- Opowiadanie: fanthomas - Kobieta o kryształowym upierzeniu

Kobieta o kryształowym upierzeniu

"Ciągle tylko ściany, korytarze i drzwi, a za nimi kolejne ściany. I cisza. Rozmowy toczyły się w pustce, jakby zdania nie miały żadnego sensu, jakby nic nie znaczyły." Zeszłego roku w Marienbadzie

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Kobieta o kryształowym upierzeniu

Cień w ciemności, potem huk. Samochód zawibrował, a mnie oblał zimny pot. Potrąciłem kogoś. Zagapiłem się, zamyśliłem i nie zdążyłem zareagować.

Wyłączyłem umysł, który na moment zamienił się w papkę. Nie zatrzymałem się. Odjechałem, nie oglądając się za siebie, gdyż przeczuwałem, co bym zobaczył, a była to ostatnia rzecz, jaką chciałem widzieć. Im bardziej oddalałem się stamtąd, tym mocniej czułem, że to tylko wyobraźnia się ze mną bawi. Coś, co było zaledwie wybojem, nierównością na drodze, wziąłem za istotę żywą, być może nawet człowieka. Przecież to niemożliwe, żeby ktoś wyłonił się z ciemności tak szybko i tak szybko w tej ciemności znów się rozpłynął.

Dotarłem pod pierwszy lepszy hotel. Silnik warczał jak dzika bestia, którą ktoś zamknął pod maską, więc go wyłączyłem. Nie miałem ochoty już dłużej tego słuchać.

Wysiadłem i przyjrzałem się samochodowi. Wyglądał tak jak przedtem, może poza kilkoma krwawymi smugami na zderzaku. Wyparłem je z pamięci i usunąłem z rzeczywistości przy pomocy chusteczek. W tej ciemności nikt nic nie zauważy, a przecież słońce nie wstanie wcześniej niż rano.

Hotelowy budynek był jednym z tych odrażających bohomazów, stworzonych przez architekta, który nie posiadał odpowiednich zdolności, ani nie kierował się miłością do tego, co robił. W środku zastałem kilkoro ludzi, którzy rozmawiali ze sobą, ale żadne z nich nie poruszało ustami. Czułem napięcie, które narastało pomiędzy nimi, a komunikaty przekazywali sobie bez użycia słów. Gesty, skinienia głową, ciche westchnienia, wykrzywione z nienawiści usta. Już wiedziałem, że całe to towarzystwo niechętnie spogląda na siebie nawzajem, a jeszcze gorzej na obcych. Czułem się jak Kopciuszek, który przybył na bal, tylko po to, żeby zostać zamienionym w żabę. Zamówiłem pokój na jedną noc, choć wiedziałem, że nie prześpię ani minuty.

Kiedy wchodziłem po schodach na górę, słyszałem narastające szmery, przeradzające się w szepty. Im wyżej się znajdowałem, tym bardziej życie na dole wracało do normalności. Wkrótce wszyscy swobodnie rozmawiali między sobą, lecz mnie tam nie było.

Otworzyłem drzwi do pokoju. Ktoś pozostawił na stoliku karteczkę, życząc mi miłego dnia. Zastanawiałem się, czy to ta sama kobieta, którą spotykałem w innych hotelach, w innych miastach. Nie byłem w stanie tego potwierdzić, gdyż nie znałem jej stylu pisma. Skoro jednak zawsze na nią wpadałem, czułem, że tym razem to też ona. Wiedziała, który pokój wybiorę, bo zawsze był oznaczony tym samym numerem. Znała przebieg mojej podróży, bo jej droga była taka sama, czasem jedynie przybywałem za wcześnie albo za późno.

Na odwrocie kartki znajdował się numer telefonu.

Czyżby ta efemeryczna niewiasta dała mi możliwość, bym się z nią skontaktował? Spróbowałem pokusić los i zadzwoniłem, ale w słuchawce usłyszałem męski głos, który najwyraźniej należał do właściciela hotelu.

– Czego sobie pan życzy? – zapytał.

– Ja tylko chciałem sprawdzić, co to za numer. Znalazłem karteczkę na stoliku…

– Tak, ja ją zostawiłem. Czyli nic panu nie potrzeba?

– Nie, przepraszam, że przeszkodziłem.

– Nic się nie stało. Od tego tu jestem, żeby dogadzać gościom.

Z uczuciem lekkiego zawodu zakończyłem połączenie. Jak mogłem przypuszczać, że tamta kobieta zostawiła po sobie jakikolwiek ślad? Nie była niczym więcej jak tylko cieniem w ciemności.

Usiadłem na łóżku i zacząłem rozmyślać nad tym, co zdarzyło się na drodze. Niewątpliwie kogoś potrąciłem, ale przypominałem sobie jedynie niewyraźną plamę na granicy widoczności, która nagle wskoczyła mi pod maskę. Nie przypominało to człowieka, a bezkształtny kleks z testów Rorschacha.

Ktoś zapukał do drzwi. Było w tym odgłosie coś natarczywego, jakby wyjątkowo pilne sprawy przyciągnęły pod próg mojego pokoju nieoczekiwanego gościa.

– Kto tam? – zapytałem, zachowując wrodzoną ostrożność.

– To ja, Klaus. Nie zna mnie pan. Jestem jednym z gości w tym hotelu.

– O co chodzi?

– Mógłby mnie pan wpuścić? – nalegał.

– Proszę wejść. Drzwi nie są zamknięte.

Do pokoju wkroczył niemłody już mężczyzna. Widziałem zmarszczki na jego twarzy, a w oczy rzucały się też siwe, rzednące włosy. Poza tym zachowywał się jednak jakby miał więcej wigoru niż reszta przebywających w tym budynku osób.

– Czegoś pan potrzebuje? – zapytałem, kiedy Klaus zaczął się rozglądać po pokoju.

– W zasadzie chciałem tylko zajrzeć i zobaczyć, czy wszystkie pokoje wyglądają tak samo.

– I do jakiego wniosku pan doszedł?

– W moim ktoś namalował farbą na ścianie dziwny napis.

– Przykro mi. U mnie, jak pan widzi, nic nie ma. Czy ten napis był już tam, zanim pan się wprowadził?

– No właśnie nie. Pojawił się całkiem niedawno, mniej więcej wtedy, gdy pan przybył do hotelu.

– To jakiś żart?

– Nie. Nawet pana nie znam. Po prostu inni goście są mocno zaniepokojeni. W ich pokojach również pojawiły się te bazgroły. A u pana nic…

– Może dlatego, że dopiero wszedłem i nikt nie miał jeszcze okazji wtargnąć tutaj, żeby coś namalować?

– Tak pan uważa?

– Oczywiście. Wygląda na to, że jakiś wariat biega po hotelu z puszką farby i bazgrze po ścianach.

– Może lepiej, gdyby pan sobie stąd poszedł.

– W sensie z tego pokoju, czy z hotelu? – zapytałem z narastającą irytacją. Facet zaczynał działać mi na nerwy, które już wcześniej miałem mocno nadszarpnięte.

– No tak ogólnie. Proszę odjechać.

– Przepraszam bardzo, ale zapłaciłem za pokój i zamierzam tutaj spędzić noc. Może pan, skoro panu wszystko przeszkadza, zechce odjechać i zapomnieć o całej sprawie?

– Nie, ja nie zamierzam – Mężczyzna wyglądał na oburzonego. – Jak pan śmie się tak do mnie zwracać?

– Będę mówił tak jak mi się podoba, a teraz ucieszyłbym się niezmiernie, gdyby sobie pan już poszedł. Nie ukrywam, że nie mam przyjemności z panem rozmawiać.

– Jeszcze zobaczymy.

Już miał wychodzić, ale zatrzymał się tuż przed drzwiami i powiedział:

– Przepraszam za moje zachowanie. Proszę nie brać tego do siebie. Ta cała sprawa trochę nadwyrężyła moje zdrowie psychiczne. Myślałem, że to pan to zrobił, ale widzę, że nie. Wygląda pan na przyzwoitego człowieka. Przepraszam.

– Za późno – odparłem, choć może nie powinienem tak ostro reagować, skoro facet wykazał nieco skruchy.

Wyszedł ze spuszczoną głową, a tuż po tym jak zamknął za sobą drzwi, zerwałem się łóżka i wybiegłem na korytarz.

– Proszę zaczekać.

– Tak? – odwrócił się, czekając na rewelacje, które miałem mu do przekazania.

– Mógłbym zobaczyć pański pokój?

– Rozumiem, że interesuje pana ten osobliwy napis?

Skinąłem głową.

– No dobrze, proszę za mną.

Udaliśmy się na wyższe piętro. Klaus otworzył drzwi i zajrzał do swojego pokoju z lekką obawą, która bardzo szybko zmieniła się w zdziwienie.

– Nie rozumiem… – wyszeptał. – Nic tu nie ma! Mogę przysiąc, że nie kłamałem.

Przyjrzałem się pokojowi. Był bliźniaczo podobny do mojego, może za wyjątkiem paskudnie żółtych firanek. Nigdzie nie dostrzegłem żadnego malunku na ścianie.

– Może się panu tylko wydawało? – zasugerowałem ostrożnie.

– Ja… Niemożliwe! Proszę zapytać inne osoby. One też to widziały.

– Nie omieszkam, gdyż to bardzo osobliwe zdarzenie.

Zostawiłem Klausa w pokoju. Nie zamierzał się najwyraźniej z niego ruszać, dopóki coś nie pojawi się z powrotem na którejś ze ścian.

Zszedłem na dół, ale nie zastałem nikogo poza właścicielem hotelu. Goście najwyraźniej rozeszli się już do swoich pokoi.

– Czyli jednak coś pana trapi? – zapytał właściciel.

– Możliwe. Mam pewne pytanie. Czy któryś z hotelowych gości zgłaszał może, że z jego pokojem coś jest nie tak?

– Przepraszam, ale nie mogę panu tego powiedzieć.

– Bo wie pan, u mnie w pokoju ktoś nabazgrał na ścianie jakieś dziwne symbole – skłamałem, licząc, że właściciel się czymś zdradzi. Nie pomyliłem się.

– U pana też? – Widać było, że mocno się tym przejął.

– Wygląda na to, że prawdopodobnie w hotelu przebywa jakiś dowcipniś, który szkodzi nie tylko gościom, ale także panu. To smutne, że takie rzeczy się dzieją.

– Przepraszam, ale nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z takimi incydentami. Ktoś jest doprawdy niepoważny, ale mogę zaświadczyć, że to żaden z gości. Wszyscy wydają się wyjątkowo zrównoważeni.

– Czyli jakaś inna osoba weszła do hotelu niepostrzeżenie? Przemknął się obok pana ktoś z farbą i pędzlem?

– To wykluczone! Zamknąłem drzwi i nikt obcy tej nocy tu nie wejdzie.

– Problem w tym, że najwyraźniej on już tu jest.

– Jeśli jeszcze któryś z moich gości zgłosi podobny przypadek, od razu zainterweniuję. Na razie jednak sprawa nie wygląda na tyle poważnie, by wzywać policję, czy inne służby.

– Rozumiem.

Wracając na górę, natknąłem się na nieznanego mi osobnika, który kulił się za ogromną donicą z jakimś egzotycznym kwiatem.

– Wszystko w porządku? – zapytałem.

– Niby tak, ale…. Tamten facet, niejaki Klaus… Może go pan kojarzy.

– Co z nim?

– Był u mnie i zrobił awanturę.

– Niech zgadnę… Skarżył się, że ktoś mu namalował coś dziwnego na ścianie?

– Tak.

– I twierdził, że pan to zrobił?

– Nie, mówił, że to pan chodzi po pokojach i maluje te dziwaczne napisy.

– A to łgarz! Myślałem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.

– Najwyraźniej nie. Mówił też, że potrącił pan kogoś i uciekł z miejsca zbrodni.

Poczułem jakby przez ułamek sekundy cały świat zawirował. Skąd ten dupek wiedział? Jechał za mną? A może to on wpadł mi wtedy pod koła? Nie dostrzegłem, żeby miał na sobie jakiekolwiek zadrapania. Co tu dużo mówić, po takim wypadku powinien obficie krwawić. A więc widział wszystko, a potem przybył do tego hotelu.

– To wszystko kłamstwa – rzekłem, siląc się na oburzenie. – Ten facet to zwykły wariat. Radziłbym na niego uważać.

– Też tak mu powiedziałem, ale on potem się na mnie rzucił i… stwierdził, że jestem z panem w zmowie.

– Typowe zachowanie szaleńca. Czyli w pana pokoju nie pojawił się żaden napis na ścianie?

– Nie. A u pana?

– Też nie. Najwyraźniej ten oszołom chodzi od pokoju do pokoju i gada jakieś beznadziejne bzdury na mnie, a może i na pana.

– Dlaczego miałby…?

– Któż zrozumie chorych psychicznie, skoro nawet im się to nie udaje?

Mężczyzna jeszcze bardziej skulił się w sobie. Najwyraźniej był przerażony zaistniałą sytuacją. Nie dziwiłem mu się. Ten cały Klaus zachowywał się bardzo niepokojąco, a na dodatek wiedział o mnie więcej, niżbym chciał. Najlepiej byłoby odjechać i poszukać innego miejsca na nocleg. Albo zamknąć się w pokoju i jakoś dotrwać do rana, choć wiedziałem, że nie będzie to łatwe. Ta mocno stresująca noc nieprędko się skończy.

Na dodatek pod drzwiami mojego pokoju stał Klaus, blokując mi przejście. Założył czarne skórzane rękawiczki i bawił się niewielkim scyzorykiem.

– Musimy pogadać – rzekł, przebiegle się uśmiechając.

– Na to wygląda. Szkalujesz mnie za plecami.

– Czyli twierdzisz, że nikogo nie potrąciłeś?

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– A te ślady krwi na zderzaku?

– To zwykła sarna. Wpadła mi pod koła i nie zdążyłem zahamować.

– Co się z nią stało?

– Nie wiem. Pewnie uciekła do lasu.

– Czyli nie zatrzymałeś się, żeby to sprawdzić?

– Nie zamierzałem biegać po nocy za rannymi zwierzakami.

– Jesteś pewien, że to tylko sarna?

– Tak.

– A może to był człowiek?

– Zostaw mnie w spokoju. Wiem, co widziałem.

– A może rozjechałeś kota o dziewięciu ogonach? Albo cztery muchy, siedzące na szarym aksamicie?

– O czym ty bredzisz?

– Wiesz, jaki napis pojawił się u mnie na ścianie?

– Wybacz, ale nie obchodzi mnie to.

– Giallo. To właśnie napisano.

– Nie rozumiem.

– Istnieje taka miejska legenda, według której sprawców wypadków prześladuje upiór w żółtym samochodzie. Kiedy jadą nocą, za nimi pojawia się to widmowe auto i spycha ich z drogi. Potem wychodzi z niego kobieta bez głowy. Jej ciało pokrywa kryształowe upierzenie. Idzie, zbliża się. Później robi się niemiło. Jedynie nieliczni uszli jej z życiem, by móc o tym opowiadać.

– Na przykład ty, tak? Odejdź od moich drzwi i lepiej, żebym cię więcej nie widział. Idź straszyć inne osoby.

– Nie lekceważyłbym tych legend.

– Mam gdzieś ciebie i twoje popieprzone historie. Wynoszę się stąd, tak jak chciałeś.

– Raduje się serce moje, słysząc te słowa.

Klaus odsunął się od drzwi i pozwolił mi wejść do pokoju. Zebrałem pospiesznie swoje rzeczy, a kiedy go mijałem, nie omieszkałem rzucić mu spojrzenia pełnego nienawiści. Zszedłem na dół, ale nie spotkałem już faceta siedzącego za doniczką. Widocznie ukrył się w lepszym miejscu.

– Jednak pan wychodzi? – zapytał smutno właściciel.

– Tak. Oceniam ten hotel jako zerogwiazdkowy. Radzę uważać na swoich gości, bo jeden z nich to wariat.

Wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem. Na szczęście nikt nie poprzebijał mi opon, ani nie porozbijał szyb. Musiałem szybko znaleźć jakiekolwiek miejsce na przeczekanie do rana, bo nie czułem się pewnie za kierownicą. W każdym cieniu widziałem potencjalną osobę, która pakuje mi się pod maskę. Jechałem wolno, nienaturalnie, a otaczała mnie cisza i mrok.

W pewnym momencie dostrzegłem, że ktoś zabrudził mi tylną szybę. Znajdował się na niej jakiś napis. Jedno słowo. Giallo. Od razu przypomniałem sobie, że wspominał o tym Klaus i to on na pewno był autorem tego napisu. Nie dość, że wariat, to jeszcze popieprzony.

Coś innego jednak sprawiło, że krew zamarzła mi na moment w żyłach, by potem silną falą uderzyć w moje serce i zmusić je do przyspieszonego bicia.

Jechał za mną żółty samochód.

Co tam kobiece upiory. Za kierownicą siedział nie kto inny, a Klaus. Nieco przyspieszyłem, ale on bardzo szybko skracał dystans. Czuł się znacznie pewniej na drodze. Dogonił mnie i uderzył w karoserię mojego samochodu. Znów poczułem nieprzyjemne drgania, jak wtedy, gdy kogoś potrąciłem.

Ten szaleniec chciał mnie zrzucić z drogi. Liczył, że stracę panowanie nad kierownicą i uderzę w jakieś drzewo.

Nie rozczarowałem go. Kiedy po raz kolejny we mnie wjechał, moim samochodem szarpnęło i zaczął się obracać, jakby żył własnym życiem. W końcu uderzyłem w barierkę, a auto Klausa docisnęło mnie do niej jeszcze mocniej. Wiedziałem, że nie dam rady mu uciec. Był teraz panem sytuacji i mógł rozkoszować się tą chwilą. Kiedy zauważyłem, że gasi silnik i zamierza wysiąść z samochodu, wiedziałem, że istnieje tylko jedna droga ratunku. Piechotą do lasu, licząc, że znajdę jakąś pomoc albo zgubię go w ciemności.

Szybko opuściłem pojazd i przeskoczyłem przez barierkę. Nie było czasu gadać z tym oszołomem. Czułem, że to i tak nic nie da, a wtedy pozostanie mi już tylko bezpośrednia konfrontacja. Wbiegłem pomiędzy drzewa, próbując nie poślizgnąć się na mokrych liściach. Słyszałem za sobą kroki. Pierwszy raz uczestniczyłem w takiej groteskowej ucieczce przez las i wydawało mi się to kompletnie irracjonalne.

Las szybko się skończył. Znalazłem się w miejscu przypominającym park, ogrodzonym ze wszystkich stron przez żywopłoty. Przeszło mi przez myśl, że Klaus chciał, żebym tam pobiegł. Zapędził mnie w kozi róg.

Nie byłem sam. Pod żywopłotem stała jakaś postać. Ruszyłem w jej kierunku, krzycząc głośno, lecz nagle mnie zamurowało. Poznałem, że to ta sama kobieta, którą wielokrotnie spotykałem. Uśmiechała się do mnie i zapewne, gdyby to była inna sytuacja, odwzajemniłbym jej się tym samym i na wszelkie możliwe sposoby wyraziłbym swoją radość. Nie mogła mi jednak pomóc w starciu z szaleńcem, gdyż była drobna i słaba.

Poczułem silne uderzenie w plecy, Klaus wpadł na mnie i przygwoździł do ziemi. W ręku ściskał scyzoryk, którym zaczął zadawać mi ciosy. Nie czułem bólu, jakby ten nożyk był zrobiony z plastiku.

Potem usłyszałem huk. Ponownie przypomniał mi się moment wypadku. Czy ten jeden incydent sprawił, że Klaus wybrał sobie mnie na ofiarę? Czy był upiorem zemsty, który miał mnie prześladować podczas każdej podróży?

Musiałby cechować się nieśmiertelnością, a wtedy zrozumiałem, że tak nie jest. Przewrócił się na bok, z cichym jęknięciem. Ktoś krwawił, lecz nie wiedziałem, czy to ja, czy on.

Spojrzałem na dziewczynę. Trzymała w ręku pistolet. Skąd go wzięła? Kim była? Nieważne. Uratowała mnie.

– Dziękuję – wyrzęziłem.

Zacząłem czuć ból, który wlewał się w moje ciało niewidocznymi otworami. Jednak byłem ranny.

– On ścigał ciebie, a ja jego. Każdy ma swojego anioła zemsty – powiedziała kobieta.

Obraz się rozmazał. Widziałem już tylko cienie w ciemności. Kiedy wróciła mi świadomość, odkryłem, że nie leżę już w parku, a na skraju drogi. Był dzień, a ja czułem się potwornie poobijany. Nie mogłem się ruszyć. Stało nade mną kilka osób. Mówili coś o tym, że pogotowie już jedzie i że ktoś mnie potrącił, a potem uciekł. Chciałem ich zapewnić, że wcale tak nie było. To ja przyczyniłem się do wypadku i odjechałem, nie oglądając się za siebie. Nie mogłem wydusić jednak z siebie żadnego słowa.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Bardzo dobry horror, bez morza krwi i mordów, ale trzyma w napięciu i do końca nie pozwalała domyślić się zakończenia. Świetne dialogi. :) 

 

Poruszyłeś przy okazji istotny problem ucieczki z miejsca wypadku. W dodatku – nieudzielenia pomocy poszkodowanemu. Niestety, tego typu zachowań na drogach jest coraz więcej. 

 

Z technicznych – sugestie:

Wyszedł ze spuszczoną głową, a tuż po tym jak zamknął za sobą drzwi, zerwałem się łóżka i wybiegłem na korytarz. – literówka

Stało nade mną kilka osób. Mówili coś o tym, że pogotowie już jedzie i że ktoś mnie potrącił, a potem uciekł. – może lepiej “mówiły”, skoro to osoby?

 

Pozdrawiam serdecznie, klik. :)

 

Jeszcze dopiszę, edytując, bo od początku tytuł mi przypomina genialny utwór sprzed lat:

OMEGA Gyöngyhajú lány (Dziewczyna o perłowych włosach) smileyheart

Pecunia non olet

Trochę za dużo tu się dzieje. Kim jest tajemnicza kobieta? I czemu ten Klaus taki narwany? Czytelnik nie nadąża po prostu. Często opowiadania grozy mają zbyt wolne tempo, a tu odwrotnie. I też niedobrze.

Perfidne zakończenie, ale jest w nim pewnego rodzaju sprawiedliwość.

Fajnie zbudowałeś atmosferę niepokoju w hotelu.

Ta karteczka spowodowała, że ktoś w hotelu świadczy usługi erotyczne.

Lożanka bezprenumeratowa

Przeczytałam z ciekawością i dużą dozą przyjemności (a nawet z lekką nutką dekadencji :P). Podobało mi się to, że nie do końca byłam pewna zdrowia psychicznego narratora oraz pozostałych postaci, a atmosfera szaleństwa świetnie zgrała się z odcieniem grozy i motywami ze starych filmów z tajemniczym zabójstwem i obskurnym motelem w tle. Jedyne, co nie za bardzo mi podeszło, to moment pościgu i ataku Klausa. Zabrakło w tych scenach emocji, a narrator opisywał te wydarzenia tak beznamiętnie, jakby zażył właśnie mocne środki uspakajające.

Do końca nie wiem, co właściwie wydarzyło się w finale, jak Klaus namierzył bohatera i kim była kobieta, ale zupełnie mi to nie przeszkadza.

Bi­zar­ro? Giallo? Kryminallo? Hm… do­da­ję do ko­lej­ki. Sorry, że nie na­dą­żam z czy­ta­niem Twoich tek­stów, Fan. Stay here i'll be back! smiley

Heloł! Podobało mi się, chociaż logiki w tym finale raczej w tym nie ma (albo ja nie umiem się do niej dogrzebać). Dobrze opisane sceny w hotelu, dało się odczuć napięcie.

O, i podobał mi się dziwny sposób myślenia głównego bohatera. W sensie, że po prostu próbował przejść nad wypadkiem do porządku dziennego. To było bardzo nienaturalne, ale tutaj oczywiście pasowało.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Hotelowy budynek był jednym z tych odrażających bohomazów, stworzonych przez architektaktóry nie posiadał odpowiednich zdolności ani nie kierował się miłością do tego, co robił.

Coś innego jednak sprawiło, że krew zamarzła mi na moment w żyłach, by potem silną falą uderzyć w moje serce i zmusić je do przyspieszonego bicia.

Jechał za mną żółty samochód.

Giallo oznacza z włoskiego “żółty”, można więc powiedzieć, że kolor auta nie jest tu przypadkowy. Ładny kolorek, ładne opisy. Wciągnęło mnie w całą tę intrygę i przypomniała mi się nawet moja ulubiona “Mroczna kraina” (film z 2009 roku). No dobrze, czytałem w nocy o nocy, i to też pewnie swoje zrobiło, ale… Ale bardzo poszedłeś warsztatowo do przodu (od czasu, kiedy cię poznałem i przeczytałem) i jak tak dalej pójdzie, to nie będzie czego zbierać z konkurencji, a niedoszli adepci sztuki pisarskiej, niespełnieni gracze na murawie artyzmu będą szwędali się po nocach, po lasach, po wertepach snu jako duchy samobójców i bezdomnych. Nie odbieraj ludziom chleba, na litość boską! Niech piszą, a pisząc – żyją! ;)

Podsumowując. Szósteczka ode mnie za melanż gatunkowy, za mój dobry dzisiaj nastrój, za ogólną przekazu filmowość, która mnie omotała i olśniła!

Maćku dziękuję za miłe słowa. Staram się cały czas poprawiać warsztat i polepszać swoje pisanie. Muszę przyznać, że Mroczna kraina stanowiła pewną inspirację i też uważam ten film za świetny. Ogólnie to filmy stanowią dla mnie często silną inspirację. A jeśli chodzi o ten żółty kolor i postać zabójcy w skórzanych rękawiczkach to nawiązania do włoskich thrillerów określanych właśnie jako giallo, od koloru okładek. To taka lekka parodia/pastisz. Jeszcze raz dziękuję tobie i innym osobom za zajrzenie i skomentowanie.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Interesujące. W sumie lekkie, z ukrytym morałem.

Hmm… No nie moje to klimaty i nie jestem w stanie, niestety, tego przeskoczyć oceniając tekst :-)

 

Na plus na pewno opis reakcji bohatera na potencjalne potrącenie. Ładnie ubrane w słowa i jednocześnie realistyczne. Ogólnie tekst czyta się przyjemnie, technicznie bez zarzutów poza drobiazgami:

Hotelowy budynek był jednym z tych odrażających bohomazów, stworzonych przez architekta

Tu chyba za duży skrót myślowy. Budynek nie może być bohomazem. Może lepiej Hotelowy budynek powstał w oparciu o projekt, będący jednym z tych odrażających bohomazów, stworzonych przez architekta

W środku zastałem kilkoro ludzi, którzy rozmawiali ze sobą, ale żadne z nich nie poruszało ustami.

Trochę mi to zgrzyta. Jakby trzymać się słownikowej definicji, to rozmowa jest “wzajemną wymianą myśli za pomocą słów”. Może raczej komunikowali się ze sobą?

Ta cała sprawa trochę nadwyrężyła moje zdrowie psychiczne.

Sytuację sprzed kilku minut chyba trudno ocenić od razu jako nadwyrężającą ogólne zdrowie psychiczne. Może po prostu nadwyrężyła moją psychikę?

Nie omieszkam, gdyż to bardzo osobliwe zdarzenie.

Jakoś mi to zdanie kompletnie nie pasuje do ogólnego sposobu wysławiania się bohatera.

Wyglądał tak jak przedtem, może poza kilkoma krwawymi smugami na zderzaku.

Jeśli to opis jedynie percepcji bohatera, to w porządku. Jeżeli jednak miało być bardziej realnie, to czegokolwiek by nie potrącił, to nie ma siły żeby się nic nie wgniotło w aucie ;-)

 

Na mój gust, dialogi i sytuacje trochę zbyt absurdalne, ale to tylko ja. Natomiast nieco więcej objaśnienia niektórych elementów chyba przydałoby się każdemu, przede wszystkim postaci kobiety. Skoro była aniołem zemsty dla Klausa, to czemu bohater znał ją już wcześniej i czemu niby wielokrotnie już pokonywał tę samą drogę? 

Pomimo uwag, jak widzisz, tekst czytałem z uwagą i ciekawością, stąd pojawiające się pytania :-) Pozdrawiam!

 

Cześć!

 

Ni to groza ni opowieść niesamowita. Tajemnica i niepewność to dla mnie najmocniejsze elementy całej opowieści (choć ja fanem grozy nie jestem). Senny lub realny incydent na drodze przywodzi bohatera do hotelu Kalifornia, który tylko podsyca ciekawość. Bohatera kupuję, nieco zdezorientowany, momentami staroświecki, pasuje do klimatu. Rozmowa z Klausem daje więcej pytań niż odpowiedzi, a późniejsze wydarzenia coraz bardziej mieszają w kotle, choć od ponownego wyjazdy całość staje się nieco przewidywalna.

Fantastyki niewiele, ale nie miodnością a klimatem i tajemnicą ten świat stoi. Dobry tekst, ładnie napisany (choć tu i tam coś zgrzytnęło, szczególnie na początku). Miejscami opisy trochę się dłużą, zwłaszcza na początku i przed finałem, ale mi to akurat nie przeszkadza, choć dynamiki też nie dodaje. Zacne opko.

 

Z kwestii edycyjnych:

W środku zastałem kilkoro ludzi, którzy rozmawiali ze sobą, ale żadne z nich nie poruszało ustami. → W środku zastałem kilkoro ludzi, którzy rozmawiali ze sobą, ale żaden z nich nie poruszał ustami.

Zamówiłem pokój na jedną noc, choć wiedziałem, że nie prześpię ani minuty.

Wynająłem imho

Jechał za mną żółty samochód.

A niby jak rozpoznać w nocy kolor auta jadącego za nami?

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Yupi, opowiadanie mnie wciągnęło! Fabuła nanizuje się sama jak paciorki na sznurek, dialogi oliwią go, a za chwilę jesteś już nie wiadomo, gdzie – na górce czy dole, przed lękiem czy już minął. :-) Huśtawka, która huśta się tym wyżej, im dłużej na niej siedzisz, w dodatku sama z siebie, bo ty nie poruszasz żadnym mięśniem, tylko kurczowo trzymasz się łańcuchów i … nagle staje. Zeskakujesz szybko, lecz dalej się boisz, ponieważ już w i e s z.

Motywy były dla mnie niby znajome, sytuacja przypominała inne, lecz niejako wszystko to było na nic, bo dalej się lękałam, a obrazy pracowały. xd 

Opowiadanie inne niż świąteczne, moim zdaniem dużo lepsze. Z tym, że tutaj można byłoby z większą swobodą poprowadzić narrację, momentami ją dopieścić, aby mocniej wybrzmiała, np. sam początek – sporo potencjalnych nadmiarowości; dialogi są w zasadzie naturalne, więc przycinać ostrożnie. W tamtym tekście… ale o tym innym razem.

 

Naturalnie skarżypytuję. :-) Tekst jeszcze grudniowy, więc skorzystam z przywileju Lożanki, dziwię się, ze jeszcze nie jest w biblio. 

 

Drobiazgi:

Dwie rzeczy wynotowałam:

,Nie była niczym więcej jak tylko cieniem w ciemności.

Może podmienić na „niż” wcześniejsze zdanie rozpoczyna się od „jak”, poza tym stosunkowo często używasz “jak”. 

,Nie przypominało to człowieka, a bezkształtny kleks z testów Rorschacha.

Bez żalu rozstałabym się z „to”, gdyż wiadomo o co chodzi oraz – podobnie do wspomnianego wyżej „jak” – miejscami panoszy się w tekście ździebko niepotrzebnie. ;-)

 

pzd srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Intrygujący pomysł i takież opisanie sytuacji w hotelu. Mnóstwo tu, jak zwykle u Ciebie, absurdu, przez który trudno dokopać się choćby odrobiny sensu, ale z drugiej strony – może wcale nie trzeba go szukać…

 

Ho­te­lo­wy bu­dy­nek był jed­nym z tych od­ra­ża­ją­cych bo­ho­ma­zów… →Czy jakikolwiek budynek może być bohomazem?

 

W środ­ku za­sta­łem kil­ko­ro ludzi, któ­rzy roz­ma­wia­li ze sobą, ale żadne z nich nie po­ru­sza­ło usta­mi. → Piszesz o ludziach, którzy są rodzaju męskiego, więc: W środ­ku za­sta­łem kil­ko­ro ludzi, któ­rzy roz­ma­wia­li ze sobą, ale żaden z nich nie po­ru­sza­ł usta­mi.

 

Kiedy wcho­dzi­łem po scho­dach na górę… → Zbędne dookreślenie – czy mógł wchodzić po schodach na dół?

 

My­śla­łem, że to pan to zro­bił… → A może wystarczy: My­śla­łem, że pan to zro­bił

 

– Niby tak, ale…. → Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

 Ru­szy­łem w jej kie­run­ku, krzy­cząc gło­śno… → Zbędne dookreślenie – krzyk jest głośny z definicji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nieźle pokręcona historia. Żeby potrącić samochodem samego siebie…

Czytało się przyjemnie. Mnóstwo dialogów, więc lektura szybka. Ciekawe, że bohater zauważył kobietę, ale Klausa pominął. Ciekawe, czy i za babką ktoś podąża…

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka