- Opowiadanie: Agroeling - Potwór na zamku

Potwór na zamku

To miała być większa całość, zatytułowana “Zamek nad Otchłanią”. Ale nie jest. Po prostu zarzuciłem cały projekt, dlatego nie zaznaczam tego jako fragmenty. Mogą, a nawet muszą egzystować jako dwie historyjki połączone w mini cykl.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

BasementKey, zygfryd89

Oceny

Potwór na zamku

Zamek miał też swojego potwora. Wprawdzie nie powinno go być, wszak nikt nie przepada za potworami, ale cóż poradzić.

Pewnego razu natknąłem się na niego w zamkowej garkuchni. Wielgachny stwór o długiej, skłębionej sierści wykazywał spore podobieństwo do orangutana, tyle że z paszczą jak u tygrysa szablastozębnego. Na szczęście mnie nie zauważył. Po nocach słyszałem jego powolne człap-człap. Nieraz też wył albo z przeraźliwym zgrzytaniem pocierał pazury o kamienne ściany.

Rozgoryczony zastanawiałem się, kto właściwie jest panem tego zamku, ja czy potwór. Okrutnie się go bałem. Ale zawsze udawało mi się przed nim uciec albo schować w jakiejś wnęce bądź komórce. Szczęśliwym zrządzeniem losu potwór nie był ani bystry, ani szybki. Jednakże mogła mi się kiedyś powinąć noga. Musiałem przecież gdzieś spać i przyrządzać sobie posiłki. A kuchnię potwór polubił wręcz na zabój. Mógł mnie tam stosunkowo łatwo zdybać [czytaj: zjeść z zaskoczenia]. Bardzo się więc pilnowałem. Albowiem znał chyba wszystkie moje nawyki i ulubione miejscówki.

Zawsze starałem się go przechytrzyć, zmylić. Wybierałem dłuższą drogę czy odwracałem harmonogram dnia, na przykład jadłem kolację rano, a śniadanie wieczorem. Na niewiele to się jednak zdawało. Potwór potrafił mnie odnaleźć, kiedy tylko chciał. Jednakże chrobotem pazurów i głośnym sapaniem zawsze w porę dawał mi znać, że muszę czmychnąć.

 Ale zdarzało się, że traciłem czujność. Wystarczył moment rozluźnienia…

Raz omal nie skończyło się to dla mnie bardzo źle. Poszedłem do latryny, mieszczącej się w wieży. Gdy skończyłem i wyszedłem na korytarz, ujrzałem potwora. Wydawał się ogromny, a łapy miał jak graby. Z błyskiem triumfu w oczach zagrodził mi drogę. W żaden sposob nie mogłem go wyminąć. Spojrzałem na bok i zobaczyłem małe schodki, prowadzące na górę. Wskoczyłem na nie, czując na karku ciężkie dyszenie mego prześladowcy. Udało mi się dotrzeć na wyższą kondygnację i tam plątaniną wąskich korytarzy i wirydarzy zdołałem utrzymać przeklętego stwora na dystans.

Nieoczekiwanie gonitwa zaczęła sprawiać mi frajdę. Kryłem się we wgłębieniach murów i nagle wybiegałem tuż przed zdumionym pyskiem potwora. Był zbyt flegmatyczny, aby mnie złapać. Wodziłem go za nos. Zrzucałem z siebie nadmiar stresu, a jeszcze miałem rozrywkę. Ale taka zabawa musiała się oczywiście kiedyś skończyć. Zmęczyłem się nieco, a potwór o dziwo – nie. Podrażniony, pobudzony, tym razem zamierzał mnie naprawdę dopaść. Zacząłem desperacko szukać sobie kryjówki. Nadciągała posępna noc. Musiałem gdzieś przekimać, odpocząć.

Wreszcie w załomie murów znalazłem ciemny, przytulny, zagracony jakimiś rupieciami kąt. Niewidoczny przed wzrokiem wrednej kreatury padłem jak ścięty na stertę gałganów i szmat. Zapadłem w sen.

Gdy się obudziłem, panował półmrok. Było cicho. Swojsko. Przeciągnąłem się, ziewnąłem szeroko, ale nie chciało mi się wstawać. Czułem się dobrze. Bezpiecznie.

Odchyliwszy głowę, przeciągnąłem się raz jeszcze, aż zatrzeszczały kości. Wówczas spostrzegłem, ze spoczywam wtulony w gęstą, skołtunioną sierść potwora.

Koniec

Komentarze

 

 

 Ja nie chcę, ja nie mogę, a tak piękną WENĘ znowu maaam. Tak mniemam, że mam… no, i do rymu – prawie jak na jawie.

 

“Polubił wręcz na zabój. Mógł mnie tam stosunkowo łatwo zdybać” – więc też się pilnowałem. Niestety, nie lubiem menszczyzm, jaka szkoda!

“Potrafił mnie odnaleźć, kiedy tylko chciał (…) głośnym sapaniem zawsze w porę dawał mi znać” – och ty mój…

“A łapy miał jak graby” – a moje pianistyczne takie wąziutkie i delikatne…

“Spojrzałem na bok i zobaczyłem małe schodki, prowadzące na górę. Wskoczyłem na nie” – los zechciał i schodki podesłał – może Ten On się na nich wykopyrtnie i zostawi mnie – choć na chwilkę…

“Nieoczekiwanie gonitwa zaczęła sprawiać mi frajdę” – a przestrzegałem tę moją Naj-Frajdę, żeby nie przesadzała, bo nie lubię jak mnie Ktoś-Coś goni, choć – och tak – sprawia mi to frajdę. 

“Wodziłem go za nos. Zrzucałem z siebie nadmiar” – tak, tak – wodząc Go za nos, powoli, powoli zrzucać z siebie nadmiar… grzechu…?

“Wreszcie w załomie murów” – och rany, ale będzie… trochę się boję, ale…

“Było cicho. Swojsko. Przeciągnąłem się, ziewnąłem od ucha do ucha, ale nie chciało mi się wstawać” – No, nie. Ciągać się i ciągać za ucho i ucho i jeszcze chcieć wstawać – w załomie murów zwłaszcza przycupnąwszy…?

“Spostrzegłem, że spoczywam wtulony w gęstą, skołtunioną sierść potwora” – wszystko tylko nie to, do cholery. Skołtuniona – owszem, ale sierść? Odejdź, mam do ciebie fobię, przecież…

Agroeling – wręcz i wobec – błagam, napędzasz mi twórczą moc! Napisz coś tu i zaraz i koniecznie na wczoraj. Aż mnie rozbiera (bez wyrazów, proszę) do pisania poetycznych objawień mojej nieskromnej tożsamości…

 

Świeżo po lekurze odcinka z zombiakami: to opowiadanko też jest bardzo fajne.

Mam wrażenie, że dobrze się bawisz, pisząc te rzeczy, bardzo lubię takie podejście.

 

plątaniną wąskich korytarzy i wirydarzy – to mi się podoba

 

odwracałem harmonogram dnia, na przykład jadłem kolację rano, a śniadanie wieczorem. – i to mi się podoba :)

LabinnaH – cieszę się, że moje skromne historyjki napędziły Twoją twórczą, poetyczną moc.

“skołtuniona’ – sprawdziłem nawet, ale może być, jeśli chodzi o długą sierść.

 

Łosiot – super, że się podobało. Pisane w czasie pandemii te historyjki, faktycznie niezbyt poważne…

Bardzo wdzięczne, dowcipne bez jajcarstwa, czyta się płynnie, taki slapstick horror.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

GreasySmooth – dzięki, fajnie, że się podobało. Faktycznie slapstick horror pasuje.

Zalążek pomysłu zaczął kiełkować, ale cóż z tego, skoro obumarł. :(

 

Pew­ne­go razu na­tkną­łem się na niego w zam­ko­wej gar­kuch­ni. → Nie bardzo umiem sobie wyobrazić garkuchnię w zamku.

 

W żaden spo­sob nie mo­głem… → Literówka.

 

wy­bie­ga­łem tuż przed zdu­mio­nym py­skiem po­two­ra. → …wy­bie­ga­łem tuż przed py­skiem zdumionego po­two­ra.

Przypuszczam, że zdumiony mógł być potwór, nie jego pysk.

 

Prze­cią­gną­łem się, ziew­ną­łem od ucha do ucha… → Prze­cią­gną­łem się, ziew­ną­łem szeroko

Można śmiać się od ucha do ucha, ale nie ziewać.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Coś jest, ale co, to trudno powiedzieć ;) Przypomina bardziej szkic napisany na szybko. Szkic zabawny i z potencjałem, ale dalej to tylko szkic, nie historia. 

 

Pozdrawiam

Fajna historia, prosty twist, ale spełnia swoje zadanie. Mi się podoba :)

Może jeszcze wrócisz do koncepcji zbiorku historii o zamku?

Daję kliczka do biblioteki.

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Obie historyjki bardzo przyjemne, dostarczają sporo frajdy oraz mają ciekawą, gotycką scenografię. Zakończenia też na plus. Ten tekst spodobał mi się bardziej, zasłużył na klik do biblioteki.

Zygfryd89 – dzięki za komentarze i klika. Jestem fanem gotyku i coś takiego faktycznie planowałem.

Sympatyczna historyjka. Aż mi się przypomniał ten facet z komedii, który jadł posiłki wcześniej, żeby potem nie tracić czasu.

Babska logika rządzi!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Finkla, Anet – dzięki. Nie zauważyłem waszych wpisów…

Nowa Fantastyka