- Opowiadanie: Outta Sewer - Oldskull (18+)

Oldskull (18+)

Parental Advisory Explicit Content

 

Nie potrafię w grafikę komputerową, więc te dwie skromne ilustracje narysowałom na kartkach, analogowo, długopisem.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Oldskull (18+)

Kolorowy tłum bujał się rytmicznie, unoszony g-funkowym bitem osładzanym smyczkową linią melodyczną. Biodra smukłych piękności falowały, wtórując lekko wzburzonej powierzchni Pacyfiku za ich plecami, a uniesione ręce mężczyzn wznosiły się i opadały jak wody nadchodzącego przypływu. Uśmiechy na twarzach fanów odzwierciedlały nastrój młodego rapera, stojącego w środkowym punkcie ustawionej na plaży estrady. Chłopak przekręcił daszek czapki do tyłu i skinieniem pozwolił DJ’owi jeszcze chwilę bawić rozgrzaną oczekiwaniem na finał publiczność.

Słuchał z uznaniem ekwilibrystycznych popisów mistrza scratchu do chwili, w której poczuł, że jest gotów na powrót skupić na sobie uwagę tłumu. Podszedł nad samą krawędź obstawionej ochroniarzami sceny, krótkim „A-Yo” uciął pokazówkę dejota i krzyknął do rozkręconej tłuszczy:

– Wuz mah name?!

– Chainjah! – Kilkanaście głosów nierówno odpowiedziało jego scenicznym imieniem, ale nie dość głośno, by zadowolić rapera.

– Nie słyszę was! Jak mam na imię?! – ponowił pytanie.

– CHAINJAH!

Tym razem chóralny okrzyk z paru setek gardeł był wystarczająco satysfakcjonujący.

– Mam na koniec kilka linijek specjalnie dla was, dziewczyny! Sprawdźcie to!

Wszedł gładko w wakacyjny bit. Rymował proste, typowo imprezowe wersy z singla, który przypieczętował jego sławę na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych:

 

Mah dick iz da product

Need some space for da placement

Picture dat wit da Kodak

I’ve got Key fo ya Basement

Digg whut I’m sayin?

It needs no explanation

So, girl letz start playin

In da cave exploration

(…)

***

 

– Dzięki, Cali! Kocham was! – pożegnał się z wiwatującą publicznością, wziął zamach i cisnął mikrofonem w środek tłumu. Zszedł za kulisy i poszukał wzrokiem Spliff Seconda, swojego managera i najlepszego kumpla, z którym znał się od dziecka. Ale nigdzie nie było po nim śladu. Samotnie udał się do zaparkowanego na tyłach kampera, zamknął się w środku, ściągnął nieodłączny podczas koncertów plecak i zmęczony opadł na kanapę. Odszukał w kieszeni papierośnicę wypchaną jointami, włożył jeden w usta i odpalił, rozkoszując się cierpkim smakiem tetrahydrokannabinolu.

– A, yo! Otwieraj, brat, musimy pogadać o biznesach! – Głos Spliffa sprawił, że raper zerwał się i doskoczył do zamkniętej masywną kłódką skrzyni, ustawionej pod tylną ścianą pojazdu. Wydobył spod koszulki zawieszony na złotym łańcuchu klucz i drżącymi ze zmęczenia palcami dopasował go do zamka.

Stojący na zewnątrz mężczyzna słyszał krzątaninę kumpla i cierpliwie czekał, podejrzewając co ten właśnie robi. W końcu drzwi uchyliły się zapraszająco. Spliff wszedł do zagraconego, pełnego pustych opakowań po chipsach i coli wnętrza, a jego podrażnione gryzącym tumanem oczy od razu powędrowały w stronę tajemniczego kufra.

– Kurwa, brat, obiecuję, że kiedyś zmuszę cię żebyś mi powiedział co trzymasz w środku tego pieprzonego pudła, do którego zapierdalasz nawet w trakcie koncertów. Swoją drogą, dzisiaj byłeś tylko dwa razy, więc chyba mogę uznać, że twoje pierdolnięcie się nie pogłębia, co? – powiedział z przekąsem.

– Taki chuj, że ci powiem. Zapal i gadaj co jest. – Chainjah podsunął przyjacielowi papierośnicę.

– To jest, że właściciel tego pierdolnika chce, żebyś zagrał tutaj za miesiąc koncert na zakończenie sezonu wakacyjnego. Będziesz gwiazdą wieczoru. – Spliff usiadł naprzeciw, sięgnął po skręta i rzucił raperowi zachęcające spojrzenie poprzez gęsty opar.

– Odpada, stary. Muszę odpocząć od całego tego hajpu.

– No to, kurwa, odpoczniesz. Przez miesiąc. A potem wracamy i robimy gruby hajs.

– To nie flota jest najważniejsza, brat. Zrozum, Nowy Jork mnie nie szanuje…

Chainjah nie zdołał dokończyć, zagłuszony wściekła perorą Spliffa.

– Ja pierdolę! Zajebałeś się na tym szacunku NY i nic cię innego nie interesuje! Po drugiej płycie przyrównywali cię do Eazy’ego-E, teraz, przez te śpiewane refreny gadają, że jesteś jak Nate Dogg! Pokój ich duszom. – Spliff przeżegnał się i wzniósł oczy ku niebu. –  Serio, tak ci, kurwa, zależy na tym, żeby banda jebańców ze wschodniego wybrzeża wystawiała ci laurki? Akceptują cię jako rapera. Mnie by to wystarczyło.

– Tylko akceptują! – Teraz wybuchnął raper. – Ale nadal napierdalają się z debiutanckiej płyty, która była do dupy i wiemy to obaj! A Nowy Jork to, stary, kolebka. Czaisz? Masz tam szacunek, to masz go wszędzie. I ja go, kurwa, zdobędę! Wiem jak. Tylko muszę odpuścić na pół roku i odciąć się od wszystkiego. Potem wrócę lepszy, silniejszy i tak zajebisty, że nawet wschód zapomni to gówno, jakim był pierwszy album.

– Pół roku!? Chyba cię pojebało! – Manager przełknął kolejne gorzkie słowa, które cisnęły mu się na usta, wziął kilka głębszych oddechów i podjął mentorskim tonem:  – Pamiętasz, jak nie potrafiłem w szkole nawet wyrecytować pierdolonego wiersza? I nadal nie potrafię. Ale wiem kiedy ktoś ma talent, iskrę, której mnie dobry Bóg poskąpił. Ty to masz i wielu ci tego zazdrości, ale z jakiegoś powodu nie potrafisz tego zrozumieć.  – Spliff wbił wzrok w podłogę i przesunął dłonią po łysej głowie. – Pamiętam co było po pierwszej płycie, bo, kurwa, byłem wtedy z tobą. Każdy popełnia błędy, stawia pierwsze kroki i czasami pierdolnie o glebę. Ale nie można się na tym skupiać, trzeba iść dalej i zapomnieć. A wtedy inni też zapomną. – Przerwał, zaciągnął się i wypuścił dym nosem. – No dobra, niech ci będzie. Sześć miesięcy i wracamy. Ty się odcinasz, a wujek Spliffy będzie ogarniał w tym czasie biznesy. OK?

– Wiesz, że cię kocham  jak brata? – Chainjah  zapytał z widocznym w oczach wzruszeniem, choć równie dobrze mogła to być oznaka przygniatającego marihuanowego haju. Wyciągnął otwartą dłoń w stronę kumpla, oczekując podobnego gestu z jego strony.

Spliff zaciął usta i pokręcił głową w sposób w jaki robią to te śmieszne pieski, które ludzie ustawiają na podszybiach samochodów. Jego wzrok oraz myśli skupiły się na pokrywie zagadkowej skrzyni. Dłoń rapera wisiała przed nim na tyle długo, że zaczęła zauważalnie dygotać, ale w końcu została zamknięta w przyjacielskim uścisku, mającym oznaczać szacunek i wsparcie.

– To może zaprosimy kilka dupeczek, które są gotowe na lokowanie twojego produktu? – zaproponował manager z nagłym ożywieniem. Puścił rękę przyjaciela i z czającym się pod kolejnym pytaniem cieniem pretensji dorzucił: – Czy znowu nie masz siły, bo wypompował cię koncert?

Raper przymknął ciężkie od krążącego w żyłach THC powieki i spróbował wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu. Udało mu się z umiarkowaną skutecznością, ale na więcej nie miał siły.

– No, OK. Dajesz te suki.

Podniecenie i radość rozbłysłe w oczach managera były warte jeszcze odrobiny wysiłku. Przynajmniej tak raper mógł mu się odwdzięczyć. Spliff wiele dla niego zrobił dzięki swojej żyłce do interesów. Gdyby tylko potrafił rymować, w krótkim czasie stałby się legendą. Ale nie potrafił.

Chainjah zdawał sobie sprawę z tego, że przyjaciel zazdrości mu skillu i rekompensuje swoje marzenia poprzez prowadzenie jego kariery w sposób, w jaki pokierowałby swoją. Dobrze – pomyślał raper – że Spliff nie zna prawdy o tym, co znajduje się w kufrze. Mógłby nie zrozumieć.

***

Each of my breath takes me Nearer to Death

So I inhale true rap, when ya coughin your crap

You’re in coffin, you’re trapped, hear that sound?

That’s my steps on your forgotten grave, you crave for some air?

I will misbehave and won’t save any fo ya

Now you’re close to the death, and know what?

I ignore ya!

(…)

 

– Daj nam chwilę, człowieku. – poprosił kogoś Spliff, oglądając się przez ramię, po czym wszedł do pomieszczenia dla gwiazd na zapleczu słynnego bostońskiego klubu.

Uśmiech zniknął, a w oczach pojawiła się dezaprobata, kiedy tylko zamknął za sobą drzwi i zobaczył w jakim stanie jest Chainjah.

Raper siedział na skrzyni, nogi miał rozstawione szeroko, głowę opuszczoną pomiędzy kolana, a dłonie splecione z tyłu czaszki. Nie potrafi docenić tego co ma, pomyślał smutno manager.

– I o chuj ci znowu chodzi? – Spliff odezwał się głosem, w którym próżno było szukać śladów współczucia. Bo też nie było czego współczuć. – Zniknąłeś na pół roku, odpocząłeś i wróciłeś z nowym materiałem. Teraz trasa się skończyła, pierwsza edycja czwartego albumu zeszła już w preorderach, kolejna się robi. Na tubie masz sto milionów wyświetleń. Wszystkie branżowe pisma i portale pieją z zachwytu i nazywają cię spadkobiercą flowu Big L’a. A ty siedzisz na tej swojej zasranej skrzyneczce i się mazgaisz jak dziwka, która wpadła z ćpunem.

– Preemo. – Pseudonim legendarnego producenta ledwie przebił się przez szum klimatyzacji. – RZA i Rakim. I pierdolona Queen Latifah.

– Wiedziałem! – Manager wyciągnął zza paska glocka. – Mam któreś z nich zajebać, żeby zrobiło ci się lepiej, hę? No, kurwa, gadaj. Mam!? Jeden zasrany program, w którym kilku hiphopowych emerytów nie wyraziło chęci opierdolenia ci gały, i cała twoja duma poszła się jebać!

Chainjah wstał, nie zaszczycając przyjaciela choćby przelotnym spojrzeniem. Przeniósł się na szeroką rogówkę, naciągnął głęboko kaptur i ukrył twarz w dłoniach. Przez ściśnięte gardło wydukał:

– Jest skill, nie ma duszy. W Rapsody Temple powiedzieli, że w mojej muzyce nie ma pasji. – Siąknął nosem. – Preemo to powiedział, a KRS potwierdził. Legendy, a nie żadni emeryci…

Raper urwał kiedy drzwi otwarły się szeroko, a do środka wparował uradowany właściciel klubu. Za sobą prowadził kilka seksownych groupies. Każda wyglądała jak milion dolców, z cyckami za kolejny milion dolców.

– Ej! Panowie, tę piękne panie chciałyby poznać człowieka, który pozamiatał w mojej tancbudzie jak nikt od czasów Biggiego! – Wygląd mężczyzny przywodził na myśl alfonsa z kartą stałego klienta w butiku Versace. – Lecę, a wy bawcie się dobrze. Miłego!

Wyszedł, zostawiając w pokoju piękności o twarzach i ciałach bogiń. Dziewczyny uśmiechały się nerwowo, nie do końca pewne jak ma dalej potoczyć się sytuacja. Zerkały to na ukrywającego twarz rapera, to na jego managera. Nastrój Spliffa z miejsca się poprawił, jak zawsze kiedy na horyzoncie zamajaczyła wizja seksu. Z kolei zaskoczony Chainjah opuścił dłonie i udręczonymi oczami wlepiał się w przyjaciela. Miał nadzieję, że ten zrozumie, że to nie czas i miejsce na zabawę i każe fankom wyjść. Nie zrozumiał.

– Więęęc, co będziemy robić? – zagaiła przeciągle najśmielsza z kobiet, długonoga blondynka w kusej spódniczce, jakby żywcem wyjętej z filmu porno o niegrzecznych pensjonarkach.

– A na co masz ochotę, shorty!? – Obleśny uśmiech Spliffa poszerzył się, kiedy schował pistolet, podszedł do dziewczyny, złapał ją za tyłek i przyciągnął do siebie. Zaskoczona groupie położyła mu dłoń na piersi, stanowczo odepchnęła i uniosła brew. Na jej twarzy pogarda mieszała się z obrzydzeniem, jak gdyby aparycja managera była jakoś szczególnie zniechęcająca

– Gdzie te łapska? – fuknęła. – Coś ty w ogóle za jeden? Bo na pewno nie ten czarny cukiereczek, dla którego tutaj przyszłam. – Ostatnie zdanie, zwrócona już w stronę rapera, wypowiedziała nienaturalnie wyraźnie, tonem ociekającym seksem i obietnicą.

Brak szacunku oraz opryskliwy ton dziewczyny sprawiły, że w Spliffie coś pękło. Stał jak wryty, nie potrafiąc zareagować na obrazę. Chainjah nie widział jeszcze przyjaciela w takim stanie i nie mógł tego tak zostawić. Był na granicy eksplozji, kiedy warknął ze złością:

– Obrażacie mojego brata, głupie kurwy? Wypierdalać.

– Co? – zdziwiła się blondynka.

– Jesteś głucha i nie dosłyszałaś, czy głupia i nie zrozumiałaś? A może oba naraz? – Raper poderwał się gwałtownie i szybkim ruchem złapał arogantkę za włosy. W akompaniamencie krzyków przeplatanych straszeniem policją dociągnął ją do drzwi i wyrzucił z pokoju.

– A wy, kurwa, na co jeszcze czekacie! – wydarł się do pozostałych groupies. Wystraszone kobiety wypadły na zewnątrz, potykając się jedna o drugą. Drzwi trzasnęły z hukiem, szczęknął zamek.

Chainjah złapał osłupiałego managera za ramię i doprowadził do kanapy. Wiedział, co chce powiedzieć. Podjął decyzję. Nie był pewien, czy słuszną, ale to miała pokazać przyszłość.

– Powiem ci, co jest w kufrze. – Spojrzał w mętne oczy przyjaciela. – Chciałbyś umieć rymować. Żeby ludzie cię rozpoznawali i szanowali. Wiem o tym, brat. Jestem w stanie ci to umożliwić.

– Chcesz mnie uczyć? – zapytał płaskim głosem Spliff. – Wiesz, że to nie zadziała.

Chainjah zignorował jego wątpliwości.

– Chciałbyś mieć flow jak Eazy-E? Umieć śpiewać jak Nate? Pizgać rymami jak Big L? Odpowiedz, stary.

– To się nie uda.

Raper wyciągnął klucz spod bluzy, przyklęknął obok skrzyni, otworzył ją i sięgnął do środka.

– Uda. Ale w zamian będziesz mi musiał pomóc w jednej, ważnej sprawie.

***

Szpadle zagłębiały się w ubity grunt nadspodziewanie gładko. Raz – wbić mocno, dwa – wyciągnąć, trzy – odrzucić zawartość. I od początku. Zacinający deszcz pomagał, rozmiękczając ziemię w coraz głębszym wykopie. Woda skapywała z kapturów na zmęczone twarze i mieszała się z potem, zalewając piekące oczy, spływała strużkami do warg i zostawiała w ustach słonawy posmak.

W pobliżu nie było żadnych latarni, co nie ułatwiało pracy, za to skutecznie ukrywało dwójkę przemokniętych mężczyzn, rozkopujących jeden z niepozornych grobów prywatnego, strzeżonego cmentarza.

– Kurwa, pauza, bo już nie mogę – wycharczał Spliff i wygramolił się na górę. Buty i nogawki spodni miał ciężkie od błota.

Drugi z mężczyzn nie przerwał kopania, a nawet przyspieszył. Porcje rozmiękłego gruntu spadały z mokrymi plaśnięciami na kupkę, jedna za drugą. Spliff próbował na deszczu i wietrze odpalić papierosa, ale nawet zapalniczka zawilgotniała i nie chciała wykrzesać choćby iskry.

– Łap za rylkę i zapierdalaj – warknął Chainjah do przyjaciela. – Zastrzeliłeś strażnika i profanowanie grobu zamieniło się w jebane morderstwo. Więc weź i się, kurwa, przyłóż!

– Sam prosiłeś, żebym ci pomógł, bo cieć nie chciał wziąć w łapę. Myślałeś, że co zrobię? Przekonam go do patrzenia w drugą stronę?

– Kop, nie pierdol!

Spliff, na przekór krzykom rapera, wbił łopatę obok dołu, oparł się o trzonek i zagaił tonem przyjacielskiej pogawędki, bardziej stosownej przy wieczornym blancie, niż podczas nocnego ekshumowania zwłok.

– Dalej nie mogę uwierzyć w cały ten szajs. Kiedy otwarłeś kufer i wyciągnąłeś z niego te czaszki, pomyślałem, że ci do końca odjebało. A to co potem mi powiedziałeś… że to są łby Eazy’ego, Nate’a i Biga… I ten plecak, o który ci trułem dupę, żebyś z niego zrezygnował, bo to głupio wygląda … Że na koncertach i w studiu masz w nim czerep z którego czerpiesz skill. To było ostro pojebane.

Manager splunął gęstą od wysiłku śliną, wskoczył z powrotem do dołu i postarał się dotrzymać tempa raperowi.

– Gdybym nie dał się przekonać i nie wziął czachy w ręce…

Raz, wbij.

 – Gdybym nie poczuł tego, jak to nazwać…

Dwa, wyciągnij.

 – Tej mocy i flowu.

Trzy, odrzuć.

 – Rozumiesz? – Spliff znów przerwał kopanie. – Zarymowałem na freestajlu jak jebany Big L! Ja! Wtedy uwierzyłem, stary. Że mogę być MC. Legendą.

– Tamte czaszki są twoje – wydyszał Chainjah i otarł twarz przedramieniem. – Tylko machaj szybciej, żebym ja mógł dostać tę po którą tutaj przyszliśmy. A za otwierające się przed tobą możliwości podziękuj mojemu dziaduniowi. I jego księgom rytuałów.

– Pamiętam go z dzieciństwa. Dziwny staruszek. Miał ten nowoorleański akcent. Ale, niech mnie chuj, nie pomyślałbym, że jest pieprzonym szamanem VooDoo i potrafi takie bajery. Niech mu ziemia lekką będzie.

Jedno z następnych uderzeń łopatą napotkało większy opór i zabrzmiało głucho. Wiatr niosący zimne krople smagnął wyszczerzoną w uśmiechu twarz rapera.

– Podaj siekierę, Spliff – zakomenderował.

Ujął mocno trzonek i kilkoma silnymi ciosami rozłupał drewniane wieko. Ze środka buchnął ziemisty odór rozkładu i zgnilizny. Managerowi żołądek podszedł do gardła, musiał zasłonić przemoczonym rękawem nos i usta. Na raperze smród nie zrobił żadnego wrażenia.

Odłożył narzędzie, przykucnął i obleczonymi w grube rękawice dłońmi wyszarpywał kawałki nadwyrężonej pokrywy trumny. Drewno pękało z głośnym trzaskiem po czym lądowało na stercie ziemi obok. Kiedy otwór był na tyle duży, że można było wepchnąć do środka szpadel, raper poświecił do środka latarką i z ulgą stwierdził, że głowa nieboszczyka znajduje się dokładnie pod wyrąbaną dziurą.

– Co teraz? – zapytał Spliff.

Chainjah podał mu źródło światła i gestem wskazał wyrwę. Manager wykonał bezgłośne polecenie, ale sam nie spojrzał w oświetlany skupionym promieniem punkt. Raper ponownie złapał łopatę, zamachnął się i dźgnął trupa z całej siły, tuż poniżej podbródka. Chrupnęło, a szpadel zatrzymał się na dnie skrzyni. Sięgnął do środka, wydobył głowę i wrzucił ją do przygotowanego wcześniej worka.

– Spierdalamy, Spliff. Mamy to, po co przyszliśmy.

– I zostawiamy to tak, rozjebane?

– Świeży trup w stróżówce nie nastraja mnie do spędzenia na tym wygwizdowie choćby jednej minuty dłużej.

Wyskoczyli z dołu, zebrali sprzęt  i szybkim krokiem ruszyli pomiędzy nagrobkami w kierunku bramy, do zaparkowanego po drugiej stronie ulicy samochodu.

– Możemy wykopać jeszcze innych martwych raperów, nie? Może Paca albo Biggiego? – Spliff zapalił się do nowego pomysłu.

– Ich skremowano. Uprzedzając kolejne pytanie: Sean Price, Big Pun i Phife Dawg też poszli z dymem.

– Kurwa! Co za marnotrawstwo. A ten obrzęd o którym mówiłeś… Czaszki i to całe czary-mary? To skomplikowane? Każdy może to zrobić?

– Tylko ktoś, w którego żyłach płynie krew szamana – wyjaśnił Chainjah. Nie miał ochoty się nad tym rozwodzić. Chciał jak najszybciej dotrzeć do domu, wziąć gorący prysznic i przystąpić do rytuału. Żeby zarymować tak, że nikt już nie zarzuci jego rapowi braku duszy.

– Szkoda – skwitował Spliff i uśmiechnął się blado. – Lepiej być królem w piekle, niż sługą w niebiosach.

***

We came outta slums, came Outta Sewer

Live by the guns, one man down, one man fewer

Day by day, year by year,

Multiply then dissapear,

Cause we fight for the right

To be wrong, strong in hate

Brothers fate lies in hand

Of those who send us

All to the ghetto

Coz they never understand us!

(…)

 

W tym miejscu i do tego kawałka tłum nie tańczył, nie uśmiechał się, nie okazywał radości. Ale słuchał, czuł i rozumiał. Bujające się głowy rozganiały cienkie niebieskie strużki, ulatujące ze skrętów wystających z ust połowy zebranych pod sceną ludzi. Duszny, szary opar unosił się w całym klubie, zamazywał sylwetki ubranych w ciemne barwy fanów. Nieliczne światła ledwo wyławiały z mroku samotnego rapera, z pasją i pewnością siebie rymującego wersy niosące prawdę. Oraz przesłanie. Nowe „The massage”, znów w sercu Bronxu.

Nowy Jork. Jego styl i klimat.

Brylujący na scenie MC rymował kolejne zwrotki bez wysiłku. Słowa same płynęły, unoszone prostym bitem, jednak myśli skupiały się na tym kogo udało mu się dotychczas dojrzeć w tłumie. Jeru The Damaja, Kurupt, Raekwon. Nie dałby sobie za to obciąć ręki, ale widział też chyba Buckshota. A nawet Q-Tipa. Pewnie równie wielu nie zauważył, ale czuł niesamowite uniesienie, bo zdawał sobie sprawę, że przyszli tutaj dla niego.

Po niedawnej premierze albumu część z tych hiphopowych tytanów w wywiadach, postach w mediach społecznościowych i w wypowiedziach dla rozgłośni radiowych wyrażała chęć nagrania z nim chociaż jednego kawałka. Czekał z niecierpliwością na koniec koncertu, gdy będzie mógł zejść ze sceny i zrobić to co musi, a potem nawiązać nowe kontakty, pogadać o przyszłości. Oraz zbudować własną legendę.

Skończył ostatnią zwrotkę i żegnany brawami zszedł na backstage. Zamknął się w prywatnym pokoiku, otwarł skrzynię i przełożył do niej trzymany w plecaku czerep. Niedawno wyłożył kufer pianką, zrobił w niej zagłębienia i opatrzył je tabliczkami z pseudonimami byłych właścicieli czaszek. Eazy-E, Nate Dogg, Big L i najnowsza, właśnie odłożona – Guru.

Ale była też piąta, niepodpisana. Raper wyciągnął ją, ujął w hamletowskim geście i wyrzekł kilka słów. Tych samych, które wypowiedział na sekundę przed tym, zanim wystrzelił z glocka w pierś zaskoczonego przyjaciela:

– Don’t hate the player. Hate the game.

 

Koniec

Komentarze

Hej, Anonimie. Dziwię się brakiem odzewu, bo opowiadanie świetne. Nie siedzę w rapie, więc nie wychwyciłam smaczków i kojarzę jedynie parę przytoczonych przez ciebie nazwisk, ale pomysł ciekawy i jednocześnie bardzo heretycki dla wielbicieli rapu. No bo jak to tak? Bohater bezcześci Wielkich i przywłaszcza sobie ich talent? Herezja!

Wielkim plusem są dialogi – naturalne i prawdziwe (zdecydowanie wolę dobre dialogi od pięknych opisów). Mega pomysł na wplecenie nicków jurorów w rapsy. Przy pierwszym razie pomyślałam: aha! czyli to tekst BesementKeya. Potem skumałam.

Tekst wydaje mi się bardzo rapowy swoją drogą, co w tym konkursie powinno być wielkim plusem, ale niech odezwą się jurorzy :)

 

 

– Szkoda – skwitował Spliff i uśmiechnął się blado. – Lepiej być królem w piekle, niż sługą w niebiosach.

“Lepiej być władcą w piekle…”, no chyba że to celowe?

 

 

Powodzenia w konkursie! 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

A, yo!

 

Już myślałom, że nikt nie przeczyta i nie skomentuje :)

Brak odzewu jest dyktowany, najprawdopodobniej, trzema czynnikami: Anonim, prawie 20k znaków, tag “RAPort mniejszości”. A jeśli zebrać je do kupy to chyba mamy barierę nieczytalności. Dlatego bardzo się cieszę z Twojego komentarza :)

Piszesz, że tekst jest bardzo rapowy. I tutaj muszę się z Tobą zgodzić. Jest dosyć hermetyczny, skupiony na rapie, który jest maksymalnie wyeksponowany. Inne teksty, z tego co się zorientowałom, kręcą się wokół rapu i o niego zahaczają. A ja chciałom stworzyć coś na wskroś rapowego. Bez pastiszu widocznego w innych opowiadaniach, bazującego na stereotypach i tego jak rap jest postrzegany przez ludzi, którzy w nim nie siedzą. Nie mówię, że tamte opowiadania nie są rapowe – one po prostu sa pisane przez ludzi, będących raczej z boku tej kultury.

Co do wplatania nicków jurorów w tekst – nie ja pierwsze napisałom opowiadanie w którym nicki się pojawiają. Ale to fajny motyw, więc postanowiłom go wykorzystać.

Raz jeszcze dziękuję za przeczytanie tego opowiadania i pozostawienie śladu w postaci komentarza. Poczułom się bardzo podbudowane tym faktem :)

 

Aha, jeszcze to:

“Lepiej być władcą w piekle…”, no chyba że to celowe?

Tutaj wplotłom odniesienie do najlepszego albumu Jedi Mind Tricks “Servants in haven, kings in hell”.

I specjalnie dla ciebie jeden z moich ulubionych kawałków z tego albumu:

Vietnam story (Uncommon Valor)

Known some call is air am

Tak myślałam, że to specjalnie, ale wolałam się upewnić, bo ten cytat akurat bardzo lubię ;)

 

Kawałek niezły, dzięki! Ale póki co przekonałam się do dłuższego słuchania jedynie NF’a i Eminema :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Nie będę ukrywał, że u mnie gilotyna dla tekstów spada po trzech wulgaryzmach i nie robię raczej od tej reguły wyjątków… zbyt wielu. ;-)

Tutaj zrobiłem, bo jednak szkoda mi było tego opowiadania. Napisane całkiem solidne, z konkretnym pomysłem tak na sam tekst jak i na to, co chcesz czytelnikowi zaprezentować (a może raczej: z czym chcesz go zapoznać), charakterystyczne, bo mocno nawiązujące do określonej kultury. Szkoda więc, żeby Twoja praca Anonimie pozostała bez odzewu.

Na początku przyznam uczciwie, że nie należę do grupy docelowej takich tekstów. Styl tego opowiadania jest taki mocno, nazwijmy to, bezpośredni. To znaczy, prezentujesz pewien klimat raperski wprost, taki, jakim zapewne jest w jakimś stopniu w rzeczywistości. Trudno mieć o to do Ciebie pretensje, bo w końcu uwiarygadniasz swoje opowiadanie, bohaterów, wyraziście oddajesz scenerię, czytelnikowi łatwiej się wczuć w te obrazy, które mu rysujesz. Natomiast trzeba też podkreślić, że czyni to Twój tekst trochę opowiadaniem dla wybranej grupy. Już nawet nie chodzi o grupę, która w jakiś sposób rap zna czy pojmuje. Raczej chodzi o taką grupę, która lubi wspomnianą bezpośredniość w nakreślaniu scenerii i bohaterów. Mnie ona trochę nie leży, ale też nie ma w tym Twojej winy. Może nawet przeciwnie, to, że trochę odrzuca mnie od bohatera i jego realiów, świadczy o tym, że to jego przedstawienie wyszło Ci nader solidnie i przekonująco. ;)

Jeśli chodzi o samą treść, to podzieliłbym tekst na dwie część. W pierwszej dość mocno nakreślasz atmosferę, realia i dylematy bohatera, w drugiej opowiadanie nabiera rozpędu – bardziej skupia się na historii właściwej – tajemnicy towarzyszącej raperowi.

Bardziej podeszła mi ta druga część. Nawet dużo bardziej. Generalnie mam poczucie, że tekst musiał chyba dość mocno ucierpieć na cięciach, bo po dosyć obszernych fragmentach początkowych, tych budujących obraz realiów i sytuacji Chainjaha, druga wydaje się być napisana trochę na skróty, dopasowana do limitu.

Myślę, że tekst skorzystałby na tym, żeby wątek kufra, jego zawartości, znaczenia tego elementu historii, dostał tu więcej miejsca, nawet kosztem cięcia pierwszej część opowiadania. Nie widzimy momentu zastrzelenia strażnika, co mogło być mocną sceną i zbudować mocniejszy wydźwięk sceny z profanowaniem grobu. Nie możemy zobaczyć jak wygląda sam rytuał, a szkoda, bo ten motyw zasługiwał, żeby być ważną częścią tekstu.

Pisząc jeszcze o poszczególnych częściach tekstu pochwalę za końcówkę, bo bardzo wymowna, odpowiednio mocna i podnosząca wartość tekstu.

Ogólnie, niezależnie od tego, że nie należę do grupy docelowej, czytało mi się nieźle. Trochę przeszkadzała konieczność mocniejszego wpisania się w zasady konkursu, bo, jak wspominałem, wolałbym większego nacisku na inne akcenty. Natomiast trzeba też ostatecznie oddać i podkreślić, że ten pomysł na “zastosowanie” fantastyki w tekście potrafił wzbudzić moje zainteresowanie, a z kolei elementy pozostałe nie tyle były wykonanie źle, co nie wstrzeliły się w mój gust, co jest ważne dla odbioru tekstu. Istnieje w końcu zasadnicza różnica między: “nie da się czytać”, a “nie moja bajka”. ;-)

Tego pierwszego absolutnie nie można Ci zarzucić. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cześć CM, cieszę się, że wpadłeś z wizytą i zostawiłeś obszerny komentarz :)

 

Na początku przyznam uczciwie, że nie należę do grupy docelowej takich tekstów. Styl tego opowiadania jest taki mocno, nazwijmy to, bezpośredni. To znaczy, prezentujesz pewien klimat raperski wprost, taki, jakim zapewne jest w jakimś stopniu w rzeczywistości.

Rozumiem. Jak juz wcześniej pisałom, chciałom aby ten tekst był baaaardzo rapowy. Swego czasu, na przełomie mileniów, mocno siedziałom w kulturze rapowej. To były czasy, kiedy polski rap był w powijakach i wykształcał się ze struktur punków i metali, w połaczeniu ze skaterami. To były czasy newschoolu w stanach, ale do Polski docierały dopiero rapowe kawałki ze złotej ery hip hopu, bardzo oldschoolowe. Bujałom się więc po mieście w szerokich spodniach a ludzie patrzyli na nas, jak na dziwadła. Prawdą jest jednak, że tak mniej więcej wyglądała ta kultura w stanach jak ją opisałom. Znam ją nie tyle z autopsji, chociaż byliśmy wtedy zajarani tym klimatem i chcieliśmy byc tacy jak OG’s z NY. Klimat który przedstawiłom jest widoczny w wielu klipach i dokumentach z tamtego okresu. Szczerze polecam przesłuchać ten kawałek – Lifestyle of the rich and shameless. To prawdziwy storytelling w wydaniu hiphopowym, opowiadający o tym jak żyje się w getcie.

 

Natomiast trzeba też podkreślić, że czyni to Twój tekst trochę opowiadaniem dla wybranej grupy.

True dat :)

 

Generalnie mam poczucie, że tekst musiał chyba dość mocno ucierpieć na cięciach, bo po dosyć obszernych fragmentach początkowych, tych budujących obraz realiów i sytuacji Chainjaha, druga wydaje się być napisana trochę na skróty, dopasowana do limitu.

Limit był moim wrogiem, to fakt. Oderżnęłom prawie 10k znaków, żeby dopasować opowiadanie do zasad konkursu. Jedna cała, dość obszerna scena, została usunięta. Tyle, że ta druga część, ta o której piszesz, że jest akcją właściwą nabierająca rozpędu, właśnie miała taka być. Jakoś tak mam, że na końcu przyspieszam i zaczynam biec ku finiszowi. Musze się tego oduczyć :/ Tutaj jednak taka forma miała według mnie swoje uzasadnienie, bo tą pierwszą częścią chcialom zbudować klimat jaki towarzyszy subkulturze, natomiast druga miała się skupić na rozwiązaniu akcji i odkryciu, gdzie jest element fantastyczny.

 

Nie widzimy momentu zastrzelenia strażnika, co mogło być mocną sceną i zbudować mocniejszy wydźwięk sceny z profanowaniem grobu.

Została usunięta. Nie była zbyt rozbudowana, ale zawierała kilka smaczków z cytatami z kawałków hiphopowych. Takich jak ten:

 

Never let a punk get away with murder

Gun shots, gun shots, all you heard-a

What's up? What's up? What's the word up?

Press your luck or buck another sucker just ducked

Ooh, whatcha gonna do

 

Run DMC – Ooh, Whatcha gonna do

 

Nie możemy zobaczyć jak wygląda sam rytuał, a szkoda, bo ten motyw zasługiwał, żeby być ważną częścią tekstu.

Samego rytuału nie miałom w planach opisywać, ale był pomysł z wytrawianiem w czaszkach bruzd z ksywami raperów i wypełnianiem ich krwią osoby, która ma korzystać z ich skillu. Ale limit…

 

Pisząc jeszcze o poszczególnych częściach tekstu pochwalę za końcówkę, bo bardzo wymowna, odpowiednio mocna i podnosząca wartość tekstu.

No i tu jest, jak w większościach moich tekstów – końcówka ma twist i jest mocniejsza. Ale jest też bardzo prawdziwa, bo żeby wyrwać się z getta były tylko dwie drogi: uczciwa kariera rapera lub sportowca, albo gangsterka. Często obie te opcje łączono, bo ci, którzy się wybili na legalnych biznesach, byli i tak kiedyś związani z jakimś gangiem. Nie wiń gracza, wiń grę i jej zasady.

The names and faces have changed, but the game is still the same

 

Tego pierwszego absolutnie nie można Ci zarzucić. :)

Dziękuję raz jeszcze, zarówno za przeczytanie i skomentowanie, jak i za miłe słowa pod adresem mojego tekstu na koniec :)

Much love and respect brova ;)

 

Known some call is air am

Aaaaa-yo! 

 

Podobało się! W sumie podpinam się pod opinią Lany, też nie siedzę w rapie i wielu nazwisk nie wyłapię, ale mimo to czytało się dobrze. Przede wszystkim dialogi wychodzą bardzo naturalnie, widzę tych ziomków bluzgających do siebie co drugie słowo ;) Sam pomysł na element fantastyczny świetny, mroczne to takie i fuj, ale no cóż, chyba pasuje do trudnego życia gangsta-rapera.

Super masz niektóre porównania i opisy, like:

Chainjah  zapytał z widocznym w oczach wzruszeniem, choć równie dobrze mogła to być oznaka przygniatającego marihuanowego haju.

Spliff zaciął usta i pokręcił głową w sposób w jaki robią to te śmieszne pieski, które ludzie ustawiają pod szybą, na deskach rozdzielczych samochodów.

→ :D :D Widzę to. 

 

Każda wyglądała jak milion dolców, z cyckami za kolejny milion dolców.

 

No i to lokowanie produktu :,)

 

A no i respect za ukrywanie płci w komentarzach! Powodzenia w konkursie.

I pochwalę jeszcze cieniowanie w pierwszej grafice. Jest oldskulowo 3d :D 

 

Peace! 

Bardzo fajny tekst, chociaż żadnego nicku nie skumałam (oprócz tych portalowych, oczywiście ;-) ). Dobry pomysł na element fantastyczny, mocna końcówka z twistem.

Ale kto w takim razie przeprowadzał rytuały? Bo Spliff nie miał w żyłach krwi szamana.

rozkoszując się cierpkim smakiem tetrohydrocanabinolu.

Tetrahydrokannabinol. Ewentualnie może być przez c, po angielsku.

Babska logika rządzi!

A-yo!

 

Cieszy się me serce na widok kolejnego czytelnika tego zapomnianego opowiadania ;)

A cieszy się tym bardziej, że waćpanna chwalisz dialogi, które musiałom zapełnić bluzgami, aby wypadły jak najbardziej wiarygodnie :)

Pomysł na element fantastyczny przyszedł wraz z tytułem opowiadania. Wszak oldschool (stara, klasyczna szkoła rapu) brzmi jak oldskull. Kombinowałom więc jak by te czaszki do opowiadania, i wyszło, że stare czaszki martwych oldschoolowych raperów będą w sam raz :)

Lokowanie produktu przyszło wraz z rymem do “Basement”, który musiał się pojawić ze względu na chęć wplecenia pseudonimów jurorów w tekst.

 

Cieniowanie takie sobie, dawno nie rysowałom i nie bazgrałom po ścianach ;)

Known some call is air am

Yo! Ile szczęścia, dwóch czytających jednego dnia :)

Witaj Finklo, cieszę się, że uważasz tekst za bardzo fajny.

 

A jeśli chodzi o Twoje pytanie, to już wyjaśniam:

 

Rytuały przeprowadzał Chainjah. Czaszki, które miał Spliff, były tymi, których używał Chainjah. Kiedy wykopali Guru, Spliff poczekał, aż kumpel przeprowadzi rytuał z tą czaszką, a potem użył glocka.

 

PS> Dziękuję za klika :) Wzruszyłom się ;)

Known some call is air am

No, niby tak. Ale to wszystko jedno, dla kogo przeprowadza się rytuał? To nie działa tylko dla wybranej osoby? No i po co w takim razie targać czachę Chainjaha?

Babska logika rządzi!

Ale to wszystko jedno, dla kogo przeprowadza się rytuał?

Tak. Sam rytuał przygotowuje czaszkę, jakby umagiczniając ją. Potem już nieważne, kto będzie ją miał i korzystał z jej właściwości.

A czaszkę Chainjaha targał ze sobą z sentymentu :) ;) Tak przynajmniej to sobie wymyśliłom.

Jak już pisałom wcześniej, ta wersja jest okrojona o prawie 1/3 w stosunku do wersji pierwotnej, bo limit trzymał i musiałom ciąć.

 

Known some call is air am

Cieszy się me serce na widok kolejnego czytelnika tego zapomnianego opowiadania ;)

→ właśnie nie rozumiem czemu te teksty nie mają powodzenia, przecież są fajne :D i są czymś bardzo świeżym. Sama muszę sporo nadrobić, ale będę czytać ;) 

 

A cieszy się tym bardziej, że waćpanna chwalisz dialogi, które musiałom zapełnić bluzgami, aby wypadły jak najbardziej wiarygodnie :)

→ no, skoro nawet CM przymknął oko na bluzgi, to myślę, że możesz sobie pogratulować :D One tutaj bardzo pasują. 

 

Domyśliłam, się że chodzi o oldskull, dobra gra słów. 

A na miejscu Basementa byłoby mi wesoło z takiego skojarzenia, więc myślę, że liczy się na plus ;D 

 

Cieniowanie takie sobie, dawno nie rysowałom i nie bazgrałom po ścianach ;)

→ eee tam, dobre jest! 

 

 

Ale nie można się na tym skupiać, trzeba iść dalej i zapomnieć .

-> Kropa się rozjechała ;p

 

Uśmiech zniknął(,+) a w oczach pojawiła się dezaprobata, kiedy tylko zamknął za sobą drzwi i zobaczył w jakim stanie jest Chainjah.

→ Dodałbym przecinek. 

 

Za sobą prowadził kilka seksownych groupies. Każda wyglądała jak milion dolców, z cyckami za kolejny milion dolców.

→ W tekście bardzo często dochodzi do takich zdań – takich, czyli mam na myśli zajebiaszczych ;p

 

Ogólnie tekścior bardzo w rapowym klimacie. Tak jak wyżej wspomniano, dialogi robią tu robotę, zgoda. Rysuneczki spoczko no i of course zwrotki (najbardziej lubię drugą ;)

Napisane solidnie, bez zarzutów, bluzgi ładnie się wkomponowały. Czasem gdzieś mi przecinka jakiegoś brakowało, więc z technikalów to chyba tyle. 

Tekst jest bardzo specyficzny, bo jest tym tytułowym, rapowym “Oldskullem”, a to może zniechęcać przyszłych czytelników od zabrania się za opko, a nie powinno. Historia mimo napchanych ksywek raperów jest przejrzysta i raczej nikt w niej nie powinien się pogubić. Tekst zdecydowanie warty biblio – polecę.

Z racji, że już kończy się termin publikacji tekstów, zacznę jednak wystawiać noty i wcześniej zabiorę się do komentowania. 

Podsumowując – niezły raporcik! 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Zabrakło chyba przypisów do wykorzystanych tekstów (nawet bez gwiazdek w tekście, ale pod spodem warto wspomnieć skąd cytujemy – jurki nie policzą tego do limitu znaków.

 

Wykon porządny, pomysł na tekst też. Mamy raperski świat, czytelnych bohaterów. Od początku eksponujesz plecak i skrzynię więc wiadomo, że coś jest na rzeczy, pod koniec tekstu zakończanie można się spokojnie domyślić, ale w niczym to nie przeszkadza.

Podobało się więc dam 5 i klikam blibliotekę.

Przekleństw dużo, ale bluzgi wpisują się w konwencję.

Nie jestem pewny zamknięcia tekstu, czy tam zabrakło znaków, czy to celowo tak ucięte. Bo kto odprawił rytuał? Może tam zabrakłokilku słów, bo niedopowiedziałeś kiedy wystrzelił, zaraz po akcji pdkopywania grobu, czy może gdzieś tam po rytuale, bo tak też możemy przyjąć i wtefy wszystko jest logiczne.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Cześć!

Zacne opko, z początku aż się bałem jak zobaczyłem (+18), ale tekścik okazał się przyjemny, bez zbędnego paskudztwa. Szybko wprowadzasz motyw ze skrzynią i potem stopniowo naprowadzasz czytelnika na właściwe tropy. Ładnie przedstawiasz koncerty z perspektywy artysty, choc troche brakuje mi tu niepewności i pośpiechu trasy. Pomysł i flow: świetne, nicki w tekstach przedni smaczek. Materiał o raperze przesiąknięty rapem.

Trochę brakowało mi tu fantastyki, sama końcówka dopiero dobitnie skręciła w tą stronę (choć i tak można by tu polemizować, czy to nie zwykła siła sugestii i kwestia wiary w siebie/rytuały dziadka). Brakowało jakiejś sceny “przejmowania mądrości” z czerepów, albo choć samej ceremonii, gdzie działa się ta magia. Jak z przeciętniaka rodził się król sceny, że tak to nazwę. Podsumowując, tekścik przedni ale fantasy jak dla mnie trochę za mało.

 

Z kwestii językowych:

do rozkręconej tłuszczy:

Słowo tłuszcza jakoś mi tu nie pasuje do klimatu

Chainjah wstał, (-)nie zaszczycając

O jedna spację za dużo

 

Tyle. Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Yo!

 

@Koimeoda

 

no, skoro nawet CM przymknął oko na bluzgi, to myślę, że możesz sobie pogratulować :D One tutaj bardzo pasują. 

Uwierz, że miałom spory problem z tymi bluzgami, bo bałom się, że trochę przegięłom, ale skoro piszecie, że pasują, to ja się cieszę :)

 

Domyśliłam, się że chodzi o oldskull, dobra gra słów. 

A na miejscu Basementa byłoby mi wesoło z takiego skojarzenia, więc myślę, że liczy się na plus ;D

No, ja myślę ;) A tak serio, to samo wyszło, bo pomyślałom, że to nie ma znaczenia którego nicka użyję jako pierwszego w rapowym tekście. A potem wyszło, że Basement jest powiązany z tekstem westcoastowym, śmieszkowym. NearDeath z technicznym bragga a Outta z social rapem. Nie wiem, czy pasuje, ale tak wyszło :)

 

Cieniowanie takie sobie, dawno nie rysowałom i nie bazgrałom po ścianach ;)

→ eee tam, dobre jest! 

Eee tam, dawno nie rysowałom i zardzewiałom trochę :)

 

@ND

 

W tekście bardzo często dochodzi do takich zdań – takich, czyli mam na myśli zajebiaszczych

Dziękuję :)

 

Ogólnie tekścior bardzo w rapowym klimacie. Tak jak wyżej wspomniano, dialogi robią tu robotę, zgoda. Rysuneczki spoczko no i of course zwrotki (najbardziej lubię drugą ;)

Nie dziwne, że druga najlepsza dla Ciebie :)

 

Tekst jest bardzo specyficzny, bo jest tym tytułowym, rapowym “Oldskullem”, a to może zniechęcać przyszłych czytelników od zabrania się za opko, a nie powinno. Historia mimo napchanych ksywek raperów jest przejrzysta i raczej nikt w niej nie powinien się pogubić.

Wiem, że mocno poszłom w tę rapową stronę, po macoszemu traktując resztę i to może zniechęcać, ale liczyłom się z tym podczas pisania. Z drugiej strony starałom się nie pójść w te ksywki i jakieś hermetyczne motywy, żeby tekst, pomimo sporadycznego ich używania, nie był nieczytelny dla odbiorców spoza kultury HH.

 

@Mytrix

 

Zabrakło chyba przypisów do wykorzystanych tekstów

Teksty samo napisałom, nie wykorzystałom żadnego gotowego. Przestudiowałom sposób rymowania Eazy-E, Big L’a i Guru i postarałom się napisać teksty tak, aby choć trochę przypominały te, pisane przez wspomnianych raperów.

 

Nie jestem pewny zamknięcia tekstu, czy tam zabrakło znaków, czy to celowo tak ucięte. Bo kto odprawił rytuał?

Było mocno cięte, bo napisałom o kilka tysięcy znaków za dużo. Stąd to cięcie, które jest kompromisem pomiędzy pierwotnym zakończeniem, a chęcią pozostawienia kilku rzeczy w domyśle, ale które można wywnioskować z tekstu.

 

Może tam zabrakłokilku słów, bo niedopowiedziałeś kiedy wystrzelił, zaraz po akcji pdkopywania grobu, czy może gdzieś tam po rytuale, bo tak też możemy przyjąć i wtefy wszystko jest logiczne.

Spliff poczekał, aż Chainjah odprawi rytuał nad ostatnią czaszką i potem zastrzelił przyjaciela. To jest wersja oficjalna i jedyna :)

 

 

@krar85

 

Ładnie przedstawiasz koncerty z perspektywy artysty, choc troche brakuje mi tu niepewności i pośpiechu trasy.

Hmmm, możesz mieć rację. Choć pierwszy koncert jaki jest na początku tekstu, jest ostatnim z trasy promującej. Potem był usunięty cały rozwlekły akapit, w którym Chainjah kończy swój półroczny odpoczynek i przedstawia Spliffowi materiał na kolejną płytę, nagraną po wykopaniu czaszki Big L’a. Niestety limit znaków mnie ograniczył. Drugi koncert znów jest ostatnim na trasie promocyjnej kolejnego albumu. Ostatni zaś koncert jest jednym z pierwszych Spliffa, po zabiciu Chainjaha i nagraniu płyty. Słowa w tej zwrotce odnoszą się do rzekomego żalu Spliffa po śmierci Chainjaha:

Live by the guns, one man down, one man fewer

Day by day, year by year,

Multiply then dissapear,

 

Trochę brakowało mi tu fantastyki, sama końcówka dopiero dobitnie skręciła w tą stronę (choć i tak można by tu polemizować, czy to nie zwykła siła sugestii i kwestia wiary w siebie/rytuały dziadka). Brakowało jakiejś sceny “przejmowania mądrości” z czerepów, albo choć samej ceremonii, gdzie działa się ta magia.

Usunęłom z powodu limitu, zostawiając to w domyśle. Początkowo miała być scena, w której Chainjah odprawia rytuał i wycina na czaszkach ich ksywy a następnie wypełnia te bruzdy swoją krwią, a potem zalewa stopionym złotem. Ale limit, to raz. A dwa: ta krew sugerowałaby, że tylko Chainjah może używać czaszek, a to zmieniłoby wydźwięk opowiadania, ponieważ wówczas Spliff, zabijając Chainjah nie zyskałby niczego – a chodziło o to, by sie połasił na solową karierę, którą mógł rozpocząć dzięki magii czaszek.

