- Opowiadanie: ANDO - Zbrodnia to niesłychana

Zbrodnia to niesłychana

Podziękowania za betę dla:

CM-a, Alicelli, SNDWLKR-a.

 

Zapraszam do lektury. 

P.S. Sprawdziłam, miejscowość bez praw miejskich oficjalnie jest wsią, niezależnie od rodzaju zabudowy.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Zbrodnia to niesłychana

 

Hanka zaryzykowała, chociaż średnio wierzyła w czary. Weszła do drewnianej chaty na skraju wsi, stanęła obok suszących się ziół. Na łóżku i ławach leżały wzorzyste narzuty, ściany były obwieszone półkami uginającymi się od glinianych garnków oraz słojów.

– Potrzebuję pomocy. Ktoś rzucił na mnie urok – powiedziała.

– Niech siada przy stole – odparła zażywna staruszka, zapalając białą świecę. – Prawda to, że rozwiodła się ze swoim?

– Ano, prawda. Maciek pił, za babami się oglądał. Nic mi się nie układa.

Zielarka przytknęła pęczek szałwii do płomyka. Dym oraz woń przypominająca kościelne kadzidło rozeszły się po pomieszczeniu. Przyniosła jajko, zrobiła nim trzy kółka przed twarzą Hanki, po czym rozbiła w miseczce. Wypłynęła czarna, śmierdząca ciecz.

– Nu, urok jak nic. Odczyniać trzeba. – Wzięła lnianą ścierkę w pomarszczone dłonie, narzuciła na głowę kobiety i wymruczała kilka modlitw.

– Na dniach przyjdzie nowe – powiedziała, zabierając nakrycie. – Samo zło się przywlecze. Śmiertelne niebezpieczeństwo! Niech się strzeże pani bez wieku – zakończyła przejętym głosem.

Baby we wsi mówiły, że zielarka nigdy się nie myli, lecz tym razem musiała coś pokręcić.

– Do wyjazdu się szykuje?

– Tak, ale nikomu jeszcze o tym nie mówiłam – zdziwiła się Hanka.

Uzdrowicielka przeżegnała się szybko i szepnęła:

– Trzeba zostać, w świecie czeka zatracenie!

 

*

 

Miejsce jak w horrorze – pomyślała Hanka, kiedy wysiadła z pociągu.

Błochów kojarzył się jej z cmentarzyskiem. Ponure, wiekowe domy tkwiły w ciszy wewnątrz wielkich, zarośniętych ogrodów. Olbrzymie drzewa o powykręcanych, obrośniętych mchem pniach łapczywie zagarniały słoneczne promienie, mimo czerwcowego popołudnia w wyludnionej uliczce panował chłód. Nozdrza drażniła woń palonego drewna.

Kółka walizki Hanki terkotały na nierównych płytach chodnikowych.

Osada bogaczy? Czemu siedzą w takich norach? – dziwiła się. Ech, przywyknę jakoś. Muszę.

Dotarła do ceglanego ogrodzenia, zza którego wyłaniał się otoczony świerkami dom, stylizowany na zabytkowy dworek. Wyciągnęła z torebki kartkę, sprawdziła adres.

– Niech pani ucieka! – Usłyszała skrzeczący głos. Przed nią stał wysoki staruszek z lornetką na szyi.

– Słucham? – zdziwiła się.

– Kaliscy to bardzo źli ludzie. Pani poprzedniczka zniknęła.

– Ale co…? – Nie zdążyła dokończyć, gdy zamek szczęknął i przed furtką pojawił się młody mężczyzna w dresie. Rysy jego twarzy przywodziły na myśl lisa.

– Zajmij się pan własnymi sprawami – warknął, po czym spojrzał na Hankę. – Ty pewnie ta nowa? Wchodź.

Poprowadził ją przez olbrzymi ogród. Kłębowisko krzaków i wysokiej trawy przycięto jedynie wzdłuż asfaltowego podjazdu zakończonego niewielkim parkingiem, na którym stały dwa lexusy.

– To prawda z moją poprzedniczką, że zniknęła? – zapytała.

– Wróciła do domu. Sąsiad ma fantazję. – Mężczyzna zrobił palcem kółko przy skroni. 

Nie przeżywaj tak, na pewno nie będzie gorzej niż z Maćkiem. Zaczniesz nowe życie. – pomyślała Hanka.

Z trudem nadążała za nieznajomym, targając walizkę.

Dotarli do piętrowego dworku oplecionego sznurami dzikiego wina niczym pajęczynami. Okna zaopatrzono w kraty, na piętrze szczelnie zasunięto żaluzje, a na parterze były zamknięte niemal wszystkie okiennice.

Podwójne, stalowe drzwi zabezpieczono dodatkowo grubą kratą. Weszli przez nie do przedpokoju, w którym wisiały wianki czosnku.

Mężczyzna zaprowadził Hankę do salonu pełnego zabytkowych mebli, przesyconego wonią stearyny. Lichtarze ze świecami stały na komodzie i na szerokim stole. Siedziała przy nim kobieta w eleganckiej czarnej sukni, z którą kontrastowały odpustowe wisiorki oraz czerwona włóczka na przegubie. Z pozbawionej zmarszczek twarzy gospodyni trudno było odczytać wiek, zapewne botoks nadał jej wygląd porcelanowej lalki. Przesypywała biały proszek ze słoja do płóciennych woreczków.

– Kochanie, nowa gosposia przyszła – powiedział mężczyzna.

– Dziękuję, Konradzie. – Kobieta uśmiechnęła się do niego. 

Coś tu się nie zgadza. Pan Kaliski przez telefon wydawał się dużo starszy.

Z rozmyślań wyrwał Hankę głos gospodyni:

– Będziesz zajmowała się domem, pensja taka, jak mąż ustalił. Kiedy wróci, podpiszecie umowę, dostaniesz jutro zaliczkę, reszta pod koniec miesiąca.

Spojrzała jej w oczy i dodała:

– To specyficzna okolica, trzeba przestrzegać kilku zasad dla własnego bezpieczeństwa. Część okiennic zaryglowaliśmy, tak ma zostać. Pozostałe zamykamy przed zmrokiem i nie otwieramy do świtu, podobnie jak drzwi. Zawsze na noc opuszczamy żaluzje. I nigdy, przenigdy nie wolno wychodzić do ogrodu po zmierzchu. Pod żadnym pozorem. Zrozumiałaś?

– Tak, proszę pani.

– Zawieś to na szyi. – Gospodyni podała jej jeden z woreczków.

Hanka pomyślała, że za pensję dwukrotnie wyższą niż w innych miejscach zniesie drobne dziwactwa.

 

*

 

Śpię co noc jak zabita, a ciągle boli mnie głowa. Dlaczego? – zastanawiała się Hanka, stawiając wazon z białymi liliami na stole w salonie.

Przez kilka dni powodów do zdziwienia uzbierało się więcej. Za oknem widziała brodatego mężczyznę grzebiącego przy aucie stojącym na podjeździe. Wyglądało na to, że przyjaciel domu, Damian, znów spędził noc w dworku, podobnie jak Konrad.

Ciekawe, co powie mąż. W sumie nie moja sprawa – pomyślała. Duszno tu, szybko wywietrzę, zanim pani się zorientuje.

Otworzyła kratę i drzwi na taras. Słyszała śpiew Kaliskiej dobiegający z sąsiedniego pokoju, o dziwo, wcale nie radosny:

 

Jedną garstką ziemi gdy przysypan będę,

Wnet boleści życia i cierpień się pozbędę,

 

Wszyscy co się zwiecie przyjaciółmi mymi,

Rzućcie mi życzliwi jedną garstkę ziemi.

 

Jedna garstka ziemi, dziedzictwo człowieka,

Każdy w dół swój wpadnie, choć przed nim ucieka.

 

Jedna garstka ziemi wszystkim jednakowa,

Lecz nie jednakowe tajemnice chowa.

 

Zastukały obcasy, pani Kaliska pojawiła się w czarnej, koronkowej sukience.

– Zamknij natychmiast te drzwi. A to co? – Pobladła na widok kwiatów. – Skąd je wzięłaś? – zapytała drżącym głosem.

– Z ogrodu, pełno ich tam rośnie – odparła Hanka.

Gospodyni popatrzyła na nią z taką miną, jakby zobaczyła ducha. Nagle wrzasnęła na całe gardło:

– Przeklęte badyle! Coś ty najlepszego zrobiła?!

Złapała wazon z liliami i wyrzuciła przez otwarte drzwi na taras. Szkło grzmotnęło o kamienną podłogę, okruchy rozprysły się wokoło.

– Przepraszam, myślałam, że pani się ucieszy. Pięknie pachniały… – tłumaczyła Hanka, zdziwiona zachowaniem zwykle spokojnej gospodyni. Skrzywiła się, coraz bardziej łupało ją w głowie.

– Coś się stało, Alinko? – Od strony tarasu przybiegł Damian. – Co to za bałagan przed domem?

– Jakiś problem? – W salonie zjawił się też Konrad.

– Wszystko przez tę kretynkę! – zawołała pani.

Mężczyźni mieli takie miny, jakby chcieli rzucić się Hance do gardła.

– Zerwała lilie z grobu, on będzie się mścił! – dodała gospodyni.

– Kto taki? – zdziwił się Konrad.

– Dawny pan domu! Moja ciotka… Posadziła mu lilie, zupełnie jak w tej piosence:

 

Stała nam się nowina,

Pani pana zabiła.

W ogródku go schowała,

Lilie na nim posiała”.

 

Rośnij kwiecie wysoko,

Jak pan leży głęboko.

Jak pan leży głęboko,

Tak ty rośnij wysoko”.

 

– Skoro trup, to już nie wstanie – pocieszał ją Konrad.

– A myślisz, że przed kim zamykałam drzwi i okna?! – oburzyła się. – Ciotkę znaleźli martwą we własnym łóżku z rozszarpanym gardłem. On błąka się nocami po ogrodzie i ciągnie ze sobą te paskudne, cmentarne robale. Teraz dostał zaproszenie do domu tymi kwiatkami…

– Coś poradzimy, Alinko – stwierdził Damian, potem warknął do Hanki: – Odnieś to zielsko tam, skąd je zerwałaś i posprzątaj taras.

– Oczywiście – odparła, po czym wybiegła z domu.

Nie wiedziała, co było dziwniejsze: reakcja pani Kaliskiej na kwiaty czy jej opowieść.

 

*

 

Hankę obudziło łomotanie dochodzące z dołu. Podniosła głowę z poduszki, wokół panowały ciemności.

Odszukała przełącznik lampki, ale światła nie było. Kiedy pomyślała, że na całym piętrze nie nocuje nikt inny, przeszedł ją dreszcz.

Potykając się o stół i krzesła dotarła do okna. Odchyliła żaluzję, spojrzała w dół. Po podwórku ktoś chodził, zakapturzona postać dobijała się do okiennic. Księżyc i lampy wokół posesji doskonale oświetlały sylwetkę nieznajomego. 

Hanka przypomniała sobie opowieść Kaliskiej. Poczuła niepokój rozchodzący się po całym ciele.

Postać odwróciła się, ściągnęła kaptur. Potargane włosy okalały bladą, pomarszczoną twarz. Usta przypominały wilczą paszczę z ostrymi kłami. Upiór spojrzał prosto w okno Hanki, w czerwonych ślepiach wyraźnie widać było żądzę mordu.

Przerażona kobieta rzuciła się do drzwi. Chwyciła klamkę. Nacisnęła. Zamknięte. Zaczęła ją szarpać, ale drzwi nie puszczały.

Zobaczyła, że przez szpary w oknie wciskają się czarne, podłużne chrząszcze na cienkich odnóżach. Krzyknęła i wskoczyła na łóżko. Owady sunęły po podłodze w jej stronę niczym powolny, ale nieustępliwy pochód najeźdźców. Z podwórka rozległo się potępieńcze wycie.

Hanka dała nura pod kołdrę. Dygotała na całym ciele. Słyszała szelest maleńkich odnóży, szczękanie żuwaczek. Wiedziała, że chrząszcze wspinają się po nogach łóżka, czuła jak wchodzą na kołdrę, potem wsuwają się za kołnierz piżamy, wędrują po plecach, wkręcają się we włosy. 

Wyskoczyła z łóżka piszcząc i wytrzepując robaki zza bluzy. Chrzęściły, kiedy deptała po nich bosymi stopami.

Usłyszała skrobanie. Żaluzja zniknęła, za oknem zobaczyła przekrwione oczy, jarzące się w białej jak papier twarzy z dziurą zamiast nosa. Z wyszczerzonej paszczy wystawały kły, zakrzywione pazury drapały w szybę.

Hanka wrzasnęła, naparła barkiem na drzwi. O dziwo, puściły lekko. Upadła, rąbnęła łokciem i kolanem o podłogę. 

Podniosła się, popędziła do składziku. Szybko przekręciła klucz. Siniaki bolały, serce waliło w piersiach jak oszalałe. Wstrzymała oddech. Nasłuchiwała chrząszczy i upiora aż zmorzył ją sen.

 

*

 

Następnego dnia Hanka ledwo trzymała się na nogach ze zmęczenia, a na myśl o kolejnej nocy robiło jej się słabo.

Jedyna nadzieja w nim – pomyślała, kiedy wchodziła do apartamentowca na przedmieściach.

Zapukała do drzwi z tabliczką: „Jan Pustelnik. Wróżby, uroki, jasnowidzenie”.

Rozległy się ciężkie kroki. Aż ją cofnęło, kiedy zobaczyła mężczyznę, który wychylił się z wnętrza. Wyglądał jak rasowy bandzior, potężny, z kilkudniowym zarostem i łysą głową, przez którą przebiegała szrama. Zawinięte rękawy ciemnej koszuli odsłaniały przedramiona wytatuowane literami przypominającymi obrazki. Na szyi nosił wisior z miniaturową czaszką.

