- Opowiadanie: Nikaszko - Wspomnienia pozbawione krwi

Wspomnienia pozbawione krwi

Jest krew, lesbijki i śmierdzący wampir. To zdecydowanie wspaniała i sensowna historia.

Dziękuje Alicella i MaSkrol za betę!

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wspomnienia pozbawione krwi

Ciche odgłosy lofi beatów wypełniały pustkę akademika. Zerknęłam przez okno na okryty mgłą i kroplami deszczu główny budynek szkoły. Zwykle, nawet o tak późnej godzinie, kilka świateł się paliło. Wszystkie światła, poza tymi w gabinecie dyrektora, były zgaszone. Piorun błysnął gdzieś nad lasem, chciałam odliczyć do grzmotu, jednak dźwięk rozległ się, nim zdążyłam powiedzieć jeden.

– Jak myślisz… Nad morzem też jest tak beznadziejnie? – spytała Brooke, moja ukochana współlokatorka, siadając na swoim łóżku.

– Ta. – Zaśmiałam się i odchodząc od okna, dołączyłam do niej.– Pewnie, zamiast bawić się do późna na piasku, siedzą pozamykani w pokojach. – Złapałam jej dłoń.

– Ponoć mają budować nowy akademik – Ziewnęła.

– Pewnie liczysz na to, że zapasy na tyle ambitnych uczniów, by zdać wymogi naszej szkoły, już się skończyły? – Szturchnęłam ją w ramie.

– Dokładnie. A dzięki temu, część osób przeniesie się do nowego, a u nas będzie ciszej. Może będzie mi łatwiej zasnąć…

– Serio musisz pogadać z lekarzem o problemach ze snem. To może być objawa czegoś poważniejszego.

– Wiem wiem no! – Uciekła ode mnie wzrokiem, patrząc na swoje tandetnie pomalowane paznokcie.

– W sumie czemu nie pojechałaś?

– Bo ty nie możesz. – Uśmiechnęła się i pocałowała mnie. Jej usta były tak samo słodkie i miękkie jak zawsze.

Kolejny grzmot. Cicho pisnęłam i odskoczyłam.

– Nic się nie dzieje, głuptasie, – Zachichotała

Rzuciłam w nią poduszką. Chociaż było to zupełnie irracjonalne, sprawdziłam za oknem czy na pewno żadne zombiaki nie powstały z ziemi

– Ile osób nie pojechało? – spytałam.

– Poza nami i Timem… chyba jeszcze dwanaście.– Położyła się na łóżku – Wiem, tak że mają pokoje na tyle daleko od siebie, że nikt nie usłyszałby gdybyśmy trochę pochałasowały – Zachichotała.

Cicho przeklęłam pod nosem. Zauważyłam na parapecie figurkę Space Marines, którą pożyczył mi Tim do jednej gry.

– Isabella? Coś się stało? – spytała Brooke.

– Zapomniałam oddać figurkę Timowi…

– Kotku… Na co czekasz?! – Poderwała się z łóżka. – Leć do niego! Może cię nie zabije.

Wyszłam na korytarz części sypialnej szkoły. Gdy tylko z cichym stuknięciem, zamknęłam drzwi naszego pokoju, kojąca muzyka całkowicie wygasła. Poza odgłosami deszczu panowała niepokojąca cisza. Stukot moich trampków wypełnił przestrzeń. Czemu Tim musiał mieć pokój tak daleko? 

– Spokojnie… tutaj nic – mówiłam do siebie.

Zgasło światło.

– Cholera – jęknęłam.

Przyspieszyłam kroku. Bałam się ciemności. Każde tupnięcie moich własnych stóp, każde depnięcie na schodach. W końcu dotarłam do upragnionych drzwi. Uśmiechnęłam się na widok charakterystycznej naklejki Pikachu tuż nad klamką. Zapukałam, licząc na to, że zobaczę miłą twarz Tima. Mojego najlepszego przyjaciela i kompana od figurek. Przyjaciela, z którym oglądanie fantastyki zawsze było najlepsze. Cała szkoła uważała za mojego chłopaka, całkowicie ignorując fakt, że żadne z nas nie było w najmniejszym stopniu hetero. Jeszcze kilka dni temu, siedzieliśmy w jego pokoju. Jedliśmy popcorn, oglądając stare trailery filmów, gdy Tim opowiedział mi , że przez uczulenie na glony woli nie jechać na wycieczkę, a ja zaproponowałam, że również nie pojadę i razem z Brooke urządzimy sobie maraton Władcy Pierścieni. Szkoda tylko że pewnie zaraz zamorduje mnie, za nie oddanie figurki.

Tim nie odpowiadał. On prawie nigdy nie opuszczał łązienki. Jak już to po to, by wyjść na dwór. W taką pogodę było to niemożliwe. Wyszedł do łazienki? Jeśli tak to znając go, pewnie zamknął drzwi. Pociągnęłam za klamkę, ku zdziwieniu drzwi się uchyliły. Moje nozdrza zalał smród, którego nigdy wcześniej nie czułam. Coś jest mocno nie tak. Zajrzałam do środka, gdy huknął kolejny piorun. Wawartość żołądka od razu cofnęła się do gardła. Wymiotowałam, gdy wspomnienia naszych wspólnych chwil przelatywały mi przez głowę.

To jak jeszcze kilka dni temu słuchając wspólnie Wind Rose, bawiliśmy się żarowym światłem dwóch lampek nocnych. Siedzieliśmy przy stoliku pełnym nieschnących palet, cieniutkich pędzelków i superdrogich, silnie pigmentowanych farb. Pociągnięcie za pociągnięciem pędzla, nadawaliśmy barwy małym, czarnym figurkom. Co chwila, rzucaliśmy coraz to nowymi żartami i debatowaliśmy o Wiedźminie. Pamiętam jego czarne włosy, piwne oczy i uśmiech, uśmiech, który potrafił łagodzić każdy ból. Upadłam na kolana, patrząc na blade zwłoki mojego najlepszego przyjaciela, nieruchomą pierś, rozszerzone źrenice i usta wykrzywione w grymasie bólu. Na dwie kłute rany, znaczące jego szyję. Nie wierzyłam, że to nie sen, że mój przyjaciel naprawdę umarł. Nawet nie zorientowałam się, kiedy łzy zaczęły moczyć moje policzki, spadając z twarzy, stukając o podłogę.

– Ej! Ej! – Potrząsnęłam jego ramionami! – Obudź się! Obudź się! Nie zostawiaj mnie… Nie wolno… Zrozumiesz? 

 Donośne kroki tak znanych mi butów biegły w moją stronę.

– Kochanie? Wszystko dobrze? Bałam się, że dostałaś ataku paniki… przez to całe zgaszenie świa… – Brooke stanęła w drzwiach.

Patrzyła się na martwe ciało Tima. Wiatr połączony z deszczem zaczął mocniej dobijać się do okien. Jakby chciał wejść do środka, i śmiać się z niesłużącej niczemu, śmierci mojego przyjaciela.

– Czy on… – spytała Brooke.

Kiwnęłam głową.

– Chodź – Pociągnęła mnie za ramię – Chodź… Do nauczyciela. Nauczyciela… Nauczycielowi musimy… – Wzięła głęboki wdech – Musimy powiedzieć nauczycielowi.

– Coś? – Przy jej pomocy wstałam – On nie żyje!

– Szybko… do nauczyciela – Pociągnęła mnie.

Deszcz coraz mocniej uderzał w szyby. Ciemność korytarza przestała być tylko straszna, zamiast tego wypełnił ją smutek. Właściwie smutek to złe słowo. Mój najlepszy przyjaciel właśnie był trupem, już nigdy nie uśmiechnie się, który nigdy nie pomaluje ze mną figurki, który nigdy nie pokłóci się z nauczycielem i już nigdy nie obejrzy z nikim Władcy Pierścieni.

– Stój… – Zatrzymałam się.

– Isabella?

– Idziemy w złą stronę… Oddalamy się od niego… Od nauczyciela.

 

Źrenice Brooke się rozszerzyły. Nawet w tym słabym świetle, widziałam, że jej bladą skórę. Patrzyła ze strachem na coś, tuż za mną. Oblał mnie zimny pot. Pomimo ciała pragnącego zastygnąć, obróciłam się. Brooke w panice przycisnęła się do mnie. Nawet jeśli znałam chłopaka, który właśnie się w nas wpatrywał. Znałam go, chociaż nie takiego. Pamiętałam bruneta, , z którym już kilka razy grałam w RPG, mierzyłam się w figurkowych grach bitewnych. Chciałam zerwać znajomość, bo pomimo ciągłego odrzucania, wciąż zalecał się do mnie. Nie potrafił zrozumieć, że mam dziewczynę i jestem lesbijką. Chłopaka, który kochał się we mnie w najbardziej toksyczny sposób. Chłopaka, który na imię miał Joseph. Tylko tym razem nie widziałam zwykłego ucznia, w za dużej bluzie, z zawsze idealnie pomalowanymi figurkami. Teraz wyglądał zupełnie inaczej, budził ogromną grozę. Jego wcześniej drobna sylwetka, stała się muskularna. Brązowe oczy ustąpiły miejsca szkarłatowi. Zwykła blada skóra, barwiła się szarością. Jego twarz umorusana była we krwi, która powinna płynąć w czyimś krwiobiegu i powstrzymywać życie. Jego twarz tkwiła w martwym uśmiechu, przez który widać było okropne i przerażające kły.

– Isabella – mruknął – Och Isabella? – Zbliżył się.

Nawet niebędący takimi nerdami jak ja, mogli by jasno stwierdzić kim był Joseph. Wampir, lub coś bardzo podobnego do wampira. Przez strach nie mogłam się ruszyć.

 – Nie musisz się bać Isabella. – Uśmiechnął się. Był coraz bliżej. Tak blisko, że mógł mnie dotknąć. – Pozbyłem się tego drania, możesz kochać tylko mnie.

Ostatnie zdanie sprawiło, że coś we mnie pękło. Rzuciłam się na niego. Uderzyłam go w twarz. On po prostu złapał moją dłoń w locie. Uśmiech na jego twarzy zniknął. To on go zabił. To on zabił Tima. Mój przyjaciel nigdy nie wyjdzie do lasu, nigdy nie wyśle mi zdjęcia znalezionego grzyba, pytając, czy jest jadalny.

– Och Isabella… Czemu nie rozumiesz, jak bardzo cię kocham… – Uderzył mnie w czoło. Usłyszałam krótki pisk w uchu i nastała ciemność.

 

 

Mrugając, powoli otworzyłam oczy. Moje uszy wypełniało okropny pisk. Z trudem próbowałam, dostrzec gdzie się znajduję. Jedyne co czułam, to przywiązanie do krzesła. Po krótkiej chwili zrozumiałam, gdzie się znajdowałam. Było to ostatnie miejsce, którego się nie spodziewałam. Siedziałam związana w pokoju szkolnego klubu fantastyki. Plakaty z różnych serii fantasy wisiały tak jak wcześniej, tylko jeden ironicznie spadł. Wielki plakat z Wiedźminem, ten który tak niedawno wieszałam z Timem. Przede mną nadal stał znajomy stół. Nadal leżała na nim mapka do gier bitewnych. A na niej znajome figurki orków. Którymi jeszcze niedawno grał mój porywacz. Niecały tydzień temu, używał ich przeciw Timowi. Pamiętam, jak przesuwali figurki, używali ataków i grozili sobie nawzajem. Tim przejmował się tą walką bardziej niż jakąkolwiek inną. Nie wiem czemu i już nigdy się nie dowiem.

– Isabella. – Dwa trupioblade ramiona objęły mnie od tyłu.

Pisnęłam. W mojej głowie pojawiły się wspomnienia tych wszystkich horrorów, które jeszcze tak niedawno oglądałam z Brooke. Czułam to co postacie z horrorów, gdy trzymały je potwory. Obrzydliwe łapy wampira łapały mój podbródek.

– Czemu… – powiedziałam cicho, schylając głowę.

– Co rzeczesz, moja droga? – Zapytał wampir, gdy jego dłonie głaskały mnie po obojczyku.

– Czemu, do jebanej kurwy, mnie porwałeś!? – krzyknęłam, szarpiąc się.

– Kotku – Uderzył mnie w policzek.

Tępy ból rozlał się po twarzy. Uszy wypełniły się krótkim piśnięciem.

– Przypominam, że wciąż jesteś tylko ludzką kobietą. Nawet nie próbuj podnosić na mnie głosu… Jesteś słabszą płcią słabszej rasy. – Głaszcząc mnie po dłoni, obrócił się w powietrzu tak, że w ciągu sekundy stał tuż przede mną. – W porównaniu do ciebie, nie jestem istotą bez krzty magicznej mocy. Jestem wampirem. – Jego twarz wypełnił ten sam, paskudny uśmiech – Jeśli będziesz mi posłuszna i kochająca dam ci wszystko, o czym możesz tylko marzyć…

Jego obrzydliwa dłoń głaskała mój policzek, powoli sunąc w stronę szyi. Zebrało mi się na wymioty. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, zapewne uznając moją kwaśną minę za podniecenie. Przybliżył swoją twarz do mojego ucha i zaczął miziać moją szyję. Każde posunięcie wywoływało coraz gorsze obrzydzenie. Chciałam go odepchnąć. Krzyknąć, żeby przestał. Jednak byłam związana. Przyparta do muru. Jeśli zacznę krzyczeć, będzie jeszcze gorzej.

– Cz-czemu? – spytałam, powstrzymując mój żołądek od wyrzucenia swojej zawartości.

Dotykał mnie bez zgody zaraz po tym jak skrzywdził każdą moją sferę życia. Kiedy Brooke dotykała mnie, w podobny sposób czułam się dobrze, czułam, że ją kocham, że zależy mi na niej a jej na mnie. Z Josephem było na odwrót. Aż do tych kilku miźnięć dłonią, nie sądziłam, że zwykłe dotykanie szyi może być tak okrutne.

– Wiesz, że jesteś taka niewinna? – Mruknął do moje ucha – Coraz bardziej uświadamiasz mnie czemu to robię – Zachichotał obleśnie.

Odsunął się i zostawił w spokoju moje ucho i szyję. Łudząc się, że chociaż już przestanie mnie dotykać, wzięłam wdech ulgi. Jednak gdy uchyliłam wargi, natychmiast mnie pocałował. Jego język, jak obrzydliwy robal wędrował po moich ustach. Z całej siły próbowałam go odepchnąć. Po kilku sekundach, w końcu zostawił w spokoju moje usta.

– Och… Isabella – Pogłaskał mój policzek – Ty nie wiesz, jak bardzo cię uwielbiam… Twój delikatny głos… miękką skórę… Włosy w kolorze słomy… Kocham cię Isabella! Dlatego porwę cię i zrobię z ciebie moją żonę… – Puścił moją twarz i położył dłoń na moim udzie. Nie mogłam opanować drżenia.

Zamknęłam oczy, nie mówiąc już nic. Wiedziałam, że był szalonym wampirem. Nie wiem, jak w naszym świecie działa ich rasa, na pewno mają większą siłę niż człowiek. Łudziłam się, że milczenie sprawi, że może się mną znudzi. Powoli przesuwał dłoń w moją stronę. Rozledł się huk dzrwi. Do pokoju wparowała Brooke z gaśnicą. Uderzyła Josepha w głowę. Wampir padł zemdlony.

– Żyjesz, Isabelle? – spytała Brooke.

W szoku pokiwałam głową. Wyciągnęła z kieszeni nożyczki i rozcięła mi więzy. Złapała mnie za rękę i wybiegłyśmy z pokoju.

– Co tu się, kurwa, odpierdala? – spytała Brooke w biegu.

– Kurwa.. ja.. ja nie wiem! Tamten debil okazuje się być cholernym wampirem, zakochanym we mnie w nieludzko toksyczny sposób!

– Nie mówiłaś mu, że wolisz dziewczyny? I że w ogóle jesteś zajęta?

– Wiesz! Kiedy porywa cię wampir, przywiązuje do krzesła i dotyka bez zgody, ostatnie, o czym myślisz to wyjaśnianie mu, że jesteś lesbą.

– Ja pierdziele. Wampiry istnieją i nie mogą się zdecydować czy są ze Zmierzchu, czy w Drakuli! – Brooke zaczęła się głośno śmiać. Znałam ten śmiech. Śmiała się tak przed każdym testem, czy oglądając horror.

– Kocham cię Brooke… – mruknęłam.

Gdy zaczęłam całkowicie tracić równowagę. Jakbym zeszła z super szybkiej karuzeli. Traciłam równowagę. Tylko podpierając się ściany, udało mi się ustać. Brooke upadła i się krztusiła. Oddech przyśpieszył. Atakował nas? Wampir zaatakował nas? Wampir zaatakował nas swoją mocą? W naszym świecie wampirze moce istnieją? Patrzyłam się z przerażeniem na powoli wyłaniającego się z cienia Josepha.

– Huu? Kobieta kochająca drugą kobietę? – Podniósł Brooke za szyję.

Patrzył się w jej zajęte przerażeniem oczy. Uśmiechnął się w ten sam przerażający sposób co wcześniej. Tylko tym razem obnażył swoje wampirze kły, powoli wysuwające się z jego szczęki. Brutalnie wpił je w szyję mojej ukochanej. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie bólu i przerażenia. Skamieniałam. Nawet jeśli znowu czułam równowagę, moje ciało nie chciało się ruszyć. Jednak gdy usłyszałam pierwszy krzyk. Samoistnie pobiegłam. Chwyciłam gaśnicę, która przed chwilą wypadła z dłoni Brooke. Uderzyłam Josepha w głowę. Wypuścił Brooke. Upadła na ziemię, krew wciąż leciała z jej szyi. Straciła przytomność. Jednak oddychała, tak oddychała. Żyła. Wciąż żyła. To teraz najważniejsze.

Zobaczyłam oczy Josepha. Tym razem przepełnione gniewem. skierowanym do mnie. Zza to, że broniłam Brooke. Bez słowa rzucił się na mnie. Wbił kły prosto w moją szyję. Najpierw poczułam tylko lekkie szczypnięcie. Potem ciepłą ciecz lecącą powoli po mojej skórze. Szczypanie zaczęło zmieniać się w ból, coraz większy i większy. Oczy zaczęły nachodzić ciemnością. Czułam, że właśnie umieram, umieram zabijana przez wampira, zabijana po to, by uratować dziewczynę, którą tak kocham.

Koniec

Komentarze

Niestety, ale dla mnie historia wspaniała nie była. Być może dlatego, że kierowana jest chyba do nastolatków. Ale i poza samym tym faktem, dobrze nie jest. Mnóstwo błędów i niechlujność na każdym kroku, oklepany temat (wampiry), z którego nie wydobyłaś niczego nowego. Horror na siłę, to znaczy mamy burzę i inne stereotypy i narrator każe nam się bać, mówiąc jak to jest strasznie (jest na tyle groteskowe, iż miałem wrażenie, że dziewczyna pierwszy raz w życiu ma doczynienia z burzą i spacerem po korytarzu) zamiast sprawić, abyśmy sami tę grozę poczuli. Przerywasz akcję i kluczowe momenty (np. pojawienie się wampira) długimi opisami, co niszczy dynamikę i cały sens sceny. Rzucenie kilku przekleństw i zrobienie z bohaterki lesbijki nie sprawi, że tekst będzie bardziej dojrzały. Pozdrawiam.

Zajrzałam z ciekawości, ale… miałam wrażenie, że trafiłam do konkursu “grafomania” :(

 

Ten kawałek naprawdę wygląda jak pisany na tamtą okazję:

 

Patrzył się w jej zajęte przerażeniem oczy. Uśmiechnął się w ten sam przerażający sposób co wcześniej. Tylko tym razem obnażył swoje wampirze kły, powoli wysuwające się z jego szczęki.

http://altronapoleone.home.blog

Podzielam zdanie drakainy.

Może autorka zapomniała dodac taga?

Też na początku tak myślałem, iż zabrakło taga, ale potem zobaczyłem wiek autorki i postanowiłem uznać, że to jednak na serio. Poczekamy, to się może dowiemy.

Muskularny wampir zabija nerdy lesbijkę po tym, jak dostał gaśnicą. Ja, jeśli o mnie chodzi, bawiłem się setnie.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nie no, myślę, że sama przedmowa już wskazuje na fakt, że to żartobliwe opowiadanie.

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

 sama przedmowa już wskazuje na fakt, że to żartobliwe opowiadanie.

 

No właśnie. Może by jednak tag dodać? W konkursie udziału nie weźmie, bo po dedlajnie, ale niech będzie podpięte ;) Zwłaszcza że Autorka na Grafomanię coś wrzuciła.

http://altronapoleone.home.blog

To teraz ja, jako że wiem o tym jak bardzo stresują Cię wrzucone opowiadania i próbujesz zdusić strach pisząc takie głupkowato-brawurowe wstępy. Wiem, że bardzo Ci zależy na rozwoju, tylko boisz się dopytać o porady i wiem, że bardzo chcesz, żeby ludzie mieli radochę z twoich opowiadań, ale nie są jeszcze wystarczająco dobre. Dlatego wyczerpujący komentarz.

Pierwsze dwie rzeczy to progres. Rzadko przesadzasz z zaimkami i byciem, wciąż to robisz, ale przypadków jest drastycznie mniej (nauczyłaś się dużo szybciej niż ja). Coraz więcej pokazujesz i mniej opisujesz, a dysproporcja wciąż jest za duża, robisz tak czy inaczej postępy. Najgorsze są te powtórzenia, bo przesadzasz z nimi tak jak ja kiedyś z wielokropkami.

Pamiętaj, żeby podziękować w przedmowie, gdy ktoś Cię zbetuję, bo tutaj chyba zapomniałaś o kimś. 

Generalnie klimat grozy Ci nie wychodzi zbytnio, ale to nic dziwnego, więc się nie przejmuj. Dopiero zaczynasz i mało pisałaś grozy, musisz nieco podchwycić, popatrzeć z czym to się je i następna próba będzie dużo lepsza. Trudny tekst wybrałaś, bo groza wymaga jeszcze większego skupienia na obrazie i emocjach niż “zwykłe” opowiadania.

Jeśli te powtórzenia po kilka razy tego samego słowa w środku zdań lub na ich początku zniknęły, czytałoby się bardzo dobrze. I wiem, że one się tutaj znalazły trochę dlatego, że kiedyś dałem Ci z nimi przykład. Najwidoczniej wtedy nie wyjaśniłem Ci tego w pełni i to trochę moje wina.

Poniżej moje rozłożenie tekstu na części pierwsze:

Zwykle, nawet o tak późnej godzinie, kilka świateł się paliło.

“kilka świateł się paliło” chyba brzmi nieco poprawniej.

Zwykle, nawet o tak późnej godzinie, kilka świateł się paliło. Teraz wszystkie[+,| poza gabinetem wicedyrektora, były zgaszone.

W taj budowie drugie zdanie budzi lekkie potknięcie i gubi się flow, może z powodu dwóch zdań poświęconych światłu. Niby to nie jest generalnie tak bardzo palące w oczy, ale właśnie takimi drobnostkami zaczynasz niejako budować klimat. Zastanówmy się, co tutaj może być może być nie tak, co jest potrzebne, a co mniej. Generalnie lubimy za bardzo podkreślać pewne rzeczy (co jest dość intuicyjne i ja też wciąż to robię), jednak tak naprawdę cała struktura ze “zwykle, nawet o tak późnej…” jest formą opisu, jakbyś próbowała przekonać czytelnika, że coś było jakieś. I to czasem się sprawdza, ale najczęściej chcemy pokazywać podczas budowani klimatu. Czyli:

“Wszystkie światła, poza tymi w gabinecie dyrektora, były zgaszone” – to wciąż nie jest idealne zadnie, możesz pomyśleć co z nim zrobić, żeby brzmiało lepiej, ale jednak dajesz czytelnikowi obraz.

To działa na podobnych zasadach do rzeczywistości – powiesz komuś kilka razy, że ławka jest świeżo malowana, postawisz nawet znak, że jest świeżo malowana, a on i tak chce sprawdzić i ubrudzi palucha. W przypadku pisania sami chcemy mu od razu pobrudzić palucha, żeby nie musiał sprawdzać i szukać.

– Ta[+.] – Zaśmiałam się i odchodząc od okna, dołączyłam do niej[+.] – Pewnie, zamiast bawić się do późna na piasku, siedzą pozamykani w pokojach[+.] – Złapałam jej dłoń.

Błąd w zapisie dialogu. Da się to też nieco inaczej zapisać zależnie od Był o tym artykuł tutaj na portalu, ale niestety nie pamiętam gdzie można go znaleźć. Wytłuszczam to zdanie, żeby ktoś zobaczył i może on podlinkuje.

– Niby jesteśmy tą superprestiżową szkołą z internatem, a w ciągu roku szkolnego wszyscy po prostu jadą sobie nad morze, ignorując całkowicie naukę… – Zaczęła bawić się swoimi cudownymi kasztanowymi włosami – Mamy tu więcej wyjazdów niż lekcji – Mruknęła z nutką rozbawienia.

To moje własne zdanie, ale chyba taką informację wstawiłbym jako opis, ale rozbił na dłuższy dialog, bo w tej sytuacji brzmi jak próba przekazania informacji trochę na siłę, śmierdzi infodumpem.

Kolejny grzmot. Cicho pisnęłam i odskoczyłam.

Przesadziłaś nieco z reakcją, pewnie od tego momentu ktoś mógł uznać, ze to żartobliwe. Rzeczywiście trochę wjeżdża na sztampę, hmm. Polecam spojrzeć na jakieś opowiadania grozy bardziej poczytnych portalowiczów i zobaczyć jak budują klimat.

Chyba, że to miał być taki humorystyczny ala horror z elementami sztampy jako żart, to wtedy spoko.

Rzuciłam w nią poduszką. Chociaż wiedziałam, jak irracjonalne to było, sprawdziłam za oknem czy na pewno żadne zombiaki nie powstały z ziemi. Zdecydowanie czytałam za dużo każdego rodzaju fantastyki.

Bardzo mocno odpływasz i przez to ponownie gubi się klimat. 

Podkreśliłem czasowniki z takimi samymi końcówkami, generalnie nie możesz mieć ich za dużo obok siebie, bo wtedy zdania brzmią bardzo źle, a flow upada na łeb na szyję. Pogrubione brzmi po prostu zbyt absurdalnie i niszczy klimat. Natomiast skreślone to taka niepotrzebna informacja, którą podsumowałaś średnio potrzebny wniosek. Generalnie w powieściach może i mogłoby to ujść, ale w przypadku opowiadań wolisz unikać takich informacji, o ile niczego ważnego nie wnoszą. I (moje osobiste zdanie), takie autopodsumowania brzmią dość tendetnie – jeśli chodzi oczywiście o wnioski tego typu, bo w jakimś specyficznym overthinku widziałbym nawet niezły sposób na przedstawienie bohatera.

Ile osób nie pojechało na wycieczkę? – spytałam.

Wycieczka leży w kontekście, nie musisz znów o tym wspominać. I “zostało” brzmi chyba nieco normalniej, w sensie, że prędzej tak by ktoś powiedział.

Wiem, tak że mają pokoje na tyle daleko od siebie, że nikt nie usłyszałby gdybyśmy krzyczały – Zachichotała.

A to brzmi… takie skąd w ogóle ten wniosek? Brzmi jak dość nieudolne robienie gruntu pod coś niby strasznego, że niby usłyszą krzyk z tak daleka czy coś. Generalnie dialog do przekazywania tak specyficznych informacji chyba nie jest najlepszy… ale z kolei mógłby pasować do overthinku głównej bohaterki, skoro chcesz zrobić z niej tę bardzo wystraszoną.

Na przykład jej koleżanka mówi kto nie pojechał i dodaje, że w sumie i tak pokoje mają bardzo daleko. Wtedy bohaterka dodaje tę myśl o krzyku, jeśli już musiałaby ją dodawać – ale to moja myśl i nieco odpłynąłem.

Siadając na parapecie, zauważyłam to, o czym na śmierć zapomniałam.

Zdanie brzmi źle głównie przez pogrubioną strukturę. Gdybym miał to zamienić, w sposób który jako pierwszy przyszedł mi do głowy (czyli na pewno nie najlepszy), to:

“Cicho przeklęłam pod nosem. Zauważyłam na parapecie figurkę Space Marines, którą pożyczył mi Tim do jednej gry.”

Malowanie ze zdania zniknęło, bo nie wnosiło niczego aż tak ważnego. Ewentualnie dałbym “ręcznie malowaną figurkę”. Problem z tym zdaniem był w powtórzeniu słowa “figurka”, jakbyś próbowała zrobić super emocjonalne, dość wyniosłe zdanie przez co całość zabrzmiała śmiesznie. Generalnie lubię te strukturę, często jej używasz do budowani klimatu, ale użyłaś jej w złym miejscu.

Wyszłam z pokoju na korytarz części sypialnej szkoły. Gdy tylko z cichym stuknięciem, zamknęłam drzwi naszego pokoju, kojąca muzyka całkowicie wygasła. Poza odgłosami deszczu panowała niepokojąca cisza. Stukot moich trampków wypełnił przestrzeń. Czemu Tim musiał mieć pokój tak daleko? Potężny grzmot rozbrzmiał tuż przy budynku. Pisnęłam ze strachu. 

Wiemy, że z pokoju. Ta część sypialna też jest pod znakiem zapytania, bo tego też niejako można się domyślić. “z cichym stuknięciem” z tym mam problem, bo to nie ma takiego ładunku klimatycznego jak powinno. Na pewno po części przez “gdy tylko”, bo już kiedyś Ci o tym mówiłem, takie formy w wielu zdaniach brzmi jak ostrzeżenie, że coś się stanie, a my nie chcemy nikogo ostrzegać. Ja bym to widział tak:

“Wyszłam na korytarz, drzwi stuknęły cicho, odcinając mnie od kojącej muzyki. Pozostała cisza, zlewająca się z odgłosami deszczu. Stukot trampków wypełniał przestrzeń”

Przyrównaj mój fragment ze swoim. Pomyśl, co konkretnie z niego zabrałem, co zmieniłem i jak to wpłynęło na odczucia związane z tym zdaniem. Jak już to zrobisz, to powiedz mi o tym w odpowiedzi na komentarz, a ja dokładnie Ci opiszę co jak i dlaczego.

A podkreślona część brzmi śmiesznie, dlatego ludzie mogli uznać, ze to żartobliwe.

Niespodziewanie zgasło światło.

Właśnie dzięki użyciu słowa “niespodziewanie” sprawdziłaś, że coś stało się bardziej spodziewane. Samo “zgasło światło” jest zdecydowanie bardziej odczuwalne, tak samo jak dużo innych zdań. Wiadomo, czasem można użyć tego “nagle” lub “niespodziewanie”, ale najczęściej to daje efekt odwrotny do zamierzonego.

Przyspieszyłam kroku, coraz bardziej się spinając. Bałam się ciemności. Każde tupnięcie moich własnych stóp, każde depnięcie na schodach. Wszystko dodawało grozy.

Po kolei zdaniami. Fajne, niefajne, fajne, niefajne.

Pierwsze dobre, bo buduje dynamikę. Drugie nie, bo to powinnaś pokazać, a nie mówić o tym wprost. Dosłownie brak tego zdania przekazuje strach lepiej niż jego obecność. Groza to klimat, a klimat masz budować, a nie przekonywać do niego.

Jeśli ktoś chce cię wkurwić, to będzie robił rzeczy, które Cię zdenerwują, zamiast powiedzieć Ci na ucho, że “powinnaś czuć się zdenerwowana”. Więc niech bohaterka tutaj robi rzeczy, które pokażą, że się boi, a nie mówi, że się boi.

Uśmiechnęłam się na widok charakterystycznej naklejki Pikachu tuż nad klamką.

Ale ona widziała, skoro zgasło światło?

Mojego najlepszego przyjaciela, mojego kompana od figurek.

Takie powtórzenia wcale nie dodają jakiejś magicznej atmosfery.

Zmieniłbym na “Mojego najlepszego przyjaciela i kompana od figurek”.

Przyjaciela, z którym oglądanie fantastyki zawsze było najlepsze. Przyjaciela, którego cała szkoła uważała za mojego chłopaka, całkowicie ignorując fakt, że żadne z nas nie było w najmniejszym stopniu hetero

Ej serio, spokojnie. On od takich opisów nie urośnie do miana półboga. Generalnie one działają, tylko kiedy ich się używa bardzo oszczędnie i w odpowiednich miejscach. I wiem, że ciężko się czegoś odczuć, jak się tylko to odkryje, ale musisz na to uważać.

Wczoraj siedzieliśmy razem w jego pokoju. Jedliśmy popcorn, oglądając stare trailery filmów, gdy Tim opowiedział mi, że przez jego uczulenie na glony woli nie jechać na wycieczkę, a ja zaproponowałam, że również nie pojadę i razem z Brooke urządzimy sobie maraton Władcy Pierścieni. 

W sensie wczoraj powiedział, że ma uczulenie i nie jedzie, a ona też wczoraj, czyli dzień wcześniej stwierdziła, że nie jedzie na wycieczkę, która jest dziś? Mało to chyba możliwe. Może “a ja zaproponowałam, że skoro również nie pojadę, urządzimy sobie…”

Gdy zorientowałam się, że Tim nie odpowiadał.

Wygląda jak nie do końca poprawiany resztek z betowania, bo to “gdy” nie jest do niczego podpięte.

Było to dziwne, on raczej nie opuszczał pokoju.

Pamiętaj o ograniczaniu “było”, kiedy tylko możesz. Tutaj możesz spróbować połączyć dwa zdania, pierwsze z tym powyżej. Pomyśl jak to zrobić.

Jak już to po to, by wyjść na dwór. W taką pogodę było to niemożliwe. Wyszedł do łazienki? Jeśli tak to znając go, pewnie zamknął drzwi.

Generalnie taka rozkmina niby coś wnosi, ale nie za dużo. Mogłabyś to nawet pominąć. Pierwsze zdanie niby może zostać, ale pogrubiona część brzmi dość nieprzyjemnie. Pomyśl jak inaczej można to sformuować.

Pociągnęłam za klamkę, ku zdziwieniu drzwi się uchyliły. Moje nozdrza zalał dziwny zapach, którego nigdy wcześniej nie czułam.

W czterech zdaniach masz trzy razy słowo “dziwny”, ogranicz do jednego i zastanów się czy w każdym miejscu w ogóle potrzeby jest przymiotnik.

Na przykład w pokazanym zdaniu, możesz po prostu skasować dziwny i już będzie brzmiało lepiej.

Otworzyłam drzwi, gdy huknął kolejny piorun.

Trzy razy powtórzenie “drzwi” w czterech zdaniach.

Zobaczyłam wnętrze pokoju, Zawartość mojego żołądka od razu cofnęła się do gardła. Wymiotując, wspomnienia naszych wspólnych chwil przelatywały mi przez głowę.

Tutaj możesz nieco podkręcić dynamikę. Generalnie wiemy, że drzwi się uchyliły, więc kontekst – boi się, widzi wnętrze pokoju, więc bach, możemy skasować “zobaczyłam…”. “Od razu” tutaj nie służy dobrze i nieco spowalnia wszystko. 

Coś jest mocno nie tak.

Generalnie jak mówiłem wcześniej, zapewnienie takie wcale nie zbuduje klimatu, pamiętaj próbuj pokazywać co się dzieje. Jeśli coś jest mocno nie tak, musisz opisać coś, co się kojarzy mocno z byciem nie tak. Wiem, że to bardzo trudne, ale kiedy nauczysz się pokazywać rzeczy, które pokazują emocje bez pośredniego wskazywania na nie, nauczysz się to odróżniać i wykorzystywać, to to pisanie bardzo na tym skorzysta. I muszę też dodać, że to Ci się już całkiem często udaje, nawet w tym tekście było już kilka takich rzeczy, tylko przeplatasz to z tymi zapewnieniami, które wszystko psują.

Siedzieliśmy przy stoliku pełnym nieschnących palet,

Co to nieschnące palety?

pociągnięcie za pociągnięciem pędzla, nadawaliśmy barwy małym, czarnym figurkom.

Wstawiłbym jako oddzielne zdanie.

Upadłam na kolana, patrząc na blade zwłoki mojego najlepszego przyjaciela. Patrzyłam na jego nieruchomą pierś, rozszerzone źrenice i usta wykrzywione w grymasie bólu.

Zmieniłbym na:

“Upadłam na kolana, patrząc na blade zwłoki mojego najlepszego przyjaciela, nieruchomą pierś, rozszerzone źrenice i usta wykrzywione w grymasie bólu.”

Tutaj takie wymienianie brzmi chyba lepiej, dodatkowo nie powtarzasz patrzenia.

Na dwie kłute rany, znaczące jego szyję. Na ciało, które zmarło, chociaż nie leżało we krwi. Na ciało wyglądające, jakby straciło jakąkolwiek krew. Patrzyłam się na niego, nie wierząc, że to nie sen, że mój przyjaciel naprawdę umarł. Nawet nie zorientowałam się, kiedy łzy zaczęły moczyć moje policzki, spadając z twarzy, stukając o podłogę. Donośne kroki tak znanych mi butów biegły w moją stronę.

Pierwsze skreślone, bo potwarzasz w zasadzie dwa razy to samo. Pogrubione niestety brzmi nieco… żałośnie, jakby nie było emocji w tym wszystkim, więc też bym kasował, a “Nawet nie zorientowałam się”, jest tym, co spowalnia wydarzenia i jest ostrzeżeniem przed tym, co napiszesz.

Spróbuj tutaj opisać nieco bardziej realną akcję. Na przykład roztrzęsioną dziewczynę, która sprawdza puls, mówi jak potłuczona i nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić. Ewentualnie, zależy od charakteru, osobę przerażoną, ale automatycznie bardzo czujną.

Co do podkreślonego – nie wiem czy tak naprawdę rozpoznanie dźwięków butów jest takie łatwe i na pewno kroki nie mogą biec w czyjąś stronę. Odgłos mógł być bliższy i głośniejszy.

Patrzyła się bez słów na martwe ciało Tima.

Bez słów jest w kontekście, bo nie mówi.

Wiatr połączony z deszczem zaczął mocniej dobijać się do okien. Jakby chciał wejść do środka, jakby chciał razem z nami patrzeć się na to, co kiedyś było przyjacielem.

“Deszcz tłukł o okna, jakby chciał wejść do środka”. Czasem mniej znaczy lepiej, immersja jest nieco inna. I generalnie ten opis jest bardzo fajny, ale drugie jakby jest znów takim wbijaniem dobitego gwoździa.

Lub jakby chciał się śmiać. Śmiać się ze śmierci Tima, śmierci, która nie służy niczemu, niczemu poza rozpaczą.

W tym momencie to po prostu męczy czytelnika. To powtarzanie na początku zdań. A z drugiej strony byłoby tutaj lepsze niż w innych miejscach, gdybyś tego nie nadużywała do granic możliwości. Pamiętaj o umiarze. Z zabiegami stylistycznymi jest trochę jak z przyprawami – musisz dać nieco soli, a później octu i cukru, żeby każdy smak się wyrównał, jeśli nie dasz niczego to będzie do dupy, ale jeżeli dasz czegokolwiek za dużo, okaże się jeszcze gorsze.

– Chodź – Pociągnęła mnie za ramię – Chodź… Do nauczyciela. Nauczyciela… Nauczycielowi musimy… – Wzięła głęboki wdech – Musimy powiedzieć nauczycielowi, że coś stało się Timowi…

Jeśli skasujesz podkreślone, to będzie absolutnie świetna i realistyczna reakcja.

Deszcz coraz mocniej uderzał w szyby.

Już miałaś o dobijaniu, ale w sumie kolejne wspomnienie o deszczu to nie jest najgorszy pomysł. Podnieś to nieco, ale nie do granicy absurdu “Deszcz tłukł w szyby”, albo “Deszcz uderzał w szyby, jakby chciał je sforsować”.

Deszcz coraz mocniej uderzał w szyby. Ciemność korytarza przestała być straszna, zamiast tego była po prostu smutna. Właściwie smutek to złe słowo. Mój najlepszy przyjaciel właśnie był trupem, trupem, który już nigdy nie uśmiechnie się, który nigdy nie pomaluje ze mną figurki, który nigdy nie pokłóci się z nauczycielem i już nigdy nie obejrzy z nikim Władcy Pierścieni.

Tutaj zaczęłaś z potencjałem, brzmiało naprawdę ładnie, ale dwa czepy:

– Generalnie raczej byłoby strasznie, bo wyobraź sobie, że jesteś w takiej sytuacji, straszne, że hej.

– Podkreślona część to takie rozgadanie, którym rozumiem, że chcesz zbudować smutek, ale to nie powieść, nikt nie jest na tyle przywiązany do bohatera, żeby się przejmować.

– Idziemy w złą stronę… Oddalamy się od niego…

Jeśli chodzi o jej przyjaciela, to może coś w stylu “nie zostawię go”? Choć to absurdalne w sytuacji, gdy jest trupem, ale nieco bardziej emocjonalne.

Nawet w tym słabym świetle, widziałam, że jej skóra stała się blada.

Jej bladą skórę po prostu.

Patrzyła ze strachem na coś, co stało tuż za mną. Oblał mnie zimny pot. Co sprawiło, że moja ukochana Brooke, dziewczyna, która nigdy niczego się nie boi, właśnie wyglądała, jakby miała paść ze strachu? Chociaż moje ciało były sztywne, zaczęłam powoli się odwracać.

Podkreślone brzmi nieco sztywno, znacznie lepiej bez framentu skreślonego, ale wciąż nieidealnie.

Pogrubione jest przegadaniem, którego w tym momencie tu absolutnie nie powinno być. 

Chociaż moje ciało były sztywne, zaczęłam powoli się odwracać” Nie operuj na chociażach i tak dalej, bo to jest za mało dynamiczne. “Odwróciłam sztywne ciało, które za wszelką cenę chciało pozostać w miejscu” – nieidealne, ale nieco bardziej bezpośrednie.

Brooke w panice przycisnęła się do mnie. Gdy tylko zobaczyłam to, co stało za mną, ogarnął mnie strach.

Kasacja, nie mów o strachu bezpośrednio, na pewno nie w takim zdaniu i nie tak często.

Znałam go, chociaż nie takiego, jakim widziałam go [+jak] teraz. Pamiętałam go jako bruneta, bruneta, z którym już kilka razy grałam w RPG, z którym [+i] mierzyłam się w figurkowych grach bitewnych. Jako bruneta, z którym chciałam zerwać znajomość. Zerwać znajomość, bo pomimo ciągłego odrzucania, wciąż zalecał się do mnie. Który nie potrafił zrozumieć, że mam dziewczynę i jestem lesbijką. Chłopaka, który kochał się we mnie w najbardziej toksyczny sposób. Chłopaka, który na imię miał Joseph. Tylko tym razem nie był zwykłym uczniem, w za dużej bluzie, z zawsze idealnie pomalowanymi figurkami.

Podkreślone nie pasuje. Ogólnie fragment z potencjałem, bo przedstawiasz go w dobrym momencie i dość dobrze – O ILE odliczymy to ciągłe powtarzanie, to przesolenie z przesłodzeniem i z ilością octu, która wykręca twarz. Od teraz twoim głównym zadaniem przy pisaniu jest wystrzeganie się tych powtórzeń, zawsze gdy je napiszesz, zastanów się, czy na pewno robią dobrą robotę i czy na pewno chcesz je tutaj dać, bo może później będziesz chciał tego użyć kilkukrotnie w lepszych miesjcach.

Teraz wyglądał zupełnie inaczej, budził ogromną grozę. Jego wcześniej drobna sylwetka, teraz była muskularna. Brązowe oczy ustąpiły miejsca szkarłatowi. Zwykła blada skóra, barwiła się szarością. Jego twarz umorusana była we krwi, która powinna płynąć w czyimś krwiobiegu i powstrzymywać życie. Jego twarz tkwiła w martwym uśmiechu, przez który widać było okropne i przerażające kły.

Zasadna nr1. nie piszemy dosłownie o grozie, jeśli coś m wzbudzać grozę.

Podkreślone brzmi nieco gorzej i wybija z rytmu, chodzi o samą budowę zdania i dobrane słowa. Dalsza część w sumie spoko, jednak zaczynasz za dużo czasu poświęcać na taki właśnie opis i po prostu najzwyczajniej w świecie nudzić.

– Isabella – mruknął – Och Isabella? – Zbliżył się, teraz dokładnie widziałam jego obrzydliwe oblicze.

NIepotrzebne przy tak długim opisie.

Nawet niebędący takimi nerdami jak ja, mogli by jasno stwierdzić kim był Joseph. Wampir, lub coś bardzo podobnego do wampira. Przez strach nie mogłam się ruszyć.

Mało emocji w tym opisie.

Gdy pPozbyłem się tego drania, możesz kochać tylko mnie.

Ostatnie zdanie sprawiło, że coś we mnie pękło. Nie patrząc na to, jak bardzo nie miało to sensu, ani że był wampirem.

To jest opis typu niepotrzebny i przygotowuje Cię na coś dynamicznego, niszcząc dynamikę. Fragment będzie super, jeśli się go pozbędziesz.

To on zabił Tima. Tima, który już nigdy nie wyjdzie do lasu, nigdy nie wyśle mi zdjęcia znalezionego grzyba, pytając, czy jest jadalny.

XD to jest generalnie fajne, ale przez masę takich powtórzeń niestrawne niestety.

Mrugając, powoli otworzyłam oczy. Moje uszy wypełniało okropne piszczenie. Spojrzenie nie chciało zebrać ostrości. Z trudem próbowałam, dostrzec gdzie się znajduję.

Generalnie unikaj rymów tak blisko siebie. Trzecie zdanie jest niemal równoważne z drugim, więc możesz zrezygnować z drugiego i po prosblemie.

Jedyne co czułam, to przywiązania do krzesła.

To nie po polsku.

Słyszałam, że deszcz padał jeszcze mocniej.

Wystarczy tego pisania o deszczu, bo to czwarty raz. Możesz o nim wspomnieć, ale już nie zwiększaj poziomu mocy, bo się stanie to samo co w dragon ballu. Spróbuj wymyślić coś innego. Możesz nawet opisać tego gościa, który coś robi odwrócony do niej placami, tak naprawdę wszystko, co może być dziwne i przerażające, niby normalne, ale wykraczające poza tę normalność. Coś niezwykłego – jak na przykład nieskończone klatki schodowe. To bardziej pasuje do weird fiction, ale przykład sprawdzi się i tutaj. Graj na niedopowiedzeniu i niepełnej percepcji bohaterki. Możesz zbudować duszny klimat, mówiąc o tym, jak ciężko jej się oddycha, o tym jak przytłacza ją obecność tego gościa w pokoju, jak walczy pod sznurem, o każdą drobinę powietrza, a sznury obcierają jej nadgarstki.

Plakaty z różnych serii fantasy wisiały tak jak wcześniej, tylko jeden spadł. Spadł ku ironii. Wielki plakat z Wiedźminem, plakat, który jeszcze miesiąc temu wieszałam tu razem z Timem. Przede mną nadal stał znajomy stół. Nadal leżała na nim mapka do gier bitewnych. A na niej znajome figurki orków. Którymi jeszcze niedawno grał mój porywacz. Niecały tydzień temu, używał ich przeciw Timowi. Pamiętam, jak przesuwali figurki, używali ataków i grozili sobie nawzajem. Tim przejmował się tą walką bardziej niż jakąkolwiek inną. Nie wiem czemu i już nigdy się nie dowiem.

Generalnie ten opis jest za długi i niepotrzebny – ponieważ nie potęguje klimatu i zabija dynamikę. Większość trzeba by usunąć lub zastąpić.

Pisnęłam ze strachu.

W mojej głowie pojawiły się wspomnienia tych wszystkich horrorów, które jeszcze tak niedawno oglądałam z Brooke. Mocno ściskałam jej ramię, piszcząc gdy coś się działo. A moja ukochana delikatnie głaskała mnie po głowie. Jej dłonie były ciepłem, były bezpieczeństwem. Jednak teraz nie dotykały mnie miękkie rączki mojej dziewczyny, teraz łapały mnie ohydne łapy. Łapy wampira, który właśnie związał mnie we własnej sali klubowej. Który zabił mojego najlepszego przyjaciela.

Też za długie, plus odwołanie do wspomnień horrorów… no trudno w to nieco uwierzyć. Trudno myśleć o tych wspomnieniach nagłych. Dodatkowo ciągle te powtórzenia na początku zdań, nie dopisuję tu nic więcej, bo wszystko opisałem już powyżej.

polik

W sensie policzek?

Uszy wypełniły się krótkim piśnięciem.

Pisz o niektórych rzeczach bardziej bezpośniednio. “Piszczało mi w uszach”. Tylko utaj dopiero co miałaś pisk, więc zamieniłbym tamtą reakcję na coś innego.

Jego twarz wypełnił ten sam, przerażający uśmiech[+.]

Gdy tylko do niej dotarł, zebrało mi się na wymioty.

Dokładnie to samo, co wcześniej. Takie przedłużanie i ostrzeganie.

Jednak byłam związana. Przyparta do muru.

O i tutaj urywane zdanie wyszło Ci świetnie! Dobre użycie.

Nawet nie ważne było to, że był mężczyzną, świadomie dotykającym sfery, które dla większości dziewczyn jest erogenna.

Takie no nie wiem, nie wiem czy potrzebny ten fakt.

Nawet nie ważne było to, że był mężczyzną, świadomie dotykającym sfery, które dla większości dziewczyn jest erogenna. Nie chodziło nawet o to, że byłam lesbijką. Dotykał mnie bez mojej zgody. Dotykał mnie zaraz po tym jak skrzywdził każdą moją sferę życia.

Teraz masz mech akapit, a jak skasujesz skreślone, to walisz czytelnika w brzuch, mocne.

Kiedy Brooke dotykała mnie, w podobny sposób czułam się dobrze, czułam, że ją kocham, że zależy mi na niej a jej na mnie. Gdy mówiłam jej nie, odsuwała się ode mnie i przepraszała. Bez względu na wszystko wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. Z Josephem było na odwrót. Aż do tych kilku miźnięć dłonią, nie sądziłam, że zwykłe dotykanie szyi może być tak okropne.

Nie wiem czy potrzebne w sumie, kolejne przedłużanie i wchodzenie w głowę bohaterki, kiedy to nie jest potrzebne. Musisz wiedzieć, kiedy jest czas na opisy, a kiedy na utrzymanie dużej dynamiki.

Odsunął się i został w spokoju moje ucho i szyję.

Zostawił.

Łudząc się, że chociaż już przestanie mnie dotykać, wzięłam wdech ulgi.

Takie średnie, bo – generalnie wyjaśnianie własnych motywacji przez bohatera w większość przypadków brzmi dość dziwnie.

Jednak gdy uchyliłam wargi, natychmiast [+mnie] pocałował mnie.

Z całej siły próbowałam go odepchnąć. Jednak on nacierał na mnie bardziej, łamiąc jakiekolwiek granice prywatności. Po kilku sekundach, w końcu zostawił w spokoju moje usta.

Nie mogła ugryźć? I dałbym “w końcu odpuścił”

– Och… Isabella – Pogłaskał mój policzek – Ty nie wiesz, jak bardzo cię uwielbiam… Twój delikatny głos… miękką skórę… Włosy w kolorze słomy… Kocham cię Isabella! Dlatego porwę cię i zrobię z ciebie moją żonę… – Puścił moją twarz i położył dłoń na moim udzie. Jego dotyk powodował dreszcze, dreszcze strachu, dreszcze błagające, żeby odszedł ode mnie jak najdalej.

Generalnie bardzo fajny fragment, poza ostatnim zdaniem, które jest średnie. Nie mów o przyczynowości, tylko pokazuj. Pokazuj, pokazuj, cały czas pokazuj. “Nie mogłam opanować drżenia, dreszcze… coś tam”.

No i te powtórzenia, jeśli analizuję twój tekst teraz, to o nie głównie się rozchodzi. Przez ich przesyt i wrzucenie w złych miejscach, całość brzmi bardzo dziwnie.

Wiedziałam, że był szalony, że był wampirem.

Do kasacji, co wchodzenie w myśli i to powtórzenie.

Wiedziałam że gdy powiem cokolwiek, stanie się jeszcze gorzej.

Kolejne niepotrzebne wchodzenie w głowe, wyjaśnianie oczywistości. Ufaj czytelnikowi.

Łdziłam się, że milczenie sprawi, że może się mną znudzi, że może [+i] da mi spokój.

A to się świetnie zgrywa, jeśli usuniesz jedno poprzednie zdanie.

Jednak przerwało to [+mu] gwałtowne huknięcie drzwi.

O, a tutaj bardziej przeszkadza “jednak” niż “gwałtowne”, więc masz przykład, kiedy to bywa spoko.

Wykorzystując jego rozkojarzenie, uderzyła Josepha w głowę. Wampir padł zemdlony.

Tutaj zamiast coś tak spowalniającego możesz właśnie użyć czegoś typu “bez wahania”, albo nawet “natychmiast”, potrzebujesz tego punku zaczepiania, żeby zacząć zdanie, więc te jakby “ostrzegacza” tutaj działają sprawnie. Przepraszam, że piszę już mniej zrozumiale, ale nieco jestem zmęczony od tych literek.

Wyciągnęła z kieszeni nożyczki i rozcięła moje więzy. Złapała mnie za rękę i wybiegłyśmy z pokoju.

Zmień ni

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Nikaszko, mam nadzieję, że się nie przestraszyłaś komentarzy. Najważniejsze jest to, że chcesz się uczyć. Praca nad warsztatem jest trudna, ale na pewno przyniesie efekty :)

Potwierdzam, jeszcze rok temu byłem totalnym pierdkiem pisarskim, a teraz jestem tylko pierdkiem pisarskim (a to wbrew pozorom duży progress, zważając na fakt, że poważnie pisać zacząłem dopier ow tym roku xD)

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Upragnione drzwi należałoby zmienić. Może wyczekane?

 

Pociągnęłam za klamkę, ku zdziwieniu drzwi się uchyliły.

Ku czyjemu zdziwieniu? może z zdziwieniem stwierdziłam?

Coś jest mocno nie tak.

To bohaterka sobie myśli, powinno być wydzielone.

 

Wymiotując, wspomnienia naszych wspólnych chwil przelatywały mi przez głowę.

To jest do grubej rekonstrukcji. Co do zasady trzeba rozdzielać czynności, opisy i myśli;)

 

 

Historia nie jest mega odkrywcza, ale po poprawie błędów (a widzę, że znaleziono ich co nie miara;) dawałaby się czytać. Najlepiej wyszła CI warstwa obyczajowa, czyli relacje dziewczyn. Niestety dla horroru elementy grozy wyszły komicznie.

Lożanka bezprenumeratowa

Dla mnie to wszystko było szyte zbyt grubymi nićmi. Postacie czarno-białe; wampir taki obrzydliwy, że już gorzej nie można, przyjaciel wspaniały, partnerka cudowna pod każdym względem – czuła, nieustraszona, lojalna… Spróbuj trochę poprzełamywać te schematy, dać złolowi jakąś zaletę – niech będzie przystojny, albo najlepszy w matematyce, cokolwiek (przy czym pamiętaj, że głupi, ale przystojny i wysportowany chłopak (najlepiej kapitan szkolnej drużyny czegoś tam) jest mocno oklepany).

Historia dość prosta (w sensie, że bez wielkich twistów), ale od czegoś trzeba zaczynać. Pewnie można coś do niej dodać, na przykład okoliczności, w których ten złol stał się wampirem. Może od trzech dni nie chodził na lekcje albo chociaż nie wyściubiał nosa na dwór, chociaż pół szkoły spacerowało, korzystając z prześlicznej pogody?

Wymiotując, wspomnienia naszych wspólnych chwil przelatywały mi przez głowę.

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzi, że to wspomnienia wymiotowały. Żeby rozwiać wątpliwości, możesz przestawić kolejność w zdaniu:

Wspomnienia naszych wspólnych chwil przelatywały mi przez głowę, wymiotując.

Bez sensu, prawda? A znaczy dokładnie to samo, co pierwotna wersja.

Babska logika rządzi!

Finkla

 

Dziękuje za komentarz!

"Postacie czarno-białe; wampir taki obrzydliwy, że już gorzej nie można, przyjaciel wspaniały, partnerka cudowna pod każdym względem – czuła, nieustraszona, lojalna… Spróbuj trochę poprzełamywać te schematy, dać złolowi jakąś zaletę – niech będzie przystojny, albo najlepszy w matematyce, cokolwiek (przy czym pamiętaj, że głupi, ale przystojny i wysportowany chłopak (najlepiej kapitan szkolnej drużyny czegoś tam) jest mocno oklepany"

 

Mam tutaj mały problem… Tworzę postacie raczej dosyć rozbudowane, z wadami, zaletami i innymi pierdołami, ale nigdy nie znajduję miejsca w opowiadaniu by to pokazać…

"Pewnie można coś do niej dodać, na przykład okoliczności, w których ten złol stał się wampirem."

 

On cały czas był wampirem. Po prostu do tej pory ukrywał to zaklęciem.

 

"W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzi, że to wspomnienia wymiotowały."

 

Jup. Jestem kretem i dopiero teraz to widzę. Poprawię za jutro!

 

Pozdrawiam! Pamiętaj by nosić teraz czapkę! 

 

Ambush

Dziękuje za znalezienie kilku błędów. Poprawię niedługo

 

"Upragnione drzwi należałoby zmienić. Może wyczekane?"

 

Właściwie to tak, to rzeczywiście brzmi do kitu.

 

"Niestety dla horroru elementy grozy wyszły komicznie."

 

Właściwie takie miały wyjść. Nie mogłam znaleźć odpowiedniego taga do horrokomedyjki.

 

Pozdrawiam i pamiętaj by często się uśmiechać! 

 

BarbarianCataphract

Jup! Nie miało być na Grafomanie, to po prostu luźna horrokomedyjka z lesbami w tle.

 

 

 

Alicella dziękuje :D

 

GreasySmooth

Dziękuje! Gaśnica to najpotężniejsza broń :D

 

 

drakaina

Nie, to nie było pisane na Grafomanie, to luźna horrokomedyjka.

Bdw… Starałam się, więc Twój komentarz tak trochę mnie zabolał :<

 

 

Realuc

 

"Niestety, ale dla mnie historia wspaniała nie była."

 

Druchu! "Wspaniała" w opisie zostało użyte dla śmiechu!

 

"zamiast sprawić, abyśmy sami tę grozę poczuli."

Jup. Teraz widzę że niechcący to zrobiłam

 

"Rzucenie kilku przekleństw i zrobienie z bohaterki lesbijki nie sprawi, że tekst będzie bardziej dojrzały."

Wulgaryzmy i homoseksualność nie miały zmienić luźnej horrorokomedyjki w poważne dzieło na miarę XXII wieku :D. To są zwykłe elementy rzeczywistości. 

Również pozdrawiam!

 

 

Obudź się – Jeśli to czytasz, jesteś w śpiączce od prawie 15 lat. Próbujemy nowej metody. Nie wiemy gdzie ta wiadomość pojawi się w Twoim śnie ale mamy nadzieję, że uda nam się do Ciebie dotrzeć. Prosimy, obudź się.

Na początek uwaga techniczna: zasada na forum jest taka, że odpowiadamy wszystkim komentatorom w jednym komentarzu (możesz np. dać boldem kolejne nicki, żeby każdy łatwo znalazł odpowiedź do siebie). Ma to uzasadnienie praktyczne: komentarze nie zostają na wieki, po setce [edyta po komentarzu Finkli: po pięciuset] pierwsze znikają. Jeśli więc zawsze będziesz powielać liczbę otrzymanych komentarzy, dojdziesz w końcu do tego, że część stracisz [edyta j.w.: a jeszcze ważniesze jest to w innych miejscach portalu]. Poza tym, wbrew pozorom, tak się gorzej czyta. Sugeruję, żebyś za pomocą edycji komentarzy (najedź w prawo od godziny dodania, pojawi się m.in. przycisk “edytuj”) połączyła wszystkie siedem w jeden, bo inaczej jest szansa, że moderacja i tak to zrobi albo też zwróci Ci uwagę.

 

Natomiast merytorycznie… Ponieważ sprawiłam Ci przykrość podejrzeniem, że napisałaś drugie opowiadanie na wiadomy konkurs, bo sprawdziłam, że jedno napisałaś, to wyjaśnię, skąd to podejrzenie. (Co więcej, dziś to grafomanijne przeczytałam i uważam, że jest ono… lepsze, obiektywnie, literacko lepsze, od tego. Na przykład dlatego, że tam całą historyjkę bierzesz w nawias ironiczny – a to już nie jest grafomania. Ale więcej napiszę tam).

 

To opowiadanie jest niestety bardzo złe, ma wszelkie wady pisania z doskoku, bez przemyślenia, co w duszy gra. Twoje tłumaczenia, dlaczego tak jest i że to w założeniu ma być zabawne, niczego nie wyjaśniają ani nie usprawiedliwiają. Część zarzutów zbywasz zresztą argumentami o elementach fabularnych, których nie umieściłaś w tekście, a przecież czytelnik nie siedzi w Twojej głowie i nie ma pojęcia: “On cały czas był wampirem. Po prostu do tej pory ukrywał to zaklęciem.” A skąd niby czytelnik ma to wiedzieć? Jasne, bohaterka nie wie, w związku z czym trochę trudno to przekazać, ale można by jej choćby dać chwilę refleksji nad tym, co się stało z kolegą, a nie tylko opis, że się zmienił. W ogóle za dużo opowiadasz, deklarujesz, za mało pokazujesz. Czytelnik ma nikłe szanse wciągnąć się w grozę, kiedy jej elementy są mu podawane relacjonującym stylem, na dodatek bardzo złym.

Masz tu bowiem naprawdę sporo zdań, które wyglądają jakbyś nawet nie przeczytała tego, co w szalonym widzie przelałaś na ekran, tylko od razu wrzuciła. Poza tym zdaniem, które już przytoczyłam, na przykład takie:

Gdy zorientowałam się, że Tim nie odpowiadał.

Co się stało, gdy się zorientowała? A może chodziło o to, że ona się nagle zorientowała. To nie jest dobry początek sceny, powinno być “odpowiada”, bo tak chce polskie następstwo czasów, a raczej jego brak, ale przynajmniej po zmianach samo zdanie byłoby poprawne.

Interpunkcja w ogóle dla Ciebie nie istnieje. W komentarzach robisz orty (druh, nie druch, za to duch). Może pojawi się kolejna dobra dusza, która wyłapie Ci wszystkie babole.

 

Wulgaryzmy i homoseksualność nie miały zmienić luźnej horrorokomedyjki w poważne dzieło na miarę XXII wieku :D. To są zwykłe elementy rzeczywistości. 

W pierwszym przypadku niestety tak, w drugim – no, umieszczasz to w Ameryce chyba, więc można założyć, że tak. Ale dla polskiego czytelnika to nadal sytuacja nietypowa (w literaturze, zwłaszcza polskiej popularnej). Natomiast w odbiorze wielu czytelników autorzy nierzadko maskują bezradność fabularną i narracyjną wulgaryzmami i elementami, które nie są całkiem oczywiste, więc nie dziw się, że ktoś z komentatorów tak to odebrał.

Skądinąd ten anglosaski sztafaż jest tu całkiem niepotrzebny, a cała historyjka do bólu nieoryginalna. Jest sporo powieści o wampirach w kontekstach szkolnych, osobiście najbardziej podobały mi się niedocenione “Dziewczyny z Hex Hall”, więc nawet – na co Ci zresztą zwrócono uwagę –

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, po stu komentarzach na pewno nie znikają. Jeśli już, to po 500.

Babska logika rządzi!

Wydawało mi się, że już po 100 licznik się obraca, rzeczywiście po 500 (wymyśliłam, jak je szybko policzyć na HP, są wszystkie), ale zasada pozostaje w mocy ;) Pod opowiadaniami jest to mniej istotne, ale na HP już owszem.

http://altronapoleone.home.blog

drakaina

 

zasada na forum jest taka, że odpowiadamy wszystkim komentatorom w jednym komentarzu

Och dziękuje. Myślałam że to jedno jojo!

 

Jasne, bohaterka nie wie, w związku z czym trochę trudno to przekazać, ale można by jej choćby dać chwilę refleksji nad tym, co się stało z kolegą, a nie tylko opis, że się zmienił.

Szczerze nie pomyślałam o tym by pisać jej przemyślenia o zmianie w wampira.

 

To nie jest dobry początek sceny, powinno być “odpowiada”,

Och rzeczywiście!

 

Ale dla polskiego czytelnika to nadal sytuacja nietypowa

I to jest bardzo smutne :(

 

Natomiast w odbiorze wielu czytelników autorzy nierzadko maskują bezradność fabularną i narracyjną wulgaryzmami i elementami, które nie są całkiem oczywiste, więc nie dziw się, że ktoś z komentatorów tak to odebrał.

W sumie nawet nie wiedziałam że to tak działa.

 

Dziękuje za krytykę!

Pamiętaj no noszeniu czapki w słoneczne dni! 

 

 

Obudź się – Jeśli to czytasz, jesteś w śpiączce od prawie 15 lat. Próbujemy nowej metody. Nie wiemy gdzie ta wiadomość pojawi się w Twoim śnie ale mamy nadzieję, że uda nam się do Ciebie dotrzeć. Prosimy, obudź się.

Ale dla polskiego czytelnika to nadal sytuacja nietypowa

I to jest bardzo smutne :(

 

Z tym oczywiście się zgadzam, ale takie układu są wciąż odbierane jako “edgy”, zwłaszcza jeśli reszta kuleje. Gdyby opowiadanie było bardzo dobre, nikt oprócz jakiegoś zatwardziałego homofoba (a takich na portalu nie mamy) by na to nie zwrócił uwagi. Natomiast tu reakcja “aha, autorce nie chciało się wysilać, więc założyła, że jak będzie o lesbijkach, nikt się nie odważy skrytykować” albo “aha, autorka na siłę chce być edgy, bo nie ma pomysłu” jest niestety uzasadniona, nawet jeśli nie oddaje Twoich intencji ;)

 

Skądinąd możesz na LC poczytać recenzje antologii “Tęczowe i fantastyczne” – jakie reakcje powoduje krytyka czysto literacka tego tomu (jako całość słabego, podpierającego się właśnie tęczowością, choć zabłąkało się tam parę przyzwoitych opowiadań, częściowo portalowiczów zresztą).

http://altronapoleone.home.blog

No, nie porwało :/

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka