- Opowiadanie: na strychu - Gra

Gra

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Gra

 

Rano Willy powiedział, że Pilo mnie szuka, bo przyszła na mnie kolej i chce ze mną zagrać. Podobno już upatrzył miejsce. Nie odpuści mi za to, że podwalam się do jego siory, Conny.

– Wściekł się, kiedy zobaczył, jak niesiesz jej torbę ze szkoły – wypomniał mi Willy. – Lepiej się przygotuj. Albo nie, zwiewaj stąd. On ci nie przebaczy. Nie będzie żadnej taryfy ulgowej, żadnego pitu pitu, Fosy. Boję się, że skończysz jak Gork i jego brat Rosty; wiesz, ten grubas z wystającymi zębami jak u bobra. Pamiętasz Rosty'ego?

– Tak, pamiętam Rosty'ego. Nie można zapomnieć czkającego śmiechu. No i tego, jak nabijaliśmy się z tłuściocha: "Hej Rosty, dam ci zyla, jak przegryziesz szczotkę do kibla. Hi hi".

– Tak, tak, to Rosty w całej okazałości. Mam w pamięci obraz, jak wstaje od stołu i krzyczy: "Proszę pani, proszę pani! Hagar zwymiotowała obok kosza na śmieci i nie chce tego sprzątnąć". A Wanda odpowiada: "Zamknij się i jedz swoje kluchy". 

– Cała klasa zwijała się wtedy ze śmiechu. Dostarczał nam dużo radochy.

– No i zobacz co po nim zostało? Stare buty na zimę w szkolnej szatni, których nikt nie odebrał. 

– Jego matka dostała pomieszania zmysłów. Raczej nie przyjdzie po buty. Po co jej dziecięce trapery z dziurami w podeszwach?

– Nie chcę, żeby po tobie zostało to samo. 

– O to się nie martw; ja nie zostawiam swoich butów w szatni. 

Roześmialiśmy się obaj, ale szczerze mówiąc, nie było mi wcale do śmiechu. Pilo zagiął na mnie parol i nie było siły, żeby go od tego odwieść.

 

Ze szkoły wracałem ponury i smutny. Gdybym był starszy i posiadał majątek, już bym układał testament, co komu zostawić. 

 

Rozpamiętywałem, jak znaleziono Rosty'ego. Jego ciało wisiało na terenie szkoły. Rano pan Fortgard przyszedł, aby odśnieżyć boisko, a Rosty dyndał do góry nogami na bramce. Jego lewa stopa przewiązana była sznurkiem, który strzępił się małymi nitkami. Kończył się marzec i zimny wiatr kołysał ciałem w lewo i w prawo. Ten widok mówił dobitnie, że Rosty przegrał mecz. Dlatego Pilo mógł z nim zrobić, co zechciał. Grali jeden na jeden, do pierwszego gola. Szanse mieli równe. Ale tylko w teorii, bo Pilo był sto razy szybszy od Rosty'ego i znał różne sztuczki. Załatwił go tak samo, jak jego brata, Gorka. Miał plan, dokładnie wiedział co zrobi. Zabrał ze sobą wiewiórkę, taką prawdziwą, rudą z lasu. Nie mam pojęcia skąd ją o tej porze roku wytrzasnął. Ale miał ją i trzymał w pudełku po butach. Na razie zostawił pakunek przy drzewie. Nie ruszył go, póki nie skończył się mecz, a sterroryzowany Rosty zaczął kiwać się na bramce. Dopiero wtedy Pilo wziął pudełko do ręki. Najpierw wyjął z niego sznurek, który na końcu miał pętlę. Jej ucho założył na nadgarstek przegrywa. Kiedy tłuścioch zaczął się szarpać, a kudłata głowa zaszorowała po czarnym asfalcie Pilo wypuścił rudzielca. Wiewiórka dała susa, ale daleko nie odbiegła, bo szpagat na jej szyi wiązał ją z Rostym. Zawróciła więc i zaczęła wspinać się po ciele uczniaka, jak po drzewie. Uczepiła się kępy włosów żłobiąc centymetrowe bruzdy na głowie. Rosty wył przerażony, a marchewa orała mu pazurami policzki. Po sekundzie kręcenia się w kółko uciekła w stronę ud i krocza.

 

To samo, co Rosty'ego mogło i mnie spotkać. Ale co mogłem zrobić? Żałowałem, że poznałem Conny, ale to było puste. Bezsensowne uczucie, które nie cofało czasu. 

Dobrze, że byłem sierotą. Cieszyłem się z tego po raz pierwszy w życiu. Tym, co się ze mną stanie, nie musiałem martwić rodziców. Nie byłem głodny i nie chciałem wracać do domu. Zresztą i tak nikogo w nim nie było. Ciotka przychodziła wieczorem, brała piwo z lodówki i krakersy z szafki, a potem zamykała się w swoim pokoju. Byłem kulą u jej nogi. Wiedziałem to. Kiedy mama umarła, ona wzięła mnie do siebie. Była jej siostrą. Nie zależało jej jednak. Mnie też nie zależało. Nie było w tym niczyjej winy.

 

Miasto ogarniał ciepły mrok. Słońce płatami czerwieni padało na chodnik i ginęło w dole rozoranej drogi.

Cały uliczny ruch skupił się na kolejnej przecznicy. Szedłem sam i kopałem przed sobą zgniecioną puszkę po śledziach. Robiło to dużo hałasu, ale ludzie siedzieli w domach i nikt nie zwracał na mnie uwagi.

– No i mam cię, wieprzu. Za plecami usłyszałem głos Pila. Nie mogłem uwierzyć, że dorwał mnie tak szybko. Był… duży. Naprawdę wielki. Dorosły facet o twarzy i sylwetce dziecka. A ja byłem mały. Miałem jedenaście lat i psorowi od matmy sięgałem do ramion. 

– Rzucam ci wyzwanie, wieprzu – chciał mnie zastraszyć i wyśmiać moje szanse. – Musisz zagrać. I to zaraz. W tamtym miejscu – wskazał głową w kierunku szkoły.

– Dlaczego nazywasz mnie wieprzem? To głupie. Jestem chudy i mam małą głowę – spytałem. 

– Wszyscy ludzie to świnie. Jak się ich zarzyna, to kwiczą. Jak wieprze. 

– A ty byś nie kwiczał, jakby wiewióra rozdrapała ci twarz pazurami?

– A kto by mi ją tam posadził, ty chłopcze? Daj spokój. Czy słyszałeś, żeby Ometowi zrobiono kiedyś krzywdę? To my ustalamy zasady. I jest tak od chwili, w której posadziliśmy nasze dupska na Ziemi. 

– Pewnie, to jasne, nikt temu nie zaprzecza, ale wiem także, że jakby wsadzili ci kołek w dupę, to byś ryczał jak bóbr.

– Nudny jesteś i głupi. Podniecasz się snami wariata. A wszystko jest ułożone i proste. Dla ciebie i dla całej reszty to koniec. Bawimy się z wami, jak koty z myszami.

– Taa, koniec. Nie ma was, aż tylu – chciałem go wyśmiać, ale wiedziałem, że jego słowa mogą być prawdziwe.

 

Szliśmy przez małe place budowy, gdzie leżały sterty worków z cementem i wieże szarych cegieł, które ktoś przygotował pod zabudowę. To był skrót, o którym wszyscy wiedzieli. Brama szkoły była zamknięta, ale znałem przejście, Pilo też je znał, więc przeleźliśmy przez dziurę w ogrodzeniu i wyleźliśmy na trawnik przed boiskiem.

 

Omet od razu przystąpił do rzeczy. Rzucił torbę na ziemię, rozpiął bluzę i założył korki. Wyglądał jak pieprzony zawodowiec, jak heros wyciosany z kamienia. Był doskonały; był Ometem – Obcym, jak jego siostra, za którą łaziłem bez sensu. A kim ja byłem? Trampkarzem? Szkoda o tym gadać. Stałem tam, jak wazon, w ciuchach z marketu. Tyle, że na nogach miałem fajne sneakersy, a nie żadne połówki.

Jak Pilo się oporządził, powiedział do mnie:

– Dam ci wybór, wieprzu. Poznaj łaskę pana. Bierzesz piłkę, czy bramkę? 

Wtedy mnie olśniło. Dostrzegłem swoją szansę. Była mała i niepewna, ale uczepiłem się jej natychmiast. 

– Biorę bramkę – odparłem. – Tę, z lewej, zieloną. 

– Dobra. Twoja zielona, moja czerwona – zgodził się i sięgnął po gałę. Ja wszedłem na asfalt. Wiatr wiał mi w twarz. Drobiny kurzu sprawiały, że łzawiłem. Pilo to widział. I dobrze. W tamtej sekundzie miał mnie za głupiego, bo wybrałem złą stronę. Modliłem się, żeby się w tym myśleniu utwierdził, dlatego tarłem piąstkami oczy. Ustawiłem się tyłem do czerwonych słupków bramki.

Klasnąłem w dłonie i rzuciłem: "Zaczynaj, palancie". 

 

Omet kozłował piłkę nogami, raz lewą, raz prawą, raz lewą, raz prawą. Stanął przede mną i spojrzał na mnie drwiąco. Powiedział: "Wieprzu, wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija". 

– Graj, nie marudź, głąbie – odparłem. 

Zrobił zwód, ale zblokowałem piłkę. Nie był taki szybki jak myślał. Uśmiechnął się szeroko, podrzucił gałę i założył mi siatę. Pobiegł truchtem do bramki. Rozkrzyżował ręce w geście zwycięstwa. Odwrócił się i spojrzał co robię. A ja próbowałem go dopaść. Już prawie się z nim zrównałem. Wtedy on piętą skierował piłkę do bramki. 

– Na co liczyłeś, cieniasie? – zapytał, szczerząc równe i białe jak śnieg zęby. 

– Na twoją głupotę – odparłem zdyszany i zaraz dodałem: – i się nie zawiodłem. Do której bramki trafiłeś? 

Teraz dostrzegł swój błąd. 

– O ty skurwysynie – wypowiedział obelgę powoli. A ja zarządziłem:

– Teraz się zamknij. Będziesz robił, co mówię. Najpierw podnieś swoją koszulkę z trawy i załóż ją na głowę. Tylko tak, żebyś nic nie widział.

 

Zrobił to niechętnie. Ale zrobił. Miał silne poczucie zasad, które ustaliła jego społeczność. Nie wiedziałem jeszcze, jak się go pozbyć. Poprowadziłem go do miejsca, w którym się spotkaliśmy. Chciałem go utopić w wykopie, ale tam nie było ani wody, ani jama nie była na tyle głęboka. Zresztą wylazłby z tego błota bez szwanku. Prawda była taka, że nie umiałem, nie potrafiłem nieprzejednanego wroga ukatrupić. Co miałem zrobić, udusić go? Jak i czym? Zresztą nie dałbym rady. Byłem na to za słaby, za miękki. Tacy jak ja przegrywali.

 

Szliśmy ulicą, na której wzmagał się ruch. Ciężarówki gnały dokądś, dokąd sam nigdy nie pojadę. Przed przejściem dla pieszych kopnąłem śmiecia z bezsilności. Zrobiłem wielki zamach i nie trafiłem. Wyrżnąłem dupą o chodnik. Zdarłem rękę w nadgarstku i stłukłem kość ogonową. Kiedy podniosłem oczy na biało-czarną zebrę, Pilo był w połowie przejścia dla pieszych. Nie wstałem, patrzyłem jak urzeczony. Tak… chciałem, żeby coś go trafiło. Nie miał szans wyjść z tej opresji bez szwanku. Wzdrygnąłem się, ale nie podniosłem dupy. Siedziałem tam, na ciepłej, betonowej płycie chodnika. I było mi dobrze. Los miał załatwić sprawę za mnie. Ale on niczego nie robi do końca. To pewne. Nie mogłem mu wierzyć. W mojej głowie rodziło się pytanie: "Czy dlatego, że Pilo miał koszulkę naciągniętą na oczy, Omeci będą się mnie czepiać; mimo, że grałem według ich zasad? Czy miałem podstawy ufać ich popieprzonej etyce?" 

 

Koniec

Komentarze

Znakomite opowiadanie. Trzyma w napięciu, żeby nie powiedzieć za …gardło;)

Czy Pilo potrącił samochód?

Ale czemu SF?

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush

czemu SF? Prowokujące pytanie ;) nie jestem pewien, czy w naszym świecie przeszedłby numer z tą grą? 

To co King pisał o chłopięcych zabawach nie odbiega…;)

Lożanka bezprenumeratowa

Czytałem go na kopy, a teraz zapomniałem. Chyba wyparłem z pamięci ;) Faktycznie, ten to miał jazdy… 

Imho to jest “inne”, bo science fiction, jak sama nazwa wskazuje, opiera się na założeniach naukowych. A numer z grą, niezależnie od tego, czy by przeszedł w naszym świecie, nie jest elementem fabularnym opartym na ekstrapolacji hipotez naukowych.

“Inne” na tym portalu to nie teksty pozbawione fantastyki, ale “inne konwencje fantastyki”, czyli to, co nie mieści się w sf (patrz wyżej), fantasy (w skrócie: tradycja tolkienowsko-howardowska) i horrorze (chyba wiadomo, co). Czyli w innych możesz mieć space operę, weird, cyberpunk, steampunk i inne -punki, althistorię, paranormal romance, bizarro, urban/rural fantasy, space fantasy, postapo i cokolwiek jeszcze matka fantastyka zrodziła.

Być może chciałeś powiedzieć, że to jest fantastyka, bo numer by nie przeszedł, ale to ani sf, ani fantasy, horror też nie bardzo, a więc – inne ;) Choć szczerze mówiąc, tej fantastyki tu jak na lekarstwo – gdzieś się czai za rogiem, ale imho się nie bardzo ujawnia. Bo kto to właściwie Omeci? Gang, jacyś kosmici, o co w tym chodzi? W zasadzie jest dość efektowna scenka, która może być obyczajówką z nieznacznym twistem w stronę realizmu magicznego czy klimatu lekko weird, ale to tyle.

A tak poza tym to szort napisany sprawnie, efektownie, choć brutalnie, ale nie bardzo chwytam, co chciałeś tak naprawdę opowiedzieć. Albo nie jestem targetem, albo jest za późno na myślenie ;) Albo jedno i drugie.

 

A poza tym masz, może Ci się przyda: Portal dla żółtodziobów

Powodzenia!

 

 

Drobiazgi łapankowe, sorry, że nie po kolei

Rozpamiętywałem[+,] jak znaleziono Rosty'ego.

Mam w pamięci obraz[+,] jak wstaje od stołu

tarłem piąstkami oczy

Te piąstki średnio pasują do stylu całości, są takie dziecinne.

 

Odwrócił się, żeby spojrzeć[+,] co robię.

Raczej: żeby zobaczyć.

 

klasnąłem w dłonie i rzuciłem: "Zaczynaj, palancie". 

Wypowiedź powinna być jako zwykła kwestia dialogowa, bo to nie myśl ani cytat.

 

– Na co liczyłeś, cieniasie? – powiedział, szczerząc równe i białe jak śnieg zęby. 

– Na twoją głupotę – odparłem zdyszany i zaraz dodałem{+:] – Ii się nie zawiodłem.

W pierwszym didaskalium: zapytał.

Nie wiedziałem jeszcze[+,] jak się go pozbyć.

Tacy[-,] jak ja przegrywali.

Przecinek przed jak jest wtedy, kiedy ten zaimek wprowadza zdanie podrzędne, a nie kiedy wprowadza porównanie

 

Gork'a → Gorka, nie ma potrzeby dawać apostrofu

 

– Graj, nie marudź[+,] głąbie

Będziesz robił[+,] co mówię.

"Czy dlatego, że Pilo miał koszulkę naciągniętą na oczy, Omeci będą się mnie czepiać; mimo, że grałem według ich zasad? Czy miałem podstawy ufać ich popieprzonej etyce"? 

Cudzysłów za pytajnikiem

 

Nie miał szans wyjść z tej opresji bez szwanku.

Nie wiem, czy opresja jest tu właściwym słowem.

http://altronapoleone.home.blog

Drakaina 

Faktycznie, w opowiadaniu SF jest minimalne, niemniej, ze względu na obecność obcych uznałem, że szorta powinienem tak oznaczyć. Skoro błędnie, to zmieniam.

Po części rozumiem zarzuty co do tożsamości Ometów, ale tylko po części, ponieważ jest kilka stwierdzeń wykluczających (imho) gang: "To my ustalamy zasady. I jest tak od chwili, w której posadziliśmy nasze dupska na Ziemi." Członkowie gangu nie mówiliby o władzy na Ziemi, jako władzy na planecie. No chyba, żeby ustanowili się rządem światowym. Po za tym Pilo jest Duży, a z kontekstu wynika, że jest równolatkiem głównego bohatera. Ale roxumiem zarzut ze względu na niejednoznaczność opisów.

Słowo opresja, czyli trudne położenie, bo w takim znaczeniu go użyłem, wydaje mi się adekwatne do sytuacji. Wprowadza też pewien dysonans (dysonans, to trochę za dużo powiedziane, raczej nie jedną, twardą linię myślenia) w postawie bohatera. 

Stronę dla żółtodziobów poznałem już jakiś czas temu, wtedy jeszcze incognito. Naturalnie będę do niej wracał. 

Dziękuję za wskazanie błędów i dodanie do nich wyjaśnień, to bardzo pomocne. No i dziękuję za tak obszerny komentarz. 

Jak już zamknęłam komputer, to doszłam do wniosku, że najfajniejsze w opku jest to o losie w zakończeniu XD

 

A co do Ometów jako Obcych – jak to wyjaśniłeś (także ten cytat z Ziemią), to jest jaśniejsze, ale w opowiadanku trochę chyba za mało wybrzmiewa, bo wchodzisz in medias res (co cenię jako zabieg literacki) i prowadzisz narrację konsekwentnie z punktu widzenia bohatera (też masz za to u mnie plusa) i nie dajesz infodumpów (bardzo dobrze). Tylko że takie wybory oznaczają, że czytelnik wie mniej niż autor i pewne szczegóły, zaledwie zamarkowane, mogą mu umknąć, zwłaszcza jeśli czyta w środku nocy, bo prokrastynuje od pójścia spać ;)

Ten cytat o dupskach na Ziemi potraktowałam jako element slangu, odnoszący się do rodziny, może w ogóle ludzi, wśród których ta grupka uważa się za wybraną. A tu ma być dosłownie, paczpan… I fajnie, ale imho przydałoby się choćby minimalne podkręcenie wskazówek, że to rzeczywiście obcy. Bo wtedy nie odklejam się od tekstu, rozumiem, co chciałeś opowiedzieć itd. Może oprócz wyzywania człowieka od wieprzy, od zasad, dać Pilo cokolwiek jeszcze? Albo jakąś uwagę narratora o ich nieludzkiej grze? Coś, co potwierdzi przeczucia, jeśli się pojawią.

(Skądinąd piszę te uwagi z własnego doświadczenia portalowego, bo długo nie przyjmowałam do wiadomości, że ktoś nie łapie w lot aluzji historycznych, które wydawały mi się oczywiste. Ale w końcu poszłam na kompromis z czytelnikiem i staram się przemycić niezbędne informacje bez infodumpu).

Co do sf – w zasadzie Obcy to nie jest element science, ale w takiej interpretacji sprawa dyskusyjna. Chyba jednak dałabym Inne, a typ fantastyki starała się podpowiedzieć tagami – które skądinąd dodaj, podobnie jak fragment reprezentatywny, bo jeśli szorciak wyląduje w Biblio, to bez tego nie będzie reklamowany na głównej stronie :)

 

W sumie po tej wymianie zdań mogę ze spokojnym sumieniem kliknąć Bibliotekę, bo za samą sprawność opowiedzenia się należy. A jeśli jeszcze przemyślisz, jak subtelnie dodać sugestię Obcości, to będzie super.

http://altronapoleone.home.blog

To co mówisz jest dobre ;) Gdzieś w połowie tekstu, przed akcją na boisku, Obcego nazwałem Obcym, jasno i wprost :) Pozdrawiam i naprawdę wielkie dzięki za pomoc w redagowaniu tekstu. Pozdrawiam 

Miło mi, że uwagi były przydatne, powodzenia w dalszym portalowym życiu!

http://altronapoleone.home.blog

Interesujący pomysł. Dobrze misię czytało. Z powyższej uwagi drakainy wnioskuję, że jesteś nowy. Powodzenia zatem. Pisz.

Cześć, Takie nietypowe opowiadanie, z otwartym zakończeniem. Fantastyki czy grozy tu właściwie nie ma. Przyznam szczerze, że mam trochę mieszane uczucia. Pozdrawiam

Cześć!

 

Całkiem sprawnie napisany tekst, zdecydowanie trzyma w napięciu do samego końca i nieźle oddaje realia chłopięcych starć oraz związane z nimi emocje (choć w realu rzadko ktoś w nich umiera). Bohater bardzo klasyczny, jeszcze niedorosły ale niezwykle bystry, pewny siebie i nieziemsko spokojny. Prawie nie jak człowiek (o dziecku nie wspominając). Z kolei jego oponentem jest… ktoś, kto ma być czynnikiem fantastycznym, półbóg myślący innymi kategoriami. Trochę mi tu zabrakło pokazania świata, relacji między “obcymi” a ludźmi. Prawda, dostajemy sporo w scenach, ale końcówka z odniesieniem do etyki obcych spada trochę jak Bóg z maszyny, zabrakło – imho – zarysowania tego wcześniej, gdzie kreujesz Pilo na dominującą formę życia. Ale to w sumie szort, trzeba oszczędzać znaki.

Nie do końca zrozumiałem, co chciałeś pokazać wstawką o ciotce bohatera. Podkreślenie trudnego położenia? Jakoś na szybko nie widzę części wspólnych z resztą tekstu (ale może jeszcze mnie oświeci).

 

Pozdrawiam i gratuluję debiutu na portalu!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzień dybry,

 

Miał plan, dokładnie wiedział, co zrobi.

Nie mam pojęcia, skąd ją o tej porze roku wytrzasnął.

Kiedy tłuścioch zaczął się szarpać, a kudłata głowa zaszorowała po czarnym asfalcie, Pilo wypuścił rudzielca.

Brakujący przecinek.

 

Żałowałem, że poznałem Conny, ale to było puste. Bezsensowne uczucie, które nie cofało czasu.

→ Żałowałem, że poznałem Conny, ale to było puste, bezsensowne uczucie, które nie cofało czasu.

 

– Taa, koniec. Nie ma was, aż tylu

Zbędny przecinek.

 

Klasnąłem w dłonie i rzuciłem: "Zaczynaj, palancie". 

A nie powinno być:

Klasnąłem w dłonie i rzuciłem:

– Zaczynaj, palancie.

?

 

 Odwrócił się i spojrzał, co robię.

Brakujący przecinek.

 

Ten cytat o dupskach na Ziemi potraktowałam jako element slangu, odnoszący się do rodziny, może w ogóle ludzi, wśród których ta grupka uważa się za wybraną. A tu ma być dosłownie, paczpan… I fajnie, ale imho przydałoby się choćby minimalne podkręcenie wskazówek, że to rzeczywiście  obcy

Dopiero po tym komentarzu zajarzyłam, że Omet był Obcym czy tam kosmitą. Co prawda zaznaczałeś ten fakt kilkakrotnie w tekście (z tymi dupskami na Ziemi z dużej litery i Obcy też z dużej litery) ale jakoś to do mnie nie dotarło. Może jakbyś w opisie Pilo dodał coś jeszcze oprócz tylko tego, że jest duży?

 

Tekst mi się bardzo podobał, bo niby taki zwykły, a jednak inny. Odczuwa się grozę i niebezpieczeństwo, mimo tego, że w tekście nie ma żadnych duchów ani strzelanin.

Kocham oryginalne pomysły, więc daję klika do Biblioteki.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Szort zaintrygował i do końca utrzymał moja uwagę, jednak skończywszy lekturę pozostałam z rozwartym otworem gębowym, zadając sobie pytanie – o co tu chodzi, co jest grane?

Komentarze pozwoliły mi zorientować się, w czym rzecz, jednakowoż nie ukrywam, że wolałabym, aby szort był napisany nieco jaśniej.

 

i nie było siły, żeby go od tego od­wieźć. → …i nie było siły, żeby go od tego od­wieść.

Sprawdź znaczenie słów odwieźćodwieść.

 

– No i ma cię, wie­przu – za ple­ca­mi sły­sza­łem głos Pila.– No i ma cię, wie­przu.Za ple­ca­mi sły­sza­łem głos Pila.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Sta­nął przede mną i spoj­rzał na mnie drwią­co. → Czy oba zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł na tekst fajny, trochę paradoksalny i ciekawie zrealizowany. Podoba mi się prowadzenie narracji i pomysł na sposób rozstrzygnięcia konfliktu. Biblioteczne opowiadanie, klik ode mnie.

ninedin.home.blog

kra­r85 

Nie umiem (póki co) tworzyć świata jak King. Ale to nic, dziękuję za merytoryczne kimenty. Biorę sobie do serca Twoje uwagi. 

re­gu­la­to­rzy – Dziękuję, Twoje uwagi są niezwykle ważne. Widzisz świat zupełnie inaczej. Poprawnie. Dla wszystkich właściwie. To cenne, że tutaj jesteś. Spokojne i merytoryczne uwagi. Prawdziwy szanucek. 

Na strychu, niezmiernie mi miło, że doceniasz moje widzenie świata i bardzo się ciesze, że mogę się przydać.

Czuję się zbudowana z powodu obdarzenia mnie prawdziwym szanuckiem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj. :)

 

Z technicznych:

– No i mam cię, wieprzu. (błędny zapis dialogu) Za plecami usłyszałem głos Pila.

– Taa, koniec. Nie ma was, (przecinek raczej zbędny) aż tylu – (błędny zapis dialogu) chciałem go wyśmiać, ale wiedziałem, że jego słowa mogą być prawdziwe.

Nie wiedziałem jeszcze, jak się go pozbyć. Poprowadziłem go do miejsca, w którym się spotkaliśmy. Chciałem go utopić w wykopie … – powtórzenia

Czy miałem podstawy ufać ich popieprzonej etyce?" – brak kropki

Czy miałem podstawy ufać ich popieprzonej etyce?" 

 

"Wieprzu, wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija". – jak widzę, kosmici też czytują Leca. :))

Ubolewam głęboko, że nie zaznaczyłeś wulgaryzmów.

Opowiadanie odebrałam jako mocno dołujące, takie bez żadnej realnej nadziej dla inteligentnego przecież i rezolutnego bohatera, który z góry już wie, że jest na straconej pozycji, nawet jako wygrywający tytułową grę, będącą w sumie prawdziwą grą o życie. Ogólniej – to ogromnie pesymistyczne dla całej ludzkości, którą Omeci zniszczą bez żadnych skrupułów.

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Brus – poprawiłem co uznałem za zasadne. Nie wypowiadam się co do Leca, bo go nie znam. Nie rozumiem uwagi o wulgaryzmach. Nie jest to w zamyśle opowiadaniem dołującym. 

Brus – poprawiłem co uznałem za zasadne. Nie wypowiadam się co do Leca, bo go nie znam. Nie rozumiem uwagi o wulgaryzmach. Nie jest to w zamyśle opowiadaniem dołującym. Odbiorca ZAWSZE POSTYRZRGA ŚWIAT JAK GO ROZUMIE NA STERCIE. ALE OPOWIADANIE ma ciąg dalszy. BIEZMYEZNNY I NIESKOŃCZONY. 

 

 

Rozumiem.

Co do wulgaryzmów, po prostu mam tak, że wolę, kiedy jest o nich wcześniejsze wspomnienie.

Cieszy mnie, że jednak jest tu nieskończony ciąg dalszy, ja niestety odebrałam opowiadanie jako bardzo pesymistyczne i niewróżące dobrze ludziom. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Fantastyka nie rzuca się w oczy.

Hmmm, jeśli ten agresywny chłopiec jest obcym, to jakim cudem dali radę rozwiązać problemy z podróżą kosmiczną? A jeśli jest młodym obcym, to starsi powinni go lepiej pilnować.

Babska logika rządzi!

Fantastyka nie rzuca się w oczy. Ok. Nie wiem czy to zarzut czy komplet. Chyba zarzut. Rozumiem, że nie mówisz o głównym bohaterze, ale o antagoniscie. No to, zapytam na Twój sposób, czy facet z fabryki rozwiązuje problemy podróży na księżyc? W każdej społeczności są grupy osób predystynowanych. Starsi nie muszą nikogo pilnować, bo po co? Ten gatunek rządzi. Co nie znaczy, że nie tworzą praw. Mogą tworzyć, ale dlaczego od razu muszą? Edytuje bo dałem ikonki, ale tu nie działają. Pozdrawiam

Nie pamiętam już szczegółów, ale tak, chodziło mi o antagonistę. Zachowuje się jak nasz rozpuszczony dzieciak. Nie wiem, czy to cecha ogólna kosmitów (wtedy jakim cudem dokonali niezbędnych wynalazków?), czy jest kosmicznym rozpieszczonym dzieciakiem (wtedy dlaczego dorośli go nie pilnują?).

Facet z fabryki nie rozwiązuje problemów podróży na Księżyc. Ale jeśli wyjedzie za granicę, to nie znęca się nad dziećmi – duży jest, wie, że jak go złapią, to będzie miał poważne problemy.

Nasz gatunek rządzi na planecie, a mimo to nie pozwalamy dzieciom na wydłubywanie oczek pieskom itp.

I tak, uwagi na temat wątłości fantastyki w moich ustach to na pewno nie jest pochwała.

Babska logika rządzi!

Ale jeśli wyjedzie za granicę, to nie znęca się nad dziećmi Jakimi dziećmi? Daj spokój. Obcy nie mają podobnej kategoryzacji. Jestem za krótki żeby to wyjaśnić. Musiałbym napisać książkę ;)

Całkiem możliwe, że wymagam od kosmitów ludzkiego sposobu myślenia.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka