- Opowiadanie: BarbarianCataphract - Sępy krążą nad Hedżeret

Sępy krążą nad Hedżeret

Krótkie opko. Starożytność, quasi-egipt i szukanie samego siebie kosztem innych.

 

Za betę dziękuję bardzo serdecznie gravel <3

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Sępy krążą nad Hedżeret

– Nie da się ot tak kontaktować z duszami – mruknęła siedząca ze schyloną głową siwiejąca kobieta. – Kto zmarł, ten zmarł, a jego duch jest w objęciach Aszermet, dziecko.

Behenu oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi.

– A w świątyni co robią? – zapytała.

– Modlą się.

Behenu uniosła brew.

– I to tyle? Mamroczą pod nosem całe dnie i noce? Matko Ankelo, przecież wiesz, że prawda brzmi inaczej.

– To dlaczego mnie o nią wypytujesz? – Ankela podniosła głowę. Na czoło i nos opadał jej purpurowy woal, przez co nie dało się zobaczyć oczu. – Jeśli tyle wiesz, dziecko drogie, to sama jesteś w stanie sobie odpowiedzieć.

Behenu doskoczyła bezgłośnie do siedzącej ze skrzyżowanymi nogami kobiety i usadowiła się naprzeciw niej. Oczy dziewczyny płonęły determinacją.

– Rozmawiają z Aszermet, matko Ankelo. Rozmawiają z Matką Tańca Śmierci. Ja to wiem. Tylko…

– Chcesz wiedzieć jak to zrobić? Pah. – Ankela parsknęła niewesołym śmiechem. – Nie dość, że nie jesteś kapłanem, to jeszcze jesteś kobietą. Daruj sobie. Takiej niewiasty nie wpuszczą nawet na dziedziniec.

– To dla mnie naprawdę ważne!

– Myślisz, że jesteś jedyną, która kogoś straciła i chciała jeszcze zamienić z tą osobą ostatnie słowo?! – huknęła. – Nie ty pierwsza zawracasz mi głowę swoimi zachciankami. Idź, a jeśli jeszcze masz kogoś, kogo kochasz, traktuj każdy dzień z nim jak ostatni.

Behenu skoczyła na równe nogi. Poprawiła bransolety na przegubach, upewniła się, że sztylet z brązu solidnie trzyma się skórzanej pochwy schowanej na lewym przedramieniu.

I zaczęła tańczyć.

Nogi bez trudu kreśliły idealne okręgi na piaskowcu. Ręce płynnie zagarniały powietrze i dym z kadzideł, układając je w niepowtarzalną historię. Beżowa tunika Behenu raz po raz zlewała się ze ścianą, tylko po to, żeby zaraz wyłonić się z nicości i przykuć uwagę widza.

Nawet Ankela, kobieta, która przeżyła pół żywota jako niewolnica świątynna, u nikogo nie widziała takich zdolności. Oglądała uważnie każdy ruch Behenu, każdy krok i piruet, każdy element najpiękniejszej ofiary, jaką można dać Aszermet.

Upłynęła może krótka chwila, a może pół dnia, aż w końcu Behenu nagle stanęła i spojrzała prosto przed siebie. Nie otarła nawet spływającego na rzęsy potu, nie usiadła. Czekała na werdykt.

Starsza kobieta obserwowała w bezruchu ciało tancerki. Ciało zmęczone, ale wytrzymałe. W końcu westchnęła i pokręciła z wolna głową.

– Z własnej woli chcesz stracić wolność dla kogoś, kto już nie żyje? – powiedziała sędziowskim tonem. Nie krzyknęła, ale jej głos huknął w umyśle Behenu, jak gdyby wyszedł prosto z jej własnego serca.

Dziewczyna zastanowiła się chwilę, zanim odpowiedziała. Musiała odpowiednio dobrać słowa.

– Ten ktoś wciąż żyje w moim sercu.

– Ach tak, serce. Ślepe i głuche na rozsądek.

– Poradzę sobie, Matko. Po prostu muszę wiedzieć, czego szukać.

Ankela wstała, zaskakująco sprawnie jak na osobę w tym wieku, i podeszła do dziewczyny. Chwyciła Behenu za ręce i spojrzała jej w oczy. Dopiero teraz dziewczyna była w stanie ujrzeć zarys tęczówek kobiety, przebijający się przez włókna cienkiego materiału. Trudno było powiedzieć, czy oczy Ankeli były koloru ametystu, czy to woal oszukiwał wzrok.

– Jesteś gotowa położyć swoją duszę na szali? – zapytała cicho Ankela, masując kciukami palce dziewczyny. Behenu zauważyła na jej nadgarstkach blizny w kształcie serca – trójkąt, z którego podstawy odchodziły dwie skrzyżowane linie. – Nie powinnam ci na to pozwolić, dziecino.

– To mój wybór, Matko. Pomóż mi, proszę.

– Dlaczego aż tak ci zależy na rozmowie z Aszermet?

– Bo niesłusznie odebrała mi brata.

– Zabiłaś kiedyś, dziecino?

Behenu zmrużyła oczy i poczuła dziwne mrowienie między łopatkami. 

Co to za pytanie?

– A co to ma do rzeczy?

– Widziałam krew na twoim sztylecie, dziecino. Twoja, czy cudza?

Behenu zacisnęła zęby. Nie wiedziała co powiedzieć. Nie miała pewności czyją juchą splamiła spiż sztyletu. Tyle się działo w ciągu ostatnich dni… 

Ankelę jakby coś tknęło. Odeszła na bok i osunęła się na drewniany stołek. 

– Nie mogę ci pomóc.

– Matko…

– Nie. Wyjdź. Już za długo tu jesteś. I nie idź do świątyni. Unikaj jej za wszelką cenę.

– Dlaczego?

– Idź.

Behenu rzuciła Ankeli ostatnie, pełne wyrzutu spojrzenie i wymknęła się z chaty prosto na uliczkę zalaną czerwonawą poświatą zachodzącego słońca. Kobieta mieszkająca samotnie to już dziwota, a dwie kobiety w domu, bez mężczyzn u boku, to już prawie bluźnierstwo. Dziewczyna skoczyła do najbliższej ciemnej alejki i oparła się o ścianę.

Musiała więc oddać swoją duszę. A przynajmniej na moment. 

 

***

 

Zatańczmy więc, jeśli to tego pragniesz.

Kobietami trafiającymi do świątyni Aszermet w Hedżeret były przeważnie sieroty, ubogie wdowy i niezwykle piękne córki patriarchów opętanych ametystowymi oczyma Bogini. A gdy ktoś już stał się częścią świątyni, musiał żyć z tym jarzmem do końca. Aż do spotkania z samą Boginią.

Zbliżały się wieczorne obrzędy. Po zajściu słońca tancerki zbiorą się na dziedzińcu przed kwaterami, gdzie jedna z Matek policzy je i przekaże dalej, w objęcia męskich spojrzeń. Nadchodziła noc wyuczonych uśmiechów, zniewolonych serc i paraliżującego bólu.

Wszystkie niewolnice były liczone, każda z nich stawała się symbolem na glinianej tabliczce. Tancerkom na wejściu odbierano tożsamość i albo umierały jako bezimienne, pozbawione twarzy pionki, albo otrzymywały nowe życie jako Matka Tancerka u boku samej Aszermet. Niewiele kobiet dożywało zostania Matką. Powiadają, że większość z nich popadała w obłęd, niektóre wpadały w szał zabijania. Część nie wytrzymywała obciążenia i odbierała sobie życie. Ankela fascynowała Behenu. 

Dziewczyna zwinnie przeskoczyła mur okalający teren świątynny i wylądowała cicho w niskich zaroślach. Unikając wzroku strażników, dotarła na tyły baraków tancerek i zbadała uważnie zewnętrzną ścianę. Przyziemie nie miało żadnych otworów okiennych, do środka dostać się mogła jedynie przez główne drzwi.

Dla brata wiele razy wspinała się po budynkach i biegała po dachach, gdy trzeba było coś zwędzić. Jeśli chodziło o poruszanie się po ścianach, nie miała sobie równych.

Brat nauczył ją wszystkiego. Wychował ją.

Opiekował się nią. Behenu była w stanie nawet dla niego zabić. Nie mogła więc pozwolić mu na odejście; nawet jeśli oznaczało to wyrwanie go z objęć Bogini Śmierci. 

Pierwsze piętro szczyciło się pięknymi zdobionymi ościeżnicami z piaskowca. Poszczególne kondygnacje wydzielone były ryzalitami, które wręcz krzyczały do Behenu. Gdy pojawiła się okazja, dziewczyna wybiła się, zaczepiła palcami o występ i podciągnęła. Bezszelestnie wskoczyła na wysokość pierwszego piętra i przywarła do gzymsu, ukradkiem zaglądając do środka.

Przed oczami miała jedną z sypialni, w której spało może z dziesięć tancerek. Wykończone po poprzednich nocnych tańcach, regenerowały siły przed kolejnym katorżniczym cyklem. Behenu nie potrafiła wyobrazić sobie życia jako zaledwie cień własnego jestestwa, zależnego od cudzych rozkazów. Ona, wychowana na ulicach przez brata, pamiętała tylko wolność i swobodę.

Wodziła wzrokiem po zanurzonych w śnie kobietach i dziewczynach.

Jedno z posłań było puste.

Jeśli Behenu zdołałaby odnaleźć brakującą tancerkę, mogłaby zamienić się z nią miejscami. Nie miała jednak pojęcia, gdzie owa zguba mogła się znajdować.

Jakby w odpowiedzi, odłamek piaskowca spadł jej na głowę. Spojrzała w górę i zauważyła, że coś znika za krawędzią. Zaciekawiona, Behenu przesunęła się nieco w bok i wspięła się jeszcze dwie kondygnacje wyżej, aż na szczyt budynku. 

I tam ją zauważyła. Stojącą na środku dachu, odzianą w cienką białą szatę z jedwabiu. Drobną, ale o silnych nogach. Górną połowę twarzy miała zasłoniętą wyprofilowaną maską z cyny, a usta rozdziawione w wyrazie niemego zaskoczenia. W dłoni trzymała lustro z brązu, którego krawędź na krótkim odcinku była zaostrzona. Powolnym, płynnym ruchem tancerka zaczęła zbliżać improwizowany oręż do nadgarstka.

– Stój! – syknęła Behenu i odruchowo wyciągnęła dłoń przed siebie. – Nie rób tego. Proszę.

Zamaskowana pokręciła z wolna głową. Ostrze na moment zatrzymało się na swej drodze, a tancerka nadstawiła ucha.

– Cokolwiek chcesz zrobić, nie rób tego – powtórzyła Behenu, postępując ukradkiem mały krok w przód. – Mogę ci pomóc.

Tancerka uśmiechnęła się krzywo. Behenu zbliżyła się jeszcze o stopę, ale w tym samym momencie lustro poruszyło się nieznacznie. Dziewczyna zamarła na moment i wzniosła też drugą dłoń.

Behenu nie mogła pozwolić jej na odebranie sobie życia. Nie znosiła być świadkiem śmierci. Za każdym razem, gdy ktoś blisko niej umierał, czuła wszechogarniającą słabość, a czasem nawet traciła przytomność. Jakby dusiła w sobie jakieś zupełnie inne uczucie. Dlatego nigdy nie zbliżała się do umierających. Pozwalała im odejść w spokoju. Nie była w stanie przy nich wytrzymać. 

– Oddaj mi proszę swoje ubranie i maskę, ja ci dam moje i uciekniesz stąd, dobrze? – mówiła cicho Behenu. – Spójrz na mnie, nie jestem ze świątyni. Możesz mi zaufać.

Krok.

– Dla nas już nie ma ratunku – odparła w końcu tancerka pozbawionym emocji głosem. – Jesteśmy sędzinami. Nie mogę tak już dłużej.

– Zawsze jest szansa.

– Nie dla każdego, intruzie. Cóż możesz wiedzieć, skoro nie jesteś stąd? A może należysz jednak do Aszermet?

– Nie musisz się od razu zabijać.

– Ja już od dawna nie żyję. Teraz jedynie uwolnię się od cierpienia.

– To odżyjesz na nowo, naprawdę. Zawsze jest nadzieja.

Krok.

– Znasz to uczucie, że istniejesz tylko dla kogoś, że wszystko co robisz nie wychodzi z twojego serca, lecz jest cudzym pragnieniem? Miewasz tak czasem, włamywaczko?

Miewam?

– Po prostu… po prostu daj mi to, co masz na sobie i zmywaj się stąd. Nie zależy ci na wolności?

– Zależy. A tobie nie zależy na wolności?

Behenu przystanęła w pół kroku i zmarszczyła brwi. Burza w głowie na moment przysłoniła racjonalne myśli.

O co jej chodzi? To pytanie dźwięczało w głowie Behenu, odbijało się echem od ścian czaszki i uderzało prosto w serce. Nic o niej nie wiedziała, a jednak słowa tancerki dotknęły pewnej struny w duszy dziewczyny.

Behenu ocknęła się z zamyślenia dopiero, gdy usłyszała ciche szlochanie. Pierwszym, co zobaczyła, była rosnąca kałuża czerwieni, zaraz przy klęczącej tancerce. Niewolnica wystawiła przed siebie przedramię, z którego ściekały krople krwi, łączące się w gęsty strumień.

Kap, kap, kap…

Behenu wystrzeliła przed siebie. Doskoczyła do tancerki, złapała jej drugą dłoń i przycisnęła do rany. Odciągnęła ją od krwawej plamy i rzuciła na ciepły piaskowiec. Zamaskowana kobieta była zupełnie wiotka. Dawała sobą pomiatać jak kawałkiem materiału. Szlochała cały czas, a łzy ginęły pod cynową maską.

Behenu szybko zbadała szatę tancerki. Szukała plam krwi, czegokolwiek, co zdradziłoby zajście na dachu. Odetchnęła z ulgą, gdy stwierdziła, że udało jej się uniknąć splamienia białego jedwabiu. Jedynie nieco kurzu pobrudziło materiał…

Dopiero po chwili dotarło do niej, że tancerka już nie szlocha. Nie ruszała się wcale, nie drgała od spazmów płaczu. Zakrwawiona dłoń ześlizgnęła się z rany. Behenu wpatrywała się tępo w ranę, przecinającą wzdłuż symbol identyczny jak na nadgarstku Ankeli. Gdy w końcu otrząsnęła się z marazmu, zaczęła rozbierać tancerkę. Odpięła dwie klamry na jej biodrach i ostrożnie chwyciła materiał.

Biła się z natrętnymi myślami. Powinna zapłakać? Chyba tak. Ale dlaczego tego nie robi? Dlaczego nie słabnie? Nieważne. Są ważniejsze rzeczy.

Gdy uporała się z szatą, spojrzała jeszcze raz na maskę. Zdecydowanym ruchem ściągnęła ją z nieboszczki i zasłoniła swoje oblicze. Stała się teraz jedną ze służebnic Aszermet. 

Behenu chciała odejść, ale jednak zmusiła się do spojrzenia w oczy tancerki. Wyglądały, jakby nie było już w nich życia. Jednak coś tliło się w martwych źrenicach. Iskierka, energia, która pozostała przy kobiecie nawet chwilę po śmierci. Behenu, jakby ciągnięta przez jakąś moc, nachyliła się nad tancerką i skupiła na jej oczach. Zagłębiła się w nieprzeniknionym mroku, na którego dnie błyszczał skarb.

Behenu miała wrażenie, że wyciąga dłoń do błyskotki. Czuła, że ją przyciąga, że powinna ją dotknąć i zabrać. Zanieść w lepsze miejsce, tam, gdzie należy. Wyjąć z mroku. Już, już była blisko. Musnęła błyszczący kamień koniuszkiem palca.

I nagle otrzeźwiała.

Coś wyrzuciło ją z transu i Behenu wróciła do świata doczesnego. Zdała sobie sprawę, że trzyma dłoń na klatce piersiowej tancerki. Wstała, otrząsnęła się z szoku, ale poczuła dziwne mrowienie w dłoni, które zaczęło piąć się wzdłuż przedramienia. Próbowała strząsnąć to coś z siebie, ale bez skutku. Uczucie dotarło aż do klatki piersiowej i uderzyło prosto w serce. Behenu skuliła się odruchowo, przymknęła oczy, ale nie padła bez życia na piaskowiec. Wypełniła ją… błogość. Ulga. Satysfakcja. Tak mogła opisać wrażenie, które rozeszło się po każdym włóknie jej ciała i opanowało umysł.

Nie zaszczyciła ciała tancerki ani jedną kolejną myślą. Chwyciła lusterko, zsunęła się na piętro, gdzie znajdowała się sypialnia, i z ulgą wywnioskowała, że prawdopodobnie nikt nie usłyszał rabanu na dachu. Jeszcze chwilę obserwowała kobiety, próbując wyłapać, czy któraś udaje, ale na szczęście wszystkie pogrążone były we śnie. Behenu wślizgnęła się bezszelestnie do środka, jak gdyby nigdy nic ułożyła się na posłaniu tancerki i przykryła materiałem.

Spojrzała jeszcze na lusterko tancerki. 

Wydawało jej się, że jedno oko przybrało kolor ametystu.

 

***

 

Gdy szła wśród sunących bezwolnie tancerek, starała się jak najlepiej naśladować ich ruchy.

Wkroczyły na teren świątyni tylnym wejściem. W ukrytej hali kolumna podzieliła się na dwie grupy, które rozeszły się do bocznych korytarzy, okalających sanktuarium Aszermet. Serce Behenu nie mogło się zdecydować czy szaleć, czy trwać spokojnie.

Wyszła z ciemnego przesmyku do gigantycznej hali i zamarła. Przepych zdobionych kamieniami szlachetnymi kolumn bił z każdego zakątka hypostylu, wypolerowana podłoga skrzyła się od światła księżyca wpadającego przez otwór w dachu. W auli znajdowało się kilkanaście podestów wytartych od dziesiątek, jak nie setek stóp. To właśnie tam tancerki odbywały niezasłużone kary od losu.

Behenu wskoczyła na podwyższenie i, naśladując resztę kobiet, kucnęła i objęła kolana ramionami. Już zaraz miały rozpocząć Taniec Życia i Śmierci.

Tylko ukradkiem zerkała jednym okiem. Gdy skrzypnęły wrota, wstrzymała oddech. Musiała wytrzymać, aż któryś otworzy przejście do sanktuarium Aszermet. Tam czekało jej serce. Tam czekała rozmowa z Boginią oraz odpowiedzi. 

Grupa mężczyzn w różnym wieku podążała za trzema akolitami. Część rozglądała się we wszystkie strony, podziwiając kunszt architektoniczny budowli, inni szli z głowami spuszczonymi, a jeszcze kolejni ukrywali oblicza w dłoniach. Dziewczyna szukała znajomych twarzy w tłumie. Jej serce rozdarte było na dwie części – pragnęła uciec i walczyć jednocześnie.

Mężczyźni rozeszli się po sali. Każda tancerka-niewolnica zwykła mieć przed sobą jednego pokutnika. Bo tak ich zwano. Pokutnikami; tymi, którzy szukają odkupienia za grzechy popełnione przeciwko darowi, jakim jest życie. Drobni złodzieje, cudzołożnicy, zdrajcy i inni, będący w stanie okazać skruchę. Według świątyni zasługiwali na drugą szansę, więc gdy poczuli chęć odnowy, przybywali tutaj. Zamykano ich w ciemnicy, trzymano wiele dni o chlebie i wodzie, a gdy nadchodziła odpowiednia pora, wpuszczano ich do domu Aszermet. 

Jeśli dana niewolnica padłaby ze zmęczenia zanim księżyc osiągnie zenit, to ciężar na sercu przeniewiercy okazywał się zbyt wielki, by Bogini o nim zapomniała. Wtedy wysyłano grzesznika na kolejne dni do ciemnicy, zmniejszano racje, albo prowadzono prosto przed oblicze Aszermet – w zaświaty. 

W końcu od grupy odłączył się pewien mężczyzna, może kilka lat starszy od Behenu. Wzrok wbijał w sandały. Oddech dziewczyny przyspieszył, dłonie zrosił pot. Jednocześnie chciała ujrzeć jego twarz i pozostać w niewiedzy. Uciekać czy nie? Każdy krok rozciągał się w nieskończoność, torturował jej umysł.

Stanął przed nią i spojrzał w święcące w otworach maski oczy.

Cała lawina emocji spadła na Behenu. Dziewczyna chciała zeskoczyć z podestu, ale nie była w stanie. Jakaś siła płynąca prosto z serca wbrew jej woli pchnęła ją do tańca. Unosiła nogi i ręce, przesuwała się wzdłuż mięśni brzucha. Objęła delikatnie biodra i pomogła im dopełniać wręcz idealny układ. Mężczyzna zalał się łzami i upadł na kolana. W jego zaszklonych źrenicach igrały purpurowe ogniki, otaczające ciało Behenu, które, niczym dotknięte przez samą Aszermet, pokazywało pokutnikowi całe jego życie i wszystkie popełnione błędy. W pozornie prostym tańcu dało się zobaczyć smutki, szczęście, kłamstwa i wyznania.

W pewnym momencie jego twarz wykrzywił grymas zdziwienia. Rzucił się znienacka ku nadgarstkom Behenu. Szarpnął, niemalże strącając dziewczynę z podwyższenia. Przez rozdziawione usta mężczyzny przeszło jedno słowo:

– Siostro.

Serce Behenu zabiło mocniej. Próbowało wyrwać się z piersi. Dziewczyna bez zastanowienia zerwała maskę z twarzy i rzuciła się pokutnikowi na szyję.

– Bracie mój najdroższy! Nie wierzę, że mnie opuściłeś. Ale już jestem przy tobie, tak jak zawsze. Myślałam, że nie żyjesz!

Wtuliła mokre oczy w bark brata i nie chciała puścić. Mężczyzna najpierw objął ją niepewnie, jednak po chwili puścił i napiął się cały.

– Nie opuszczaj mnie już, proszę… Nauczyłeś mnie żyć, ale bez ciebie nie jestem w stanie. Moja jedyna rodzina, najbliższy mojemu sercu…

Ale on wciąż stał w bezruchu, sztywny jak kamień. Behenu czuła tylko drżący oddech na policzku.

Kap, kap, kap…

– Ja uciekałem przed śmiercią… – szepnął. – Uciekałem przed… tobą.

Strużka czegoś ciepłego i lepkiego popłynęła po jej dłoni. Poczuła to też na stopach. Niepewnie odsunęła się od brata.

Bardzo nie chciała widzieć wbitego w brzuch mężczyzny sztyletu. Jej własnego sztyletu, na którego rękojeści zaciskała się jego dłoń. Patrzył na Behenu z niezrozumieniem i strachem na twarzy.

– Bracie! – krzyknęła i chciała skoczyć ku niemu, ale on zrobił krok w tył.

Zatoczył się i wciąż z tym samym przerażeniem w oczach, upadł na posadzkę.

W tym samym momencie tancerki stanęły. W różnych pozycjach, niezależnie od etapu tańca. Wszyscy w hypostylu odwrócili się w stronę Behenu. Czuła na sobie ich spojrzenia. Szarpały jej duszę. Zapomniała nawet, że nie oddycha. Otoczenie ucichło, miała wręcz wrażenie, że to sam czas stanął.

Tancerki zaczęły padać nieprzytomne, jedna po drugiej.

– Skazałaś ich wszystkich na potępienie! – ryknął jeden z akolitów. – Fałszywa nosicielko śmierci!

Behenu nie zemdlała. Rzuciła się do konającego brata i złapała sztylet. Skoczyła na oskarżyciela i płynnym ruchem podcięła mu gardło, tak jak dwóm kolejnym. Omijając leżące tancerki, tanecznym krokiem podbiegała do pokutników i robiła to, co uważała teraz za słuszne. Nie wiedziała dlaczego. Jej ruchami sterowało coś z głębi serca, coś obcego, ukrywanego przez lata w odmętach duszy. Uwolniła siebie. Uciekła z lochu, który trzymał ją z dala od przeznaczenia.

Każde cięcie i pchnięcie wyprowadzała z precyzją balsamisty. Odbierała życie niczym sama Aszermet. Nie wiedziała jak długo pogrążona była w szale krwi. W końcu upadła jednak obok brata, prosto w kałużę, wycieńczona. Gwiazdy na niebie przybrały jasnopurpurowy kolor i każdy z punkcików na nocnym sklepieniu zaczął rosnąć w jej oczach.

A może to ona zbliżała się do nich?

Ametysty. Kamienie. Dusze w nich zaklęte. Wyciągnęła ku nim dłoń, bo wołały do niej. Wołały, by zebrała je i oddała pod opiekę serca Aszermet. I tak samo odczuła, jak coś wsiąka w jej przedramiona razem z krwią i łączy się z jej duszą.

Znienacka poczuła uderzenie w bark. Obróciła się na brzuch i zobaczyła to samo lusterko, którym tamta tancerka wysłała siebie w objęcia Bogini.

– Mówiłam ci, żebyś nie przychodziła. Ostrzegałam.

Ankela wyłoniła się z ciemnego przejścia. W jej słowach dało się usłyszeć… zawód?

– Jesteś bękartem Aszermet, dziecko. Zawsze byłaś. Ale nie wiedziałaś o tym. Mogłaś żyć w niewiedzy, szczęśliwa… ludzka. Teraz już nie masz wyboru.

Ankela nie nosiła teraz woalu. Jej oczy tętniły żywą purpurą.

– Popełniłam kiedyś ten sam błąd. Żywisz się śmiercią. Na początku nie mogłaś jej znieść, bo nie umiałaś jej przyrządzić. To okropna rola. Jesteśmy potworami, Behenu. Powinnam była cię zabić tam, w moim domu.

– Dlaczego? – jęknęła dziewczyna.

Ankela wskazała dłonią lusterko. Behenu spojrzała na swoje oblicze.

Obie tęczówki miały kolor ametystu.

Koniec

Komentarze

Ciekawe opowiadanie, choć trochę przewidywalne; jednak zdecydowanie udane, klimat utworu bardzo do mnie przemawia wink

Hej 

Mam podobnie – historia wydaje się bardzo prosta, a jeszcze do tego dochodzi szczęśliwy zbieg okoliczności z tancerką co bardzo ułatwia bohaterce życie ;). Ale chyba jednak opowiadanie opiera się głównie na klimacie, a ten wyszedł fajnie. Dodam, że czytało się dobrze płynąc przez historię więc ogólnie opowiadanie oceniam na bardzo dobre :)

Pozdrawiam 

 

PS. O co chodzi z tym Kap Kap? – to taki zabieg bardzo komiksowy :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj.

 

Opowiadanie przepełnione jest dramatyzmem oraz symboliką. Bardzo dużo tu emocji, mrocznych tajemnic, dążenia do realizacji celu, poświęcenia. Wyjaśniło się, czemu bohaterka miała splamiony sztylet i czyja to była krew. Odnoszę wrażenie, że dzięki zamianie i zaśnięciu na posłaniu tancerki, Behenu osiągnęła to, co zamierzała, lecz w całkiem odmienny sposób. Czas i miejsce nie mają aż tak wielkiego znaczenia w obliczu śmierci.

A ametyst to jeden z moich ulubionych kamieni, właśnie ze względu na tak wyjątkową barwę. :)

 

Z technicznych spraw mam zapytanie – czasem wyraz „bogini” piszesz małą, a czasem wielką literą – czy to celowe?

Brawa za tytuł, bo już on budzi trwogę. :)

 

Pozdrawiam serdecznie, klik. :)

Pecunia non olet

Interesujący tekst. Mnie tam zakończenie zaskoczyło. Ciekawe, że dziewczyna tego nie wiedziała. Ale w sumie, jeśli wychowywał ją brat…

Ciekawy pomysł na ordalia.

Babska logika rządzi!

Cześć, Barbie! 

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny! 

 

Jakim cudem nie ubrudziła BIAŁEGO jedwabiu krwią – nie tylko podczas krwawienia, ale też podczas ściągania ubrania z trupa

No i ta tancerka też była dobra we wspinaczce – jak Behenu jej nie zauważyła, gdy zaczynała się wspinać? Biały Jedwab musiał być dobrze widoczny w ciemności, tuż ponad oknem, do którego chciała się wspinać? 

Ciekawe rytuały – ja tam nie jestem fanem klimatów bóstw mitologicznych i obrzędów z nimi związanych, ale tutaj podane to było dość jasno i sprawnie, do tego bez zanudzania. 

Mnie również zakończenie zaskoczyło, choć zachowanie kapłanki z początkowej sceny powinno dać do myślenia – cóż, mądry kwiatek po lekturze ;) 

 

Pozdrówka! 

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bardzo plastycznie wyszło i emocjonalnie, ale bez sentymentalizmu.

Opowieść wciągnęła mnie i kibicowałam Behenu, choć wiadomo było, że skończy się źle.

Lożanka bezprenumeratowa

Rejtanie!

Bardzo się cieszę, że trafiłem w Twoje gusta. Dziękuję. ^^

 

Bardzie!

 

Dziękuję za miły komentarz i odwiedziny. :D

 

Bruce!

 

Miło mi! :D

I też mam słabość do ametystu, ten kamień ma w sobie coś specjalnego. Ostatnio mam też jakąś dobrą passę z tytułami, dziękuję za zwrócenie na to uwagi. ^^

A boginie poprawię, bo faktycznie momentami wkradła się niekonsekwencja.

Dziękuję za komentarz i klika!

 

Finklo!

 

Wychowanie przez brata i trzymanie się z dala od świątyni zrobiło swoje. A gdy zniknął, ona usilnie chciała go znaleźć. Wiadomo, miłość do rodziny, ale może coś jeszcze innego ją do niego ciągnęło? ;)

Super, że pomysł interesujący. :D

Dziękuję za komentarz i klika!

 

Krokumsie!

 

Jakim cudem nie ubrudziła BIAŁEGO jedwabiu krwią – nie tylko podczas krwawienia, ale też podczas ściągania ubrania z trupa

 

Zawieszenie niewiary, beta pozwoliła. xD

 

No i ta tancerka też była dobra we wspinaczce – jak Behenu jej nie zauważyła, gdy zaczynała się wspinać? Biały Jedwab musiał być dobrze widoczny w ciemności, tuż ponad oknem, do którego chciała się wspinać? 
Nie no, tam jeszcze nie było zupełnie ciemno. Poza tym mogła stać po zupełnie innej stronie dachu, a tylko podeszła do krawędzi, gdy usłyszała wspinającą się Behenu.
 
Ale no cieszę się, że pomimo minięcia się z Twoimi gustami i tak podeszło. :D
 
Dzięki za komentarz i klika!
 
Ambush!

 

No niestety, widmo tragedii wisiało nad nią od początku, ale cieszę się, że wciągnęło, a i było plastycznie i emocjonalnie. ^^

Dziękuję za odwiedziny i klika!

 

Pozdrawiam wszystkich!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Cała przyjemność po mojej stronie, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Wciągnęło, ale wolę jednak historie zakończone definitywnie, żeby nie trzeba było czekać na kontynuację. Pozdrawiam. :)

Koalo!

 

Ano, ja wiem. Jest to ruch ryzykowny, jednak lubię zostawiać tak nieco otwarte zakończenia, żeby potem móc kontynuować wątki tych postaci – mogę, nie muszę. Wątek brata w sumie zakończony.

Ale cieszę się, że tak czy siak wciągnęło. Kto wie, może Behenu i Firari gdzieś się jeszcze pojawią? :D

Pozdrawiam i dziękuję!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Khaire!

 

Podoba mi się Twój sposób prowadzenia opowieści, ani nazbyt kwiecisty, ani zbyt oszczędny, akurat w sam raz pod krótkie opowiadanie. Nie nudzisz opisami a jednocześnie wszystko wydaje się żywe i bogate w szczegóły, klimat rytuałów i tajemniczych kultów palce lizać. Szczególnie spodobały mi się te oszczędne wstawki kursywą, pojedyncze myśli bohaterki, które fajnie w ten sposób wybrzmiewają, ale nie dominują narracji.

Fabularnie – gdzieś pod koniec miałem problem, żeby określić, czy to wciąż rzeczywistość, czy jakaś mistyczna wizja, ale zapewne tak miało właśnie być. Nie nawiązałem też relacji z główną postacią, z tego prostego powodu, że jej motywacje były dla mnie odległe, a cele z góry skazane na niepowodzenie, więc i jej los przyjąłem raczej bez emocji.

Jak ktoś już wyżej zwrócił uwagę, miałem problem z wyobrażeniem sobie podcięcia żył bez zabrudzenia ubrania, w dodatku białego. Podobnie jak dłuższą chwilę zajęło mi wyobrażanie sobie blizn w kształcie trójkątów, z których podstaw wychodziły dwie krzyżujące się linie – czemu dwie i w jaki sposób się krzyżowały?

 

D_D

Twój głos jest miodem... dla uszu

A tych trójkątów to ja też nie widzę…

Babska logika rządzi!

DD!

 

Dzięki za odwiedziny i miły komentarz! Doceniam cechy tekstu, które tutaj wymieniłeś – postęp jest i moje pisanie nabiera własnego charakteru. ^^

 

A z sukienką to zepsułem trochę, bo niewystarczająco dobrze ją opisałem – mianowicie miałem na myśli suknię bez rękawów, która spinana była przy biodrach klamrami. Dało się ją więc ściągnąć bez potrzeby muskania przedramion.

 

A trójkąt (pozwólcie, że przedstawię Wam przecudowną wizję twórczą xD):

 

 

Tak, chodzi o serce – uproszczony kształt mięśnia sercowego i dwie tętnice.

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Ja bym to określiła “trójkąt z iksem przy boku”, a serca to nawet teraz nie widzę…

Babska logika rządzi!

Ech, szkoda :((

Ale może kwestia każdego z osobna, ktoś zobaczy, a ktoś nie… Ostatnio miałem dużo do czynienia z sercami na zajęciach, więc akurat taka wizja do mnie przemówiła. :D

Stwierdziłem, że wrzucanie naszej współczesnej ikony serca do świata inspirowanego czasami ok. 1500 r. p. n. e. byłoby potężnym anachronizmem, więc postanowiłem pokombinować (bo w sumie nasze serce też nijak przypomina serce anatomiczne :P).

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

BarbarianCataphract, czy to rzeczywiście jest problem, nad którym warto łamać głowę? ;) Jeśli to miało wyobrażać serce, to napisz, że “blizny, których kształt przywodził na myśl wycięte serce”. Po co kombinować i grzebać się w karkołomnych opisach…

Twój głos jest miodem... dla uszu

A, w sumie… Masz rację :P

Wezmę pod uwagę na przyszłość, dzięki! 

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Bardzo klimatyczne opowiadanie. Z mroczną, zagadkową atmosferą. To było dobre – wychowana w wolności i swobodzie, buntująca się przeciwko wszelkiemu zniewoleniu dziewczyna, okazuje się półboginią, żywiącą się śmiercią. Można w tym dostrzec morderczy skutek buntu w ogóle. W każdym razie ja bym chciał. Klik ode mnie.

Mam trzy uwagi natury technicznej:

upewniła się, że sztylet z brązu solidnie trzyma się skórzanej pochwy schowanej na lewym przedramieniu.

Nie bardzo rozumiem jak można schować pochwę ze sztyletem na przedramieniu. Rozumiem jeśli w rękawie. Sugerowałbym zmianę czasownika albo przyszycie rękawa.

Druga kwestia to śmierć tancerki na dachu. Od rozcięcia żył na ręce można umierać godzinami, a ona tu skonała, jakby przecięła sobie arterię biodrową.

No i trzecia:

Wtuliła mokre oczy w bark brata i nie chciała puścić

To sugeruje bezpośredni kontakt, ale parę akapitów wcześniej

Stanął przed nią i spojrzał w schowane za otworami w masce oczy.

W którym momencie zdjęła maskę? Jeśli oczy są schowane, to jak można w nie spojrzeć? Może lepiej w pobłyskujące w głębi otworów maski ?

Niko!

 

Hej, dzięki za odwiedziny. ^^

Bardzo mi miło, że atmosfera się spodobała – jak widać właśnie klimatem opowiadanie stoi, więc cieszę się, że tak dobrze mi się udało to stworzyć.

Nie bardzo rozumiem jak można schować pochwę ze sztyletem na przedramieniu. Rozumiem jeśli w rękawie. Sugerowałbym zmianę czasownika albo przyszycie rękawa.

Taak, miałem na myśli rękaw i schowaną w nim skórzaną pochwę.

 

Druga kwestia to śmierć tancerki na dachu. Od rozcięcia żył na ręce można umierać godzinami, a ona tu skonała, jakby przecięła sobie arterię biodrową.

Ano racja, w obecnej formie trochę zbyt skrótowo to wygląda – chociaż chodziło o to, że w momencie śmierci tancerki Behenu zupełnie straciła poczucie czasu, wpadła w trans. Ale może zbyt duży przeskok. :P

W którym momencie zdjęła maskę? Jeśli oczy są schowane, to jak można w nie spojrzeć? Może lepiej w pobłyskujące w głębi otworów maski ?

Faktycznie, propozycja lepsza, poprawię.

 

Dziękuję za komentarz i klika!

Pozdrawiam 

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Serce Behenu zabiło mocniej. Próbowało wyrwać się z piersi. Dziewczyna bez zastanowienia rzuciła się pokutnikowi na szyję.

Tu można dodać, że zruciła maskę. Inaczej nie da rady, by 

wtuliła mokre oczy w bark brata

Kocham barbarzyństwo i kawalerię. Może Robokoń ci się spodoba?

BarbarianCataphract, Twoje opowiadanie zafascynowało mnie klimatem i koncepcją świata przedstawionego. Nawet jeśli nie podajesz zbyt wielu szczegółów, to i tak zaciekawiasz wierzeniami związanymi z wykreowaną boginią.

Przez cały tekst chciałem poznać jego zakończenie, zrozumieć motywację Behenu. Wyjaśnienie dlaczego chciała się dostać do świątyni, jest satysfakcjonujące. Dlaczego zabija brata, już nie. I to mój największy problem. Aszermet kieruje poczynaniami Behenu, jednak jak wybiera ofiary? Dlaczego bohaterka zabija?

Zgrzyt ten, mam nadzieję wyjaśnisz w komentarzu. Więcej uwag nie mam, a za sprawną realizację i interesującą kreację świata opowiadanie zasługuje na bibliotekę. Ode mnie, klik.

Kocham barbarzyństwo i kawalerię. Może Robokoń ci się spodoba?

A dziękuję. ^^

Zajrzę w międzyczasie!

 

Nessekantosie!

Bardzo mi miło, gdy czytam takie komentarze. Bardzo lubię to uniwersum i cieszę się, że nie jestem jedyny. :D

 

Dlaczego zabija brata, już nie. I to mój największy problem. Aszermet kieruje poczynaniami Behenu, jednak jak wybiera ofiary? Dlaczego bohaterka zabija?

Behenu stała się sędziną i jednocześnie katem. Pierwsza tancerka zawiniła zdradą (bo właśnie – to ona siebie zabiła, czy jednak miała pomoc? ;) ). Brat tym, że przerwał jej w tańcu (chociaż to było wtórne do tego, że sam był złodziejem, opryszkiem + “chronił” Behenu przed poznaniem prawdy o sobie. Jednak w pewnym momencie czara goryczy się przelała, a on sam zaczął szukać odkupienia, by nie zginąć od ostrza własnej siostry, co jak widać nie skończyło się dobrze).

To samo dotyczy reszty pokutników (jednak nie tancerek w tym przypadku) – Behenu najzwyczajniej zaniosła ich dusze prosto przed sąd ostateczny.

Mam nadzieję, że to wyjaśnia co nieco!

Dziękuję za komentarz i klika :D

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Barbarzyńco, nie przeczytałam (jeszcze? trzymaj kciuki!) ale kiedy widzę na stronie głównej takie zdanie:

Behenu wskoczyła na podwyższenie i, podążając za resztą kobiet, przyjęła pozycję początkową Tańca Życia i Śmierci.

cierpię. A cierpieniem trzeba się podzielić.

Primo: podążać za resztą kobiet można tylko tak:

“Podążać” ma węższe pole semantyczne od “to follow” i odnosi się tylko do fizycznego iścia za kimś/czymś. Nie do naśladowania. A Ty masz na myśli chyba jednak to:

Secundo: “przyjęła pozycję początkową Tańca” brzmi trochę jak podręcznik. Aliterację pomijając.

Może spróbuj tak:

Behenu wskoczyła na podwyższenie i, naśladując pozostałe kobiety, przykucnęła, szykując się do pierwszego kroku Tańca Życia i Śmierci.

?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Już, idę poprawić. ;_;

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

heart

Ooo, ludzie się sami rozliczają i mam chwilkę czasu. Perrfect. Słowo się rzekło, hipek u płota.

 szukanie samego siebie

Kiedy można by się odnaleźć w Grajewie :D

 Nie da się ot tak kontaktować z duszami

Wtrącenie: Nie da się, ot tak, kontaktować z duszami. I właściwie z jakimi duszami? Umarłych – czy żywych?

 siedząca ze schyloną głową siwiejąca kobieta

Skompresowany, abstrakcyjny opis. Może wybierz jakiś detal? Błysk siwych włosów w ciemności?

 przecież wiesz, że prawda brzmi inaczej

Prawda nie brzmi nijak, bo nie jest dźwiękiem. Ale może być inna. Chyba celujesz tu w pewien styl, ale nie wydaje mi się, żebyś go osiągał.

 Na czoło i nos opadał jej purpurowy woal, przez co nie dało się zobaczyć oczu

Jak wyżej – opis jest beznamiętny, kliniczny. Podejrzewam (może błędnie), że nie o to Ci chodzi.

 doskoczyła bezgłośnie do siedzącej ze skrzyżowanymi nogami kobiety i usadowiła się naprzeciw niej

Coś te opisy chaotyczne. Może przesuń sposób siedzenia trochę wyżej? A "bezgłośnie" – dlaczego ma znaczenie?

 Chcesz wiedzieć jak to zrobić?

Wiedzieć, jak.

 Pah.

Angielska onomatopeja.

 Takiej niewiasty nie wpuszczą nawet na dziedziniec.

A inną? Czy chodzi o to, że w ogóle nie wpuszczają kobiet, czy z Behenu jest coś nie tak?

 Myślisz, że jesteś jedyną, która kogoś straciła i chciała jeszcze zamienić z tą osobą ostatnie słowo?! – huknęła

Czy tak długą i skomplikowaną wypowiedź można huknąć?

 traktuj każdy dzień z nim jak ostatni

Hmm. Jak ten ostatni?

 sztylet z brązu solidnie trzyma się skórzanej pochwy

Sztylet trzyma się w pochwie. Nie pochwy. Jest w środku. Masz dwa "się", dość mocno widoczne.

 pochwy schowanej na lewym przedramieniu

Schowanej – czyli panna ma na sobie luźną szatę (bo jak inaczej schowasz coś na przedramieniu). OK.

 Nogi bez trudu kreśliły idealne okręgi

A dlaczego miałyby je kreślić z trudem?

 Ręce płynnie zagarniały powietrze i dym z kadzideł, układając je w niepowtarzalną historię.

Powietrze – układały w historię? Podwojona spacja.

 Beżowa tunika Behenu raz po raz zlewała się ze ścianą, tylko po to, żeby zaraz wyłonić się z nicości i przykuć uwagę widza.

Czegoś tu nie rozumiem. Porównaj ten opis: https://standardebooks.org/ebooks/g-k-chesterton/the-man-who-was-thursday/text/chapter-11 (od "The inside of the wood was full of shattered sunlight and shaken shadows.")

 przeżyła pół żywota

Nie lepiej "połowę"?

 u nikogo nie widziała takich zdolności

Domyślałabym się tu raczej wytrwałych ćwiczeń, niż zdolności, ale zobaczymy, co będzie dalej.

 spływającego na rzęsy potu

Po to człowiek ma brwi, żeby pot nie spływał do oczu, choć może tutejsi je wyskubują. Więc – to nie błąd, ale może się nim stać, jeśli później temu zaprzeczysz.

 Starsza kobieta obserwowała w bezruchu ciało tancerki.

Trochę ten bezruch mylący. Obserwuje się raczej procesy, coś, co się rusza.

 powiedziała sędziowskim tonem

Czyli jak?

 Nie krzyknęła, ale jej głos huknął w umyśle Behenu, jak gdyby wyszedł prosto z jej własnego serca.

Hmm. Coś tu chcesz osiągnąć, chyba mistyczny posmak. Ale sama nie wiem.

 Ślepe i głuche na rozsądek.

Czy cynizm jest rozsądkiem? ;P A bardziej serio, czy rozsądek jest czymś słyszalnym?

 zaskakująco sprawnie jak na osobę w tym wieku

Niewiele mi to mówi, jest dość abstrakcyjne.

 Dopiero teraz dziewczyna była w stanie ujrzeć zarys tęczówek kobiety, przebijający się przez włókna cienkiego materiału.

Anglicyzm, a zarys przebija, nie przebija się: Dopiero teraz dziewczyna ujrzała zarys tęczówek kobiety, przebijający przez cienką tkaninę.

 było powiedzieć, czy oczy Ankeli były

Dwa razy "być". C.t.

 zauważyła na jej nadgarstkach blizny w kształcie serca – trójkąt, z którego podstawy odchodziły dwie skrzyżowane linie

Mmm, to jest kształt serca?

 Behenu zmrużyła oczy i poczuła dziwne mrowienie między łopatkami.

Rozdzieliłabym na dwa zdania.

 Nie wiedziała co powiedzieć. Nie miała pewności czyją juchą splamiła spiż sztyletu.

Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie miała pewności, czyją juchą splamiła spiż sztyletu. Aliteracja. A broń trzeba czyścić.

 Ankelę jakby coś tknęło

Jakby?

 Odeszła na bok i osunęła się na drewniany stołek.

Ciut kliniczne.

 Już za długo tu jesteś.

Dałabym raczej: Za już długo tu jesteś.

 rzuciła Ankeli ostatnie, pełne wyrzutu

Powtórzony dźwięk.

 Kobieta mieszkająca samotnie to już dziwota

"Nie dziwota" jest sztywnym frazeologizmem: https://sjp.pwn.pl/szukaj/dziwota.html Nie łam go.

 bez mężczyzn u boku

Dlaczego "u boku"?

 Musiała więc oddać swoją duszę. A przynajmniej na moment.

"A przynajmniej" doprecyzowuje poprzedni temat, np. jakby był bogaczem, a przynajmniej właścicielem ładnej nieruchomości. Tutaj "a" tylko myli.

 jeśli to tego pragniesz

Trochę łamie język.

 opętanych ametystowymi oczyma

Hmmm?

gdy ktoś już stał się częścią świątyni, musiał żyć z tym jarzmem

Mieszana metafora. Jeśli zależy Ci na skojarzeniu rolniczym, to może: kto już został częścią majątku świątyni, musiał żyć w tym jarzmie?

 Zbliżały się wieczorne obrzędy.

Raczej: godzina obrzędów.

 Po zajściu słońca

Po zachodzie słońca.

 w objęcia męskich spojrzeń

Hmmm.

 Wszystkie niewolnice były liczone, każda z nich stawała się symbolem na glinianej tabliczce.

Powtarzasz to liczenie.

 Tancerkom na wejściu odbierano tożsamość

Bardzo nowoczesne.

 otrzymywały nowe życie jako Matka Tancerka

Jako Matki Tancerki. Czasownik jest z rzeczownikiem w związku zgody.

 Niewiele kobiet dożywało zostania Matką.

Hmmmm.

 Powiadają, że większość z nich popadała w obłęd, niektóre wpadały w szał zabijania.

Powiadają – czy powiadano? Jeśli narracja jest w czasie przeszłym, nie możesz nagle wskakiwać w teraźniejszy. Jest też powtórzony dźwięk.

 Część nie wytrzymywała obciążenia

Współczesne.

 zbadała uważnie

Lepiej: uważnie zbadała. Gładziej się parsuje.

 Przyziemie nie miało żadnych otworów okiennych

Niepotrzebne terminy fachowe: Przy ziemi nie było najmniejszego otworu.

 Dla brata wiele razy wspinała się po budynkach

Hmm. Niby wiem, o co chodzi…

 Behenu była w stanie nawet dla niego zabić. Nie mogła więc pozwolić mu na odejście; nawet jeśli oznaczało to wyrwanie go z objęć Bogini Śmierci.

Non sequitur. Zrobiłaby dla niego wszystko, więc nie może mu na coś pozwolić?

 Pierwsze piętro szczyciło się pięknymi zdobionymi ościeżnicami

Piętro nie jest osobą: https://sjp.pwn.pl/szukaj/szczyci%C4%87%20si%C4%99.html Metaforycznie mogło się pysznić.

 Poszczególne kondygnacje wydzielone były ryzalitami

Nie jest to jasny opis, nie tylko dlatego, że nie wiedziałam, co to jest ryzalit.

 Gdy pojawiła się okazja

Abstrakcyjne. Ja dałabym na przykład: Gdy strażnik zniknął za rogiem budynku. Świat przedstawiony jest tym bardziej dotykalny, im więcej konkretnych szczegółów pokazujesz.

 Bezszelestnie wskoczyła

Czemu mnie stale zapewniasz, że ona nie robi hałasu?

 gzymsu okiennicy

Okiennica ma gzyms? https://sjp.pwn.pl/szukaj/gzyms.html

 po poprzednich nocnych tańcach

Aliteracja. Może: po tańcach zeszłej nocy?

 regenerowały siły przed kolejnym katorżniczym cyklem

Bardzo nowoczesne, "katorga" odsyła w zupełnie inny rejon świata, i co to, u licha, ma być "katorżniczy cykl"?

 Behenu nie potrafiła wyobrazić sobie życia jako zaledwie cień własnego jestestwa, zależny od cudzych rozkazów.

Gramatyka! Behenu nie potrafiła sobie wyobrazić życia w wiecznej zależności i posłuszeństwie rozkazom, bycia niczym więcej, niż cieniem własnego jestestwa.

 Ona, wychowana na ulicach przez brata, pamiętała tylko wolność i swobodę.

Hmmm, no, nie wiem. Jak się kogoś wychowuje, to czasem trzeba mu coś kazać. A w niebezpiecznym otoczeniu trzeba mu kazać często. Bo sobie zrobi krzywdę i jeszcze wychowawcę wciągnie.

 Wodziła wzrokiem po zanurzonych w śnie kobietach i dziewczynach.

Hmmm. "We śnie" (to kwestia fonetyki), ale jeszcze coś mnie tu uwiera. Co ona dokładnie robi? Lustruje tancerki, żeby…?

 Nie miała jednak pojęcia, gdzie owa zguba mogła się znajdować.

C.t. Może się znajdować. To załatwia też powtórzony dźwięk.

 odłamek piaskowca spadł jej na głowę

Hmmm. Słabe budownictwo.

 usta rozdziawione w wyrazie niemego zaskoczenia

"Rozdziawione" strasznie kolokwialnie brzmi, nie pasuje tu.

 którego krawędź na krótkim odcinku była zaostrzona

A skąd o tym wiadomo?

 improwizowany oręż

"Oręż" to ma Roland, Aragorn, czy inny Sobieski. A ona ma po prostu nóż.

 Ostrze na moment zatrzymało się na swej drodze,

Powtórzenie, ale poza tym – dlaczego na moment? Nie chodzi Ci aby o to, że zawisło nad celem?

 mały krok wprzód

https://sjp.pwn.pl/so/wprzod;4532265.html A iść można naprzód.

 Behenu nie mogła pozwolić jej na odebranie sobie życia.

Zdanie niezbyt zgrabne, zapewniające i w ogóle niepotrzebne, skoro zaraz wyjaśniasz, dlaczego nie mogła. Jeśli wyjaśnisz, dlaczego A, nie musisz już mówić, że A, bo się domyślimy.

 Za każdym razem, gdy ktoś blisko niej umierał

Hmm. Zawsze na widok umierającego?

 Jakby dusiła w sobie jakieś zupełnie inne uczucie.

Nie wiem, skąd ten wniosek.

Oddaj mi proszę swoje ubranie

Oddaj mi, proszę, swoje ubranie.

 Jesteśmy sędzinami.

https://sjp.pwn.pl/szukaj/s%C4%99dzina.html

 że wszystko co robisz nie wychodzi z twojego serca, lecz jest cudzym pragnieniem

Gramatyka, semantyka i przecinki: że nic, co robisz, nie wychodzi z twojego serca, lecz spełnia tylko cudze pragnienia.

 Burza w głowie na moment przysłoniła racjonalne myśli.

Niespójna metafora.

 Nic o niej nie wiedziała, a jednak słowa tancerki dotknęły pewnej struny w duszy dziewczyny.

Mętne to.

 była rosnąca kałuża czerwieni, zaraz przy klęczącej tancerce

Była kałuża czerwieni, coraz większa i większa, u kolan klęczącej tancerki.

 wystawiła przed siebie

Hmmm.

 z którego ściekały krople krwi, łączące się w gęsty strumień

Sama nie wiem…

 wystrzeliła przed siebie

Hmmmm. Chyba bym to wycięła.

 Odetchnęła z ulgą, gdy stwierdziła, że udało jej się uniknąć splamienia białego jedwabiu

Niezgrabne. Odetchnęła z ulgą. Biały jedwab pozostał nieskalany.

 Behenu wpatrywała się tępo w szramę

Szrama to blizna: https://sjp.pwn.pl/szukaj/szrama.html

 Odpięła dwie klamry

Rozpięła.

 zasłoniła swoje oblicze

Może jednak: własną twarz? Skaczesz z tonu na ton.

 jakby ciągnięta przez jakąś moc

Jakby niezdecydowane to.

 Czuła, że ją przyciąga, że powinna ją dotknąć i zabrać.

Co tu jest podmiotem? Powinna jej dotknąć.

 Coś wyrzuciło ją z transu

Hmmmmmmmmmm.

 trzyma dłoń na klatce piersiowej tancerki

Czemu nie na piersi?

 otrząsnęła się z szoku

"Szok" jest dość nowoczesny.

 Uczucie dotarło aż do klatki piersiowej i uderzyło prosto w serce

Ciągle ją coś uderza w serce.

 Nie zaszczyciła ciała tancerki ani jedną kolejną myślą.

Ani jedną więcej myślą.

 z ulgą wywnioskowała

Ale z czego to wywnioskowała?

 próbując wyłapać, czy któraś udaje

"Wyłapać"?

 na lusterko tancerki

Wiemy, czyje, możesz skasować "tancerki".

 Gdy szła wśród sunących bezwolnie tancerek, starała się jak najlepiej naśladować ich ruchy.

Hmmm.

 Wkroczyły na teren świątyni tylnym wejściem

"Na teren" jest nowoczesne.

 Wyszła z ciemnego przesmyku

Tylko metaforycznie: https://sjp.pwn.pl/szukaj/przesmyk.html

 Przepych zdobionych kamieniami szlachetnymi kolumn bił z każdego zakątka hypostylu

I co mi to mówi? Ano, niewiele. Mogę uznać, że bohaterka jest tak olśniona, że właściwie nic nie widzi – ale nagle spada mi na głowę bardzo techniczny "hipostyl" (czy ja Wam zrzucam na głowy "quidditas"?) i nie wiem, co mam z nim zrobić.

 W auli znajdowało się kilkanaście podestów wytartych od dziesiątek, jak nie setek stóp.

Gramatyka i nagły zgrzyt kolokwialny: W auli znajdowało się kilkanaście podestów wytartych dziesiątkami, a może setkami stóp. Albo: przez dziesiątki, a może setki stóp.

 To właśnie tam tancerki odbywały niezasłużone kary od losu.

Odbywały karę (kara to abstrakt, nie pluralizujemy jej), ale całe zdanie cokolwiek niezdecydowane. Podbiłabym bębenek: Na nich właśnie tancerki odsługiwały swą karę.

 Już zaraz miały rozpocząć Taniec Życia i Śmierci.

"Już zaraz" jest bardzo kolokwialne (nie wulgarne, kolokwialne – tak mówią dziewczynki w szkole). Za chwilę miały rozpocząć; albo (wyżej): Oto miały rozpocząć.

 Tylko ukradkiem zerkała jednym okiem.

Zerkanie jednym okiem to idiom oznaczający właśnie zerkanie ukradkiem.

Tam czekała rozmowa z Boginią oraz odpowiedzi.

Angielskawe jakieś.

 jeszcze kolejni

Jeszcze inni. https://sjp.pwn.pl/szukaj/kolejny.html

 Dziewczyna szukała znajomych twarzy w tłumie.

Szukała w tłumie znajomych twarzy.

 Każda tancerka-niewolnica zwykła mieć przed sobą jednego pokutnika.

"Zwykła" to tyle, co "miała zwyczaj", a to nie są zwyczaje tancerek, tylko obrządek świątyni, zdaje się. I dotąd myślałam, że tu się odbywa prostytucja świątynna.

 grzechy popełnione przeciwko darowi, jakim jest życie

O ile wiem, grzechy popełnia się przeciwko komuś, nie czemuś.

 inni, będący w stanie okazać skruchę

Unikaj "będący". Może być np. "zdolni okazać skruchę".

 Jeśli dana niewolnica padłaby ze zmęczenia zanim księżyc osiągnie zenit, to ciężar na sercu przeniewiercy okazywał się zbyt wielki, by Bogini o nim zapomniała

Za "daną" powinieneś tańczyć całą noc o chlebie i wodzie, doprawdy :P Jeśli niewolnica upadła ze zmęczenia, zanim księżyc osiągnął zenit, znaczyło to, że ciężar na sercu przeniewiercy jest zbyt wielki, by Bogini o nim zapomniała.

 Wtedy wysyłano grzesznika na kolejne dni do ciemnicy, zmniejszano racje, albo prowadzono prosto przed oblicze Aszermet – w zaświaty.

Takiego grzesznika posyłano znów do ciemnicy, o jeszcze bardziej głodowych porcjach, albo wiedziono prosto przed oblicze Aszermet – w zaświaty.

 odłączył się pewien mężczyzna

"Pewien" zbędne.

 Wzrok wbijał w sandały.

Spojrzenie.

torturował jej umysł

Krok – torturował? Mógł być męką, jasne, ale nie torturował.

 Cała lawina emocji spadła na Behenu.

Zapewniasz.

 Jakaś siła płynąca prosto z serca wbrew jej woli

Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm.

 przesuwała się wzdłuż mięśni brzucha

Trochę mi tu przeszkadzają, ale dopiero po chwili się połapałam, że to siła się przesuwa.

 Objęła delikatnie biodra

Łagodnie objęła biodra.

pomogła im dopełniać wręcz idealny układ

? "Pomogła" łączy się raczej z czasownikami w aspekcie dokonanym (tu: dopełnić), ale całość jest dziwna.

 zaszklonych źrenicach

Hmmm…

 purpurowe ogniki, otaczające ciało Behenu, które, niczym dotknięte przez samą Aszermet, pokazywało pokutnikowi całe jego życie

Troszkę mętne. Opisujesz odbicie w jego oczach?

 Szarpnął, niemalże strącając

Lepiej: Szarpnięciem niemal strącił. Choć w sumie, to raczej ją ściągnął, zwlókł.

 Przez rozdziawione usta mężczyzny przeszło jedno słowo:

Co Ty z tym rozdziawianiem? Ono zupełnie psuje nastrój, kojarzy się z głodnym pisklakiem.

 Serce Behenu zabiło mocniej. Próbowało wyrwać się z piersi.

Skróć.

 po chwili puścił i napiął się cały

Hmmm.

 bez ciebie nie jestem w stanie

Już chyba trzeci raz ktoś nie jest w stanie, to dość nowoczesne wyrażenie.

 wciąż stał w bezruchu, sztywny jak kamień

Hmm.

 Patrzył na Behenu z niezrozumieniem

Ze zdumieniem, ale na pewno nie z niezrozumieniem.

 Zatoczył się i wciąż z tym samym przerażeniem w oczach, upadł na posadzkę.

Zatoczył się i, wciąż z tym samym wyrazem przerażenia w oczach, upadł na posadzkę.

 W tym samym momencie tancerki stanęły. W różnych pozycjach, niezależnie od etapu tańca.

Za długie, zapewniające. Tancerki zamarły, każda w innej pozie.

 Wszyscy w hypostylu odwrócili się w stronę Behenu. Czuła na sobie ich spojrzenia.

To też bym skróciła. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w stronę Behenu.

 Zapomniała nawet, że nie oddycha.

… ekhm. I nastrój szlag trafił :)

 Fałszywa nosicielko śmierci!

Fałszywa w sensie zdradziecka, czy fałszywa w sensie oszukańcza?

 tancerki, tanecznym

Powtórzenie. Mógłbyś to opisać.

Nie wiedziała dlaczego.

Nie wiedziała, dlaczego.

 ukrywanego przez lata w odmętach duszy

Zbyt patetyczne.

 Uciekła z lochu, który trzymał ją z dala od przeznaczenia.

Jak wyżej.

 wyprowadzała z precyzją balsamisty

Dlaczego właśnie balsamisty?

 Nie wiedziała jak długo pogrążona była w szale krwi

Nie wiedziała, jak długo miotał nią szał krwi. https://sjp.pwn.pl/szukaj/pogr%C4%85%C5%BCony.html

 każdy z punkcików na nocnym sklepieniu zaczął rosnąć w jej oczach

Hmm.

 tamta tancerka wysłała siebie w objęcia

Powtórzony dźwięk. Czy można siebie wysłać? Czymś?

 szczęśliwa… ludzka

Nie ludzka, tylko jako człowiek.

 Ankela nie nosiła teraz woalu

Nie kryła się już za woalem (a w sumie, to za woalką, woal to materiał, ale metonimicznie może być), noszenie jest zawsze częstotliwe.

Czyli młoda dama od początku była, hmm, awatarem? bogini. To zgrabnie tłumaczy, dlaczego tak łatwo jej poszło. Całkiem niezły tekst, a mógłby być znakomity, gdyby nie potknięcia stylu, psujące nastrój, od którego mimo to jest aż gęsto. Wszystko konsekwentnie zmierza do końca, no i cóż. Nieźle jest. Trochę komiksowo (weź na to poprawkę! nie oczekiwałam tu pogłębionej analizy… niczego w sumie), ale nieźle. Popraw technikę opisu, a może, może, któż to wie… zostaniesz obsypany piórkami?

 Stwierdziłem, że wrzucanie naszej współczesnej ikony serca do świata inspirowanego czasami ok. 1500 r. p. n. e. byłoby potężnym anachronizmem, więc postanowiłem pokombinować (bo w sumie nasze serce też nijak przypomina serce anatomiczne :P).

Ale podobno jest wzorowane na listku jakiejś już wymarłej rośliny :) choć chyba trudno by było coś takiego wyciąć na delikatnym i mocno unerwionym nadgarstku.

 chociaż chodziło o to, że w momencie śmierci tancerki Behenu zupełnie straciła poczucie czasu, wpadła w trans. Ale może zbyt duży przeskok. :P

Troszkę duży.

 Tu można dodać, że zruciła maskę.

A tak, umknęło mi. A maski nie mogą łatwo spadać, bo w końcu tancerki się intensywnie ruszają.

 Pierwsza tancerka zawiniła zdradą (bo właśnie – to ona siebie zabiła, czy jednak miała pomoc? ;)

Mmmm, pomoc na pewno miała (na tę pomoc też można zrzucić szybkość zgonu, w sumie) – ale zdradą? Zdradziła swoje obowiązki, może zaufanie bogini (która i tak wykorzystała tę zdradę do własnych celów, więc – hmm?).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino!

 

Pozwól, że nie będę się odnosił do każdej uwagi stylistycznej, bo portal kaszlnie i już nie wstanie. :D

Niemniej zajmę się tymi poprawkami jak najszybciej.

 

Tak, Behenu była swego rodzaju półboginią/nosicielką cech bogini (no, czyli awatarem w sumie). Nad potknięciami stylu pracuję – jest coraz lepiej i mam nadzieję, że ten trend się utrzyma. :3

Popraw technikę opisu, a może, może, któż to wie… zostaniesz obsypany piórkami?

Bardzo mi miło <3 Tym bardziej będę walczył ze słabościami swojego warsztatu!

 

Ale podobno jest wzorowane na listku jakiejś już wymarłej rośliny :) choć chyba trudno by było coś takiego wyciąć na delikatnym i mocno unerwionym nadgarstku

Proste linie łatwiejsze niż krzywe, tak. Ale tutaj w sumie brałem pod uwagę wypalanie tego znamienia rozgrzanym metalem.

 

Troszkę duży.

Ano może być. Ale teraz też poprawiłem nieco, żeby lepiej wybrzmiał fakt, jakoby Behenu sama wysysała energię życiową przez rany (to dziwne mrowienie, które szło od jej dłoni aż do serca). Dlatego jej boskość pomogła pozbawić tancerkę (i potem resztę) życia.

 

Mmmm, pomoc na pewno miała (na tę pomoc też można zrzucić szybkość zgonu, w sumie) – ale zdradą? Zdradziła swoje obowiązki, może zaufanie bogini (która i tak wykorzystała tę zdradę do własnych celów, więc – hmm?).

Jak to w mitologiach nawet bywa – wyroki bóstw bywają przewrotne! Z zewnątrz to wygląda, jak gdyby dostała karę za zdradę, a z drugiej można to zinterpretować jako dołączenie do bogini w zaświatach.

 

Dziękuję Ci i pozdrawiam ^^

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Ale tutaj w sumie brałem pod uwagę wypalanie tego znamienia rozgrzanym metalem.

Pomyślałam o tym, ale odrzuciłam pomysł. Hmm.

Ale teraz też poprawiłem nieco, żeby lepiej wybrzmiał fakt, jakoby Behenu sama wysysała energię życiową przez rany

O, i to jest słuszna koncepcja.

Z zewnątrz to wygląda, jak gdyby dostała karę za zdradę, a z drugiej można to zinterpretować jako dołączenie do bogini w zaświatach.

Zaaraz, to kto to uznał za zdradę w końcu?

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Anet!

 

Bardzo się cieszę, dziękuję ^^

 

Zaaraz, to kto to uznał za zdradę w końcu?

 

Bogini Aszermet. Nie chciała tracić służebnicy, więc poprzez Behenu przyzwała tancerkę do siebie już na zawsze. :3

heart

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Aha.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tajest

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Opowiedziałeś nie moją bajkę i pewnie dlatego nie bardzo do mnie dotarło, co tam się wydarzyło i dlaczego, ale czytało się całkiem nieźle.

 

płyn­nie  za­gar­nia­ły… → Jedna spacja wystarczy.

 

Dziew­czy­na wpa­dła do naj­bliż­szej ciem­nej alej­ki i opar­ła się o ścia­nę. → Tak jak nie można wpaść do ulicy, tak nie można wpaść do alejki.

 

i przy­war­ła do gzym­su okien­ni­cy… -> Okiennice nie miewają gzymsów.

 

Be­he­nu nie po­tra­fi­ła wy­obra­zić sobie życia jako za­le­d­wie cień wła­sne­go je­ste­stwa, za­leż­ny od cu­dzych roz­ka­zów. → Chyba miało być: Be­he­nu nie po­tra­fi­ła wy­obra­zić sobie życia jako za­le­d­wie cienia wła­sne­go je­ste­stwa, za­leż­nego od cu­dzych roz­ka­zów.

 

po­stę­pu­jąc ukrad­kiem mały krok wprzód. → …po­stę­pu­jąc ukrad­kiem mały krok w przód.

Za SJP PWN: wprzód «najpierw, uprzednio»; w przód «do przodu»

 

Be­he­nu wpa­try­wa­ła się tępo w szra­mę, prze­ci­na­ją­cą… → Be­he­nu wpa­try­wa­ła się tępo w ranę, prze­ci­na­ją­cą

Za SJP PWN: szrama «szpecący kogoś ślad po zagojeniu się rany»

 

uło­ży­ła się na po­sła­niu tan­cer­ki i przy­kry­ła ple­dem. → Obawiam się, że w czasach, kiedy dzieje się ta historia, słowo pled nie było znane.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sorki, Barbi, nie tym razem;)

Językowo czytało mi się bardzo przyjemnie, ale historii trochę brakowało. Nie wiem czy czegoś konkretnego, tylko tak globalnie – trochę pomysł nie wbił w fotel, trochę konstrukcji nie poczułem do końca, odrobinę zgubił opis kluczowej sceny. Jakbym miał wskazać gdzie i co można rozwinąć, to może pociągnąłbym ii akt (powiedzmy: czas od przybrania fałszywej tożsamości do finałowej jatki), bo coś za szybko skończyłeś. Ewentualnie jakiś mocny pomysł na koniec, ale o to nie zawsze łatwo:P

Słowem – przyjemna lektura, ale zabrakło czegoś więcej.

Klikałbym, gdybym mógł.

Слава Україні!

Dobry, przyjemny do czytania tekst. Tworzysz fajny świat, nakreślasz atmosferę, kreujesz bohaterów na tyle, na ile potrzebować będzie ich charakteryzacji fabuła. Tempo masz szybkie, ale w miarę odpowiednie do długości tekstu – czasem może jednak mi się wydawało, że aż za szybkie, bo całość rozwiązała się nim do końca oswoiłem się z nią jako widz tego mimo wszystko nowego świata.

Technicznie jest ok, ale czasem coś chrobotało.

Zabrakło mi w tym koncercie fajerwerków jakiegoś pazura – czegoś zostawiającego znak swojej obecności w pamięci – ale to rzecz mocno zależna od gustu. Sam koncert fajerwerków jest jednak poprawnie zaplanowany i wykonany :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Zaczęłam pisać, chciałam sobie zrobić przerwę i strzelić pasjansa, a zamiast tego wyłączyłam kompa. Zabij, nie wiem jak :) W każdym razie wszystko, co napisałam, poszło się paść :/ Dobra, podejście numer dwa…

No, podobało mi się. Bardzo fajny pomysł, świat przedstawiony zrozumiale. Nie miałam poczucia, że trza rozbudować, co mi się ostatnio często zdarza. Ale przyznam, że chciałabym więcej :)

Jakoś tak nie wierzę, że Behenu mogłaby żyć normalnie, mam wrażenie, że prędzej czy później ta część jej natury by z niej wylazła, więc może lepiej, że prędzej.

Trochę się dziwię, że kapłani tak na nią wrzeszczą, w końcu czczą mamusię, więc córce mogliby okazać trochę szacunku. A skoro już się drą, to mi się w głowie natychmiast pojawia pytanie: Hmm, a co z tatusiem? ;)

Aby nie było zbyt cukierkowo… Coś by się tu jeszcze przydało, jakieś małe pierdyknięcie, coś co by sprawiło, że tekst się do czytelnika przyssie i już nie odpuści. Ale może następnym razem, bo mam wrażenie, że zakończenie po to zostawiłeś sobie otwarte, żeby móc jeszcze do tego świata wrócić :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Reg!

 

No cóż, szkoda, że nie Twoja bajka, ale cieszę się, że i tak było nieźle. ^^

Dzięki!

 

Golodhu!

 

Taaak, opko trochę ucierpiało na narzucony przez PB limit, a że nie czułem się już na siłach, żeby po fakcie opko rozszerzać, to zostało w takiej formie. No, mogło przez to trochę stracić, nie zaprzeczę. Ale cieszę się, że i tak się podobało. ^^

Dzięki!

 

NWM!

 

Ano właśnie, czyli podobnie jak to, co napisałem Golodhowi. :P

Zabrakło pewnie jednej strony, kilku wydarzeń i jakichś wytłumaczeń, żeby dodać opowiadaniu pazura, ale no cóż – cieszę się, że nawet pomimo tego opko przypadło Ci do gustu. ^^

Dziękuję!

 

Irko!

 

Nie będę zabijał, ja nie Behenu. :D

A to, że chciałabyś więcej… No, to duży komplement, postaram się dowieźć. ^^

Obiecuję, że następnym razem będę więcej uwagi przykładał do piedyknięcia!

 

Dzięki Wam wszystkim jeszcze raz i pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Bardzo mi się podoba klimat opowiadania, najbardziej podobał mi się klimat. Moim zdaniem, można by trochę bardziej opisać ostatnią scenę, ponieważ wydawała się nieco chaotyczna, pozdrawiam.

Borku!

 

Dzięki za miły komentarz, cieszę się, że się podobało ^^

 

Pozdrawiam

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Nowa Fantastyka