- Opowiadanie: Gruszel - Nadzieja umiera przedostatnia, bo ostatni ma umrzeć Szymon

Nadzieja umiera przedostatnia, bo ostatni ma umrzeć Szymon

Porzućcie logikę ci, którzy to czytacie.

Serdecznie dziękuję Krokusowi za betę, niesamowity beciarz to jest. Serio, polecam.

A co do cytatu, to wzięłam ten Vesemira:

"Gdy cię mają wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą." Andrzej Sapkowski

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Nadzieja umiera przedostatnia, bo ostatni ma umrzeć Szymon

– Jakieś ostatnie życzenie? – Królewski wysłannik z trudem gramolił się na szubienicę. Stopnie skrzypiały, jakby błagały o litość.

– W zasadzie to tak – odparł Szymon mrużąc oczy. Po tygodniach spędzonych w lochach, słońce nieznośnie oślepiało. – Chciałbym wypić szklankę wody.

Wysłannik bez mrugnięcia okiem skinął na parobka.

– Się robi.

Tłum westchnął, rozczarowany. Ileż można czekać na egzekucję?

– Chwila! – Szymon podszedł najbliżej, jak pozwalała mu zarzucona na szyję pętla. – Nie chcę tych szczochów ze studni. To moja ostatnia szklanka wody. Musi być specjalna.

Wysłannik westchnął razem z tłumem, ale gestem zatrzymał parobka.

– Mów.

– Chcę wody ze szczytu góry Ista, zmieszanej z korą drzewa bobrowca, niesionej w dłoniach mnicha Terefasu minimum trzeciego stopnia. Ach, i żeby za zimna nie była, przeziębię gardło.

– I tak ci długo nie posłuży – mruknął kat.

Tłum zafalował gniewnie. Po mszy mieli jeszcze palić heretyków na drugim końcu grodu, nie zdążą wszystkiego obejrzeć! Sprzedawca zgniłych pomidorów wpadł w panikę.

– Waszmość raczy wybaczyć – żachnął się wysłannik.

– Nie raczy. Czytałem od deski do deski ten wasz kodeks, jest tam napisane, że mogę życzyć sobie wszystkiego, co istnieje i jest możliwe do zdobycia. Wszy-stkie-go – wycedził.

– No żeż kurwa, co za cwaniak! – Kat ściągnął kaptur i rzucił nim o deski szafotu.

– Wyprawa zajmie lata… – Wysłannik wciąż walczył.

Szymon uśmiechnął się najszerzej jak potrafił.

 

*

 

Tłum rozszedł się szybko, na placu został tylko Szymon, Kat i kulawy gołąb, niezbyt zainteresowany szafotem. Sprawniejsze ptaki odleciały w stronę stosów. Choć wolały średnio wysmażone steki, na spaleniznę nie zamierzały narzekać. Po drodze mogły zahaczyć o mszę na świeżym powietrzu, nasrać kapłanowi na głowę. Zawsze to jakaś rozrywka.

Słońce niemal zatoczyło krąg.

– Skoro tu tak stoimy… – zaczął Szymon.

– Nie – przerwał mu kat. – Nie ma najmniejszych szans! Dzisiaj wieczorem byłem umówiony u golibrody, a jeszcze potem z pewną damą!

Skazaniec obrzucił go spojrzeniem. Łysy łeb i jakieś siedemdziesiąt lat na karku zdawały się przeczyć słowom kata.

– Co to za dama?

– Żadna. – Starzec spuścił wzrok.

– No dalej, nie wstydź się!

– Taka… – Kat zaczął się czerwienić. – Taka jedna. Wiesz, to jeszcze nie ten etap, żebym wiedział, jak wygląda.

– Rrr…

– Przestań! – Kat machnął ręką, ale odstąpił od dźwigni.

Gołąb odleciał, spłoszony rozmową.

– Mam nadzieję, że będzie mieć wszystkie zęby – mruknął w końcu starzec. Jego czerep lśnił na czerwono w zachodzącym słońcu. Wiatr, poza wieczornym chłodem, niósł miły zapach palonych ciał, aż chciało się skandować w rozwścieczonym tłumie. Stłumione okrzyki przywoływały wspomnienia. Po drugiej stronie grodu musiało się dziać.

– Nie przejmuj się. Brak zębów też ma swoje zalety. Nie możesz przygryźć języka. Nie bolą. No i nie będziecie się stukać zębami podczas całowania.

Kat posłał mu ciepłe spojrzenie.

– Dzięki. To bardzo miłe.

Zamilkli obaj, wsłuchując się w wieczorne jęki konających. Ręka staruszka świerzbiła, by uruchomić zapadnię, ale prawo to prawo.

 

*

 

Mijały lata, miesiące, dni a nawet minuty, ale posłaniec się nie zjawiał. Nie zjawiał się też zbawiciel Szymona, z mordem w oczach i pianą w pysku ratując skazańca przed śmiercią. Tak właściwie, zjawiał się tylko żebrak, ale i on coraz rzadziej. Plac z szubienicą zajmował mniej ludną część grodu, a z upływem czasu jego popularność tylko malała.

– Wiesz – powiedział w końcu kat. – Mnie to się wydaje, że niepotrzebnie sobie tego życzyłeś. Bo i po co ci to? Postoimy sobie tu, a ja i tak cię powieszę.

– Nie byłbym tego taki pewien. – Szymon uśmiechnął się. Zawsze się uśmiechał, czy to latem, gdy słońce przygrzewało, czy to zimą, gdy stali przykryci śniegiem jak posągi i tak jak one nieruchomi. Ludzie przewijali się przez plac, ale ta dwójka nieustannie czuwała na swoich miejscach; skazaniec, ze związanymi rękoma i pętlą na szyi oraz kat, lekko przygarbiony, ale wciąż pełen sił.

– Myślisz, że ktoś cię uratuje?

Szymon mrugnął pewnie i stopą nacisnął na deskę szafotu. Zawsze tak robił, prawie nie przestawał.

– Ile to już lat? – spytał Starzec. – Boję się, że nawet jeśli moja… ymm… wybranka kiedyś miała zęby, to teraz może już ich nie mieć.

– Och, przestań – odpowiedział skazaniec. – Za bardzo przejmujesz się szczegółami. Tu nie chodzi o zęby, ani o włosy, ani nawet o cycki czy dupę. Spójrz do wnętrza.

– Jak tatko jeszcze żył, mówił, że wnętrze wypełnione jest gównem.

– Czasami zdajesz się całkiem inteligentny, a czasami…

Szymon przerwał, bo coś przykuło jego uwagę.

Odległy krzyk, a potem delikatny blask pochodni. Krzyk przerodził się w gwar, gwar w harmider, a ten wreszcie w prawdziwą kakofonię. Wyło wszystko; ludzie, zwierzęta, rogi alarmowe, coś dziwnego ukrytego w ściekach i coś jeszcze dziwniejszego, na dachu domu.

A potem uliczkę naprzeciw placu zalał wściekły motłoch.

– To po mnie! – krzyknął Szymon. – Ha! Widzisz? Zrobili dla mnie rewolucję!

Starzec nerwowo złapał dźwignię, ale nie pociągnął – prawo to prawo.

– Mówiłem? Szajka nie da mi umrzeć!

– Tylko co im zabrało tak długo? – Kat musiał mówić coraz głośniej, by przekrzyczeć chaos.

– A widzisz co tu się dzieje? Tu trzeba tęgiej organizacji! Hej! Druhowie!

Tłum rozlał się po placu, jeden z chłopów wskoczył na szafot. Szymon nie potrafił opanować uśmiechu, szerszego niż zwykle.

– Dziękuję ci, dobry człowieku!

– Jesteś Spiżowy Maciek?

– Nie, jestem Szy…

– A, to się chędoż – przerwał mu mężczyzna i zeskoczył z podestu. – Ej chłopy! – krzyknął do tłumu. – To nie Maciek! Idziemy dalej!

Na ustach Szymona po raz pierwszy nie gościł uśmiech.

– Hej! – Szymon wciąż się nie poddawał. – Co wam szkodzi?! No dalej! Odetnijcie linę, co to za rewolucja?

Głos zniknął jednak w tumulcie. Szymon wyrwał się do przodu, ale lina na szyi przytrzymała go w miejscu.

 Kat poklepał skazańca po plecach, jednak zamiast otuchy, gest przyniósł więcej cierpienia.

 

*

 

Mijały dziesięciolecia, lata, miesiące a nawet dni, ale posłaniec się nie zjawiał.

– Za co tak właściwie chcą cię powiesić?

Śnieg rozpadał się na dobre. Plac od wielu lat świecił pustkami, dekadę temu miasto zyskało nowe mury, które nie obejmowały szafotu. Drewniana platforma stała więc teraz pośrodku zrujnowanych budynków nawiedzanych przez wilki i duchy. Głównie wilków.

– Tak właściwie, to prawie za wszystko. Zamach stanu, kradzież, krzywoprzysięstwo, prostoprzysięstwo, oszczerstwa, kłamanie, mówienie prawdy, zabójstwo, samobójstwo, no… takie tam, wiesz jak to jest.

– Sporo tego.

Szymon znów się uśmiechnął, swoim zwyczajem lekko naciskając deskę szafotu.

– Nie jestem byle kim.

Kat pokiwał w zadumie głową.

– Myślisz, że jeszcze po ciebie przyjdą?

– Noo… może ich wnuki? Trochę już minęło.

– Ano.

– Albo jakiś łut szczęścia. No wiesz, coś jakby…

– Trzęsienie ziemi?

Szymon spojrzał badawczo na kata.

– No, na przykład. Skąd ci to przyszło do głowy?

Mężczyzna nie musiał odpowiadać. Ziemia drżała już tak mocno, że nawet Szymon nie mógł tego przeoczyć.

Stary szafot zaczął się niebezpiecznie chwiać, deski piszczały z wysiłkiem, zardzewiałe gwoździe groziły złamaniem. Od strony murów doleciał krzyk, potem huk walącego się budynku.

Szymon uśmiechnął się triumfalnie. Zbutwiałe drewno raz-dwa się złamie, a wtedy skazaniec będzie wolny. Jest taki przesąd, jeśli lina urwie się pod więźniem, drugi raz się go nie wiesza.

Kawałek muru z chrzęstem spadł na chatę praczki, kobieta nie zdołała uciec. Daleko na północ z bramy na gościniec wysypywały się setki mieszkańców, miasto płonęło.

Szafot zajęczał przeciągle, wychylał się to na lewo, to na prawo. Szymon niemal kołysał się na linie jak na huśtawce, po czym wszystko ucichło. Deski wytrzymały, napięta lina ani myślała się zrywać.

Oczy Szymona lekko się zaszkliły, ale skazaniec zaraz pociągnął nosem.

– Było blisko. – Kat wstał z klęczek. – Żyjesz? Och, to dobrze, ale by było, gdybyś nie wypił tej wody, prawda?

Więzień dzielnie skinął głową, lekko pociągając nosem.

– Kurde, musi cię nieźle suszyć, ale nie martw się, posłaniec pewnie niedługo wróci.

 

*

 

Mijały wieki, dekady, lata a nawet miesiące, ale posłaniec się nie zjawiał.

Kat okrutnie się mylił. Wysłany chłopak nie wrócił ani niedługo, ani za chwilę, ani też szybko. Świat się zmieniał, szafot pozostawał taki sam. Miasto owionęły dymy setek kominów, rozbrzmiało pracą pierwszych parowych silników, krzykiem sprzedawców gazet czy pucybutów.

O dwóch samotnych postaciach prawie już zapomniano, od czasu do czasu tylko mówiono o nich po karczmach jak o ciekawostce, czasem przyjezdny podchodził, by pooglądać osobliwą parę, stojącą na podeście od zawsze.

– A tak właściwie – odezwał się kat, tak samo łysy jak setki lat temu, tak samo zgarbiony. – To czemu to wszystko zrobiłeś? No wiesz, te przestępstwa.

– Mam charakter buntownika – odparł nie bez dumy Szymon. – Ja tak po prostu muszę.

– Że jak?

– Noo… że prawu pluć w twarz i wycierać sobie nim gębę.

– Takim oplutym?

– Ach… – Szymon machnąłby ręką, gdyby mógł. – Nie rozumiesz. To taka, no, wewnętrzna potrzeba. Że musisz, i już!

– Och! Jak u mnie z babą!

– Co? Nie! Z żadną babą! Albo w sumie… no dobra, jak z babą.

 Zamilkli na chwilę, wpatrzeni w chmurę dymu wydostającą się z komina.

– Ale nie spotkam już wybranki. Muszę tu stać, z tobą.

Szymon udawał, że nie dostrzega spojrzenia starca. Wbił wzrok w kopcący komin jakby widział go po raz pierwszy.

– Przepraszam – wydukał w końcu. – Ale to nie tak, że chciałem tu być, jakbym mógł to już dawno bym sobie poszedł.

– A wody byś się nie napił?

Szymon spojrzał katowi prosto w twarz.

– Nie napił. Napiłbym się piwa, albo zimnej wódki. W doborowym towarzystwie. Jakbym tylko mógł, otworzyłbym nawet karczmę i was zaprosił. To znaczy ciebie i twoją lubą.

– Jesteś miłym człowiekiem. – Kat spojrzał na dźwignię zapadni, potem na leżący topór i linę skazańca. Jakby tylko raz machnąć, ot, i po kłopocie. W jedną, albo drugą stronę, powiesić Szymona, albo uwolnić. Ruszyć przed siebie, poznać ten nowy świat, może zmienić zawód.

Pokręcił głową i stanął na wydeptanym miejscu. Prawo jest prawo i trzeba się go trzymać. Szymon jak zwykle lekko naciskał deskę szafotu, mocno już poluzowaną.

Tory obok szafotu zadrżały, w oddali zagwizdał pociąg. Kat i Szymon mimo huku uwielbiali oglądać potężną maszynę. Biegłość ludzi w budowaniu pozornie potrzebnych rzeczy nie przestawała ich zadziwiać.

Zza zakrętu wytoczył się stalowy gigant, para buchała jak ze smoczych nozdrzy. Koła obracały się z zabójczą prędkością, kiedy trafiły na kamień, pechowo zalegający na torach. Traf chciał, że kamień był idealnego kształtu, by podbić lokomotywę. Ta podskoczyła, w szybie mignęła przerażona twarz maszynisty i pociąg śmignął po ziemi, prosto w stronę szafotu.

– Ha! – Szymon krzyknął triumfalnie, gdy tony stali, żłobiąc ziemię sunęły w ich stronę. – Zniszczy stryczek! Zniszczy!

Skazaniec wybuchnął śmiechem, kat stał w miejscu, choć nogi mu drżały, a buchająca parą maszyna coraz bardziej zbliżała się do podestu.

Już miała dotknąć drewna, zmiażdżyć je i uratować nieszczęśnika, gdy wytraciła prędkość i zatrzymała się o włos od podpierającej belki.

Wszystko stanęło, tylko lokomotywa buchała parą jak wściekły byk niemogący dźgnąć torreadora w dupę.

Szymon po raz pierwszy zaczął płakać.

 

*

 

 Mijały milenia, wieki, dekady a nawet lata i posłaniec w końcu się zjawił. Nie był to dokładnie ten posłaniec, ale jakieś podobieństwo zostało. Konkretnie nos w kształcie kartofla.

 Młodzieniec minął kolorowe tłumy z aparatami 3D, neonowymi kurtkami i fryzurami pstrokatymi jak pawie pióra, przeskoczył barierkę na punkcie widokowym i ruszył w stronę głównej atrakcji Parku Wisielca. W ręku trzymał…

 – No bez jaj! – krzyknął Szymon. – To niemożliwe! Ile lat minęło, ile rzeczy się działo po drodze, to jest po prostu niemożliwe.

 – Pańska woda – odparł chłopaczek, tak jak go uczono. Rodzina od pokoleń przekazywała wiedzę o dawnej mowie, gdy nie znano jeszcze teorii kwantowych ani kodu binarnego. – Pozwólcie, że się przedstawię, jestem XUM-12, sto trzydziesty trzeci wnuk Jakuba Mendy, parobka na dworze królewskim. Nie było łatwo zdobyć tę wodę, mnisi Terefasu wyginęli w tysiąc trzysta piątym. Szczęściem, udało nam się odtworzyć jednego z DNA znalezionego w ruinach świątyni i wychować według tradycji, a potem awansować na trzeci stopień. Pechowo, złamał kark schodząc z góry, ale korę zdołał przynieść.

 Szymon chciał upaść, ale sznur trzymał go w miejscu.

 – Panie Szymonie – kontynuował chłopak. – Proszę pić.

 Skazańca po raz pierwszy od setek lat uwierała lina, choć zdawać by się mogło, że wrosła w ciało już na dobre.

– Dobra, ale daj mi chwilę – powiedział, ledwie panując nad głosem. – Kacie… tyle lat razem, a ja nawet nie wiem jak masz na imię. – Warga drżała Szymonowi jak zawsze, gdy się wzruszał. – Powinienem był spytać, ba, powinienem był częściej cieszyć się twoim towarzystwem, bo teraz, na końcu drogi, rozumiem, że mym szczęściem nie były te dodatkowe lata życia, a przyjaźń z tobą. I żałuję szczerze, musisz uwierzyć, że nie rozmawialiśmy więcej, że nie dowiedziałem się o tobie tyle, ile chciałbym wiedzieć, że… nie mówiłem ci wszystkiego.

Obiecał sobie, że gdy ten dzień nastąpi da radę, nie będzie beczał, po prostu odejdzie z honorem i da rozpocząć staruszkowi nowe życie, bez niego.

– Ja też nie byłem z tobą szczery. – Kat ukradkiem wytarł oczy. – Ale nie krępuj się, ty pierwszy.

Szymon, mimo usilnych starań by tego nie robić, pociągnął nosem. A może, tylko może, ale jeśli kat nie da mu umrzeć? Jeśli… on też go lubi?

Pokręcił głową. Najpierw szczerość.

– Skazano mnie za coś innego – wypalił. Błahego. Ja… ja byłem kucharzem jego królewskiej mości. Pewnego dnia wezwał mnie do siebie, krzycząc: Kowalski! Normalnie cieszyłbym się, gdyby ktoś taki zapamiętał jak się nazywam, ale… stara tradycja, po nazwisku to po pysku.

Katowi szczęka opadła.

– I ty tak… króla?

– Aż wszy ze łba wyleciały. Ale to nie wszystko.

– Dobra, czekaj, teraz ja.

– To ważne – upierał się Szymon.

– Na trzy cztery?

Skazaniec kiwnął głową. Nie obchodziło go, że tłumy turystów wyciągają w ich stronę pudełka ze szkiełkiem, że łapią ten moment, tłumaczą ich słowa na swój język. Zebrał się w sobie i wypalił:

– Ja byłem tą kobietą.

– Nie było żadnej kobiety – powiedział w tym samym czasie starzec.

– Co?

– Co?

– To z kim ja się umówiłem?

– Czemu ty się w ogóle z kimkolwiek umawiałeś?!

– Ch-chciałem, żeby kat nie miał czasu na egzekucję, może rozpatrzyliby ponownie moją sprawę… i… przebrałem się za babę.

Tłum ryknął śmiechem.

– Chłop przebrany za babę! – Kat złapał się za brzuch. – Ha! Tego jeszcze nie było! Szczyt komedii!

– Ale umówiłem się z tobą! Znaczy z katem. Co tak patrzysz? – Szymon nacisnął poluzowaną deskę szafotu. – Było dwóch? Cholera, nie mów, że było dwóch.

– Było.

– No żeż, jaki pech! Ciekawe, czy biedaczek wciąż tam czeka.

– Nie czeka – przerwał posłaniec. – Jestem też jego potomkiem. Zawiedziony odrzuceniem, chciał rzucić się z klifu, ale w pobliżu nie było żadnego, więc wyszedł za siostrę mojego przodka, ówczesnego posłańca.

– Och… – mruknął Szymon. – A miał chociaż szczęśliwe życie?

– Nie. Małżonka ponoć była starą prukwą. Powiesił się.

– O ironio…

Cała trójka zamilkła. Reflektory w parku zaświeciły na nich, resztę otoczenia pogrążając w cieniu.

– No, to by było chyba na tyle. – Kat podszedł do dźwigni, choć nogi ledwie chciały go słuchać. Spojrzał przelotnie w oczy Szymona, ale zaraz spuścił wzrok. Przygryzł policzek, by powstrzymać łzy. Da radę to zrobić?

– Proszę pić. – Posłaniec ruszył po schodkach w stronę Szymona. Woda w szklance chlupała. – Na zdrowie. Znaczy… przepraszam, nie pomyślałem.

Posłaniec spuścił wzrok i to był błąd. W momencie, w którym stanął na podeście, Szymon nacisnął deskę. Ta wystrzeliła, zwalając młodzieńca z nóg. Runął na twarz, woda w szklance podskoczyła i rozlała się na deski.

Zapadła zupełna cisza, którą przerwał gromki śmiech skazańca.

– To ja… – posłaniec podniósł się na rękach. – To ja pójdę po następną…

Koniec

Komentarze

Pierwszy!

 

Cześć, Gruszel!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Na pewno jest to tekst napisany na wielkim luzie, ma fajne dialogi, absurdalną otoczkę, która jest w pełni uzasadniona i "się klei". Jest prześmiewczo, ale hmm… logicznie XD

Konkursowo trudno mi oceniać, bo nie znam się na tych strukturach, ale to już będzie się Tarnina zastanawiać. No i Zan. A, i CM!

Ale ogólnie to bardzo fajne, czysto rozrywkowe opko!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bardzo podobał mi się spryt Szymona i Twój, bo zacnie wykorzystałaś hasło. Wiem, bo mam to samo w opowiadaniu;) Natomiast nieco mnie rozczarował brak refleksu, przecież mógł zostać Maćkiem. A tak, to meteor walnie, zanim się doczeka dolewki;)

Lożanka bezprenumeratowa

smiley

Porzućcie logikę ci, którzy to czytacie.

Porzuciłem. Crème de la crème po prostu…

dum spiro spero

Hej Krokusie!

Na pewno jest to tekst napisany na wielkim luzie, ma fajne dialogi, absurdalną otoczkę, która jest w pełni uzasadniona i "się klei". Jest prześmiewczo, ale hmm… logicznie XD

Fajen, dziekuwa!

Konkursowo trudno mi oceniać, bo nie znam się na tych strukturach, ale to już będzie się Tarnina zastanawiać. No i Zan. A, i CM!

Ja też nie wiem, na ile wpisuję się w konkurs, ale to już praca dla jury ;P

Fajnie, że się podobało ;)

Dzięki za betę i komentarz!

 

Hej Ambush!

Wiem, bo mam to samo w opowiadaniu;)

Genialne umysły myślą podobnie? ;P

Natomiast nieco mnie rozczarował brak refleksu, przecież mógł zostać Maćkiem.

Niestety, wzięto Szymona z zaskoczenia ;P

 

Dzięki za komentarz, cieszę się, że się podobało!

 

Hej Fascynatorze!

Porzuciłem. Crème de la crème po prostu…

Hmm… nie jestem pewna opinii, jeśli tekst nie podszedł, to przepraszam, nie miałam na myśli nic złego pisząc go.

Dzięki za komentarz.

Cześć, Gruszel, fajnie się czytało. Całkiem przyjemne opowiadanie. Tylko coś mi tu nie pasuje. Rozumiem, że skazaniec jakoś przeżył przez te wszystkie milenia, wieki, lata i to by było ok, w końcu to fantastyka, ale w takim razie nie rozumiem, dlaczego posłaniec też nie przeżył tak długo, tylko przekazywał zadanie potomkom. Nie gra mi to. Czy można się tu doszukiwać czegoś poza czystą rozrywką? Hmm… Możliwe, że chciałaś pokazać upływ czasu i zmiany, jakie zachodziły na świecie: pociąg, potem aparaty itd. Technicznie jest dobrze, umiejętnie poprowadziłaś dialogi. No, miłe opowiadanie. Pozdrawiam

Hej Saro!

Rozumiem, że skazaniec jakoś przeżył przez te wszystkie milenia, wieki, lata i to by było ok, w końcu to fantastyka, ale w takim razie nie rozumiem, dlaczego posłaniec też nie przeżył tak długo, tylko przekazywał zadanie potomkom.

Czas nie płynął na szubienicy, bo nie mogliby wtedy wykonać egzekucji ;) Toż to zupełnie oczywiste xD A tak naprawdę, to chciałam napisać coś absurdalnego, tu wiele rzeczy nie ma sensu.

Technicznie jest dobrze, umiejętnie poprowadziłaś dialogi. No, miłe opowiadanie.

Woho! Dziekuwa!

 

Dzięki za komentarz!

 

Aaaa, dobra, już czaję. XD Jutro zrobię polecajkę w wątku bibliotecznym, bo na telefonie mi coś nie wychodzi. XD

Jasne, bez pośpiechu, dziekuwa jeszcze raz ;P

smiley

nie jestem pewna opinii, jeśli tekst nie podszedł,

Heh… Czasami język mi się plącze cokolwiek. Powiem prościej – normalnie excellent…

Jak nie przepadam za fantasy – tak uwielbiam absurdalne klimaty. Dwa razy czytałem

aby nasycić jaźń…

dum spiro spero

Smutne bardzo to opowiadanie. Żal mi się zrobiło Szymona i Kata, tak długo czekali. Mijały milenia, wieki, dekady a nawet lata i tak stali i nawet za dużo się o sobie się nie dowiedzieli, tylko na koniec… Ale woda się rozlała, więc co ma wisieć, nie utonie. Czekam na next!

Przeczytałem z zaciekawieniem. Głównie dlatego, że mnie przyciągnął tytuł (bo w opowiadaniu na konkurs, które bezskutecznie próbuję skrócić, też jest mowa o nadziei, a nawet explicite pada, że nadzieja umiera ostatnia, więc chciałem podejrzeć konkurencję, czy aby podobieństwa nie będą za duże, ale na szczęście – poza wzmiankowanym – podobieństw nie ma praktycznie wcale)

 

Opowiadanie uśmiechnęło, a jednocześnie dało nieco do myślenia, czy też może raczej – przypomniało – że każdy z nas jest takim wisielcem. I katem jednocześnie. Być może czyjś świat niszczę li tylko swoją obecnością.

 

– To ja pójdę po następną…

entropia nigdy nie maleje

Witaj.

Doskonały tekst, idealny na konkurs, z mnóstwem żartobliwych wątków oraz stwierdzeń, rewelacyjne dopasowany do wybranego motta. Oskarżenia wobec Szymona – cudowne – mało kto nie dopuścił się któregoś z tych „przestępstw”. :)) Genialny pomysł, brawa! :)

 

Z technicznych – sugestie i wątpliwości:

Zamilkli oboje, … – oboje tylko przy kobiecie i mężczyźnie

Starszek nerwowo złapał dźwignię szafotu, ale nie pociągnął – prawo to prawo. – czy tu miało być „staruszek”?

Drewniana platforma stała więc teraz pośrodku zrujnowanych budynków nawiedzanych przez wilki i duchy. Głównie wilków. – czemu tu jest „wilków”?

Kat, wstał z klęczek. – chyba zbędny przdcinek

O dwóch samotnych postaciach prawie już zapomniano, od czasu do czasu tylko mówiono o nich po karczmach jako ciekawostkę, … – mocno zgrzyta tu styl

Koła obracały się z zabójcza prędkością, kiedy trafiły na kamień, pechowo zalegający na torach. – literówka

Wszystko stanęło, tylko lokomotywa buchała parą jak wściekły byk nie mogący (razem?) dźgnąć torreadora w dupę.

Kacie… tyle lat razem, a ja nawet nie wiem (przecinek?) jak masz na imię.

Szymon nacisnął poluzowaną desk szafotu. – literówka

 

Pozdrawiam, klik. :)

Pecunia non olet

Kupiłaś mnie już samym tytułem :) A i reszta tekstu okazała się nie gorsza. Idealna jak dla mnie doza absurdu i humoru, uśmiechnęło mnie kilkakrotnie.

Kliknęłabym do biblioteki, ale widzę, że już nie trzeba :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć!

No to teraz mogę już swobodnie czytać, co tam u konkurencji ;) Bardzo lekkie opowiadanko, rzeczywiście trzeba tu porzucić logikę, ale tak to jest w absurdzie. Teksty z wodą najlepsze ;) Zakończenie dobre, można drugą część pisać :D

Pozdrawiam!

Hej 

Super opowiadanie zabawne i lekkie choć nie banalne :) Uśmiechałem się w trakcie lektury więc uważam, że tekst spełnił swoją rolę. Chyba najbardziej rozśmieszył mnie ten fragment :

 

“Pozwólcie, że się przedstawię, jestem XUM-12, sto trzydziesty trzeci wnuk Jakuba Mendy, parobka na dworze królewskim. Nie było łatwo zdobyć tę wodę, mnisi Terefasu wyginęli w tysiąc trzysta piątym. Szczęściem, udało nam się odtworzyć jednego z DNA znalezionego w ruinach świątyni i wychować według tradycji, a potem awansować na trzeci stopień. Pechowo, złamał kark schodząc z góry, ale korę zdołał przynieść.”

 

No i ja osobiście kibicowałem katu. Bo w końcu cierpiał przez Szymona :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Siema, Gruszel :) Pozwól, że najpierw ponarzekam, a potem się zobaczy ;)

 

– Chcę wody ze szczytu góry Ista, nieco zmieszanej z korą drzewa bobrowca, niesionej w dłoniach mnicha Terefasu minimum trzeciego stopnia. Ach, i żeby za zimna nie była, przeziębię gardło.

Nieco zmieszana, to możesz być Ty, grl, woda niech będzie zmieszana po prostu :)

 

Szymon uśmiechnął się spode łba.

Zerknąć spode łba można, ale czy uśmiechnąć, to ja już nie jestem pewien. Nigdy nie słyszałem tak sformułowanego zdania.

 

Zamilkli oboje, wsłuchując się w wieczorne jęki konających. Ręka staruszka świerzbiła, by pociągnąć za dźwignię, ale prawo to prawo.

Obaj, bo to dwójka mężczyzn.

 

Starszek nerwowo złapał dźwignię szafotu, ale nie pociągnął – prawo to prawo.

Literówka, no i nie jestem pewien czy szafot ma dźwignię. Chodzi Ci pewnie o dźwignię zwalniającą zapadnię wbudowaną w szafot.

 

– A, to się chędoż – przerwał mu mężczyzna i zeskoczyłpodestu. – Ej chłopy! – krzyknął do tłumu. – To nie Maciek! Idziemy dalej!

Literówka.

 

Śnieg rozpadał się na dobre. Plac od wielu lat świecił pustkami, dekadę temu miasto zbudowało nowe mury, które nie obejmowały szafotu.

Miasto nie zbudowało, bo miasto nie może budować. Zamień na “zyskało” i po kłopocie.

 

Kawałek muru z chrzęstem spadł na chatę praczki, kobieta nie zdołała uciec.

Nie jestem przekonany do tego chrzęstu, który zdaje się być niewłaciwym dźwiękiem dla walącego się muru.

 

O dwóch samotnych postaciach prawie już zapomniano, od czasu do czasu tylko mówiono o nich po karczmach jako ciekawostkę

Nie podoba mi się to pogrubione. mówiono o nich jak o ciekawostce?

 

Jakbym tylko mógł, założyłbym nawet karczmę i was zaprosił. To znaczy ciebie i twoją lubą.

Otworzyłbym.

 

Biegłość ludzi w budowaniu pozornie potrzebnych rzeczy nie przestawała ich zadziwiać.

Dlaczego “pozornie”?

 

Traf chciał, że kamień był idealnego kształtu, by zadziałać jak rampa i podbić lokomotywę.

Po co Ci to? Brzmi dziwnie, a bez tego i tak wiadomo o co chodzi.

 

– Ale umówiłem się z tobą! Znaczy z katem. Co tak patrzysz? – Szymon nacisnął poluzowaną desk szafotu. – Było dwóch? Cholera, nie mów, że było dwóch.

Literówka.

 

Opowiadanie zabawne, ale nie śmieszne. Postać Szymona wyjątkowo irytująca, ale może to przez to, że Szymony tak mają (tak, mój starszy syn ma na imię Szymon), z kolei kata staruszka bardzo mi było szkoda. Oczywiście absurd, w dodatku otagowany odpowiednią frazą, skutecznie wybija wszelkie argumenty, które mogłyby być przyczynkiem dla czepialstwa większego, niż to, które masz powyżej, jednak nawet absurd trzeba napisać z głową – nawet ściętą – i to jest właśnie taki tekst. Wyszłaś od cytatu, przedstawiłaś w zasadzie prostą historię, którą można by było skondensować co najmniej do połowy objętości, ale wówczas z braku miejsca ucierpiałby na tym prezentowany tu i ówdzie humor.

Podobało mi się, a ostatnio mało czytam forumowej twórczości, bo brak czasu i zabierając się do Twojego tekstu miałem obawy, że to może nie być to, co może mi się spodobać. Ostatecznie wyszłaś obronną ręką, więc nie pozostaje mi nic innego jak kliknąć bibliotekę.

 

Pozdro szejset

Q

Known some call is air am

Początkowo chciałam marudzić, że kat i ofiara (oraz lina, nie zapominajmy o linie) podejrzanie długo się trzymają – na stojąco, bez picia, bez jedzenia, a do tego nie ma fantastyki. Ale doszłam do wniosku, że oba zarzuty wzajemnie się znoszą, bo wyszedł sympatyczny absurdzik. Puenta zaskoczyła i się spodobała.

Zasady mają tak liberalne dla skazańców, że aż dziw, że takich Szymonów nie ma więcej. Ale miałam nie oczekiwać logiki.

Babska logika rządzi!

Ileż komentarzy! Bardzo mi miło, dziękuję wszystkim za odwiedziny ;P

 

 

Fascynatorze

Jak nie przepadam za fantasy – tak uwielbiam absurdalne klimaty. Dwa razy czytałem

aby nasycić jaźń…

Uff, w takim razie cieszę, się, ze udało się mojemu tekstowi Cię zaciekawić ;P

 

Hej ośmiornico!

Mijały milenia, wieki, dekady a nawet lata i tak stali i nawet za dużo się o sobie się nie dowiedzieli, tylko na koniec…

Bo oni wszyscy tacy małomówni ;V

Dzięki ze komentarz ;)

 

Hej Jimie!

Opowiadanie uśmiechnęło, a jednocześnie dało nieco do myślenia, czy też może raczej – przypomniało – że każdy z nas jest takim wisielcem. I katem jednocześnie. Być może czyjś świat niszczę li tylko swoją obecnością.

Super, czyli spełniło swoje zadanie ;P

Dzięki za komentarz ;)

 

Hej bruce!

Doskonały tekst, idealny na konkurs, z mnóstwem żartobliwych wątków oraz stwierdzeń, rewelacyjne dopasowany do wybranego motta.

Cieszę się, że się spodobało ;) Zaraz wprowadzę poprawki.

Dzięki za komentarz!

 

Hej mindenamifaj!

Kupiłaś mnie już samym tytułem :) A i reszta tekstu okazała się nie gorsza. Idealna jak dla mnie doza absurdu i humoru, uśmiechnęło mnie kilkakrotnie.

Super, że się podobało ;) Tym bardziej, ze i tytuł udany, bo z tym często mam problem.

Dzięki za komentarz!

 

Hej avei!

 

Cieszę się, że Ci się podobało, dobrze, że porzuciłaś logikę ^^

Dzięki za komentarz!

 

Haj Bardzie!

 

Twój uśmiech to moje wygranko ;P

No i ja osobiście kibicowałem katu. Bo w końcu cierpiał przez Szymona :)

No cóż, żeby jeden mógł nie cierpieć, drugi musi ;) Kat chyba rzuci pracę po tej egzekucji.

Dzięki za komentarz!

 

Hej Outta!

 

Dzięki za narzekanie, zaraz poprawię usterki :D

Opowiadanie zabawne, ale nie śmieszne.

Jeszcze nigdy nie udało mi się dobić do śmiesznego, ale to sztuka sama w sobie, pewnie kiedyś jakoś wyjdzie ;P

Wyszłaś od cytatu, przedstawiłaś w zasadzie prostą historię, którą można by było skondensować co najmniej do połowy objętości, ale wówczas z braku miejsca ucierpiałby na tym prezentowany tu i ówdzie humor.

Nie miałam ambicji na coś wielkiego, a tekst pisało mi się wyjątkowo miło, bo właśnie bez zasad ;P Z założenia miała to być krótka, miła historyjka, nic więcej.

Podobało mi się,

Uff, udało się ;P

 

Dzięki za komentarz!

 

Hej Finklo!

Ale doszłam do wniosku, że oba zarzuty wzajemnie się znoszą, bo wyszedł sympatyczny absurdzik.

Bardzo mi miło ;)

Zasady mają tak liberalne dla skazańców, że aż dziw, że takich Szymonów nie ma więcej.

Chciałam coś dodać, że po Szymonie zabroniono takich akcji, ale skaziłabym tekst paskudną logiką i przyczynowością. Fuj.

 

Dzięki za komentarz ;)

Po co mi logika, gdy absurd tak fika. Dobrze się czytało i właściwie mało. :)

Hej misiu!

 

Dziękuję za komentarz, bo choć krótki, to treściwy. Cieszę się że odbiór był właściwy.

Nie umiem rymować, i będę żałować, no ale, trzeba uszanować koalę ;P

I ja dziękuję, powodzenia, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Również życzę powodzenia, na obu drogach konkursu ;P

Dzięki. :) Ja to tak tylko pro forma zamieściłam, bo już miałam betowane. :)

Twojemu tekstowi wróżę zdecydowanie wygraną. :)

Pozdrawiam ciepło. :)

Pecunia non olet

Nad wyraz zacne opowiadanie – od intrygującego tytułu począwszy, przez świetne wykorzystanie cytatu, znakomite snucie absurdalnej historii i mnóstwo przedniego humoru, na wiele obiecującym finale skończywszy! ;D

 

– No żesz kurwa, co za cwa­niak! → – No żeż kurwa, co za cwa­niak!

 

mruk­nął w końcu Sta­rzec. → Dlaczego wielka litera?

 

Ręka sta­rusz­ka świerz­bi­ła, by po­cią­gnąć za dźwi­gnię… → Ręka sta­rusz­ka świerz­bi­ła, by po­cią­gnąć  dźwi­gnię… Lub: Ręka sta­rusz­ka świerz­bi­ła, by uruchomić zapadnię

 

Mi to się wy­da­je… → – Mnie to się wy­da­je

Choć zdaję sobie sprawę, że kat nie musiał wyrażać się poprawnie.

 

czy to latem, gdy skwar im przy­grze­wał… → Skwar nie przygrzewa; przygrzewa słońce, a skwar jest skutkiem tego przygrzewania.

 

– Nie, je­stem Szy.. → Wielokropkowi zabrakło jednej kropki.

 

Kat spoj­rzał na dźwi­gnię strycz­ka… → To nie stryczek ma dźwignię, a zapadnia.

Proponuję: Kat spoj­rzał na dźwi­gnię zapadni

 

w od­da­li za­trą­bił po­ciąg. → Pociągi nie trąbią, pociągi gwiżdżą.

 

– No żesz, jaki pech! → – No żeż, jaki pech!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

bruce 

Ja to tak tylko pro forma zamieściłam, bo już miałam betowane. :)

To idealnie się złożyło ;P

Twojemu tekstowi wróżę zdecydowanie wygraną. :)

Dzięki, mam nadzieję, ze razem zajmiemy podium ;P

 

Hej reg!

 

Jak miło znów przeczytać twój komentarz ;) Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało a humor trafił. Wiadomo jak z nim jest, nie każdemu podejdzie.

Dzięki za komentarz i łapankę, zaraz biorę się do poprawek!

Gruszel, ja także się cieszę, że mogłam przeczytać takie fajne opowiadanie. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

heart

Pecunia non olet

Reg, bruce 

 

heart

Jeden klik był ode mnie, za intrygujący tytuł, który mnie ściągnął i wciągającą treść, nie pozwalającą się oderwać. Bardzo zgrabnie zbalansowałaś absurd z logiką, doceniam, że świat działa według pewnych zasad a nie ‘widzimisię’ autora. No i to, że mieli pójść na randkę… :> xD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej Bella!

 

Właśnie się zastanawiałam, skąd ten dodatkowy klik ;P Cieszę się, że Ci się spodobało heart

No i to, że mieli pójść na randkę… :> xD

No musiało być :>

 

Dzięki za komentarz!

 

Hej Tarnino!

 

Dzięki za żurowe odwiedziny!

Cześć!

 

Szymon to przednie imię dla bohatera. Zrobiło mi ten tekst już od pierwszych linijek, a że dalej było nieźle, to tekst zrobił mi sobotni wieczór (a w zasadzie niedzielny poranek, ale to przecież nie jest istotne). Absurdu jest w sam raz, kula śnieżna rozpędza się, ale nie tracimy kontaktu z rzeczywistością, wszystko jest spójne (no dobra, na tyle spójne, na ile to możliwe w takim tekście). Szymon czeka, kat czeka, słońce, śnieg, znowu słońce… pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.

Smaczki w postaci gołębi, srania na kapłanów oraz rewolucji w innym celu sugeruję trochę klimaty z Żywotu Briana, ale całość nie robi wrażenia przerysowanej, jednocześnie dobrze pasując do atmosfery cytatu (który sam w sobie podobnym podejściem stoi). Jeżeli czegoś zabrakło, to właśnie relacji pomiędzy bohaterami… I tu wchodzi zakończenie, kiedy to sami zainteresowani dochodzą do podobnego wniosku. Spina się, raduje, potomek gońca się przewraca i wygląda na to, że na poznanie siebie nawzajem będą mieć jeszcze nieco czasu…

 

Z rzeczy edycyjnych:

– No żesz kurwa, co za cwaniak! – Kat ściągnął kaptur i rzucił nim o deski szafotu.

Zbędne imho. To widać, a zbyt długa wypowiedź nie pasuje do dynamiki sceny.

 

Udany tekścik z dobrze wykorzystanym cytatem.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej krarze!

 

Cieszę się, że tekst Ci się podobał ;) Spodziewałam się znacznie gorszych opinii. 

Jeżeli czegoś zabrakło, to właśnie relacji pomiędzy bohaterami

Miejsca na nie było mało, a zbytnie rozwlekanie pomysłu mogłoby mu zaszkodzić, ponieważ niewiele tu akcji. Ale to nie wymówka, zgadzam się do zarzutu ;) Dzięki za szczerą opinię.

Zbędne imho. To widać, a zbyt długa wypowiedź nie pasuje do dynamiki sceny.

Hmm… może faktycznie coś w tym jest? Pomyślę nad tym, dzięki.

Udany tekścik z dobrze wykorzystanym cytatem.

Woho!

 

Dzięki za komentarz!

Niesamowity tytuł, rozbawił mnie. Opowiadanie czytało się bardzo dobrze, ten absurdyzm zdecydowanie na plus! Życzę ci powodzenia w dalszym pisaniu.

Człowiek - to brzmi dumnie!

Świetny pomysł na rozwinięcie cytatu! Opowiadanie jest bardzo absurdalne i według mnie dobrze operujesz tymi absurdami, nie ma tu żadnej logiki, ale tak ma być, a sama historia daje do myślenia. Ładnie pokazałaś, że świat się zmienia, ale pewne rzeczy pozostają niezmienne. A chłop przebrany za babę jako szczyt komedii mnie urzekł :V No i świetny tytuł! 

Przyjemna przypowiastka o bardzo zacnym tytule, który bardzo do niej pasuje! Zacne też zakończenie i refrenowość. Absurdalność zdarzenia nie razi, bo bierzesz to wszystko w ironiczny nawias, bawisz się konwencjami, robisz oko do czytelnika. Bohaterowie są zabawni w swej typowości, ogólnie udany pomysł.

Jeśli czegoś mi w tym tekście brakuje, to większej literackości. Tu by się prosiło o jakąś stylizację (nie mam na myśli archaizacji), np. w mocniejszym jeszcze wydobyciu powatrzalności, refreniczności, może w lekko gawędziarskim stylu? Bo tu się nic nie dzieje, to są w zasadzie iteracje tej samej sytuacji w różnych realiach – i tu też byłoby pole do popisu, żeby te zmiany ciekawiej pokazać, choć są zasygnalizowane, niemniej tak naprawdę dopiero przejście do ery industrialnej jest mocno podkreślone.

I jakkolwiek trzymanie się logiki czy realizmu nie jest tu oczywiście wymagane, to jednak parę szczegółów mnie razi.

Po pierwsze zaczynasz w jakimś umownym średniowieczu, co więcej – na początku, przez prawie dwa rozdzialiki, istnieje iluzja, że to realistyczny świat i nie ma magicznego zatrzymania skazańca i kata w jednym miejscu, bez jedzenia i tak dalej. To się okazuje oczywiste, jak zaczynają mijać dekady, lata i tak dalej. Czyli te pierwsze realia powinny być realistyczne, a tymczasem szubienice z zapadniami to późny wynalazek… Wcześniej wieszano w ten sposób, że albo (rzadko) podciągano skazańca w górę i się dusił, albo też stał na drabinie, zydlu albo wozie konnym – te pierwsze spod niego wykopywano, drugi odjeżdżał. Wtedy nieszczęśnik miał szanse na złamanie karku (temu służy wynalazek zapadni), a nie długie duszenie się. A szubienica raczej nie stała na szafocie, na szafocie ścinano.

Druga sprawa: kat zrzucający kaptur… To bym przeniosła na później, bo w teorii tego zwyczaju kaptur miał chronić kata przed rozpoznaniem – nie przez skazańca, ale przez gapiów. Czyli potrzymałabym go przez jakiś czas w kapturze – mógłby go zdjąć np. wtedy, kiedy okazuje się, że sytuacja jest “zatrzymana w czasie”.

Msze na świeżym powietrzu to też niezupełnie tamte czasy, ale to już drobiazg.

 

A teraz bardziej szczegółowa łapanka:

 

No żeż kurwa

Jedyna poprawna forma to “ożeż” :( Niby to nieuczony człowiek, ale hmmm.

 

Nie zjawiał się też zbawiciel Szymona, z mordem w oczach i pianą w pysku ratując skazańca przed śmiercią.

To jest podręcznikowy wręcz przykład, czego unikać w kwestii konstrukcji z imiesłowem przysłówkowym współczesnym, bo to się nie dzieje, więc nie może dziać się równocześnie z drugą czynnością ;)

Tu bym sugerowała: “by uratować skazańca”

 

Plac z szubienicą zajmował mniej ludną część grodu, a z upływem czasu jego popularność tylko malała.

Trochę się miesza, czego popularność: placu, grodu? Plus “zajmował mniej ludną część” sugeruje, że ten plac był większy od krakowskiego Rynku ;) Plus gród używamy tylko w odniesieniu do średniowiecza i to raczej wczesnego. A szubienice często były stawiane w samym środku miasta (i były zazwyczaj czasowe), bo to widowisko plus edukacja w jednym ;)

 

ta dwójka nieustannie czuwała na swoich miejscach; skazaniec,

średnik → dwukropek

 

Tu nie chodzi o zęby[-,] ani o włosy, ani nawet o cycki czy dupę.

 

delikatny blask pochodni

Hmm. Blask z natury swej nie bardzo jest delikatny…

 

Wyło wszystko; ludzie, zwierzęta, rogi alarmowe, coś dziwnego ukrytego w ściekach i coś jeszcze dziwniejszego, na dachu

średnik → dwukropek

 

Kat poklepał skazańca po plecach, jednak zamiast otuchy, gest przyniósł więcej cierpienia.

Tu się zawieszam na konstrukcji zdania. Może wystarczy to i owo poprzestawiać, np.:

Kat poklepał skazańca po plecach, gest ten przyniósł jednak więcej cierpienia zamiast otuchy.

Albo prościej: lecz gest ten przyniósł więcej cierpienia zamiast otuchy

Nie wiem, coś mi tu ciągle nie gra do końca. 

 

Plac od wielu lat świecił pustkami, dekadę temu miasto zyskało nowe mury, które nie obejmowały szafotu. Drewniana platforma stała więc teraz pośrodku zrujnowanych budynków nawiedzanych przez wilki i duchy. Głównie wilków.

Mam wrażenie, że tu potwornie skomplikowałaś prostą informację, że plac znalazł się za miastem ;) Mało prawdodobne samo z siebie, chyba że miał złą sławę, co byłoby fajnym motywem. Oraz: raczej między budynkami, bo pośrodku to tak jakby w jednym z nich.

Oraz: czy chodzi o duchy wilków? Uzupełniłabym, bo inaczej ten nagły dopełniacz wybija z rytmu.

Tak właściwie[-,] to prawie za wszystko.

Zbutwiałe drewno raz-dwa się złamie, a wtedy skazaniec będzie wolny. Jest taki przesąd, jeśli lina urwie się pod więźniem, drugi raz się go nie wiesza.

To by miało sens, gdyby on stał na ziemi. Jeśli to jest platforma, to jeśli deska się pod nim załamie, to on skręci kark dokładnie tak samo jak w przypadku zapadni albo odjeżdżającego wozu (tu przy dozie szczęścia). Tu musiałby się raczej sznur przetrzeć. 

 

krzykiem sprzedawców gazet czy pucybutów.

Lepiej “i pucybutów”

 

– Nie napił. Napiłbym się piwa, albo zimnej wódki.

“Nie napił” niedobre, nienaturalne. “Nie” albo “nie napiłbym się”.

 

potem na leżący topór

A skąd tu nagle topór?

 

ale korę zdołał przynieść.

 Szymon chciał upaść, ale sznur trzymał go w miejscu. (…) – Dobra, ale daj mi chwilę

więc wyszedł za siostrę mojego przodka

Celowo błędnie? Nawet jeśli tak, to nie szłabym w to, za bardzo wygląda na błąd autora.

 

Przygryzł policzek

Hmm. Da się, ale to dość karkołomne. Nie lepiej wargę?

http://altronapoleone.home.blog

Hej Głogusiu!

 

Fajnie, że opowiadanie rozbawiło ^^

Ps. Uwielbiam, że jesteś Głogusiem z Głogowa xD

 

Dzięki za komentarz!

 

Hej Sonato!

 

Cieszę się, że opowiadanie Ci się podobało ^^

A chłop przebrany za babę jako szczyt komedii mnie urzekł :V

Wiadomo, chłop przebrany za babę to komedia ostateczna.

Dzięki za komentarz!

 

Hej drakaino!

 

Czyżby tekst Ci się podobał?! NIEMOŻLIWE!!!

Jeśli czegoś mi w tym tekście brakuje, to większej literackości.

Tak, fajnie by było, ale najpierw trzeba umieć, a wszystkie moje próby stylizacji umarły ;) Wiedziona chęcią wygrania piwa (mam nadzieję, że da się je wygrać), postanowiłam nie ryzykować ;P

Co do realiów to fakt. Tekst był pisany raczej bez pomyślunku, jak wyszedł tak został, więc nie przemyślałam go zbyt dobrze. Faktycznie, jak tak się teraz zastanowić, to z punktu widzenia historii to nie ma sensu jeszcze bardziej xD

Dzięki za komentarz i uwagi, poprawię jak tylko będę mogła!

Nie dość, że podobało mi się opowiadanie, to przyklaskuję również opinii, że Głoguś z Głogowa to fajny koncept ;)

http://altronapoleone.home.blog

Dance GIFs | Tenor

Obwieszczenie!

Książe CM III herbu Ostrotłuków przybył pod Twój tekst, co nie wróży mu nic dobrego by ocenić je z całą jurorską rzetelnością.

Wprowadzić nastrój grozy!

Black And White Horror GIF by Hyper RPG

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Opowiadanie świetne, zakończenie też, ale nie przyjęła mi się koncepcja, że tak sobie stoją. Dla realizmu przydałby się jakiś bąbel zatrzymania czasu albo co.

Uwierało mi :-(

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dość przyjemne, ale czy przygodowe? Hm…

Sam pomysł zaiste absurdalny w swej logice i logiczny w swym absurdzie. Fabuła statyczna (co nie dziwi, skoro sprowadza się do stania przez długi czas) ale z małym zawijaskiem na końcu, który się spodobał.

Bohaterowie są i pełnią swoje role. I to w zasadzie tyle.

Podsumowując – czytało się ok.

Hej Radku!

 

Fajnie, że uważasz opowiadanie za dobre.

ale nie przyjęła mi się koncepcja, że tak sobie stoją. Dla realizmu przydałby się jakiś bąbel zatrzymania czasu albo co.

Hmm… musze się nie zgodzić. Opowiadanie miało z zamysłu być absurdalne i nielogiczne, stąd takie rozwiązanie. Rozumiem, że możesz go nie lubić, jednak będę się przy nim upierać ;P Bez niego straciłoby urok ;P

Dzięki za komentarz

 

Hej None!

 

Dość przyjemne, ale czy przygodowe? Hm…

Też nie mam pojęcia. Wyzwaniem było dla mnie umieszczenie czterech plot twistów w tekście na 16k (no, te plot twisty dość naciągane).

Bohaterowie są i pełnią swoje role. I to w zasadzie tyle.

Opowiadanie raczej nie należy do tych ambitnych ;P Chciałam napisać coś na ludzie. To nie zwalnia mnie z zarzutów, dalej powinno jakiś poziom trzymać.

Podsumowując – czytało się ok.

Chociaż tyle ;)

 

Dzięki za komentarz!

Cześć!

Fajne opowiadanie. No i puenta z deską. Hehe, dobre zakończenie wieczoru.

Pozdrawiam

 

Cześć!

Fajne opowiadanie. No i puenta z deską. Hehe, dobre zakończenie wieczoru.

Pozdrawiam

 

Hej nartrofie!

 

Cieszę się, że się podobało ;)

 

Dzięki za komentarz!

A-scared GIFs – Get the best GIF on GIPHY

"VLADIMIR: To co, idziemy?

ESTRAGON: Chodźmy.

Nie ruszają się

KURTYNA"

 

Sympatyczny absurdzik w konkursowych ramach. Sapkowski mistrzem młodego fantasty, nie tylko filozoficznie. Interpunkcja jest ciut zbzikowana, kilka zdań trochę krzywych, szyk tu i ówdzie nielogiczny. Raz pojawiło się nieuprawnione "delikatny", muszę Cię też uświadomić, że za mąż wychodzą kobiety, nie faceci. Faceci się żenią. Ogólnie język jest jasny, porządny, i nie powiem, ładnie im tam ten czas upływa, choć i niewiele się dzieje. Czarniawy humor przemawia do ZUA w mojej duszy.

 

Kompozycja w porządku, postacie nie straszą papierem, motto potraktowałaś bardzo dosłownie, no, i tyle. Im lepszy tekst, tym trudniej komentować, nie?

 

Pełen wykaz Twoich błędów interpunkcyjnych wyślę Ci chętnie na adres, który mi podasz privem.

 

Poproszę też o adres fizyczny do wysłania nagrody.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

PAŹDZIERZ

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Skazaniec Szymon pod sznurem mieszka

Tak to jest w… kropce ten nasz koleżka

Czas mu umila humor niemrawy

W tym wielki hit! Chłop w przebraniu baby!

Konwencja całkiem Szymkowi służy

Choć tylko stoi, długo nie nuży

Lecz wreszcie krzykną do tego drania:

Nie nazbyt dużo zwykłego stania?

Cóż, że przed sznurem robi slalomy

Gdy efekt starań z góry wiadomy

Wszak nam pisane, by w rytm kawałów

Na zwroty czekać aż do finału

Tam wreszcie z Szymkiem coś się zadziało

Niby jest spoko, lecz trochę mało.

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Trafiła się jakaś zabłąkana „litrówka”, ale ogólnie napisane całkiem solidnie. Nie ma tutaj szczególnie dużo zabawy słowem, zdań z efektem wow, ale jest to fajnie napisany tekst z konkretną koncepcją, której się konsekwentnie trzymasz, z konwencją zachowaną na przestrzeni całego tekstu. Bohaterowie mogli być trochę mocniej i głębiej zbudowani, tutaj widzę potencjał, który nie został w pełni wykorzystany.

Oryginalność? Cóż… Z jednej strony na pewno odważny i zaskakujący pomysł, w dodatku wykonanie robi, co może, by podtrzymać dobre wrażenie; z drugiej strony trudno pisać o wielkiej oryginalności, gdy cały tekst można właściwie streścić jednym zdaniem: Stoi chłop i gadajo…

i gadajo…

i gadajo…

i gadajo…

 

Humor jest. Trochę zabawy słowem w narracji, trochę sytuacyjnej komedii w dialogach. I mogą smętni MaSkrolowie pokpiwać: Chłop przebrany za babę japierdzele XDDDD

I mogą pleść po discordowych kątach: umm, humor wysokich lotów XDDD.

Nie zmieni to naszych zachwytów. I nie przeszkodzi nam krzyczeć: Ale fajen opko, omg! Brawo Gruszel…*

*I gdyby tak jeszcze koniec każdej sceny nie był tak przewidywalny

** A już zwłaszcza cała scena z przybyciem odsieczy

*** I gdybyż ów przewidywalny schemat nie „przygaszał” trochę opowiadania tym, że czytelnik z góry wie, czego się spodziewać i uśmiecha się do gruszelowego humoru z myślą: byle do finału

**** A gdyby jeszcze nie daj Boże zacząć szukać w tej historii sensu…

***** No, dobra. To akurat nie będzie zbyt uczciwie. Po tekście tego gatunku sensu nie wymagam. Choć już trochę refleksji czy spostrzeżeń przemyconych przez humor opowiadaniowy by się przydało. Ale ogólnie jest całkiem dobrze.

 

Zostaje motto: wykorzystane dosłownie, ale wdzięcznie. Jasne, motto obiecuje wiele niekonwencjonalnych koncepcji na wykorzystanie go w tekście, ale Twoja próba przyniosła dobre, lekkie opowiadanie, więc ogólnie nie zamierzam marudzić.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CMie & Tarnino!

 

Jestem, żyję, ale ledwo, obiecuję odezwać się w weekend!

My też, się nie przejmaj :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Hej wszystkim! Wybaczcie za późną reakcję, już pendzem odpisywać!

 

Tarnino

 

muszę Cię też uświadomić, że za mąż wychodzą kobiety, nie faceci. Faceci się żenią.

Tak, to była część żartu. Musze ot jakoś uwypuklić najwyraźniej ;P

Czarniawy humor przemawia do ZUA w mojej duszy.

Hehe >:D

Kompozycja w porządku, postacie nie straszą papierem, motto potraktowałaś bardzo dosłownie, no, i tyle. Im lepszy tekst, tym trudniej komentować, nie?

Uff, moja misja spełniona ;P

 

Dzięki za komentarz i super konkurs! ;P

 

CMie!

 

Odpisałabym Ci wierszem, ale a) nie umiem pisać wierszy, b) nie mam czasu nie wiersze ;( Będzie więc nudno i normalnie ;(

Cieszę się, że tekst był solidnie napisany, język to zawsze coś w czym kulałam ;)

I gdybyż ów przewidywalny schemat nie „przygaszał” trochę opowiadania tym, że czytelnik z góry wie, czego się spodziewać i uśmiecha się do gruszelowego humoru z myślą: byle do finału

No cóż, pewnie dało się to zrobić lepiej, jednak koncepcja nieco przeszkadzała. Jednak rozumiem zarzut, szanuję (chociaż dziki zachwyt szanowałabym bardziej).

A gdyby jeszcze nie daj Boże zacząć szukać w tej historii sensu…

Nie przesadzajmy!

wykorzystane dosłownie, ale wdzięcznie. Jasne, motto obiecuje wiele niekonwencjonalnych koncepcji na wykorzystanie go w tekście, ale Twoja próba przyniosła dobre, lekkie opowiadanie, więc ogólnie nie zamierzam marudzić.

Woho! Dzięki!

 

Dzięki za komentarz i konkurs ;)

 

Anet

 

Fajnie, że sympatyczne :)

 

Dzięki za komentarz!

Muahahaha :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka