- Opowiadanie: xrm - Hyden

Hyden

To opowiadanie powstało kilka lat temu i jako jedyne jest w pełni skończone. Główna bohaterka nie była inspirowana postacią z popularnego serialu Netflixa, tylko jedną z postaci z gry Mass Effect. Pierwszy fragment jest moim autentycznym snem, z niewielkimi zmianami. Napisałam też do tego opowiadania muzykę, która pojawiła mi się w głowie podczas wymyślania dalszego ciągu. 

https://soundcloud.com/nemcia/hayden
Zapraszam do recenzji i krytyki, najlepiej konstruktywnej :) Zdaję sobie sprawę z tego, że pewne fragmenty wymagają doszlifowania, ale chciałabym usłyszeć wasze zdanie. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Hyden

1. Sen

Uciekam. Wiem, że to sen. Ale sen niezwykły. Wiedziałam, że muszę wyjść z budynku, a gdy z niego wybiegłam zdałam sobie sprawę, że pomyliłam wyjścia. Zamiast do przejścia między bramami, które zapewniło by mi szybką ucieczkę trafiłam w ślepy zaułek zamknięty z trzech stron ścianami budynków a z czwartej upchniętymi w każdym możliwym miejscu budkami i straganami. Drzwi za mną zatrzasnęły się odcinając mi odwrót. Szarpnęłam za klamkę, ale nawet nie drgnęły. W tym momencie zaczyna grać muzyka. Płaski, długi, syntetyczny bas powtarzający początkowo tylko jedną nutę. Zdaję sobie sprawę z tego, że to bardzo dziwne. Muzyka rozwija się powoli, słyszę ją bardzo wyraźnie, zupełnie tak, jakbym miała słuchawki na uszach.

Oglądam się jeszcze raz na zamknięte drzwi i ruszam między straganami. Wiem, że tę drogą dojdę do parku, który zapewni mi przez chwilę bezpieczeństwo, umożliwi dalszą ucieczkę. Ale nie biegnę. Wiem, że to podejrzanie wygląda. Niepotrzebnie ściąga uwagę. Idę ze spuszczoną głową. To zmniejsza ryzyko rozpoznania. Chciałabym założyć kaptur, ale zdaję sobie sprawę, że gdzieś zostawiłam bluzę. Ściemnia się. Targowisko pustoszeje, handlarze zamykają budki, chowają towary, składają stragany, przenoszą skrzynie i pudła. Wymijam te, które ktoś postawił na mojej drodze. Mijam kilku z nich. Klientów też już tylko garstka. Ktoś jeszcze targuje się o jakiś towar. Oglądam się za siebie, ale nikt mnie na razie nie ściga.

Muzyka ciągle się rozwija w dość prostą ale przyjemną melodię. To przecież sen. Wiem, że czasem słyszałam muzykę we śnie, jakieś fragmenty, ta jednak jest niezwykła. Robi się ciemno, niewyraźne ledwie widocznie sylwetki handlarzy znikają gdzieś. Uliczka jest dość krótka. Docieram do przecznicy, także dość pustej, gdzieś w oddali widać kilka pojazdów, kilka sylwetek na tle jaśniejszych ścian jedno, dwu piętrowych budynków. Zapalają się latarnie. Przechodzę na drugą stronę, chowając się w cieniu drzew. Po chwili docieram do stalowej, kutej bramy parku. Jest jeszcze uchylona na tyle by się przecisnąć, ale ktoś chyba niedługo ją zamknie na noc. Muszę przejść przez park. Po drugiej stronie zniknę w labiryncie małych uliczek. Będę bezpieczna. W parku świeci tylko kilka mdłych latarni, w oddali widzę fontannę, ścieżki i puste ławki i łąki. Jest nawet plac zabaw z huśtawkami i zjeżdżalnią. Drzewa rzucają bezpieczny mrok. Rozglądam się uważnie chowając za krzakami. Nikt za mną nie idzie.

Muzyka gra nadal powtarzając refren. Przemykam pod drzewami, unikając zbliżania się do światła. Na jednej z ławek ktoś zostawił torebkę chyba z karmą dla ptaków.

Nagle trawnik się kończy siatką z małą furtką. Na szczęście i ta jest otwarta. Wiem, że niedaleko są schody, ale jest tam zbyt jasno. Tu na niższy poziom prowadzi drabina. Dość dziwny pomysł. Trochę się boję bo nie wiedzę tego co jest na dole. Odwracam się i zaczynam schodzić po szczeblach, gdy schodzę kilka szczebli w dół przez muzykę przedarł się jakiś huk, coś mnie strąca z drabiny. Tylko, że nie spadam. Spływam powoli jakbym była lekka jak piórko. Lecę między gałęziami drzewa. Drzewo jest dziwne, ma fioletowe kwiaty, pachnące intensywne i bardzo przyjemnie. Próbuję ich dotknąć, ale nie mogę żadnego dosięgnąć. Odpadam powoli i zdaję sobie sprawę, że przez gałęzie prześwituje błękitne niebo i snopy promieni słońca. Ale przecież robiło się ciemno? No tak, to sen, we śnie to jest możliwe.

Spoglądam w dół, nadal nie widzę ziemi, trawnika, pień drzewa ginie w mroku. Zaczynam bać się coraz bardziej. Muzyka ciągle gra, a ja powoli i nieubłaganie opadam. Próbuje chwycić się gałęzi, albo wylecieć trochę, przecież to sen, to może się udać. Ale nic z tego. Błękitne niebo prześwitujące przez gałęzie ciemnieje. Zaczynam tracić z oczu horyzont. Muzyka powoli wybrzmiewa, i wtedy zdaję sobie sprawę, że może w ten dziwny i piękny sposób moja podświadomość żegna się ze mną, a ja właśnie umieram. Bardzo chciałam się obudzić.

 

2. Pułapka

Przebudzenie było gwałtowne i bolesne. Nie wiedziałam gdzie jestem. Człowiek instynktownie po przebudzeniu przeprowadza mały test, by ustalić gdzie jest, czy jest bezpieczny. Ja nie miałam bladego pojęcia gdzie i w jakim stanie się znajduje. Pierwsze co poczułam to ból i suchość w ustach. Następny był smród palonej izolacji i zapach rozgrzanego metalu. Było ciepło i duszno. No i ciemność. Była wręcz namacalna, ciężka i przytłaczająca. Dobrą chwilę mi zajęło zanim zrozumiałam że leżę na brzuchu w niewygodnej pozycji. Było mi niedobrze, czułam ból w klatce piersiowej i lewej ręce. Próbowałam podnieść głowę, ale coś mi przeszkadzało. Coś mnie przygniatało, nie mogłam się podnieść ani ruszyć. Oddychać też było trudno. Musiałam się na tym skupić, bo każdy wdech powodował kłucie. Walczyłam o każdy haust powietrza, choć było ono zadymione. Nie czułam też nóg, zdałam sobie sprawę z tego, że to niedobrze. Wokół było cicho, nie słyszałam nic poza własnym oddechem. Panika i strach narastały wraz z każdym kolejnym. Chciałam krzyczeć, uciekać, ale nie mogłam zrobić nic oprócz cichego łkania. Nie wiem jak długo leżałam próbując pozbierać myśli. Ale z jednego zdawałam sobie sprawę na pewno. Umieram. Chyba kilkakrotnie traciłam przytomność, bo myśli czasem się urywały, ale niczego nie byłam już pewna. Jedynie ból, ciemność i strach. Jesteś w szoku, ogarnij się! Musisz się stąd wydostać. Gdzieś na dnie umysłu kołatała mi się słaba myśl, że mogę się uwolnić z tego potrzasku. Zaskoczyło mnie to. Mogę się z niego wydostać… nie używając rąk? Ta myśl była dziwna. Próbowałam się jej uchwycić jak tonący koła ratunkowego, ale jakaś bariera uniemożliwiała mi to. Spróbowałam jeszcze raz. Już prawie to miałam. Próbowałam złapać mocniej to niemal nieuchwytne coś. Pojawiło się na chwilę jakby słaby cień przyjemnego snu. Nagle, gdzieś na górze coś szurnęło z metalicznym dźwiękiem, a obok mnie upadł z hukiem jakiś ciężki przedmiot wstrząsając całym miejscem, w którym się znajdowałam. Fala bólu przemknęła przez całe ciało. Hałas wbił się w głowę jak ostry nóż. Przez chwilę wydawało mi się, że przytłaczający mnie ciężar nieznacznie zelżał. Zakręciło mi się w głowie i nie było nic oprócz ciemności.

Świadomość znów wróciła. Niechętnie, bardziej niż zwykle. A zmysły ponownie nie miały jej do przekazania niczego dobrego. Pływałam w oceanie bólu. Wiedziałam, że słabnę. Traciłam nadzieję. Nagły hałas trochę mnie ożywił. Przytłumione głosy, niedaleko. Brzmiały jak kłótnia.

– Tak zrobimy! – był to prawie krzyk. Brzmiał jak rozkaz.

Ktoś nadchodził. Kątem oka zobaczyłam błysk światła, ale nie mogłam dostrzec szczegółów. Chyba nie widziałam na jedno oko, drugie częściowo przykrywały mi włosy. A nie mogłam ich odgarnąć. Nie dobrze.

– Widzisz coś? – Przytłumiony głos odezwał się niezbyt daleko ode mnie.

