- Opowiadanie: Storm - Szkarłatny Upiór

Szkarłatny Upiór

Se­qu­el do  Po­pio­łów Vatry, mo­je­go pierw­sze­go tek­stu tutaj. „Po­pio­ły” naj­lep­sze nie są, ale za to krót­kie. Myślę, że warto prze­czy­tać, by przy­po­mnieć sobie albo do­pie­ro po­znać co i jak w tym moim małym uni­wer­sum. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Szkarłatny Upiór

Dwóch, nie­zbyt przy­jem­nych straż­ni­ków o dość od­py­cha­ją­cej apa­ry­cji pro­wa­dzi­ło Ra­ve­liu­sa do po­ko­ju prze­słu­chań. Gdy do­tar­li na miej­sce, gwał­tow­nie posadzili więź­nia na drew­nia­nym krze­śle.

– Zdej­mij­cie mu kaj­da­ny i zo­staw­cie nas sa­mych – ode­zwał się męż­czy­zna, sto­ją­cy w za­cie­nio­nym rogu po­miesz­cze­nia.

War­tow­ni­cy nie­zwłocz­nie wy­ko­na­li po­le­ce­nie. Młody ska­za­niec zo­stał sam na sam z czło­wie­kiem kry­ją­cym się w mroku.

– To jak bę­dzie, Brogg? Masz za­miar mnie tor­tu­ro­wać, póki wszyst­kie­go nie po­wiem? Obej­dzie się! Opo­wiem ci wszyst­ko, ale je­stem prze­ko­na­ny, że mi nie uwie­rzysz – po­wie­dział Ra­ve­lius.

– Nie chcę cię tor­tu­ro­wać, Rav. Mó­wisz tak, jak­byś mnie nie znał. Poza tym po siń­cach na gębie do­my­ślam się, że sza­now­ni pa­no­wie straż­ni­cy już cię nie­źle po­tur­bo­wa­li – od­parł męż­czy­zna na­zy­wa­ny Brog­giem, wy­cho­dząc z cie­nia.

– Pierw­szy raz je­stem prze­słu­chi­wa­ny przez ka­pi­ta­na stra­ży miej­skiej Nowej Vatry Brog­ga He­lve­za i po pro­stu nie wiem czego się spo­dzie­wać. Co do si­nia­ków to wymknęła mi się jakaś stara obe­lga, a twoi war­tow­ni­cy uzna­li, że to do nich i tro­chę mnie zbili. Nic wiel­kie­go, nie pierw­szy raz do­sta­ję w pysk – od­po­wie­dział wię­zień.

– Napij się tro­chę i za­czy­naj swoją opo­wieść. Nie mamy ca­łe­go dnia, przy­ja­cie­lu – rzekł prze­słu­chu­ją­cy, po­da­jąc Ra­ve­liu­so­wi bu­kłak z wodą.

Prze­słu­chi­wa­ny zwil­żył gar­dło, wes­tchnął i za­czął ze­zna­wać.

 

To był pięk­ny, ni­czym nie­wy­róż­nia­ją­cy się dzień w życiu hieny cmen­tar­nej, za­miesz­ku­ją­cej rynsz­to­ki. Jak co dzień wsta­łem rano, umy­łem się w brud­nej, śmier­dzą­cej mazi na­zy­wa­nej przez nas – wy­rzut­ków – wodą, zja­dłem tro­chę gni­ją­cych ochła­pów zwa­nych śnia­da­niem i ru­szy­łem na cmen­tarz. Pla­no­wa­łem tam­te­go dnia po­grze­bać nieco w gro­bie sta­re­go Kli­ma­sa. Chło­pi­nie ze­szło się nie­daw­no, więc grób był świe­ży. Li­czy­łem, że znaj­dę w nim coś cie­ka­we­go. Nawet jeśli nic bym nie zna­lazł, mia­łem sporo czasu i swo­bo­dy dzia­ła­nia. Nie mu­sia­łem mar­twić się, iż ktoś mnie zo­ba­czy przez naj­bliż­sze kilka go­dzin. Był pią­tek, wszy­scy ru­szy­li zatem na piel­grzym­kę do ruin Czer­wo­nej Ka­te­dry na co­ty­go­dnio­we na­bo­żeń­stwo. Po kil­ku­na­stu mi­nu­tach roz­grze­by­wa­nia upa­trzo­nej mo­gi­ły spo­tka­ło mnie jed­nak lek­kie roz­cza­ro­wa­nie. Sta­ru­szek Kli­mas wy­glą­dał bied­nie jak mysz ko­ściel­na. Je­dy­nym, co pre­zen­to­wa­ło jakąś war­tość, była jego szata i jeden je­dy­ny, złoty ząb. Spa­ko­wa­łem zdo­by­cze do torby i ru­szy­łem na dal­sze po­szu­ki­wa­nia. Po chwi­li zna­la­złem dla sie­bie ko­lej­ny cel. To był świe­ży na­gro­bek na wzgó­rzu, tuż przy uschnię­tej wierz­bie. Z tego co sły­sza­łem, spo­czy­wał tam syn mły­na­rza, który z nie­wia­do­mych przy­czyn zabił się, wy­skakując przez okno. Jed­nak na moje nie­szczę­ście, obok grobu nie­szczę­sne­go sa­mo­bój­cy krę­ci­ła się jakaś sta­rusz­ka. Pod­sze­dłem bli­żej i ukryw­szy się wśród krze­wów lesz­czy­ny, ota­cza­ją­cych wzgó­rek, za­czą­łem ob­ser­wo­wać sta­ru­chę. Coś było z nią nie tak. Nie pochodziła z ro­dzi­ny mły­na­rza, nie mo­dli­ła się, nie pa­trzy­ła nawet na na­gro­bek. Krą­ży­ła je­dy­nie wokół niego, co chwi­lę przy­sta­jąc i jakby na­słu­chu­jąc. Przy­glą­da­łem się jej dłuż­szą chwi­lę i stwier­dzi­łem, że pierw­szy raz wi­dzę ją na oczy. Na pewno nie była tutejsza, nie wyglądała też w ogóle na mieszkankę doliny Skand, co potwierdzała trupioblada karnacja i ogólne rysy twarzy. Stara nie­zna­jo­ma na cmen­ta­rzu w dzień na­bo­żeń­stwa, ro­bią­ca wła­ści­wie nie wia­do­mo co. Nie­spo­ty­ka­ny był to przy­pa­dek. Sta­rusz­ka jesz­cze kil­ku­krot­nie od­pra­wi­ła swój dziw­ny ry­tu­ał, po czym ze­szła ze wzgó­rza i znik­nę­ła mi z oczu. W końcu mo­głem wyjść z ukry­cia i wziąć się do ro­bo­ty. Jed­nak gdy tylko moja wy­słu­żo­na ło­pa­ta do­tknę­ła ziemi na gro­bie mły­na­rzo­we­go syna, usły­sza­łem za ple­ca­mi nie­przy­jem­ny, skrze­kli­wy głos:

