czo­ny debil, wy­sa­dził się w po­wie­trze – od­po­wie­dział, dalej zły jak osa.

– A ona nie jest cza­sem za mała, na takie wra­że­nia? Ile ma lat? Dzie­sięć, je­de­na­ście?

– Dwa­na­ście, ale to bez zna­cze­nia. Dzie­cia­ki się dużo szyb­ciej re­ge­ne­ru­ją, więc jak nie le­wi­tu­je­my za czę­sto, to jest pełen luz. – Męż­czy­zna za­sta­no­wił się chwi­lę, po czym za­py­tał: – Słu­chaj, a może ty byś chwi­lę z małą po­la­tał? Jak skoń­czy­cie to aku­rat po­win­na wró­cić moja żona i ją od­bie­rze. Ko­ja­rzysz Mo­ni­kę, praw­da?

– No tak, tylko wi­dzisz, ja chyba nie­zbyt do­brze radzę sobie z dzieć­mi – od­po­wie­dział nie­pew­nie Artur.

– Ale do­brze ra­dzisz sobie z la­ta­niem. Daj spo­kój, od­wdzię­czę się – po­wie­dział i uśmiech­nął się po­ro­zu­mie­waw­czo. – Tylko nie la­taj­cie za wy­so­ko i bę­dzie do­brze.

Po­cząt­ko­wo rze­czy­wi­ście było do­brze. Dziew­czyn­ka, po­mi­mo mło­de­go wieku, ra­dzi­ła sobie wy­śmie­ni­cie.

– Chyba fak­tycz­nie czę­sto la­tasz z ojcem – za­gad­nął Artur.

– Tak pro­szę pana!

– Skoro już razem się uno­si­my to mów mi nor­mal­nie, po imie­niu. Artur je­stem.

Dziew­czyn­ka ski­nę­ła głową i uśmiech­nę­ła się. Po chwi­li po­wie­dzia­ła:

– A może spraw­dzi­my, jak wy­so­ko je­ste­śmy w sta­nie le­wi­to­wać? Może do­le­ci­my do słoń­ca?

Artur in­stynk­tow­nie wie­dział, że po­mysł nie jest zbyt mądry. Po­ja­wi­ły mu się sko­ja­rze­nia z hi­sto­rią, którą kie­dyś czy­tał. A może usły­szał od kogoś zna­jo­me­go? W każ­dym razie, bo­ha­te­rem hi­sto­rii był młody chło­pak – Ikar. On też chciał do­le­cieć do słoń­ca, ale zdaje się, że coś tam mu nie wy­szło. Artur nie był pe­wien co do­kład­nie. Jak się jed­nak oka­za­ło wcze­śniej­sza pizza jesz­cze tro­chę go trzy­ma­ła, więc za­miast sta­now­cze­go sprze­ci­wu męż­czy­zna po­wie­dział je­dy­nie:

– Pew­nie.

Uno­si­li się coraz to wyżej i wyżej. Dziew­czyn­ka krzy­cza­ła w eu­fo­rii, Artur w od­po­wie­dzi tylko się uśmie­chał. Le­wi­ta­cja zda­wa­ła się nie mieć końca, gdy nagle męż­czy­znę prze­szedł zimny dreszcz. „Ogra­ni­cze­nia cza­so­we” – po­my­ślał. Rzu­cił Ane­cie zde­spe­ro­wa­ne spoj­rze­nie. „Prze­cież ona za chwi­lę za­cznie spa­dać”.

W isto­cie, dziew­czy­ną wstrzą­snę­ło, twarz prze­szedł gry­mas bólu i nie­do­wie­rza­nia. A potem za­czę­ła spa­dać. Ar­tu­ra ogar­nę­ła pa­ni­ka, zu­peł­nie nie wie­dział, co ma teraz zro­bić. Rzu­cić się za nią w pogoń? „Nie, to zbyt nie­bez­piecz­ne” – za­fra­so­wał się. Nie był w sta­nie ze­brać myśli, po chwi­li jed­nak usły­szał krzy­ki prze­ra­że­nia z dołu i zro­zu­miał, że już za późno na za­sta­na­wia­nie się.

– No to się po­ro­bi­ło – po­wie­dział do sie­bie, a na­stęp­nie wy­cią­gnął z kie­sze­ni kre­wet­kę. Zjadł ją i kon­ty­nu­ował le­wi­ta­cję, bez żad­ne­go wy­raź­ne­go celu.

 

***

Trzy mie­sią­ce po fe­ral­nym wy­pad­ku z udzia­łem Anet­ki w życiu Ar­tu­ra za­szły dwie istot­ne zmia­ny. Po pierw­sze roz­stał się z Wik­to­rią, która zna­la­zła sobie no­we­go part­ne­ra. Czter­dzie­sto­let­nie­go biz­nes­me­na, który pla­no­wał otwo­rzyć w mie­ście fran­czy­zę ame­ry­kań­skiej sie­ciów­ki Red Lob­ster. Fak­tem roz­sta­nia Artur się w ogóle nie prze­jął. Za to na myśl o do­pa­ko­wa­nych owo­cach morza do­stęp­nych na ro­dzin­nym rynku serce za­bi­ło mu moc­niej.

Po dru­gie, re­la­cje męż­czy­zny z są­sia­da­mi ule­gły znacz­ne­mu po­gor­sze­niu. Czarę go­ry­czy prze­lał fakt, że nie po­czu­wał się on w ogóle do winy z po­wo­du wy­pad­ku, któ­re­mu ule­gła córka Pio­tra. W tym prze­ko­na­niu zresz­tą utwier­dza­ła Ar­tu­ra de­cy­zja pro­ku­ra­tu­ry o umo­rze­niu śledz­twa. Całe po­stę­po­wa­nie karne było w jego opi­nii jakąś farsą. Męż­czy­zna raz sta­wił się na prze­słu­cha­niu, gdzie zło­żył nie­zbyt ob­szer­ne wy­ja­śnie­nia. Pro­ku­ra­tor o zna­jo­mym, za­mglo­nym spoj­rze­niu (zdaje się po pizzy na po­ten­cję?) ewi­dent­nie nie był za­in­te­re­so­wa­ny ni­czym innym, jak tylko szyb­kim za­koń­cze­niem po­stę­po­wa­nia.

– To jak wła­ści­wie do­szło do tego wy­pad­ku? – od nie­chce­nia za­py­tał pro­ku­ra­tor.

– No le­wi­to­wa­li­śmy sobie i dziew­czy­nie za­chcia­ło się le­cieć ku słoń­cu.

– Aha.

– W pew­nym mo­men­cie prze­sta­ła się wzno­sić i za­czę­ła spa­dać. Gra­wi­ta­cja, sam pan pro­ku­ra­tor ro­zu­mie.

– Aha.

– No i fak­tycz­nie spa­dła – dodał Artur.

– A dla­cze­go w ogóle ma­ło­let­nia z panem le­wi­to­wa­ła?

– Pio­trek… Zna­czy się jej oj­ciec, po­pro­sił żebym się nią chwi­lę za­opie­ko­wał. Mówił, że coś tam pil­ne­go w pracy mu wy­sko­czy­ło, a dziew­czy­na bar­dzo do­brze le­wi­tu­je – od­po­wie­dział męż­czy­zna.

– Czyli wy­pa­dek to wy­łącz­na wina ojca?

– Co? Tego nie po­wie­dzia­łem – rzu­cił szyb­ko za­sko­czo­ny Artur.

– Dobra, dobra. – Pro­ku­ra­tor po­ki­wał głową, za­no­to­wał coś i po­wie­dział: – Dla mnie wszyst­ko jasne, zaraz do­sta­nie pan pro­to­kół prze­słu­cha­nia, pro­szę go pod­pi­sać i że­gnam. Na dniach przyj­dzie po­sta­no­wie­nie o umo­rze­niu śledz­twa.

– Zaraz… Tak po pro­stu?

– Tak po pro­stu – po­wtó­rzył pro­ku­ra­tor.

Przed bu­dyn­kiem Pro­ku­ra­tu­ry Re­jo­no­wej bu­dow­lań­cy skoń­czy­li wła­śnie mon­to­wać bil­l­bo­ard z re­kla­mą rolek sushi. Napis gło­sił: „Szef Oko Yono pre­zen­tu­je te­le­por­tu­ją­ce rolki. Jesz­cze wię­cej smaku, jesz­cze wię­cej dy­stan­su do po­ko­na­nia”. Artur uśmiech­nął się pro­mie­ni­ście i szyb­kim kro­kiem ru­szył do ja­poń­skiej knajp­ki, była tuż za ro­giem. Tym razem nie in­te­re­so­wa­ło go zu­peł­nie ostrze­że­nie o skut­kach ubocz­nych. Nawet go nie prze­czy­tał. Wpadł do lo­ka­lu i wziął kilka rolek na wynos.

Tego dnia od­wie­dził Paryż, Bar­ce­lo­nę, Lon­dyn i Nowy Jork. W każ­dej lo­ka­li­za­cji po­sta­no­wił spraw­dzić lo­kal­ne fast foody, więc do wie­czo­ra mię­dzy in­ny­mi: na­oglą­dał się przez ścia­ny go­łych pań (cro­is­sant), kil­ku­krot­nie zmie­niał kształt wła­sne­go ciała (bur­ri­to), nur­ko­wał bez osprzę­tu w morzu (fish and chips), a na ko­niec zio­nął ogniem w kie­run­ku ptasz­ków w Cen­tral Parku (hot wings). W całym pro­ce­sie udało mu się wydać całą po­sia­da­ną go­tów­kę, stra­cić kilka zębów, upo­śle­dzić licz­ne or­ga­ny we­wnętrz­ne i ob­ni­żyć IQ o około dzie­sięć punk­tów. Ale było warto. Chyba.

Ostat­nią rolkę wy­ko­rzy­stał w celu po­wro­tu do wła­sne­go miesz­ka­nia. Po bły­ska­wicz­nym do­tar­ciu na miej­sce Ar­tu­ro­wi za­krę­ci­ło się w gło­wie. „Wy­da­je mi się, że jed­nak tro­chę dzi­siaj prze­sa­dzi­łem” – po­my­ślał. Po chwi­li osu­nął się na pod­ło­gę i za­padł w śpiącz­kę.

Le­ka­rzom wresz­cie udało się obu­dzić męż­czy­znę, od wielu mie­się­cy le­żą­ce­go pod kro­plów­ką. Nie­ste­ty, stan jego ciała był fa­tal­ny. Opty­mi­stycz­nie nie przed­sta­wia­ły się także pro­gno­zy na przy­szłość. Wsku­tek nad­uży­wa­nia fast fo­odów or­ga­nizm Ar­tu­ra uległ trwa­łej de­ge­ne­ra­cji. Licz­ne zmia­ny za­szły także w korze mó­zgo­wej, szcze­gól­nie w sfe­rze od­po­wie­dzial­nej za nagłe i nie­kon­tro­lo­wa­ne wy­bu­chy agre­sji.

 

***

Au­to­bus za­trzy­mał się na pro­wi­zo­rycz­nym przy­stan­ku zor­ga­ni­zo­wa­nym w cen­tral­nej czę­ści wsi. Wiata z dykty i sta­rych rusz­to­wań była od­ma­lo­wa­na je­dy­nie do po­ło­wy. Za­miast ławki ktoś usta­wił ster­tę skła­da­ją­cą się z trzech sta­rych palet. Ale przy­naj­mniej znak „przy­sta­nek” zda­wał się pach­nieć no­wo­ścią. Soł­tys miał po­dob­no ukła­dy w gmi­nie, to za­ła­twił.

Artur wy­siadł z au­to­bu­su i ro­zej­rzał się. Jego twarz nie miała żad­ne­go wy­ra­zu, była zu­peł­nie obo­jęt­na. De­cy­zję o po­wro­cie w ro­dzin­ne stro­ny pod­jął pod wpły­wem im­pul­su, ale nie przy­je­chał od razu. Mu­siał się do tego przy­go­to­wać.

– Pa­trz­cie go, wró­cił z tej całej sto­li­cy. Chory, wy­chu­dzo­ny, bez nogi, jak te mia­sto­we głup­ki! – po­wie­dzia­ła stara baba w chu­st­ce na gło­wie, ubra­na w po­pla­mio­ny far­tuch.

– A mó­wi­li­śmy żeby nie wy­jeż­dżał, bo tam to same zbo­cze­nia i de­ge­ne­ra­cja. Nie chciał słu­chać to ma za swoje – za­uwa­ży­ła przy­tom­nie jej roz­mów­czy­ni, rów­nież stara baba.

Gdy Artur pod­szedł bli­żej, obie ko­bie­ty uśmiech­nę­ły się. Pierw­sza z nich za­gad­nę­ła:

– Ar­tur­ku, świet­nie wy­glą­dasz! Opo­wia­daj, jak tam w sto­li­cy? Ka­rie­rę zro­bi­łeś?

Ten w od­po­wie­dzi je­dy­nie skrzy­wił usta w obrzy­dli­wym gry­ma­sie, który z pew­no­ścią nie przy­po­mi­nał uśmie­chu. Na­stęp­nie zdjął ple­cak i wy­cią­gnął z niego sma­żo­ne w głę­bo­kim tłusz­czu ka­nap­ki. We­dług ety­kie­ty miały one gwa­ran­to­wać nad­ludz­ką szyb­kość. Ze skut­ków obocz­nych w sumie stan­dard – w ma­łych ilo­ściach gazy i ro­ba­ki w je­li­tach. Od pię­ciu ka­na­pek wzwyż za­czy­na­ły się re­gu­lar­ne eks­plo­zje, a Artur jesz­cze w pe­ka­esie zjadł czte­ry sztu­ki.

Zie­mią wstrzą­snął gwał­tow­ny wy­buch. Po chwi­li Artur wstał, na­stęp­nie nie­dba­łym ru­chem otrzą­snął się z kurzu, spa­lo­nych resz­tek nie­gdy­siej­szych są­sia­dów i cze­goś tam jesz­cze. Za­pach spa­le­ni­zny uno­sił się w po­wie­trzu. Męż­czy­zna spoj­rzał w kie­run­ku za­cho­dzą­ce­go słoń­ca i przez dłuż­szą chwi­lę tak stał. Na­stęp­nie wy­krzy­wił usta w po­nu­rym gry­ma­sie. Artur bar­dzo się zmie­nił w ostat­nich mie­sią­cach. Obec­nie nie mu­siał i nie za­mie­rzał ni­ko­mu ni­cze­go udo­wad­niać. Miał za to wiele ra­chun­ków do wy­rów­na­nia.

 

 

Koniec

Komentarze

O uzależnieniu bym chętnie przeczytał, ale od alkoholu. Czytam początek. Nieźle się zaczyna. Wrócę z dłuższym komentarzem. :-)

Podoba mi się zarówno opis chłopaka z prowincji, który chce zdobywać świat, jak i cały odjechany świat. Jednak to menu, ze wszystkimi szczegółami powoduje, że spadają kapcie;)

Test zwariowany, brutalny, ale zabawny i zaskakujący.

Lożanka bezprenumeratowa

Najpierw – ogólna ocena: wrażenia z całą pewnością pozytywne, mimo że życie mnie parę razy odciągało od utworu to wracałem do niego ciekaw, co też się wydarzy dalej – więc autor potrafi w swą wizję wciągnąć. Nie do końca zrozumiałem końcówkę – w sensie nie tyle co się w niej dzieje – a dlaczego. Zagwozdka, nad którą się muszę zastanowić – czy bohater mści się po prostu na wszystkich, którzy mu uczynili najmniejszą możliwą krzywdę? Czy mści się przy pomocy efektów ubocznych? Dlaczego właściwie wrócił “na stare śmieci” – tylko po to, by się odegrać?

Nie jest to jednak coś takiego, czego by mi w utworze bardzo brakowało, bez czego żyć bym nie mógł – uwiera, ale nieznacznie.

Tekst jako całość jest dobry, łapanek robić ani nie umiem ani nie lubię, dorzucam więc tylko jedną rzecz:

co właściwie pociągało go do Wiktorii

„co właściwie pociągało go w Wiktorii” albo „czym właściwie Wiktoria go pociągała” – „do” prędzej by pasowało, gdyby to nie był pociąg a przyciąganie „co go przyciągało do Wiktorii”

 

A teraz parę sformułowań, które mi się z różnych powodów spodobały:

Poznali się (a jakże!) za pośrednictwem Tindera.

Najsilniejszy element fantastyczny ;-)

 

Dla wielu kebab jest niekwestionowanym królem fast foodów. Najbardziej polskim z polskich dań.

To mi przypomniało, jak w roku 2004, Włoch, z którym pracowałem zdziwił się niepomiernie, gdy mu wytłumaczyłem, że wbrew jego przekonaniu, kebab nie jest tradycyjnym daniem polskim. Wtedy we Włoszech kebabów w ogóle nie było – a u nas pełno – stąd jego błędne mniemanie :)

 

Znalazłbym i takich “uśmiechających” momentów więcej – ale nie wypisałem ich sobie niestety.

 

Utwór się czytało całkiem dobrze – to jak człowiek się łatwo uzależnia (i to nie tylko od rzeczy, które powszechnie się wrzuca do worka uzależniających) – potrafi przerażać.

Pod płaszczykiem fantastyki – bardzo trafne obserwacje rzeczywistości za oknem.

Całość – absurdalna i zabawna, a jednak – skłaniająca do myślenia. Jako taka – zasługuje na bibliotekę. Lecę klikać.

 

entropia nigdy nie maleje

maciekzolnowski

 

Bardzo mi miło, że zawitałeś :) Uzależnienie od alkoholu to temat mocno wyeksploatowany, ale może kiedyś coś tam o nim napiszę ;)

 

Ambush

 

Dziękuję za ciepłe słowa i za całą Twoją pracę na etapie betowania, naprawdę ogromnie mi pomogłaś :) Miło mi, że w Twojej ocenie opowiadanie zasłużyło na klika :)

 

Jim

 

Fajnie, że wpadłeś :) Cieszy mnie, że opowiadanie Ci się spodobało. I wielkie dzięki za klika ;)

 

Nie do końca zrozumiałem końcówkę – w sensie nie tyle co się w niej dzieje – a dlaczego. Zagwozdka, nad którą się muszę zastanowić – czy bohater mści się po prostu na wszystkich, którzy mu uczynili najmniejszą możliwą krzywdę? Czy mści się przy pomocy efektów ubocznych? Dlaczego właściwie wrócił “na stare śmieci” – tylko po to, by się odegrać?

Na tym etapie mózg Artura jest już mocno uszkodzony, on sam nie do końca rozumie swoje motywacje. Wie tylko, że musi się zemścić. W perspektywie czasu planuję napisać opowiadanie o dalszych losach Artura i wtedy należycie rozwinę ten wątek :)

 

„co właściwie pociągało go w Wiktorii” albo „czym właściwie Wiktoria go pociągała” – „do” prędzej by pasowało, gdyby to nie był pociąg a przyciąganie „co go przyciągało do Wiktorii”

Dzięki za zwrócenie uwagi, tekst edytowałem kilkukrotnie i babol się musiał zapodziać :)

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Na tym etapie mózg Artura jest już mocno uszkodzony, on sam nie do końca rozumie swoje motywacje. Wie tylko, że musi się zemścić. W perspektywie czasu planuję napisać opowiadanie o dalszych losach Artura i wtedy należycie rozwinę ten wątek :)

 

Dzięki za wyjaśnienie – przy uszkodzonym mózgu rzeczywiście to nabiera sensu. Chętnie przeczytam dalszą część :)

entropia nigdy nie maleje

Jak uczy doświadczenie, wszelkie uzależnienia są złe, a Ty, Cezary, dowiodłeś, że uzależnienie od fast foodów należy do jednych z najgorszych. ;)

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

– Le­piej pan prze­czy­taj te ostrze­że­nie na dole. Te na­pi­sa­ne drob­nym drucz­kiem… → – Le­piej pan prze­czy­taj to ostrze­że­nie na dole. To na­pi­sa­ne drob­nym drucz­kiem

Choć zdaję sobie sprawę, że ów pan nie musiał mówić poprawnie.

 

Ry­zy­ko trwa­łe­go upo­śle­dze­nia wą­tro­by już po pierw­szym gry­zie.” → Ry­zy­ko trwa­łe­go upo­śle­dze­nia wą­tro­by już po pierw­szym gry­zie”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

wy­szło z po­bli­skie­go fast fooda… → …wy­szło z po­bli­skie­go fast foodu

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika fast food.

 

przy­po­mi­na­ła ra­czej sta­re­go Żuka… → …przy­po­mi­na­ła ra­czej sta­re­go żuka

Nazwę pojazdu piszemy małą literą.

https://rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=285:pisownia-marek-samochodow&catid=44&Itemid=58

 

Wik­to­ria za­bra­ła Ar­tu­ra do lo­kal­ne­go ke­ba­ba. → Chyba miało być: Wik­to­ria za­bra­ła Ar­tu­ra na lokalny kebab.

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika kebab.

 

– “Raz się żyje” – po­my­ślał Artur… → Zbędna półpauza przed myśleniem.

Winno być: “Raz się żyje” – po­my­ślał Artur… Albo: Raz się żyje – po­my­ślał Artur…

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Także Fer­ra­ri, jakże na­chal­nie obie­cy­wa­ne… -> Także fer­ra­ri, jakże na­chal­nie obie­cy­wa­ne

 

na po­czą­tek dnia pracy każdy pra­cow­nik do­sta­wał… → Nie brzmi to najlepiej.

 

pew­nie stał­by się ro­dzin­nym pre­kur­so­rem w te­ma­ty­ce dam­skie­go boksu. → Raczej: …pew­nie stał­by się ro­dzin­nym pre­kur­so­rem damskiego boksera.

 

– Skoro już razem sie uno­si­my… → Literówka.

 

o około 10 punk­tów. → …o około dziesięć punk­tów.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Po wielu mie­sią­cach pod kro­plów­ką le­ka­rzom udało się wresz­cie obu­dzić męż­czy­znę. → Czy dobrze rozumiem, że lekarze budzący mężczyznę przez wiele miesięcy byli pod kroplówką?

Proponuję: Lekarzom wreszcie udało się obudzić mężczyznę, od wielu miesięcy leżącego pod kroplówką.

 

Opty­mi­stycz­nie nie przed­sta­wia­ły sie także… → Literówka.

 

Licz­ne zmia­ny do­tknę­ły także kory mó­zgo­wej… → Licz­ne zmia­ny zaszły także w korze mó­zgo­wej

 

baba z chust­ką na gło­wie, ubra­na w po­pla­mio­ny far­tuch.. → …baba w chustce na gło­wie, ubra­na w po­pla­mio­ny far­tuch.

Jedna kropka na końcu zdania wystarczy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

Jak zawsze dziękuję serdecznie za Twój komentarz i wyliczenie moich niedoróbek językowych ;) Jutro zabieram się do stosownych korekt.

 

Jak uczy doświadczenie, wszelkie uzależnienia są złe, a Ty, Cezary, dowiodłeś, że uzależnienie od fast foodów należy do jednych z najgorszych. ;)

Bo śmieciowe żarcie to czyste zło :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Opowiadanie przeczytałem do końca z nieskrywaną przyjemnością, kilka razy uczciwie parsknąłem śmiechem. Opis chłopaka z prowincji i drogi od couchowskich ideałów do fastfoodowego dna jest przyjemny w odbiorze i chyba ładnie punktuje pewne wydarzenia.

Podobnie jak przedmówcy, uważam że umieszczenie w pierwszej części tekstu jakiejś sugestii że chłopak przeprowadza się nie tylko dla lepszego świata, ale i z powodu jakiegoś konfliktu uczyniłoby zakończenie bardziej wynikającym z wcześniejszych wydarzeń.

Moje pytanie brzmi – gdzie i za co mieszkał zanim poznał BDSM zetkę?

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Cześć, BosmanMat, miło mi, że zawitałeś, a opowiadanie Ci się spodobało ;)

 

Podobnie jak przedmówcy, uważam że umieszczenie w pierwszej części tekstu jakiejś sugestii że chłopak przeprowadza się nie tylko dla lepszego świata, ale i z powodu jakiegoś konfliktu uczyniłoby zakończenie bardziej wynikającym z wcześniejszych wydarzeń.

Na etapie przeprowadzki konfliktu jeszcze nie było (a przynajmniej Artur był na tyle “zdrowy na umyśle”, że go nie dostrzegał. 

 

Moje pytanie brzmi – gdzie i za co mieszkał zanim poznał BDSM zetkę?

W tym krótkim okresie w życiu Artura nie działo się nic godnego odnotowania, więc nie rozpisywałem się :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Bardzo proszę, Cezary. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cezary, trzeba czytać info na dole małym druczkiem, ale ze zrozumieniem. :) Tekst jest brutalnym ostrzeżeniem, słusznym i potrzebnym.

Koala75, dziękuję za odwiedziny i za Twój komentarz ;) Ogromnie mnie cieszy, że, pomimo lekkiego płaszczyka absurdu i humoru, czytelnicy są w stanie dostrzec przesłanie mojego opowiadania ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Pociąg, oceniając po wyglądzie, pamiętający jeszcze czasy Gierka zatrzymał się na Dworcu Centralnym.

Dwa imiesłowy, jakoś to zdanie niezgrabnie wychodzi.

Pierwszym, co rzuciło się Arturowi w oczy po opuszczeniu budynku dworca [tu] był ogromny billboard.

Ja bym dał przecinek po wtrąceniu.

 

“Usprawiedliwić się głosem” – nie jest to chyba błąd sam w sobie, ale mi nieco zgrzyta.

W tym momencie dwóch uśmiechniętych nastolatków wyszło z pobliskiego fast foodu i ze śmiechem na ustach odlecieli, w sobie tylko znanym kierunku.

Trochę mi zgrzyta przez brak zgodności w tym samym zdaniu.

Zdecydowanie miał wiele do udowodnienia.

W zasadzie to zdanie mocniej wybrzmi bez “zdecydowanie”.

kariera obecnie przypominała raczej starego żuka i jakoś tak nie chciała zaskoczyć.

Dałbym “Żuka”, bo jak rozumiem chodzi o wehikuł.

Dziewczyna była dość stereotypową przedstawicielką pokolenia Z. Pracująca w branży IT egocentryczka, uzależniona od social mediów, nastawiona na podbijanie świata. Dopełnieniem kliszy były niebieskie włosy i wytatuowane wszelkie dostępne przestrzenie ciała.

Ok, w krótkiej formie można taki card calling we wprowadzaniu postaci darować. Ale to się dla mnie kupy nie trzyma, to ona jest alternatywką czy korposzczurem? Ale może to kwestia tego, że jestem dziadem.

 

BTW problem z tymi wszystkimi “pokoleniami” jest taki, że 70% polskiej młodzieży mieszka w małych ośrodkach, a definiuje się ich przez pryzmat garstki affluentów z wielkich miast.

Artur nie był pewien, co właściwie pociągało go w Wiktorii. Mogła to była to być aura egzotyczności, którą emanowała, w odróżnieniu od znanych mu wcześniej kobiet.

Primo, “aura emanowała” – nie wiem, czy to do siebie pasuje, secundo, nadmiar, wystarczy samo wspomnienie o aurze, tertio, samodzielne “emanowała” niewiele mówi. Na kogo, gdzie?

 

“Doświadczyć doznań” – niby poprawne, ale trochę masło maślane.

 

Niby ostatnie wydarzenia odbyły się z inicjatywy Wiktorii,

Jak dla mnie wydarzenia np. “zaszły” bardziej niż odbyły się.

“Raz się żyje” – pomyślał Artur i zamówił ostrą baraninę na cienkim cieście.

Czemu na cienkim?!

Jak się okazało [chyba przecinek] nie był jedynym młodym chłopakiem, który przyjechał do stolicy z wizją błyskawicznej kariery.

Czy ta Warszawa naprawdę ma taką reputację? Ja to w korpo grałem w gry przeglądarkowe i piłkarzyki…

Niemalże każdego dnia do Warszawy napływała kolejna fala migrantów zarobkowych wywodzących się, podobnie jak Artur, z zabitych deskami dziur. Tymczasem intratnych ofert pracy i kierowniczych stanowisk wcale nie było tak dużo. Także ferrari, jakże nachalnie obiecywane przez internetowych specjalistów od motywacji, wcale nie czekało, żeby do niego wsiąść. Tym samym Artur musiał na jakiś czas odłożyć pierwotnie ambitne plany.

Za dużo tego klimatu korpo, to wszystko jest podane strasznie wprost, a tekst jest krótki. Można by to opowiedzieć ze swadą i humorem, ale tutaj jest podanie nieco na sucho.

 w nowopowstałej restauracji w ścisłym centrum.

Oddzielnie.

Mężczyzna stał w towarzystwie córki.

Lepiej po prostu “stał obok”.

Był wyraźnie wzburzony i rozmawiał przez komórkę.

Intuicyjnie podałbym to w innej kolejności albo szyku.

więc jak nie lewitujemy za często [tu aby nie przecinek?] to jest pełen luz.

Sołtys miał podobno układy w gminie [tu aby nie przecinek?] to załatwił.

Sympatyczne, absurdalne, z przesłaniem, ale podanym bez nachalności. Najlepsza jest sama końcówka. Strzeż się za to wykładów.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Cześć GreasySmooth! Dzięki za odwiedziny i komentarz, w tym łapankę :) Miło mi, że uznałeś moje opowiadanie za sympatyczne ;) Poprawiłem też sporą część wskazanych przez Ciebie zgrzytów, szczególnie tych dotyczących szyku zdania i interpunkcji.

 

Dałbym “Żuka”, bo jak rozumiem chodzi o wehikuł.

Tak miałem oryginalnie, ale zwrócono mi uwagę, że zgodnie z SJP powinno jednak być z małej litery :)

Czemu na cienkim?!

Bo ostra baranina na grubym zbytnio zalatuje mi Walaszkiem :)

 

Czy ta Warszawa naprawdę ma taką reputację?

I tak i nie. W opowiadaniu chciałem podkreślić “wiejski” background Artura, który początkowo traktuje Warszawę jako “Ziemię Obiecaną”. Generalnie jest to częsta przypadłość :)

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Początkowo byłe z lekka zastanowiony inspiracją “The Boys”, ale na szczęście nie odczuwam jej jakoś. Bardzo podoba mi się motyw z fast foodami oraz uzależnienie od nich. Tekst czyta się szybko, fabuła ma dobre tempo, a otwarte zakończenie nie kuje na tyle, by zostawić z nadmiarem pytań.

Tak więc całkiem niezły ten koncert fajerwerków ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hej NoWhereMan! Fajnie, że zawitałeś;) miło mi, ze opowiadanie Ci się spodobało. Serdeczne podziekowania za klika :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć.

Cezary_Cezary czy inspirowałeś się też filmem Jestem Bogiem (ang. Limitless) z Bradleyem Cooperem, Abbim Cornishem i Robertem De Niro? Tam po zażyciu pewnej substancji ludzie nabierają nadzwyczajnych mocy, głównie intelektualnych. Ma to też jednak skutki uboczne.

Dobre opowiadanie, podziwiam, że tak często publikujesz. Zastanawia mnie też Twój krytyczny, ale też trochę roszczeniowy, stosunek do sędziów i prokuratorów.

Opowiadanie ciekawe, miło się czyta, ale w końcówce poszedłeś na łatwiznę ( chociaż ja w swoim opowiadaniu Czwarty wymiar też, po prostu chciałem je już skończyć). Wielkie bum na koniec i koniec.

Pozdrawiam.

audaces fortuna iuvat

Hej Feniksie103! 

Niezmiernie milo mi gościć Cię pod kolejnym tekstem :) Super, ze opowiadanie przypadlo Ci do gustu :)

czy inspirowałeś się też filmem Jestem Bogiem

Film kiedyś oglądałem, ale nie stanowił inspiracji dla niniejszego opowiadania.

Zastanawia mnie też Twój krytyczny, ale też trochę roszczeniowy, stosunek do sędziów i prokuratorów.

Roszczeniowy raczej nie, a czy krytyczny… Z racji wykonywanego zawodu często trafiam na jednych i drugich i mam wyrobioną opinię;)

ale w końcówce poszedłeś na łatwiznę

Chciałem skończyć z przytupem. Tak naprawdę to jest dopiero punkt wyjścia do kolejnych tekstów. Chciałem w wyrazisty sposób zamknąć ten etap życia Artura ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

:)

 

EDIT: 

 

Hej 

Udało się przeczytać. Najpierw co mi się nie podoba – brak fabuły. Właściwie tak bardzo skupiłeś się na pomyśle fastfoodowym, że zapomniałeś o fabule ( no nie całkiem, ale jest jej mało) i bohaterze, który wypada tak se. A co mi się podobało, no oczywiście pomysł :). Fastfoodowy świat dopalaczy, jest super, a w połączeniu z Twoim specyficznym humorem wypada świetnie :). A to moim zdaniem zasługuje na klika :). 

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć, Bardzie!

 

Dziękuję, że zajrzałeś i podzieliłeś się opinią o tekście;) dziękuję też serdecznie za klika;)

Najpierw co mi się nie podoba – brak fabuły. Właściwie tak bardzo skupiłeś się na pomyśle fastfoodowym, że zapomniałeś o fabule ( no nie całkiem, ale jest jej mało

Coś w tym jest. Opowiadanie w założeniu jest wprowadzeniem do świata i ma nakreślić przemianę Artura. Stąd rzeczywiście, fabuła nie gra pierwszych skrzypiec :)

Fastfoodowy świat dopalaczy, jest super, a w połączeniu z Twoim specyficznym humorem wypada świetnie :). A to moim zdaniem zasługuje na klika :). 

Miło mi :) "Specyficzny humor" potraktuję, jako komplement xD

 

Pozdrawiam :)

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Nowa Fantastyka