– Potrzebujesz mojej pomocy – stwierdził basowym głosem.

Odwróciła wzrok, nie mogła znieść przenikliwego spojrzenia.

– Pani Kaliska prosiła, żeby pan przyszedł do nas jak najprędzej. To bardzo pilne – szepnęła wystraszona.

– Nie jestem żadnym panem, mów mi po imieniu. Pojedziemy od razu.

Zeszli na dół. Ten mężczyzna miał w sobie coś niepokojącego, instynkt podpowiadał Hance, że lepiej trzymać się od niego jak najdalej.

– Wsiadaj. – Wskazał jej drzwi czarnego mercedesa stojącego na pustym parkingu.

– Ja… lepiej wrócę pociągiem.

Podszedł do niej blisko, zamarła, kiedy zobaczyła ostrze sprężynowego noża. Sprawnym ruchem przeciął rzemyk na jej szyi i zdjął woreczek od Kaliskiej. Poczuła zimny dreszcz, gdy musnął jej skórę dłonią z wytatuowanym pentagramem.

Rozpruł nożem płótno, wziął odrobinę proszku na czubek ostrza, skosztował.

– Zwykłą solą możecie sobie teraz… doprawić zupę – mruknął. – Wsiadaj, nie mamy czasu.

Pomyślała, że zdecydowanie nie powinna jechać z Pustelnikiem. Miał taki wyraz twarzy, jakby zastanawiał się, kogo zabić. Na dodatek bezczelnie gapił się na nią.

– Wrócę pociągiem – powtórzyła.

– Jeśli mam pomóc, musisz mi opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Teraz.

Zawahała się. Przypomniała sobie noc, skapitulowała i wsiadła do auta. Kiedy usłyszała dźwięk automatycznej blokady drzwi, w panice zaczęła szarpać klamkę.

– Przestań, byłem kolegą Aliny z branży. Wiesz, że kiedyś wróżyła? Przeżyjesz, przynajmniej dopóki nie dotrzemy na miejsce – zakończył z wrednym uśmiechem. – A teraz mów, szkoda czasu.

Ledwie wyjechali z parkingu, Hanka zaczęła opowieść.

– Na chrząszcze i upiory istnieje jeden niezawodny sposób – stwierdził Pustelnik. – Picie wyłącznie czystej wody, natychmiast po zagotowaniu lub odkapslowaniu.

– Żartujesz?

– Wcale – odparł z poważną miną.

– Pani Kaliska mówiła, że nam pomożesz.

– Spróbuję, ale to skomplikowane. Na razie pamiętaj o wodzie, a nocą siedź w pokoju. Chyba że w środku zacznie się jatka, wtedy uciekaj na ulicę.

 

Całą drogę Hance towarzyszył niepokój. Może sprawiła to rozmowa i wrażenie, że ten mężczyzna wie o niej więcej niżby chciała. Może jego przenikliwy, bezczelny wzrok. Czuła się jak sarna schwytana w zasadzkę przez głodnego drapieżnika.

Odetchnęła, kiedy wjechali przez otwartą bramę na posesję Kaliskich. Gospodyni wyszła przed dom.

– Miło cię widzieć, Janie – powitała Pustelnika, ale nie uścisnęła jego dłoni.

Hanka marzyła o chwili snu. Dostrzegła, że Kaliska z trudem ukrywa niechęć do mężczyzny.

– Pomożesz nam? – zapytała go pani domu.

– Po to przyjechałem. Według tarota twój mąż już nie wróci.

– Później – warknęła, po czym oboje umilkli.

Kiedy weszli do środka, Kaliska z adoratorami i wróżbitą rozmawiali w salonie przy zamkniętych drzwiach.

Hanka zrozumiała, że też musi działać.

 

*

 

Nie mogła zasnąć, chociaż komórka pokazywała kwadrans po północy. Chrząszcze zniknęły, lecz z ogrodu dobiegał męski śmiech na przemian z wyciem. 

Hanka była zawiedziona. Myślała, że po wczorajszej wizycie Pustelnika wszystko ucichnie. Przecież zakopywał coś przy rogach domu, palił zioła, okadzał mieszkanie tak, że dotąd unosił się słodkawy zapach, a w ognisku przed domem spłonęły ulubione książki zmarłego. Przecież zastosowała się do rady wróżbity, piła samą wodę, nie tknęła nawet herbaty przy kolacji.

Odgłosy ucichły. Hanka zamknęła oczy, zapadała w sen.

– Skarbie, wróciłem! – Nagle rozległ się krzyk.

Kobieta błyskawicznie oprzytomniała. Schowała głowę pod kołdrę, usiłowała nie słyszeć gardłowego śmiechu. Pomyślała, że nowe życie okazało się kompletną klapą. Miała dość.

 

Ocknęła się, gdy przez okno nieszczelnie zasłonięte żaluzjami wdzierały się pierwsze przebłyski dziennego światła. Upiorne odgłosy całkiem umilkły.

Trudno, wrócę na wieś, potem znajdę inną pracę – zdecydowała.

Wzięła walizkę, ostrożnie zaczęła pokonywać schody. Starała się iść cicho, żeby nikt jej nie zatrzymał.

Nagle ciszę rozdarło głośne skrzypnięcie. Stanęła wstrzymując oddech i nasłuchując. Żadnego niepokojącego dźwięku z sypialni pani. Postawiła kolejny krok, trzymając walizkę w omdlewających dłoniach. Jeszcze jeden. Następny.

Odetchnęła, kiedy znalazła się w holu. Szybko dotarła do drzwi, odryglowała zamki.

Cofnęła się, gdy zobaczyła na podwórku szarówkę, która wydawała się żałobną woalką narzuconą na drzewa i krzewy. Zrozumiała, że się pomyliła, do świtu zostało jeszcze sporo czasu. Wokół panowała grobowa cisza.

Nie zamierzała czekać, chwyciła bagaż i pędem ruszyła w stronę furtki. Zrezygnowała z krótszej drogi podjazdem, gdzie łatwo mogła ją zobaczyć z okna gospodyni lub jej znajomi, których auta stały obok domu. Poszła naokoło, przez krzaki. Z trudem targała walizkę, kółka zaplątywały się w wysoką trawę.

Wydawało się jej, że w zaroślach coś się poruszyło. Strwożona, przyspieszyła kroku. Znów zaszeleściły liście. Trzasnęła gałązka, tuż obok. Hanka drgnęła, serce podskoczyło jej do gardła.

A jeśli to upiór?

Zwolniła kroku, nasłuchiwała. Rozglądała się dookoła. Cisza. Tylko jej głośny oddech.

Lodowate ręce chwyciły Hankę i wciągnęły w krzaki. Ledwie zdążyła pisnąć, wielka dłoń zatkała jej usta. Poczuła przenikliwy chłód płynący od ciała napastnika, który trzymał ją w uścisku niczym stalowe wnyki. Walczyła zaciekle, kopnęła go w piszczel.

– To ja – warknął Pustelnik.

Odkrywając, kto ją złapał, Hanka wcale się nie uspokoiła. Przypomniała sobie wczorajszą podróż. I to zimno, jakby siedział w lodówce. Ogarnęła ją jeszcze większa panika, szarpała się niczym ptak schwytany w sidła.

– Przestań, popatrz na bramę – syknął. – Tylko cicho, bo oboje marnie skończymy.

Puścił ją, ale stał tuż obok, nie dając szans na ucieczkę. Odchyliła liście, śledząc wzrokiem otwierające się skrzydło. Do środka wjechał bus, który zaparkował na podjeździe. Ze środka wysiadł Konrad i drugi, obcy mężczyzna, a z domu wyszła pani Kaliska z Damianem.

Hanka zdziwiła się, że zapomnieli o upiorze. Z zapartym tchem obserwowała, jak wyciągają z auta małe worki, które przenoszą do bagażnika lexusa. Gdy jedno z opakowań upadło i rozerwało się, Damian, przeklinając, zebrał proszek z asfaltu do ostatniej drobinki.

Kiedy wszystko zapakowali, Konrad i jego kompan wywlekli z busa mężczyznę z workiem na głowie i rękami związanymi na plecach. Rzucili go na kolana przed Kaliską. Byli za daleko, żeby Hanka dosłyszała sens słów.

Nagle Kaliska wyciągnęła pistolet. Przystawiła do głowy nieznajomego. Błagania tamtego przerwał cichy strzał. Worek pokryły czerwone plamy, człowiek upadł na asfalt.

Hanka drżała na całym ciele. W pierwszym odruchu zamierzała pobiec do nich.

– Chcesz być następna? – warknął jej do ucha Pustelnik, przytrzymując za ramię.

Została w kryjówce, obserwowała, jak zawijają ciało w szmaty i pakują do busa. Auto wyjechało, za nim lexus z Damianem za kierownicą. Brama zasunęła się za nimi, a Kaliska wróciła do domu.

Hanka stała jak sparaliżowana.

– Masz swoje upiory – mruknął cicho Pustelnik. – Nastraszyli cię i naćpali, żebyś nie przeszkadzała im handlować tym świństwem.

– Zginął człowiek! Musimy zawiadomić policję – szepnęła.

– Nie radzę, zemszczą się, to rozbudowana siatka.

– Odpuścisz im?!

– Na pewno nie. – Uśmiechnął się wrednie. – Zbrodnia zawsze niesie karę. Mam pomysł, ale wymaga odwagi.

Jego oczy błyszczały niepokojącym blaskiem.

– Najpierw powiedz, dlaczego jesteś taki zimny.

– Zmarzłem, czatowałem w krzakach całą noc. Teraz to bez znaczenia.

– Dlaczego miałabym ci zaufać i pomagać?

– Chcesz tego samego, co ja.

 

*

 

Hanka siedziała w pokoju i czyściła paznokcie z resztek ziemi.

Minione godziny wydawały się snem wariata. Najpierw egzekucja na podjeździe i podejrzane pakunki, potem ukrywanie się w krzakach z dziwnym mężczyzną, przekonującym, że w Błochowie nigdy nie było upiorów, a całą szopkę wymyśliła Kaliska. Łącznie z faszerowaniem narkotykami przynoszącymi ból głowy i nocne koszmary. Na dokładkę jego barwna opowieść o najeźdźcach, którzy kiedyś spalili osadę razem z mieszkańcami, tworząc złą energię tego miejsca.

Podawał fakty wzbudzające zaufanie. Poza tym nie mogła po prostu zapomnieć i uciec.

Nigdy wcześniej nie oglądałam wschodu słońca wyrywając kwiaty – pomyślała.

Żaden nieumarły nie przyszedł, a mimo tego czuła się podle. Pamiętała, jak z niej drwili mieszkańcy dworku, kiedy Pustelnik odprowadził ją pod drzwi.

Jednak tamto wydawało się niczym wobec tego, co zamierzała zrobić. Nadchodził wieczór, idealna pora. Zebrała się do wyjścia.

– Skoczę do sklepu, proszę pani, jeszcze zdążę przed zmierzchem – powiedziała do Kaliskiej, która w salonie raczyła się koniakiem w towarzystwie Damiana i Konrada.

– Idź, tylko znów nie zabaluj do jutra – odparła gospodyni. – Rany, jakie to obrzydliwe i w sumie niebezpieczne. Tak myślę – dodała szybko, widząc badawczy wzrok obu panów.

– Wiesz, kasa nie śmierdzi, nawet od niego – roześmiał się Damian.

Hanka zacisnęła zęby. Jeśli miała jeszcze jakieś wątpliwości, właśnie się ich pozbyła.

Poszła w kierunku bramy, ale skręciła wcześniej i ruszyła w głąb ogrodu, tam gdzie niedawno zerwała lilie.

To miejsce wyglądało jeszcze bardziej upiornie niż nad ranem, kiedy odwiedzili je z wróżbitą. Potężne drzewa rzucały cień na rozrytą ziemię oraz sterty kwiatów wyszarpane z niej razem z cebulkami.

Jak daliśmy radę zrobić to wszystko we dwoje? – dziwiła się Hanka. Pustelnik oszalał, czy faktycznie woń żywych lilii przeszkadzała mu namierzyć TE miejsca?

Zwiędłe, podeptane kwiaty wyglądały jak pozostałości po niedawnym pogrzebie. Wokoło panowała martwa cisza.

Hanka spojrzała na patyki wbite w ziemię pod drzewami. Do końca nie wierzyła, że każdy z nich oznaczał miejsce zakopania jednego człowieka. A jednak słowa Pustelnika wydawały się niepokojąco logiczne. Zadrżała, gdy uświadomiła sobie, co to oznacza: ludzie z dworku zamordowali jeszcze cztery osoby, żadna ciotka nie maczała w tym palców, ale pani domu ze swoimi mężczyznami.

Wyciągnęła z torebki plastikowy worek, sięgnęła po lilie. Wzdrygnęła się i szybko zabrała rękę, gdy spod liści wybiegło kilka brązowych robaków przypominających stonogi.

Przełamując obrzydzenie zaczęła sprzątać kwiaty. Co chwila się rozglądała. Prawo. Lewo. Prawo. Lewo. Serce podchodziło do gardła, zdawało się, że ktoś skrada się za jej plecami. Zamarła. Coś cicho zaszeleściło w krzakach. Między drzewami dogorywały ostatnie krwawe promienie słońca. Miała ochotę uciekać z tego miejsca jak najdalej.

Byle nie zwariować – pomyślała.

Worek szybko zapełnił się zwiędłymi kwiatkami. Zawiązała go, sięgnęła po następny.

Coś ciężkiego łupnęło o ziemię za jej plecami, niedaleko muru. Zadrżała. Odwróciła się błyskawicznie z torebką gotową do ataku. Opuściła ją, gdy zobaczyła Pustelnika.

– Musiałem się przygotować. Według tarota pominąłem jeden grób – mruknął, stawiając na ziemi wypchany plecak. – Poszukam go, a ty zbierz resztę lilii, ich woń mnie rozprasza.

Zaczął chodzić po ogrodzie, wąchał ziemię jak pies, to znów wpatrywał się w wahadełko tańczące na długim sznurku.

– Tutaj! – Wskazał na stertę zbutwiałych desek i pordzewiałych prętów. – Pan Kaliski już wrócił z kontraktu.

– Po co zabili tyle osób? – dziwiła się Hanka.

– Najpierw pozbyli się dwóch wspólników, potem pewnej niespodzianki. Przypadkiem dowiedziała się o niej gosposia, dlatego zginęła. Kaliski pewnie zastał przyjaciół domu w sypialni żony, widać wolniej strzelał. Dziwne, tego dzisiejszego tu nie pochowali. Bali się, że zobaczysz świeżą ziemię. Naiwni, próbowali namówić mnie do współpracy.

– Co teraz? – zapytała przejęta Hanka. Słońce zgasło, zmierzch zawłaszczał okolicę.

– Zaczynamy. Energia Błochowa stała się wystarczająco silna.

Przeszli do miejsca, gdzie po liliach została goła ziemia. Pustelnik udeptał ją nogą. Kiedy Hanka tam stanęła, narysował patykiem okrąg wokół niej, posypał go szarym proszkiem mrucząc formułki.

– Teraz posłuchaj mnie uważnie. – Spojrzał jej w oczy. – Musisz tu zostać, inaczej cię dopadną, bo przesiąkłaś złą aurą tego domu. Będą działy się straszne rzeczy, a tobie nie wolno wyjść z kręgu. Nawet gdybym zginął albo zupełnie się zmienił. Najlepiej zamknij oczy.

– Jestem gotowa – odparła.

Wiedziała, że nie powinna patrzeć, lecz ciekawość ją rozsadzała.

Pustelnik otworzył plecak. Odkorkował czerwone wino, polał nim wszystkie zaznaczone miejsca. Przy każdym zapalił czarną świecę. Potem położył na ziemi odświętny obrus, umieścił na nim kawałki surowego, ociekającego krwią mięsa.

Do miski wlał przezroczystą ciecz, rozniosła się ostra woń spirytusu. Przyłożył zapałkę, niebieski płomyk buchnął w górę.

Wróżbita stanął przed patykami, zaczął mruczeć zaklęcia w nieznanym języku, jego głos brzmiał jak jednostajna melodia.

Hanka czekała w napięciu. Pustelnik recytował monotonnie, ze wzrokiem utkwionym w tańczący w misie płomień, który stał się czarny.

Nagle rozległ się odgłos przypominający chrobotanie. Kobieta poczuła zimny dreszcz na plecach. Wróżbita rozłożył ramiona i mówił głośniej. Obok jednego z patyków poruszyła się ziemia.

Hanka nie dowierzała, chociaż jej towarzysz wyjaśnił wcześniej, co zamierza zrobić.

Z ziemi wynurzyła się paskudna, na wpół zgniła ręka. Kobieta o mało nie zemdlała na ten widok. W nozdrza uderzył ją fetor rozkładających się zwłok. Za dłonią ukazała się głowa z napuchniętą, zieloną skórą i oczodołami, w których żerowały larwy. Dziesiątki tłustych ciał poruszały się pod resztkami mięsa. Po ubraniu Hanka zorientowała się, że to gosposia. Patrzyła jak skamieniała na trupa, który zasłaniając ręką dziurę w piersi powlókł się do drugiego patyka.

Długie pazury zachłannie rozgrzebywały ziemię, wyciągnęły z niej niemowlę o brunatnej, popękanej skórze. Gosposia otrzepała popiskującego trupka z robactwa, zaczęła go kołysać.

Pustelnik wciąż recytował. Hanka już od dłuższej chwili gryzła własną dłoń, czując, jak zęby przebijają się przez skórę. Dostrzegła pierwsze ślady krwi. Ból promieniował, wyciskał z oczu łzy, a mimo to nie przestawała, byle tylko nie krzyczeć.

Wiedziała, że powinna zamknąć oczy, ale nie potrafiła. Jak urzeczona wpatrywała się w potworne widowisko.

Spod ziemi wypełzły dwa trupy mężczyzn, w żadnym z nich nie rozpoznawała Kaliskiego, którego widziała na portrecie w bibliotece. Trójka nieumarłych łapczywie rzuciła się na kawałki mięsa. Miętosili je w napuchniętych paluchach, wpychali do przegniłych ust, ale nie mogli zjeść. Śmierdziało tak okropnie, że Hance zbierało się na wymioty.

– Tam nasycicie głód! Idźcie! – Pustelnik pokazał na dworek, po czym wrócił do mruczenia zaklęć.

Stali w miejscu, powarkując cicho. Jeden z mężczyzn obnażył kły, zbliżając się do wróżbity. Obwąchał go, dotknął jego piersi. Pustelnik warknął gardłowo, strząsnął dłoń upiora jak robaka, nie przerywając zaklęć.

Hanka patrzyła na to przerażona. Wróżbita stał między nią a nieumarłymi, ale wiedziała, że ją dostrzegli. Na szczęście ruszyli w stronę domu.

Nagle jeden upiór zanurkował w zarośla, wyłonił się z nich za plecami Pustelnika.

– Uważaj! Z tyłu! – zawołała.

Wróżbita odwrócił się, upiór skoczył na niego, zaczęli tarzać się po ziemi. Hanka nie mogła wytrzymać z napięcia. Chciała pomóc Pustelnikowi, ale pamiętała o zakazie wychodzenia z kręgu.

Od strony domu rozległy się strzały, potem przejmujący krzyk mężczyzny. Upiór chwycił wróżbitę za koszulę, cisnął nim o deski aż zadudniło, potem rzucił się na niego.

Hanka, niewiele myśląc, pognała na pomoc. Chwyciła pordzewiały pręt, z całej siły trzasnęła nim w łeb upiora. Stęknął i upadł, Pustelnik przygwoździł go do ziemi.

Nagle poczuła, że coś ją trzyma. Wokół nogi oplotła się przegniła dłoń Kaliskiego, który pełzł po trawie, a z pozieleniałego brzucha wylewały się wnętrzności.

Rąbnęła drągiem trupią rękę, która odpadła od tułowia. Strząsnęła truchło z buta. Widziała, że Pustelnik przyszpilił swojego napastnika do ziemi innym prętem. Poprawił zaostrzonym kołkiem, wbijając go prosto w serce upiora.

Od strony dworku rozległ się przeciągły wrzask mężczyzny, trwał niczym aria śmierci. Dołączył do niego damski sopran. Po chwili oba ucichły jak ucięte nożem. Hanka czuła, że brakuje jej tchu. Przed oczami wirowały płatki.

Trup Kaliskiego znów zaatakował, usiłował chwycić ją drugą ręką. Powtórzyła cios, chrupnęły kości. Pustelnik podbiegł, przebił nieumarłego kołkiem.

– Wracaj do kręgu! – zawołał.

Wyglądał strasznie, ze śladami pazurów na głowie i rękach, w podartej koszuli, umazany wnętrznościami napastnika.

Posłuchała go, znów stanęła w kole. Wróżbita zaczął recytować donośnym głosem.

Z dworku przyczłapały pozostałe upiory, całe unurzane we krwi. Trup mężczyzny, z plątaniną parujących jelit na szyi, trzymał w rękach niemowlę, które ssało oderwane ucho niczym smoczek. Gosposia dzierżyła pod pachą głowę Kaliskiej.

W oddali rozległ się sygnał radiowozu, lecz Pustelnik wciąż wypowiadał magiczne formuły.

Nagle zerwał się wiatr, zgasił resztki świec i spirytus w słoiku. Upiory zatrzymały się, zachwiały, po czym upadły na ziemię z głuchym łupnięciem. Głowa pani Kaliskiej potoczyła się pod nogi Hanki, z wydłubanych oczu i otwartych ust wyłaziły czarne żuki. Kobieta zadeptywała je nogą. Odgłos policyjnych syren stawał się coraz donośniejszy.

Pustelnik podbiegł, kopnął trupią głowę niczym piłkę w stronę reszty zwłok. Wyciągnął z plecaka butelki z rozpuszczalnikiem, chlusnął po ciałach, podłożył ogień. Buchnęły krwiste płomienie, zwłoki zaczęły palić się z sykiem.

– Uciekamy! – zawołał do Hanki.

Pobiegli przez ogród, przesadzili parkan ścigani przez płomienie.

 

*

 

Festyn przy kościele trwał w najlepsze. Tancerze w barwnych ludowych strojach wywijali hołubce w takt orkiestry, tupiąc na drewnianej scenie.

Hanka siedziała samotnie na ławce, nikt z nią nie rozmawiał. Była tą, której nie udało się w wielkim świecie, wróciła na wieś bez pieniędzy i jeszcze policja wołała ją na przesłuchania.

Chociaż minął miesiąc, wydawało się, że wydarzenia z Błochowa rozegrały się zaledwie wczoraj.

Mam szczęście, że w ogóle żyję – pomyślała. Ale co to za życie. Już nie potrafię mieszkać tutaj, pomagać bratu w gospodarstwie.

Kolejny raz powracała w myślach do pożegnania z Pustelnikiem. Najpierw zburzył cały jej świat tym rytuałem, potem kazał wracać do domu. Nawet nie nakrzyczała na niego, martwiła się, przecież ledwo stał na nogach. A jednak stanowczo odrzucił jej pomoc.

Może to i dobrze – stwierdziła z goryczą.

– Hanka, jakiś facet cię szuka! Pewnie znów z policji! – zawołał jej sąsiad.

Spojrzała w stronę bramy, Pustelnik właśnie wchodził na kościelny plac. Mimo kapelusza rozpoznała go od razu.

Wyszła mu naprzeciw, nie oglądając się na gapiów.

– Musimy pogadać – mruknął.

Wyglądał na całkiem zdrowego, nie licząc śladów po pazurach na policzku. Poszli w stronę jego auta, odprowadzani wścibskimi spojrzeniami.

– Szukam asystentki – powiedział wróżbita. – Nadajesz się do tej roboty.

– To było jak koszmar. Poza tym… W ogrodzie mówiłeś, że zmarzłeś, ale to nieprawda. Ty jesteś martwy.

– Bycie żywym to kwestia względna. „Są dziwy w niebie i na ziemi, o których ani śniło się waszym filozofom”, jak mówią. Nie kryję się przed słońcem i wchodzę na poświęconą ziemię. Mogę robić wszystko to, co zwykły facet, nie rozczarujesz się.

– Wcale o tym nie myślałam. – Hanka uśmiechnęła się lekko.

– Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, muszę za coś odpokutować. Wyobraź sobie, że gosposia umknęła płomieniom. Pewnie już węszy, kogo dopaść. Powinniśmy wytropić ją pierwsi.

Hanka nie musiała długo się zastanawiać.

– Wytropimy ją – powiedziała.

 

 

Utwory cytowane w opowiadaniu:

1. Jedną garstką ziemi, ludowa pieśń podlaska.

2. Stała nam się nowina, ludowa pieśń średniowieczna.

3. A. Mickiewicz, Ballady i romanse, Lilije.

4. W. Szekspir, Hamlet (motto II cz. „Dziadów” A. Mickiewicza).

Koniec

Komentarze

Zaczyna się jak gotycka historia o duchach, a potem przeistacza w połączenie Scooby Doo (?) z Nocą żywych trupów. Przynajmniej ja takie miałem skojarzenia. Niestety fabularnie mnie ten tekst nie przekonał.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Miś przeczytał. Jednak chyba nie polubi horrorów. Zbyt prawdziwie ten wygląda.

Nie napisałam tego w przedmowie, bo nawiązania wydawały się oczywiste.

Czytając to opowiadanie należy pamiętać o inspiracji, czyli balladzie “Lilie”. Wtedy rozwiązania fabularne i postaci staną się czytelniejsze. 

Warto też pamiętać o obrzędzie “Dziadów” (inspiracja do obrzędu wykonywanego przez Pustelnika) i rozumieniu ludowości przez romantyków: jeśli kary nie może wymierzyć żywy człowiek, to zadanie przejmują istoty nadprzyrodzone. 

Sposób przedstawienia upiorów w opowiadaniu może dziwić, ale nie zawsze były pokazywane jako piękne istoty, oprócz wypijania krwi przypisywano im również rozrywanie ofiar. W ludowości romantycznej upiory mają specyficzne znaczenie, ale o tym nie będę pisać, bo to każdy wie.

A mnie się podobało. Fajne jest, że nie do końca wiadomo, z której strony nadciąga niebezpieczeństwo, komu dziewczyna powinna zaufać. Dziwne, że Kaliska wezwała na pomoc tego zbira. Tego nie rozumiem – to nie był ktoś z jej bandy, a sama chyba nie wierzyła w upiory?

Babska logika rządzi!

Finklo, dziękuję za odwiedziny i klika.

Dziwne, że Kaliska wezwała na pomoc tego zbira.

W oryginale był Pustelnik, więc nie mogło go zabraknąć u mnie. Kaliska w przeszłości wróżyła, mimo zmiany branży nosiła czerwoną nitkę na przegubie i trzymała wianki czosnku w przedpokoju, więc nadal wierzyła w nadprzyrodzony świat. Spodziewała się, że tyle morderstw w końcu sprowadzi coś niemiłego. Dlatego chciała pozyskać Pustelnika do współpracy. Był jej dawnym kolegą, liczyła, że go przekona, jeśli wtajemniczy go tylko w część faktów, a te niewygodne ukryje. Nie zdawała sobie sprawy ze wszystkich umiejętności wróżbity, nie doceniła go. Miał pomóc jej przestraszyć Hankę rytuałami. Potrzebowała gosposi, a nie mogła ryzykować, że następna pozna jej tajemnice.

Wspomniałam o tym jednym zdaniem, możliwe, że trzeba to było uwypuklić, ale już nie starczyło znaków. 

Ando pewne nawiązania wyłapałem, ale pod względem horrorowym całość wydaje mi się po prostu trochę zbyt schematyczna, jakby na siłę udziwniona, a groza jest lekko wymuszona.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Ando!

 

Podobało mi się nawet. Scena z upiorem i chrząszczami była mocna, chyba najlepszy moment opowiadania, jeśli chodzi o grozę. Szkoda w sumie, że wątek tegoż upiora nie został bardziej rozwinięty. Rozumiem rozwiązanie z halucynacjami, chociaż czułem duży potencjał. :D

Postać Pustelnika też nie była bardzo prostoliniowa, więc budowanie napięcia w związku z nim wyszła Ci dobrze. Zastanawiałem się kto tak naprawdę oberwie najmocniej i jaka będzie rola każdej postaci. Nawiązania do Liliji (i w pewnym sensie reinterpretacja tekstu) we współczesnym ustawieniu całkiem zgrabne.

 

Cyk, kliczek. :3

Powodzenia w konkursie!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Fanthomasie, gdyby pociągnąć wątek upiora jako faktycznego zagrożenia, moim zdaniem, nie byłoby to ciekawe. Wyszedłby typowy horror bez zaskoczenia. Lubię zagadki w tekstach, niespodziewane zwroty akcji i przemianę bohaterów. Fabuły jednowątkowe z pewnością mają urok, ale obstawiam inną niszę.;)

 

Barbarianie, dziękuję za komentarz i klika. Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało.

Szkoda w sumie, że wątek tegoż upiora nie został bardziej rozwinięty.

Wydawało mi się to zbyt oczywiste, dlatego wymyśliłam inne rozwiązanie.

Postać Pustelnika też nie była bardzo prostoliniowa, więc budowanie napięcia w związku z nim wyszła Ci dobrze.

Właśnie o to chodziło, żeby nie była prostoliniowa. 

 

Tak, jest czosnek i inne drobiazgi. Ale nie wiedziałam, czy pani domu autentycznie w to wierzy, czy to rekwizyty, żeby zrobić wrażenie na gosposi. Bo i takie wytłumaczenie się pałęta po tekście.

Babska logika rządzi!

Cześć, ANDO!

 

Nieodparcie mam wrażenie, że większą część tekstu zjadł limit. W ogóle, to zgodzę się po części zarówno z pierwszym komentarzem Fanthomasa, jak i Finkli.

Początek zrobił się mocno słowiański, ale też wprowadził w klimaty czasów dawno minionych. Później widać komórki, samochody itd. Są fałszywe tropy, mniejsze lub większe twisty, próba zdemaskowania maskarady, aż po wskrzeszanie umarłych. To nie mogło się zmieścić na 30k znaków :P Rozumiem limit i zasady konkursu – takie już nasze pisarskie żyćko, ale gdybyś miała 10-15k znaków więcej, dałabyś radę wycisnąć tutaj nieproporcjonalnie więcej.

Zastanawiało mnie, dlaczego Kaliska pozwoliła zawołać zbira, ale już powyżej wytłumaczyłaś – to są właśnie rzeczy, dla których zabrakło miejsca. W ogóle samo posiadanie gosposi mogłoby być kwestionowalne, skoro tyle zachodu kosztowało utrzymanie wszystkiego w tajemnicy.

Moment, gdy Kaliska recytuje fragment o liliach wydał mi się infodumpowy.

To, jednak, czego nie mogę Ci odmówić, to rozmach i wielowątkowość. Ostatecznie to się trzyma kupy, gdyby tej przestrzeni było więcej, a dodatkowo nawiązuje do starych, folkowych ballad.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Finklo, masz rację, bo chodziło o zrobienie wrażenia na gosposi, to przede wszystkim. Jednak Kaliska zdawała sobie sprawę ze złej energii, którą wytwarza i tego, że to może do niej wrócić. Znała tylko podstawy, na pewno nie była tak zaawansowana jak Pustelnik.

 

Krokusie, dziękuję za odwiedziny i klika.

Początek zrobił się mocno słowiański, ale też wprowadził w klimaty czasów dawno minionych.

Na Podlasiu jeszcze są takie klimaty, scena wzorowana na artykule o szeptuchach. 

Rozumiem limit i zasady konkursu – takie już nasze pisarskie żyćko, ale gdybyś miała 10-15k znaków więcej, dałabyś radę wycisnąć tutaj nieproporcjonalnie więcej.

O, to na pewno.

W ogóle samo posiadanie gosposi mogłoby być kwestionowalne, skoro tyle zachodu kosztowało utrzymanie wszystkiego w tajemnicy.

Gosposię trzeba mieć, wizerunek wielkiego państwa tego wymaga. ;)

 

Moment, gdy Kaliska recytuje fragment o liliach wydał mi się infodumpowy.

Wcześniej miałam w tekście jeszcze więcej wskazówek, że to podpucha, ale wyrzuciłam z powodu limitu. Kaliska chciała wywołać u Hanki określone halucynacje, a nie była zbyt subtelną osobą.

Przeczytawszy.

Wciągający tekst. Styl lekki, więc czytało się przyjemnie. Przez pewną część opowiadania zastanawiałam się, gdzie tu fantastyka, skoro okazało się, że bohaterka tylko śniła, ale pod koniec już pojawiło się dużo fantastycznych elementów.  

Była groza i obrzydliwości, więc horror jak najbardziej udany, choć sama końcówka trochę zatarła tę grozę. Według mnie powinno się skończyć w ogrodzie i tam powinni zauważyć, że gosposia się wymknęła. Ale to szczegół, a ogółem tekst dobrze się czytało, więc klik się należy. 

Sonato, dziękuję za klika. 

Według mnie powinno się skończyć w ogrodzie.

Zaoszczędziłabym trochę znaków, ale bardzo chciałam pokazać jeszcze raz tradycyjną wieś w końcówce, żeby rozwinąć postać Hanki.

Przekleję pod klika, żebyś nie musiała za długo wypatrywać tej biblioteki. ;)

Ciekawa i nietypowa jak na konkurs mieszanka horroru i thrillera z elementami kryminału. Tempo szybkie, co z pewnością wyróżnia opowiadanie na tle innych. Ogólnie solidny tekst, taki “do szybkiego połknięcia”, co jak myślę, może być jego zaletą. Fabułę masz, trochę grozy udało się przemycić. Mnie się podobało. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM, dzięki za odesłanie opowiadania do biblioteki. 

Ciekawa i nietypowa jak na konkurs mieszanka horroru i thrillera z elementami kryminału.

To chyba najbardziej wyczerpujący opis tego opowiadania. 

 

Na początku myślałam, że są upiory, potem w nie zwątpiłam, by na koniec się przekonać, że jednak są ;)

Na fragment, kiedy wyłażą z grobów trafiłam akurat podczas konsumpcji obiadu, trochę się zirytowałam i poszukałam sobie innej lektury ;) Ale wreszcie dokończyłam. Całkiem fajne, mimo misz-maszu kryminalno-upiornego. Czy to jest horror nie wiem, ale przy tych przejściach od normalnego (choć przestępczego) do paranormalnego i z powrotem napięcie nieco siadało. Myślę, że gdybyś nie starała się tak mocno celować w horror, wyszłoby jeszcze fajniej.

Hanka fajna, robotę powinna przyjąć, chętnie poczytam o innych jej przygodach :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, przepraszam za popsucie przyjemności z obiadu. Wylazły, co zrobić… Przemyślę Twoje uwagi. 

 

Hanka fajna, robotę powinna przyjąć, chętnie poczytam o innych jej przygodach :)

Myślałam nad tym, wyszedłby triller połączony z romansem. Kusi mnie, żeby napisać coś w klimacie ezoteryki.

Tekst moim zdaniem robi bohaterka, bo jest naprawdę dobrze wykreowana, chociaż zmaga się z typowo horrorowo-tajemniczym światem. Doceniam też nawiązanie do klasyki, które było tutaj zrobione w nieoczywisty, świeży sposób. Niestety fabuła chyba nie do końca wybrzmiała w limicie, bo do punktu kulminacyjnego mamy tu klasyczną grozę-thriller z elementami niedopowiedzenia, a zakończenie jest jakby otwarciem nowej historii, do której ta jest tylko wstępem. Doceniam jednak tekst jako fajną młodzieżową przygodówkę z nutką klasyki romantyzmu.

Dziękuję za udział w konkursie i pozdrawiam.

Oidrin, dzięki za szybki komentarz.

Miło, że bohaterka dobrze wypadła. 

zakończenie jest jakby otwarciem nowej historii, do której ta jest tylko wstępem

Nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem tej sceny. 

Pisanie typowego horroru to ciągła rezygnacja z ciekawych wątków. :(

W scenie z szeptuchą korciło mnie, żeby dodać coś humorystycznego, np. oglądanie serialu. Relacja Hanki z Pustelnikiem aż prosi się o rozszerzenie o wątki erotyczne.

 

Hej ANDO :). Bardzo zgrabne i lekko napisane opowiadanie. Czytało się bardzo przyjemnie, a im dalej w las tym robiło się coraz ciekawiej. Główna bohaterka i Pustelnik robią dobrą robotę :), a otwarte zakończenie pozwala rozmyślać o tym co mogło być dalej :). Pozdrawiam!

Adoro, dziękuję za komentarz. Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało.

Zachowanie mieszkańców domu, do którego trafiła Hanka, od razu wydało mi się podejrzane, ale cóż, to przecież miał być horror. Dlatego opis nocnych doświadczeń dziewczyny nie zdziwił mnie, bo tego się spodziewałam. Natomiast dalszy rozwój wypadków i faktyczne zajęcie Kaliskiej mocno mnie rozczarowały, a trupy wyłażące w ogrodzie, mimo że przedstawione odrażająco nijak przestraszyć nie mogły. Pewnie dlatego, że znalazłam tu opisanie obrzydliwości i nie umiałam już dostrzec klimatu niesamowitości i grozy. Chyba inaczej pojmuję horror.

Nawiązanie do Lilii było oczywiste i czytelne, jednakowoż wykorzystanie tego motywu we współczesnej historii gangu narkotykowego nie przemówiło do mnie.

 

Skrzy­wi­ła się, coraz go­rzej łu­pa­ło ją w gło­wie. → Skrzy­wi­ła się, coraz bardziej łu­pa­ło ją w gło­wie.

 

Chwy­ci­ła za klam­kę. → Chwy­ci­ła klam­kę.

 

Sły­sza­ła sze­lest ma­leń­kich od­nó­ży, szczę­ka­nie żwa­czek.Sły­sza­ła sze­lest ma­leń­kich od­nó­ży, szczę­ka­nie żuwa­czek.

 

potem wsu­wa­ją się za koł­nierz pi­ża­my, wę­dru­ją po ple­cach, wkrę­ca­ją się we włosy. 

Wy­sko­czy­ła z łóżka pisz­cząc i wy­trze­pu­jąc ro­ba­ki zza ko­szu­li. → Czy Hanka spała w piżamie, czy w koszuli?

 

męż­czy­zna wie o niej wię­cej niż by chcia­ła. → …męż­czy­zna wie o niej wię­cej niżby chcia­ła.

 

kar­czu­jąc kwia­ty go­ły­mi rę­ka­mi – po­my­śla­ła. → Obawiam się, że kwiatów się nie karczuje.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, dzięki za łapankę, już poprawione. 

 

karczując kwiaty gołymi rękami – pomyślała. → Obawiam się, że kwiatów się nie karczuje.

Czasem coś, co ciekawie brzmi, okazuje się niepoprawne.:(

Bardzo proszę, ANDO.

 

Czasem coś, co ciekawie brzmi, okazuje się niepoprawne.:(

Istotnie, tak bywa. Na szczęście mamy słowniki, w tym niezwykle zacny SJP PWN. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało się: Im dalej tym lepiej, razem z zakończeniem. Całkiem medialny tekst, filmowo-serialowy w dobrym tego pojęcia znaczeniu.

Nie podobało się: Zdaje się że sprawa związana z początkową zmianą miejsca zamieszkania jest nie do końca rozwiązana, ustępuje innemu wątkowi. 

 

Gratuluję i pozdrawiam! 

Olgierdzie, cieszę się, że Ci się spodobało.

 

Zdaje się że sprawa związana z początkową zmianą miejsca zamieszkania jest nie do końca rozwiązana, ustępuje innemu wątkowi. 

Nie bardzo wiem, o co chodzi. Hanka wyjechała do Błochowa, chociaż zielarka jej to odradzała. Po śmierci Kaliskiej musiała wrócić do swojej wsi. Na koniec zjawił się Pustelnik, będzie nowa przygoda.;)

Całkiem medialny tekst, filmowo-serialowy w dobrym tego pojęcia znaczeniu.

Cieszę się, że wyszło medialnie.

Tekst napisany "na bogato", z rozmachem, wielowątkowy. Zgodzę się z Olgierdem, że piszesz filmowo. Wyobraziłem sobie bez trudu miejsce akcji, dwór, upiory, robaki. Sposób prowadzenia fabuły przypomina thriller albo kryminał.

Cześć, Śniegu. Filmowo to chyba dobrze? Dzięki za odwiedziny.

Jakoś mnie nie porwało. Nie mogłam umiejscowić tego w czasie, tak jakby różne fragmenty działy się w różnym czasie. Ale nie czytało się źle :)

Przynoszę radość :)

Anet, dzięki za odwiedziny i komentarz. 

Masz rację, opowieść dzieje się w dwóch miejscach: na wsi u Hanki (początek i koniec), a reszta w Błochowie.

hołubce w takt orkiestry…

Może lepiej “w takt muzyki”, co?

 

Ogólnie gitara, inspiracja słuszna jak najbardziej, trochę te samochody i komórki gryzą się z pustelnikami, rytuałami.

Pozdrawiam! MZ

Nowa Fantastyka