 

Dziękuję wszystkim za przeczytanie i podzielenie się wrażeniami oraz sugestiami. Jestem wdzięczne za feedback, kliki i polecenia do biblioteki :)

Known some call is air am

Cześć Anonimie:-)

Bardzo fajne opowiadanie. Napisane starannie, masz ładny styl:-) Podobają mi się dialogi, choć sporo w nich wulgaryzmów, ale nawet z nimi tekst jest bardzo ładny;-) przyjemny. 

Pomysł na bohatera, a właściwie bohaterów bardzo udany. Rodzące się szaleństwo zarówno u jednego jak i drugiego. Fajnie to wyszło. 

No i rymy, w których występują jurorzy;-) pasują do całości i nadają charakteru.

polecam do biblioteki

piąteczka ode mnie i pozdrawiam:-)

Dzień dobry Anonimowi ponownie. ;-)

Ponieważ moja ocena, którą ci cały czas wiszę, to: 4,5 (czwórka za tekst + obowiązkowe pół punktu za najlepsze, w mojej ocenie, odtworzenie klimatu tematyki konkursowej – czyli pisząc po ludzku: “tekst zdecydowanie najmocniej wpisuje się w temat konkursu i najlepiej realizuje jego założenia”) przyznaję cztery gwiazdki (bo połówki się nie da), mając nadzieję, że jakaś zabłąkany czytelnik przygarnie moje 0,5pkt i podniesie swoją ocenę w razie problemów podobnych do CM-a. ;-)

Jeżeli nie, to może jury wykombinuje, co z tą połówką zrobić. :D

 

OTO CM-OWE 0,5PKT, KTÓRE CZEKA NA PRZYGARNIĘCIE. :-)

 

EDIT: oferta nieaktualna, 0,5pkt wykorzystano. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Czytało się przyjemnie i gładko, choć przyznaję, że po zwrotkach tylko przemknęłam wzrokiem. Zwyczajnie trudno mi je docenić bez jakiejś muzyki w tle :) Historia głównego bohatera (ciągle dążącego do osiągnięcia ideału) jest ok, podobnie jak relacja między dwoma panami. Najbardziej jednak spodobała mi się końcówka, bo jakoś tak przeczuwałam, do czego może to dążyć: niespełniony artysta, który gdyby tylko umiał rapować, podbiłby świat… Hm… a przy okazji ma tendencję do sięgania po broń… no to się dobrze dla jednego z panów nie skończy.

OTO CM-OWE 0,5PKT, KTÓRE CZEKA NA PRZYGARNIĘCIE. :-)

A tak w ogóle, to podkradam wiszące 0,5 CM… bo tekst przeczytałam jakiś czas temu i nie bardzo mogłam się zdecydować między 4 a 5 – na a teraz już wiem co zrobić!

Wuzup!

 

@Olciatka

 

Dziękuję za miłe słowa i polecajkę do biblioteki :)

 

@CM

 

Witam ponownie :)

 

tekst zdecydowanie najmocniej wpisuje się w temat konkursu i najlepiej realizuje jego założenia

Yupi! Tym zdaniem spowodowałeś, że moje czarne, olskullowe serce zapodało beat Premiera z “Boom” Royce da 5’9

:)

 

@Koimeoda

 

Zwyczajnie trudno mi je docenić bez jakiejś muzyki w tle :)

To po konkursie postaram się to nagrać do jakiegoś beatu i podesłać plik jak to zarymowałom ;)

 

Dziękuję za miłe słowa, ocenę i przygarnięcie CMowego pół punkta :)

 

Known some call is air am

A-yoooo zlałam Ci się w jedno z kasjo :D hahaha ale to nic ;) Też chętnie posłucham cóżeś tam zarymowało! 

Damn, jakie faux pas :Osurprise

Wybaczcie, drogie pani, ale jenu anonimu jest teraz strasznie głupio. I zgodnie z życzeniem, po zakończeniu konkursu, podeślę to co zarymowałom zarówno pani Kasjo, jak i pani Koimeodzie.

 

Known some call is air am

Dzień dobry,

 

przybywam i jak skomentować ten, kilkukrotnie czytany już, tekst.

 

Jest to kawał solidnej pisarskiej roboty, historia niezwykła, która pozwoliła mi się poczuć jak prawdziwy MC. Historia o miłości do muzyki, wypełniona przemocą, bogactwem seksem. Przyjaźnią, pożądaniem i zdradą, która przyniosła niespodziewany koniec świetnie zapowiadającemu się raperowi oraz wynosząca na piedestał sławy, kolejną gwiazdę.

Niczego podobnego nie zdarzyło mi się jeszcze przeczytać, było to niezwykłe doświadczenie.

Czego można by chcieć więcej – może tego, o czym wspominał CM, więcej przemocy i czarnej magii. Ale nawet bez tego, w moim przekonaniu, jest to świetna i kompletna historia.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Dziękuję panu BK za zostawienie komentarza, który spowodował, że poczułom się z tego opowiadania naprawdę dumne :)

Więcej przemocy i czarnej magii postaram się przemycić do jakiegoś innego opowiadania – w tym musi wystarczyć ta ilość :)

Known some call is air am

Ooo. Bardzo fajne, klimatyczne. Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za wizytę, Anet :) Widzę, że wróciłaś i nadrabiasz zaległości z ostatnich miesięcy. Fajnie, że odgrzebujesz te starsze rzeczy :)

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

To są te nowsze, rok poślizgu to jest nic ;)

Przynoszę radość :)

Hermetyczne ale pomysłowe. Miś poleca. Czytał z zainteresowaniem.

Dzięki, Misiu, za odwiedziny i miłe słowa :)

Known some call is air am

Dodałem tekst do kolejki, pewnie miałem ku temu powód.

Lubię teksty muzyczne, może dlatego, że w trakcie czytania dosłownie słyszę soundtrack (często to zlepek już znanych rzeczy, ale “zmiksowany”). Tutaj tak właśnie działało moje czytanie, choć myślałem początkowo, że chodzi bardziej o klimaty reggae, rasta etc. Chociaż te zaprezentowane trochę się włączają w ten zakres z różnych względów.

 

Przebieg tekstu wpływa więc na wyobraźnię, ale momentami próbowałem sobie odtworzyć to co czytam w języku angielskim i wydawało mi się, że to jest bardziej wiarygodne i dobrze brzmiące w ten sposób. Zresztą pojawiają się angielskie teksty, więc wnioskuję, że autorowi nie jest daleko do tego języka. Mam zawsze dziwne odczucia kiedy chodzi o polskie teksty z wulgaryzmami. Kiedy sobie to trochę wyobrażałem po angielsku, przechodziło gładko. Zadaję też sobie pytanie, czy gdzieś komunikacja między ludźmi odbywa się w ten sposób, na zasadzie wzajemnej agresji słownej, ale z użyciem języka o raczej wyższych walorach niż język ulicy. Może to bardziej kwestia odbioru osobistego, ale mam wrażenie jakby bohaterowie momentami odgrywali rolę, zamiast być przedstawionymi osobami (pytanie czy te role odgrywają dalej na backstage).

 

Pomijając kwestię języka i odbioru wulgaryzmów, to podkreślę, co mnie w tym tekście najbardziej zatrzymało. Muzyka, to że ona grała. Może to tylko ja, a może to autor tak napisał? Kto wie.

Nowa Fantastyka