- Opowiadanie: Finkla - Wielka wędrówka Gerufagów

Wielka wędrówka Gerufagów

Inspiracja i proces twórczy w skrócie: opisane stworki wymyśliłam już dawniej, ale jakoś nie było okazji, żeby opowiedzieć o nich historię. Doszłam do wniosku, że do Konkursu Synestezyjnego przypasują jak znalazł.

Wylosowała mi się muzyka numer 17. Skojarzenia: pustkowia, bezdroża, wędrówka, Szkocja, potem Daleki Wschód. A tu nagle rozległ się kobiecy głos. I w ten sposób mój ludek dorobił się religii.

Aha, musiałam dolać pół wiadra wody, bo pierwotny tekst był parę tysięcy znaków poniżej limitu.

 

PS. Strasznie trudno było mi dobrać tagi odpowiadające historii. Obecne wydają mi się bardzo naciągane.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wielka wędrówka Gerufagów

Z Kroniki Leśno-Parkowych Gerufagów, fragment Wucabia:

W Erze Bogactwa rósł las, który nie miał krańców, a od korzeni potężnych drzew po najcieńsze gałązki na ich czubkach przepełniały go smakowite i pożywne zapachy.

 

– Musimy stąd uciekać, czyż to nie jest dla ciebie oczywiste? – Bezkształtne ciało Wucabia wisiało w powietrzu, wysuwało wypustki to w jedną stronę, to w drugą, poszukując śladu interesującego zapachu.

– Jest oczywiste – odparł Guidanto, dokładając starań, aby nie przybrać liliowego koloru znudzenia. Jako nieformalny przywódca fagów nie powinien okazywać negatywnych uczuć, przynajmniej nie za często, lecz Wucabio nie ułatwiał zadania. – Ale przecież nie możemy uciekać w ciemno. Prawda? Najpierw trzeba rozstrzygnąć szereg kwestii.

– Jakich znowu kwestii?

– Omawialiśmy je już mnóstwo razy. Po pierwsze, Letopiko nigdy nie zgodzi się na porzucenie kroniki. Po drugie, nasz skrawek parku ze wszystkich stron otaczają trujące wyziewy ludzi. – Guidanto poczuł, że podstawy kolców, z których się składał, nieubłaganie przechodzą w fiolet. Póki co, znudzenie pozostawało niewidoczne dla otoczenia, ale obawiał się, że nie zdoła utrzymać tego stanu wystarczająco długo. Potrzebował jakiejś innej emocji, natychmiast. Choćby gniewu. Zaatakował więc pytaniami: – W jakim kierunku powinniśmy powędrować? Zapewne gdzieś znajdziemy enklawy zdrowych aromatów, ale gdzie są najbliższe? Czy to nie ty obiecałeś, że poszukasz ochotników do zbadania okolic?

Wucabio zafalował z niechęcią, wypustki cofnęły się, jakby oparzone.

– Żaden fag nie chce sprawdzać, co kryje się za horyzontem. I nietrudno zgadnąć dlaczego. To zbyt niebezpieczne. Pamiętamy, że dawno temu wielu z naszych powędrowało w nieznane i już nie wróciło.

– To prawda. W takim razie może chociaż znalazłeś jakieś argumenty do przekonania Letopika?

– O fagu mowa, a fag tu.

Guidanto obrócił się, wymachując kolcami. Rzeczywiście, do rozmawiających pędził Letopiko. Jego spiralne ciało świeciło intensywną purpurą – mieszanką gniewu i smutku. Skręcał się i prostował, by jak najprędzej szybować przez powietrze.

– Co się stało?! – krzyknęli obydwaj.

– Straciliśmy… Frandemo – wydyszał Letopiko.

Pozostali fagowie zsinieli z żalu.

– Jak do tego doszło? – zapytał Guidanto.

– Mały człowiek… Wyjął coś… co pachniało… słodko i zdrowo… Ni to kwiaty, ni owoce… Bardzo kuszące. Włożył sobie do paszczy… Frandemo koniecznie chciał spróbować… Aromat był piękny, ale wyczułem trującą sztuczną nutę i go powstrzymałem. Oplotłem go całego, bardzo się szarpał. Omal mnie nie przerwał. W końcu zrozumiał i przestał się wyrywać, więc go puściłem. A wtedy człowiek na powrót wypchnął sobie to coś z paszczy. Ale ono zrobiło się ogromne, większe niż cały czubek ciała człowieka. Jak to pachniało! Frandemo nie wytrzymał i przylgnął do tej rzeczy. Natychmiast zaczął rosnąć, aromat musiał być bardzo pożywny, ale silnie trujący. Biedak wkrótce przybrał jadowicie zielony kolor. Wiecie, co to oznacza.

– Kolejny fag stracony – westchnął Wucabio. – Od dawna powtarzam, że powinniśmy się stąd wynosić!

– A co z kroniką? – jęknął Letopiko, przybierając ciemnozielony kolor strachu. – Nie zabierzemy jej ze sobą, jest za ciężka, a to przecież cała nasza historia, źródło mądrości! Nikt nie spamięta, kim był i co myślał przed pięcioma czy dziesięcioma podziałami.

Kronika Gerufagów mieściła się na kamieniu pod mostem nad parkowym stawem. Już wieki temu uznano, że to doskonałe miejsce: zabezpieczone przed deszczem, śniegiem i ptasimi odchodami, zbyt ciemne dla roślin i porostów, położone w pobliżu środka parku, gdzie nie zagrażały niebezpieczeństwa z zewnątrz. Nawet wszędobylscy ludzie nigdy tam nie zaglądali.

– Rozmawiałem wczoraj z Sagio – odpowiedział Guidanto. – Zaproponował, żeby każdy fag nauczył się fragmentu kroniki na pamięć. Po dotarciu na nowe miejsce spiszesz ją od nowa.

Letopiko zastanawiał się przez chwilę.

– Kronika jest bardzo długa, a nas zostało zbyt mało.

– Wobec tego wybierz najistotniejsze informacje – burknął Wucabio. – Nad czym się tu zastanawiać!

– Musimy się jeszcze zdecydować na jakiś rozsądny kierunek ucieczki. – Guidanto wolał dosłownie zinterpretować słowa przedmówcy, by zażegnać pączkującą kłótnię.

– To nie spytamy o to Hajusty? – zdziwił się Letopiko.

Pozostali fagowie rozbłysnęli łososiowym kolorem ciekawości z żółtymi cętkami radości momentami przechodzącej w zieloną nadzieję.

– A możemy o to po prostu spytać?

– Nooo, tak po prostu, to nie. Trzeba przeprowadzić rytuał.

– Dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałeś? – zaburczał zniesmaczony Wucabio.

– Myślałem, że wszyscy o tym wiecie. Rytuał został opisany w kronice, w jednym z pierwszych rozdziałów. Czy oprócz mnie nikt jej nie czytał?

– Czytałem całość, ale bardzo dawno – odparł Guidanto, nieznacznie różowiejąc ze wstydu. – Opowiedz nam, jak wygląda rytuał, co jest do niego potrzebne… Dokładnie, ze wszystkimi szczegółami.

 

Z Kroniki Leśno-Parkowych Gerufagów, fragment Sagia:

Niestety, Gerufagowie nie potrafili docenić darów, którymi obsypywała ich dobra Hajusta. Surowy Krudos, nieprzejednany wróg bogini, zesłał więc karę i wyciął kawał lasu, który zachował, a całą resztę pogrążył w niebycie.

 

Do rytuału niezbędne było źródło mocnego, odżywczego zapachu. Świeżutkie, nietknięte przez żadnego faga. Nic dziwnego, że od dawna nie przyzywano bogini. Era Głodu nie sprzyjała takim ekstrawagancjom. Ziołowo-kwaskowy zapach rozgrzanej macierzanki czy chłodny aromat mięty rozdeptanej przez nieuważnego człowieka od biedy mogły nasycić głód, ale przecież nie nadawały się do ofiarowania wielkiej Hajuście!

 

Gerufagowie wiele dni czekali, aż pojawi się odpowiednie źródło. Raz bardzo mały człowiek upadł i wydobył z siebie smużkę tłustego i pożywnego, słono-metalicznego zapachu krwi, lecz Hlado czy to nie mógł powstrzymać łaknienia, czy to zapomniał o poszukiwaniach nadającej się dla bogini ofiary, bo rzucił się na pożywienie, by po raz pierwszy od ponad roku najeść się do syta. Aż się wtedy podzielił, a inni fagowie również wzięli udział w obżarstwie.

Ciężkie, przyprószone ohydnym rozgrzanym asfaltem zapachy lata ustąpiły zdrowym i smacznym aromatom jesiennych owoców, lecz ciągle nie pojawiało się nic, co mogłoby posłużyć do rytuału. Aż wreszcie…

– Guidanto! Guidanto! – wrzeszczał Gibero, sunąc jak najszybciej przez powietrze.

Jego organizm, złożony z trzech kul połączonych dwoma cienkimi przesmykami w niedomknięty trójkąt, świecił na żółto i zielono – radością i nadzieją.

– Jest! Jest! – krzyczał z podnieceniem.

– Co takiego? – spytał zdezorientowany Guidanto, który właśnie oderwał się od smugi słabej woni podsychających jagód głogu.

– Ofiara dla Hajusty! Dwa spotulniałe wilki pogryzły się ze sobą. Jeden krwawi! Są niedaleko mostu nad stawem. Letopiko pilnuje, żeby nikt nie rzucił się na ten cudowny aromat. Ach, jak ta krew apetycznie pachnie… Pędzę zawiadomić fagów nad różanym klombem, ty leć w stronę dwóch kamiennych ludzi. Szybko!

Kiedy Guidanto wraz z trzema napotkanymi fagami dotarł na miejsce, pozostali już zdążyli się zebrać. Letopiko, płonąc żółtopomarańczową niecierpliwością, machał końcem ciała na grupkę spóźnialskich.

Fagowie otoczyli krynicę oszałamiającego zapachu – tłustego, bogatego w energię aromatu krwi dodatkowo doprawionego ostro smakującą wściekłością i słonym bólem. Coraz trudniej było powstrzymać się przed uszczknięciem choćby odrobinki. W pobliżu tak nęcącego posiłku głód krzyczał głośniej niż poczucie obowiązku. Tylko gniewne pomruki Wucabia, apele Guidanta oraz biadolenia Letopika zapobiegły katastrofie.

– Co teraz? Co dalej? – dopytywali słabiej zorientowani w przebiegu rytuału.

– Musimy utworzyć ze wszystkich fagów krąg dookoła źródła – tłumaczył niecierpliwie Letopiko. – Szybko, zanim ktoś z was nie pohamuje apetytu.

Ranka na karku zwierzęcia nie była duża, lecz fagów została tak nędzna garstka, że zadanie nie należało do łatwych. Nibynóżki chwytały wici, rzęski sąsiadów splatały się ze sobą, ciała rozciągały maksymalnie… Letopiko zamiast spirali przybrał kształt ledwie falującej linii. Wreszcie udało się domknąć krąg.

– Teraz obracamy się zgodnie z ruchem słońca po niebie – podpowiadał Letopiko. – Ostrożnie, żeby nie przerwać koła. Tak, dobrze… I coraz szybciej.

Trudno było rozpędzić krąg przy takim mocnym rozciągnięciu organizmów. Nie zostało ani odrobiny swobody, by skurczyć się, a potem rozprostować, by stworzyć wiosłującą nibynóżkę. Ale niektórzy fagowie mieli wolne wici i rzęski. Te machały rozpaczliwie, z wysiłkiem odpychały się od powietrza i sierści zwierzęcia, powoli nadając przyspieszenie całej splecionej grupce.

Guidanto już wcześniej przemyślał sobie, co powinien powiedzieć podczas rytuału. Na sygnał Letopika rozpoczął inkantację:

– O, boska Hajusto, która jesteś piękna i dobroć której nie zna granic! Oto garstka twoich wiernych wyznawców ofiarowuje ci sycący i tłusty zapach krwi, nietknięty dotychczas przez żadnego Gerufaga. Przyjmij go, skosztuj, posil się i doradź swojemu ludowi, co powinien uczynić, dokąd się zwrócić, skoro park stał się za mały, by wyżywić nasze plemię. Błagamy cię o pomoc!

Koło wirowało szybciej i szybciej, Guidanto bez końca powtarzał modlitwę. Początkowo każdy z fagów przez mgiełkę oszałamiającego aromatu widział druhów po drugiej stronie koła. Teraz wszystko zlało się w jeden świetlisty krąg pulsujący kolorami nadziei, radości i niecierpliwego oczekiwania. Widok był tak piękny, że niemal nikt z zebranych nie miał go nigdy zapomnieć. Do barw kręgu dołączył intensywnie żółty zachwyt. I wtedy usłyszeli boginię. Każdy na swój sposób – w szumie liści, plusku wody, szeleście kaczych i gołębich skrzydeł… Ale do każdego dotarły identyczne słowa:

– Trzymajcie się źródła ofiarnej woni. Unikajcie stworzonych przez ludzi zapachów. Nie dzielcie się. Za pięć dni przejdźcie na małego człowieka w pobliżu. Zostańcie, gdzie was zaprowadzi.

 

Z Kroniki Leśno-Parkowych Gerufagów, fragment Fiosracha:

Las, chociaż mniejszy niż pierwotnie, nadal był ogromny i pełen zapachów. Nastała Era Obfitości.

 

Źródło ofiarnego zapachu – stosunkowo mały i raczej pokraczny spotulniały wilk, zapewne szczenię – zaprowadziło Gerufagów do siedziby ludzi. Podróż minęła bez większych trudności, a nawet dość wygodnie. Fagowie uchwycili się długich kudłów i tylko co odważniejsi wychylali się, by patrzeć na szybko uciekające w tył drzewa i podejrzanie równo poukładane kamienie.

Ludzie zamieszkiwali dziwaczną siedzibę. Stosunkowo niewielką, choć mieścili się w niej bez najmniejszych problemów, całkowicie pozbawioną drzew i ściśle ograniczoną ogromnymi płaskimi kamiennymi lub przezroczystymi powierzchniami, lecz tętniącą od aromatów. Czego tam nie było!

Blisko czegoś zastępującego ziemię i trawę (na jednych kawałkach gładkiego jak ociosane kamienie, na innych kosmatego niczym bardzo krótko przystrzyżona i drobniutka trawa) pachniało cytrusami. Niby zdrowo, lecz z domieszką chemicznej trucizny. Tam, gdzie najczęściej przebywał spotulniały wilczek, dominowała słona woń potu i futra, doprawiona słodkawym szczęściem i beztroską. Każdy kawałek przestrzeni miał swoją nutę; tu gęsty i ciężki zapach nasienia z silną domieszką korzennego pożądania, ówdzie ostry i nieprzyjemny metal w stężeniu dotychczas nieznanym Gerufagom, jeszcze gdzie indziej – swojskie acz niejadalne wonie błota i wilgoci. U ludzi nawet ogień wydzielał aromat. I to zmieniający się za każdym razem; czasem słodki lawendowy lub wiśniowy, kiedy indziej pożywny, lecz gorzkawy – młodych igieł sosnowych.

Najbogatsze i najbardziej sycące wonie kłębiły się w szczególnej części ludzkiej siedziby, gdzie mieszkańcy chętnie się gromadzili. Niektóre z łatwością rozpoznawalne – cały bukiet rozmaitych owoców (włączając wiele wcześniej niespotkanych, lecz nieodparcie kojarzących się ze swojskimi), wiele roślinnych korzeni, bulw, nasion i jagód, cała gama zasuszonych i rozdrobnionych listków, które jednak nadal rozsiewały apetyczne sygnały… Tłusty zapach mięsa, lecz odmieniony, bo niemal całkowicie pozbawiony krwi, jakby wysuszony.

Kilku fagów skusiło się na ten aromat. Pozostali z niepokojem obserwowali skutki, lecz obyło się bez niepożądanych efektów, więc wkrótce wszyscy (oprócz Wucabia sarkającego, że Hajusta tego zakazała) dołączyli do uczty. Dawno się tak nie najedli. Do syta. Do przesytu. Aż do granicy podziału.

Niedługo później pojawił się nowy fascynujący aromat. Niby pszeniczny, ale z dodatkiem innych zbóż i obcymi ciepłymi domieszkami, jakby płonącego węgla i pożaru lasu, z odrobiną drożdży.

– Nie ruszaj tego, to zbyt ludzki pokarm. Hajusta zakazała nam próbowania – powtarzał Letopiko każdemu, kto chciał albo i nie chciał słuchać.

Wbrew przestrogom przyjaciół Hlado skosztował odrobinę. Nic złego mu się nie stało. Jego ciało w kształcie dwóch podłużnych kropel połączonych wąskim przesmykiem rozjarzyło się ciemnożółtym zachwytem.

– Spróbujcie sami! – namawiał pozostałych. – To jest pyszne. Pamiętacie zapach bulw roślinnych pieczonych przed wiekami w ogniskach? To smakuje podobnie, tylko bardziej mączyście i bez cierpkich nutek popiołu.

Mimo licznych zachęt, nikt nie poszedł w jego ślady. Fagowie, nadal obżarci po biesiadzie z dziwnego suchego mięsa, rozpłynęli się po całej ludzkiej siedzibie, z ciekawością badając nowy teren.

 

Z Kroniki Leśno-Parkowych Gerufagów, fragment Gibera:

Jedni Gerufagowie zapragnęli mieć i zjadać więcej niż inni, więc zabierali wonie przemocą. Rozpoczęły się bratobójcze walki.

 

Gibero i Arrisko, śmiejąc się i dowcipkując, zadryfowali w pobliże miejsca, gdzie leżał spotulniały wilczek. Panował tam nieciekawy zapach spokoju, z nutkami wczorajszego miodowego ognia. Nagle pojawił się człowiek dźwigający naręcze ludzkich zdejmowanych futer, które roztaczały aromat soczystej, wręcz nasączonej wodą łąki pełnej kwiatów.

– Jaka piękna, naturalna woń! – krzyknął Arrisko. – Spróbujmy!

– No, nie jestem pewien… – Gibero się wahał. Głównie dlatego, że po niedawnym obżarstwie wciąż nie odczuwał głodu. W przeciwnym wypadku dotarłby do nowego źródła pokarmu jeszcze przed Arriskiem. – Chyba wyczuwam tu jakąś niezdrową nutę, lepiej uważaj.

– Bzdura! Wszystko w najdoskonalszym porządku, tylko powąchaj. Jak Hlado chciał zjeść trochę tego zapachu pieczonego zboża, to też wszyscy go ostrzegali. A koniec końców aromat okazał się całkiem smaczny i nieszkodliwy. Żałuję, że sam się nie skusiłem i nie zamierzam popełniać tego samego błędu dwa razy.

Arrisko z entuzjazmem rzucił się na rozpostarte w międzyczasie futra. Gibero z powątpiewaniem przemieszanym z ciekawością patrzył, jak druh bierze pierwszy kęs, drugi… Coraz łapczywiej pochłaniał kwiatową woń. Rosnący apetyt źle wróżył. I rzeczywiście – po zjedzeniu kilkunastu kawałków Arrisko przybrał jadowicie zielony kolor. Od tego momentu był już nie do odratowania.

Gibero wezwał pozostałych fagów. Kiedy pierwsi dotarli na miejsce, Arrisko zdążył się podzielić i na zdejmowanych futrach grasowały już dwie kopie. Każda złożona z trzech grubych pałeczek połączonych w środku, w chorym zielonym kolorze. Nie było z nimi żadnego kontaktu – zatruci fagowie nieodwracalnie tracili świadomość. Tylko bezrozumnie żarli i się mnożyli.

 

Oczekiwanie, aż minie pięć przepowiedzianych przez Hajustę dni, okazało się niespodziewanie męczące. Z każdego kąta ludzkiej siedziby wyzierały setki i tysiące poczwarnych kopii Arriska. Z pyskami wykrzywionymi zachłannością i cierpieniem, niektóre zeszpecone – składające się z dwóch lub czterech pałeczek, pożerające nienaturalne zapachy ludzkiej proweniencji. Patrzenie na te karykaturalne kształty bolało.

Posmutniali Fagowie trzymali się razem, zwróceni do wnętrza sinej ze smutku grupki, by w miarę możliwości unikać żałosnych widoków. Nikt więcej nie odważył się spróbować nieznanego zapachu.

 

Z Kroniki Leśno-Parkowych Gerufagów, fragment Arriska:

Fragment przepadł bezpowrotnie.

 

Wszystko się kiedyś kończy, więc i niezmiernie długie pięć dni wreszcie dobiegło kresu.

Hajusta poleciła wyznawcom przejść na małego człowieka. W pobliżu kręciła się dwójka takich obiektów. Pamiętając o komforcie podróży w futrze spotulniałego wilczka, fagowie zdecydowali się na osobnika z dłuższą sierścią na szczycie ciała, chociaż rozsiewał intensywną nienaturalną woń podbarwionych chemicznie truskawek, z dużym prawdopodobieństwem trującą. Gerufagowie wczepili się w kosmyki i czekali.

Wybrany człowiek pokręcił się po siedzibie, po czym wyszedł na zewnątrz tylko po to, żeby za moment wskoczyć do niewielkiej przestrzeni, w której ledwie się pomieścili wszyscy ludzie. Dominowały tu obrzydliwe, sztuczne zapachy, jakich pełno było na obrzeżach parku – rozgrzanego metalu i czegoś odlegle kojarzącego się z drewnem i węglem. Zwłaszcza ten drugi odór budził mdłości.

Tutaj również znajdowało się wiele przezroczystych powierzchni, ale drzewa za nimi przesuwały się z takim nienaturalnym pośpiechem, że fagowie poczuli się jeszcze gorzej. Pochowali się między sierścią i wychynęli dopiero, kiedy dopłynęło do nich świeże powietrze.

Co to było za powietrze! Unosiły się w nim setki zwierzęcych zapachów i to w natężeniu nieznanym dotąd Gerufagom.

– Wilki! – cieszył się Fiosracho. – Słowo daję, prawdziwe, niespotulniałe wilki! Pamiętacie w ogóle ten aromat? Ile gęstej, smacznej krwi one wytwarzały… A ile ostrego strachu i słodkiej ulgi powstawało w ich pobliżu!

– Przysuńcie się do mnie! – namawiał Hlado. – Czuję orły.

– A to… Pamiętacie? – Sagio, wyprężywszy sztywno rzęski na końcach ciała, w skupieniu analizował smugę woni. – Jakby… tury?

Wszędzie unosiły się bogate zapachy dziesiątek i setek zwierząt – kotów, jeleni, gryzoni, kun, ptaków, węży, jaszczurek, ropuch… I mnóstwo zwierzęcych aromatów, z którymi Gerufagowie jeszcze nigdy się nie zetknęli. Drapieżniki, roślinożercy i padlinożercy, zwierzęta pachnące chłodem i obcymi ziołami…

– Guidanto! Wy wszyscy! Popatrzcie tam! – Gibero wskazał kierunek brzegową kulą.

Do grupki zbliżał się nieznajomy fag w kształcie rzędu przylegających do siebie kulek. Przepływał przez powietrze, wyginając się na podobieństwo gąsienicy. Świecił żółtą radością upstrzoną błękitnymi plamkami zdumienia.

– Witajcie, nowo przybyli! Mam na imię Huesped. Jakim cudem odnaleźliście nasz ogród zoologiczny? Minęły całe dziesięciolecia, odkąd dołączyła do nas jakakolwiek obca grupka. Proszę, rozgośćcie się, poczujcie swobodnie. Jakie aromaty preferujecie? Zaraz zlecą się tu pozostali, żeby was przywitać.

 

Z Kroniki Leśno-Parkowych Gerufagów, fragment Hlada, zrekonstruowany z jego trzech kopii:

Gdy wreszcie zapanował pokój/spokój, las był już tylko niewielkim/malutkim parkiem [niemożliwe do odzyskania] rosły rosły w ściśle wyznaczonych odległościach, a przez powietrze przepływały niesmaczne/gorzkie zapachy.

 

Gerufagowie, od tej pory nazywani Leśno-Parkowymi dla odróżnienia od pozostałych plemion, rozprzestrzenili się na całym obszarze, który dotychczasowi gospodarze określali „ogrodem zoologicznym”. Teren ten pokrywał ogromną powierzchnię, wielokrotnie większą od ojczystego parku. I w każdym zakamarku roiło się od zwierząt wydzielających całe bukiety różnorodnych zapachów.

Przybysze oglądali nieznajome stworzenia i kosztowali ich aromatów lub rozmawiali z gościnnymi i chętnymi do pomocy gospodarzami; Gerufagami Pustynnymi, Moczarowymi, Wysokogórskimi, Stepowymi, Zimnolubnymi… Na razie nie sposób było zapamiętać wszystkich nazw, ustalić w natłoku wrażeń, co jest najważniejsze, a co ma znikome znaczenie.

Tylko Letopiko uznał, że ma pilniejsze zajęcia niż poznawanie nowego miejsca życia. Pobieżnie przejrzał cały obszar, uważniej zbadał kilka obiecujących lokacji, wreszcie wybrał najlepszy kamień na przyszłą kronikę. W części ogrodu przeznaczonej dla wielgachnych kotów (wielokrotnie większych niż rysie i żbiki, które spotykał dawno temu) znajdował się skalisty zakątek. Dwa położone blisko siebie głazy tworzyły szczelinę, która zainteresowała Letopika. Nowe miejsce oferowało wszelkie zalety starego, parkowego schowka. A przy tym powierzchnia nadająca się do zapisania była nieporównywalnie większa. I bardzo dobrze – teraz można było żywić nadzieję, że historia Leśno-Parkowych Gerufagów będzie trwała jeszcze bardzo długo. A i świat dookoła krył nieprzeliczone sekrety do zbadania. Same zwierzęta, które należało opisać, stanowiły zadanie na wiele lat.

Letopiko z lubością wyobrażał sobie, jak będzie analizował te wszystkie cuda. Po prostu nie mógł się doczekać, kiedy przystąpi do pracy. Zdecydował, że spisze kronikę na tym odrobinę przewieszonym głazie, na lewo od wejścia do szczeliny. Tam nawet skapująca po deszczu woda nie powinna zagrozić znakom.

Wszyscy Leśno-Parkowi Gerufagowie wraz z zapamiętanymi fragmentami starej kroniki rozpierzchli się po terenie ogrodu, więc Letopiko postanowił zacząć od ostatniego rozdziału. Zostawił trochę wolnego miejsca i starannie napisał poniżej:

 

„WIELKA WĘDRÓWKA LEŚNO-PARKOWYCH GERUFAGÓW”.

 

Potem, mniejszymi literami, kontynuował:

– Musimy stąd uciekać, czyż to nie jest dla ciebie oczywiste? – Bezkształtne ciało Wucabia wisiało w powietrzu, wysuwało wypustki to w jedną stronę, to w drugą, poszukując śladu interesującego zapachu.

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Mam słabość do tekstów, w których bohaterowie są niehumanoidalni, więc wciągnęło mnie od pierwszego zdania. Bardzo mi się podobało połączenie emocji z kolorami. Trochę mi się ten motyw wędrówki skojarzył z Wodnikowym Wzgórzem. Dobrze oddałaś perspektywę fagów. Opis zapachów był bardzo plastyczny. Donos do biblioteki już złożony ;).

A wtedy człowiek na powrót wypchnął sobie to coś z paszczy.

To “sobie” moim zdaniem jest zbędne.

Gdy wreszcie zapanował pokój/spokój, las był już tylko niewielkim/malutkim parkiem [niemożliwe do odzyskania] rosły rosły w ściśle wyznaczonych odległościach, a przez powietrze przepływały niesmaczne/gorzkie zapachy.

To celowe powtórzenie?

Dzięki, Alicello. :-)

Fajnie, że się wstrzeliłam w Twoje upodobania.

No, w sumie to te moje stworki nie bardzo mają twarze ani inne mordki, więc muszą emocje pokazywać w jakiś inny sposób.

Wodnikowego Wzgórza nie kojarzę. To jakiś film dla dzieci był?

Sobie może i zbędne, ale i tak jestem poniżej dolnego limitu, więc zostawię i nie będę pogarszać sytuacji. ;-)

Tak, powtórzenie celowe. Po rozmnożeniu osobnika już nie dało się ustalić jednej spójnej kopii.

Babska logika rządzi!

Aha. Nie czytałam i chyba nie oglądałam.

Babska logika rządzi!

Przeczytane.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Powitać Jurora CM. :-)

Po to zostało napisane. ;-)

Babska logika rządzi!

Dzień dobry:)

Pomyślałem sobie, oj, nie, nie będę miły. Rzucę się w wir analiz, wykażę różnice semantyczne, rozjazdy znaczeniowe i pojęciowe. Finkla pomyśli sobie wówczas, myliłam się, Cornelius wcale nie jest miłym człowiekiem. 

I co? Przeczytałem i “o, fag” czy też “o, kurde) tak, znam takie słowo. Toż to dobrze napisane opowiadanie. Doczytałem je do końca, co w moim przypadku jest piętą achillesową, bo zwykle po dwóch akapitach odpuszczam. 

Ale że starałem się znaleźć dziurę w całym, wynotowałem sobie parę miejsc, które zdały mi się nie dość jasne.

 

Z Kroniki Leśno-Parkowych Gerufagów, fragment Wucabia

Najpierw pomyślałem sobie, że Wucabia to taka księga wszystkich ksiąg, potem doczytałem, że Wucabio to jeden ze stworków. Zatem fragment Wucabia to kawałek jego odwłoka, czułków bądź innego odnóża. Dopuściłem wreszcie myśl, że fragment Wucabia to: 1. kawałek księgi napisanej przez Wucabia, 2. fragment przeczytany przez Wucabia, 3. fragment odnoszący się do Wucabia. Fragmenty różnych stworków będą się w Twoim opowiadaniu jeszcze pojawiać. 

Kronika Gerufagów mieściła się na kamieniu pod mostem nad parkowym stawem

Rozumiem, że pod mostem, który był nad stawem, czyli kronika leżała w stawie. Prawda, że dobrze rozumuję?

 

zesłał więc karę i wyciął kawał lasu, który zachował, a całą resztę pogrążył w niebycie

Przeczytałem dwa razy i nie zrozumiałem. Wycięcie zachował, niewycięcie pogrążył. Prawda?

 

 

Nie wiem, dlaczego zapach krwi jest tym dobrotliwym stworkom milszy od rozdeptanej mięty.

 

aż mnie pięć przepowiedzianych

Chyba: aż minie...

 

Gdzieś mi umknęło, dlaczego mimo obaw zdecydowali się opuścić swoje siedlisko, co ich ostatecznie przekonało. Zapewne to tam gdzieś jest, a ja przeoczyłem. 

 

Letopiko […] Pobieżnie przejrzał cały obszar, uważniej zbadał kilka obiecujących lokacji

Miałem wrażenie, że stworki do poruszania się w przestrzeni potrzebują jakiegoś środka. Czasem psa, czasem człowieka. Ciekawe jak Letopiko przejrzał, ot tak , cały obszar zoo. Ich mobilność jest dla mnie jakąś zagadką. 

 

Interesująco wymyślony świat. Opowiadanie w stylu “filmu drogi”, do tego wypełnione obżarstwem, kolorami i zapachami. Ciekawe i zabawne.

 

Powodzenia w konkursie.

I wszystkiego, wszystkiego fajnego, Finklo:)

Wrażliwości na słowo i wszystkiego, co jest dobre w moim pisaniu, nauczyła mnie Reg. Dziękuję:)*

Och, jakie to rozkosznie Finklowe :)

 

Synestezja potraktowana bardzo dosłownie, ale mi się. Klikam.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję, Corneliusie. :-)

No i kogo Ty oszukujesz, że nie jesteś miły? ;-)

Przeczytałem i “o, fag” czy też “o, kurde) tak, znam takie słowo.

Coś słabo znasz, bo to angielskie się trochę inaczej pisze. ;-p Ale żarcik zacny.

Fragment Wucabia to skrót od fragmentu zapamiętanego przez Wucabia. W pewnym sensie należący do Wucabia (to jego działka jest!). Uważasz, że to niejasne?

Rozumiem, że pod mostem, który był nad stawem, czyli kronika leżała w stawie. Prawda, że dobrze rozumuję?

Prawie dobrze. Most zaczyna się i kończy na brzegach. I to na tym “suchym lądzie” leży kronika. W stawie są glony, czyli odpada.

Wycięcie zachował, niewycięcie pogrążył. Prawda?

Prawda. Niegdyś las był bezgraniczny, Krudos wyciął z tego, powiedzmy, 100 tys. ha, a resztę szlag trafił.

Zapach krwi jest bardziej odżywczy. I lepiej smakuje. Jak dla stereotypowego mężczyzny schabowy i sałatka ze szpinaku i kiełków.

Dzięki za literówkę. Ale teraz chyba już nie wolno poprawiać…

Gdzieś mi umknęło, dlaczego mimo obaw zdecydowali się opuścić swoje siedlisko, co ich ostatecznie przekonało. Zapewne to tam gdzieś jest, a ja przeoczyłem. 

Z głodu – park zrobił się za mały, żeby ich wszystkich wyżywić. No i w parku leje się za mało krwi, żeby ta dieta była pożywna… Ale faktycznie – wprost tego nigdzie nie napisałam.

Miałem wrażenie, że stworki do poruszania się w przestrzeni potrzebują jakiegoś środka.

Nie, same dryfują przez powietrze, unoszone powiewami albo aktywnie “wiosłują” w jakąś stronę. I o tym wspomniałam. Psa potrzebują, żeby ich zaniósł do obiecanego celu, żeby nikt się po drodze nie zgubił… Letopiko wzniósł się dość wysoko i obejrzał z góry całość, obiecujące kawałki zbadał dokładniej.

Fajnie, że świat Ci się spodobał.

Ja już mam wszystko fajne, a przynajmniej nie narzekam. Tobie też samych miłych rzeczy. Żeby pasowały. ;-)

Babska logika rządzi!

O, i Drakaina się dopisała. Dzięki. ;-)

Ano, jam ci to napisała i zapewne wyszło finklowe.

W połowie zorientowałam się, że synestezja smakowo-zapachowa jest trudna do opisania, bo te pojęcia już są bardzo podobne. “Cytrynowy” to zapach czy smak? A może być i kolor…

Babska logika rządzi!

Bardzo “milutkie” opowiadanie. Od pierwszych zdań polubiłam wymyślone przez Ciebie stworki. Poza tym bardzo podobają mi się ich imiona i muszę przyznać, że wyjątkowo dobrze i obrazowo wyszło Ci opisywanie “zjadania” zapachów, więc mimo że zgadzam się, że synestezja smakowo-zapachowa nie należy do najprostszych do przedstawienia, Tobie się to z pewnością udało.

Językowo, jak to u Finkli, bez zarzutów :) Bardzo przyjemna lektura. Klikam bibliotekę i życzę powodzenia w konkursie :)

Dzięki, Katiu. :-)

Miło mi, że fagowie polubieni.

A zauważyłaś, że samego zjadania nie opisałam? Tylko smaki zapachów. :-)

Babska logika rządzi!

Sympatyczne, z humorem i fajnie zrealizowany temat konkursu :). Czytałam z zaciekawieniem. Klikam.

Been here. devil

Dziękuję, Ddziewczyny. :-)

Monique, cieszę się, że wyszło sympatycznie. Ale że z humorem? Pierwsze słyszę…

Yantri, miło było gościć.

Babska logika rządzi!

Finkla – w sumie tak :) tak czy inaczej, smako -zapachy super opisane :)

No i to chyba najważniejsze.

Babska logika rządzi!

Powitać Jurora Realuca. :-)

Słuchawki Ci na nic, na dźwięki akurat nie stawiałam. ;-)

Babska logika rządzi!

Hej, Finklo!

 

Babolki:

Oczekiwanie, aż mnie pięć przepowiedzianych przez Hajustę dni

Gerufagowie, od tej pory nazywani Leśno-Parkowymi dla odróżnienia od pozostałych plemion, rozprzestrzenili się (+na) całym obszarze, który dotychczasowi gospodarze określali „ogrodem zoologicznym”.

Oj, ładne to. Niby o Fagach, a jednak o nas.

Trochę mnie “fragment Wucabia” zbił z tropu. Zresztą na początku w ogóle musiałem się trochę wstrzelić w świat, ale potem już poszło.

Bohaterów jest dużo, co na początku trochę mnie gubiło, ale kreacja świata jest świetna. Jest w niej trochę magii, trochę biologii i chemii, ale zdecydowanie najwięcej uroku.

Przyczepię się, że jak weszli we włosy dziewczynki, to czy nie powinno być tam zapachu i chemii z szamponu?

Spróbuję jeszcze przyczepić też tekst do biblioteki, bo tam będzie pasował ;)

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dziękuję, Krokusie. :-)

Dzięki za babolki, poprawię po wynikach.

Miło, że się opko spodobało i dostrzegłeś urok. A nawet w końcu udało się wstrzelić w świat.

Tak, tam był szampon – to te truskawki podszyte chemią. Nawet zrobiłam szybki research i podobno jest jakiś truskawkowy szampon dla dzieci.

Babska logika rządzi!

Przyznaję, że pierwsze akapity wzbudziły moją ciekawość, a wygląd Wucabia nie koniecznie zachęcał do lektury. Ciekawość zwyciężyła i nie żałuję. Wciągnęło mnie i bardzo przyjemnie się czytało. Oryginalny pomysł i fajnie wpisuje się w zasady konkursu. Szukałam pół wiadra wody, ale nie znalazłam. :)

Wykazałaś się dużym poczuciem humoru i pomysłowością.

PS. Przeprasza, że tak długo nie odpisywałam na Twój komentarz.

Podoba mi się pomysł i wykonanie, tylko jak na wielką wędrówkę więcej tutaj opisów wszelkich woni i smaków, niż samego wędrowania, ale i tak czytało się nieźle. ;)

 

w szcze­gól­nej czę­ści ludz­kiej sie­dzi­by, gdzie lu­dzie chęt­nie się gro­ma­dzi­li. → Czy to celowe powtórzenie.

 

spi­sze kro­ni­kę na tym od­bro­bi­nę prze­wie­szo­nym gła­zie… → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Dziewczyny. :-)

 

Anno, ja też się cieszę, że nie zrezygnowałaś. A Wucabio ogólnie miał być mało sympatyczny.

A, bo ja tę wodę dolewałam po kropelce, pipetką… ;-)

Spokojnie, nie ma co się stresować…

 

Reg, fajnie, że czytało się nie najgorzej. Co dla jednego jest wielką wędrówką i podróżą godną uwiecznienia w kronice, dla innego będzie wycieczką z dziećmi do zoo, o której nie pamięta się po miesiącu. A co miałam opisywać drogą – każdy sam sobie potrafi wyobrazić, że widać asfalt, domy, trochę zieleni, a potem nagle robi się mnóstwo ludzi z dziećmi i już jesteśmy na miejscu. ;-)

Literówkę i powtórzenie poprawię po wynikach. Nie było celowe, ale na razie i tak nie mam koncepcji, co z nim zrobić.

Babska logika rządzi!

Tak, ale skoro tytuł zapowiada wielką wędrówkę, spodziewałam się wędrowania, nie ukrywam, że z przygodami, a przeczytałam o przenosinach, już to na psie, już autem, do miejsc, gdzie fagi, w pełni szczęśliwe, mogły karmić się zapachami. Może stąd lekkie rozczarowanie.

 

A może zdanie mogłoby brzmieć: …w szczególnej części ludzkiej siedziby, gdzie jej mieszkańcy chętnie się gromadzili.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Coś w tym jest. Dla fagów to faktycznie była wielka wędrówka – ta zbiorowa przeprowadzka całego plemienia, jedyna w historii. Nie od dziś wiadomo, że kroniki nie mówią całej prawdy i tylko prawdy. ;-)

A z mieszkańcami bardzo dobry pomysł, dzięki.

Babska logika rządzi!

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, hej

Przyznaję, że wyszło Ci bardzo aromatyczne opowiadanie. Historia wydaje się lekka i błaha, bo w sumie to “tylko” przeprowadzka, ale dla fagów to kwestia życia i śmierci, co dobrze oddane w tekście.

Zagrożenie ze zjadaniem chemii bardzo życiowe ;)

Podobało mi się, szczególnie opisy zapachowych uczt.

Pozdrawiam i klikam

Dzięki, Zanaisie. :-)

No, aromatycznie miało być. Żadnych produktów bezzapachowych!

Jak chyba większość migracji – na ogół trzeba mieć solidny powód, żeby się na to zdecydować.

Cieszę się, że tekst przypadł do gustu.

Babska logika rządzi!

Bardzo przyjemnie się czytało. Doceniam przede wszystkim wyobraźnię i pomysł, choć i fabuła niczego sobie :)

ninedin.home.blog

Dzięki, Ninedin. :-)

Miło mi, że tyle zalet widzisz i doceniasz.

Babska logika rządzi!

Każda taka historia mnie kupi. :D Jest wędrowanie, są tajemnicze Fagi, które natychmiast skojarzyły mi się z bakteriofagami, które mogą przybierać najrozmaitsze kształty i żywią się bakteriami. One najczęściej są wyspecjalizowane, lecz u Ciebie wszechstronne, bez opamiętania pochłaniające zapachy, z emocjami ujawnianymi przez barwy ich ciał. Rozgadana społeczność. One są łagodne i zabójcze, ale i u Ciebie dochodzi do sporów i niepotrzebnych śmierci. Żyć, aby przeżyć, łakomstwo i brak należytej ostrożności zostaje ukarany, a jednak historia trwa. Jest kronika.

Czy życie byłoby prostsze, czy trudniejsze, gdybyśmy wiedzieli, co jest grane w kontaktach z drugim? Czy byłoby straszno, czy wręcz przeciwnie?

Gdy piszesz w ten sposób i o takich rzeczach, myślę sobie o Muminkach, czyli Janssen i Astrid Lindgren. Niektóre Twoje opowieści silnie zahaczają, są bliskie wspomnianych autorek, a raczej snuciu przez nie fabuły. Są klarowne, postaci wyraźne, spory zaznaczone i choć śmierć niekiedy gęsto się ściele zgodnie z regułami przedstawionego świata tchnie z nich nadzieja, że warto podejmować wysiłek, a nie tylko patrzeć lub dać się nieść zdarzeniom. Opka są strasznie fajne, ale krótkie, eee…

 

Aby rytuałowi stało się zadość będą też "ale". O pierwszym już napisałam – że krótkie, lecz muszę/chcę wytłumaczyć, bo sprawa nie jest taka prosta, czyli świat cudny, na czasie, lecz przydałaby się krótsza historia. W tym przypadku odniosłam wrażenie niepotrzebnego przedłużania (zresztą zgodnie z tym, co napisałaś w przedmowie). Z drugiej strony porzucasz swoje światy, a równie ciekawy byłoby dalszy ciąg. Budujesz bardzo konkretnych bohaterów i chciałoby się ich zobaczyć w innych sytuacjach oraz rozejrzeć się po ich świecie, odczuwaniu. Każde Twoje oko jest zakończone, lecz chciałoby się (znaczy ja) dalszych opowieści z tych światów.

 

Z drobiazgów:

,Teraz wszystko zlało się (+w) jeden świetlisty krąg pulsujący kolorami nadziei, radości i niecierpliwego oczekiwania.

Skarżypyctwo niepotrzebne, opko już w biblio. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki, Asylum. :-)

Cieszę się, że historyjka kupiła.

Tak, w jakiejś części wzorowałam się na bakteriach przy tworzeniu stworków. Technicznie rzeczą biorąc, one nie umierają, a nawet są nieśmiertelne – niby pamiętają, co się działo przed wiekami, chociaż to bardzo niewyraźne wspomnienia.

Czy życie byłoby prostsze? Ciekawe pytanie. Na pewno byłoby inne. Niemożność skłamania emocji ma różne skutki od tego, że nie da się wcisnąć klientowi bubla do braku kina i teatru. A i tak pewnie wymyślilibyśmy sposób, żeby przybierać wybrany kolor.

Pochlebiasz mi porównaniami do takich sław.

Tak. (Z mojego punktu widzenia) przedłużałam tekst na maksa, dodawałam przymiotniki do każdego rzeczownika itd.

Usterki poprawię, jak już będzie można.

Babska logika rządzi!

Czytało się to bardzo przyjemnie. Świat maleńkiego plemienia eterycznych stworków. Zagrożenia, pokarmy, dzień codzienny, problemy. Wszystko było spójne i dobrze skomponowane. 

 

Pozdrawiam :) 

Dzięki, MPJ. :-)

Cieszę się, że dostarczyłam przyjemności. Raczej staram się unikać nieprzemyślanych kompozycji, fajnie, że się udało.

Babska logika rządzi!

Cześć!

 

Przyjemna bajka o wędrówce. Większość tekstu przeczytałem na telefonie chodząc po zoo, więc pod koniec czułem się trochę nieswojo (czy to przypadek, czy jestem śledzony… :-) ) Pomysłowe stworzenia i dobry pomysł na wplecenie synestezji w historię. Początkowo myślałem, że to jakieś wirusy i na koniec będzie pandemia, ale obyło się bez tego (i bardzo dobrze).

Aha, musiałam dolać pół wiadra wody, bo pierwotny tekst był parę tysięcy znaków poniżej limitu.

Weź nie pisz takich rzeczy w przedmowie, bo zjeżasz czytelnika na wstępie. Granica miedzy laniem wody a budowaniem klimatu czy zaspokajaniem ciekawości jest bardzo cienka imho, więc nie ma co strzelać sobie w stopę. Let the czytelnik zdecydować.

Czytało się bardzo przyjemnie, jest fantastyka, wyobraźnia ma co robić, choć w całości czegoś zabrakło, jakiegoś zaskoczenia albo refleksji, bo choć tekst stanowi zamknięta całość, to trochę brakuje jakiegoś morału albo przesłania, i przez to robi wrażenie urwanego, historii nie wykorzystanej w pełni.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzięki, Krarze. :-)

Spacery kontrolowane. Jak zapachy w zoo, apetyczne? Znalazłeś nową kronikę? ;-)

Ale z tą wodą to święta prawda – po zakończeniu i napisaniu wszystkiego, co chciałam zawszeć, opko miało około 17 kilo. Ergo – jest tu ze 4 koła niepotrzebnych zdań i słów. Może i budują nastrój, kto je tam wie… 20% tekstu. Masakra, głupio nie ostrzec.

Morału Ci brakło? Nie używaj więcej chemii, niż musisz. ;-)

Babska logika rządzi!

Weź nie pisz takich rzeczy w przedmowie, bo zjeżasz czytelnika na wstępie.

Ja się nie poczułam zjeżona, nawet mnie to rozbawiło i zachęciło do lektur. Szczerość i dystans do własnego dzieła są zawsze na plus :).

Czyli zdania są podzielone…

Babska logika rządzi!

Jak zwykle ;). Inna sprawa, że tego dolewania nie czuć za bardzo, więc jakiś miłośnik lania wody mógłby złożyć zażalenie, że mu obiecano w przedmowie i nie dostał.

To istnieją miłośnicy wody w tekstach? :-O

No, trochę się namęczyłam, żeby te zbędne znaki nie wyskakiwały ni z gruchy, ni z pietruchy.

Babska logika rządzi!

Z moich obserwacji wynika, że tak ;).

Też mam problem z dopisaniem czegokolwiek do zakończonego opowiadania.

Ludzie są dziwni…

Mam wrażenie, że w tekście jest obrzydliwie dużo przymiotników i przysłówków.

Babska logika rządzi!

Jest ich sporo, ale nie sprawiają wrażenia, że obrzydliwie dużo, bo to jest opowiadanie na konkurs synestezyjny. W tekście o innym charakterze stanowiłoby to przesyt i mogłoby być nużące, ale tutaj moim zdaniem współgra z tą zmysłowością. W paru miejscach może określenia są zbyt bliskoznaczne, ale poza tym nie ma dużego zgrzytu.

 

 

Dobre i to…

Babska logika rządzi!

Czy życie byłoby prostsze? Ciekawe pytanie. Na pewno byłoby inne. Niemożność skłamania emocji ma różne skutki od tego, że nie da się wcisnąć klientowi bubla do braku kina i teatru. A i tak pewnie wymyślilibyśmy sposób, żeby przybierać wybrany kolor.

A gdyby nie można było wcisnąć? Kłamanie czasami jest użyteczne. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Oczywiście, że kłamstwo to nie zawsze straszne zło. Czasami społeczeństwo wręcz oczekuje małego łgarstwa – ”świetnie wyglądasz w tej nowej fryzurze”, “ależ nie mamy nic przeciwko temu, żeby mamusia zamieszkała u nas na czas remontu”, “ma pan rację, panie prezesie”, “jaki wspaniały prezent! Zawsze o czymś takim marzyłam”, “Mikołaj zostawił pod choinką” i wiele innych… ;-)

A co by się działo, gdyby w parlamencie nie można było skłamać… Jak by wyglądały kampanie wyborcze?

Babska logika rządzi!

Aaa, sprawy publiczne i odpowiedzialność to insza inszość. Racja! To ciekawe, bo tutaj i gdy pada deklaracja, kłamstwo uważam za niedopuszczalne, jeśli popełnione z rozmysłem. Z kolei, w relacjach osobistych, myślę, że jesteśmy bardziej zawikłani, bo sami nie wiemy, czasami co i jak, lub mówimy nie wprost, choć i tym w przypadku w sprawach zasadniczych, tj. ważnych wolę kawę na ławę, lecz niekiedy wymaga to naprawdę lepszej relacji i trzeba w kółko oceniać raz po raz konsekwencje wypowiedzi. Eh, znowu wypuszczam się w rejony poważnych rozkminek.

W każdym razie myślę, że granica przebiega pomiędzy tym co prywatne i publiczne. ;-) 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A “ma pan rację, panie prezesie” jest prywatne czy publiczne?

Żadna granica nie jest taka prosta i wyraźna, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.

Babska logika rządzi!

To prawda, z szarą strefą, acz w przypadku prezesa – wrzuciłabym do przegródki publiczne z uwagi na przewidywane konsekwencje. ;-)

Muszę już zmykać, bo jutro nie wstanę, niestety. :-(

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No to kolorowych. :-)

Jeśli prezes ceni tylko lizusów, to prędzej czy później będzie ich miał.

Aha, cały czas chodzi mi o prezesa firmy (czy tam innego szefa), a nie partii.

Babska logika rządzi!

Spało się dobrze, ale krótko, nic to. :-)

Iii, mi też tam chodzi o wszystkich prezesów świata, firmowych, organizacyjnych, politycznych, czy też sporą część menedżerów, chociaż tu zależy.

Tak, produkcja lizusów schodzi z taśm nieustannie. Jest z nimi duży kłopot, choć proces ich powstawania wydaje się zgoła naturalny, związany z hierarchią, zależnością i brakiem reguł, choć nimi nie wszystko da się pokryć. Wiele zależy od samego prezesa, i chyba w mniejszym stopniu (mediana) od podwładnego.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No, niestety. Taka kolejna z teoretycznych gierek, w których najkorzystniejsze jest niefajne rozwiązanie. Ale mleko się wylewa dopiero, kiedy dochodzi do kryzysu i nie ma pod ręką żadnego nielizusa, który potrafiłby wszystko ogarnąć.

Babska logika rządzi!

Cześć :)

 

– O fagu mowa, a fag tu.

Nie wywołuj faga z lasu…

 

Ale ono zrobiło się ogromne, większe niż cały czubek ciała człowieka. Jak to pachniało!

Guma balonowa, prawdaż?

 

Teraz wszystko zlało się jeden świetlisty krąg – gdzieś zgubiło się “w”

 

Ciekaw jestem również, jak te eteryczne, bezkształtne istoty mogą pisać kronikę na kamieniu? Jakiego atramentu używają? :)

 

Opko fajne, niewątpliwie synestezyjne. Nie widać za bardzo tego “wiadra wody” – Finkla nie zawodzi :)

Pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Dziękuję, Kosmito. :-)

Faga z lasu w ogóle nie należy wywoływać, zwłaszcza faga leśno-parkowego. :-)

Guma balonowa, prawdaż?

Prawdaż.

Tak, w mi się gdzieś zawieruszyło, ale teraz nie wypada poprawiać…

Jak piszą? Dopuszczam różne metody – mogą przyklejać do kamienia maleńkie kawałki kurzu, mogą robić jednoatomowe dziurki w kryształkach kwarcu na powierzchni, mogą wreszcie używać jakiegoś barwnika, ale musiałby być trwały albo często odnawiany. Jakby co, to chyba z taniny można uzyskać jakiś atrament, ale nie wiem, jak długo trzyma.

No, głupio by było, gdyby mi się któryś z Czytelników poślizgnął na tej kałuży… Musiałam pokombinować.

Babska logika rządzi!

mleko się wylewa dopiero, kiedy dochodzi do kryzysu i nie ma pod ręką żadnego nielizusa, który potrafiłby wszystko ogarnąć.

Żeby tylko. Ciągle wykipia, a te garnki do mleka, choć się przydają, bezsprzecznie, jednak szybko tracą właściwości podczas użytkowania. Trzeba je szorować, skrobać i im częściej, tym lepiej.

Dzisiaj zmierzyłam się z filmem “Smak”, Lê Baò. Nad tym “o” ma być taki dziwny przecinek, niewystandaryzowany. Obraz wysmakowany, malarskie ujęcia i bardzo cichy. Mało gadania, dużo czynności. Jak powiadają krytycy bohaterowie onirycznie dryfują przez codzienność rutynowych czynności. Bardzo sensualny, o marzeniach. Reżyser urodził się w roku ‘90-tym, Wietnam. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No, warto szorować. Tym bardziej, że im wyżej, tym brudniejsze ręce. :-/

No to fajnie, że film Ci się spodobał.

Babska logika rządzi!

Fajne te Twoje Gerufagi :) Przyjemnie się czytało. Rozumiem problemy stworków przy syntetycznych zapachach, mam podobnie ;) Choć z drugiej strony te naturalne też czasem dają popalić ;) Mam wrażenie nutki ekologicznej w Twoim opku, ładnie wybrzmiała ;) Lania wody nie zauważyłam, może po prostu robisz to bardzo umiejętnie ;) Generalnie masz we mnie zadowolonego czytelnika :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki, Irko. :-)

Fajnie, że stworki fajne, a lektura przyjemna.

No, sama nie przepadam za sztucznymi aromatami wszędzie – w praniu, w sedesie, w papierze toaletowym, w kontakcie… No, bez przesady.

Tak, nutkę ekologiczną zawarłam.

Lałam po kropelce. Strasznie długo to trwało…

Babska logika rządzi!

Miło po powrocie spotkać nowy tekst lubianej autorki i przeczytać go z przyjemnym zapachem, kolorem i dźwiękiem. Smakowało. Udana też nazwa: Gerofagi. :)

Dzięki, Koalo. :-)

Cieszę się, że zapachami, kolorami i dźwiękami uprzyjemniłam powrót na łono SF.

Babska logika rządzi!

wyciął kawał lasu, który zachował, a całą resztę pogrążył w niebycie – wygląda na to, że zachował sobie las, który wyciął

 

Oczekiwanie, aż mnie pięćminie

 

rosły rosły w ściśle wyznaczonych – powtórzenie

 

 

Wobec samego, dosyć miłego i ciekawego, pomysłu na bohaterów – fabuła zdaje mi się trochę pretekstowa. Wędrówki niewiele, sporo gaworzenia. Ale mogę się nie znać na takich rzeczach.

Dziękuję, Iwo. :-)

Tak właśnie miało być – kiedyś las był nieskończony, a potem został tylko wycięty kawałek, reszta zniknęła.

mnie/minie – tak, już mi zgłaszano tę literówkę, ale wstrzymuję się z poprawkami do ogłoszenia wyników.

Powtórzenie jest celowe – na skutek rozmnożenia Hlado pojawiły się błędy we fragmencie.

 

Że fabuła pretekstowa – nie będę się upierać, że wcale nie. W ogóle stworki wymyśliłam dość dawno, ale jakoś właśnie z fabułą miałam problem. Wymyślałam ją na podstawie inspiracji muzycznej. A że słuch mam, jaki mam, to cudów nie należało się spodziewać. ;-)

Babska logika rządzi!

Technicznie: udało mi się upolować literówkę i to by było na tyle, jeśli chodzi o moje łowy. Bardzo dobrze, znaczy. ;-)

Interpretacja tematu: temat konkursu jest jednym z wiodących elementów opowiadania, więc i tu moja ocena jest wysoka.

Fabuła i poprawność: Tekst jest bardzo fajnie wyważony. Mamy tutaj zarówno prezentację ciekawych istot z solidnym wykorzystaniem tematu konkursu jak i kawałek ciekawej historii, która może i nietypowością nie powala, ale ogólnie dobrze wpisuje się w koncepcję lekkiego, barwnego tekstu, który i coś pokaże i opowie w bardzo przystępnej formie. Czuło się przy lekturze, że tekst nieco podlano wodą, ale zamulania w żadnym razie to nie spowodowało. Można za to żałować, że nie była to nieco dłuższa opowieść. Oczywiście wszystko, co potrzeba, zostało w tym tekście zawarte, tym nie mniej jako czytelnik kilka dodatkowych tysięcy znaków dla tych barwnych istot przyjąłbym z zadowoleniem.

Czepów mało, to i komentarz wyszedł trochę krótki. Czasem tak jest, że wszystko, co potrzeba napisać na temat danego tekstu to: kawał przyjemnego opowiadania.

Dziękuję za udział w konkursie.

I gratuluję zwycięstwa! :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dzięki, Jurku CM-ie. :-)

Inni znaleźli co najmniej dwie literówki, więc najwyraźniej część zwierzyny Ci umknęła. Cóż, nie wypada się nabijać, bo mnie również.

No, na temat udało się napisać. Jechałam na tych smakach zapachów, ile się dało.

Dobrze, że nadmiar wody nie zniszczył tych smaków.

Co do długości komentarza – nie poznaję Kolegi, ale narzekać nie będę.

Ku chwale Portalu! ;-)

Babska logika rządzi!

Cześć!

 

Sympatyczne. :-) Właściwie to nie jestem w grupie docelowej dla takich opowieści, ale spodobało mi się. Przez chwilę zastanawiałem się, czy imiona bohaterów są znaczące, ale porzuciłem te rozważania dla samej przyjemności z lektury. Najbardziej przypadł mi do gustu opis przejścia na rannego wilka.

Poza tym bardzo dobrze potraktowałaś motywy synestezyjne. Nie na siłę, nie po łebkach, czyli po prostu należycie. Pod tym względem to faktycznie najlepszy konkursowy tekst (nie czytałem chyba tylko jednego, ale zaryzykuję powyższe stwierdzenie).

Jeżeli chodzi o wykonanie, to również ścisła czołówka. Poniżej dwie drobnostki.

 

Rytuał został opisany w kronice, w jednym z pierwszych rozdziałów.

Pochowali się między sierścią i wychynęli(+,) dopiero(-,) kiedy dopłynęło do nich świeże powietrze.

 

Gratuluję wygranej i pozdrawiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Dziękuję, Filipie. :-)

Cieszę się, że tekst podszedł mimo nienależenia do fanów.

Tak, imiona są znaczące, ale nie trzeba się tym przejmować. Tym bardziej, że brałam je z różnych języków i starałam się, żeby znaczenie nie było oczywiste.

No, popatrz – stworki wymyślone kiedy indziej, a przypasowały całkiem zgrabnie.

Nie jestem pewna przecinka – to, IMO, forma skrócona od “zrobili coś dopiero wtedy, kiedy coś tam, coś tam”.

Babska logika rządzi!

Przecinków nie można być zbyt pewnym. ;-) Mnie się wydaje, że przy użyciu dopiero kiedy/dopiero gdy przecinek dajemy przed całym wyrażeniem. Jak dołoży się wtedy, to wtedy dałbym przed kiedy. :P

 

Pochowali się między sierścią i wychynęli, dopiero kiedy dopłynęło do nich świeże powietrze.

Pochowali się między sierścią i wychynęli dopiero wtedy, kiedy dopłynęło do nich świeże powietrze.

 

Jest na pewno na sali jakiś spec, który nam to ładnie wyklaruje. ;-)

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

No to czekamy na speca. :-)

Babska logika rządzi!

Mocno odjechane.

Bardzo ciekawy koncept z gerufagami/fagami. Fajny pomysł na połączenie kolorów i strachu. Obrazowe opisy smako-zapachów.

Może brakło mi nieco fabuły jako takiej, bo trochę miałem wrażenie, że to bardziej takie fragmenty z życia, wycinki tego co się działo. Ale może taka już uroda tego tekstu, wszak wydarzenia opisane są przez pryzmat kronik więc ma to sens.

Warsztat jak zwykle bez zarzutu, czytało się płynnie i łatwo.

Dziękuję, Edwardzie. :-)

Czy odjechane? Nie wiem. Wymyśliłam kiedyś stworki żywiące się zapachami, a dalej samo poszło.

Cieszę się, że smakowe opisy zapachów się wyszły jako tako, bo to się okazało bardzo trudne – mamy straszliwie ubogą paletę przymiotników określających smak. Pomijając konkretne – smak truskawek, grochówki gotowanej przez babcię itd.

Fabuła wynika z muzyki. A że nie znam się na tym i wiele nie wyczytałam…

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka