- Opowiadanie: Vacter - Ręka mistrza

Ręka mistrza

Oceny

Ręka mistrza

Usuwałem klawiszem “backspace” ponad czterdzieści tysięcy znaków, patrząc jak znika moje niezapisane jeszcze dzieło. Znów stworzyłem nudną historyjkę. Do pokoju weszła dziewczyna i złapała mnie za ramię.

– Możesz już podejść tam ze mną – powiedziała.

W pomieszczeniu obok siedział znany fantasta. Miał już swoje lata i całkiem spory dorobek literacki. Był zakneblowany. Położyłem się na łóżku szpitalnym. Poczułem lekkie ukłucie. Obraz zniknął. Obudziłem się nad ranem. Swędziały mnie ręce, zacząłem je drapać. Podbiegła dziewczyna i chwyciła mnie za dłoń.

– Nie wolno tego jeszcze robić – warknęła.

– Dlaczego? – zapytałem i spojrzałem na ręce. Były pomarszczone, żylaste. Dziewczyna szepnęła:

– Najpierw napiszesz, że mnie kochasz.

Koniec

Komentarze

Największy horror to usuwanie ukończonego opowiadania i to w dodatku jednym przyciskiem przez półgodziny ;) 

Całość nie chwyciła, nie poczułem grozy ani klimatu. Co nie znaczy, że innym się nie spodoba. 

Pozdrawiam! 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Właściwie jest to tekst optymistyczny. Miłość, talent :)

Miś nie czyta horrorów, ale drabble tak. Dobry. Perfidny sposób, żeby nie kasować następnych swoich tekstów. A zakochana kobieta jest gotowa na wszystko.

Drobiazg:

– Nie wolno tego jeszcze robić – warknęła. ← może nie warknęła

Co z tym znanym fantastą? Fajne, ale martwi mnie, które książki nie doczekają kontynuacji…

#Frankenstein?

 

Misiu

– Nie wolno tego jeszcze robić – warknęła. ← może nie warknęła

 

Może to była wikołaczyca? To jakieś eksperymenty, więc nigdy nic nie wiadomo…

Mnie też uderzyło usuwanie 40 koła przy pomocy spacji. ctr + a, delete i pozamiatane, a nie jeden klawisz przeciążać…

Interesujący pomysł z tym przeszczepem. Tylko po co lasce kłamstwa fantasty? ;-)

Babska logika rządzi!

Po dłuższej chwili trudzenia szarych komórek dotarło do mnie, że nie zrozumiałem. smiley

Koala75: Ten horror jako kategorię dodałem trochę z duszą na ramieniu, mam nadzieję, że nie odstrasza zanadto ;)

 

M.G.Zanadra: Obserwujmy uważnie rynek. Obawiam się jednak, że może dojść do zatuszowania sprawy przez sprytny ghostwriting.

 

Finkla: Po Twoim komentarzu zdałem sobie sprawę, że doszło tu do perfidnego oszustwa. Człowiek myślał, że to dla niego pomoc, a może dziewczynie chodziło wyłącznie o rękę mistrza? Tak czasem działa fascynacja.

 

AdamKB: Czasem zależy, w którą stronę tok myślenia zawiedzie. Może praca szarych komórek była słuszna i skuteczna, wyeliminowała którąś z możliwych interpretacji, ale zamiast szukać dalej komórki wysłały informację, że zadanie wykonane – nie znaleziono sensów.

Czy bohater obudził się w ciele znanego fantasty? Wydaje mi się, że coś tam rozumiem, ale jednakowoż umyka mi sens tekstu.

It's ok not to.

A może wystarczyłby sam podpis ręką mistrza pod skasowanym opowiadaniem? ;)

Dość wieloznaczne, będę się zastanawiać i obserwować rozwój wypadków.

Tutaj już przynajmniej dwie osoby odczytały prawidłowo ten tekścik. Finkla nawet zrozumiała więcej niż ja sam. Do tego może mieć rację, a z tego wynika, że królowa jest tylko jedna.

 

Sądzę, że ani bohater, ani bohaterka ciała fantasty nie chcieli. Natomiast wydaje mi się teraz, że chęci dziewczyny oraz chłopaka mogły się rozminąć.

Tak, tak, Vacterze, przeszczep ręki mistrza, by pisać znakomite teksty.

Ale przy mojej skłonności do szukania symboliki w tekście, myślałem, że to nawiązanie do zjawiska ghostwrittingu. Młode pomysły w “starej ręce”…

Jeśli jest tu jakaś myśl, została podana w zbyt zawoalowanej formie. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Silver_advent: Nie wykluczam ghostwritingu, to rozwiązałoby problem braku kolejnych dzieł na rynku, na co zwróciła uwagę M.G.Zanadra :). Drabble tylko zarysowuje temat, ale wszystko co może wynikać z założeń jest możliwe. Ghostwriting byłby nawet konieczny w tej historii (choćby przewrotnie), gdyby ją rozpisać na coś dłuższego. Jeśli bym na to nie wpadł, to byłaby to luka lub otworzyłaby się inna droga fabularna.

Poza tym rozwiązanie dosłowne nie wyklucza idei ghostwritingu. Nie powiedziałbym, że chybiłeś. Prędzej bym uznał, że ja sam niedostatecznie odczytałem to, co sam napisałem.

 

Regulatorzy: Myśli mogą wynikać przeróżne z tej krótkiej formy. Natomiast podstawowe rozumienie jest proste. Może wyjaśnię genezę powstania tego tekstu. Siedziałem na znanym portalu fantastycznym (hehe) i czytałem opinię na SB na temat jednego z autorów. Przypomniałem sobie o takim kiepskim horrorze polskim, który recenzował jeden z youtuberów. Tam starzy Niemcy porywali młodych Polaków. Zastanowiłem się, co się stanie jeśli trochę odwrócimy role.

Ostatnie zdanie tego tekstu zmienia jednak nieco kontekst i widzę, że ten kontekst został rozwinięty ciekawie w komentarzach. Pierwotnie zakończenie było inne, ale czułem niepokojące niezadowolenie.

 

Przyjemne. Pomysł z używaniem części ciał dawnych, lub aktualnych, mistrzów nienowy, sam mam na koncie tekst wykorzystujący podobny motyw, ale napisane przystępnie. Propsy :)

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Vacterze, dziękuję za wyjaśnienie, ale cóż, choć teraz wiem, co było Twoją inspiracją, rzecz nie stała się jaśniejsza.

Możesz jeszcze zaszaleć i dopisać trzy słowa, bo w tej chwili Twoje dziełko liczy ich zaledwie dziewięćdziesiąt siedem, więc nie można powiedzieć, że to drabble.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Outta Sewer: Czy ten tekst jest dostępny na stronie? Przeczytałbym.

 

 

Regulatorzy: Dziękuję za uwagę o ilości znaków. Niestety korzystałem z programu roboczego (ale bardzo przyjemnego w użytkowaniu), który wlicza niepotrzebnie znak “-“ jako wyraz (muszę to ustawić) i przegapiłem trzy znaki. Nie miałem dostępu do wiarygodnego liczydła (nie policzyłem też ręcznie, a przecież mogłem :)).

 

Vacterze, nic nie zastąpi liczenia paluchem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czterdzieści tysięcy paluchów… Toż to prawie całe miasteczko ludzi :)

Nieee, do drabbli wystarczy jeden paluch i umiejętność liczenia do stu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Racja. Przy pierwszym użyłem palucha i zauważyłem, że coś jest nie tak. Przy drugim zaufałem maszynie.

Maszyny bywaja nad wyraz podstępne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To stary tekst, Vacterze, konkursowy – “Oldskull”

Known some call is air am

Dzięki za linka. Jak się przysiądę to przeczytam.

Hm, powiem tak: pomysł był i to taki z rodzaju makabry. Tylko że jak rozebrać to na czynniki pierwsze, to już czytelnik zauważa sporo niedociągnięć. Zacznę może od lekkiego zgrzytu, bo to nie jest bardzo istotne, ale trochę takie toporne:

 

 – Możesz już podejść tam ze mną – powiedziała.

 

Tak, wiem, że ludzie różnie mówią, ale tutaj mamy do czynienia z dziewczyną, która w domyśle jest czymś w rodzaju pielęgniarki/pomocnika/kimś z tego makabrycznego szpitala. Normalnie mało kto mówi tak topornie, a taka osoba, co pewnie już niejednego prowadziła do łóżka na operację, raczej powiedziałaby coś w stylu „Chodź, idziemy” albo „Chodź, twoja kolej”. To zdanie, które ona wypowiada, mówione na głos, brzmi sztucznie.

 

Teraz dalej: główny bohater robi przeszczep rąk czy całego ciała? Tytuł i informacja o rękach sugerują to pierwsze. Tylko że to pierwsze nie ma sensu, bo ręce to nie wszystko. ;) Więc bardziej skłaniam się ku zamianie ciał, ale jeśli zamiana ciał, to też niewiele to da… Chyba że to zamiana ciał, żeby pławić się w sławie? To dla mnie najbardziej logiczne. Masz wyrobioną markę jako znany fantasta, a później piszesz swoje i ludzie znają Cię już jako świetnego pisarza, więc nawet jak napiszesz coś słabszego, to trudno. Jedynie fakt, że skasował opowiadanie na początku średnio pasuje do tego tłumaczenia. Chyba że teraz będzie pisał przeszczepionymi rękami, więc liczy na lepszą wenę. :D

 

Niedopowiedzenie daje sporo powodów do przemyśleń. I to na pewno na plus.

 

Końcówka: nie rozumiem. Nie pasuje mi tutaj, chyba że dziewczyna zrobiła coś dodatkowo, żeby główny bohater musiał napisać, że ją kocha? Tylko po co? To już za dużo nadinterpretacji by mi wyszło… Jeżeli natomiast była z nim w tym wszystkim i się znali… To nie myślałby o niej “dziewczyna”. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Podziwiam, że 100 wyrazów skłoniło do przygotowania tak obszernej wypowiedzi :). Odniosę się do kilku punktów. Może najpierw do wypowiedzi:

 – Możesz już podejść tam ze mną – powiedziała.

Świadomie tak napisałem i wiem, że zdarza się ludziom tak mówić i według mnie taki przekaz wyraża kilka możliwych emocji oraz podejścia do sytuacji (Ale wierzę, że nie każdy to wyłapie, a może nikt?. Podobnie jest na co dzień, nie zawsze łapiemy intencje mówcy, a nawet mówca nie zawsze wyraża je w pełni wyraźnie. Według mnie jeśli ktoś nie skupi się na tej wypowiedzi, to nic nie zyska, ale też nic nie straci – po prostu odczyta to jako komunikat popychający do przodu). Mamy zaznaczone porozumienie z bohaterem, które nie jest w pełni sprecyzowane. Na podstawie kilku znaków zawartych w tekście wiemy na pewno, że bohaterowie się znają (choć możliwe, że niezbyt długo), a bohater zdaje sobie sprawę, że w drugim pokoju znajdzie fantastę, co najwyżej mogło go zdziwić zakneblowanie (zwraca na to uwagę).

 

Jeśli chodzi o interpretację? Hmm, no jest to 100 wyrazów przy użyciu których należy coś wytworzyć (Ta setka według mnie bardziej ma aktywować wyobraźnię czytelnika, niż wyłożyć mu wszystkie karty na stół). Kwestie interpretacji już w tym wątku się pojawiły i ja się z nimi zgodziłem. Ale zwrócę uwagę na jedną rzecz, o której piszesz: “Ręce to nie wszystko”. Odpowiem enigmatycznie: Masz rację, dziewczyna na to zwróciła uwagę. Ona najwyraźniej potrzebowała młodzieńca, ale szaleńczo wierzyła w moc ręki mistrza. Chciała mieć być może dwie rzeczy na raz: kochanka oraz mędrca.

 

Logika podpowiada, że owa dziewczyna może być nieco szalona.

 

Zdradzę też pewien sekret. Kasowanie tych znaków znaków było aktem rozpaczy i trochę autoagresji. Bohater wierzył, że uda mu się coś stworzyć i uniknąć operacji tej dziwnej dziewczyny, w której macki najwyraźniej się wpakował. Być może stworzył coś wspaniałego? Nie zdołał jednak się o tym przekonać, Kasował zapewne pod jakimś emocjonalnym wpływem (może jakiejś substancji?). Ostatnie słowa poddają w wątpliwość skuteczność działań dziewczyny. A może ona jest szalona, ale jednocześnie niezwykle mądra i inteligentna?

 

Vacter, jeśli bohaterowie się znają, to czemu główny bohater myśli o niej „dziewczyna”? Zna ją zbyt krótko i nie podała swojego imienia? Jeśli tak, okej, ale jeśli zna ją dłużej, to trochę dziwne, że bez imienia, choć i takie sytuacje się zdarzają.

 

Co do wypowiedzi, nie będę się kłócić, dla mnie jest toporna i taka pozostanie, ale wiem, że nie przekonam. Są też na pewno ludzie, którzy przy barze zamówią drinka i wypiją z tekstem: „To teraz napijmy się tego drinka, co trzymamy w ręce”. :)

 

Ona najwyraźniej potrzebowała młodzieńca, ale szaleńczo wierzyła w moc ręki mistrza. Chciała mieć być może dwie rzeczy na raz: kochanka oraz mędrca.

 

To wyjaśnienie mi pasuje, ciekawie obrazuje problem. Ludzie mają różne fetysze i tu się zgodzę, że przeszczepienie rąk może mieć sens dla szalonej dziewczyny. 

 

Co do końcówki, podoba mi się Twoja interpretacja i to, że utwór jest na tyle krótki, że samemu można tworzyć mnogość wyjaśnień i każde będzie równie ciekawe, rozbudzające wyobraźnię. 

 

Jedynie ten fragment, że kasował pod wpływem mi nie pasuje, bo z jego zachowania bije logika i taki typowy spokój. ;) 

 

Ananke, jest kilka wyjaśnień tego “fenomenu” :).

 

To są wyłącznie “propozycje podania”, pewne możliwości.

Czemu nazwiemy kogoś dziewczyną, kiedy znamy go wystarczająco długo, by nazwać tę osobę po imieniu? Odpowiedzi może być kilka: nie każdy zapamiętuje imiona osób, z którymi nawet konie kradnie, jeśli nie spędzili ze sobą wystarczająco dużo czasu. Mógł ją poznać przypadkowo – na dyskotece lub spotkaniu fanów biologii (zauroczenie?).

Ale spójrzmy na temat jeszcze z innej strony. Bohater opowiada pewną historię, ale czy wiemy kiedy się ona wydarzyła? Tutaj mamy narrację pierwszoosobową, nie znam się dobrze na zasadach tej narracji (czy zakładamy iluzję dziania się “teraz”, czy zakładamy, że opowiadanie dotyczy tego co było kiedyś w bliżej nieokreślonym czasie?). Opowiada, ale imię nie jest istotne. Może nawet nie chce zbyt mocno uosabiać tej postaci, o której mówi. Może jest jakiś ładunek emocjonalny, który co prawda jest ukryty w chłodzie narracji, ale wyraża się w nazywaniu rzeczywistości? Tak jak córka opowiadałaby o matce, która ją porzuciła jako “ta kobieta”. Wydaje mi się, że imię jest rodzajem okazania pewnej familiarności (nie chcę mówić – czułości). O przestępcach piszemy Adam K., a nie Adaś. O Voldemorcie mówimy SAM-WIESZ-KTO. To takie moje interpretacje, ale imię jest bardzo ważne w wielu kulturach, można ponoć nawet mieć imię, którego nikt inny poza nami nie zna. To jest dopiero tajemnica (ale nie pamiętam szczegółów).

 

Jedynie ten fragment, że kasował pod wpływem mi nie pasuje, bo z jego zachowania bije logika i taki typowy spokój. ;) 

Psychika ludzka to niezwykła konstrukcja. Ten chłód może być pozą, albo częścią zmęczenia. Może bohater nie posiada płomiennych uczuć w wyrazie, ale one mimo braku gorąca w wypowiedzi i ciele, dzieją się, wpływają na działania (ale nie mają wyraźnych objawów, co może być niebezpieczne). Coś go przeprało?

 

Dzięki, że coś w tekście u Ciebie zadziałało. Sądzę, że taka jest rola 100 wyrazów. One mają być tym minimum, które u czytelnika wywoła maksimum, korzystając z jego własnych możliwości. Porównałbym to do gier/dem komputerowych, które mają zajmować np. 64 kilobajty. Komputer odtwarza zasadniczo to samo za każdym razem, korzysta jednak ze swoich zasobów, a te 64 kilobajty głównie wskazują z których (właściwie to tak ostatecznie działa każdy program jakby się zastanowić, heh). U człowieka natomiast to samo 100 wyrazów (owo 64 kb) za każdym razem wywoła coś innego. Nie tylko u różnych osób, ale i u tej samej (rano, po objedzie, podczas upału).

 

Po komentarzach to 100 wyrazów jest już przeszłością. Wpływ na to co zobaczymy mają już również inne wypowiedzi. Zaczyna się już dzieło wspólne, rozpoczęte przez jakieś tam ziarenko ;). Nie wszystko kupimy oczywiście.

 

 

Czy bohater obudził się w ciele znanego fantasty? Wydaje mi się, że coś tam rozumiem, ale jednakowoż umyka mi sens tekstu.

 

Dogsdumpling: Odpisałem wyżej na między innymi Twój komentarz, ale nie wiem czy to było wyraźne. Wyżej jest już w miarę wyjaśnione, ale dopiszę, że bohater nie obudził się w ciele fantasty.

Vecter, 

Okej, też nie mam pamięci do imion, ale jak już kradnę z kimś konie, to jednak pytam o to imię po raz drugi czy dziesiąty, żeby wiedzieć. Nie każdy musi tak robić i okej, tutaj po prostu zabrzmiało to sztucznie, jak wymyślone na potrzeby opowiadania, bo słowo „dziewczyna” brzmi lepiej niż podanie imienia, co rozumiem, ale nadal uważam to za nietrafione. 

 

Nie przekonam Cię co do tego, Ty nie przekonasz mnie, ale dzięki za dyskusję. :)

 

Dalsze wyjaśnienia – wow, naprawdę szczegółowo to przeanalizowałeś, mogłabym się zgodzić, gdybym wyczuła to w drabble'u (nie wiem czy dobrze odmieniłam, popraw mnie jak coś). Tylko że nie czułam tego emocjonalnego ładunku, tego nazwania „dziewczyna” jako określenia kogoś, co do kogo bohater ma pewne chłodne odczucia. Wszystko, co napisałeś rozumiem i zgadzam się z tym, serio. :) Ale do tekstu mi nijak nie pasuje. 

 

Psychika ludzka to niezwykła konstrukcja. Ten chłód może być pozą, albo częścią zmęczenia.

 

Chłód jako poza – przyjmę, zmęczenie i usuwanie tekstu z nadzieją, że może nowe ręce stworzą coś więcej to zawsze jakieś inne spojrzenie. ;)

 

I Tobie jak najbardziej udało się zmieścić tutaj historię, o której się myśli, nad którą się zastanawia. Porównałabym to do takich teledysków, gdzie mamy wycinek historii, ale większość rzeczy musimy sobie wyobrazić. 

 

Po komentarzach to 100 wyrazów jest już przeszłością.

Dlatego mimo wszystko pewne moje przemyślenia mają dla mnie sens, bo tekst widnieje bez wyjaśnień i jako taki jest czytany. A to, co dopowiemy, to już inna historia. :)

 

 

Do­gs­dum­pling: Od­pi­sa­łem wyżej na mię­dzy in­ny­mi Twój ko­men­tarz, ale nie wiem czy to było wy­raź­ne. Wyżej jest już w miarę wy­ja­śnio­ne, ale do­pi­szę, że bo­ha­ter nie obu­dził się w ciele fan­ta­sty.

 

Vecter – ale w sumie czemu nie? W tekście dokładnych wyjaśnień nie ma i właściwie czytelnicy mogą sobie pewne rzeczy interpretować na swój sposób. Też jestem bliższa wyjaśnieniu, że obudził się w ciele fantasy, choć wiem, że Twoim zamysłem były same ręce. Ale zamysł autora a nasze wyobrażenia to dwie różne rzeczy. I to też fajne, że możemy myśleć inaczej, mimo świadomości, że autor stworzył trochę inną wizję. :)

Hmmm. A ja to odebrałam jako “moja dziewczyna” – chodzą ze sobą, ale jeszcze nie oficjalne narzeczeństwo.

Babska logika rządzi!

Finkla, serio? :)

 

Mamy trzy fragmenty z dziewczyną. W pierwszym czytamy tak:

 

Do pokoju weszła dziewczyna i złapała mnie za ramię.

 

Tutaj jeszcze mogę przymknąć (albo i zamknąć) oko i uznać , że to jego dziewczyna. Ale dalej, skoro już napisał o niej “dziewczyna”, to tutaj znowu to powtarza? O swojej dziewczynie?

 

Podbiegła dziewczyna i chwyciła mnie za dłoń.

 

To w takim razie zadam inne pytanie, gdyby to była zupełnie obca dziewczyna, to jak brzmiałby ten fragment? Jeżeli nawet w pierwszym wprowadzimy zapis:

 

Do pokoju weszła obca dziewczyna…

 

To w drugim znowu powtórzymy Podbiegła obca dziewczyna?

Jeżeli nie, to czym to się będzie różniło?

 

Określenie “dziewczyna” skojarzyło mi się z niefrasobliwym podejściem autora, który wstawił to słowo, dopiero później nadając mu innego znaczenia, ale słowo zostało. Ale nie mówię, że to prawda, to są tylko moje prywatne odczucia. :) Tak jak w moim odczuciu jednak książka jest lepsza od drugiej, ale zawsze będzie to po prostu subiektywna opinia. Twoją opinię też szanuję, z jakiegoś powodu uznałaś, że to jego dziewczyna i okej. :)

 

Przy okazji, już bliżej mi do wyjaśnień Vectera: dziewczyna, którą znał, ale imienia z jakichś powodów nie pamiętał.

Hmmm. A ja to odebrałam jako “moja dziewczyna” – chodzą ze sobą, ale jeszcze nie oficjalne narzeczeństwo.

Jest to jedna z możliwości, a zarazem jaśniejsze wytłumaczenie od moich wykopków psychologicznych :)

 

Okej, też nie mam pamięci do imion, ale jak już kradnę z kimś konie, to jednak pytam o to imię po raz drugi czy dziesiąty, żeby wiedzieć. Nie każdy musi tak robić i okej, tutaj po prostu zabrzmiało to sztucznie, jak wymyślone na potrzeby opowiadania, bo słowo „dziewczyna” brzmi lepiej niż podanie imienia, co rozumiem, ale nadal uważam to za nietrafione. 

To zależy od człowieka bardzo mocno. Jeżeli coś tutaj nie przekonało, jakaś karkołomna konstrukcja, to ja nie chcę Ciebie przekonywać, że masz mi wierzyć ;). Gdyby to był dłuższy tekst, postarałbym się zmodyfikować sformułowanie jeśli okazałoby się, że problem w zrozumieniu się powtarza, korzystając z Twoich uwag. Mogę mieć najlepszą teorię, ale nic ona nie da jeśli nikt nie zrozumie przekazu poza mną.

 

Vecter – ale w sumie czemu nie? W tekście dokładnych wyjaśnień nie ma i właściwie czytelnicy mogą sobie pewne rzeczy interpretować na swój sposób. Też jestem bliższa wyjaśnieniu, że obudził się w ciele fantasy, choć wiem, że Twoim zamysłem były same ręce. Ale zamysł autora a nasze wyobrażenia to dwie różne rzeczy. I to też fajne, że możemy myśleć inaczej, mimo świadomości, że autor stworzył trochę inną wizję. :)

 

Tak, wrzuciłem kilka możliwości interpretacyjnych, może ktoś skorzysta. Jednak choć nie lubię przesadnie tłumaczyć tego co napisałem, to spróbowałem trochę narzucić ramy, żeby utwardzić konstrukcję tekstu, uwzględniając powtarzające się opinie. Własne interpretacje zawsze się pojawiają i tego nie można zakazać, ale podobnie jak z opowiadanami czy książkami – dopiero społeczne poparcie pewne rzeczy uznaje, a inne odrzuca.

Powoli już przestaję być autorem powyższego, zamieniam się w czytelnika. Może przejdę do krytyki?

Czy autor rozumie czym jest drabble w pełni oraz postarał się maksymalnie wykorzystać potencjał limitu 100 wyrazów? Po pierwsze udowodnił, że nie umie policzyć do 100 (musiał dopisać trzy wyrazy po interwencji Reg) oraz zaczyna uzurpować sobie prawo do zawładnięcia cudzą wyobraźnią, przecząc sam sobie, że Drabble jest wyłącznie nasionem (a ciągle dopowiada jakieś interpretacje, które pod pozorem otwartości, służą zamknięciu tematu). Choć z tymi nasionkami bywa różnie, zależy gdzie spadną.

 

Uzupełniając (jako autor):

Słowo dziewczyna – czy dobre, czy niedobre – było wpisane od początku. Nie umieściłem tam wcześniej imienia, ani pustki (jakiejś Pani X czy coś). Nie było też planu wprowadzenia imion. Natomiast czy to dobre rozwiązanie, czy nie, to już niech inni ocenią, jeśli warto ;)

Ananke, nie potrafię teraz powiedzieć, jak do tego doszło i co mnie popchnęło w stronę takiej interpretacji.

Przy żonie/narzeczonej nie trzeba koniecznie pisać, czyja. Jeśli facet pisze “weszła żona”, to wiadomo, że nie sąsiada. Jakoś rozciągnęłam to domniemanie na dziewczynę i z tym przekonaniem zostałam.

Babska logika rządzi!

Vacter, nasze interpretacje, nadinterpretacje i przeinteterptretowacje (tak, nie ma takiego słowa xd) są tak długie, że mogłyby posłużyć jako kolejne opowiadania. :D 

 

Słowo dziewczyna – czy dobre, czy niedobre – było wpisane od początku.

 

Tak, o tym pisałam, że dałeś znać, że to „dziewczyna” na samym początku pisania, a później już tak zostało bez myślenia o tym, czy to pasuje, czy nie. 

 

Wiesz, to jest krótka historia i cała otoczka wokół i domysły, są bardziej rozbudowane, ale to tylko świadczy o tym, że tekst zadziałał. ;) Co do dziewczyny, to nie ma co się o nią kłócić (chyba że jest tego warta :)), każdy ma swoje zdanie i tyle. ;)

 

Finkla, jasne, ale żona ma już konkretne zabarwienie jako słowo, dziewczyna już nie. Może właśnie dlatego, że możemy powiedzieć „dziewczyna” o obcej osobie i „moja dziewczyna” o kimś, z kim jesteśmy w związku. Dodawanie „moja żona weszła” nie ma sensu, chyba że mamy niejasny fragment i nie wiadomo, o czyją żonę chodzi bo np. akcja dotyczy kilku żonatych mężczyzn. 

 

Ale zgadzam się, że można to też tak interpretować, rozciągając używanie tego słowa. ;) Tylko że znów: dziewczyna to dość zwyczajne słowo i jeśli już byłaby to jego dziewczyna, to użyłby imienia, chyba że uznamy, że też go nie pamiętał/nie lubił używać/zapomniał. Różni są ludzie, więc okej, po prostu jak tak patrzeć, to niedługo jak w opowiadaniu znajdziemy zdanie „Człowiek wszedł do pokoju”, dowiem się, że to perspektywa żony myślącej o mężu, w końcu mąż też człowiek. XD

 

Różni są ludzie, więc okej, po prostu jak tak patrzeć, to niedługo jak w opowiadaniu znajdziemy zdanie „Człowiek wszedł do pokoju”, dowiem się, że to perspektywa żony myślącej o mężu, w końcu mąż też człowiek. XD

 

Naczytała się w nocy tych biologicznych bzdur, nie mogła zasnąć. Przerzucając kolejną stronę zamarła na chwilę. Oglądała swój palec, miejsce, w którym lekko puchł od zacisku obrączki. Była przecież ptakiem, wolnym zwierzęciem. Leciała lekko z biblioteki do kawiarni i tam wśród jej włosów rozbrzmiewała woń kwiatów i latte. Każdy na nią patrzył, lecz głupia myśl zawitała raz w jej codziennych rozmyślaniach… Że to można tak na stałe, aż do śmierci. Zwykły “człekokształt” – tak on, jak i ona. Zupełne nieloty, a z ich genetyki zostały już tylko kości, które spajały wyłącznie metafory dawnego piękna.

Aneta leżała nadal bez ruchu, patrzyła w sufit jak w wieko trumny. Odgarnęła tylko lekko włos na prawo w automatycznym geście, w nakazanym oczekiwaniu. Ona ten piękny niegdyś ptak. To wszystko dlatego, że człowiek wszedł do pokoju. Wolała zgasić lampkę.

 

Może być? :D

Wiesz, że nie zauważyłam tego komentarza? Dziwne. Ciągle jest przy nim gwiazdka, ale nie pojawił się w „najnowszych komentarzach”, więc na tamten moment przepadł. Ale się odnalazł :)

A co do fragmentu – od razu mam skojarzenie z „Ptaśkiem”! I w ogóle jest plastyczny i mogłabym czytać takie opowiadanie. Człowiek wchodzący do pokoju jako mąż jest tutaj idealnie zastosowanym przykładem, także może być jak najbardziej. :) Nie czepiłabym się wcale. :)

Wszystko można napisać, ale trzeba to dobrze umocować. Niektórzy ludzie zgadzają się na skok z mostu, pod warunkiem, że dostaną elastyczną i odpowiednio wymierzoną linę. Kiedy są przekonani, że nie zginą, skaczą.

Może podobnie jest z pisaniem. Ludzie skoczą w odmęty światów autora, jeśli zostaną wystarczająco dobrze uwiązani i wyjdą z lektury bez szwanku.

 

Podobnie jednak jak w skokach, tak i w literaturze, są tacy co i tak przeczytają i nie trzeba ich zbyt dobrze umocowywać. Odwagę zastępuje im raczej szaleństwo. Nie wszyscy czytelnicy są jednak wystarczająco szaleni ;). Sam uważam, że fajnie jest gdy autor szanuje czytelnika i nie zostawia go byle gdzie z byle czym, na pastwę swoich wyobrażeń.

Ciekawe porównanie z tą liną i skokiem. ;) Czy wobec tego czytelnicy, którzy nie bardzo przejmują się, czy lina jest dobrze zamocowana w tekście, są również w życiu ryzykantami? Czy jeśli czytamy opowiadanie i pewnych rzeczy nie pojmujemy, to kwestia dopowiedzenia ich sobie zależy od naszego szaleństwa?

 

Czy ludzie bardziej przyziemni, praktyczni, wolą zazwyczaj proste teksty, a marzyciele gustują w mniej zrozumiałych historiach? Czy może nie ma to znaczenia? I wszystko zależy od konkretnego tekstu, nastroju? W końcu ciężko o czytanie trudnej literatury w tramwaju do pracy po nieprzespanej nocy i w stresie. ;)

 

Dlatego jak dla mnie duże znaczenie ma samopoczucie, które dodatkowo prowadzi nas przez tekst. 

Uważam, że literaturę trzeba czytać różną. Natomiast czytanie literatury mniej zrozumiałej jest trudne pod tym względem, że czasem nie wiadomo, czy to autor był geniuszem czy czytelnik jest geniuszem (jeśli lektura jest udana). Stąd myślę, że autor musi być w jakiś sposób potwierdzony. Przy małym doświadczeniu literackim zostaje nam zdanie bardziej oczytanych, ale z czasem można już być odważniejszym (kiedy się oczytamy). Wtedy jednak już nie skaczemy z urwiska, a jesteśmy wyposażeni w cały sprzęt alpinistyczny.

 

W pewnym momencie rzuciłem się trochę na głęboką wodę. Tam gdzie nie rozumiałem autora, wrzucałem interpretacyjnie co mi pasowało. Podobnie jak z czytaniem w innym języku. Najpierw rozumiemy co dajemy radę i staramy się, by było w miarę przyjemnie. Później przyjdzie oświecenie (czasem oświecenie druzgocące dla autora).

W literaturze trudniejszej to czytelnik sam musi sobie dopowiedzieć, czy autor napisał bełkot, czy coś niesamowitego. W literaturze prostej to już łatwiej oceniać i podchodzić do tematu bez niepewności, czy na pewno wszystko zrozumieliśmy, dlatego literatura prosta zawsze będzie miała przewagę. ;)

 

 

Zależy czego czytelnicy szukają w czytaniu. Prostej rozrywki, czy rozrywki, rozwoju i motoru do działania? Problemem książki jest zrozumienie medium jako jakiejś ciągłości kategorii. Powiedzieć “czytam książki”, to jak powiedzieć “oglądam filmy” albo “lubię jeść” :)

 

Czytanie promuje się jako taką niszę, że niemal pomija się jakość tego czytania. Czy to prawda, że czytelnictwo upadło? Mam wątpliwości. Może jednak jest na tyle mało popularne, że nie mówi się “Tylko 20% Polaków przeczytało w ciągu roku jedną książkę na poziomie trudności (liczba według któregoś systemu wyliczeń). Większość czyta dzieła na poziomie New York Timesa”.

Wyczuwam Kinga w tym tekście, takie przebłyski z Duma key. Pozdrawiam!

Kto wie? >;

Cześć Skryty. Nie czytałem dużo Kinga (i się cieszę, bo w razie czego będę miał co czytać), ale to co przeczytałem podobało mi się. Najbardziej klimat w tych książkach, gdzie długo nic się nie dzieje i możemy poczytać o rzeczach codziennych. W Lśnieniu czy 11/22/63 można spędzić spokojne chwile, aż nie zacznie się coś dziać.

 

Wydaje mi się, że Kinga znam głównie z wygodnych miejscówek do odpoczynku (może warto poszerzyć wiedzę). Jednak nie można wykluczyć, że gdzieś w głowie się rozlokował.

Zgodzę się z tobą. King jest dobrą lekturą do odpoczynku.

Kto wie? >;

Nowa Fantastyka