- Opowiadanie: Storm - Taksydermista

Taksydermista

Mój pierw­szy szort kon­kur­so­wy. Nok­tur­ny bar­dzo mi się spodo­ba­ły pod wzglę­dem te­ma­tu, więc po­sta­no­wi­łem na­pi­sać coś hor­ro­ro­we­go. Miłej lek­tu­ry!  

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Taksydermista

Fran­cis Che­val­lier był do­praw­dy nie­ty­po­wym czło­wie­kiem za­rów­no pod wzglę­dem wy­glą­du, jak i za­cho­wa­nia. Zie­mi­sta cera, wy­łu­pia­ste oczy, wiecz­nie tłu­ste włosy, krzy­we, nie­zgrab­ne palce, śli­no­tok i uty­ka­nie na lewą nogę z pew­no­ścią wy­róż­nia­ły go z tłumu. Mówił sam do sie­bie, ge­sty­ku­lo­wał w nie­na­tu­ral­ny spo­sób, w lo­so­wych mo­men­tach zda­rza­ło mu się pła­kać lub krzy­czeć. Do tego, gdy z kimś roz­ma­wiał (za­wsze z cha­rak­te­ry­stycz­nym fran­cu­skim ak­cen­tem), na­tar­czy­wie utrzy­my­wał kon­takt wzro­ko­wy. Z pew­no­ścią był nie­zwy­kłym czło­wie­kiem i rze­czy­wi­ście nieco od­py­cha­ją­cym, ale to, czym się zaj­mo­wał, wy­cho­dzi­ło mu świet­nie. Fran­cis był tak­sy­der­mi­stą – wy­py­chał zwie­rzę­ta. Jego ro­dzi­na, od wielu lat miesz­ka­ją­ca w Pa­ry­żu, zaj­mo­wa­ła się tak­sy­der­mią od prze­szło trzech po­ko­leń. Wszy­scy, tak jak on, byli swego czasu mi­strza­mi w tej dzie­dzi­nie.

Byłem sta­łym klien­tem Fran­ci­sa Che­val­lie­ra. Za­wsze, gdy zle­ca­łem mu wy­pcha­nie ja­kie­go­kol­wiek zwie­rzę­cia, on w bły­ska­wicz­ny spo­sób (bo w ciągu za­le­d­wie jed­ne­go dnia) i bez za­rzu­tu wy­wią­zy­wał się ze swych obo­wiąz­ków. Gdyby tego było mało, żądał nie­wie­le pie­nię­dzy za swe usłu­gi i za­szczy­cał mnie miłą po­ga­węd­ką choć­by na naj­bar­dziej błahe te­ma­ty, ile­kroć przy­cho­dzi­łem ode­brać wy­pcha­ne tro­feum. Jed­nak sy­tu­acja zmie­ni­ła się dia­me­tral­nie, gdy od­kry­łem ta­jem­ni­cę ar­ty­sty.

 

Wszyst­ko za­czę­ło się pew­ne­go po­po­łu­dnia, gdy wy­sze­dłem z jego za­kła­du po omó­wie­niu szcze­gó­łów ko­lej­ne­go zle­ce­nia. Na­by­łem od po­bli­skie­go ga­ze­cia­rza naj­now­szy numer lon­dyń­skiej prasy i moją uwagę przy­kuł na­głó­wek o za­gi­nię­ciu mło­dej ko­bie­ty. Oka­za­ło się, że był to nie kto inny jak Mary Hig­gins, młoda dama, którą po­zna­łem ty­dzień temu na jed­nym z ban­kie­tów. Przy­po­mnia­łem sobie, że spę­dzi­łem z nią wtedy wy­jąt­ko­wo miły wie­czór. Mary była nie­zwy­kle sym­pa­tycz­ną, ale też uro­dzi­wą ko­bie­tą, więc tym bar­dziej cała spra­wa bar­dzo mnie za­nie­po­ko­iła. Du­ma­łem nad tym, co mogło przy­da­rzyć się temu uro­cze­mu dziew­czę­ciu. Stwier­dzi­łem też, co rów­nież za­uwa­żo­no w ar­ty­ku­le pra­so­wym, że w po­dob­nie za­gad­ko­wych oko­licz­no­ściach za­gi­nął do­kład­nie mie­siąc temu dok­tor John Har­per, uzna­ny w Lon­dy­nie le­karz me­dy­cy­ny. Ta­jem­ni­cza na­tu­ra owej spra­wy po­ru­szy­ła, ale też za­cie­ka­wi­ła mnie do tego stop­nia, że całą resz­tę tam­te­go dnia spę­dzi­łem na roz­my­śla­niu o niej.

Gdy na­stęp­ne­go dnia wstą­pi­łem do Che­val­lie­ra ode­brać mo­je­go wy­pcha­ne­go głusz­ca, nie omiesz­ka­łem za­py­tać go o to nie­wy­ja­śnio­ne zda­rze­nie. Na moje py­ta­nie tak­sy­der­mi­sta uśmiech­nął się pa­skud­nie i od­po­wie­dział, że wie, co się tak na­praw­dę stało. Za­uwa­ży­łem rów­nież, że Fran­cuz nagle za­czął drżeć ni­czym w go­rącz­ce. Po spo­strze­że­niu jego nie­ty­po­wej zmia­ny na­stro­ju za­py­ta­łem, o co cho­dzi, a on spoj­rzał na mnie tymi gro­te­sko­wy­mi ga­dzi­mi śle­pia­mi i uśmiech­nąw­szy się jesz­cze pa­skud­niej, wy­szep­tał:

– Panie Brown, wszyst­ko go­to­we. Pro­szę za mną, po­ka­żę panu.

Za­pro­wa­dził mnie na za­ple­cze swego za­kła­du, po czym wziąw­szy do ręki uprzed­nio za­pa­lo­ną lampę naf­to­wą, otwo­rzył właz w drew­nia­nej pod­ło­dze. Tak­sy­der­mi­sta zszedł na dół po mar­mu­ro­wych scho­dach, pro­sząc, bym po­dą­żał za nim. Skon­fun­do­wa­ny całą sy­tu­acją zro­bi­łem to, o co pro­sił. Idąc za Che­val­lie­rem ko­ry­ta­rzem o wil­got­nych ka­mien­nych ścia­nach, zda­łem sobie spra­wę, że była to jakaś ukry­ta piw­ni­ca. Nagle Fran­cuz sta­nął przed drew­nia­ny­mi drzwia­mi, od­su­nął za­su­wę i je otwo­rzył. Gdy tylko te prze­klę­te wrota zo­sta­ły uchy­lo­ne, po­czu­łem okrop­ny smród zgni­łe­go mięsa tak obrzy­dli­wy, że nie­omal zwy­mio­to­wa­łem na pod­ło­gę. Wi­dząc moją re­ak­cję, Fran­cis Che­val­lier po­wie­dział:

– Prze­pra­szam, to tylko flaki, za­po­mnia­łem wy­rzu­cić po pre­pa­ra­cji.

Wsze­dłem za nim do prze­stron­nej sali i na­tych­miast zlo­ka­li­zo­wa­łem źró­dło strasz­li­we­go fe­to­ru. Fak­tycz­nie tak jak mówił, było to wia­dro gni­ją­cych wnętrz­no­ści, nad któ­rym la­ta­ło stado much. Prze­ko­na­ny, iż są to or­ga­ny zwie­rzę­cia, nieco się uspo­ko­iłem, jed­nak po od­wró­ce­niu się w stro­nę tak­sy­der­mi­sty wo­ła­ją­ce­go „Oto moje dzie­ło!” po pro­stu za­mar­łem. Śli­nią­cy się, obłą­ka­ny ar­ty­sta stał obok dwóch drew­nia­nych sto­łów, wy­krzy­wia­jąc gębę w dum­nym uśmie­chu. Na ich brud­nych bla­tach le­ża­ły dwa spre­pa­ro­wa­ne ludz­kie ciała – ko­bie­ty i męż­czy­zny. Z prze­ra­że­niem roz­po­zna­łem w tym plu­ga­stwie nie­szczę­sną pannę Hig­gins i bied­ne­go dok­to­ra Har­pe­ra. Widok ten zmro­ził mi krew w ży­łach i pa­dłem na zie­mię ni­czym ra­żo­ny pio­ru­nem. Wy­łu­pia­sto­oki mor­der­ca Che­val­lier pod­biegł do mnie, py­ta­jąc, czy wszyst­ko w po­rząd­ku, na co ja zdzie­li­łem go laską w głowę z całej siły i ucie­kłem z tego prze­ra­ża­ją­ce­go miej­sca. Gdy gna­łem na łeb na szyję, sły­sza­łem je­dy­nie za­wo­dze­nie ogłu­szo­ne­go Che­val­lie­ra:

– Pan za­cze­ka! Prze­cież tak się uma­wia­li­śmy, no nie?

Nie­zwłocz­nie za­wia­do­mi­łem po­li­cję o całym zaj­ściu, sza­le­niec zo­stał zła­pa­ny i prze­słu­cha­ny.

Naj­bar­dziej nie­do­rzecz­ne w owej hi­sto­rii jest to, że obłą­ka­ny gad jesz­cze nie tak dawno zwany prze­ze mnie fe­no­me­nal­nym ar­ty­stą ze­znał, iż to ja ka­za­łem mu do­ko­nać wy­pcha­nia zwłok. Co jesz­cze bar­dziej ku­rio­zal­ne, po­li­cja uwie­rzy­ła prze­klę­te­mu ża­bo­ja­do­wi. Przy­szli do mnie mó­wiąc, że mają do­wo­dy. Aresz­to­wa­li mnie tak samo, jak gro­te­sko­we­go po­kur­cza, który do­ko­nał ohyd­nej zbrod­ni, i za­mknę­li tutaj, w obrzy­dli­wej izo­lat­ce. Nic prze­cież nie zro­bi­łem, pa­mię­tam je­dy­nie, że… dok­tor Har­per i panna Hig­gins byli na mojej li­ście, wtedy wzią­łem nóż… mie­siąc temu Har­per, kilka dni temu Hig­gins… O Boże w nie­bio­sach! Byłem tam w piw­ni­cy tak­sy­der­mi­sty… wi­dzia­łem, jak pre­pa­ru­je zwło­ki… śmia­łem się i od­gra­ża­łem, że to jesz­cze nie ko­niec… na li­ście byli inni… jesz­cze czte­ry osoby… Matko Prze­naj­święt­sza! To byłem ja… je­stem mor­der­cą… tylko dla­cze­go nic nie pa­mię­tam… co się ze mną dzie­je?

 

***

 

Po co ta cała pi­sa­ni­na? Teraz już pa­mię­tam, za­bi­łem tę dwój­kę. Nie są­dzi­łem, że znów do­znam amne­zji, na do­da­tek w tak sil­nej po­sta­ci. Za­zwy­czaj od­zy­sku­ję pa­mięć po kilku go­dzi­nach, lecz tym razem przez co naj­mniej kilka dni byłem świę­cie prze­ko­na­ny, że je­stem je­dy­nie nor­mal­nym, sza­rym oby­wa­te­lem Lon­dy­nu. Ta uciecz­ka z piw­ni­cy Fran­ci­sa, we­zwa­nie po­li­cji, ude­rze­nie go laską. Mu­siał być to na­praw­dę gwał­tow­ny in­cy­dent. Naj­wi­docz­niej za­po­mnia­łem wziąć cho­ler­ne le­kar­stwo. Na wszel­ki wy­pa­dek po­wiem dur­niom w bia­łych far­tu­chach, któ­rzy uwa­ża­ją się za tu­tej­szych le­ka­rzy, że łykam te prze­klę­te pi­guł­ki. Nie chcę, by taka sy­tu­acja się po­wtó­rzy­ła. Przez swoją ułom­ność wy­lą­do­wa­łem wśród czub­ków, któ­rzy resz­tę swej bez­na­dziej­nej eg­zy­sten­cji spę­dza­ją na wrzesz­cze­niu i ude­rza­niu głową o ścia­nę. Muszę po­my­śleć, jak stąd uciec.

 

Ci głup­cy mówią, że cier­pię na silną psy­cho­zę i za­ni­ki pa­mię­ci. Może i mają rację, lecz ja i tak stąd uciek­nę!

 

No­ca­mi widzę tych dwoje, Har­pe­ra i Hig­gins, a ra­czej ich wy­pcha­ne zwło­ki. Stoją nad moim łóż­kiem i pa­trzą tymi mar­twy­mi oczy­ma. Pa­trzą wprost na mnie, ma­ne­ki­ny bez życia, pa­ro­die ludz­kie­go ciała. Przy­po­mi­na­ją, co zro­bi­łem, ale ja się nie pod­dam, do­koń­czę to, co za­czą­łem.

 

Za­pi­su­ję te słowa, wpa­tru­jąc się jak co noc w upior­ne zjawy dwoj­ga moich ofiar. Jed­nak tym razem, za­miast się we mnie wpa­try­wać, trzy­ma­ją w rę­kach noże i coś do mnie mówią. Zbli­ża­ją się. Są już tuż-tuż. Hig­gins po­chy­la się nade mną i szep­cze do ucha: Wy­pa­tro­szy­my was, tak jak wy nas…

 

***

 

Rę­ko­pis ów zo­stał zna­le­zio­ny w izo­lat­ce numer osiem­na­ście szpi­ta­la Be­th­lem Royal Ho­spi­tal, w któ­rej od nie­daw­na osa­dzo­ny był mor­der­ca dwoj­ga osób Elias Brown. Brow­na zna­le­zio­no mar­twe­go dziś rano. Leżał na pod­ło­dze rze­czo­ne­go po­miesz­cze­nia. Ciało po­zba­wio­ne było ja­kich­kol­wiek or­ga­nów mięk­kich, m.in.: wnętrz­no­ści, ję­zy­ka, oczu. We­zwa­ny na miej­sce pa­to­log wska­zał wy­pa­tro­sze­nie żyw­cem jako bez­po­śred­nią przy­czy­nę śmier­ci. Co jesz­cze bar­dziej za­gad­ko­we, osa­dzo­ne­go w tym samym ośrod­ku Fran­ci­sa Che­val­lie­ra, współ­od­po­wie­dzial­ne­go za ohyd­ną zbrod­nię, rów­nież zna­le­zio­no mar­twe­go w iden­tycz­nych oko­licz­no­ściach. Po­li­cja ofi­cjal­ne roz­po­czę­ła do­cho­dze­nie w tej spra­wie.

Koniec

Komentarze

Zaczyna się banalnie od sztampowego opisu dziwaka Chevalliera i czytelnik nie wie, czego się spodziewać dalej, ale w pewnym momencie robi się coraz bardziej zagadkowo i niepokojąco. Tak, szort trzyma się gatunku, jest straszny i obrzydliwy :) Narracja pierwszoosobowa jest tu wyzwaniem i chyba się udało.

Od strony warsztatu można byłoby doszlifować, dodać przecinków, zredukować powtórzenia, ale ogólnie jest okej.

Pozdrawiam!

Klimat niezły, lubię tego rodzaju zabawy z mało wiarygodnym narratorem, tylko mam wrażenie, że wszystko trochę zbyt szybko się dzieje.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

gestykulował w pokrętny sposób

Jak można pokrętnie gestykulować.

 

Zaiste niezwykły był z niego człek i może faktycznie nieco odpychający swoją dziwnością, ale to, czym się zajmował, wychodziło mu świetnie.

 

Dziwny ten początek zdania. Może był z pewnością człowiekiem niezwykłym i może nawet nieco odpychającym, ale…

 

Wszystko zaczęło się pewnego popołudnia, gdy wychodziłem z jego zakładu.

Cała opisana reszta nie zdarzyła się, kiedy wychodził z jego zakładu. Bo to zakładałoby, że kupił gazetę w drzwiach zakładu.

 

Panie Brown wszystko gotowe. Proszę za mną, pokażę Panu.

To powinno być zapisane jak dialog, czyli tak https://www.fantastyka.pl/loza/14

 

Panujemy z dużej jedynie w listach.

Dalej dialogi też są źle napisane.

 

Mimo tych błędów opowieść jest niezwykła. Kolejne zwroty akcji wiodą czytelnika niczym rollercoster. Po poprawieniu błędów, klikałabym do biblioteki.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Storm!

 

Pierwsze dwa akapity są mocno sprawozdawcze – dają radę, ale fajniej wyszłyby jako np. opis spotkania narratora z owym taksydermistą. Coś by się działo, więc też bardziej angażowałbyś czytelnika.

Fajne! Zwięźle (może aż zanadto), ale z pomysłem, są ciekawe twisty :) Jest makabra, ale opisana z wyczuciem (choć tu pomogła zwięzłość) – nie poszedłeś w bezsensowne krwawe opisy, a to dla mnie plus.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

chalbarczyk Dzięki za miłe słowa! Poprawię interpunkcję i inne babole i powinno być okej. Pozdrawiam również! 

 

Krokus Dzięki za opinię, cieszę się że się spodobało. Pozdrówka również :)

Ambush Dzięki za rady! Poprawię błędy i zmodyfikuje te nieszczęsne dialogi, które przyznaję nie są moją mocną stroną. 

fanthomas Powiem szczerze, że nie za bardzo umiem pisać tych wszystkich budujących klimat, poetyckich opisów i skupiam się na pchaniu fabuły do przodu, więc może dlatego wszystko szybko się dzieje.

Storm – cześć Ten-Tego mistrzu!!

„Aresztowali mnie tak samo, jak tego groteskowego pokurcza i zamknęli tutaj, w tej obrzydliwej izolatce”.

„…mianowicie to, że ten obłąkany gad zeznał, iż to ja kazałem mu dokonać tej ohydnej zbrodni. Co jeszcze bardziej kuriozalne policja uwierzyła temu przeklętemu żabojadowi. Przyszli do mnie mówiąc, że mają dowody. Aresztowali mnie tak samo, jak tego groteskowego pokurcza i zamknęli tutaj, w tej obrzydliwej izolatce”.

Nie dziwię się. Będąc w wielkim stresie po własnym – pisarza – aresztowaniu, nagle zacząłeś TEGOWAĆ i aż do końca szortu zostało ci to!!!!!! – to, ten, tej, tego, tamtego, temu, tamtemu + sto innych! Storm – ty jesteś Wicher, czy połknąłeś śmierdzące flaki wypchanych ludzi (tak, umiem wejść w klimat szorcika) ze straszydłami-słówkami i przestałeś być niezłym pisarzem lub jest was dwóch…?

To tylko dwa z wielu fragmentów – NATYCHMIAST POZBĄDŹ SIĘ TEGO WSZYSTKIEGO.

Poza tym – niezły, interesująco przedstawiony pomysł. Choć niestety końcówka tak od 4/5 szorta – bardzo porozrywana narracyjnie. Chcesz „na super” zakończyć, zrywasz zdania żeby było b. dosadnie. Chęci szczere widać!

Do dzieła STORM – jutro po poprawach moich „rozkazów”, daj znać, że wróciłeś jak Wicher do boju o nagrodę Nobla, bo… zadzwonię po policję litera-bzdurno-znawczą!!!!!!

Z przyjaźnią.

LabinnaH

Przeczytawszy.

Hm, mam problem z tym szorciakiem. Z jednej strony podoba mi się oś fabuły i to jak to się rozwija, bo amnezja narratora robi niezłą historię. Z drugiej to dzieje się za szybko, bym mogła wsiąknąć w klimat. W sumie jest to na moje oko bardziej dokładny szkic niż pełnoprawna historia, więc mam nadzieję, że kiedyś rozwiniesz to w coś większego objętościowo. Rzeczy warsztatowe wypunktowali przedpiścy, więc też warto z tego skorzystać. Niemniej to, co w tym szorcie sie udało, to zamknięcie w minimum znaków zgrabnej fabuły, a to naprawdę sztuka.

Cześć LabinnaH, wróciłem jak wicher do boju i ograniczyłem TEGOWANIE od momentu aresztowania. Pisząc, kompletnie tego nie zauważyłem, ale jak napisałeś narrator był zestresowany i pod presją więc jakoś TEGOWANIE się wkradło ;) Dzięki za wyłapanie TEGO wszystkiego! Pozdrawiam.

Hej oidrin! Dopiero uczę się pisać horrory, więc budowanie klimatu wychodzi mi różnie. Na pewno mój następny horrorowy tekst będzie już pod tym względem lepszy. Dzięki za opinię!

Hej Storm

Przyjemny tekst, choć wydaje mi się, że jeszcze wymaga wygładzenia. Moim zdaniem – byłby lepszy w nieco dłuższej formie, bo teraz wydaje się nieco pędzić.

Z plusów: jest klimat, na początku wszystko wydaje się jasne – a potem już nie. Miałem taką myśl: aaa, okaże się że tamten ich wypchał i koniec. A tu proszę! :) Fajne zakończenie.

 

Cześć Ramshiri Dzięki za przeczytanie i opinię. Na pewno wykorzystam sugestię w przyszłych tekstach w horrorowym klimacie.

Hej, Storm!

Tekst krótki, z pozoru sztampowy, ale w końcu prezentuje ciekawe zwroty akcji. Tylko realizacja miejscami boli, jak pokażę:

Francis był taksydermistą – wypychał zwierzęta.

Rozumiem, że już przyjąłeś ten wyraz za tytuł i nie będziesz zmieniał, ale to kalka nieobecna w najważniejszych słownikach – mówi się po prostu “wypychacz zwierząt”.

Jego rodzina od wielu lat związana z Paryżem, zajmowała się taksydermią od przeszło pięćdziesięciu lat.

Przecinek po “rodzina”. Podwójne “od lat” wypada fatalnie pod względem stylistycznym.

Wszyscy tak jak on byli swego czasu mistrzami w tej dziedzinie.

Wydzieliłbym przecinkami “tak jak on”.

Zawsze, gdy zlecałem mu wypchanie jakiegokolwiek zwierzęcia on w błyskawiczny sposób

Przecinek po “zwierzęcia”.

Okazało się, że był to nie kto inny jak Mary Higgins, dama, którą poznałem tydzień temu na jednym z bankietów. Przypomniałem sobie, że spędziłem z nią wtedy wyjątkowo miły wieczór. Mary była niezwykle sympatyczną, ale też urodziwą damą więc tym bardziej cała sprawa bardzo mnie zaniepokoiła. Dumałem nad tym, co mogło przydarzyć się temu uroczemu dziewczęciu.

Przecinek po “damą”. Dwa razy ten wyraz w niewielkim odstępie. Poza tym słowem “dziewczę” zwykłem określać osóbki młodsze niż te, do których pasuje określenie “dama”.

Stwierdziłem też, co również zauważono w artykule prasowym, że w podobnie zagadkowych okolicznościach zaginął

To chyba nie stwierdził, tylko przeczytał, dowiedział się?

Francuz nagle zaczął drżeć niczym w stanie gorączki.

Może po prostu: w gorączce?

-Panie Brown, wszystko gotowe.

– Panie… – myślnik zamiast dywizu i odstęp.

Taksydermista zszedł na dół po marmurowych schodach

Dlaczego marmurowych?

-Przepraszam to tylko flaki

Jak wyżej z myślnikiem; przecinek po “przepraszam”.

wołającego: Oto moje dzieło! po prostu zamarłem.

Okrzyk powinien być w cudzysłowie i raczej bez dwukropka.

-Pan zaczeka! Przecież tak się umawialiśmy no nie?

Jak wyżej z myślnikiem; przecinek przed “no nie”.

Co najbardziej niedorzeczne w owej historii mianowicie to, że obłąkany gad jeszcze nie tak dawno zwany przeze mnie fenomenalnym artystą, zeznał, iż to ja kazałem mu dokonać wypchania zwłok.

Moim zdaniem nie pasuje tu wyraz mianowicie. Można napisać po prostu: najbardziej niedorzeczne w owej historii jest to… – i zbędny przecinek przed “zeznał”, nie oddzielamy podmiotu od orzeczenia.

Aresztowali mnie tak samo, jak groteskowego pokurcza, który dokonał ohydnej zbrodni i zamknęli tutaj, w obrzydliwej izolatce.

Przecinek po “zbrodni” (mimo że przed “i”), domknięcie wtrącenia tego wymaga.

Przez moją ułomność wylądowałem wśród czubków

Lepsze stylistycznie byłoby “swoją ułomność”.

Muszę pomyśleć jak stąd uciec.

Przecinek przed “jak”.

Zapisuję te słowa, wpatrując się jak co noc w upiorne zjawy dwójki moich ofiar.

Właściwiej: dwojga.

Wypatroszymy was tak jak wy nas…

Zapis wypowiedzi, od myślnika. Przecinek przed całym “tak jak” (akcent na akt) lub przed “jak” (akcent na sposób).

Rękopis ów został znaleziony w izolatce nr 18

W prozie staramy się wszystko zapisywać bez skrótów i cyfr, a zatem: izolatce numer osiemnaście.

osadzony był morderca dwójki osób Elias Brown.

Jak wyżej.

Ciało pozbawione było jakichkolwiek organów miękkich m.in.: wnętrzności, języka, oczu.

Jak wyżej i przecinek przed “między innymi”.

Wezwany na miejsce patolog wskazał wypatroszenie żywcem jako bezpośrednią przyczynę śmierci.

Ciekawe, zwykle wskazują niewydolność krążeniowo-oddechową, do wszystkiego pasuje. Na wypatroszenie żywcem może brakować formalnego kodu.

 

Dziękuję za możliwość lektury i życzę wiele radości z pisania!

Witaj Ślimaku Zagłady!

Gratuluję spostrzegawczości. Musiałeś chyba analizować każde zdanie z osobna, by wyłapać te wszystkie babole. Przecinki i inne ogonki to moja zmora i czasem po prostu tego nie ogarniam, dlatego jest dużo błędów ;) 

Biorę się za poprawki. Dzięki za przeczytanie i również życzę radości z pisania! 

Cześć, Storm.

Twoje opowiadanie, niestety, mnie nie porwało. Za dużo tell, za mało show. Ta jedna scena, kiedy rzeczywiście pozwalasz czytelnikowi uczestniczyć w wydarzeniach, a nie tylko doświadczać ich za pośrednictwem streszczania, nie wystarczy, żeby odbiorca mógł się wciągnąć w opowieść. Na pewno jest tu potencjał na coś dłuższego, bardziej rozbudowanego i przez to bardziej zajmującego. W obecnej formie tekst jest po prostu niesatysfakcjonujący.

Z plusów mogę wymienić na pewno klimat i tematykę. Wypchane zwierzęta to jeden z tych motywów horrorowych, które naprawdę lubię ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć,

 

Dobry pomysł i rzeczywiście ciekawy zabieg z tą amnezją narratora i zmianą pespektywy z obserwatora na mordercę oraz wspólnika zbrodni. Czyta się naprawdę nieźle, jednak tak jak zauważyli niektórzy, wszystko dzieje się bardzo szybko, trochę za szybko i jest to dobry tekst bazowy na dłuższe opowiadanie i rozwinięcie tematu, więc warto się nad tym zastanowić. Sam, mam z tym spory problem, tzn. częściej wychodzi mi koncept opowiadania niż samo opowiadanie, więc wiem że nie jest to łatwe;)

 

Pozdrawiam!

Cześć, gravel. Dzięki za komentarz. Szkoda, że tekst nie przypadł ci do gustu ale biorę słowa krytyki na klatę i będę o nich pamiętał tworząc następny horror.

JPolsky Dzięki za przeczytanie i komentarz! Pozdrawiam również ;)

Pomysł niezły. Nie tłumaczysz jak to się stało że obydwaj tak nędznie skończyli, taka zagadka może zostać, ale przydała by się jakaś wskazówka, bo opowiadanie nie sugeruje żadnych rozwiązań.

 

Druga sprawa – jest sporo potknięć językowych, nie chodzi mi stricte o błędy, tylko np.:

 

Jego rodzina, od wielu lat związana z Paryżem

 

No, po prostu tam mieszkali – tak? Związany mogę być z Krakowem, bo mam tam babcię i często ją odwiedzam.

 

Mary była niezwykle sympatyczną, ale też urodziwą kobietą, więc tym bardziej cała sprawa bardzo mnie zaniepokoiła. Dumałem nad tym, co mogło przydarzyć się temu uroczemu dziewczęciu.

To kobieta czy dziewczę? wink

 

I można by długo wymieniać. Jest to taki brak precyzji słownej, nad wyrobieniem której musisz chyba popracować.

 

 

 

 

 

 

W komentarzach robię literówki.

NaN Wciąż pracuję nad precyzją, bo pisać zacząłem od niedawna. Dzięki za opinię.

Hej Storm. A to ładne było. Podobnie jak inni zwrócę uwagę, że strona techniczna wymaga nieco dopracowania. Miałem też wrażenie, że trochę zbyt szybko dowiadujemy się, że to Brown jest mordercą. Fajnie byłoby się trochę dłużej pobawić tym tematem, powodzić czytelnika za nos i dopiero wtedy zaserwować mu drugie uderzenie w postaci alter ego pana Browna. 

Jest jednak klimatycznie, z pomysłem i z interesującym zakończeniem :-)

Cześć krzkot1988!

Dzięki za komentarz, cieszę się, że tekst się spodobał!

Początek nie zapowiada tak drastycznych wypadków, wiec tok przedstawionych zdarzeń i makabryczny finał zaskakują i robią należyte wrażenie. ;)

 

-Prze­pra­szam, to tylko flaki, za­po­mnia­łem wy­rzu­cić po pre­pa­ra­cji. → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Mu­siał być to na­praw­dę cięż­ki epi­zod. → Na czym polega ciężar epizodu? Poza tym epizod to drobne zdarzenie niemające większego znaczenia, więc nie bardzo pasuje do tego, czego doświadczył bohater.

Proponuję: Mu­siało to być na­praw­dę szczególne zdarzenie/ trudne przeżycie.

 

Zbli­ża­ją się. Są już bli­sko. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Zbli­ża­ją się. Są już tuż-tuż.

 

Hig­gins po­chy­la się nade mną i szep­cze mi do ucha: → Drugi zaimek jest zbędny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy Dzięki za przeczytanie! Babole poprawione, cieszę się, że się spodobało.

Pozdrawiam ;)

Bardzo proszę, Strom. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

A skoro poprawiłeś usterki, mogę udać się do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawy, wciągający szort. Jako horror spełnił swoje zadanie, było odpowiednio strasznie i obrzydliwie. Podobał mi się twist z głównym bohaterem. Postać taksydermisty dobrze zbudowana i pasuje do klimatu grozy. Podobnie jak inni, mi też się wydawało, że wszystko zbyt szybko się dzieje, ale skoro to zapiski, to jest ok. Generalnie podobało się ;) 

Sonata Dzięki za komentarz! Pozdrówki ;)

Warsztat może pozostawia nieco do życzenia, natomiast klimat panuje tutaj doskonały! Być może wprowadzenie przedstawiające taksydermistę wydaje się przydługie w porównaniu z opisem właściwej akcji – ale z drugiej strony fajnie kontrastuje z dalszą częścią, która faktycznie przywodzi na myśl pośpieszne zapiski narratora, a więc całkiem dobrze współgra z tym, co pokazujesz. Przyczepiłabym się do ostatniego akapitu – wygląda to jak coś w rodzaju notatki prasowej, jest dobrym i zwięzłym dopowiedzeniem zakończenia… Ale nie odróżnia się w żaden sposób od reszty tekstu (jest jedynie oddzielone gwiazdkami, podobnie jak poprzednia część – jak rozumiem, "rękopis"), co każe trochę domyślać się czytelnikowi, w którym momencie narracja się zmienia… A może to tylko mój analityczny umysł domaga się jakiegoś uporządkowania. Tak czy inaczej, podobało mi się, dobrze się czytało, taki klimat kupuję :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

NaNa Dzięki za przeczytanie! Pozdrawiam również :)

Witaj!

Ale masakryczna masakra! :)

Opowieść jest tak przerażająco wstrząsająca, że dosłownie rzuca na kolana. Zakończenie jest najlepsze, brawa. :) Genialny horror. :)

Chwilami czułam się, jakbym oglądała “Gabinet figur woskowych”. :)

Klik ode mnie.

Pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

Cześć bruce!

Super, że tekst ci się spodobał. Dzięki bardzo za klika i pozytywne słowa, motywują do dalszego pisania w tym gatunku. Pozdrawiam również ;)

I ja dziękuję. :)

Pecunia non olet

Hej,

 

Pomysł niezły, choć nie jest wybitnie oryginalny. Jeśli chodzi o formę, to ja niestety trochę się gubiłam – momentami nie wiedziałam, co właściwie się dzieje. Reakcja bohatera, kiedy zrozumiał, co się stało, już w psychiatryku, wydaje mi się trochę dziwna – jakoś nie ma w tym przerażenia własnym czynem.

 

nie omieszkałem zapytać go o to niewyjaśnione zdarzenie

Właściwie dziwne, że zaczyna taki temat z taksydermistą… Ale jeszcze dziwniejsze jest to “nie omieszkałem”, które właśnie sugeruje, że to coś normalnego. Moim zdaniem niezbyt trafne wyrażenie.

 

Ogólnie – mam mieszane uczucia.

 

Pozdrawiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Hej DHBW!

Narracja jest nieco chaotyczna, bo starałem się nią zaprezentować niestabilność psychiczną bohatera. Wyszedłem z założenia, że będzie to ciekawy sposób opowiadania historii. 

 Właściwie dziwne, że zaczyna taki temat z taksydermistą… Ale jeszcze dziwniejsze jest to “nie omieszkałem”, które właśnie sugeruje, że to coś normalnego. Moim zdaniem niezbyt trafne wyrażenie.

Miał kompletną amnezję i nie zdawał sobie sprawy, że jest mordercą. Zaniepokojony wiadomością w gazecie, postanowił porozmawiać o niej z pierwszym lepszym znajomym, którego spotka czyli z taksydermistą. Chciałem stworzyć iluzję, że narrator jest normalnym kowalskim a na końcu wyjawić jego prawdziwą psychopatyczną naturę :)

 

Dzięki za komentarz i również pozdrawiam ;)

Przeczytałem mimo że horror, bo tekst konkursowy.

Storm, no wiem, że on sam był chaotyczny, ale jednak zabrakło mi jakiegoś przerażenia własnym czynem. Tę “iluzję” stworzyłeś bardzo dobrze, tylko że potem inaczej widziałabym tę końcówkę.

 

Nie czepiam się samego zagadania do taksydermisty, tylko tego wyrażenia – “nie omieszkałem”. Po prostu jest tutaj, hm, przesadzone. ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

DHBW hm, według mnie nie omieszkałem nie jest jakoś przesadzone ale szanuję opinię :)

Kurde, szkoda, że tak wszystko ściśnięte jak w prasie na złomie, bo gdyby tu wyciągnąć tam rozciągnąć, a jeszcze gdzieś indziej wyklepać, mógłbyś nas zabrać w niesamowitą podróż. Pokazałeś nam jednak tylko ogródek, a mimo wszystko fajnie było się nim poprzechadzać:)

vrchamps Przyznaję wyszło nieco za krótko jak na horror. Niewykluczone, że kiedyś rozwinę ten tekst bo wielu użytkowników dostrzegło potencjał w fabule. Dzięki za przeczytanie!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet Fajnie że się spodobało :)

Hej, Storm, powoli nadrabiam zaległe Nokturny, a tu przysłała mnie polecajka, bo jestem pies na vintage ;)

I ogólnie mi się podobał pomysł, zwłaszcza na wielopoziomowe zapętlenie i otwarte “rozwiązanie”, choć już z wykonaniem nie jest aż tak świetlanie.

 

W przeciwieństwie do Gravel nie przeszkadza mi to, że w dużej mierze relacjonujesz – konwencja oraz finałowa informacja, że czytamy zapiski, całkowicie to usprawiedliwiają. Nie daj się uwieść fetyszowi, że czytelnik zawsze musi być w środku akcji, a narrator/punkt widzenia musi być “bohaterem” i siłą sprawczą. Każdy inny typ narracji i bohatera ma prawo bytu w literaturze, pod warunkiem, że jest to przemyślane i celowe.

A u Ciebie nie widzę błędu typu “tell” zamiast “show”, bo tu nie ma miejsca na “show”, to opowiadanie jest z założenia “tell”. I dobrze. Do vintage pasuje.

 

Fabuła jak fabuła, całkiem okej. Natomiast w narracji wzmocniłabym poczucie lęku, taki osobisty element, żeby jej ton lepiej współgrał z wyjaśnieniem, co to jest, na końcu. 

 

Mam natomiast kilka uwag dotyczących konkretów.

 

Najpierw początkowa ekspozycja. Nie wiemy, gdzie to się dzieje, więc Francuz mówiący z francuskim akcentem, z rodziny od pokoleń mieszkającej w Paryżu, wydaje się konstruktem dość dziwacznym, bo możemy się spodziewać, że rzecz dzieje się w Paryżu. Naprawdę: vintage =/= wiktoriańska Anglia ;) Dla mnie akurat naturalnym środowiskiem, także literackim, jest Francja, więc odczułam to jako zgrzyt ekspozycji. Gdybyś zaznaczył od razu, że rzecz dzieje się w Londynie, to wszystkie elementy wskoczyłyby na miejsce, choć część informacji (o rodzinie w Paryżu) byłaby zbędna, bo nie miałaby nic do rzeczy, skoro facet przeniósł się do perfidnego Albionu.

Skądinąd Francis to nie jest typowo francuskie imię (sprawdziłam sobie: pojawia się dopiero w XX w. we Francji, pod wpływem angielskim), co mnie też od razu wybiło z rytmu, a on się przecież chyba w tym Paryżu urodził i wychował?

 

odkryłem tajemnicę artysty

Wypychacza nikt nie nazwie normalnie artystą, więc jeśli bohater chce tak mówić, to musi to wyjaśnić wcześniej, nie później.

 

Skonfundowany całą sytuacją zrobiłem to, o co prosił. Idąc za Chevallierem korytarzem o wilgotnych kamiennych ścianach, zdałem sobie sprawę, że była to jakaś ukryta piwnica.

A nie po prostu piwnica? Na razie nic nie wskazuje na jej szczególne ukrycie, bo piwnice są pod budynkami ;)

 

Ci głupcy mówią, że cierpię na silną psychozę i zaniki pamięci.

Bardzo ogólnikowe realia opowiadania nie pozwalają umiejscowić go na chronologicznej mapie, choć obstawiam standardowy “wiktorianizm” (choć o ile dla mnie to ostatnie dekady XIX w., ludzkość lubi to rozciągać, więc w sumie nie wiem, co miałeś na myśli), ale warto sprawdzać, czy terminy już funkcjonowały i czy mówiło się już o “psychozie”. Nie wykluczam, że tak, ale chciałabym wiedzieć, czy sprawdziłeś.

 

Rękopis ów został znaleziony w izolatce

Kocham rękopisy znalezione w różnych miejscach, ale izolatka w Bedlam chyba wskazuje na dość późną chronologię. Mam gdzieś chyba książkę o tym szpitalu, choć Anglia to średnio moja bajka, więc mogę sprawdzić, chyba że sprawdziłeś ;) A może to kwestia nazwy: to, w czym siedzi obłąkany Renfield w “Draculi” Coppoli zasługuje raczej na miano celi. Izolatka może po prostu brzmi zbyt nowocześnie i “elegancko”.

http://altronapoleone.home.blog

Hej drakaino!

Dzięki za komentarz. Przeanalizowałaś porządnie tekst, wyłapując masę drobnych acz ważnych detali. Fajnie, że pomysł okazał się interesujący.

Skądinąd Francis to nie jest typowo francuskie imię (sprawdziłam sobie: pojawia się dopiero w XX w. we Francji, pod wpływem angielskim), co mnie też od razu wybiło z rytmu, a on się przecież chyba w tym Paryżu urodził i wychował?

Przyznam szczerze, że imię wybrałem losowo nie zwracając uwagi na czas i miejsce występowania. Mój błąd.

A nie po prostu piwnica? Na razie nic nie wskazuje na jej szczególne ukrycie, bo piwnice są pod budynkami ;)

Tutaj zdarzył się niestety skrót myślowy. Chodziło mi o klasyczny właz do piwnicy ukryty pod dywanem ;)

Bardzo ogólnikowe realia opowiadania nie pozwalają umiejscowić go na chronologicznej mapie, choć obstawiam standardowy “wiktorianizm” (choć o ile dla mnie to ostatnie dekady XIX w., ludzkość lubi to rozciągać, więc w sumie nie wiem, co miałeś na myśli), ale warto sprawdzać, czy terminy już funkcjonowały i czy mówiło się już o “psychozie”. Nie wykluczam, że tak, ale chciałabym wiedzieć, czy sprawdziłeś.

Dobrze obstawiasz :) Starałem się by był to mniej więcej rok 1891. Co do psychozy, to zauważyłem ten termin bodajże w opowiadaniu Arthura Machena, który akcję osadzał właśnie w wiktoriańskiej Anglii i wyszedłem z założenia, że będzie pasować. Po przeczytaniu twojego komentarza sprawdziłem i rzeczywiście termin użyty został po raz pierwszy w 1845, więc się zgadza.

 Kocham rękopisy znalezione w różnych miejscach, ale izolatka w Bedlam chyba wskazuje na dość późną chronologię. Mam gdzieś chyba książkę o tym szpitalu, choć Anglia to średnio moja bajka, więc mogę sprawdzić, chyba że sprawdziłeś ;) A może to kwestia nazwy: to, w czym siedzi obłąkany Renfield w “Draculi” Coppoli zasługuje raczej na miano celi. Izolatka może po prostu brzmi zbyt nowocześnie i “elegancko”.

Przy wyborze szpitala Bedlam znów muszę przyznać, że kierowałem się dość prostymi kryteriami. 

Duży, znany szpital w Londynie z oddziałem psychiatrycznym funkcjonującym w 1891 roku. Sprawdziłem (niestety już po fakcie) i faktycznie izolatki stosowano w tamtym czasie ;) Osobiście preferuję słowo izolatka niż cela. 

Hej, super :)

 

Tak, szpitalnie izolatka jest oczywiście bardziej sensowna i w sumie podejrzewałabym, że mieli osobne pomieszczenia dla pacjentów uważanych za niebezpiecznych. Bedlam cieszyło się jednakowoż jako miejsce dość koszmarną sławą, dlatego czysto na takie popkulturowe wyczucie kojarzą mi się raczej cele czy klitki, z tym że to nie pasuje do kontekstu, ale to oczywiście moja idiosynkrazja. Na dodatek belle epoque to już nie bardzo “moje” czasy, plus Anglia to nie “moje” obszary, więc nie mam bardzo szczegółowej wiedzy. Niemniej fajnie, że posprawdzałeś, wiedza o “psychozie” może mi się przydać XD

 

Natomiast ponieważ oczywiście jako research freak zaczęłam szukać, co tam mam o psychiatrii w Anglii w XIX wieku, i znalazłam, że Twoi pacjenci raczej trafiliby do Broadmoor, które od połowy wieku było szpitalem “karnym” dla przestępców… Przyznam, że też o tym nie wiedziałam. A okazało się, że mam o tym odrębna książkę…

http://altronapoleone.home.blog

Interesująca historia. Faktycznie, nieco streszczona, rozwinięcie pewnie by jej pomogło.

Amnezja trochę wydaje mi się pójściem na łatwiznę – naciągane zagranie, bez którego Autorowi pisałoby się o wiele trudniej. Ale ujdzie w tłoku.

Mam jeszcze problem z rękopisem – jest doprowadzony praktycznie do momentu śmierci. Że też ofiara zdążyła zapisać, co trzeba i pewnie jeszcze ukryć notatki, żeby się nie zachlapały krwią… ;-)

Babska logika rządzi!

Witaj Finklo!

Zbyt streszczona historia to największy problem tego tekstu. Rozwinięta wersja na pewno się pojawi, bo widzę, że wielu osobom spodobał się klimat i ogólna koncepcja a tu nagle historia się kończy. To był mój pierwszy horror z krwi i kości, nie ogarniałem wtedy jeszcze budowania napięcia i bardziej skupiałem się na pchaniu historii do przodu :) 

Co do zapisków, to duchy były po prostu bardzo kulturalne i zaczekały aż Brown skończy pisać ;)

Dzięki za przeczytanie i komentarz!

Nowa Fantastyka