- Opowiadanie: OldGuard - Antywena

Antywena

Dawno niczego nie pisałam, a poniższy tekst jest wynikiem frustracji. W związku z tym może zawierać śladowe ilości wątków biograficznych ^^ Jeśli masz alergię – zrezygnuj z dalszego czytania (chociaż mam nadzieję, że tego nie zrobisz i zostawisz po sobie jakiś znak :))

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Antywena

– Ręce do góry. Masz prawo zachować milczenie, wszystko, co powiesz, może zostać wykorzystane przeciwko tobie.

Uśmiechnęłam się krzywo. Przede mną stało dwóch rosłych policjantów rodem z amerykańskich filmów akcji. Mięśnie rozsadzały koszule, oczy rzucały groźne spojrzenia, a dłonie, wielkie niczym łopaty, trzymały pistolety wycelowane w moją stronę. Twarz jednego zdobił wąs a’la Burt Reynolds, drugi zaś mógł poszczycić się okazałą blizną przecinającą policzek.

– Sztampa, panowie, sztampa – powiedziałam lekko rozbawiona, bo takie obrazki widziałam już wielokrotnie.

Policjanci skarleli, zbledli i wyraźnie stracili całą pewność siebie.

– R-ręce do góry. – Spróbował raz jeszcze wąsaty.

– To się do niczego nie nadaje.

Kontury mężczyzn zaczęły powoli zanikać.

– Jest schematyczne i bez polotu.

Policjant z blizną otworzył usta w niemym krzyku, po czym rozpłynął się w powietrzu.

– Bezbarwne, nudne i…

Nie zdążyłam dokończyć, gdy kopia Burta Reynoldsa zachwiała się, zrobiła dwa niepewne kroki i także rozwiała się na wietrze.

Poszło łatwo, zresztą jak zawsze. W końcu miałam lata doświadczenia, a na mojej długiej liście zabójstw widnieli bardziej zaawansowani i silniejsi przeciwnicy. Ot taki Duke Gabuar, błędny rycerz i jedyna nadzieja swojej zapyziałej wioski. Albo Lysanthir Zumra – strażnik Szczeliny i drobny złodziejaszek. Zresztą złodziei miałam całkiem sporo odhaczonych: Złodziej Marzeń, Złodziejka z Miasta Tuzina Bogów i kleptomanka Elle Hollow. Niewielu zdołało się wymknąć z moich rąk, a i ci, którym się udało, mieli już zawsze oglądać się przez ramię.

Kto będzie kolejny? Z kim przyjdzie mi się wkrótce zmierzyć? Nigdy nie wiadomo, ale właśnie dlatego odczuwałam ciągle dreszczyk emocji. A na bogów wszystkich religii, emocje były mi potrzebne w tych nijakich światach.

Z policjantami spotkałam się na obrzeżach nowoczesnego, ale skorumpowanego miasta. Drapacze chmur, które wbijały się w brudnoszare niebo, futurystyczne samochody i nadęte dumą korporacje, całkiem sporo obiecywały. Betonowe labirynty, przeszklone biurowce i ja. Mogłabym pomieszkać tam trochę dłużej, bo dawno nie miałam okazji być w przyszłości, a czułam się w niej odrobinę lepiej niż w średniowiecznych wioskach, jednak po zabiciu funkcjonariuszy miasto również zniknęło. Sama byłam sobie winna, ale trudno wygrać z instynktem.

Pozostała pustka. I tak, wiem, jak melodramatycznie to brzmi, ale poza ogromnymi połaciami białego pola, nie było tutaj niczego więcej. Dla wielu biała kartka jest symbolem świeżego startu, we mnie budziła uczucia porównywalne z wizytą w poczekalni dentystycznej.

Dominującym uczuciem była nuda, bo w pustce nie istniał czas. Nie wiedziałam więc, ile godzin, dni lub tygodni mijało pomiędzy poszczególnymi historiami. Po prostu materializowałam się w pewnym momencie ich powstawania i rozpoczynałam kolejne polowanie.

Teraz czekałam, a żeby zabić czas, krążyłam w kółko, licząc kroki. Jeden nieznośnie powolny krok za drugim. Jeden za drugim, aż doszłam do ściany.

To coś nowego. Zazwyczaj biel nabierała kolorów, a nicość kształtów. Wokół mnie pojawiały się kontury kolejnego świata, a ja wypatrywałam celu wśród szybko piętrzących się budynków lub rosnącego lasu. Tym razem była tylko ściana i drzwi. Proste i zupełnie pozbawione ozdób – z wyjątkiem klamki delikatnie połyskującej złotem. Zaskoczenie szybko ustąpiło rozczarowaniu. Ten mimo wszystko przeciętny widok nie wróżył niczego dobrego. Jednak nawet słabo skonstruowany świat był lepszy od nudy białej kartki, więc pchnęłam drzwi, aby przenieść się do nowej rzeczywistości.

Przejście było prawie bezbolesne. Ścierpła jedynie ręka, którą dotknęłam klamki, ale wiedziałam, że nieprzyjemne uczucie szybko minie. Bardziej ucierpiało moje poczucie estetyki, gdy tylko rozglądnęłam się wokół. Pokój przypominał zagracony magazyn. Magazyn, przez który przeszedł tajfun piątej kategorii. Na podłodze walały się stosy książek i papierów: seria o Harrym Potterze obok Dzienników Sylvii Plath, a klasyka angielskiej literatury tuż przy popkulturowej papce. Pokrywały je różne zapiski i – o zgrozo – część kartek miała zagięte strony. Ściany zamalowano barwnym graffiti i niecenzuralnymi napisami, gdzieniegdzie widoczne były też pęknięcia w murze, które bezskutecznie próbowano przykryć śmiesznymi obrazkami. Pod zaparowanym oknem, przez które nie mogłam niczego dostrzec, stało proste biurko. Zaskakująco czyste, jak na warunki panujące w pomieszczeniu. I ten zapach. Spodziewałam się stęchlizny, często trafiałam w brudne i śmierdzące zaułki, jednak tutaj unosił się delikatny aromat cytrusów.

Krążyłam po magazynie i szukałam wskazówek wśród rozrzuconych przedmiotów. Rękawem próbowałam przetrzeć szybę w oknie, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Znalazłam kilka zaparafowanych dokumentów, jednak charakter pisma był tak nieczytelny, że nie umiałam rozszyfrować danych. Może lekarz? Sztampa, ale czego więcej oczekiwać.

W pokoju nie było więcej drzwi. Ba, nawet te, którymi przeszłam, zniknęły. Przez głowę przemknęła nieprzyjemna myśl. Czyżby… czyżby po tylu latach w końcu zastawiono na mnie pułapkę?

– Nie.

Kobiecy głos owionął mnie niczym wiatr.

– To nie pułapka. Chcę tylko porozmawiać.

Kolejny podmuch, ciepły i silny.

– Porozmawiamy – odparłam. – Jeśli przestaniesz na mnie dmuchać.

Głos ucichł. Podskórnie wyczuwałam napięcie, nerwową atmosferę skupienia i czegoś jeszcze.

– Determinacji.

Kobieta, do której należał głos i która nagle zmaterializowała się pośrodku pomieszczenia, była młoda. Plus minus trzydzieści lat, szczupła sylwetka, różowawe włosy wystające spod czapki z daszkiem. W kategorii „bohaterowie” zaklasyfikowałabym ją do everymanów, bo nie wyróżniała się niczym szczególnym. Nawet strojem – białe sneakersy i pastelowy dres, trochę rozciągnięty przy ściągaczach. Nie wyglądała na szczególnie zdeterminowaną, ale atmosfera w pokoju zgęstniała i napięcie było teraz mocniej odczuwalne.

– Ok, co to za świat? Nawiedzony dom, przestępcza dziupla czy porzucony budynek?

– Misz-masz wszystkiego.

– A ty jesteś…?

– Właścicielką.

Przyjrzałam się jej bliżej. Przypominała kilku bohaterów, których spotkałam na swojej drodze. Nie z wyglądu, jednak gdzieś czaiło się podobieństwo. Na razie irytująco nieuchwytne, jak zapomniane słowo na krańcu języka lub wspomnienie z dzieciństwa wyblakłe z powodu upływającego czasu.

Zrobiłam dwa kroki w jej stronę. Nie cofnęła się, chociaż widziałam, że kosztowało ją to dużo samozaparcia.

– O czym chcesz rozmawiać?

– O tobie. Chcę cię zatrudnić.

I to zaczynało mi się podobać. Pracowałam przynajmniej kilkanaście lat i nie dostałam za to złamanego centa, pensa ani grosza. Polowałam na przestępców, potwory i czyściłam światy z bylejakości zupełnie za darmo. Bez słowa sprzeciwu rzucałam się w mętne wody jezior czy wspinałam na najwyższe górskie szczyty. Strzelałam z pistoletu i łuku oraz podkładałam ładunki wybuchowe. Oczywiście, jeśli chciało mi się w to wszystko bawić, bo czasami po prostu zabijałam słowem. A umiałam ranić.

– Kogo mam się pozbyć? Kto ci zalazł za skórę?

Cisza nabrzmiewała, bo kobieta długo się wahała. Trochę zbyt długo jak dla mnie.

– Kto ci zalazł za skórę? – powtórzyłam głośniej.

– Ty.

Jeśli spodziewała się jakieś reakcji, to się przeliczyła. Jestem zabójczynią, inni raczej nie darzą mnie miłością. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, rozmówczyni nabrała głęboko powietrza i wyrzuciła szybko:

– Na początku się ciebie bałam, potem tolerowałam. Przez moment uznawałam nawet za pomocną: w końcu pozbyłaś się kilku typów, którzy nigdy nie powinni zaistnieć. Teraz jednak mnie po prostu wkurzasz.

Przewróciłam oczami. Rzadko pojawiali się tacy, którzy próbowali ze mną dyskutować. I dobrze, bo miałam lepsze rzeczy do robienia niż słuchanie kazań. Mogłam chociażby pozbywać się natrętnych rozmówców.

– Nienaturalne i przesadzone. Nikt tak nie mówi.

– Ja tak mówię, tu i teraz.

Mocny zawodnik, zazwyczaj wystarczyło kilka prostych, celnych haseł, aby przynajmniej osłabić przeciwnika. Sięgnęłam więc po inny asortyment.

– Takie jeden na dziesięć. W porywach dwa. Banał, na każdym kroku brakuje tutaj oryginalności.

Najpóźniej teraz postać kobiety powinna się delikatnie rozmazać, chociażby zachwiać lub zamigotać. Ta stała dalej.

– Tak, wkurzasz mnie, bo mimo że doskonale znam twój modus operandi, zawsze byłaś górą. Mogłam z tobą walczyć, ratować niektórych bohaterów, ignorować podkopane fundamenty światów, ale mam już dość.

Nie byłam przyzwyczajona do takich ataków, więc dałam się zaskoczyć i przez chwilę panowała między nami cisza. Przybrała ona jednak inny wymiar niż wcześniej. Poprzednio wyczuwałam w powietrzu stres i niepewność zaledwie doprawione nutą determinacji. Teraz stanowczość się zagęściła, była wręcz namacalna, jakby nabierała na sile z każdym wypowiadanym słowem.

– Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? – zapytałam głosem, którego sama nie rozpoznawałam.

– Przyjaciół trzeba trzymać blisko, wrogów jeszcze bliżej.

– To nie jest odpowiedź. – Powoli odzyskiwałam dawny rezon.

– Chcesz dostać ją na tacy czy wolisz trochę pogłówkować?

Zagadka nie była specjalnie trudna, mimo że rozwiązanie wydawało się mało prawdopodobne. Z drugiej strony od zawsze kierowałam się zasadą entia non sunt multiplicanda praeter necessitatem, a brzytwa była jednym z moich ulubionych narzędzi w zabójczym arsenale. Do tego dochodziły ledwo ukrywany żal rozmówczyni, sztampowo zagracone pomieszczenie, którego stan zapewne określała mianem artystycznego nieładu, oraz prawie niezauważalne, jednak podświadomie wyczuwalne, podobieństwo do wielu postaci, które spotkałam na swojej drodze.

– Autorka.

Kiwnęła nieznacznie głową.

Określenie, jakich wiele, ale tytuły zniekształcają obraz. Patologiczna rodzina, w której nie brakuje zdrad, publicznego prania brudów i przestępstw grubego kalibru jest witana okrzykami radości i ukłonami, jeśli nosi na głowie koronę. W światach, w których przyszło mi żyć, a raczej bywać, autor mógłby być bogiem, jednak widziałam zbyt dużo jego niedoskonałości, by przypisywać mu ponadnaturalne moce.

– I chcesz mnie zatrudnić? Wymyślisz dla mnie worek złota, a może pełne konto w szwajcarskim banku.

– Mogę.

– Jasne, że możesz, ale, co z tego? Mam swój instynkt, którego nie zadławi góra dukatów, euro czy jakichś futurystycznych banknotów.

– Wiem. Twoim przeznaczeniem jest niszczenie światów.

– Nie rób ze mnie cholernego Oppenheimera! Niszczę to, co się do niczego innego nie nadaje. Od dawna nie sprawia mi to przyjemności, ale po to właśnie jestem.

– Wiem.

Kobieta uśmiechnęła się do mnie, chyba pierwszy raz od naszego spotkania. Miałam nieprzyjemne odczucie, że rozegrała tę część na własnych zasadach. Postanowiłam nic więcej nie mówić, niech się sama wykaże, autorka od siedmiu boleści.

– Trudno mi to przyznać, ale w niszczeniu jesteś dobra. Nawet bardzo dobra. Długo nie potrafiłam tego dostrzec, brałam wszystko osobiście, zbyt przywiązana do stworzonych postaci. Gdy przestałam postrzegać je w kategoriach swoich dzieci, osłabła też więź i mogłam na wszystko spojrzeć krytycznym okiem.

Przerwała, niby dla zebrania myśli, ale wiedziałam, że całość była przygotowana z wyprzedzeniem. Nie zamierzałam jej tego ułatwiać, niech brnie do brzegu bez mojej pomocy. A jeśli wyciągnie po nią rękę, splunę.

Uśmiechnęłam się do ostatniej myśli, co rozmówczyni potraktowała jako zachętę. Damn it!

– Z drugiej strony jesteś naprawdę męcząca. Każdy pomysł torpedujesz. Pisząc, czuję twój oddech na plecach. Słyszę twój głos, niepokojąco podobny do mojego, który wszystko krytykuje i ocenia. Nawet jeśli, jakimś cudem, zamknę historię, czuję do niej niewiele więcej ponad zniechęcenie. 

Wbrew sobie, przerwałam.

– Czego tak naprawdę chcesz? Na razie słyszę wylewanie żalów, z którego nic nie wynika.

Autorka rozłożyła bezradnie ręce.

– O tym właśnie mówię. Brakuje ci cierpliwości, a to nie służy ani mnie, ani tobie.

– Nie narzekam.

– Czyżby? Wyobraź sobie taką sytuację. Pewnego razu, a przysięgam ci, że może to być nieodległa przyszłość, rzucam wszystko w cholerę. Nie jestem masochistką, znajdę z łatwością hobby, które nie będzie wywoływać frustracji. Co stanie się z tobą? Trafisz do jakiegoś piekła wewnętrznych krytyków?

Nuda białej kartki. To mnie czekało.

– Co więc proponujesz? Na czym ma polegać „zatrudnienie”?

– Wiem, że trudno działać przeciwko instynktowi. Moim na przykład jest ucieczka, nie walka, dlatego odchoruję tę konfrontację. Ty też mogłabyś się postawić na krótko naturalnym odruchom, ale potem wróciłyby ze zdwojoną siłą. Zamiast tego proponuję współpracę.

– Współpracę? Pracuję solo.

– Powiedziałam, że nie zamierzam ingerować w twoje działania. Rób, co robisz. Mnie pozwól na to samo. Ja będę pisać, ty polować, zabijać, niszczyć i usuwać. Proszę cię tylko, żebyś nie była bezmyślnym zabójcą, jak dotychczas, a łowcą głów.

– To tylko określenie. Nie przywiązuję do nich wagi.

– Ok. Mniejsza o tytuły. Chciałabym po prostu, żebyś ze mną współpracowała. Jestem świadoma swoich niedoskonałości, wyłapuj je ku obopólnej zgodzie. Nie miej dla nich żadnej litości, ale informuj mnie o nich.

– Informować cię? Jeszcze czego…

– Tak, proszę, informuj mnie, a może uda się nam okiełznać ten chaos. Nie umiem dostrzec żadnego wzoru w twoich działaniach, żadnych praw, którymi się kierujesz, a przecież musisz mieć jakiś kodeks, według którego działasz.

– Mam.

– Świetnie. To już coś. Chciałabym go poznać i zrozumieć, aby unikać błędów.

Uniosłam brew, prychnęłam i włożyłam ręce do kieszeni. Trzy proste czynności, które miały pokazać arogancję i niezadowolenie.

– Chciałabyś? Dobre sobie. Jeśli nie zauważyłaś, od lat mam w głębokim poważaniu to, czego chcesz. Czekam na konkrety. Co ja będę z tego mieć?

– Cierpliwości, właśnie do tego zmierzałam.

Autorka ewidentnie się rozbestwiła, ale puściłam uwagę mimo uszu i czekałam na ofertę.

– Musisz mieć swoje preferencje: ulubione zapachy, kolory, miasta czy pory roku. Może wolisz zimę i śnieżnobiałą aurę, a może żar lata? Swojskie wioski czy nowoczesne miasta? Dam ci to. Dopasuję światy do twoich potrzeb. Skoro już musisz w nich pomieszkiwać, niech będzie to dobrze spędzony czas.

– Cóż, światotwórstwo jest rzeczywiście podstawą, ale co dalej. Zabijając postać, sprawię, że świat zniknie, a nie będę działać przeciwko swojej naturze dla świeżej kawy i wygodnego łóżka.

Autorka kiwała głową jak pilna uczennica.

– Tak, tak, to sobie też przemyślałam. Poprzednie światy rozpadały się zaraz po zabójstwie bohaterów, bo to oni byli ich fundamentem. Z twoją pomocą zrobię wszystko tak, jak Pan Bóg przykazał: niebo, ziemia, rośliny, zwierzątka i na końcu człowiek, którego pewnie obierzesz za cel, ale na miejsce usuniętego, przyjdzie nowy, ulepszony. Ewolucja.

– Mieszasz dwie teorie, ale dostrzegam potencjał.

Usta rozmówczyni rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Zgasiłam go jednak wysuwając teatralnie wskazujący palec do góry.

– Mam kilka uwag.

Miejsce uśmiechu zastąpił grymas rozczarowania.

– Słucham.

– Po pierwsze, nie zamierzam oszczędzać żadnej postaci. Mogę krótko wyjaśniać, dlaczego musieli zginąć, ale co z tymi informacjami zrobisz, to już twoja sprawa.

– Pasuje, postaram się wykorzystać je jak najlepiej.

– No ja myślę. Po drugie, nie zamierzam ograniczać się tylko do bohaterów. Sama powiedziałaś, że jestem niszczycielem światów, więc w nich też będę szukać niedoskonałości. I to pomimo faktu, że dostarczę instrukcji, jak powinny wyglądać. Jeśli będziesz dobrym wykonawcą, będę mieć mało roboty. Jeśli wprost przeciwnie, to sama rozumiesz.

– Tak, rozumiem.

– I po trzecie, zmień ten dres.

 

***

Z okna mojego apartamentu mogłam podziwiać rzekę Hudson, którą o tej porze roku skuwał lód. Most Brookliński – świeżo odmalowany, zgodnie z moimi wytycznymi – odcinał się wyraźnie na jej tle. I był całkowicie pusty. Cały Nowy Jork był wyludniony, ale nie w sposób sugerujący apokalipsę czy pandemię, a atmosferę pełną oczekiwania. Wkrótce mieli pojawić się pierwsi przechodnie i taksówkarze, a wśród nich zapewne nowy główny bohater. Wkrótce, jeszcze nie teraz, więc miałam dla siebie wolny wieczór.

Rozciągnęłam się wygodnie na sofie i wzięłam do ręki whisky z lodem. Tak, wiem – Nowy Jork, taksówkarze, whisky – na każdym kroku sztampa, ale tym razem przeszkadzało mi to trochę mniej. A z każdym łykiem alkoholu przywiązywałam do tego coraz mniejszą wagę. Jutro wrócę do obowiązków, teraz zamierzałam cieszyć się prostymi przyjemnościami.

 

 

 

entia non sunt multiplicanda praeter necessitatem –  bytów nie należy mnożyć ponad konieczność

Koniec

Komentarze

Nie widzę frustracji.

Dla mnie możliwość powoływania do życia i uśmiercania jest super fajna.

Oczywiście jeśli postacie wymykają się i zaczynają żyć na własną rękę, to pojawia się kłopot, ale zawsze można napić się drinka i wyluzować.

 

Lożanka bezprenumeratowa

MłodaStrażnico!

 

A ja widzę frustrację.

Frustracja wewnętrznym krytykiem, który nie tyle podstawia elementy tekstów pod znak zapytania, co wyrzuca je prosto do otchłani. Brak kooperacji pomiędzy duszą tworzącą, a poprawiającą. Grunt to znaleźć balans, zrozumieć samokrytykę i umieć wykorzystać ją w procesie twórczym, bo inaczej popadniemy w… frustrację. Blokadę pisarską, pustkę, niechęć do hobby. A tego przecież nie chcemy. :3

No, czytało mi się bardzo szybko, dobry tekścior.

Pozdrawiam i idę do zgłaszalni!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Cześć,

Zaczyna się od bardzo solidnej sceny. Stawiasz wiele pytań i u mnie to zagrało, chciałem zobaczyć co będzie dalej, bo jak na mnie przystało, nie przeczytałem wstępu… Więc w tym miejscu jeszcze nie wiedziałem, że bohaterka to wewnętrzny krytyk. I porwałaś mnie, świetne opisy, ciekawa główna postać oraz nieznana przyszłość. 

Spotkanie bohaterki z autorką też mi się podobało, polubiłem dialogi (według mnie świetnie napisane) i klimat. Taki swoisty klimat pustki, choć gdzieś czaiła się nadzieja. Ładnie przedstawiłaś postacie, bez zbędnych infodumpów i kurczę ciężko mi się do czegoś doczepić ;) 

Ostatnia scena bardzo malownicza i przepełniona emocjami. Podobał mi się opis pustego miasta, czekającego na ludzi. Rzeka skuta lodem dodała klimatu. Na koniec poczułem coś w rodzaju spokoju, może tęsknoty? Nie wiem, ale to było dobre! 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

 

You’re my hero, pozdrawiam z szezlonga, a przy okazji tekst jest bardzo sprawnie napisany i uniwersalny. Niemniej do klika dołożę kilka łapankowych drobiazgów:

 

– Sztampa, panowie, sztampa – powiedziałam lekko rozbawiona, chociaż takie obrazki widziałam już wielokrotnie.

Nie jestem pewna, czy “chociaż”, a nie “bo”? Chyba że chodzi o rozbawienie mimo doświadczenia?

 

zachwiała się, postąpiła dwa niepewne kroki

Postąpić krok wymaga okolicznika (dalej, do przodu, itd.), więc sugerowałabym “zrobiła”.

 

po zabiciu funkcjonariuszy[-,] miasto również zniknęło.

 

czyżby po tylu latach[-,] w końcu zastawiono na mnie pułapkę?

 

Kobiecy głos owionął mnie niczym wiatr.

To celowo purpurowe? (tak bym obstawiała)

 

everyman’ów

→ everymanów (nie ma potrzeby apostrofu, bo wymawiamy całe słowo)

 

Przez moment uznawałam nawet za pomocną – w końcu pozbyłaś się kilku typów

Tu taka techniczna uwaga: w dialogach lepiej unikać półpauzy jako znaku interpunkcyjnego w funkcji innej niż wyróżnianie didaskaliów. Możesz dać dwukropek albo wielokropek.

 

Zabijając postać, świat zniknie,

Pomieszane podmioty → Kiedy zabijesz postać, świat zniknie, bo to nie świat zabija ;)

http://altronapoleone.home.blog

Obawiam się, że jako osoba nie tworząca żadnych światów i dziejących się w nich opowieści, nie do końca umiem wczuć się w problem zarówno niszczycielki, jak i autorki, ale muszę przyznać, że czytało się nieźle, choć wykonanie mogłoby być lepsze.

 

bu­dzi­ła uczu­cia po­rów­ny­wal­ne z wi­zy­tą w po­cze­kal­ni den­ty­stycz­nej Do­mi­nu­ją­cym uczu­ciem była… → Czy to celowe powtórzenie?

 

krą­ży­łam w kółko, li­cząc kroki. → Masło maślane – czy można krążyć inaczej, nie w kółko?

 

a ja wy­pa­try­wa­łam wśród szyb­ko pię­trzą­cych się bu­dyn­ków lub ro­sną­ce­go lasu celu. → Co to jest rosnący las celu?

A może miało być: …a ja wy­pa­try­wa­łam celu wśród szyb­ko pię­trzą­cych się bu­dyn­ków lub ro­sną­ce­go lasu.

 

za­kla­sy­fi­ko­wa­ła­by ją do eve­ry­man’ów¸ bo nie wy­róż­nia­ła się… → Dlaczego cedylla, udaje przecinek?

 

na­pię­cie było te­ra­zmoc­niej od­czu­wal­ne. → Brak spacji.

 

– Na po­cząt­ku się cie­bie bałam, potem to­le­ro­wa­łam. Przez mo­ment uzna­wa­łam nawet za po­moc­nąw końcu po­zby­łaś się kilku typów, któ­rzy nigdy nie po­win­ni za­ist­nieć. Teraz jed­nak mnie po pro­stu wku­rzasz. → Staraj się unikać dodatkowych półpauz w dialogach, albowiem sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

 

osła­bła też więź i mo­głam kry­tycz­nie na wszyst­ko spoj­rzeć. → A może: …osła­bła też więź i mo­głam na wszyst­ko spoj­rzeć kry­tycz­nie.

 

 – To tylko okre­śle­nie. Nie przy­wią­zu­je do nich wagi. → Literówka.

 

– Ok. Mniej­sza o ty­tu­ły. → A może: – Ok. Mniej­sza o definicje/ terminy.

 

Unio­słam brew, prych­nę­łam i wło­ży­łam ręce do kie­sze­ni. Trzy pro­ste gesty, które miały po­ka­zać aro­gan­cję i nie­za­do­wo­le­nie. → Gesty wykonuje się rękami, wiec uniesienie brwi i prychnięcie gestami nie są, a tym samym nie wykonała trzech gestów.

Proponuję drugie zdanie: Trzy pro­ste czynności, które miały po­ka­zać aro­gan­cję i nie­za­do­wo­le­nie.

 

Ewi­dent­nie au­tor­ka się roz­be­stwi­ła… → Autorka ewi­dent­nie się roz­be­stwi­ła

 

Za­bi­ja­jąc po­stać, świat znik­nie, a nie będę dzia­łać… → Czy dobrze rozumiem, że świat zabije postać i zniknie?

A może miało być: Za­bi­ja­jąc po­stać, sprawię że świat znik­nie, a nie będę dzia­łać

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Strażniczko!

Bardzo naturalnie napisane, po prostu, zabawne, prawdziwe. Struktura jest, napięcie jest.

Rozpoczęcie procesu oswajania krytyka misię! :-) Niech się ów lub owa raczy napitkiem w szklaneczce z rżniętego szkła. Może swojego wyślę jej dla towarzystwa. Kto wie? Gdyby przypadkiem się polubili to może… <<zajmą się czymś innym>>. Cztery kąty, po dwa z każdej strony jest specjalnym, nowym zaklęciem, które ma utrzymać ich w ryzach. xd

 

Skarżypytuję, bo jeszcze ze dwa kliki by się przydały. Normalnie, więc nie będzie szybko. ;-) Jesteś moim pierwszym opkiem w tym roku, czyli zakładam plik.

 

PS. Piszę z drogi, więc łapanki nie będzie, lecz z nowym tel. widzę, ze więcej można pokombinować, m nawet na naszym forum.

Po drodze widziałam ze dwie literówki i jedno połączenie dwóch wyrazów. Przejrzałam też na szybko łapankę reg. Jak zwykle jest niezawodna! Eh, reg, najchętniej zduplikowałabym taki talent i wyczucie oraz czym prędzej zaadoptowałabym jako swoją drugą naturę. :-) Eh, marzenia, można, lecz się nie urzeczywistnią. Nie gniewaj się, reg, podziwiam Cię od początku wejścia na forum!

W dwóch miejscach pewnie bym polemizowała, choć może zrozumiałam to po swojemu. Chodzi mi: o "las celów", "tytuły" – dla mnie są ok.

Podobnie jak "krążyć w kółko". Z jednej strony reg ma rację – nie można krążyć w kółko, a jednak piszę o tym, ponieważ przypomniał mi się stachurowy fragment:

"…Przecież już nie ma naprzód, mówią demony, już tylko w kółko jest, już tylko duchem w kółko będziesz krążyć do końca swoich dni, nim duchem krążyć będziesz do końca swoich nocy; już nie ma naprzód, mówią demony…"

 

pzd srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ambush,

 

frustracji było sporo, słowo ;) ale drink to zawsze dobry pomysł ;)

 

BC,

 

dokładnie! Tego balansu właśnie szukam, pewnie metaforycznie zmięte kartki to etap tego poszukiwania :P

 

Młody Pisarzu,

 

dzięki za miłe słowa i cieszę się, że nie znalazłeś słabych punktów. Co do nadziei to racja, jest światełko w tunelu, że uda się jeszcze coś fajnego napisać :P Szczególnie mnie cieszy punkt o dialogach, bo mam zawsze wątpliwości czy wypadają naturalnie.

 

drakaina,

 

gif heart czyżby podobne przeprawy z wewnętrznym krytykiem? Naiwnością byłoby twierdzić, że tylko mnie dopadł ;) Dzięki za łapankę, zmiany naniesione – przynajmniej większość, bo:

 

chociaż – jako mimo że

 

Kobiecy głos owionął mnie niczym wiatr.

Tak, celowo, chociaż nie wiedziałam, że jest to aż tak purpurowe. Nie czuję purpury do czasu aż się przelewa z każdego zdania ^^

 

Reg,

 

dzięki za wizytę i niezawodną łapankę. Większość zmian uznaję i pokornie poprawiłam, kilka zostawiłam, bo czuję je bardziej (np. tytuły) lub nie mam obecnie pomysłu na ich zgrabne zastąpienie, a wydaje mi się, że nie wpływają aż tak negatywnie na poziom tekstu :)

 

Asylum,

 

Niech się ów lub owa raczy napitkiem w szklaneczce z rżniętego szkła. Może swojego wyślę jej dla towarzystwa. Kto wie?

Wysyłaj, będzie im raźniej, zajmą się sobą, a nam dadzą spokój ;) Gorzej, jak narobią dodatkowych krytyków, która z nas je przygarnie? ^^

 

 

Dziękuję wszystkim za wizytę, komentarze, polecajki i kliki. 

 

Policjanci skarlali, zbledli i wyraźnie stracili całą pewność siebie.

 

skarleć – czasownik, więc → policjanci (co zrobili?) – skarleli

Brudni, skarlali i głodni ( …) (jacy? –  skarlali (ludzie)/skarlałe (np. rośliny) → przymiotnik)

 

Rękawem próbowałam przetrzeć szybę w oknie, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów.

 

Jedna próba przetarcia – w efekcie powinna powstać jedna „dziura” w warstwie pokrywającego szybę brudu(pary) – czyli jeden rezultat czynności. → a więc: nie przyniosło to żadnego rezultatu

 

Znalazłam kilka zaparafowanych dokumentów, jednak charakter pisma był tak nieczytelny, że nie umiałam rozszyfrować danych.

 

Parafka nie jest tożsama z podpisem – najczęściej to inicjały lub nawet pojedynczy, symboliczny gryzmoł (byle taki sam na każdej stronie), więc trudno tu mówić o „nieczytelnym charakterze pisma”.

 

Sztampa, panowie, sztampa! Schematyczne i bez polotu.  Bezbarwne, nudne. Nienaturalne i przesadzone.

Rozbawiło mnie, bo jakieś tam dodatkowe i dość aktualne skojarzenia mi się przyplątały. Nieważne. Bardzo sympatyczne opowiadanie.

Pzdr. KT

w_baskerville,

 

słuszne uwagi, dzięki :). Dwie pierwsze naniesione. Co do parafki, to pewnie masz rację, ale są parafki ładniejsze, z których można cokolwiek wyczytać, są i brzydsze (moja ^^), które wyglądają jakby pisano je złamaną ręką.

 

Sztampa, panowie, sztampa! Schematyczne i bez polotu.  Bezbarwne, nudne. Nienaturalne i przesadzone.

Rozbawiło mnie, bo jakieś tam dodatkowe i dość aktualne skojarzenia mi się przyplątały. Nieważne. Bardzo sympatyczne opowiadanie.

 

Wszelkie podobieństwa mogą nie być przypadkowe ^^ chociaż krytycy czerpią z podobnych źródeł, więc i terminologia musi się powtarzać.

Witaj. :)

 

Jak widzę, to Tobie dopisuje Wena. :) To odwrotne imię z tytułu, tylko tak wygląda, dla niepoznaki. :))

Teraz już wiem, że trzeba na spokojnie podchodzić do każdego zjechania tekstu, a zwłaszcza – jego bohaterów. :)) Cóż, po prostu zadziałała Antywena. :)

 

Z technicznych – moje wątpliwości:

… a czułam się w niej odrobinę lepiej niż średniowiecznych wioskach,… – czy tu jeszcze miało być „w”?

 

Teraz czekałam, a żeby zabić czas, krążyłam w kółko, licząc kroki. – przecinek albo razem?

 

Jasne, że możesz, ale, co z tego? – sporo przecinków… ; tak chciałaś?

 

Postanowiłam nic więcej nie mówić, niech się sama wykażę, autorka od siedmiu boleści. – literówka

 

Pozdrawiam, klik. :)

Pecunia non olet

Hej!

Na początek jeszcze drobiażdżek, który wyłapałem:

Postanowiłam nic więcej nie mówić, niech się sama wykażę, autorka od siedmiu boleści.

Wcześniej mówiłaś o (sobie? sobie-autorce?) w trzeciej osobie, więc teraz wygląda mi to na błąd. 

Poza tym tekst bardzo sprawny, płynna narracja świadcząca o czymś przeciwnym do braku weny. Chyba że masz pozazdroszczenia godny talent do nadawania poczucia potoczystości tekstom pisanym z uporem i trudem ;) Choć więc zrodził się z frustracji, wygląda mi na taki, który napędzała nikt inny, a Wena we własnej osobie.

Jak napisał mi pan Wojciech Gołąbowski z redakcji Esencji w mailu z odmową przyjęcia mojego opowiadania “Być jak Mistrz Maron” opowieści o tym, jak pisarz odwiedza własne narracje, nie są niczym nowym. Tym niemniej Twój tekst, w przeciwieństwie do mojego, wydaje się faktycznie wprowadzać jakąś świeżość, odkrywczość dla tego motywu i – przynajmniej ja – z przyjemnością powitałbym możliwość jego przeczytania na łamach jakiegoś czasopisma.

Twist jest, co prawda nie finalny, ale taki, powiedziałbym, środkowy, tym niemniej działa bardzo dobrze, bo oczekujemy naturalnie, że jesteś właśnie naszą narratorką pierwszoosobową. Pakt, który Twoja personifikacja zawiera z wcieleniem literackiej Nemezis, a w gruncie rzeczy – z tą (nieco neurotyczną) częścią Ciebie, częścią, którą przypuszczam większość pisarzy i ogólnie twórców, którzy nie są grafomanami, posiada, sprzedałaś mi w sposób, który był dla mnie bardzo satysfakcjonujący.

Kreacja obu bohaterek (obu części Ciebie) jest bardzo dobra, istnieje między nimi wyczuwalne napięcie i napędzająca akcję dynamika, choć jest ona (akcja) w gruncie rzeczy zbudowana tylko na dialogu. Również dość wymagający problem przedstawienia meta-świata literackiego, swoiste przełamanie czwartej ściany pokazałaś bardzo zgrabnie, znów w odkrywczy sposób posługując się ogranym motywem białej kartki.

Podsumowując – tekst pisarki o pisaniu, głównie dla pisarzy ale i nie tylko, o czym przesądza sprawność, z jakim go stworzyłaś. Czytało mi się to bardzo przyjemnie – tak, że wybiorę się do Biblioteki, by zostawić kilka.

Pozdrawiam,

Maldi.

Heloł!

 

Niestety muszę powiedzieć, że nie porwał mnie ten tekst, ale to dlatego, że NIE CIERPIĘ pisania o pisaniu!!! Normalnie nie ma nic gorszego. frown xD Tak więc tekst u mnie z góry był skazany na czytelnicze niezadowolenie. sad

 

– Sztampa, panowie, sztampa – powiedziałam lekko rozbawiona, chociaż takie obrazki widziałam już wielokrotnie.

Drakaina zwróciła już na to uwagę, i mnie również się to nie podoba – to “chociaż” naprawdę sprawia, że zdanie jest nielogiczne. Być może tym “chociaż” chciałaś zanegować “lekko rozbawioną” – ale nie da się tego przeczytać inaczej, jak w odniesieniu do “sztampy”. Czyli mamy:

– Sztampa, panowie, sztampa – chociaż takie obrazki widziałam już wielokrotnie.

Zdecydowanie pasuje tutaj “bo”.

 

Zresztą tych złodziei miałam całkiem sporo odhaczonych

Usunęłabym, nie wiem, co tutaj robi.

 

Dzienników Sylvii Plath

Kursywa…?

 

Już pomijając moje uprzedzenia, uważam, że trochę się ten dialog ciągnie. Jego rezultatów też do końca nie zrozumiałam, wydają mi się mało “wyraźne”. Z plusów – podobały mi się wszystkie opisy <3

 

I tak – solidaryzuję się. </3 Rozumiem, współczuję i życzę nam więcej oryginalnych pomysłów na przyszłość. crying xD

 

Pozdrawiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

bruce,

 

dopisuje rzadziej niżbym chciała, częściej rządzi się Antywena niestety. Dzięki za uwagi, się czyta i czyta i się nie widzi ^^

 

Maldi,

 

o dziwo tekst pisało mi się dobrze, stąd może ta płynność. Jednak on sam w sobie był wynikiem frustracji, bo kilka-kilkanaście innych skończyło w koszu ^^ I zdaję sobie sprawę, że jest on hermetyczny, raczej nie znalazłby uznania poza wąskim gronem osób, którym nie obce podszepty Antyweny – na szczęście mamy NF, gdzie mogłam coś takiego wrzucić :)

 

Dzięki za ciekawy komentarz i życzę powodzenia w publikacjach – mniej odmów, więcej akceptów :)

 

DHBW,

 

Ty? Łamiesz mi serce broken heart a tak serio to zdaję sobie sprawę, że czytanie o czytaniu to trochę jak rozmawianie o pracy po pracy ^^ Poza tym wypunktowałaś moje wątpliwości, bo od momentu spotkania całość osadzona jest na dialogu. Wyszedł długi, bo chciałam, aby był klarowny (fail? xD), ale dla przeciwwagi są opisy z pierwszej części i epilogu, więc cieszę się, że chociaż one spasowały :P

 

To nieszczęsne chociaż – dalej upieram się, że jest ok, ale dwie osoby vs jedna, więc zmieniam :( 

No ja naprawdę nie wiem, co Ty masz z tym chociaż. No jak byk nie pasuje, no. xD

 

Tak, ja! broken heart Ale ja jestem naprawdę uprzedzona do pisania o pisaniu, dla mnie stoi za tym zawsze taka logika: “no już nie mam o czym pisać, to byle coś napisać, napiszę o tym, że nie mam o czym pisać” – co mi się wydaje takie, no, żałosne. crying xD

 

Wydaje mi się, że właśnie ten dialog by zyskał na byciu mniej klarownym. Nie chodzi tylko o to, że byłby krótszy, ale też byłby taki bardziej… Hm… Artystyczny? xD Bardziej by pasował do reszty opowiadania. Tak jest zbyt ściśle, moim ziemniaczanym zdaniem.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

heart Tekst świetny! yes

Pecunia non olet

Mnie się podobało! tekst spójny, ładnie domknięty, dialogi świetnie się czyta i temat też interesujący! Takie zmagania z własną niemocą, w fizycznej formie, jak najbardziej mnie przekonują!

DHBW,

 

co mi się wydaje takie, no, żałosne.

Auć

 

Bruce,

 

dziękować blush

 

JolkaK,

 

cieszę się, że siadło ;) W zamierzeniu te zmagania miały przybrać trochę inną formę, ale jak już zaczęłam pisać, poszło w tę stronę. Aaa, i dzięki za gwiazdki ;)

Bardzo proszę, OldGuard. Miło mi, że mogłam pomóc. ;)

 

Dziękuję, Asylum. Pamietaj, że wszystko przed Tobą. Poza wiedzą wyniesioną ze szkoły, wszystkiego nauczyłam się tutaj, na portalu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Strażniczko, mnie się podobało i podoba mi się, że już jest w bibliotece. Daj Ci więcej takiej antyweny. Podzielisz się nią?

No, niezła jędza z tej Antyweny. I jeszcze próbuje podpiłować gałąź, na której siedzi. Czyli taka altruistycznie wredna małpa (w sensie, że złośliwości wobec innych szkodzą jej samej). Ale czytało się przyjemnie, kibicuję Autorce. To może być na nią sposób.

Zawsze wiedziałam, że zaczyna się od stworzenia świata… :-)

białe sneakersy

A nie lepiej adidasy? Bo to mi się kojarzy bardziej z batonikami niż z butami.

Babska logika rządzi!

Dzień dybry,

 

Plus minus trzydzieści lat, szczupła sylwetka, różowawe włosy wystające spod czapki z daszkiem. W kategorii „bohaterowie” zaklasyfikowałabym ją do everymanów, bo nie wyróżniała się niczym szczególnym.

Może w Niemczech czy Japonii włosy różowe nie są czymś niezwykłym, ale jak na polskie warunki to zdecydowanie nie był everyman.

 

 

Teraz jednak mnie po prostu wkurzasz.

(…)

Nienaturalne i przesadzone. Nikt tak nie mówi.

Przypomniałaś mi tym fragmentem sytuację z podstawówki. Użyłam tego słowa w opowiadaniu, a nauczycielka uznała to za błąd i twierdziła, że nie ma takiego słowa. A ja się upierałam, że jest, bo przecież wszyscy go używają, w słownikach też można znaleźć to słowo.

Jednak w sumie do dzisiaj nie wiem, co jest z tym słowem nie tak. Dlaczego nie powinno się go używać w słowie pisanym? Bo jest zbyt potoczne czy co?

To nie jest pytanie retoryczne, ja naprawdę bym chciała wiedzieć.

 

 

– Nie rób ze mnie cholernego Oppenheimera!

Wtrącenie “cholernego” strasznie mi nie gra. Kojarzy mi się z nieumiejętnym tłumaczeniem angielskich napisów, gdzie wciska się różne polskie przekleństwa na siłę, próbując jakoś zastąpić wielokrotnie powtarzany “fuck”.

Moim zdaniem lepiej by brzmiało bez “cholernego”, ale to moje odczucie.

 

 

Ja, w przeciwieństwie do niektórych, lubię “pisanie o pisaniu”, sama niedawno wyprodukowałam szorcika o Wenie, więc doceniam tekst i bardzo mi się podobał. Opowiadania o pisaniu i procesie twórczym są moim zdaniem bardzo pomocne. Bo dzięki nim nie czuję się osamotniona, nabieram pewności, że nie tylko ja tak mam.

Opisy ładne i trafne, chociaż miejscami było ich trochę za dużo. Myśli i odczucia Antyweny opisane po dosłownie każdej wypowiedzi spowalniały akcję. Być może to był zamierzony efekt, nie wiem.

Klimat mi się podobał, nieco mroczny (ciemny, zagracony pokój bez możliwości wyjścia), konfrontacja odczuwalna i nawet trzymająca w napięciu.

Zakończenie przyjemne, daje nadzieję.

Bardzo mi się podobało, pozdrawiam serdecznie.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej!

 

Pięknie napisane, ale treść mnie nie porwała. Podzielam zdanie DHBW. Wolę teksty z “pełnokrwistymi” bohaterami, dziejące się w “realu”, nawet fantastycznym. ;)

Auć

Żeby nie było, to nie było personalne blush Czytałam już teksty SNDWLKR i Corrina o pisaniu i odpowiedziałam podobnie, przy czym u Corrina ujął mnie humor, więc jego opko nawet przypadło mi do gustu. ;) Sama również napisałam kiedyś opko o pisaniu, trochę się za nie wstydzę, ale nie tak bardzo-bardzo, bo jednak była tam dodatkowa akcja. xD

 

Mnie wkurza nawet motyw pisarza w jakimś tekście/filmie. Ostatnio oglądałam Na noże z Craigiem i chociaż film był super, to wkurzyło mnie, że był tam pisarz. Bez powodu właściwie. sad xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Misiu,

 

Antywena to zło, Ty za to masz dobre układy z Weną, czego mogę tylko pozazdrościć ;)

 

Finkla,

 

pewnie jakiś psycholog, by ją zdiagnozował ^^ Co do sneakersów, to wolę je od adidasów. I fakt, początkowo też kojarzyły mi się z batonami, ale potem miałam zlecenie na opisanie kilkudziesięciu par i to słowo wryło się w mózg xD

 

HH91,

 

hah, to na polskie warunki jednak nie jestem przeciętnym człowiekiem, przynajmniej włosami się wyróżniam, zwłaszcza, że od momentu napisania tego zdania przeszłam z różowawego koloru w bardziej intensywne odcienie xD 

 

Hmm, co do wkurzasz, to sama jestem ciekawa. Na razie nie ruszam, bo wg mnie wkurzać doskonale oddaje stan ducha ^^ ale faktycznie może okazać się zbyt potoczne.

 

Myśli i odczucia Antyweny opisane po dosłownie każdej wypowiedzi spowalniały akcję. Być może to był zamierzony efekt, nie wiem.

Przeanalizuję, czy faktycznie są po każdej, ale już teraz zgadzam się, że nadużywam tego typu wtrąceń/didaskaliów czy jak to zwać. W dialogach czuję się mniej pewnie niż w opisach, co widać, dlatego gdy już się pojawiają jakieś rozmowy, próbuję je podkręcić opisówką. Nad tym na pewno muszę pracować, ale nie zamierzam rezygnować z tego całkowicie, bo mam wrażenie, że tak wyglądają przecież rozmowy – nawet w cztery oczy. Dochodzą gesty, dźwięki tła, niewyrażone emocje itd.

 

Cieszę się, że ostatecznie jest na plus ;)

 

Ps. rocznik 91 rulez ^^

 

kronos.maximus,

 

odpowiem, jak w przypadku DHBW – nie każdy chce rozmawiać o pracy po pracy i ja to rozumiem ^^ cieszę się, że przynajmniej warstwa techniczna się podobała :) Mam nadzieję, że spotkamy się pod innymi, bardziej fantastycznymi światami, bo po cichu liczę, że moja konfrontacja z Antyweną coś we mnie odblokowała xD

 

DHBW,

 

sure thing, zresztą nie mogę się gniewać na moją jedyną (z tego co mi wiadomo) imienniczkę na tym portalu xD 

 

PS. Na noże też mnie odrzuciło, ale jeszcze przed włączeniem, bo Craig ^^ Może jednak zdzierżę przy kolejnym podejściu 

 

 

nie mogę się gniewać na moją jedyną (z tego co mi wiadomo) imienniczkę na tym portalu

blush heart

Już wiem, od kogo pożyczać pieniądze!

 

Na noże – fajny film, naprawdę! Chociaż Craiga też nie lubię, nie podszedł mi jako Bond. W Na noże jest spoko, w Glass Onion już za bardzo egzaltowany.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

OldGuard, ja ciąle mam nadzieję, że dokończysz “Dziwacznych mieszkańców Czerwonej Planety, którzy spotkali się…” wink

DHBW,

 

u mnie jak w banku, na dużym procencie ^^ Co do filmu to się przemogę, w końcu nadal zima i długie wieczory,

 

kronos,

 

na szczęście Antywena tego pomysłu nie zabiła – opowiadanie rozbudowałam, muszę domknąć wątki i myślę, że wkrótce ujrzy światło dzienne. Tak, jak wiele innych, bo czyszczę “szufladę” ^^

 

 

Ja jak zaczynam od świata, to już wiadomo, że nic nie napiszę. :\ Muszę najpierw mieć bohaterów.

… Chociaż boska moc zniszczenia uniwersum i odbudowania go na swoją modłę jest tym, co najbardziej kręci mnie w pisaniu. XP

Poza tym +1.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR

 

tryb destrukcja, wiem co masz na myśli :P też lubię, ale często nie ma później już czego zbierać.

 

Mam nadzieję, że +1 oznacza, że się podobało, a nie jedynkę z plusem xD

Podobało się. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Któż nie napisał kiedyś jakiegoś utworu o mękach tworzenia i zmaganiach z wewnętrznym krytykiem – niech pierwszy rzuci kamień. Zresztą – chyba właśnie, dopiero co, przed chwileczką, przed momenciczkiem mieliśmy na ten temat dyskusję na krzykpudle.

Ale ten sam temat można ugryźć na wiele sposobów i Twój sposób, OldGuard, mi się po prostu spodobał. Całość jest sprawnie napisana, zabawna i lekkostrawna, a jednocześnie dotyka bardzo poważnego zagadnienia. Źle wyregulowany wewnętrzny krytyk potrafi niszczyć nie tylko pracę twórczą czy hobby, ale też – i to doszczętnie – całe życie. Więc brawa za ujęcie ciężkiego (w moim odczuciu) zagadnienia z tak niezwykłą lekkością pióra.

 

Plus minus trzydzieści lat, szczupła sylwetka, różowawe włosy wystające spod czapki z daszkiem

 

Autoportret autorki? ;-)

Włącznie z tym porozciąganym swetrem?

 

I nie, nie uważam, że nie można być everymanem z kolorowymi włosami. Sam się zastanawiam, czy swej siwej brody nie zafarbować na niebiesko i być błękitnobrodym (co i tak nie uczyni mnie nikim szczególnym – ot po prostu zwykłym dziadem z niebieską brodą, niebieskobrodym Jimem czy tam Dżinem, magiem, żulem, whatever).

 

entropia nigdy nie maleje

Jim,

 

czytanie Twoich komentarzy – nie tylko powyższego, ale podejrzałam ich trochę pod innymi opowiadaniami – to czysta przyjemność ;) Cieszę się więc, że i tutaj zajrzałeś.

 

Plus minus trzydzieści lat, szczupła sylwetka, różowawe włosy wystające spod czapki z daszkiem

Autoportret autorki? ;-)

Włącznie z tym porozciąganym swetrem?

Hmm, tak, ale to tyle jeśli chodzi o autobiografię ^^ i to dres, nie sweter, bo tych drugich raczej nie lubię ^^

 

Farbuj brodę, kolory zawsze na plus – szczególnie gdy za oknem szaro-buro.

czytanie Twoich komentarzy – nie tylko powyższego, ale podejrzałam ich trochę pod innymi opowiadaniami – to czysta przyjemność ;)

 

Podobnie jak Twoich tekstów :)

Komentuję zdecydowanie zbyt mało.

 

Hmm, tak, ale to tyle jeśli chodzi o autobiografię

Czyli nie masz twórczego nieładu w pokoju? Szkoda. Nie potrafię zrozumieć, jak ludzie mogą mieć porządek ;-)

 

Farbuj brodę

Jak się w pełni przebudzę z zimowego snu i powoli wypełznę ze swojej jaskini – pewnie pofarbuję, by straszyć okoliczne dziewice (bo zęby już nie te, bym je miał chrupać).

 

 

entropia nigdy nie maleje

Podobnie jak Twoich tekstów :)

Komentuję zdecydowanie zbyt mało.

W takim razie pozwolę sobie zaprosić pod inne swoje teksty ^^

 

Czyli nie masz twórczego nieładu w pokoju? Szkoda. Nie potrafię zrozumieć, jak ludzie mogą mieć porządek ;-)

Niestety też winna, ale staram się wprowadzać minimalizm xD

 

Jak się w pełni przebudzę z zimowego snu i powoli wypełznę ze swojej jaskini – pewnie pofarbuję, by straszyć okoliczne dziewice (bo zęby już nie te, bym je miał chrupać).

XD

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Anet,

 

;) 

Hej, OldGuard, jak na stenogram sesji u terapeuty, była to bardzo przyjemna lektura!

Wydaje mi się, że Antywena mimowolnie dała się jednak zagnać w pułapkę. Nie może uznać tego opowiadania za nudne i sztampowe, bowiem musiałaby popełnić samobójstwo, tym samym uwalniając Autorkę od swej problematycznej obecności ;-)

Według mnie, żadna z niej zabójczyni. To raczej doświadczony trener, który sadza kogoś na ławkę, gdy widzi, że sobie nie radzi. Po taką postać, lub świat, zawsze można jednak sięgnąć ponownie, gdy sprawdzi się na treningach. W takim przypadku, zapewne, Antywena w Nowym Jorku musi po prostu wykraść ciało takiego przedwczesnego denata z kostnicy…

 

Pozdrawia dyżurny!

Witam dyżurnego ;)

 

muszę przyznać, że ze swoją Antyweną lepiej się ostatnio dogaduję, więc sesja u terapeuty pomogła ;) I na szczęście nie musiałam sięgać po drastyczne środki – niech sobie bohaterka siedzi w Nowym Jorku, co tam będzie robić, nie wnikam, byle mnie tylko nie wciągała w swoje ciemne interesy ;)

Dobry wieczór!

 

Zacznę od tego, że tekst ma moim zdaniem taką strukturę akcja->spowiedź->akcja. Piszę to od razu, dla jasności.

 

O czym jest opowiadanie? O spotkaniu uosobionej weny z uosobioną autorką w kreacji będącej dziełem prawdopodobnie jednego i drugiego zjawiska – autorki i weny. Chociaż faktycznie tekst nie burzy relacji z czytelnikiem. Jest zamknięty i osobny. Zakładamy więc, że wena i autorka są tym czym są, wewnątrz “ramy” tekstu.

 

Jest to więc jakiś rodzaj wizualizacji psychicznej podróży, na pograniczu zaburzenia dwóch osobowości w jednej osobie lub jakiś tam obraz filozoficzny, podział człowieka, który raczej jest fantastyczny niż realny (ale kto wie?). Wena może być przecież zwykłą maszyną, nie lepszą od AI więc spotkanie z nią jest iluzoryczne. To jest dialog wewnętrzny.

 

Podoba mi się, że ten wewnętrzny dialog jest fabularyzowany. Niedokończone obrazy, tworzące się dopiero miejsca i pewien warsztat, gdzie dochodzi do spotkania. W pewnym momencie jednak dialogi przejmują całość, brakuje przez jakiś czas działań. Jestem pewien, ze one mogłyby się pojawić i wzmocnić opowiadanie. Dialog przeważnie jest ciekawy, ale w kilku momentach pikuje blisko takiej pretensji emocjonalno-autorskiej, która wzmocniona łaciną sprawia wrażenie zbytniego patosu, jednocześnie nie dając czytelnikowi za dużo, by mógł uwierzyć w wagę sytuacji. Czytelnik musi wierzyć autorce i wenie na słowo, że nie konfabulują. Mam na myśli dialog. Można by dodać tam nieco więcej czynności, które bez słów obrazowałyby to co jest mówione. 

 

Na końcu znowu dzieją się rzeczy, całkiem interesujące, wymalowujące świat twórczości. Szkoda, że te malowanie otwiera i zamyka opowiadanie. Jest to trochę takie spotkanie Neo z Architektem. Akcja – spowiedź – akcja. Z uwagi na długość opowiadania, sądzę, że również w środku powinno się coś dziać, wymalowywać (a przynajmniej więcej). Tekst ogólnie czytało się dobrze, jest nawet inspirujący. Podane myśli są mi bliskie i pewnie znajdzie się sporo osób, które i siebie tutaj odnajdą.

Cześć Vacter i dzięki za rozbudowany komentarz :)

 

fajna analiza tekstu, podoba mi się, abstrahując od tego, czy prawdziwa, czy też nie ;) 

 

W pewnym momencie jednak dialogi przejmują całość, brakuje przez jakiś czas działań. Jestem pewien, ze one mogłyby się pojawić i wzmocnić opowiadanie.

Jest w tym na pewno sporo racji. Wstawki, różne didaskalia, miały trochę ten dialogowy blok tekstu przełamać, ale nie do końca się udało. 

 

blisko takiej pretensji emocjonalno-autorskiej, która wzmocniona łaciną sprawia wrażenie zbytniego patosu, jednocześnie nie dając czytelnikowi za dużo, by mógł uwierzyć w wagę sytuacji.

Tutaj również muszę się zgodzić, ale jak pisałam w przedmowie, jest w tekście trochę prywaty ^^

 

W każdym razie dzięki za ciekawy komentarz, like it :D

OldGuard, ta prywatność była dla mnie akurat reklamą. Jestem z tych dziwnych ludzi, których nauczono, że w tekście jest autor i ma on znaczenie :)

Nowa Fantastyka