Drgnęłam. Kolejna fala bólu w klatce piersiowej, przygryzłam wargi. Nie wiedziałam gdzie jestem. Kto to? Przyjaciel, czy wróg? Przemknęło mi wspomnienie snu o ucieczce. Próbowałam zrozumieć co się stało ale myśli jakoś nie chciały współpracować ze sobą. Chciałam krzyknąć gdy poruszyłam ręką, którą przeszył ostry ból ale z gardła wydobył się tylko cichy skrzek. Nie dobrze. Strumień światła zaświecił mi prosto w oczy.

– Tu jest! – ktoś krzyknął. Szybkie kroki i tuż nade mną – Cady! Cady, żyjesz? Cady!

Zrozumiałam, że zwraca się do mnie. Dziwne, bo to imię zupełnie nic dla mnie nie znaczyło. Spróbowałam kiwnąć głową. Nie mogłam skręcić głowy tak by na niego spojrzeć. Może to jednak przyjaciel?

Dotknął mojej szyi sprawdzając puls.

– Żyjesz! Nie ruszaj się, zaraz cię wyciągniemy! – Głos był łagodny, miły, wręcz opiekuńczy. Jego właściciel pogłaskał mnie po głowie. A może mi się tylko zdawało?

– Podnieś to, teraz, razem. – tym razem głos należał do kogoś innego. – Chwyć tutaj.

Ciężar na moich plecach zmniejszył się trochę. Teraz łatwiej było mi oddychać.

– Marcus, jeszcze to. – powiedział Miły głos. – Agrrrhhhhh! Nie da rady! Wołaj Sheparda!

– Biegnę! – Człowiek nazwany Marcusem odbiegł błyskając latarką.

Miły głos chyba przykucnął przy mnie.

– Leż spokojnie Cady, jeszcze tylko chwila. Jak się czujesz? Możesz mówić? – Dotknął ręką moich włosów i odgarnął je z twarzy. Niewiele to pomogło, widziałam tylko sylwetkę prawym okiem, lewe pozostało ślepe. Gdy skończył ruch drgnął. Musiałam nieciekawie wyglądać.

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze. – zapewnił mnie. Czyż nie tak zawsze się mówi, gdy sprawa wygląda bardzo źle? Mimo to poczułam się trochę lepiej, troszeczkę. – Zaraz przyjdzie Shepard, razem podniesiemy tę belkę.

Faktycznie, chwilkę potem usłyszałam ciężkie, zbliżające się kroki dwóch osób. Wracał Marcus z Shepardem.

– Musimy to podnieść, ty chwyć tu, ty podważ trochę – komenderował Miły głos. – Uwaga, teraz!

Ciężar który mnie przygniatał znikł, ale huk upadku ciężkiego przedmiotu znów prawie rozsadził mi głowę. Wszystko zafalowało. Prawie zwymiotowałam.

– Marcus podaj skaner, Shepard, dzięki, pomóż reszcie. Cady – zwrócił się do mnie – nie ruszaj się teraz – powiedział Miły Głos, tak jak bym się mogła ruszać. – musimy zrobić skan zanim cię stąd wyniesiemy.

Ciągle nie mogłam się skupić a nawet rozejrzeć. Zwalczyłam chęć odkaszlnięcia.

Fioletowy pasek światła pojawił się przed moją głową i szybko znikł z mojego wąskiego pola widzenia. Towarzyszyło mu bzyczenie. Światło latarek migotało na ścianach, ale fioletowy blask pozwalał dojrzeć szczegóły. Pierwszy raz mogłam się im przyjrzeć. Jasne ściany z poodrywanymi panelami, poprzecinane głębokimi, nieregularnymi bruzdami. Niektóre panele zwisały na kablach z sufitu i ścian. Wszędzie pełno było rur i wiązek kabli, niektóre iskrzyły. Teraz moje pole widzenia było większe. Dostrzegłam błyskające gdzieniegdzie lampki, migotający monitor. To wnętrze jakiegoś pojazdu, który wyglądał jakby tu coś wybuchło.

– O cholera! – wymknęło się Marcusowi.

– Zamknij się! – skarcił go Miły głos. – Mogło być gorzej. Przynieś ten panel z pod ściany, położymy ją na nim.

Znów kucnął przy mnie.

– Cady, dam ci teraz stymulanty i środek przeciwbólowy, zadziała w kilkanaście sekund. Musimy cię stąd wynieść, ale nieźle cię poharatało mała, to nie będzie przyjemne.

Spojrzałam na niego pytająco. Chyba zrozumiał. Poczułam ukłucie w ramię.

– I po krzyku – głos miał zatroskany – Naprawdę chcesz wiedzieć?

Prawie niedostrzegalnie skinęłam głową.

– Ok. Więc… wiele kości jest złamanych lub pękniętych – zawiesił głos przełykając ślinę. – I nie wiem co z kręgosłupem. Ten skaner jest słaby, nie można zobaczyć wszystkiego, ale chyba rdzeń kręgowy nie jest przerwany. Poskładamy cię, będziesz jak nowa. Zobaczysz! – Znów pogłaskał mnie po głowie. Wyczułam jednak w jego głosie niepokój. Wziął moją zdrową dłoń w swoją i głaskał patrząc mi w oczy. A właściwie w oko.

Coś mi mówiło, że nie powiedział całej prawdy. Ból powoli zanikał. Uwolniony od niego mózg pomału zaczynał pracować na większych obrotach, ale umysł nadal nie był tak jasny jakbym chciała. Pytania, dziesiątki pytań. Kim on był? Kim byłam dla niego? I do cholery kim ja jestem? Jak się tu znalazłam? Próbowałam to sobie przypomnieć ale czułam tylko niewyobrażalną pustkę w głowie. A im bardziej starałam sobie coś przypomnieć, tym bardziej czułam się zagubiona. Pamiętałam tylko sen z drzewem o fioletowych kwiatach.

Wrócił Marcus. Położył obok mnie długi i wąski kawałek plastiku.

– Dobra, ja ją uniosę, a ty wsuń to pod nią… Teraz…

Świat zawirował i dalsza część akcji ratunkowej umknęła mi w wybuchu kolorowych plam, które szybko przeistoczyły się w ciemność.

 

3. Załoga

Tym razem przebudzenie było łagodniejsze. Coś zimnego dotknęło mojej twarzy. Szybkie spojrzenie w górę uświadomiło mi, że jestem na zewnątrz, widziałam niebo i chmury. Powietrze było przyjemnie chłodne i czyste. Leżałam na plecach, na ziemi obok jakichś skrzyń. Tym razem pamiętałam co się stało. Przynajmniej to co się stało ostatnio. Obok mnie przycupnęła ładna, młoda dziewczyna z krótkimi blond włosami, które rozwiewał wiatr. Wycierała mi twarz mokrą szmatką.

– Cady! – uśmiechnęła się blado. – Jak się masz? Bardzo boli?

Spróbowałam odwzajemnić uśmiech, ale chyba mi nie wyszło. Chciałam coś odpowiedzieć, ale to także nie wyszło. Bolało mnie gardło. Poruszyłam tylko ustami niepewna nawet co to miało oznaczać, usta miałam jakieś zdrętwiałe. Przesunęłam językiem po zębach. Chyba wszystkie były na miejscu, ale wargi miałam opuchnięte, porozcinane i poranione od wewnątrz. Spróbowałam jeszcze raz. "Pić". Gardło miałam suche jak wiór.

– Jeszcze chwilka, krew zalepiła ci powiekę – znów się uśmiechnęła i przetarła mi twarz jeszcze raz. Nagle odzyskałam wzrok w lewym oku, poczułam szarpnięcie rzęs i mogłam już widzieć normalnie. Ściemniało się. Po lewej widziałam nieregularny dymiący kształt.

– No proszę! – Uśmiechnęła się promiennie. – Zaraz przyniosę ci wody, wypukasz usta. Nie ruszaj się stąd. – Tak, jasne, jakbym mogła to zrobić. Wstała, ale zatrzymała się. – Pochyliła się i uścisnęła moją dłoń. – Odwaliłaś kawał dobrej roboty! Dziękuję!

Odwróciła się i zniknęła mi z pola widzenia. O czym ona mówiła? Chciałam przekręcić głowę, ale była chyba usztywniona. Zsunęłam zdrową rękę z prowizorycznych noszy i dotknęłam ziemi. Była przyjemnie chłodna, gdzieniegdzie wystawały z niej źdźbła trawy. Miło było ich dotknąć.

Powoli zdawałam sobie sprawę z tego co działo się w moim otoczeniu. Kilka osób wynosiło różne skrzynie z dymiącego wraku w dużym pośpiechu. Wrak… Rozbiliśmy się. Co ja takiego zrobiłam? I dlaczego oni się tak śpieszą?

– Co teraz zrobimy? – Tego głosu nie znałam. Był chrapliwy i zmartwiony. – Ta krypa już nigdzie nie poleci. Jesteśmy udupieni.

– Najpierw wyciągniemy resztę towaru, potem się będziemy martwić. I modlić, żeby nie pojawiły się Hieny. – ten głos należał do Marcusa.

– A pomyślałeś jak go przewieziemy? – Zmartwiony nie dawał za wygraną. – Musimy załatwić jakiś transport do portu. A oni nie odpowiadają na wezwania.

– Dopilnuj, żeby Shepard wyciągnął wszystkie skrzynie. I tę specjalną też. Mnie zostaw resztę.

– Jasne.

Skrzyń i pojemników faktycznie było dużo, patrząc nawet z tak ograniczonej perspektywy jaką mogłam dostrzec. Miały różne kształty i rozmiary. Poustawiane jedne na drugich. Nagle coś przykuło moją uwagę. Dwie butelki z wodą na jednej ze skrzyń. Pić! Upomniało się ciało. Dlaczego ta miła dziewczyna nie podała mi jej, skoro stały tak blisko? Pić! Odruchowo wyciągnęłam rękę w kierunku upragnionego płynu, choć był poza moim zasięgiem. Woda była tak blisko i tak daleko. Nagle jak echem powróciło wspomnienie dziwnego przyjemnego uczucia, gdy znajdowałam się w ciemnej, ciasnej pułapce. Czy coś tam naprawdę się wydarzyło, czy to tylko halucynacje. A jeśli nie?

Ponownie uchwyciłam się tej myśli i próbowałam ją ściągnąć. I tym razem nie było łatwo. Wymykała się, kluczyła. Ale pochwyciłam ją i wyciągnęłam rękę po wodę. Czy mi się wydawało? Czy może jedna z butelek zadrżała. Nacisnęłam mocniej, marszcząc z wysiłku obolałe czoło. Nagle butelka podskoczyła i poleciała w kierunku mojej dłoni, ale spadła zbyt daleko… Naprawdę poleciała! Tym razem to na pewno nie była halucynacja.

– Cholera Cady nie ruszaj się! – głos kapitana zagrzmiał tuż za moją głową. Zrobisz sobie krzywdę! Markus, do cholery! Co ja ci mówiłem? – Poczułam zimny dotyk na ramieniu i uczucie szczypania. Przyjemne uczucie zniknęło bez śladu, tak jakby go nigdy nie było.

– Kapitanie, coś nadlatuje ze wschodu! – Kolejny głos, którego nie znałam.

– Jaka sygnatura? – Spytał Miły głos. A więc był kapitanem tego statku.

– Konsorcjum. Ale mogą używać sfałszowanych kodów. Możliwe, że to Hieny albo Rządowi.

– W obu przypadkach przerąbane. Bądźcie gotowi jakby co. Shepard! Poszukaj swojego rozpylacza, a ty Mike nie szalej z granatami jak ostatnio!

– Szefie, pytają czy potrzebna nam pomoc. Mają lekarza na pokładzie i automed.

– Patrz jaki miły zbieg okoliczności. Odpowiedz, że mamy ciężko ranną. I upewnijmy się, że możemy przyjąć tę pomoc, ale na naszych warunkach.

– Ta jest!

Ktoś przeszedł obok mnie stąpając ciężko. Kątem oka dostrzegłam szczupłą sylwetkę połyskującą metalicznie. Shepard. Był Cybem. Człowiek w ciele robota. Minął mnie szybko, nie zatrzymując się.

Ciemny kształt przemknął nad nami ze świstem. Poczułam silniejszy powiew wiatru. Wśród załogi zapanowało jeszcze większe ożywienie.

– Zatacza koło, skubaniec. Shepard siedź w cieniu. Rock, boczne działko działa?

– Hydraulika rozwalona w drobiazgi.

– Szlag. Chodź tu i staraj się przyjaźnie wyglądać. Alys, ty też. Marcus odciągnij Cady za skrzynie jakby zrobiło się gorąco.

– Robi się kapitanie.

Szum zbliżającego się pojazdu wyraźnie się wzmagał. Rozbitkowie ewidentnie czegoś się obawiali. Ale nazwy, których używali zupełnie nic mi nie mówiły. Sytuacja wydawała się nieciekawa. Ktoś mógł chcieć przejąć towar, który przewozili.

– Shepard, mają jakieś uzbrojenie?

– To zwykły prom typu Echelon, żadnych dodatków.

– Miej na nich oko.

Po raz pierwszy mogłam przyjrzeć się Marcusowi. Szpakowaty przystojny czterdziestolatek. Szczupły z inteligentną twarzą naukowca. Jak inni miał zatroskaną minę, gdy zbliżył się do mnie.

– Jak tam? – Zapytał kucając obok mnie. – Boli?

Samymi ustami powiedziałam "nie"

– Zaraz się może zrobić zadyma. Trzymaj – wsunął mi coś zimnego do ręki. – Schowaj pod kocem. Rozpoznałam kształt pistoletu. Był nieduży ale zaskakująco ciężki. – Na pewno dasz radę ustrzelić jednego czy dwóch. Nawet w tym stanie. Strzelaj gdy podejdą blisko. A w razie czego… Wiesz…

Domyślałam się. Poczułam ukłucie strachu. Sytuacja w jakiej się znalazłam zmieniała się bardzo dynamicznie.

Szum lądującego promu wzmógł się. Poczułam ciepły powiew gdy podchodził do lądowania. Niestety odgłos silników zagłuszył resztę. Słyszałam rozmowę, ale nie rozumiałam słów. Marcus odebrał mi dyskretnie pistolet gdy zbliżało się do nas dwóch mężczyzn w towarzystwie kapitana.

Jeden z nich niósł torbę, która wyglądała na lekarską, drugi trzymał się za nim. Prowadził kapitan. Zaskakująco młody, w skórzanej kurtce z niesforną czupryną. W ustach trzymał niezapalone cygaro. Mężczyzna z torbą był niewysoki i z nadwagą. Łysa czaszka odbijała światła promu. Na nosie miał okrągłe okulary w cieniutkich oprawach. Faktycznie wyglądał na lekarza. Ten trzymający się z tyłu zupełnie niczym się nie wyróżniał oprócz dużego kapelusza.

– Sporo macie ładunku – zauważył.

-To jest nasz najcenniejszy ładunek – zaśmiał się kapitan wskazując na mnie. – Cady, nasz pilot, uratowała nam wszystkim tyłki. Mocno oberwała – stanął nade mną zaraz za lekarzem. Jestem pilotem – ta myśl przeszyła mnie jak błyskawica?!?

– Taka młoda? – Doktor kucnął przy mnie i otworzył torbę.

– Najlepszy pilot jakiego znam – zapewnił kapitan. – Gdyby nie ona… – zwiesił głos.– Cady, to doktor Johnson, zbada cię.

– Jak się masz młoda damo – zwrócił się do mnie lekarz. Samymi ustami powiedziałam "Świetnie". – To dobrze, że humor cie nie opuszcza. – Znów fioletowy pasek przemknął po moim ciele – Jaki dziś mamy dzień? – spytał.

Nie umiałam odpowiedzieć. Na kolejne tego typu pytania również.

– Musimy zapakować ją jak najszybciej do automedu, nastawić kości. Przeskanować dokładnie, szczególnie głowę i kręgosłup. Konieczne są stymulanty wspomagające gojenie. Muszę ją zabrać.

– Oczywiście, Marcus wam pomoże.

– Powinna jak najszybciej trafić do szpitala na dalsze badania. Automed to tylko półśrodek.

– Rozumiem. Dlaczego nikt nie przyleciał z Relove?

– To wy nic nie wiecie? Port jest zamknięty, zamieszki.

– Rebelianci?

– Dokładnie. Od paru dni się panoszą. Rządowi ściągają posiłki z poza planety. Polecimy do Ecaar. Tam możecie też wynająć jakiś prom, żeby przewieść to co zostało z waszego statku.

– Hej! – zawołał kapitan łapiąc doktora za rękę. – Ostrożnie z tym.

– Wiem co robię. To łagodny środek – powiedział spokojnym głosem. – Cady, prawda? – Lekarz zwrócił się do mnie. – Teraz podam Ci środki uspokajające, prześpisz się trochę i obudzisz jak nowo narodzona. Rozumiesz mnie?

"Tak". Zaszczycało mnie ramię. Poczułam się senna i w ostatnim przebłysku świadomości pomyślałam, że nikt nie dał mi pić…

 

4. Opowieść

– Cady, nie dyskutuj – odezwał się kapitan stanowczym tonem. Nazywał się Preston, ale nikt tak do nie go nie mówił. Był kapitanem, albo szefem. – To już postanowione. Tylko na Nocar3 mogą przeprowadzić taki zabieg.

Minął tydzień od chwili katastrofy naszego statku. Większość z tego czasu leżałam w klinicznym automedzie, by po kilku dniach stanąć na nogi o własnych siłach. Cała i zdrowa. No prawie. Skany wykazały, że mam mały krwiak w mózgu. Potrzebna była operacja, a na tej planecie nie było placówek, w których można to było zrobić. To w końcu tylko mała kolonia górnicza i port przeładunkowy dla transportowców latających na dłuższych trasach.

Teraz siedzieliśmy we dwoje w mojej kabinie w wynajętym frachtowcu, który miał nas zawieźć do specjalistycznej kliniki. Oprócz nas polecieli jeszcze Alys i Marcus. Shepard i reszta zajęli się ładunkiem. Nie trudno było się domyślić do jakiego typu załogi należałam. Byliśmy przemytnikami i trochę piratami. Bez statku. A to złe połączenie.

– Przecież mogliście za to kupić nowy statek powiedziałam po raz nie wiem który. Miałam wyrzuty sumienia, że większość zysków i część oszczędności załoga postanowiła przekazać na podróż i moje leczenie.

– To nasza forsa i nasze oszczędności przerwał mi. I twoje też. Dzielimy się zawsze po równo. I każdy zdecydował na co chce przeznaczyć swoją dolę, więc temat uważam za zamknięty. – Jego głos złagodniał. – Jesteś nam potrzebna Cady. Bez ciebie dziś nie bylibyśmy tymi, kim jesteśmy. Nie raz wyciągałaś nas z tarapatów. Tak jak ostatnio. I pewnie nie raz jeszcze wyciągniesz. Jesteśmy ci to winni.

Popatrzyłam na przymocowany do ściany panel ekranu. Wyświetlał na zmianę trójwymiarowe widoki z różnych planet. Czasem piękne, czasem straszne. Zastanawiałam się o tym, co mi opowiedział. Bo choć minęło już tyle czasu moja pamięć nie wracała. Kapitana poznałam przypadkiem. Byłam zbiegiem, choć on nigdy nie pytał skąd. Uciekałam chowając się gdzie się dało, jedząc resztki, kradnąc. Byle dalej od miejsca, o którym nie chciałam z nikim rozmawiać.

– Tego dnia – opowiadał kapitan – wracałem z baru przy kosmoporcie. Wypiłem za dużo, bo podczas ostatniej wyprawy zginęła Jane, moja partnerka. Piękna kobieta. Zamyślił się na chwilę – Szedłem więc najkrótszą drogą do doku gdzie stał mój statek. Napastnicy wyskoczyli nagle z ciemnego zaułka i rzucili się na mnie. Zwykle patałachy, ale zamroczony alkoholem nie byłem dla nich zbyt groźnym przeciwnikiem. Próbowałem walczyć, ale powalili mnie na ziemie. Okładali pięściami. – Uśmiechnął się do mnie. – Wtedy pojawiłaś się ty. Zobaczyłem cię kątem oka. Mała dziewczynka z dużymi oczami i potarganymi włosami. Umorusana, brudna w porozdzieranym ubraniu. Przez chwilę pomyślałem, że jesteś z nimi. Ale spostrzegłem jak na nich patrzysz. Ze strachem ale i z nienawiścią. Chciałem krzyknąć, żebyś uciekała, ale to przecież by cię zdradziło. – Znów przerwał jakby chciał sobie przypomnieć lepiej te chwile.

– Wiedziałem, że za chwilę się poddam. Wtedy zrobiłaś coś niesamowitego. Podbiegłaś do nas i zdzieliłaś jakimś prętem jednego z nich. I zaraz uderzyłaś w twarz drugiego, zaskoczonego rozwojem wypadków. Tyle pamiętam. Resztę z opowieści innych. Jakimś cudem takie chucherko jak ty zdołało pomóc mi dojść do statku. Zostawiłaś mnie przed lukiem i chciałaś odejść gdy pojawili się Kayl z Shepardem. Wyglądałaś na zmęczoną, głodną i zmarzniętą. Jakoś zdołali cię namówić, żebyś weszła na pokład, nakarmili. Przenocowałaś u nas. Rano okazało się, że szukają cię Rządowi. Opis i wiek się zgadzały. A my też musieliśmy się szybko wynosić. Wtedy Rządowi jeszcze tak dokładnie nie sprawdzali wewnętrznych sektorów. Ilość załogi podczas skanowania zgadzała się z sygnaturami statku w punkcie kontroli. Było jasne, że polecisz z nami. I być może zostaniesz na dłużej.

Kapitan jak co dzień zrobił mi zastrzyk mający zapobiec powiększaniu się krwiaka. Bardzo o mnie dbał.

– Zawsze byłaś małomówna. I pracowita. Pomagałaś jak tylko mogłaś. Ale najwięcej  wolnego czasu spędzałaś z Kaylem w kabinie pilotów. Chłonęłaś wszystko o czym opowiadał. Miałaś do tego smykałkę. Nie. Wrodzony talent. Czasem Kayl pozwalał ci przejmować stery, cieszył się, gdy się okazało, że dokładnie wiesz czego oczekuje i co masz w danym momencie zrobić. Czas mijał. A ty coraz częściej pilotowałaś naszą łajbę. Kayl tylko obserwował zachwycony twoimi postępami. Pamiętam dzień, w którym przyszedł do mnie i powiedział, że nie jest już w stanie niczego cię nauczyć. Bo latasz teraz lepiej od niego – kapitan znów się zamyślił.

– Kilka tygodni później Kayl zginął podczas ryzykownego wypadu. Stałaś się naszym jedynym pilotem. Najlepszym jakiego znałem. A znałem wielu. I udowodniłaś to już wiele razy. – A teraz odpocznij, niedługo dokujemy. – Uśmiechnął się, pogłaskał mnie po głowie, a potem wyszedł.

 

5. Stacja

Stacja Nocar3 nie była ogromnym kompleksem biznesowo medycznym jakiego się spodziewałam. Była niewielka, zagubiona gdzieś na orbicie małej, pustynnej planety. Do kliniki poszliśmy tylko we trójkę, kapitan, Marcus i ja. Alys została w dokach. Obaj wydawali się dziwnie podekscytowani, choć mnie ten nastrój się wcale nie udzielał. Byłam pełna obaw. Dlaczego tu prawie nie było ludzi? Najpierw kolejką, potem długimi, pustymi korytarzami dotarliśmy na miejsce.

Kapitan zwykle rozgadany odpowiadał półsłówkami Marcusowi zachwycającemu się statkami na panelach ekranowych hali, do której w końcu dotarliśmy. Nie czekaliśmy długo. Chwilę potem pojawiła się wysoka brunetka w biało czarnym kombinezonie o ciekawym wzorze. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się promiennie.

– Doktor Bronson już idzie. powiedziała do kapitana i Marcusa, a mnie podsunęła fotel antygrawitacyjny, zachęcając abym usiadła. Takie mamy tu wymogi złociutka. Zabiorę cię teraz na salę.

– Trzymaj się Cady! – zawołał kapitan. Wydawało mi się, że Marcus rzucił mu dziwne spojrzenie.

Moja podróż nie trwała długo. Dziewczyna zawiozła mnie do niewielkiej, niebieskiej sali, której jedną ścianą była szyba, miałam widok na jakiś sprzęt laboratoryjny. Pachniało tu dziwnie. Pielęgniarka, bo chyba nią była, krzątała się chwilę wokół dziwacznych urządzeń. W końcu założyła mi na lewe ramię ciasną opaskę. Inną, większą na moje czoło. Nagle z oparć na ręce, nogi, a także na wysokości talii wyskoczyły pasy, które przycisnęły mnie do fotela i unieruchomiły.

– Co? – pisnęłam i drgnęłam przestraszona.

– Nic się nie bój złociutka – uspokoiła mnie. To tylko badanie. Nie chcemy, żebyś podczas niego niepotrzebnie zakłócała odczyty poruszając się.

Sprawdziła coś jeszcze, upewniła się, że opaska na głowie trzyma się prawidłowo i wyszła. Zostałam sama ze swoimi myślami i obawami. Jakoś podświadomie czułam, że coś jest nie tak jak powinno. Dlaczego kapitan tak dziwnie się zachowywał. Dlaczego Marcus nawet się do mnie nie odezwał przez całą drogę tutaj. Zresztą on i Alys raczej mnie unikali jeszcze na frachtowcu. Rozmyślałam o tym chwilę usiłując rozwiązać zagadkę, która najwyraźniej mnie przerastała.

Za szybą, na wprost której siedziałam dostrzegłam ruch. Do laboratorium weszły dwie osoby, starszy, szczupły mężczyzna w granatowym kombinezonie z narzuconym kitlem i dziewczyna, ta sama, która mnie tu przywiozła. Obserwowali mnie przez chwilę bez słowa.

– A więc w końcu wróciłaś – mężczyzna odezwał się z nutką radości w głosie. – Po tylu latach! – Patrzył na mnie tak, jak drapieżnik wpatruje się w swoją ofiarę.

Drgnęłam na dźwięk jego słów i treści jaką niosły. Jak to wróciłam? Poczułam ukłucie paniki.

– Witaj Cady – zaśmiał się. – A może powinienem powiedzieć Hayden? – Rozejrzał się i podsunął sobie fotel. Usiadł na nim wygodnie. Dziewczyna stała obok. – Nazywam się Bronson. Nie pamiętasz mnie? – Przerwał na chwilę zerkając na trzymany w ręku przeźroczysty tablet.

– Widzisz Cady. Ludzie, którzy cię tu przywieźli nie byli nigdy twoimi przyjaciółmi. Słyszałem bajeczkę jaką ci sprzedali. Bardzo zabawne i sprytne z ich strony. O tym jak ich uratowałaś, jakim dobrym pilotem jesteś. Oni nie tylko są przemytnikami, ale i łowcami nagród. I przy okazji świetnymi łgarzami. To przydatne w tym fachu – zaśmiał się serdecznie.

Chłód ścisnął mi serce. Część mnie nie chciała wierzyć w to co słyszałam. Umysł starał się to wyprzeć.

– Polowali na ciebie od paru lat, a ty ciągle im się wymykałaś. Wzięli sobie za punkt honoru by cię do mnie dostarczyć. I w końcu im się udało. Nagroda była kusząca. Uśpili cię i zabrali na statek. Tam podali specjalny – szukał właściwego słowa specyfik mojego pomysłu. Nie tylko blokował pamięć ale także i twoje wyjątkowe talenty.

Słuchałam oszołomiona i przerażona. Nawet gdybym chciała coś powiedzieć, zaprzeczyć nie mogłam. Strach ścisnął mi gardło.

– Niestety coś poszło nie tak. Twoja tolerancja na niektóre środki okazała się większa niż się spodziewali. Gdy wystartowali obudziłaś się i narozrabiałaś. Ich statek musiał lądować awaryjnie. Nie wiedzieli tylko, czy mój specyfik także przestał działać, więc improwizowali. W tym też są dobrzy. Stwierdzili, że nie ma cię po co więcej faszerować zbędną chemią, skoro nie wiadomo jak to się skończy. A ta historia o ratunku w dokach. Świetna!- zaśmiał się ironicznie. – Tylko, że to oni wtedy ciebie napadli. Nie zdawali sobie jeszcze sprawy z tego, kim jesteś. Preston nie powiedział ci skąd jego kumpel ma blaszane ciało?

Przełknęłam ślinę przytłoczona informacjami. Dygotałam próbując coś rozpaczliwie wymyślić. Ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mam szans na ucieczkę. Pasy mocno trzymały.

– To ty go tak załatwiłaś – znów się zaśmiał. Jak ja nienawidziłam tego śmiechu. Pogruchotałaś mu wszystkie kości. Najsilniejsza psychokinetyczka w historii moich badań. Być może w całej historii badań.

Psychokineza. Wiedziałam czym jest. Umiejętnością wpływania na materię siłą umysłu. Czy to właśnie zrobiłam we wraku statku? To ona pomogła mi wprawić butelkę w ruch?

– Panno Ricks? – zwrócił się do dziewczyny – proszę przygotować pole. A ty Cady popatrzył na mnie. – Zaraz sobie przypomnisz jak to jest być Hayden.

Poczułam uszczypnięcie na ramieniu. Byłam przerażona. Zdradzona i oszukana. I wtedy pojawiły się obrazy. Najpierw pojedyncze, potem było ich coraz więcej i więcej. A potem uczucia. Strach, panika, ból i rozpacz, nienawiść, złość i bezsilność. Obrazy sal i celi, korytarze, badania, te wszystkie eksperymenty, twarze. Twarze moich braci i sióstr. Wykrzywione i przerażone. W końcu ucieczka i triumf. Nie na długo… To wszystko przelało się przez moją głowę jak wodospad uderzający o skały. Pamięć wróciła. Byłam Hayden. Naiwna Cady odeszła gdzieś, chowając się w zakamarkach mojego umysłu, by już nigdy nie wrócić. Wróciło za to przyjemne uczucie, miałam je w sobie. Kulka emocji wewnątrz mojej głowy. Wrócił też spokój.

Otworzyłam oczy. Niewiele się zmieniło oprócz błękitnej poświaty, która pokrywała teraz ściany, podłogę i szybę. Bronson wstał z fotela i patrzył na mnie zadowolony.

 

6. Hayden

– Witaj Hayden! – rzucił wesołym tonem.

Popatrzyłam na krępujące mnie pasy. Pękły z głośnym trzaskiem, a ja zgrabnie zeskoczyłam z fotela zrywając opaskę na głowię i ramieniu bez użycia rąk. Bronson nawet nie drgnął gdy podeszłam powoli do odgradzającej nas szyby i stanęłam o krok od niej.

– Wiem o czym myślisz, Hayden – powiedział uśmiechając się krzywo. – To pole ogranicza psychokinezę. Nawet tak potężnej istoty jak ty. Widziałem co potrafisz. Zawsze byłaś najsilniejsza, choć udawałaś słabszą, żeby się nie wyróżniać. Nie wychodziło ci to za dobrze.–– Zaczął spacerować tam i z powrotem. – Pamiętasz eksperyment z kulką? Jeden dzieciak ją trzymał a drugi usiłował mu ją zabrać. Tobie się zawsze udawało. Nawet gdy wszyscy inni trzymali tę kulkę razem.

Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Zwycięstwo i porażka w jednym. Czasem zdradzałam się swoimi zdolnościami. Dziecinna naiwność.

– Wiem, że już nad tobą nie zapanuje. Wiem do czego jesteś zdolna. Wiele się nauczyłaś, tam – machnął ręką w nieokreślonym kierunku. – Poza domem. – Zatrzymał się nagle. – Leki zniszczyłyby to, czego chcę się dowiedzieć. A mój specyfik tylko blokuje twoje możliwości. Mam więc ostatnie pytanie, zanim pokroję twój mózg na plasterki i zbadam z osobna każdy z nich. Każdy twój neuron. Jak to robiłaś? Tak długo cię szukałem, aby poznać odpowiedź.

Uśmiechnęłam się w myślach. Ty głupcze.

– Chętnie odpowiem panu na to pytanie, doktorze – Bronson sprawiał wrażenie zaskoczonego. Spodziewał się oporu. – Ja nie zawsze trzymałam kulkę. Czasem ją przenosiłam.

Słuchał uważnie każdego mojego słowa. Czy domyślał się co chcę powiedzieć?

– Nigdy nie zdziwiło pana, że kulka, którą zabierałam innym prawie zawsze była potem zimna? – Czy zdradzić mu tę tajemnicę? Wiedziałam, że to, co chciałam zrobić, będzie trudniejsze niż zwykle. Sięgnęłam po mojego oprawcę, wyszukałam, uchwyciłam i przeniosłam do mojej małej sali.

Bronson stał dwa metry ode mnie, z wybałuszonymi oczami kompletnie zdezorientowany, blady i przerażony. I cały pokryty szronem. Zaczął dygotać. Nie tylko z zimna. Zdał sobie sprawę, że znajduje się po niewłaściwej stronie szyby. W klatce z lwem.

Wysiłek był duży, w głowie mi huczało, z nosa popłynęła krew. Wytarłam ją odruchowo rękawem..

-– A ty ani drgnij – rzuciłam dziewczynie. Skinęła ochoczo głową.

– Ale… jak? – wysapał w końcu. Kręciło mi się w głowie, ale opanowałam się. Nie mogę teraz zemdleć.

– Potrafię przenosić rzeczy poprzez… inny wymiar – wskazałam ręką na szybę i chroniące je pole. – To nie jest przeszkodą. Właściwie nie wiem nawet jak działa ta umiejętność. Po prostu działa.

Ruszyłam powoli w jego kierunku. Tym razem zaczął się odruchowo cofać.

– Szukał mnie pan doktorze tyle lat, z marnym rezultatem. Nagły sukces pana nie zaskoczył? – Chwyciłam go nagle i uniosłam kilkanaście centymetrów nad podłogę. To nie wymagało aż takiego wysiłku. – Nie przyszło panu do głowy, że tym razem to ja pana szukałam? – zawiesiłam głos by napawać się tą chwilą. Chwilą, na którą czekałam długie lata. – Że dałam się załapać tylko po to, by wyrównać rachunki?

Oblicze Bronsona wyrażało skrajne przerażenie, otwarte usta próbowały coś powiedzieć, krzyczeć. Błagać o litość? O przebaczenie? Oddychał spazmatycznie. Ścisnęłam lekko, potem mocniej. Wił się i rzucał usiłując wyrwać z niewidzialnego uścisku. Czułam jego ruchy. Był jak małe zwierzątko w mojej dłoni, które próbuje się uwolnić. To także różniło mnie od innych obiektów jego badań. Nie tylko potrafiłam manipulować przedmiotami, ale także je czułam.

Twarz mu poczerwieniała, na szyję wystąpiły żyły. Zdziwił mnie mój brak emocji. Ani radości, ani współczucia. Ani nawet satysfakcji. Ale sprawiedliwości musiało stać się zadość. Za te wszystkie krzywdy, które wycierpiałam. Za krzywdy jakie wyrządził innym. Za te wszystkie istnienia, które unicestwił. Przyglądałam mu się chwilę. Jego widok w tym położeniu nie sprawiał mi przyjemności. Nie czułam nawet odrazy.

A potem ścisnęłam jeszcze mocniej. Usłyszałam trzaski, poczułam chrobot jego kości, kombinezon i fartuch zabarwiły się ciemnymi plamami, ręce wygięły, stercząc pod dziwnym kątami, korpus skręcił karykaturalnie, czaszka pękła i zapadła się, jedno oko wypłynęło z oczodołu, krew kapała pod jego stopami. Puściłam to, co zostało z Bronsona. Opadł jak szmaciana kukiełka. Smętna kupka krwawej masy.

– Ty – odwróciłam się do przerażonej dziewczyny dygoczącej za oknem. Wiedziała czego oczekuje. Pole zniknęło, a drzwi prowadzące na korytarz otworzyły się.

Miałam na tej stacji jeszcze sporo roboty.

Wynajęty przez Prestona frachtowiec jeszcze stał w doku. Kapitan i Marcus właśnie zmierzali do otwartego luku pchając przed sobą sporą skrzynię. Śmiali się i żartowali. Dogoniłam ich.

– Hej, chłopcy! – zawołałam. – Wybieracie się dokądś? 

Koniec

Komentarze

Cześć XRM,

 

To parę spraw:

 

Jaki jest związek rozdziału 1. z resztą opowiadania? Ja osobiście nie widzę. Widziałbym za to ten "Sen" jako odrębny szort, zapewne po jakichś korektach. Ewentualnie, jako wstęp do innego opowiadania.

Reszta historii – rozwlekły rozdział 2, ciężko się przebić. Potem lepiej, jest akcja i jest konkluzja, ale brak jest zaskoczenia. Trochę to wygląda jak posklejane z "Pamięci Absolutnej", serialu NF, o którym wspomniałaś i innych klisz SF. Ale to tylko moje osobiste zdanie.

 

Interpunkcja i ortografia.

Są tu ludzie (podejrzewam jednak, że nie wszyscy są ludźmi) sto razy ode mnie lepsi w wyłapywaniu błędów tego typu, więc dosłownie kilka przykładów:

 

Zamiast do przejścia między bramami, które zapewniło_by mi szybką ucieczkę,*, trafiłam w ślepy zaułek zamknięty z trzech stron ścianami budynków*,* a z czwartej upchniętymi w każdym możliwym miejscu budkami i straganami.

 

tę drogą -> tą

 

jednopiętrowy, dwupiętrowy <– taka jest poprawna pisownia

 

Dość często zdarza ci się zapomnieć o przecinku przed że, gdy, ale, itp.

 

Nie jest tragicznie, ale może powinnaś rozważyć betowanie?

 

Styl itp.

 

Walczyłam o każdy haust powietrza, choć było ono zadymione.

A nie lepiej – Walczyłam o każdy haust zadymionego powietrza ?

 

Już prawie to miałam.

“Yes, yes yes! I … mamyyyy tooo!!!” Przepraszam, ale to mnie osobiście bardzo drażni to kolokwialne wyrażenie.

 

szurnęło z metalicznym dźwiękiem -> szurnęło metalicznie

 

a obok mnie upadł z hukiem jakiś ciężki przedmiot wstrząsając całym miejscem, w którym się znajdowałam -> dziwne, że nie wstrząsnął jakimś innym miejscem ;-) Zdanie do przeróbki / uproszczenia.

 

– Podnieś to, teraz, razem. – tym razem głos należał do kogoś innego. – Chwyć tutaj.

Zapoznaj sie z zasadami zapisu dialogów: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

Miły głos -> "Miły Głos"

 

wypukasz usta. -> literówka

 

Kilka osób wynosiło różne skrzynie z dymiącego wraku w dużym pośpiechu.

a nie lepiej:

Kilka osób w dużym pośpiechu wynosiło różne skrzynie z dymiącego wraku.

Szum *lądującego* promu wzmógł się. Poczułam ciepły powiew gdy podchodził do *lądowania. *

 

biało czarnym -> biało-czarnym

 

 

Inne

Opisy cierpienia z rozdziału 2 są nużące. Zapewne chciałaś coś poprzez nie oddać: długotrwałość, natarczywość, niemożność wyzwolenia, ale zafundowałaś coś podobnego czytelnikom wink Można na dwudziestu ośmiu stronach opisać scenę tortur (osobiście nie jestem entuzjastą takiej prozy), ale musi to mieć swoją zmienność, tempo. Tu czegoś zabrakło.

 

Prawie zwymiotowałam.

Zauważyłem, że ostatnio wymitowanie jest bardzo modne (sorry, był dziś nadmiar vomitacji w innym opowiadaniu).

 

Zwalczyłam chęć odkaszlnięcia. – Naiwnie zapytam – dlaczego?

 

Poszukaj swojego rozpylacza – może jestem dziwny, ale mi rozpylacz kojarzy się wyłącznie z jakimś Antkiem z AK i latami 1943-44.

 

Poprawiaj, pisz.smiley

 

PS – muzyka fajna!

W komentarzach robię literówki.

Gatunkowo czystym Science Fiction to opowiadanie, moim zdaniem, nie jest, ale to nie stanowi przeszkody, aby dostrzec konsekwencję, z jaką poprowadzona została historia. Bez zbędnych wodotrysków i ozdóbek jest w niej, co być powinno.

Przyjemność czytania nieznacznie zmniejszają błędy, których trochę wkradło się do tekstu. Ale nie są to pomyłki krytyczne – takie, rzekłbym, typowe chochliki.

XRM – Gratuluję!!!!!! – posłuchałem muzyki – sam piszę zbliżoną. Pierwsze Canto niezłe i zapamiętywalne, które powinieneś powtórzyć, np. w oktawie powyżej, z dodaniem b. miękkich leadów (do głównch) – byłoby świetnie. Nie doczekałem się na (mówiąc popularnie) Refren – jak wiesz, mógłby być – ze zwiększeniem potencjału perkusyjnego.

Mało komentuję opowiadania, raczej szorty – sorry. 

LabinnaH

@NaN, dziękuję za uwagi, z większością się zgadam. Do pierwszego rozdziału jestem przywiązana, ponieważ większość fabuły wymyśliłam tego samego dnia, w który mi się przyśnił. Drugi faktycznie jest za długi. 

Tak jak wspomniałam, opowiadanie powstało znacznie wcześniej niż Stranger Things. W sumie zauważyłam pewną ciekawostkę, otóż niektóre elementy tego co wymyślam niedługo spotykam w filmach czy grach, nie żebym miała jakąś paranoję czy coś, po prostu jest to ciekawe ;) Tak było np z Beyond Two Souls, wymyśliłam bohaterkę, która mogła “opuszczać” swoje ciało i manipulować różnymi przedmiotami. W grze rozwiązano to trochę inaczej, ale… ;) Sorry za offtop.

 

Faktycznie, niektóre sytuacje można było opisać inaczej, ale postanowiłam opublikować to opowiadanie w wersji, w której powstało około 8 lat temu, by sprawdzić czy inni także zwrócą uwagę na te same aspekty, które trochę mnie raziły. 

 

Jeśli zaś chodzi o interpunkcję, to zawsze miałam z tym problem. Dziękuję za uwagi, większość zgadza się tym, co mnie raziło :)

 

@AdamKB dziękuję ;) Wiem, że parę rzeczy trzeba poprawić, ale nie traktuje tego opowiadania zbyt poważnie i zdaję sobie sprawę, że jest dość naiwne ;) 

 

@LabinnaH dziękuję :) Fakt, ten kawałek wymaga paru poprawek, ale ogólnie jestem z niego zadowolona. Podrzuć linka do swojej twórczości, jestem strasznie ciekawa ;) 

 

 

Kiedy w przedmowie przeczytałam, że pierwszy fragment jest opisem Twojego snu, zjeżyłam się okrutnie, bo cudze sny są ostatnią rzeczą o jakiej chciałabym czytać. I choć rozumiem, że może on być dla Ciebie istotny, to uważam, że w opowiadaniu jest całkiem zbędny.

Kolejne części opowiadania są już znacznie ciekawsze, chociaż druga zdała mi się mocno przegadana i najmniej ciekawa. Jest lepiej, kiedy powoli poznajemy historię dziewczyny, a zwrot zaprezentowany w finale, choć dość oszczędnie wypełniony treścią, okazał się niezły.

Z tym większą przykrością stwierdzam, że wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia – potykałam się o liczne błędy i usterki, literówki, czasem nadmiar zaimków, źle zapisane dialogi, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę.

Xrm, jestem zdumiona Twoją wypowiedzią w komentarzu: „Wiem, że parę rzeczy trzeba poprawić, ale nie traktuje tego opowiadania zbyt poważnie i zdaję sobie sprawę, że jest dość naiwne ;)”. Dlaczego, skoro wiesz, że opowiadanie wymaga poprawek, nie zrobiłaś nic, aby prezentowało się jak najlepiej, by się je lepiej czytało? Wolno Ci mieć dowolny stosunek do tego, co piszesz, ale nie powinnaś lekceważyć czytelników, a ja, przeczytawszy zacytowane zdanie, poczułam się zlekceważona.

Mam nadzieję, ze Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawe i zdecydowanie lepiej napisane.

 

które za­pew­ni­ło by mi szyb­ką uciecz­kę… → …które za­pew­ni­łoby mi szyb­ką uciecz­kę

 

Szarp­nę­łam za klam­kę, ale nawet nie drgnę­ły.Szarp­nę­łam klam­kę, ale nawet nie drgnę­ły.

 

W tym mo­men­cie za­czy­na grać mu­zy­ka. → Muzyka nie gra – grają muzycy, wykorzystując do tego instrumenty.

Proponuję: W tym mo­men­cie za­czy­nam słyszeć muzykę.

 

Wiem, że drogą dojdę do parku… → Wiem, że drogą dojdę do parku

 

prze­no­szą skrzy­nie i pudła. Wy­mi­jam te, które ktoś po­sta­wił na mojej dro­dze. Mijam kilku z nich. → Rozumiem że bohaterka wymija skrzynie i pudła, ale nie wiem kim są ci, których mija?

 

Oglą­dam się za sie­bie… → Masło maślane – czy mogła oglądać się przed siebie?

Wystarczy: Oglądam się… Lub: Patrzę za sie­bie

 

na tle ja­śniej­szych ścian jedno, dwu pię­tro­wych bu­dyn­ków. → …na tle ja­śniej­szych ścian jedno–  i dwupię­tro­wych bu­dyn­ków.

 

…w od­da­li widzę fon­tan­nę, ścież­ki i puste ławki i łąki. → Czy w parku bywają łąki, czy raczej trawniki?

 

Tro­chę się boję bo nie wie­dzę tego co jest na dole. → Literówka.

 

Od­wra­cam się i za­czy­nam scho­dzić po szcze­blach, gdy scho­dzę kilka szcze­bli w dół… → Powtórzenie. Masło maślane – czy można schodzić w górę?

 

ma fio­le­to­we kwia­ty, pach­ną­ce in­ten­syw­ne i bar­dzo przy­jem­nie. → Literówka.

 

Pró­bu­je chwy­cić się ga­łę­zi… → Literówka.

 

Prze­bu­dze­nie było gwał­tow­ne i bo­le­sne. Nie wie­dzia­łam gdzie je­stem. Czło­wiek in­stynk­tow­nie po prze­bu­dze­niu… → Czy to celowe powtórzenie?

 

prze­pro­wa­dza mały test, by usta­lić gdzie jest, czy jest bez­piecz­ny. → Czy zamierzone są rym i powtórzenie?

 

Dobrą chwi­lę mi za­ję­ło zanim zro­zu­mia­łam że leżę… → Dobrą chwi­lę za­ję­ło mi zro­zu­mienie, że leżę… Lub: Dobrą chwi­lę trwało,  zanim zro­zu­mia­łam, że leżę… Albo: Minęła dobra chwila, nim zrozumiałam, że leżę

 

wstrzą­sa­jąc całym miej­scem, w któ­rym się znaj­do­wa­łam. Fala bólu prze­mknę­ła przez całe ciało. → Powtórzenie.

 

wy­da­wa­ło mi się, że przy­tła­cza­ją­cy mnie cię­żar nie­znacz­nie ze­lżał. Za­krę­ci­ło mi się w gło­wie… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Proponuję: …miałam wrażenie, że przytłaczający mnie ciężar nieznacznie zelżał. Poczułam zawrót głowy

 

– Tak zro­bi­my! – był to pra­wie krzyk. Brzmiał jak roz­kaz.– Tak zro­bi­my! – Był to pra­wie krzyk. Brzmiał jak roz­kaz.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Nie do­brze.Niedo­brze.

 

nie chcia­ły współ­pra­co­wać ze sobą. Chcia­łam krzyk­nąć… → Powtórzenie.

 

Spró­bo­wa­łam kiw­nąć głową. Nie mo­głam skrę­cić głowy… → Powtórzenie.

 

Fio­le­to­wy pasek świa­tła po­ja­wił się przed moją głową i szyb­ko znikł z mo­je­go wą­skie­go… → Czy zaimki są konieczne?

 

Przy­nieś ten panel z pod ścia­ny… → Przy­nieś ten panel spod ścia­ny

 

Obok mnie przy­cup­nę­ła ładna, młoda dziew­czy­na… → Zbędne dookreślenie – dziewczyna jest młoda z definicji.

 

mo­głam już wi­dzieć nor­mal­nie. Ściem­nia­ło się. Po lewej wi­dzia­łam nie­re­gu­lar­ny… → Powtórzenie.

 

– Zaraz przy­nio­sę ci wody, wy­pu­kasz usta.– Zaraz przy­nio­sę ci wody, wy­płu­czesz usta.

 

Kilka osób wy­no­si­ło różne skrzy­nie z dy­mią­ce­go wraku w dużym po­śpie­chu. → Co to jest dymiący wrak w dużym pośpiechu?

A może miało być: Kilka osób w dużym po­śpie­chu wy­no­si­ło różne skrzy­nie z dy­mią­ce­go wraku.

 

Co ja ta­kie­go zro­bi­łam? I dla­cze­go oni się tak śpie­szą?

– Co teraz zro­bi­my? → Czy to celowe powtórzenie.

 

pa­trząc nawet z tak ogra­ni­czo­nej per­spek­ty­wy jaką mo­głam do­strzec. → Można coś widzieć z jakiejś perspektywy, ale zastanawiam się, czy perspektywę można dostrzec?

 

Sa­my­mi usta­mi po­wie­dzia­łam "nie" → Brak kropki na końcu zdania.

 

Za­ska­ku­ją­co młody, w skó­rza­nej kurt­ce z nie­sfor­ną czu­pry­ną. → Czy dobrze rozumiem, że kurtka miała niesforną czuprynę?

 

-To jest nasz naj­cen­niej­szy ła­du­nek – za­śmiał się ka­pi­tan wska­zu­jąc na mnie. → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

za­śmiał się ka­pi­tan wska­zu­jąc na mnie. → za­śmiał się ka­pi­tan, wska­zu­jąc mnie.

Wskazujemy kogoś/ coś, nie na kogoś/ na coś.

 

Je­stem pi­lo­tem – ta myśl prze­szy­ła mnie jak bły­ska­wi­ca?!? → Czy wykrzyknik jest konieczny? Czy ona krzyczała w myślach?

Proponuję: Je­stem pi­lo­tem? – ta myśl prze­szy­ła mnie jak bły­ska­wi­ca.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

– Jak się masz młoda damo – zwró­cił się do mnie le­karz. → Brak pytajnika po wypowiedzi.

 

Rzą­do­wi ścią­ga­ją po­sił­ki z poza pla­ne­ty. Rzą­do­wi ścią­ga­ją po­sił­ki spoza pla­ne­ty.

 

– Teraz podam Ci środ­ki uspo­ka­ja­ją­ce… → – Teraz podam ci środ­ki uspo­ka­ja­ją­ce

Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Więk­szość tego czasu le­ża­łam… → Więk­szość tego czasu le­ża­łam

 

Nie trud­no było się do­my­ślić… → Nietrud­no było się do­my­ślić

 

Bez cie­bie dziś nie by­li­by­śmy tymi, kim je­ste­śmy.Bez cie­bie dziś nie by­li­by­śmy tymi, którymi je­ste­śmy.

 

Nie raz wy­cią­ga­łaś nas z ta­ra­pa­tów.Nieraz wy­cią­ga­łaś nas z ta­ra­pa­tów.

 

I pew­nie nie raz jesz­cze wy­cią­gniesz. → I pew­nie nieraz jesz­cze wy­cią­gniesz.

 

Za­sta­na­wia­łam się tym, co mi opo­wie­dział. → Za­sta­na­wia­łam się nad tym, co mi opo­wie­dział.

Zastanawiamy się nad czymś, o czymś można myśleć.

 

ale po­wa­li­li mnie na zie­mie. → Literówka.

 

Umo­ru­sa­na, brud­na w po­roz­dzie­ra­nym ubra­niu.Umorusanabrudna to synonimy – znaczą to samo.

 

bru­net­ka w biało czar­nym kom­bi­ne­zo­nie… → …bru­net­ka w biało-czar­nym kom­bi­ne­zo­nie

 

Świet­na!- za­śmiał się iro­nicz­nie. → Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Nie wychodziło ci to za dobrze.–– Zaczął spacerować tam i z powrotem. → Brak spacji po kropce. Jedna półpauza po kropce wystarczy.

 

– Wiem, że już nad tobą nie za­pa­nu­je. → Literówka.

 

Wy­tar­łam ją od­ru­cho­wo rę­ka­wem.. → Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

-– A ty ani drgnij… → Zbędny dywiz przed półpauzą.

 

wska­za­łam ręką na szybę… → …wska­za­łam ręką szybę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kiedy w przedmowie przeczytałam, ze pierwszy fragment jest opisem Twojego snu, zjeżyłam się okrutnie, bo cudze sny są ostatnią rzeczą o jakiej chciałabym czytać. I choć rozumiem, że może on być dla Ciebie istotny, to uważam, że w opowiadaniu jest całkiem zbędny.

Tu należy się kilka słów wyjaśnienia. Otóż od ok 10 lat mam zupełnie inne sny. Przedtem były to jakieś fragmenty, rozmazane, rozmyte, pozbawione szczegółów. Teraz natomiast są niesamowicie realne, wyraźne, pełne szczegółów i różnych detali, które mogę obserwować, a do tego ich fabuła jest spójna i logiczna nawet po przebudzeniu. Są bardziej jak pierwszoosobowe filmy niż sny. Do tego w snach odczuwam wszystko to co w rzeczywistości, czuję wiatr we włosach, zmiany temperatury, fakturę i temperaturę dotykanych przedmiotów, np piasku na plaży. Zauważyłam też, że moje sny coraz bardziej się zaludniają i ci ludzie mają twarze. Dla przykładu jadę sobie tramwajem i mogę obserwować pasażerów, ulicę którą jedziemy, mijane sklepy, witryny. Mało tego złamałam też kilka “granic”, których w snach ponoć nie można przekroczyć: mogę patrzeć na zegarek, a czas w moich snach upływa (to jeden z testów na świadomy sen), mogę czytać, a nawet pisać, choć ponoć ten obszar mózgu podczas snu jest nieaktywny, mogę się przeglądać w lustrze, dzwonić i odbierać telefony. A jeśli dodać do tego, że moje sny często stają się świadome, no sama rozumiesz – ten z opowiadania był pierwszym z takich snów, dlatego jestem do niego przywiązana. 

 

Dlaczego, skoro wiesz, że opowiadanie wymaga poprawek, nie zrobiłaś nic, aby prezentowało się jak najlepiej, by się je lepiej czytało? Wolno Ci mieć dowolny stosunek do tego, co piszesz, ale nie powinnaś lekceważyć czytelników, a ja, przeczytawszy zacytowane zdanie, poczułam się zlekceważona.

 

Ależ wręcz przeciwnie, byłam ciekawa opinii innych osób, bardziej zaprawionych w bojach pisarskich. Sama przeczytałam mnóstwo książek, pisanie ich natomiast, to już trochę inna bajka. Mam świetną wyobraźnie (dzięki książkom), ale ubieranie tego w słowa nie jest takie łatwe. 

 

Jak widać po frazach, które wymieniłaś, wiele z nich można opisać inaczej, albo dużo prościej. Dziękuję za tę garść cennych uwag :) 

Bardzo proszę, Xrm. Cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne.

Życzę Ci świetnych pomysłów i coraz lepszych opowiadań. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej!

Na początek przybywam z garścią swoich uwag. Nie wczytywałem się w komentarze innych, więc nie wykluczam, że mogę się powtórzyć. W każdym razie mam nadzieję, że zaproponuję coś pomocnego.

Wiem, że tę drogą dojdę do parku, który zapewni mi przez chwilę bezpieczeństwo, umożliwi dalszą ucieczkę. Ale nie biegnę. Wiem, że to podejrzanie wygląda.

Powtórzenie. Z tego co wiem, uważa się, że po zastosowaniu danego słowa przynajmniej dwa zdania powinny rozdzielać je od następnego. W praktyce jednak wygląda to tak, że najlepiej nie stosować tego samego słowa, a zwłaszcza tej samej konstrukcji (jak Ty zrobiłaś), tak długo, dopóki czytając tekst z Twojej głowy nie wyparuje wrażenie jego poprzedniego użycia. Ująłem to nieco poetycko, przyznaję, ale w praktyce do tego się to sprowadza. Oczywiście można zastosować celowe powtórzenia, są też słowa, których powtarzanie tak bardzo nie razi (jak “które”), ale trzeba być tego świadomym. Podobnie w tym miejscu:

Wymijam te, które ktoś postawił na mojej drodze. Mijam kilku z nich.

Literówki. Łatwo je przeoczyć:

Ja nie miałam bladego pojęcia gdzie i w jakim stanie się znajduje

Narracja. Więcej o niej później. Tutaj, choć prowadzisz narrację pierwszoosobową, stosujesz wykrzyknienie, które warto byłoby wyróżnić cudzysłowem, albo nawet od myślnika, jak kwestię dialogową:

Jedynie ból, ciemność i strach. Jesteś w szoku, ogarnij się! Musisz się stąd wydostać.

Kolejna literówka, którą zauważyłem:

Zaraz przyniosę ci wody, wypukasz usta.

Skądinąd, prawidłowa forma tego czasownika w 2 os.lp to “wypłuczesz”.

Prawidłowe formy słów. Kiedy nie jesteś pewna pisowni, zawsze ją sprawdź. A jeśli nie wiedziałaś, jak się pisze ten przyimek, to właściwa forma brzmi: “spoza”.

Rządowi ściągają posiłki z poza planety.

Kolejna zabawna literówka:

Zaszczycało mnie ramię.

Oczywiście jest tego jeszcze mnóstwo, ale nie będę punktował wszystkiego, to głównie kwestie poprawnego redagowania dialogów i interpunkcji. Jeśli chodzi o sam tekst, ja również nie za bardzo widzę związek pomiędzy pierwszą częścią tekstu a resztą. Rozumiem, że sny są źródłem weny, ale same w sobie to tylko chaotyczny zbiór dziwacznych scenek. Twoja rola natomiast polega na tym, by je wkomponować w tekst tak, by wszystko do siebie pasowało.

Pozostając wciąż przy początkowym śnie, naprzemienne stosowanie czasu przeszłego i teraźniejszego w narracji jest trudną sztuką. Owszem, to pożyteczne narzędzie, które właściwie użyte pozwala świetnie wyeksponować nastrój, ale trzeba go używać z wyczuciem. A tego Tobie, mam wrażenie, brakuje. Później prowadzisz narrację już tylko w czasie przeszłym i jest ona całkiem sprawna. Myślę więc, że warto najpierw wprawić się w stosowaniu jednego czasu w jednym miejscu. A kiedy zyskasz wprawę, możesz zacząć eksperymentować z trudniejszymi formami.

Podobały mi się Twoje dialogi. Były wiarygodne i potoczyste, chyba najbardziej ze wszystkiego wciągały mnie w lekturę tekstu. To więc Twoja silniejsza strona. Oczywiście musisz nauczyć się je poprawnie zapisywać, bo w obecnej postaci stan techniczny tekstu znacznie utrudnia czytanie.

Poza wprowadzającym snem, zgrabnie skonstruowałaś też akcję. Twist był dla mnie nieoczekiwany ale wiarygodny i satysfakcjonujący. Finalny motyw zemsty – oklepany i banalny ale do zaakceptowania. 

Podobało mi się też, jak konstruowałaś świat przedstawiony dzięki dialogom. Nie każdy na początku to potrafi. Dzięki temu można praktycznie ominąć opisy, które u Ciebie są praktycznie niezauważalne, wkomponowane w akcję, tak jak powinno być w prozie tzw. “bestsellerowej”. To też plus.

Reasumując, dużo pracy przed Tobą, ale masz potencjał. Miło by było, gdybyś zastosowała się do sugestii zmian, które już dali Ci inni. Nie chodzi nawet o to, czy zależy Ci na tym tekście, czy też obchodzi Cię, jak czują się traktowani czytelnicy, ale po prostu zawsze warto ćwiczyć się w redagowaniu.

Pozdrawiam, 

Maldi.

Hej,

 

opowiadanie ciekawe, wg mnie warte rozbudowania, bo pozostawia fabularny niedosyt. Dwa twisty na koniec wchodzą szybko i niespodziewanie, jako czytelnik nie byłem przygotowany zwłaszcza na ten drugi. Nasuwa mi się na myśl film “Pamięć Absolutna”, który ma bardzo ciekawy motyw pamięci, być może byłby fajną inspiracją dla rozwinięcia tego wątku u Ciebie.

 

Nie znam tak dobrze gry Mass Effect, więc nie wiem na ile czerpiesz z niej, choć akurat z nazwiska Shepard bym zrezygnował, bo to bardzo mocne nawiązanie.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

@Maldi Tak, wiem, że w tekście “trochę” rzeczy trzeba poprawić, już mi na to zwracano uwagę, niektórzy mieli zastrzeżenia niemal co do drugiego zdania :D Faktycznie sen nie jest tu potrzebny, choć jak wspomniałam wcześniej był inspiracją. 

Drugi rozdział też jest zbyt rozciągnięty, zgadzam się. Teraz z perspektywy czasu wiele rzeczy bym poprawiła, widzę to zupełnie inaczej. 

Miło mi natomiast, że ktoś w końcu za coś pochwalił ten tekst :) Dziękuję za uwagi :)

 

@BasementKey Dziękuję :) Może faktycznie wezmę się za rozbudowę tego opowiadania i gruntownego przepisania go “na czysto”. Co do inspiracji, główna bohaterka była inspirowana postacią Jack (Jennifer), którą w pierwszej części ME trzeba odbić z więzienia. Ma bardzo podobną historię do Jedenastki, która prawdopodobnie też była tą postacią inspirowana. Jeśli zaś chodzi o czerpanie z ME, to poza nazwiskiem i zapożyczeniem historii, w sumie dość oklepanej (Jack zapewne była inspirowana postacią Max z Cienia Anioła), nic więcej stamtąd nie wzięłam :) 

 

Co do motywu z Pamięci absolutnej, to Hyden traci pamięć w wyniku podanych leków, nie robi tego świadomie jak Quaid ;) 

Co do motywu z Pamięci absolutnej, to Hyden traci pamięć w wyniku podanych leków, nie robi tego świadomie jak Quaid ;) 

To ciekawe, myślałem, że to był plan Hayden, tak zinterpretowałem ten fragment:

– Szukał mnie pan doktorze tyle lat, z marnym rezultatem. Nagły sukces pana nie zaskoczył? – Chwyciłam go nagle i uniosłam kilkanaście centymetrów nad podłogę. To nie wymagało aż takiego wysiłku. – Nie przyszło panu do głowy, że tym razem to ja pana szukałam? – zawiesiłam głos by napawać się tą chwilą. Chwilą, na którą czekałam długie lata. – Że dałam się załapać tylko po to, by wyrównać rachunki?

Wiesz: “dałam się złapać” i w ogóle… ;)

Che mi sento di morir

Dała się złapać, ale dostała leki po których nastąpiły zaburzenia pamięci, nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem, bo zaczęła rozrabiać i doprowadziła do katastrofy statku, ale wtedy już nie pamiętała kim jest, dlatego łowcy nagród wiedzieli, że mogą jej wcisnąć kit ;)

A gdyby tak to ona wszystko zaplanowała i to ona wciskała łowcom kit? ;) To dopiero byłby twist…

Che mi sento di morir

W sumie kwestią otwartą zostaje JAK się dała złapać, celowo nie opisywałam tego, bo nie chciałam przekombinować, natomiast to co proponujesz było by dość ciekawe, ale załóżmy, że “przestała się pilnować” i dostała strzałką ze środkiem nasennym z odległości :) 

Nowa Fantastyka