– Wresz­cie wy­la­złeś z tych krza­ków, chłop­cze.

Pod­sko­czy­łem ze stra­chu, wy­pusz­cza­jąc na­rzę­dzie pracy z rąk. Od­wró­ci­łem się i uj­rza­łem ową dzi­wacz­ną sta­ru­chę, mla­ska­ją­cą bez­zęb­ną szczę­ką.

– Wie­dzia­łam, żeś się tam przy­cza­ił i gapił na mnie. Nor­mal­nie to bym rzu­ci­ła na cie­bie klą­twę czy inny urok za to pod­glą­da­nie, ale masz szczę­ście. Słu­cha­łam i słu­cha­łam i wiesz, co? Szkar­łat­ny Upiór rzekł, że wła­śnie z tobą chce po­roz­ma­wiać – do­da­ła sta­ru­cha.

– O czym ty ga­dasz, bab­ciu? – spy­ta­łem skon­fun­do­wa­ny, uzna­jąc, że sta­rej z pew­no­ścią bra­ku­je pią­tej klep­ki.

– Sam mi to po­wie­dział. Ra­ve­lius ci na imię, czyż nie? Zło­dziej gro­bów i wy­rzu­tek. O cie­bie cho­dzi. Idź tam i po­roz­ma­wiaj z nim – od­par­ła dziw­na sta­ro­wi­na, wska­zu­jąc laską kró­lew­skie mau­zo­leum.

– Mam wejść do mo­nar­szych krypt? Prze­cież to za­ka­za­ne! Tylko ka­pła­ni mogą tam wcho­dzić – po­wie­dzia­łem.

– Nie od­wra­caj wzro­ku, gdy prze­zna­cze­nie wzywa. Nie wymawiaj się głupio, kiedy masz szan­sę ura­to­wać świat. Sam zresz­tą po­słu­chaj, a usły­szysz jego głos – od­po­wie­dzia­ła sta­rusz­ka.

Za jej radą po­sta­no­wi­łem, że tak zro­bię, wła­ści­wie sam nie wiem czemu. Za­czą­łem wsłu­chi­wać się w dźwię­ki oto­cze­nia i ku swo­je­mu za­sko­cze­niu rze­czy­wi­ście usły­sza­łem pusty, do­bie­ga­ją­cy jakby z ja­kiejś głę­bo­kiej ot­chła­ni głos, wo­ła­ją­cy mnie po imie­niu. Sta­ru­cha za­uwa­ży­ła moje zdzi­wie­nie i rze­kła:

– Wi­dzisz, wcale nie plotę bzdur, chłop­cze. On cię wzywa, a twoim za­da­niem jest na to we­zwa­nie od­po­wie­dzieć.

Za­nie­po­ko­jo­ny kon­se­kwen­cja­mi zła­ma­nia za­ka­zu wej­ścia do mau­zo­leum, uda­łem się wraz z tajemniczą sta­ro­wi­ną do kró­lew­skich krypt. Gdy do­tar­li­śmy na miej­sce, sta­rusz­ka ode­zwa­ła się:

– Upio­ra znaj­dziesz na naj­niż­szym po­zio­mie kryp­ty, w miej­scu spo­czyn­ku kró­la-he­re­ty­ka. Po­wo­dze­nia, chłop­cze.

Nie od­po­wie­dzia­łem. Pełen wąt­pli­wo­ści i nie­po­ko­ju wkro­czy­łem do pod­zie­mi. Nie mam po­ję­cia, ile czasu za­ję­ła mi po­dróż wil­got­ny­mi, śmier­dzą­cy­mi stę­chli­zną ko­ry­ta­rza­mi na naj­niż­szy po­ziom. Mia­łem wra­że­nie, że było to co naj­mniej kilka go­dzin, choć czas ten mógł zo­stać wy­dłu­żo­ny przez na­pię­cie, jakie wtedy od­czu­wa­łem. Moja wę­drów­ka przez pod­ziem­ną ne­kro­po­lię do­bie­gła końca, gdy zo­ba­czy­łem przed sobą dużą salę z wiel­kim, ka­mien­nym sar­ko­fa­giem na środ­ku. To mu­sia­ło być to. Grób kró­la-he­re­ty­ka, bo­ha­te­ra wielu opo­wie­ści, ja­ki­mi ra­czy­ła mnie matka, gdy byłem mały. Tego, który w swo­jej aro­gan­cji spro­wa­dził gniew Czer­wo­ne­go Boga i znisz­cze­nie na pięk­ną Starą Vatrę. Sta­ną­łem przed po­tęż­ną, po­nu­rą mo­gi­łą, gdy nagle ka­mien­na trum­na za­czę­ła świe­cić kar­ma­zy­no­wym bla­skiem. Po chwi­li po­ja­wi­ła się przede mną wspo­mi­na­na przez sta­rusz­kę zjawa. To był Szkar­łat­ny Upiór! Spo­strze­głem, iż strasz­ne wi­dzia­dło, uno­szące się przed moimi oczy­ma, nosi ko­ro­nę, szaty ce­re­mo­nial­ne i inne kró­lew­skie in­sy­gnia. Upiór był du­chem he­re­tyc­kie­go króla! Widmo prze­szy­wa­ło mnie dłuż­szą chwi­lę obo­jęt­nym wzro­kiem, po czym ode­zwa­ło się sły­sza­nym już prze­ze mnie pu­stym, ot­chłan­nym gło­sem:

– Ra­ve­liu­sie, za życia byłem twym kró­lem, lecz teraz cier­pię ka­tu­sze za to, co zro­bi­łem. Czer­wo­ny Bóg znisz­czył moje mia­sto, do­pro­wa­dził was – mój lud do pod­łe­go stanu i uczy­nił ze mnie po­kut­ni­ka nawet po śmier­ci. Jed­nak to nie ko­niec. On wróci i do­koń­czy dzie­ła. Mu­sisz go po­wstrzy­mać. Jest jesz­cze na­dzie­ja. Nie po­zwól, aby Czer­wo­ny Bóg po­wró­cił. Syn naj­wyż­sze­go ka­pła­na, on umoż­li­wi mu po­wrót. Zabij go, a ura­tu­jesz oca­la­łych Va­tryj­czy­ków. To je­dy­ny spo­sób. Pra­gnę, aby­ście uwol­ni­li się spod jarz­ma tego okrut­ni­ka, by­ście kon­ty­nu­owa­li moje dzie­ło, by czło­wiek sam sobie stał się bo­giem.

– Dla­cze­go aku­rat ja mam to zro­bić? – za­py­ta­łem.

– Zo­sta­łeś wy­bra­ny. Jedynie wyrzutek może zatrzymać kręcące się tryby nieuchronnej zagłady. Nie zawiedź jak poprzedni wybrańcy. Idź już, zabij syna ka­pła­na i ocal nas wszyst­kich – od­po­wie­dzia­ła zjawa i znik­nę­ła w kar­ma­zy­no­wym bla­sku.

 

– Potem, po­bie­głeś jak sza­le­niec do pa­ła­cu ka­pła­na Ther­ciu­sa i tam zna­leź­li­śmy cię wy­ma­chu­ją­ce­go nożem nad ko­ły­ską ma­łe­go Theo, zga­dza się? – prze­rwał ze­zna­nie Brogg.

– Tak, zga­dza się – od­parł Ra­ve­lius, wzdy­cha­jąc. – Ty nic nie ro­zu­miesz, wi­dzia­łem go na wła­sne oczy, naj­praw­dziw­szy duch roz­ma­wiał ze mną, kazał mi to zro­bić. Wy­bie­głem z krypt, wró­ci­łem do domu, za­bra­łem nóż. Byłem gotów zabić to dziec­ko, Ther­ciu­sa, jego służ­kę, wszyst­kich, któ­rzy tam byli – dodał zde­ner­wo­wa­ny.

– A co z tą sta­rusz­ką? 

– Znik­nę­ła, prze­pa­dła, ni­g­dzie jej nie było, gdy wy­bie­ga­łem z mau­zo­leum. Nie mam po­ję­cia, co się z nią stało.

– Lubię cię, Rav. Na­praw­dę cię lubię, mimo żeś hiena cmen­tar­na, śmier­dzą­cy wy­rzu­tek i cza­sem zwy­kły cham. Nie­ste­ty w ob­li­czu ta­kich ze­znań, nie po­zo­sta­je mi nic in­ne­go, jak tylko się śmiać i po­słać na eg­ze­ku­cję. Gdyby cho­dzi­ło znów o gra­bież gro­bów, za­rzą­dził­bym dwa­dzie­ścia batów i pu­ścił cię wolno. Jed­nak tym razem po­su­ną­łeś się za da­le­ko. Próba za­bój­stwa dziec­ka naj­wyż­sze­go ka­pła­na, za to czeka cię szu­bie­ni­ca. Przy­kro mi, Rav.

– Nie, nie mo­żesz, mu­sisz mi uwie­rzyć! Bła­gam! To wszyst­ko praw­da! Wy­bra­no mnie! Chcia­łem nas ura­to­wać! Ten po­twór, który znisz­czył nasze wspa­nia­łe mia­sto, wróci! Wszy­scy zgi­nie­my! Nie ro­zu­miesz!?

– Mia­łeś ha­lu­cy­na­cje i tyle. Pew­nie za­tru­łeś się tru­pim jadem lub coś z tych rze­czy, nie wiem, nie znam się na tym. W każ­dym razie twoją hi­sto­rię uzna­ję za wiel­ce nie­praw­do­po­dob­ną.

– Je­steś moim je­dy­nym przy­ja­cie­lem. Obaj kiedyś byliśmy odtrąconymi wyrzutkami i mieszkaliśmy w brudnym rynsztoku. Znamy się jak łyse konie. Wiesz, że nie jestem mordercą i nie wymyśliłbym tego wszystkiego. Uwierz mi! Jeśli teraz po­ślesz mnie na śmierć, bę­dziesz tego ża­ło­wał!

– Dość tego! Za­brać go! Przy­go­to­wać sza­fot! – Brogg miał już dość niedorzecznego zachowania swojego druha. 

Dwój­ka nie­przy­jem­nych straż­ni­ków chwy­ci­ła ska­zań­ca i wy­pro­wa­dzi­ła siłą z po­ko­ju prze­słu­chań, po dro­dze dając do zro­zu­mie­nia cio­sa­mi pię­ści, iż ma prze­stać wrzesz­czeć.

 

Gdy kat pytał Ra­ve­liu­sa o ostat­nie słowo, nie­szczę­śnik wy­gło­sił prze­mo­wę do zgro­ma­dzo­nych na eg­ze­ku­cji miesz­kań­ców Nowej Vatry. Ze łzami w oczach pró­bo­wał prze­ko­nać wszyst­kich, że jego opo­wieść o spo­tka­niu ze Szkar­łat­nym Upio­rem jest praw­dą. Lu­dzie śmia­li się, za­czę­li ob­rzu­cać zło­dzie­ja gro­bów zgni­ły­mi wa­rzy­wa­mi oraz bło­tem i krzy­czeć: „Po­wie­sić go!”. Mi­nu­ty przed śmier­cią Ra­ve­liu­so­wi wy­da­wa­ło się, iż widzi ta­jem­ni­czą sta­rusz­kę prze­my­ka­ją­cą w tłumie ga­piów. Od­wró­cił się w lewo i wy­szep­tał: „Prze­pra­szam” nie wia­do­mo czy pro­sząc o wy­ba­cze­nie sto­ją­ce­go w tłu­mie ka­pła­na Ther­ciu­sa z małym Theo na rę­kach, czy też znaj­du­ją­ce się kilka mil dalej mau­zo­leum Szkar­łat­ne­go Upio­ra. Ska­za­niec za­mknął oczy i po po­cią­gnię­ciu przez kata dźwi­gni za­pad­ni był już dyn­da­ją­cym na szu­bie­ni­cy tru­pem. Brogg ob­ser­wo­wał całą eg­ze­ku­cję z okna po­bli­skiej straż­ni­cy. Było mu żal Ra­ve­liu­sa, szcze­rze go lubił. Na pewno do­pil­nu­je, by zo­stał god­nie po­cho­wa­ny.

 

W noc po stra­ce­niu przy­ja­cie­la, ka­pi­tan stra­ży znik­nął. Wsz­czę­to po­szu­ki­wa­nia, świad­ko­wie twier­dzi­li, iż kilka go­dzin przed znik­nię­ciem wi­dzie­li Brog­ga He­lve­za w to­wa­rzy­stwie dziw­nej, nie­zna­jo­mej, star­szej ko­bie­ty. Oboje kie­ro­wa­li się w stro­nę cmen­ta­rza. Po kilku dniach ka­pła­ni od­na­leź­li He­lve­za na naj­niż­szym po­zio­mie kró­lew­skich krypt. Leżał mar­twy przed sar­ko­fa­giem prze­klę­te­go wład­cy-he­re­ty­ka, jego twarz wy­krę­co­na była w pa­rok­sy­zmie wiel­kie­go prze­ra­że­nia. Ar­cy­ka­płan Ther­cius stwier­dził, że nie­szczę­śnik po pro­stu umarł ze stra­chu. W za­ci­śnię­tej pię­ści jego lewej dłoni zna­le­zio­no na­to­miast kart­kę z krót­ką no­tat­ką o tre­ści: „Rav miał rację”.

Koniec

Komentarze

Hej 

Nie czytałem Popiołów, ale opowiadanie ( prawie szort ;)) jako osobny tekst prezentuje się bardzo dobrze :). Przesłuchanie fajnie wprowadza w opowieść Raveliusa, sama historia z kobietą i upiorem klimatyczna, no i końcówka… może nie zaskakująca, ale dobrze pasująca do klimatu opowiadania :) 

 

Klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj.

I mnie spodobała się ta historia, choć odnoszę wrażenie pewnego niedosytu – jakby część wątków można było jeszcze rozwinąć. Drobiazgi językowe zatrzymały mnie kilkakrotnie, ale skupiłam się jedynie na fabule, ciekawa zakończenia opowieści. :)

Klikam, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bardziejaskrze Dziękuję za komentarz i klika!

Cieszę się, że tekst jako osobny twór się broni i że się podobało. Wychodzi na to, że nie dałem plamy i da się zrozumieć fabułę nawet bez czytania „Popiołów”. 

Pozdrawiam również!

bruce Dzięki bardzo za klika! Nie jest to ostatni tekst osadzony w tym świecie, więc może dlatego pewne wątki nie są za bardzo pogłębione :)

Super, że mimo to historia się spodobała. Również serdecznie pozdrawiam!

Wzajemnie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Spostrzegłem, iż straszne widziadło, które unosiło się przed moimi oczyma, nosi koronę na głowie, szaty ceremonialne i królewskie insygnia oraz symbole władzy.

insygnium

przedmiot symbolizujący władzę królewską lub kościelną → sjp

 

*Edytka: insygnia królewskie «korona, berło, jabłko i miecz» → pwn

 

Czerwony Bóg zniszczył moje miasto, doprowadził was – mój lud do podłego stanu i uczynił ze mnie pokutnika nawet po śmierci.

Wydaje mi się, że wtrącenie powinno zostać domknięte.

Pragnę waszej wolności, abyście uwolnili się spod jarzma tego okrutnika, byście kontynuowali moje dzieło, by człowiek sam sobie stał się bogiem.

Powtórzenie.

Skazaniec zamknął oczy i po pociągnięciu przez kata za dźwignię zapadni był już dyndającym na szubienicy, zimnym trupem.

Jeszcze ciepłym, bo dopiero go stracili. Ciało nie stygnie tak szybko.

 

Ciekawa to opowieść i utrzymana w klimacie poprzedniego tekstu, choć lekko gorsza w mojej opinii. Najmocniejszą częścią było spotkanie z upiorem i starszą kobietą, a ten motyw przyjaciela, który miał osądzić bohatera do mnie nie przemówił. Ogólnie, po pracy nad tekstem, wszystko się sklei i będzie tworzyło interesującą całość, ale ta część wymaga doszlifowania. Ciekawi mnie, co będzie dalej.

Powodzenia :D

M.G.Zanadra

Jeszcze ciepłym, bo dopiero go stracili. Ciało nie stygnie tak szybko.

Rzeczywiście, totalnie o tym nie pomyślałem.

 

Powtórzenia zlikwidowane

 

Miło mi bardzo, że opowieść zaciekawiła. Może być gorsza niż poprzednik, bo mniej tu opisów i takiego zadumanego klimatu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Następna część jest, póki co w fazie pomysłu. Po „Upiorze” chciałem zacząć coś innego, ale chyba skupię się na jego kontynuacji właśnie. 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz ;)

Teraz mam wyrzuty sumienia, bo może gorsza to zbyt mocne słowo, ale lekko słabsza w warstwie językowej, która w pierwszym tekście poza kilkoma elementami wydawała się bardziej dopieszczona, a fabularnie tylko ten fragment z przyjacielem mi zgrzytał. Oczywiście to moje subiektywne odczucia, nic więcej.

Tak to jest z kontynuacją opowieści w jednym uniwersum, że chciałoby się równego poziomu na początku i końcu. Sam się smagasz tym batogiem, ale z drugiej strony, skoro ten świat wciąga…s :D

Ciekawa historia. Faktycznie, człowiek zastanawia się, co będzie dalej. Zaciukają malucha czy wymrą? Oczywiście, że najfajniejsza byłaby jakaś trzecia droga, mniej spodziewana…

Kim jest nikomu nieznana staruszka? Dowiemy się w następnym odcinku? ;-)

Babska logika rządzi!

Dzień dybry,

 

Popioły przeczytane.

 

odparł mężczyzna nazywany Broggiem

A nie lepiej by było prościej: odparł Brogg?

 

 

– Pierwszy raz jestem przesłuchiwany przez kapitana straży miejskiej Nowej Vatry Brogga Helveza i po prostu nie wiem czego się spodziewać.

Heh ;p

Skojarzyło mi się z tymi przydługimi hiszpańskimi nazwiskami: Juan Alvaro Cerveza Queso Manana Cortez ;p

 

 

śmierdzącej mazi nazywanej przez nas – wyrzutków wodą

śmierdzącej mazi nazywanej przez nas – wyrzutków wodą

 

 

Jedynym, co prezentowało jakąś wartość, była jego szata i jeden jedyny, złoty ząb.

Brakujący przecinek.

 

 

– Mam wejść do monarszych krypt? Przecież to zakazane! Tylko kapłani mogą tam wchodzić – powiedziałem.

A rozkopywanie grobów nie jest też zakazane? ;p

 

 

Miałem wrażenie, że było to co najmniej kilka godzin, choć czas ten mógł zostać sztucznie wydłużony przez napięcie, jakie wtedy odczuwałem.

Fabuła odgrywa się w zamierzchłych czasach. Czy zatem bohater znałby słowo “sztucznie”?

 

 

Zabij go, a uratujesz ocalałych vatryjczyków.

Brakujący przecinek.

 

 

Jedynie wyrzutek może zatrzymać kręcące się tryby nieuchronnej zagłady.

A czemu akurat wyrzutek?

 

 

– A co z tą staruszką? – dopytał kapitan straży miejskiej.

– Zniknęła, przepadła, nigdzie jej nie było, gdy wybiegałem z mauzoleum. Nie mam pojęcia, co się z nią stało – odpowiedział przesłuchiwany.

– Lubię cię, Rav. Naprawdę cię lubię, mimo żeś hiena cmentarna, śmierdzący wyrzutek i czasem zwykły cham. Niestety w obliczu takich zeznań nie pozostaje mi nic innego jak tylko się śmiać i posłać na egzekucję. Gdyby chodziło znów o grabież grobów, zarządziłbym dwadzieścia batów i puścił cię wolno. Jednak tym razem posunąłeś się za daleko. Próba zabójstwa dziecka najwyższego kapłana, za to czeka cię szubienica. Przykro mi, Rav – powiedział Brogg.

– Nie, nie możesz, musisz mi uwierzyć! Błagam! To wszystko prawda! Wybrano mnie! Chciałem nas uratować! Ten potwór, który zniszczył nasze wspaniałe miasto, wróci! Wszyscy zginiemy! Nie rozumiesz!? – krzyczał Ravelius, płaszcząc się przed przyjacielem.

– Miałeś halucynacje i tyle. Pewnie zatrułeś się trupim jadem lub coś z tych rzeczy, nie wiem, nie znam się na tym. W każdym razie twoją historię uznaję za wielce nieprawdopodobną – upierał się przy swoim kapitan straży miejskiej. 

Czy didaskalia po każdej wypowiedzi są konieczne? Rozmówców jest tylko dwóch, przecież czytelnik się zorientuje, kto i co mówi.

 

 

Niestety w obliczu takich zeznań, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się śmiać i posłać na egzekucję.

Przecinki.

 

 

Minuty przed śmiercią Raveliusowi wydawało się, iż widzi tajemniczą staruszkę przemykającą się w tłumie gapiów.

A nie powinno być: przemykającą przez tłum?

 

 

Odwrócił się w lewo i wyszeptał:

A to jest takie istotne, że odwrócił się w lewo?

 

 

„Przepraszam”, nie wiadomo czy prosząc o wybaczenie, stojącego w tłumie kapłana Therciusa z małym Theo na rękach,

Zbędny przecinek.

 

 

Leżał martwy przed sarkofagiem przeklętego władcy–heretyka, jego twarz wykręcona była w paroksyzmie wielkiego przerażenia. Arcykapłan Thercius stwierdził, że nieszczęśnik po prostu umarł ze strachu. W zaciśniętej pięści jego lewej dłoni znaleziono natomiast kartkę z krótką notatką o treści: „Rav miał rację”.

Umarł z przerażenia i zdążył jeszcze przed śmiercią coś zapisać? Czy to ten duch wcisnął mu notatkę?

 

 

Ja również czekam na kolejną część! Jestem ciekawa, czy duch nadal będzie próbował za pomocą pośredników zabić syna króla. A może sam będzie chciał go zabić? ;p

 

Podoba mi się Twój styl pisania, zdania ładnie się splatają ze sobą, w mojej głowie brzmią one dobrze, a co za tym idzie – uspokaja mnie to. Chyba odwiedzę niedługo Twój profil i tam trochę poszperam :)

 

 

 

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Finklo

Bardzo mi miło, że zaciekawiłem. Następna część na pewno odpowie na większość pytań, choć stawiam, że nie na wszystkie ;)

Dziękuję za przeczytanie oraz klika!

 

HollyHell91

Z góry przepraszam za przecinkologię, ta niestety ciągle u mnie kuleje. Już poprawiłem wskazane babole.

Fabuła odgrywa się w zamierzchłych czasach. Czy zatem bohater znałby słowo “sztucznie”?

Tu przyznaję Ci rację. Nie byłem pewien co do tego, ale teraz widzę, że sztucznie tu nie pasuje. Już to wywaliłem.

Czy didaskalia po każdej wypowiedzi są konieczne? Rozmówców jest tylko dwóch, przecież czytelnik się zorientuje, kto i co mówi.

Tutaj sam się zastanawiam. Zawsze pisałem didaskalia, nawet jak rozmawiają dwie osoby. Może to mój pisarski defekt. Pomyślę nad tym. 

Umarł z przerażenia i zdążył jeszcze przed śmiercią coś zapisać? Czy to ten duch wcisnął mu notatkę?

Raczej zdążył to zapisać przed śmiercią ;) Mógł to nawet zapisać, gdy ruszył z tajemniczą staruszką do mauzoleum.

Bardzo dziękuję za tak pozytywne słowa! Kontynuacja na pewno będzie równie ciekawa. Pomysł już jest ;)

Z nie wszystkich moich tekstów jestem osobiście zadowolony, ale mimo to zachęcam do szperania i komentowania :)

Pozdrawiam!

 

Hej Storm!

 

Opowiadanie udane, przeczytałem z przyjemnością. Zerknąłem też na popioły, ale wydaje mi się, że gdybym tego nie zrobił, tekst nie straciłby za dużo.

Napięcie było przyjemnie poprowadzone – przez cała historię Raveliusa zastanawiałem się, jak daleko uda mu się zajść, zanim go złapią. Największą zaletą i wadą jednocześnie jest ciekawość co do ciągu dalszego. Zaletą – bo chciałbym przeczytać więcej, wadą – bo tego “więcej” jeszcze nie ma ;)

 

Kilka błędów i sugestii wyłapanych na bieżąco:

Jedynym, co prezentowało jakąś wartość, była jego szata i jeden jedyny, złoty ząb.

Mógłby się jeszcze wypowiedzieć ktoś mądrzejszy ode mnie, ale wydaje mi się, że przecinek przed “złoty” jest zbędny.

Jedynym, co prezentowało jakąś wartość, była jego szata i jeden jedyny, złoty ząb. Spakowałem zdobycze […]

Skoro tylko ząb prezentował wartość, prawdopodobnie zdobyczezdobycz.

Zaniepokojony konsekwencjami złamania zakazu wejścia do mauzoleum, udałem się wraz z dziwną starowiną do królewskich krypt.

Zdanie wygląda, jakby wejście do krypt wynikało z obawy przed konsekwencjami. Może coś w stylu “Udałem się do krypt, mimo niepokoju” wypadłoby lepiej?

– Miałeś halucynacje i tyle. Pewnie zatrułeś się trupim jadem lub coś z tych rzeczy, nie wiem, nie znam się na tym. W każdym razie twoją historię uznaję za wielce nieprawdopodobną – upierał się przy swoim kapitan straży miejskiej.

Chciałem się tu rozpisać, że z tekstu widać na pierwszy rzut oka, kto mówi, a do tego w dialogu są tylko dwie osoby, ale widzę, że HollyHell też już to zauważyła, więc dołączam się do jej sugestii :) W cytowanym fragmencie aż mi zazgrzytało, że autor wypisuje mi takie oczywiste rzeczy ;)

„Przepraszam” nie wiadomo czy prosząc o wybaczenie, stojącego w tłumie kapłana Therciusa z małym Theo na rękach, czy też znajdujące się kilka mil dalej mauzoleum Szkarłatnego Upiora.

Zbędny przecinek przed “stojącego”.

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Witaj ostam!

Miło mi, że się podobało i nawet bez znajomości Popiołów czytało się dobrze. Kontynuacja powoli się tworzy ;)

Didaskalia w końcowym dialogu wywalone. Skoro tak jak HollyHell zwróciłeś na to uwagę, postanowiłem się ich pozbyć. Wbrew to mojej tradycji pisania dialogów, ale mówiąc szczerze nie wygląda nawet źle :)

Innym błędom jeszcze się przyjrzę.

Pozdrawiam również!

Po bardzo krótkich i raczej opisowych Popiołach Vatry, w tym opowiadaniu coś się dzieje. Coś, co intryguje i zaciekawia. I choć bohaterem opowieści uczyniłeś hienę cmentarną i niedoszłego zabójcę synka kapłana, to musze wyznać, że z przykrością przyjęłam wyrok nakazujący go stracić.

Domyślam się, że wszystko, co w Szkarłatnym Upiorze pozostało tajemnicze, znajdzie wytłumaczenie w kolejnym opowiadaniu.

Stormie, mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki. :)

 

Dwóch, nie­zbyt przy­jem­nych straż­ni­ków o dość od­py­cha­ją­cych apa­ry­cjach… → Dwóch, nie­zbyt przy­jem­nych straż­ni­ków o dość od­py­cha­ją­cej apa­ry­cji

Aparycja nie ma liczby mnogiej.

 

gwał­tow­nie osa­dzi­li więź­nia na drew­nia­nym krze­śle. → …gwał­tow­nie posa­dzi­li więź­nia na drew­nia­nym krze­śle.

Sprawdź znaczenie słowa osadzić.

 

Nie rób głu­pich wy­mó­wek… → Wymówki można robić komuś. Wymawianie się od czegoś nie jest robieniem wymówek.

Proponuję: Nie wymawiaj się głupio

 

Nie mam po­ję­cia, ile czasu za­ję­ła mi po­dróż wil­got­ny­mi… → Czy Ra­ve­lius na pewno podróżował?

Proponuję: Nie mam po­ję­cia, jak długo trwała wędrówka wil­got­ny­mi

 

Spo­strze­głem, iż strasz­ne wi­dzia­dło, które uno­si­ło się przed moimi oczy­ma, nosi ko­ro­nę na gło­wie, szaty ce­re­mo­nial­ne i inne kró­lew­skie in­sy­gnia. → Czy istniała możliwość, aby nosił koronę w innym miejscu, nie na głowie? Ceremonialne szaty nie są królewskim insygnium. Prawie powtórzenie.

Proponuję: Spo­strze­głem, iż strasz­ne wi­dzia­dło, uno­szące się przed moimi oczy­ma, ubrane było w ceremonialne szaty, miało ko­ro­nę i pozostałe kró­lew­skie in­sy­gnia.

 

ode­zwa­ło się sły­sza­nym już prze­ze mnie pu­stym, ot­chłan­nym gło­sem: → Co to znaczy, że głos był otchłanny?

Proponuję: …ode­zwa­ło się sły­sza­nym już prze­ze mnie pu­stym, dobywającym się jakby z otchłani głosem:

 

a ura­tu­jesz oca­la­łych va­tryj­czy­ków. → …a ura­tu­jesz oca­la­łych Va­tryj­czy­ków.

 

Po tym, po­bie­głeś jak sza­le­niec do pa­ła­cu ka­pła­na… → Czy tu aby nie miało być: Potem po­bie­głeś jak sza­le­niec do pa­ła­cu ka­pła­na

 

i miesz­ka­li­śmy w brud­nym rynsz­to­ku. → Zbędne dookreślenie – czy bywają czyste rynsztoki?

 

Mi­nu­ty przed śmier­cią Ra­ve­liu­so­wi wy­da­wa­ło się, iż widzi ta­jem­ni­czą sta­rusz­kę prze­my­ka­ją­cą przez tłu­m ga­piów. → A może: Chwilę przed śmier­cią Ra­ve­liu­so­wi wy­da­wa­ło się, iż widzi ta­jem­ni­czą sta­rusz­kę prze­my­ka­ją­cą w tłumie ga­piów.

 

i po po­cią­gnię­ciu przez kata za dźwi­gnię za­pad­ni… → …i po po­cią­gnię­ciu przez kata dźwi­gni za­pad­ni

 

prze­klę­te­go wład­cy–he­re­ty­ka… → …prze­klę­te­go wład­cy-he­re­ty­ka

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

Bardzo mnie cieszy, że tekst zaintrygował i jest lepszy od Popiołów. Kolejne opowiadanie z tego uniwersum w przygotowaniu i odpowie na większość pytań.

Większość usterek poprawiona. Dzięki za przeczytanie :)

Bardzo proszę, Stormie. Dobrze wiedzieć, że pracujesz na dalszym ciągiem i że można spodziewać się wyjaśnień tego, co na razie pozostaje tajemnicze.  

A skoro poprawiłeś usterki, mogę udać się do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy Dziękuję bardzo za klika :)

Bardzo proszę, Stormie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny, mroczny tekst. Jak dla mnie wymagałby pogłębienia – zwłaszcza relacja między prokuratorem i obwiesiem.

 

Dwóch, nie­zbyt przy­jem­nych straż­ni­ków o dość od­py­cha­ją­cej apa­ry­cji pro­wa­dzi­ło Ra­ve­liu­sa do po­ko­ju prze­słu­chań. Gdy do­tar­li na miej­sce, gwał­tow­nie po­sa­dzi­li więź­nia na drew­nia­nym krze­śle.

 

Dla mnie nieprzyjemni i o dość odpychającej aparycji to masło maślane, na dodatek podzielone strażnikami.

Może lepiej brutalnie niż gwałtownie.

 

– To jak bę­dzie, Brogg? Masz za­miar mnie tor­tu­ro­wać, póki wszyst­kie­go nie po­wiem? Obej­dzie się! Opo­wiem ci wszyst­ko, ale je­stem prze­ko­na­ny, że mi nie uwie­rzysz – po­wie­dział Ra­ve­lius.

 

Ten Ravelius jest jak dla mnie zbędny, bo jest ich dwóch a ten drugi to Brogg.

 

To był pięk­ny, ni­czym nie­wy­róż­nia­ją­cy się dzień w życiu hieny cmen­tar­nej, za­miesz­ku­ją­cej rynsz­to­ki.

Nie sądzę żeby tak o sobie mówił. Znowu hiena w środku, zamiast na końcu.

 

Pla­no­wa­łem tam­te­go dnia po­grze­bać nieco w gro­bie sta­re­go Kli­ma­sa, chło­pi­nie ze­szło się nie­daw­no, więc grób był świe­ży.

 

Chłopinę dałabym do nowego zdania.

 

Nawet jeśli nic bym nie zna­lazł, mia­łem sporo czasu i swo­bo­dy dzia­ła­nia.

 

Tej swobody nie do końca rozumiem.

 

Coś było z nią nie tak. Nie była z ro­dzi­ny mły­na­rza, nie mo­dli­ła się, nie pa­trzy­ła nawet na na­gro­bek.

Może nie pochodziła z rodziny?

 

Krą­ży­ła je­dy­nie wokół niego, co chwi­lę przy­sta­jąc i jakby na­słu­chu­jąc.

Bez jakby, bo nie wiem jak można jakby nasłuchiwać.

 

Przy­glą­da­łem się jej dłuż­szą chwi­lę i stwier­dzi­łem, że pierw­szy raz wi­dzę ją na oczy. Na pewno nie po­cho­dzi­ła stąd, po­dróż­ną rów­nież nie była, ci w końcu prak­tycz­nie w ogóle nie od­wie­dza­ją Nowej Vatry i oko­lic.

 

Jak widział ja pierwszy raz na oczy, to raczej na pewno nie była stąd. A argumentem, że ktoś nie jest podróżną nie jest raczej brak podróżnych????

 

Stara nie­zna­jo­ma na cmen­ta­rzu w dzień na­bo­żeń­stwa, ro­bią­ca wła­ści­wie nie wia­do­mo co.

A co ma do tego nabożeństwo?

 

– Sam mi to po­wie­dział. Ra­ve­lius ci na imię, czyż nie? Zło­dziej gro­bów i wy­rzu­tek. O cie­bie cho­dzi. Idź tam i po­roz­ma­wiaj z nim – od­par­ła dziw­na sta­ro­wi­na, wska­zu­jąc laską kró­lew­skie mau­zo­leum.

 

Tu lepiej było umieścić te obelgi z początku. Poza tym nieustannie powtarzasz, że staruszka była dziwna.

 

Za jej radą po­sta­no­wi­łem, że tak zro­bię, wła­ści­wie sam nie wiem czemu.

Jakoś bym to przeredagowała . Może Sam nie wiem czemu postanowiłem posłuchać jej polecenia?

 

Za­nie­po­ko­jo­ny kon­se­kwen­cja­mi zła­ma­nia za­ka­zu wej­ścia do mau­zo­leum, uda­łem się wraz z dziw­ną sta­ro­wi­ną do kró­lew­skich krypt. Gdy do­tar­li­śmy na miej­sce, sta­rusz­ka ode­zwa­ła się:

 

Znowu dziwna staruszka!

 

Ty nic nie ro­zu­miesz, wi­dzia­łem go na wła­sne oczy, naj­praw­dziw­szy duch roz­ma­wiał ze mną, kazał mi to zro­bić.

 

Przed momentem było o niemowlaku i troszkę wydaje się, że to jego widział na własne oczy.

 

Wy­bie­głem z krypt, wró­ci­łem do domu, za­bra­łem nóż. Byłem gotów zabić to dziec­ko, Ther­ciu­sa, jego służ­kę, wszyst­kich, któ­rzy tam byli – dodał zde­ner­wo­wa­ny.

Po co on to powtarza skoro już powiedział to Brogg?

 

Próba za­bój­stwa dziec­ka naj­wyż­sze­go ka­pła­na, za to czeka cię szu­bie­ni­ca. Przy­kro mi, Rav.

Do przeredagowania, za próbę czeka cię.

 

– Je­steś moim je­dy­nym przy­ja­cie­lem. Obaj kie­dyś by­li­śmy od­trą­co­ny­mi wy­rzut­ka­mi i miesz­ka­li­śmy w brud­nym rynsz­to­ku. Znamy się jak łyse konie. Wiesz, że nie je­stem mor­der­cą i nie wy­my­ślił­bym tego wszyst­kie­go. Uwierz mi! Jeśli teraz po­ślesz mnie na śmierć, bę­dziesz tego ża­ło­wał!

Odkryłabym ich przyjaźń wcześniej, albo bardziej podkreśliła, że nie ma między nimi faktycznego dystansu.

 

Dwój­ka nie­przy­jem­nych straż­ni­ków chwy­ci­ła ska­zań­ca i wy­pro­wa­dzi­ła siłą z po­ko­ju prze­słu­chań, po dro­dze dając do zro­zu­mie­nia cio­sa­mi pię­ści, iż ma prze­stać wrzesz­czeć.

 Zabawne.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush

Dla mnie nieprzyjemni i o dość odpychającej aparycji to masło maślane, na dodatek podzielone strażnikami.

Nieprzyjemni mogli być z charakteru :)

Tej swobody nie do końca rozumiem.

Miał swobodę działania, bo nie musiał obawiać się, że ktoś go nakryje, gdyż większość ludzi była na nabożeństwie.

A co ma do tego nabożeństwo?

To, że jeśli staruszka pochodziłaby stąd, uczestniczyłaby w nabożeństwie wraz z innymi mieszkańcami, a nie odwiedzała cmentarz.

Dzięki za przeczytanie!

Jest fabuła, są dialogi i całość jest o wiele lepsza niż “Popioły Vatry”. Oczywiście jest to tylko krótka, składająca się ledwie z kilku scen historia, ale widać, że jest progres w porównaniu z poprzednim tekstem. Jest rozwinięcie świata, bohaterowie (choć ich motywacje poznajemy dość pobieżnie) i od razu czyta się to o wiele lepiej. Myślę, że świat może mieć potencjał, aczkolwiek jeszcze zbyt mało o nim wiem, żeby być zainteresowanym.

Piszesz coś jeszcze w tym uniwersum?

Dzięki, że wpadłeś belhaju! Cieszę się, że się podobało i że widać postępy. Kolejny tekst z tego uniwersum jest tutaj: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/30791 Wstawiam cały link, bo piszę z telefonu a do komputera chwilowo nie mam dostępu.

Cóż, nie wystarczy mieć rację, problem, jak innych do niej przekonać, a kogo warto zmusić.

Dokładnie, Koalo. Jednostka niestety nie jest w stanie przekonać większości. 

Dzięki za przeczytanie!

Arcykapłan Thercius stwierdził, że nieszczęśnik po prostu umarł ze strachu. W zaciśniętej pięści jego lewej dłoni znaleziono natomiast kartkę z krótką notatką o treści: „Rav miał rację”.

Skoro umarł ze strachu, kiedy zdążył napisać notatkę?

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za komentarz Anet!

Myślę, że mógł napisać notatkę jeszcze przed śmiercią, gdy schodził do krypty lub kiedy spotkał tajemniczą staruszkę :)

Nowa Fantastyka