- Opowiadanie: nati-13-98 - Muzeum Ludzi

Muzeum Ludzi

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy IV

Oceny

Muzeum Ludzi

Żaden człowiek nie ucierpiał podczas tworzenia tego tekstu.

 

– O czym śniłeś? – spytała No-Mad, siedząc na skraju kapsuły hibernacyjnej i zapinając obcisły kombinezon po samą szyję. – Ech, czy to w ogóle jest właściwe pytanie? – Uderzyła się w czoło dłonią o sześciu długich palcach, pozbawioną zmarszczek i paznokci.

– Potrafię śnić – wyjaśnił android, jeszcze nie do końca wybudzony z długiego stanu spoczynku. Zauważył, że towarzyszka uważnie mu się przygląda, jak gdyby szukała czegoś w mechanicznym ciele. – Widzę obrazy, ale gdy otwieram oczy, już ich nie pamiętam.

– Nie sądziłam, że masz z ludźmi tak wiele wspólnego. – Podniosła się i przeciągnęła, rozchylając szeroko ramiona. Android przypomniał sobie, że No-Madowie nie mieli piersi jak kobiety, lecz niewidoczne z zewnątrz gruczoły mlekowe. – Ja pamiętam wszystko. Ale ci nie powiem, i tak byś nie zrozumiał. – Nie bardzo wiedział, czy odebrać to jako zniewagę, czy pozbawiony podtekstu fakt. Co więcej, prawidłowe zrozumienie komunikatu zaburzył mu uśmiech na ziemistej twarzy No-Mad. – Ubieraj się, lądujemy.

Zanim usiadła za sterami wehikułu, zmierzyła androida raz jeszcze parą dziennych, wąskich, półprzeźroczystych oczu. Trzecie, to najmniejsze, znajdujące się pomiędzy rzadkimi brwiami, było teraz zamknięte. No-Madowie nazywali je nocnym, bo jako jedyne czuwało podczas snu.

Android zaczął wkładać kombinezon. Dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że jest całkiem nagi. Ludzkie nawyki, zganił sam siebie, naciągając na nogi elastyczny strój. Spojrzał na krocze, którego nie musiał przecież ukrywać. Na szczęście nie był modelem rozpłodowym.

Przez przednie, jedyne w wehikule okno zobaczył powierzchnię Czerwonej Planety. Z daleka wyglądała na niezamieszkałą, jednak im bardziej się zbliżali, tym wyraźniej widział ogromne, kuliste namioty No-Madów.

– Czy ten największy to…

– Tak, Centrum – odparła pospiesznie No-Mad, skupiona całą sobą na sterowaniu pojazdem. – Jak dobrze pójdzie, wylądujemy na dachu.

Wspomniany obiekt, w przeciwieństwie do namiotów, zbudowany był na wzór prostopadłościanu. Rozciągał się daleko, wzdłuż i wszerz rdzawej pustyni, obejmując obszar ledwie dający się objąć wzrokiem.

– Czy to wasz pierwszy stały gmach? – spytał android, choć po prawdzie znał odpowiedź.

– I zapewne ostatni – mruknęła No-Mad, zagryzając wargę. – Pamiętaj, żeby pod żadnym pozorem nie nazywać go domem ani mieszkaniem. No-Madowie nie zamieszkują.

– Dlaczego miałbym to zrobić? – zdziwił się. – Przecież nie w tym celu został stworzony.

– Nie zapominaj, że fascynacja ludźmi ciągle rośnie. Coraz więcej z nas będzie chciało zostać w Nowym Edo.

Podłoże zadrżało. Android zachwiał się i w ostatniej chwili zdążył oprzeć o ścianę wehikułu. Lądowanie zakończyło się pomyślnie, choć grymas na twarzy No-Mad sugerował, że nie była z siebie zadowolona.

Wcisnęła guzik, który uruchomił klapę wyjściową. W pierwszym momencie android zakaszlał, próbując złapać oddech.

– Rozumiem, że się przystosujesz? Jak twoi poprzednicy?

Android przytaknął, jeszcze przez dłuższą chwilę walcząc z brakiem tlenu. Trochę czasu musiało minąć, zanim mechaniczne płuca zaczęły przyswajać dwutlenek węgla.

– Już na ciebie czekają.

Gdy wyjrzał na zewnątrz, jego oczom ukazało się ogromne zbiorowisko No-Madów. Z daleka wyglądali niemal identycznie, różniły ich tylko wzrost i barwy kombinezonów.

Spojrzenia wszystkich skierowane były w jego stronę.

No-Mad zwinnie wyskoczyła z pojazdu i pomachała do zebranych. Wzniosły się okrzyki radości, tak donośne i piskliwe, że android musiał przykręcić sobie aparat słuchowy.

– Mamy to! – ledwie przekrzyczała tłum. – Szósty!

Uniosła otwartą dłoń, poruszając wszystkimi palcami. No-Madowie zareagowali wiwatami i owacyjnym tupaniem.

To ja, uzmysłowił sobie android. Ja jestem Szósty.

No-Mad zaprowadziła go do klapy w dachu, a następnie schodami na sam dół kilkukondygnacyjnego budynku. Znaleźli się w oszklonym pomieszczeniu, pośrodku którego stała niepozorna lada. No-Madowie nie zaprzątali sobie głowy ozdobami, stawiali na prostotę i funkcjonalność.

Na przybycie Szóstego oczekiwało troje osobników o wąskich szparkach zamiast nosa i grubych wargach, z krótką szczecinką na głowie. Dwoje z nich nosiło rdzawe kostiumy, takie jak jedyna znana androidowi No-Mad, trzeci zaś, a raczej trzecia, wyróżniała się szarością stroju.

– Ile jest dwa plus dwa? – spytała, splatając dłonie za plecami i pokazując w uśmiechu brązowawe zęby.

– Słucham?

– A nic, taki ludzki żarcik. Witamy w Centrum Badań nad Człowiekiem i Ludzką Cywilizacją. – Skłoniła się lekko, po czym wyciągnęła rękę. – Czy wciąż mogę tak się witać?

– Naturalnie – odparł android, delikatnie ściskając dłoń i nie kryjąc zdziwienia.

– Wolałam zawczasu zapytać, gdyby przypadkiem coś się zmieniło. Każdy kolejny z was miał wgrane jakieś nowości.

– Pamiętasz Czwartego, No-Madam? – zagadnął jeden z osobników w rdzawym kombinezonie. – Powiedział, że nie będzie jadł starszyzny!

– Zasrany wegeranin – dodał ten drugi. – Nazwał nas kanibalami.

– Ej, wegeran to wy szanujcie – odezwała się No-Mad, z którą przyleciał Szósty. – Teraz się śmiejecie, a potem umrzecie dużo szybciej.

– A wy i tak nas nie zjecie! – parsknął pierwszy rdzawy. – Więc na co komu taka śmierć?

– Oszczędźcie mi tej wątpliwej przyjemności dyskusji – wtrąciła się No-Madam. – No więc, jak to z tobą jest, Szósty? Jesz starszyznę czy może gustujesz w robotach?

Rdzawi osobnicy parsknęli. Przybysz obejrzał się zmieszany w stronę znajomej No-Mad. Wzruszyła ramionami z miną pełną dezaprobaty.

– Ja… działam na baterię słoneczną – bąknął nieśmiało.

– To się dobrze składa, bo noce są tu dosyć krótkie – wyjaśniła No-Madam, wygrzebując coś z trzeciego oka. – Czyli jak, czegoś ci potrzeba? Skoro nie jesz i nie pijesz…

– Dziękuję, niczego – odparł grzecznie Szósty.

– Zatem zapraszam do zwiedzania. – Wskazała korytarz kończący się rozsuwanymi drzwiami. – Meiji, oprowadź gościa.

Szósty drgnął na dźwięk tego imienia, z pewnością gdzieś go już słyszał. Zapytał o to No-Mad, jednak dopiero wtedy, gdy zostali sami.

– Klub japoński – wyjaśniła z satysfakcją. – Każdy nadał sobie imię od innego okresu w historii tego kraju. Łatwiej jest się do siebie zwracać… jakoś tak bardziej ludzko.

Drzwi rozsunęły się, ukazując ogromną salę muzealną, jedną z wielu, jak domyślał się Szósty. Pośrodku stały gęsto ułożone obok siebie gabloty, w których umieszczono rekonstrukcje ludzkich sylwetek, łudząco podobne do oryginałów. Wzdłuż ścian z kolei ustawiono oszklone blaty, na których prezentowały się wszelakie znaleziska archeologiczne.

– Czy tamci ludzie… – westchnął Szósty, kiwając w stronę drzwi.

– No-Madowie – poprawiła go Meiji. – Spokojnie, na razie nikt ich tu nie wpuści. Zgnietliby cię na śmierć.

Chciał dopytać, dlaczego wzbudza taką sensację, ale właściwie się tego domyślał. Jako jeden z sześciu androidów widział przecież prawdziwych ludzi, a nie obiekty muzealne.

– Najpierw próbowaliśmy złożyć coś ze znalezionych kości – tłumaczyła Meiji, wskazując pierwszą sylwetkę, dość nieumiejętnie poskładany szkielet. – Ale oni tak się różnili! To i masz, jedna kończyna dłuższa od drugiej, czaszka jakaś taka za mała…

– Pewnie dziecięca – stwierdził Szósty.

– A poskładanie żeber to już w ogóle jak rozszyfrowanie enigmy – popisała się błyskotliwym porównaniem. – Ludzie lubili takie układanki, pewnie świetnie by się przy tym bawili… Nieważne, idźmy dalej. Nie wiem, w którym momencie się zatrzymać, żebyś zaczął sobie przypominać.

– Przypominać?

– Kto i dlaczego cię przysłał. A przede wszystkim skąd.

Dopadła go myśl powodująca zgrzyt w mechanicznej głowie. Luka w pamięci, uświadomił sobie i przeraził się. Ostatnie, co pamiętał, to moment pobudki w wehikule i pytanie, które zadała wtedy Meiji.

– Jak to możliwe, że…

– Pod tym względem jesteś taki jak poprzedni. – Zmierzyła go od góry do dołu. – Wiesz wszystko o ludziach i o nas. Ale nie masz pojęcia, jakim cudem znalazłeś się na Ziemi.

Ziemia, słowo to brzmiało tak przyjemnie. Tak znajomo.

– Pojawiacie się znienacka, za każdym razem przy innych wykopaliskach – tłumaczyła, próbując wyczytać z jego spojrzenia, czy nadąża. – Numerują was, co na pewno nie pozostaje bez znaczenia. – Sugestywnie powiodła palcem po skroni. Android powtórzył ten gest, wyczuł wygrawerowaną tuż przy prawym oku cyfrę. – Pierwszy znał Biblię na pamięć, nie wiem, jak ty. Powiedział, że siedem to dla ludzi symbol doskonałości.

Szóstemu w ułamku sekundy przemknęły przez myśl kolejne rozdziały świętych pism, nie tylko chrześcijańskich. Wspomniana liczba rzeczywiście przewijała się w nich wielokrotnie.

– Dlatego twoje przybycie budzi tak niezdrowe emocje. – Skrzywiła się na dźwięk własnych słów. – Wychodzi na to, że jesteś przedostatni.

Im dalej próbował cofnąć się pamięcią, tym bardziej wszelkie skojarzenia zaczynały się ze sobą mieszać. Gdzie się podziali ludzie? Dlaczego nie ma ich na Ziemi?

– Zniszczyli ją sobie – odparła Meiji. Szósty nawet nie zauważył, że wypowiedział te pytania na głos, tak bardzo był zagubiony. – Ale to musiało zdarzyć się dawno temu, ledwie został po tym ślad. Teraz Ziemia należy do zwierząt i jest obszarem chronionym. Naszym obszarem chronionym – podkreśliła z dumą. – Byle No-Madom, a tym bardziej komukolwiek innemu, kto by się przypałętał z kosmosu, nie wolno jej odwiedzać. Badania nad ludzką turystyką dostatecznie wiele nas nauczyły.

Szósty wydobył z pamięci krótkie wspomnienie, górski szczyt i wspinającą się na niego grupę.

– Śnisz? – Z wizji wyrwał go głos Meiji.

– Słucham?

– Zobaczyłeś coś.

– Tak jakby. – Zamyślił się. – Mieli przy sobie telefony. To musiał być co najmniej dwudziesty pierwszy wiek.

– Świetnie – rzuciła bez entuzjazmu. – Czyli przed nami jeszcze kilka sal.

Musiał przyznać, że wiedza No-Madów na temat dziejów ludzkości prezentowała się zadziwiająco. Doświadczył swoistej podróży w czasie, obserwując kolejne stadia rozwoju człowieka. Miał okazję podziwiać już nie tylko proste odwzorowania wyglądu i ubioru z danej epoki, ale rzeczywistych rozmiarów ekspozycje konkretnych wydarzeń historycznych.

– Coś tu chyba nie pasuje… – Zatrzymał się przy dobijającej do brzegu łodzi prowadzonej przez potężnych, brodatych wojowników, a także wątlejszych mężczyzn odzianych w wytworniejsze stroje i staranniej uczesanych.

– Ach, to tak celowo. – Meiji spoglądała na rozpostartą na ścianie, mocno podniszczoną mapę. – Najpierw natknęliśmy się na pozostałości wikingów… a potem utonęliśmy w książkach o Kolumbie!

Szósty powiódł jeszcze wzrokiem po ustawionych w pozycji bojowej, uzbrojonych w łuki Indianach i dogonił towarzyszkę, przemierzającą już kolejną salę.

– Dlaczego tak bardzo fascynują was ludzie? – zainteresował się, podziwiając afrykańską chatę. Zdążył już zauważyć, że No-Madowie nieszczególnie przemyśleli porządek przedstawianych obiektów, przeskakując od regionu do regionu.

– Od kiedy wędrujemy po kosmosie, nigdy nie natknęliśmy się na tak różnorodną rasę. Jasne, byli z nich cholerni masochiści, ale za to jacy kreatywni! Tak, chyba to nas w nich pociąga. Nie umiemy do końca pojąć ich natury.

– Autentyki? – Przyjrzał się jednemu z obrazów.

– Nie dotykaj! A zresztą, tego akurat mamy całe stosy. Uwzięli się na tę Mona Lisę.

Usłyszeli czyjeś kroki, po czym w przejściu do kolejnej sali zjawiła się wątła No-Mad, dużo niższa od tych, które dotychczas widział Szósty. Trzymała pod pachą jakiś opasły tom, z którego wystawały luźno włożone, pożółkłe kartki.

– No proszę, uczniak to się wszędzie przypałęta. – Meiji skrzyżowała ręce. – Nie powinnaś być teraz w bibliotece, Azuchi-Momoyamo?

– Proszę o wybaczenie. – Dygnęła niezgrabnie. – Byłam właśnie w drodze, kiedy…

– Ależ rozumiem, że nie mogłaś się powstrzymać. – Zerknęła na androida. – Przyznasz, że Szósty wyjątkowo im się udał.

Nie od razu pojął, co oznaczają te uparte, nieznośne spojrzenia. Meiji nie pierwszy już raz patrzyła na niego w ten sposób, ale odpędzał od siebie tę myśl, bo przecież nie miał do czynienia z ludzkimi…

– Jak italski Mars. – Azuchi-Momoyama spuściła wzrok, ziemiste policzki nabrały różowawych odcieni. Szósty był wdzięczny swoim twórcom, że jego mechaniczna powłoka nie reagowała podobnie.

– A teraz zmykaj, dość się napatrzyłaś. – Meiji machnęła ręką. – Chyba że masz jakiś interes do naszego gościa. Naukowy, ma się rozumieć. – Zmarszczyła brwi.

– Właściwie… – Azuchi-Momoyama naciągnęła nieco ciasny kołnierzyk ciemnozielonego kombinezonu. – Skoro już tu jestem…

– No dalej, Towarzyszko Przyjaciół Ludzi, nie mamy lat świetlnych – burknęła Meiji. – Na pewno przychodzi ci do głowy mnóstwo pytań.

– Czy bogowie istnieją?

Zapadła głucha cisza. Szósty zerknął na równie zdezorientowaną No-Mad, której z wrażenia otwarło się trzecie oko.

– Proszę o wybaczenie, nie powinnam…

– Nic mi o tym nie wiadomo – odparł cierpliwie Szósty. – Ale tego po prawdzie nie wiedzieli nawet ludzie.

Azuchi-Momoyama dygnęła na pożegnanie i bez słowa podążyła w kierunku przeciwnym do zwiedzania. Milczenie trwało jeszcze dłuższą chwilę.

– Wybacz, nie spodziewałam się jej tutaj. – Meiji wyglądała na poważnie zakłopotaną.

– Klub japoński? – Szósty chyba po raz pierwszy zdobył się na uśmiech.

No-Mad uciekła wzrokiem. Zupełnie jej nie poznawał.

– Dlaczego wy…

– Chodźmy dalej. – Pociągnęła go za ramię.

– Chyba nie rozumiem. – Nie dał za wygraną, zatrzymał się. – Za kogo wy mnie macie?

Meiji chrząknęła nerwowo, błądząc wzrokiem z kąta w kąt.

– Nie zaprzątaj sobie tym głowy. – Głos nieco jej drżał. – Niektóre z nas… och, zresztą sam wiesz, jak bardzo różnimy się od ludzi. Szczególnie w tych sprawach – zaakcentowała przedostatnie słowo.

Domyślał się, o co jej chodzi, ale szczątkowa wiedza nie pozwalała mu w pełni zrozumieć.

– Nondosha-Madon to dość, jak by to powiedzieć… pragmatyczna rasa – mówiła powoli i niepewnie. – Nigdzie nie zagrzewamy miejsca, wędrujemy od planety do planety… ale na Marsie wszystko się zmieniło. – Ośmieliła się na niego spojrzeć. Rozpoznał znajomą hardość w jej oczach. – Znaleźliśmy szczątki, może nawet ślady osadnictwa… pokażę ci później to miejsce. A potem odkryliśmy Ziemię. I dowiedzieliśmy się, że można żyć inaczej. Budować domy, łączyć się w pary… Wbrew pozorom wielu No-Madów wciąż tego nie pojmuje. Nie chcą ze sobą obcować, karmić młodych gruczołami. A my, w Towarzystwie, zaczęliśmy lubić nasze ciała. Nigdy nie sądziliśmy, że mogą dać tyle radości.

Szósty w pierwszym odruchu poruszył palcami obydwu dłoni. Nie bardzo mógł uważać się za znawcę w tych sprawach. O ile stwórcy obdarzyli go wszystkimi zmysłami, o tyle zdolności łączenia ich z emocjami były u niego mocno ograniczone.

– Dlatego nie zdziw się, jeśli będą się w ciebie wpatrywały jak wegeranin w kąsek trawy. – Przybrała surową minę. – Coraz bardziej przypominacie ludzi. Kto wie, czy Siódmy nie będzie prawdziwym człowiekiem.

Zdziwiła go ta teoria, zwłaszcza że w ustach Meiji zabrzmiała bardzo poważnie. Jak gdyby szczerze w nią wierzyła, a nawet była jej pewna.

– Dwudziesty pierwszy wiek – zmieniła nagle temat. – Jeszcze trochę przed nami.

Podążali dość szybko przez kolejne sale, Szósty nie mógł więc uważniej poprzyglądać się eksponatom. Mignął mu przed oczami szogun Ieyasu Tokugawa, dalej minęli prezentację dzieł Szekspira, by zaskakująco szybko znaleźć się pośród amerykańskich i francuskich rewolucjonistów.

– Większość broni to autentyki – powiedziała z dumą Meiji. – Sporo było tego żelastwa, pewnie nie wszystko się zgadza z epoką.

Po serii ekspozycji dość szczegółowo ukazujących kolejne wojny dwudziestego wieku znaleźli się w przestrzeni, którą Szósty kojarzył już zdecydowanie lepiej. Czuł się coraz swobodniej wśród wraków samochodów, komputerów, krzykliwych ubrań czy sond kosmicznych, jak również porozwieszanych na ścianach kolorowych fotografii. Patrzyły na niego uśmiechnięte twarze, za którymi nagle odrobinę zatęsknił.

– I co? Jakieś wspomnienia?

Błądził od gabloty do gabloty, pochłaniając wzrokiem przedmioty codziennego użytku, ręczne zapiski, instrumenty muzyczne, elementy garderoby, opakowania po jedzeniu… Tak, przypomniał sobie roboty odzyskujące zużyte surowce, ale te musiały pojawić się później.

– Pokaż mi androidy – poprosił.

– Jak sobie życzysz.

Musiała źle zrozumieć, bo zaprowadziła go przez następne sale właściwie do samego końca muzeum, tam gdzie No-Madowie trzymali jedne z najcenniejszych eksponatów.

Szósty zatrzymał się i zamarł z wrażenia.

Pięć mechanicznych szkieletów stało równo obok siebie, z zamkniętymi oczami. Android żadnego nie pamiętał, widocznie nigdy wcześniej ich nie widział. Rzeczywiście mocno zmieniały się z każdym kolejnym modelem – podczas gdy Pierwszy, z soczewką zamiast oczu, nosa i ust, ledwie przypominał człowieka, już Trzeci i Czwarty mogli poszczycić się całkiem starannie wykonanymi rysami twarzy. Piąty najbardziej przypominał Szóstego, choć nieco zbyt okrągłe ślepia, wysokie czoło i wystające w wielu miejscach kable pozostawiały wiele do życzenia.

– Tutaj kończy się historia – powiedziała Meiji. – Twoja historia.

Wyciągnął rękę, jednak nie dotknął mechanicznego policzka Piątego. Ogarnęło go dziwne poruszenie.

– Zepsuły się? – Ledwie odważył się zapytać.

– Raczej wyłączyły. Jakby ktoś je tak zaprogramował. – Szósty poczuł na ramieniu dłoń Meiji. – Podejrzewamy, że emitowały jakieś sygnały, ale jak dotąd nie udało nam się ich wychwycić.

– Przekazywały informacje?

– To by miało sens. – Odsunęła rękę i podparła nią podbródek. Android zauważył, że chwilowy dotyk sprawił mu przyjemność. – Zwłaszcza że każdy kolejny wiedział o nas coś więcej. A my dowiadywaliśmy się nowych rzeczy o ludziach.

– Myślisz, że chcą się z wami porozumieć?

– Chciałabym to wiedzieć. Wierzymy, że Siódmy da nam w końcu odpowiedź.

Wiara, jak dziwnie to słowo zabrzmiało w ustach No-Mad. Szósty przypomniał sobie tę małą, Azuchi-Momoyamę, ciekawość w jej wąziutkich oczach, gdy zadawała pytanie.

Co android może wiedzieć o bogach? Byli dla ludzi tym, czym ludzie dla niego – stwórcami i mentorami. Próbował sobie przypomnieć, czy człowiek kiedykolwiek zobaczył któreś z nich.

A potem zwątpił w to, że kiedykolwiek widział ludzi.

– Szósty? – Meiji szarpnęła go za ramię. – Chyba na moment odpłynąłeś.

– Naprawdę? – Zamrugał kilka razy.

– Całe szczęście, już się wystraszyłam… Z nimi było podobnie. W którymś momencie się zacięli i wyłączyli.

Ogarnął go lęk. Próbował myśleć trzeźwo, nie po ludzku. Ale człowiek zbyt mocno wpisany był w jego naturę.

– O czym śnisz? – Meiji położyła mu dłoń na policzku. Poczuł ciepło wędrujące kablami do niemal wszystkich miejsc w ciele.

Czego jeszcze o sobie nie wiedział?

Sen był pusty, stanowił zaledwie myśl pozbawioną obrazu. Gdzie są ludzie, pytał sam siebie, po co mnie tu wysłali? Czy chodziło tylko o informacje?

– Pierwsza owca, druga owca…

– Co takiego?

– Pomagam ci wejść w trans.

Zanim zdążył przypomnieć sobie, czy ktoś kiedykolwiek w ten sposób zasnął, zorientował się, że ma zamknięte oczy. W głowie jednak wciąż widniała pustka.

– …szósta owca, siódma owca. Pierwsza owca, druga owca…

Nagle zobaczył pastwisko ogarnięte półmrokiem zachodzącego słońca, a na nim kilka zwierząt o grubej, brązowawej wełnie, leniwie skubiących trawę. Próbował odnaleźć w tej wizji pasterza, lecz na próżno. Czas zdawał się tu nie płynąć, zatrzymany niczym na płótnie.

– Siódmy – westchnął mimowolnie. – Siódmy…

– Widzisz go? – Poruszenie Meiji na moment wyrwało go z letargu.

– Licz dalej.

Wizja pozostawała niezmienna. Poruszało się jedynie słońce, a raczej Ziemia powoli zmieniała pozycję, pogrążając pastwisko w mroku.

– Wiem, że tam jest – powiedział bezradnie. – Wiem…

– Jak wygląda? – niecierpliwiła się.

– Nie widzę go. Wiem, ale nie widzę.

Otworzył oczy, na moment oślepiło go naturalne światło. Meiji stała sztywno, trzymając androida mocno za ramiona i wpatrując się w niego przeszywająco.

– Wiem, że tam był – rzucił pełen rozczarowania. – Ale nie mogłem go nigdzie zobaczyć.

No-Mad milczała, wyraźnie zastanawiając się nad jego słowami. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech.

– O co tu chodzi? Czy ja zwariowałem?

Przejechała dłońmi po jego ramionach, spojrzała mu w oczy. Jakoś tak czule, ludzko.

– Nie zwariowałeś, Szósty – odparła pogodnie. – Ty po prostu uwierzyłeś.

Louisa Matthíasdóttir, Mountain and sheep

(źródło: https://www.tibordenagy.com/exhibitions/louisa-matthiasdottir5)

Koniec

Komentarze

Cześć, Nati!

Nie bardzo wiem, jak ten tekst skomentować, bo pomysł na cywilizację odkrywająca ludzką historię jest świetny, ale poza tym niewiele z opowiadania zrozumiałam. Zakończenie pozostaje dla mnie największą zagadką. Mam takie uczucie, że za dużo w tej opowieści zostało niedopowiedziane i jest to bardziej scenka niż opowiadanie. No, ale może następni czytelnicy okażą się bardziej domyślni niż ja ;). 

– No dalej, Towarzyszko Przyjaciół Ludzi, nie mamy lat świetlnych – burknęła Meiji.

Lata świetlne to miara odległości a nie czasu.

 

 

Cześć, Alicello!

 

Dzięki za odwiedziny. Tekst miał być w założeniu oszczędny i pozostawić duże pole do namysłu. Ale rozumiem, że może nie przypaść do gustu ;) 

– No dalej, Towarzyszko Przyjaciół Ludzi, nie mamy lat świetlnych – burknęła Meiji.

Tutaj chodziło o ignorancję bohaterki, ale skoro to nie wybrzmiało, to chyba zmienię ;)

 

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Cześć ;) Jeśli chodzi o samą koncepcję opowiadania, super. Czyta się również przyjemnie. Dwa największe zarzuty – po pierwsze, androidy o ludzkich odczuciach, płucach, które potrzebują tlenu itd. No nie mogę tego do końca kupić. Jakoś trudno mi uwierzyć też w to, że cywilizacja tak mocno rozwinięta, iż podróżuje po całym wszechświecie, dopiero od ludzi uczy się, że można sobie nadać imię (nie mówiąc o innych aspektach). Końcówka dla mnie również trochę zbyt ucinająca całość. Niby lubię takie niedopowiedzenia i oparcie się na tajemnicy, ale tutaj mam wrażenie, że cały tekst prowadzi do odpowiedzi na pewne pytania, a dostajemy tylko jakiś morał o wierze. Wyczuwam tu pewną niespójność i niekonsekwencje. Pozdrawiam! ;)

Realuc, dzięki za komentarz i uwagi! Szkoda, że koncepcja nie do końca przekonała, ale rozumiem zarzuty ;)

 

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Dużo przyjemności z czytania i zostawiłaś mi kilka pytań w głowie. Chciałoby się dalej pociągnąć tą historie :) 

Hej, Nati!

 

Nie jestem specem, ale z łapanki wydaje mi się, że tu przydałby się przecinek:

Trzecie, to najmniejsze(+,) znajdujące się pomiędzy rzadkimi brwiami, było teraz zamknięte.

Ale to wszystko co wyłapałem, także technicznie jest dobrze :)

Moje zainteresowanie treścią falowało. Raz się nudziłem, by za chwilę pochłaniać treść i snuć przypuszczenia. W tych drugich momentach, szczególnie pod koniec, chyba zbyt rozbudziłaś moje oczekiwania i ostatecznie finał zupełnie mnie nie usatysfakcjonował, czy może po prostu go nie zrozumiałem. Koncepcja jest natomiast bardzo dobra, z szerokim polem do popisu, może z tego wyjść mięsiste SF.

Trochę też mi zajęło pokapowanie się w imionach. Na początku No-Mad uznałem z imię, potem była konsternacja, bo to jednak nazwa rasy. To chyba niepotrzebna komplikacja.

Po lekturze mam wrażenie niewykorzystanego potencjału koncepcji, trochę się jednak nie połapałem w Twoich zamierzeniach, niemniej jednak opowiadanie rozbudziło moją wyobraźnię, więc nie był to czas stracony.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

vrchamps, dziękuję za komentarz, cieszę się, że lektura była udana :) Kto wie, może poświęcę kiedyś No-Madom dłuższą historię ;)

 

Krokusie, dzięki za uwagi, przecinek jak najbardziej do poprawienia! Fajnie, że tekst zostawił coś pozytywnego. Mam świadomość, że taka niejednoznaczność może nie przekonywać ;)

 

Pozdrowienia!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Bardzo ciekawa historia. 

Dużo smaczków językowych, które z przyjemnością odkrywałam.

Podobnie jak Alicella, nie do końca wiem jak się kończy, ale to daje mi pole do rozważania różnych wariantów.

Trochę żałuję, że nie dowiemy się co łączy poszczególne androidy i czy faktycznie przekazują wiedzę do bazy, ale całość na prawdę fajna. 

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, bardzo dziękuję za miłe słowa! Z tym zakończeniem to w sumie tak miało być, że właściwie nie wiadomo ;)

Pozdrawiam! 

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Bardzo przyjemna lektura. Raczej taka stawiająca pytania, niż dająca odpowiedzi. Spodobał mi się ten świat, nawiązania do Dicka, ale też i do chrześcijaństwa, koncepcja coraz doskonalszych androidów i sama konstrukcja opowieści (jedna długa scena). W końcówce spodziewałem się czegoś innego, ale i tak wyszło ciekawie.

Cześć, Nati :)

Bardzo spodobał mi się pomysł na opowiadanie, serio. Ludzie zmuszeni do opuszczenia Ziemi, nikt nie wie, gdzie są, a jedyne ślady ich istnienia to przysyłane androidy, które po określonym czasie się wyłączają i najwidoczniej mają jakieś zadanie do wykonania. Fajnie to wykoncypowałaś i czytałem z niekłamanym zainteresowaniem. Końcówka wprawdzie pozostawiła niedosyt, tajemnica nie została wyjaśniona, ale też chyba nie taki postawiłaś sobie cel. 

Okazuje się, że członkowie przedstawionej tutaj społeczności, mimo licznych błędów człowieka, zapożyczają od niego coś jeszcze – wiarę ;)

Chętnie poczytałbym o przedstawionym tu świecie w jakimś dłuższym opowiadaniu. 

Polecę do Biblioteki.

 

I na koniec kilka uwag;

 

Co więcej, prawidłowe zrozumienie komunikatu zaburzył uśmiech na ziemistej twarzy No-Mad.

Coś się posypawszy. Czy nie miało być prawidłowe zrozumienie komunikatu zaburzyło…?

 

Spojrzał na krocze, gdzie nie miał przecież czego ukrywać.

Trochę niezręcznie. Może Spojrzał na krocze, którego nie musiał przecież ukrywać? Albo coś w podobie ;)

 

Rozciągał się daleko wzdłuż i wszerz przez rdzawą pustynię,

Chyba raczej: Rozciągał się daleko, wzdłuż i wszerz rdzawej pustyni.

 

Więc na co komu taka śmierć.

W mojej opinii zdanie powinno kończyć się pytajnikiem.

 

Oszczędźcie mi tę wątpliwej przyjemności dyskusję

Raczej: Oszczędźcie mi tej wątpliwej przyjemności dyskusji.

 

Szóstemu w ułamku sekundy przemknęły przez myśl kolejne rozdziały świętych pism, nie tylko chrześcijańskiego

Nie tylko chrześcijańskich. 

 

Pozdrawiam ;)

Nie wiem, Nati, czy w opowiadaniu zawarłaś wszystko, o czym myślałaś, pisząc je, bo nie ukrywam, że choć Muzeum ludzi, czytało się całkiem dobrze, to niewiele z tej historii do mnie trafiło, a najbardziej nie wiem, skąd się brały androidy przywożone na Marsa.  

 

z drob­ną szcze­cin­ką na gło­wie. ―> Szczecinka może być krótka, rzadka, skąpa, ale nie wiem, kiedy szczecinka jest drobna?

 

Uwzię­li się na tę Mona Lisę. ―> Uwzię­li się na tę Monę Lisę.

 

na­cią­gnę­ła nieco du­szą­cy koł­nie­rzyk ciem­no­zie­lo­ne­go kom­bi­ne­zo­nu. ―> Raczej: …na­cią­gnę­ła nieco ciasny koł­nie­rzyk ciem­no­zie­lo­ne­go kom­bi­ne­zo­nu.

 

– Non­do­sha-Ma­don to dość, jak by to po­wie­dzieć…. prag­ma­tycz­na rasa… ―> Zbędna kropka po wielokropku.

 

Byli dla ludź­mi tym, czym lu­dzie dla niego… ―> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

PanDomingo, dzięki za odwiedziny! Cieszę się, że lektura była udana ;)

 

AmonRa, ogromnie dziękuję za bibliotekę i łapankę! Końcówka miała pozostać niedopowiedziana, tym bardziej więc miło mi, że opowiadanie Cię zainteresowało :) A do No-Madów być może jeszcze wrócę, w dalekiej przyszłości.

 

regulatorzy, dziękuję za łapankę! Tak, zawarłam w opowiadaniu dokładnie to, co chciałam – pochodzenie androidów miało pozostać tajemnicą :)

 

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

No cóż, w takim razie przyjdzie mi żyć z tą niewiedzą. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie wiem, skąd się brały androidy. Momentami miałam wrażenie, że to ludzie gdzieś z daleka nimi sterują i wyłączenie się androida oznacza, że stracili zainteresowanie, albo coś w tym guście. To jednak nie tłumaczy, skąd się tam wzięły.

Zinteresowanie obcych naszym gatunkiem przypomina mi trochę ludzką fascynację przestępcami i w ogóle złolami ;) Mam nadzieję, że nie pójdą w tym kierunku ;)

I chyba zapożyczyli od nas wiarę, choć nie wiem, czy to się dla nich dobrze skończy.

Sporo niedopowiedzeń w opku, chyba ociupinkę za dużo. Science trochę szwankuje. Na przykład: Po diabła androidowi płuca. Rozumiem, że chciałaś pokazać zanieszyszczenie ziemskiego powietrza, ale dałoby się inaczej.

Czytało się dobrze, ale pozostaję z lekkim niedosytem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz, dzięki za komentarz i podzielenie się opinią! W założeniu miało tu pozostać dużo niewiadomych, ale rozumiem, że może trochę za dużo ;) A przez „płuca” rozumiem raczej mechanizm przystosowywania się do zmiennego powietrza (na Marsie, w przeciwieństwie do Ziemi, przeważa dwutlenek węgla).

Zinteresowanie obcych naszym gatunkiem przypomina mi trochę ludzką fascynację przestępcami i w ogóle złolami ;)

Ciekawa koncepcja ;)

 

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Hmmm. Ciekawy świat, ale nie zrozumiałam, co z niego wynika. Skąd nowi Marsjanie wygrzebują te androidy, dlaczego w założonej z góry kolejności, skąd one się tam wzięły, jakie mają zadanie, dlaczego szybko przestają działać, dlaczego populacja aż tak się nimi ekscytuje… Fajnie byłoby IMO, gdyby tekst trwał dalej i dostarczył chociaż niektórych odpowiedzi.

Bo w tej chwili mam wrażenie, że rozłożyłaś na scenie interesujące dekoracje, ale aktorzy zniknęli po pierwszym akcie i większość rekwizytów pozostaje niewykorzystana. A ja siedzę w czwartym rzędzie, rozglądam się, i nie mam pojęcia, czy to już koniec przedstawienia, taki dłuższy antrakt, czy może siła wyższa przerwała zabawę.

Babska logika rządzi!

Finkla, dziękuję za komentarz! Moim założeniem było pozostawienie tych niedopowiedzeń, ale rozumiem, że taka forma nie do każdego trafia ;)

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Nowa Fantastyka