- Opowiadanie: Agroeling - Zamek i plaga zombiaków

Zamek i plaga zombiaków

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Zamek i plaga zombiaków

Prolog

Wybudowałem sobie zamek. A właściwie, można powiedzieć, wyczarowałem. Był ogromny, majestatyczny i, jak się później okazało, pełen osobliwych, acz nielegalnych lokatorów.

A, zapomniałem jeszcze o czymś wspomnieć.

Zamek zawisnął nad Otchłanią.

***

Kiedy się obudziłem, zobaczyłem człekokształtną, zaślinioną poczwarę stojącą tuż przy moim łóżku. Zerwałem się na równe nogi. Czy byłem przerażony? No, nie bardzo. Odniosłem bowiem wrażenie, że intruz nie stwarza szczególnego zagrożenia. Ale oczywiście musiałem mieć się na baczności.

Obrzuciłem komnatę szybkim spojrzeniem. Mój wzrok zatrzymał się na kominku. Dwoma susami znalazłem się przy nim i z kupki popiołu oraz nadpalonych szczap wyciągnąłem pogrzebacz. Zważyłem go w dłoni. Poczwara bezczelnie na mnie zezowała. Bez zastanowienia podszedłem do niej i, wziąwszy zamach, zdzieliłem ją pogrzebaczem w łeb. Kawałki nadgniłego mózgu rozbryzgnęły się po moim łóżku i ochlapały zabytkowe tremo, stojące w kącie. Cóż, wstrętny zombiak dostał przynajmniej nauczkę.

Wyszedłem z komnaty na korytarz i tam zobaczyłem wałęsających się pobratymców mojego gościa. Wnet też zauważyli, że ktoś nie jest podobny do nich. Psim swędem ruszyli w moją stronę. Ogarnęła mnie niewielka [zaznaczam: niewielka] trwoga, ale zaraz wziąłem się w garść.Wciąż trzymałem pogrzebacz w ręku. Przyczaiłem się za załomem korytarza i pierwszego wyłaniającego się zza rogu zombiaka rąbnąłem z góry. Nie wiem, czy rozłupałem mu czaszkę, w każdym bądź razie paskudny natręt odszedł jak niepyszny. Podobnie potraktowałem innych. I jestem zmuszony stwierdzić, że walenie na odlew przebrzydłych stworów zaczęło sprawiać mi radochę. Pogrzebacz okazał się doskonałą bronią, ale w końcu odłożyłem go na bok. Uznałem, że tak się nie godzi. Wszak nieszczęsne stwory nie wyrządziły mi żadnej krzywdy.

Postanowiłem im zadośćuczynić za moje okrucieństwo.

Uniosłem ręce w geście pojednania. Nieważne, czy zombiaki to zrozumiały. Odwróciłem się i udałem w stronę zamkowej biblioteki. Wiedziałem, że poszły w ślad za mną, powłócząc nogami i strzelając pożądliwymi spojrzeniami ze zdeformowanych ryjów.

Biblioteka była moim azylem. W wielkiej, przesyconej stęchlizną komnacie o wielu filarach, otoczony grubymi murami i bezlikiem opasłych woluminów na sięgających stropu regałach czułem się panem wszechwiedzy i strażnikiem mądrości. Usiadłem na obitym skórą fotelu przy niskim stole z politurowanego drewna i czekałem. Wnet do komnaty wtoczyła się czereda zombiaków. Atmosfera tego miejsca musiała na nich podziałać deprymująco, gdyż natychmiast zwolniły w progu, węsząc i obracając się wokół własnej osi. Zatrzymały się przede mną, nie wiedząc, co dalej robić. Nieco wzruszony ich w miarę kulturalnym zachowaniem wziąłem sprawy w swoje ręce. Wstałem z fotela i wskazałem moim [nie]miłym gościom podwójny rząd krzeseł, ustawionych przy ścianie pod wielkim łukowym oknem. Zombiaki ku memu zaskoczeniu przyjęły zaproszenie, niezgrabnie się na nich sadowiąc.

Zastanawiałem się teraz nad następnym krokiem, który zresztą sam się nasuwał. Wszak siedzieliśmy w wielkiej, wspaniale zaopatrzonej bibliotece. Nad czym tu było myśleć?

Podszedłem do najbliższego regału i na chybił trafił wyjąłem z niego wolumin. Okazał się nim drugi tom "Wojny i pokoju" Tołstoja. Niech będzie, uznałem. Usiadłem wygodnie i przystąpiłem do czytania na głos.

Trwało to może godzinę. Przerwałem i spojrzałem na moje audytorium. Wszyscy zdawali się być wsłuchani w potężną epopeję rosyjskiego klasyka. Nie byłem jednak pewien, czy wybrałem odpowiednią lekturę. Zawahałem się, po czym ponownie wstałem z fotela, by wymienić książkę na inną. Tak samo jak poprzednio zdjąłem z półki pokaźnych rozmiarów tomiszcze. Przeczytałem tytuł – "Zbrodnia i kara" Dostojewskiego. W sam raz, stwierdziłem.

Straciłem rachubę czasu. Zapanował półmrok. Gdy przestałem rozróżniać litery, a głos mi ochrypł, zapaliłem lampkę oliwną. Pomyślałem jednak, że na dzisiaj wystarczy. Moi słuchacze również mogli być już znużeni.

Wtenczas poczułem dziwny lęk. Przypuszczałem, że moja podświadomość usiłuje dać mi coś do zrozumienia. Spojrzałem uważnie na siedzących przede mną spokojnych, wręcz potulnych zombiaków. Czy rzeczywiście? Ale co rzeczywiście?

W końcu zajarzyłem. Wszyscy oni patrzyli na mnie. I mieli zwyczajne, ludzkie twarze.

Koniec

Komentarze

I kto mi nie powie, że dobrze napisany radosny szorcik nie może uczynić z drugiego bliźniego – nagłego poety…? Co zdanko, to bardziej intymnie…

“Cóż, wstrętny zombiak dostał przynajmniej nauczkę” – na razie nie słychać, żeby mlasnął z zadowolenia bólowego. 

“Psim swędem ruszyli w moją stronę” – swęd to swęd, nie tylko na psiaka podziała.

“Wciąż trzymałem pogrzebacz w ręku” – po Zom-twarzach lekko pogięty. 

“Paskudny natręt odszedł jak niepyszny” – one tak mają, z rozłup-aną czaszką szybciej im się biega – trzeba to nagrać!

“Wszak nieszczęsne stwory nie wyrządziły mi żadnej krzywdy” – ach, dogonię je i pogłaszczę po środkach rozpołowionych czaszek.

“Pożądliwymi spojrzeniami na zdemorfowanych ryjach” – och, jak ja czuję na sobie nieważne czyje, ale pożądliwe spojrzenia, wręcz.

“Deprymująco, gdyż natychmiast zwolniły w progu, węsząc i obracając się wokół własnej osi” – co za rozkosz widzieć podchodzącego, węszącego ku mnie i jeszcze deprymująco obracającego się wraz ze mną wokół jego osi – kolejne ochhh.

“Wskazałem moim [nie]miłym gościom podwójny rząd krzeseł” – i zmieściły się na podwójnym krześle – wzrok mój nie pęka, choć to raczej męka. 

“Następnym krokiem, który zresztą sam się nasuwał” – one tak czasem na mnie się nasuwają, że czuję się prawie upadłym.

“Zawahałem się, po czym ponownie wstałem z fotela” – ja, jak czuję się wahnięty, to… raczej posypiam a wstaję, tylko żeby… 

“Moi słuchacze również mogli być już znużeni” – tu, racja. Bo mając pół główek, można czuć się lekko znużeniem zwichniętym…

“W końcu zajarzyłem” – a ja przeciwnie, nawet się nie zjeżyłem.

Nowy tytuł dzieła – “Zbrodnia, bez kary”.

Agroeling – tyś mój stwórca, w roli której zbyt nie udźwignę raczej…

 

 

 

Bardzo to fajne. Z poczatku tak odleciane, że nabrałem podejrzeń o trolling, ale nie. Chyba.

Nie, prawda?

;)

 

Widzę tu zalążek pomysłu, ale nic poza tym.

Wykonanie, niestety, do najlepszych nie należy.

 

Zwa­ży­łem go w dloni. -> Literówka.

 

i ochla­pa­ły za­byt­ko­we lu­stro tremo, sto­ją­ce w kącie. → Masło maślane – tremo to lustro, więc albo: …i ochla­pa­ły za­byt­ko­we lu­stro sto­ją­ce w kącie. Albo: …i ochla­pa­ły za­byt­ko­we tremo sto­ją­ce w kącie.

 

Psim swę­dem ru­szy­li w moją stro­nę. → Czy na pewno ruszyli psim swędem?    

 

zaraz wzią­łem się w garść.Wciąż… → Brak spacji po kropce.  

 

Po­sta­no­wi­łem im za­dość­uczy­nić swoje okru­cień­stwo. → Po­sta­no­wi­łem im za­dość­uczy­nić za moje okru­cień­stwo. Lub: Po­sta­no­wi­łem im wynagrodzić moje okru­cień­stwo.

 

Od­wro­ci­łem się i uda­łem w stro­nę… → Literówka.

 

strze­la­jąc po­żą­dli­wy­mi spoj­rze­nia­mi na zde­mor­fo­wa­nych ry­jach. → …strze­la­jąc po­żą­dli­wy­mi spoj­rze­nia­mi ze zdeformowanych ryjów.

 

Nad czym tu było my­sleć? → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy – dzięki za przeczytanie i łapankę. Z tym lustrem tremo niby wiedziałem. Kiedyś tu była  długa dyskusja na ten temat, tylko nie pamiętam, jak się skończyła…

Bardzo proszę, Agroelingu. Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

 

Z tym lustrem tremo niby wiedziałem. Kiedyś tu była  długa dyskusja na ten temat, tylko nie pamiętam, jak się skończyła…

Ano, stanęło na tym, że autor opowiadania, z uporem godnym lepszej sprawy, twardo przy własnych błędnych przekonaniach i pewnie do dziś przegląda się w lustrze trema, a prowadząc samochód, zerka w lusterko lusterka samochodowego. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej,

 

Widzę, że zamek nad otchłanią to chyba jakiś zbiór krótkich historyjek. Ta podobała mi się bardziej niż szkic z potworem, ale pomysł wart rozbudowania.

 

Z łapanek:

 

w każdym bądź razie

W każdym razie lub bądź co bądź (ta druga wersją ma nieco inne znaczenie) 

 

OldGuard – dzięki za komentarze. Zgadza się, to miał być zbiór historyjek, ale następne mi nie wychodziły…

 

Hej.

 

Tutaj też ciekawie i podoba mi się. Tylko ten początek jakoś mi kulał – opis zombiaka, pochylonego nad bohaterem.

 

Kiedy się obudziłem, zobaczyłem człekokształtną, zaślinioną poczwarę stojącą tuż przy moim łóżku. Zerwałem się na równe nogi. Czy byłem przerażony? No, nie bardzo. Odniosłem bowiem wrażenie, że intruz nie stwarza szczególnego zagrożenia. Ale oczywiście musiałem mieć się na baczności.

Obrzuciłem komnatę szybkim spojrzeniem. Mój wzrok zatrzymał się na kominku. Dwoma susami znalazłem się przy nim i z kupki popiołu oraz nadpalonych szczap wyciągnąłem pogrzebacz. Zważyłem go w dłoni. Poczwara bezczelnie na mnie zezowała. Bez zastanowienia podszedłem do niej i, wziąwszy zamach, zdzieliłem ją pogrzebaczem w łeb. Kawałki nadgniłego mózgu rozbryzgnęły się po moim łóżku i ochlapały zabytkowe tremo, stojące w kącie. Cóż, wstrętny zombiak dostał przynajmniej nauczkę.

Wg mnie przydałoby się więcej cech zombiakowych na początku, żeby czytelnik szybciej wiedział z czym ma do czynienia. Ja bym tak wolał przynajmniej.

Druga sprawa, “Zbrodnia i kara”, to raczej stosunkowo cienka objętościowo książka, 500-600 stron, bez porównania do “Wojny i pokoju”

Tak samo jak poprzednio zdjąłem z półki pokaźnych rozmiarów tomiszcze. Przeczytałem tytuł – "Zbrodnia i kara" Dostojewskiego.

Z kolei “Wojna i pokój”, to widzę, że raczej tomy 1-2 są wydawane razem, pewnie sam 2 tom byłby stosunkowo cienki objętościowo również. Oba tomy to ok 800 stron.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Witaj, BasementKey – 

No, faktycznie nie podałem cech zombiakowych – jako fanowi wszelkich filmów i seriali o zombie, zwłaszcza “Z nation”, i “The Walking Dead” – a kończę już 10 sezon, mam wrażenie, że każdy ma już dobrze zakodowane w głowie, jak dobrze skrojony zombie wygląda. Dopiero Twój komentarz sprawił, że pomyślałem, iż może nie każdy ogląda to co ja…

Co do “Zbrodni i kary”, niby racja i nie racja, sam mam “Zbrodnię i karę” w domu, i w istocie to niewielkich rozmiarów tom o drobnym druku z serii klasyki z czasów PRL-u. Ale na pewno były wydania pokaźniejszych rozmiarów, a już na pewno w Rosji, choć co prawda nigdy nie widziałem. Podobnie z Tołstojem, w jednym tomie to już naprawdę cegła, ale u mnie od wieków stoi na półce stare czterotomowe wydanie, i tak mimowolnie, acz bezmyślnie przeniosłem je do mojego opka.

I dzięki za kliczka!

Przyjemne. Więcej pod drugim tekstem :)

Czyli nie tylko muzyka łagodzi obyczaje, literaturze też się zdarza.

z kupki popiołu oraz nadpalonych szczap wyciągnąłem pogrzebacz.

To pogrzebacz na noc zostawia się w kominku?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka