- Opowiadanie: LunarChimera - Nieszczęśliwe lalki

Nieszczęśliwe lalki

Krótkie opowiadanie o szczęściu.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Nieszczęśliwe lalki

Bogowie często się nudzą. A dla tych, co żyją wiecznie, nuda jest jak śmierć. Nieśmiertelni robią więc wszystko, by nie pożarł ich marazm i nie zabiła gnuśność. Bawią się materią słów, wykręcają czas i przestrzeń, zmuszają naturę, by uniżona padała im do stóp. Jedynym ograniczeniem jest ich własna kreatywność. I choć każdy z nich posiada wyjątkowy dar, często piękny, lecz skromny, to nie każdy wie, jak rzeźbić nim w materii i kształtować prawa świata, jak stworzyć coś rzeczywistego – coś, co odstraszyłoby nudę i zabiło marazm.

Pewna Boginka posiadała taki dar, pozornie nieużyteczny, oparty jedynie na odczuwaniu i smakowaniu świata. Córka starych bogów potrafiła dostrzec ludzkie szczęście. Wiło się ono czasem między ludźmi, podobne do nitki, choć było bardziej sprężyste i wytrzymałe. Często leżało pozostawione gdzieś w leśnym listowiu, pływało w słonym morzu lub zalegało na kamienistej drodze, jakby wywołane przez ten konkretny moment, jedno spojrzenie, wspomnienie lub ciepły gest. Nieruszone – znikało, niepotrzebne i zapomniane, jakby natura świata wyrzucała to, co zbędne lub nieprzekształcone. Witki stworzone z radosnych emocji, chociaż miały jaskrawe kolory i wydzielały zapach, były za krótkie, by kreować z nich rzeczy ciekawe. Samo odczuwanie ludzkiego szczęścia nudziło Boginkę, nie w smak jej było bierne stanie z boku i uciecha z cudzej radości. Nużący był również zapach wydzielany przez nitki, za prosty, zbyt przyziemny, do bólu ludzki i nudny.

Boginka długo nie umiała odnaleźć twórczego potencjału swojego daru lub chociaż satysfakcji z wąchania i oglądania człowieczych radości. Nie korzystała z niego często, zajmowała się tym, czym bogowie lubili się zajmować, ignorowała jaskrawe nici, a te znikały nieruszone. Często więc ogarniał ją marazm i dopadała gnuśność. Stawała się wtedy ciężka, otępiała, a jej drzemki były długie, tak długie, że gdy się budziła, plątała się w korzeniach nowych drzew, przykryta płaszczykiem z ziemi i gęsto rozsianych kwiatów.

Zwierzęta, nawet niektóre owady, lubiły ogrzewać się przy boginkach. Tym razem kret drzemał jej w nogach, zające tuliły się do piersi, a mrówki łaskotały stopy. Gdy się podniosła, leśna kołdra popękała, zwierzęta uciekły, huk padających drzew rozniósł się po lesie. Trudno jest po takiej drzemce wyprostować nogi, nawet Bogince, więc podnosiła się do siadu z trudem, ziewając przeciągle, tak głośno, że najbliższe ptaszki zerwały się i odfrunęły.

Dopiero gdy przetarła zaspane oczy, ujrzała Cherubina w garniturze – ten, zupełnie niewzruszony nagłym trzęsieniem ziemi, tuż obok popijał gęstą mgłę z filigranowej filiżanki. Siedział na koronkowym kocyku, na którym rozłożone miał talerze, ciasta, zgrabne imbryki oraz szeroki uśmiech wykwitły na smukłych wargach.

– Moje uszanowanie. – Zgrabną dłonią zdjął na chwilę kapelusz i pokłonił się jej z gracją. – Wyspała się pani?

Boginka nie odpowiedziała, bo coś dziwnego zwróciło jej uwagę, coś zupełnie niepasującego do uroczego pikniku na leśnej polance. Tuż przy koronowym kocyku rosło drzewo, a na najniższej gałęzi wesoło dyndała lalka. Kiwała się na boki, w prawo i w lewo, w przód i w tył, jakby na radosnej huśtawce-karuzeli, lecz nie trzymała się sznurka, tylko przewiązała go sobie makabrycznie wokół szyi.

Boginka wreszcie poczuła coś podobnego do zainteresowania.

– Co się tu dzieje? – zapytała, podejrzliwie zerkając na drobnego Cherubina.

– Nie widać? Lalki mi się wieszają – odparł, jak gdyby zdziwiony oczywistością odpowiedzi.

– Ciężko się powiesić, gdy się nie ma kręgosłupa.

– Właśnie to samo próbuję jej powiedzieć, ale biedaczka nie chce słuchać! Chce się pani dosiąść? – zaproponował, już sięgając po imbryk.

Boginka skorzystała z zaproszenia. Otrzepała się z ziemi i mrówek, a mimo to i tak pobrudziła kocyk, gdy usiadła tuż obok elegancika Cherubina. On jednak wychowanym był bożątkiem, nie pogniewał się o plamy na koronce, za to od razu podał jej filiżankę wypełnioną leśną mgłą.

– Nie pomożemy jej? – zapytała Boginka i skinieniem głowy wskazała na laleczkę, która dyndała coraz mniej żwawo na gałęzi.

– Ależ skąd! Gdy się wpada na głupi pomysł, to trzeba umieć się z niego, że tak sobie zażartuję, wyplątać.

– Ale skąd u lalki taki drastyczny krok?

Cherubin spojrzał zdziwiony na Boginkę, jego twarz zaś przybrała nieco wstydliwego wyrazu, jakby pierwszy raz od dłuższego czasu miał okazję porozmawiać z innym bóstwem, albo to inne bóstwo po raz pierwszy chciało go słuchać.

– Nie wiem. Można powiedzieć, że ludzkie przedmioty bardzo mnie sobie ukochały. Zaczynają żyć, czuć i oddychać w moim towarzystwie. A wie pani, każdy przedmiot ma inny charakter. Buty są zwykle niecierpliwe, wszędzie im się gdzieś spieszy. Kapelusze mają głowy w chmurach, często się gubią, łachudry. Noże są porywcze, filiżanki lubią plotki, nożyczki ciągle drą koty, a lalki… Prawie wszystkie lalki są smutne, a ja nie umiem ich pocieszyć.

Boginka zadrżała, bo dziwna myśl przebiegła jej przez umysł; nowa, świeża, dotąd w jej boskiej głowie niespotkana. Tylko jak ją nazwać? Jak opisać tę myśl, która nagle wywołała ekscytację i przegoniła senność? Jak określić dziwną radość i chęć zmiany świata, choćby tego niewielkiego i lalkowego, urwanego prosto z miniaturowego domku na zakurzonym strychu?

– Pomysł… – mruknęła do siebie, jakby musiała przypomnieć sobie, jak ułożyć język przy wypowiadaniu tego słowa. – Mam pomysł!

W jaki sposób szyje się peruki? Boginka nie wiedziała, ale postanowiła się nauczyć. Na szczęście materiałem nie musiała się przejmować, bo wszędzie mogła znaleźć niewielkie sploty złożone z ludzkich radości. Cieniutkie niteczki, pełne śmiechu, przyjemności i słodyczy leżały na skraju lasu, wiły się na błotnistych dróżkach, plątały wśród kwiatów na polanie i zalegały w piasku przy jeziorze. Choć krótkie, były idealnym materiałem na piękne włosy dla drewnianych lalek. Musiała się tylko nauczyć, jak szyć peruki w tak niewielkiej skali, jednak była podekscytowana samą myślą o kreacji i urzeczywistnieniu swego daru.

Cherubinowi udało się ukraść grzebień i nożyczki, należące do jednej z leśnych wróżek; porwał je z chatki, co dach miała z muchomora, a ściany z łupin laskowych orzechów. Podarował narzędzia Bogince, pomógł uszyć siatkę na perukę, oczy jaśniały mu z radości, chociaż lalka nadal była smutna. Jednakże zaplatanie nitek na tak maleńkiej siatce okazało się trudne. Boginka próbowała korzystać z igieł od krawcowej, lecz te ożyły w towarzystwie Cherubina i złośliwie kłuły ją w palce, kłóciły się między sobą, a nawet nie pozwalały przewlec nitki. Dopiero zdobyty naparstek, choć był zbyt niezgrabny, by z nim szyć, uspokoił igły i ułagodził temperament.

Jakiś czas później Boginka czesała już swoją pierwszą perukę, lecz dziwna rzecz się wtedy zadziałała, jakby bardziej urzeczywistniona forma coś zmieniła w nitkach ze szczęścia. Gdy przeczesywała bowiem pasma, różne rzeczy wysuwały się spomiędzy włosów, jak gdyby kosmyki oddawały to, z czego zostały zrobione. Z tej konkretnej, w kolorze słonecznego blondu, wysypywał się ciepły piasek i wypadały gładkie kamyczki, a po pomieszczeniu rozniósł się zapach mulistej wody wprost z jeziora. Prawdziwa kreacja, robić coś z niczego, unaoczniać radość.

Lalka w tym kolorze prezentowała się pięknie, od razu też humor jej się poprawił, jakby szczęście z peruki spływało jej do myśli niczym słodki miód. Zaczęła pływać w pobliskim strumieniu i uśmiechała się błogo, gdy słońce padało jej na drewnianą twarz. Cherubin odetchnął z ulgą, szczęśliwy, że Pani Losu tak ich pokierowała, że zabrał lalkę na piknik tego popołudnia w miejsce, gdzie spała znudzona Boginka.

Uszczęśliwianie porzuconych lalek stało się jego ulubionym zajęciem. Często zamawiał dla nich trochę szczęścia u swojej nowej, serdecznej przyjaciółki, która stawała się coraz lepsza w perukarskim fachu. Dla niej z kolei oglądanie, gdy podczas czesania wielokolorowych kosmyków wypadają kryształy górskie, jadalne grzyby czy okruszki chleba, było o wiele ciekawsze niż samo uszczęśliwianie lalek, niż wąchanie i odczuwanie ludzkiego szczęścia. Zwłaszcza że czasem zdarzały się peruki wyjątkowe, złożone ze szczególnych powodów do radości.

Pierwsza była ciemnozielona, fascynująca w swojej grozie. Spomiędzy pasm włosów wypadały martwe żabki, skrwawione i powykręcane. Jedna miała gwoździe wbite w oczodoły, druga powyrywane nogi, trzecia rozpruty brzuch i obnażone flaki. Wypadały z peruki i z mlaśnięciem rozbijały się o ziemię, śmierdziały padliną i dziką, sadystyczną ekscytacją.

– I tak załóżmy ją Pistacji – zaproponował Cherubin. – Zobaczymy, co się stanie.

Pistacja odtąd była wyjątkową lalką, nienawidziła płazów i ślimaków. Chodziła z gwoździem tapicerskim przywiązanym do pasa, jak z szabelką, i z uciechą maltretowała obślizgłe żyjątka.

Druga peruka była ruda, ciepła w dotyku. Wypadały z niej niedopałki papierosów, zapałki oraz podpalane kawałki papieru. Te włosy przypadły Rózi, lalce o brązowych oczach i gwałtownym charakterze. Od tamtej pory często coś płonęło w lesie. Zaczęło się od niewielkich ognisk i przypalanych krzaczków z poziomkami. Ostatecznie zapłonęły mrówcze kopce, okoliczne chatki samotnych wróżek i młode drzewka.

Włosy trzeciej peruki były wielokolorowe, o przeróżnych barwach i odcieniach. Wypadały z niej dziwne przedmioty, zupełnie ze sobą niepowiązane. Sznurówka buta, cyrkonie, zegarek kieszonkowy, złoty naszyjnik, święty obrazek. Boginka uznała je za pamiątki czysto sentymentalne, związane ze szczęściem właściciela, więc bez oporu przypisała tę perukę Maciusiowi. Ten był zwinną kukiełką, zamkniętą w sobie, i kochał błyskotki. Uwielbiał podkradać rzeczy innym lalkom, wróżkom i leśnym skrzatom. Wszystko gromadził w opuszczonej dziupli, niczym głodna wiewiórka zapasy na zimę, a gdy gryzonie lub inne lalki się do niej zbliżały, wpadał w histerię i ślad po takich nieszczęśnikach ginął.

Później tych pozornie bezpiecznych peruk było wiele… Ostatecznie co jakiś czas pojawiała się lalka czerpiąca radość z cudzych nieszczęść, krwi i bólu. Lalki sadystki, złodziejki czy oszustki z łagodnymi buziami i słodkimi oczami wypełniały las, maltretowały zwierzęta, kradły zapasy, truły owady.

– Tak być nie może – stwierdziła pewnego dnia Boginka. – Już dość.

– Najważniejsze, że lalki są szczęśliwe – odparł Cherubin i poprawił mankieciki. Zastukał w podłogę laską i uśmiechnął się do Boginki. – Jak chcesz odróżnić to „dobre” szczęście od tego „złego”? – zapytał.

– Nie wiem – westchnęła Boginka. – Możemy po fakcie podmieniać peruki.

– Lalki rozpierzchły się po lesie, życzę ci powodzenia, moja serdeczna przyjaciółko, w szukaniu małych morderców i drobnych piromanek.

– W takim razie koniec, nie będę przyjmować już zamówień. – Cherubin zbladł na te słowa.

– A reszta lalek?

– Szczęście lalek to twoja obsesja, nie moja. Musisz zająć się czymś innym, mój serdeczny przyjacielu. Może zacznij malować filiżanki? Naprawiać buty? Cerować bieliznę? Ja idę się zdrzemnąć.

– I znów chcesz spać przez tysiąclecia?

Boginka spojrzała uważnie na Cherubina, ujęła go za rękę i ucałowała kostki.

– Tak. Znudziły mnie ludzkie emocje. Są nudne, brudne i za proste, nawet te urzeczywistnione.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Wcześniej nie zdołałam doczytać do końca, a chciałam mieć spojrzenie na całość, aby zamieścić komentarz,. :)

Refleksyjna, pełna głębi, niezwykła opowieść. :) Intrygująca nade wszystko konsekwencjami, jakie pojawiają się podczas poznawania zachowań “ratowanych” lalek.

Plastyczne, baśniowe opisy, które stanowią ogromny walor Twojego opowiadania, początkowo zdają się dowodzić, że jest to jedynie cudowna, fantastyczna baśń. Jednakże w miarę poznawania kolejnych działań Cherubina i Boginki, widzimy istotny przekaz, jaki chciałaś zawrzeć w tekście. To spory zarzut pod adresem nas, ludzi. Wielokrotnie pod przykrywką sztucznego uśmiechu pojawiają się wady, prowadzące do najgorszych zbrodni. Pomysł na morderstwa, dokonywane przez ulubione zabawki, wzbudzające w Milusińskich wyłącznie pozytywne emocje i skojarzenia, zawsze jest doskonałym, ponieważ to właśnie osoby bądź rzeczy, które kochamy, którym bezgranicznie ufamy i przywiązujemy się do nich, mogą stanowić największe zagrożenie. 

Jak widać, pojęcie szczęścia jest względne. Nieszczęśliwe lalki po takich “pomocniczych zabiegach” mają być w założeniu Cherubina szczęśliwe. Czy istotnie są? Cherubin twierdzi, że tak. Lecz, za jaką cenę? 

Świat, jaki opisałaś na początku, pełen harmonii, ciepła, szczęścia i dobra, zostaje stopniowo zniszczony przez ludzkie przywary, których oczywiście jest bez liku. Sama sobie dopowiadam ciąg dalszy, w którym prawdopodobnie Cherubin, opętany manią ratowania kolejnych lalek, będzie szukał nowej Boginki, spełniającej jego życzenie. Można się domyślić, do czego to doprowadzi. 

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć, Lunar,

ależ osobliwe, ale i piękne opowiadanie! Dawno nie spotkałam się z tekstem tak… urokliwym i kreatywnym. Nie za wiele potrafię o nim napisać, bo czuję, że słowami zakłócę ten klimat.

Chciałabym nominować go jednak do biblioteki, dopiszę więc parę zdań.

Napisane bardzo sprawnie, po takim stylu można by się spodziewać wielu niepotrzebnych, rozwleczonych opisów, które byłby piękne, ale… nudne. Aczkolwiek tutaj tego nie ma, od razu przechodzisz do rzeczy, może też dlatego tak mi się spodobało.

Pomysł na ożywianie lalek perukami uważam za najlepszy punkt opowiadania, choć jednocześnie było to tak samo dziwne jak oryginalne. 

Na pewno nie wszystkim się spodoba, ale uważam, że warto dać szansę.

 

 

Cherubin spojrzał zdziwiony na Boginkę, zaś jego twarz przybrała nieco wstydliwego wyrazu, jakby pierwszy raz od dłuższego czasu miał okazję porozmawiać z innym bóstwem, albo to inne bóstwo po raz pierwszy chciało go słuchać.

Lepiej “zaś” nie umieszczać na początku. Także np. “jego twarz zaś…”, “jego twarz przybrało zaś…”

 

 

–Tak. Znudziły mnie ludzkie emocje.

Brak spacji przed “Tak”.

 

 

Powodzenia w dalszym pisaniu!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Bruce dziękuję ci pięknie za interpretację. Tekst miał właśnie troszkę prowokować do tego typu przemyśleń! Bardzo chciałam napisać coś o szczęściu zakazanym, takim które sprawia ból innym. Cieszę się bardzo że tekst ci się spodobał!

LanaVallen – dziękuję ślicznie za poprawki i chęć nominacji do biblioteki! Zaraz tekst poprawię i cieszę się, że ci się spodobał. Bardzo lubię motyw materializowania ludzkich emocji, stąd pomysł na peruki. Faktycznie jest dziwny, ale mam nadzieję, że przedstawiłam go na tyle sprawnie, że ta dziwność nie utrudnia czytania <3

I gdy oczy otworzę dech mi w piersiach zapiera, myślę sobie: a może księżycowa chimera?

Cała przyjemność po mojej stronie, miłego wieczoru, pozdrawiam ciepło. :)

Pecunia non olet

Opowiadanie dość szczególne. Boginka, Cherubin i lalki sprawiają, że jest tu baśniowo, a jednocześnie powieszona lalka, dyndająca na krzaczku, tak bardzo trąci absurdem, że klimat baśni dość szybko gdzieś uleciał i nawet peruczki z kłaczków ludzkich radości nie zdołały go przywrócić.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Sie­dział na ko­ron­ko­wym ko­cy­ku, na któ­rym roz­ło­żo­ne miał ta­le­rze, cia­sta, zgrab­ne im­bry­ki oraz sze­ro­ki uśmiech wy­kwi­tły na smu­kłych war­gach. ―> Wiele rzeczy może być koronkowych, ale nie kocyk. No, chyba że będzie to kocyk zeżarty przez mole i jeszcze ponadgryzany zębem czasu.  

Czy dobrze rozumiem, że na rzeczonym kocyku był rozłożony szeroki uśmiech wy­kwi­tły na wysokich i szczupłych wargach. Na czym polega smukłość warg?

Za SJP PWN: koc 1. «płat grubej tkaniny używany jako przykrycie» kocyk «mały lub lekki koc»

smukły 1. «wysoki i szczupły» 2«wysoki, długi i cienki»

 

Tuż przy ko­ro­no­wym ko­cy­ku rosło drze­wo… ―> Jakim kocyku?

 

Cięż­ko się po­wie­sić, gdy się nie ma krę­go­słu­pa. ―> Trudno się po­wie­sić, gdy się nie ma krę­go­słu­pa.

 

jego twarz zaś przy­bra­ła nieco wsty­dli­we­go wy­ra­zu… ―> …jego twarz zaś przy­bra­ła nieco wsty­dli­wy wy­ra­z

 

W jaki spo­sób szyje się pe­ru­ki? ―> Peruk się nie szyje.

 

lecz dziw­na rzecz się wtedy za­dzia­ła­ła… ―> …lecz dziw­na rzecz się wtedy wydarzyła

 

Z tej kon­kret­nej, w ko­lo­rze sło­necz­ne­go blon­du… ―> Z tej kon­kret­nej, w ko­lo­rze sło­necz­ny blond

Blond się nie odmienia.

 

Wy­pa­da­ły z niej nie­do­pał­ki pa­pie­ro­sów, za­pał­ki oraz… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oryginalna bajka, warto ją przeczytać kilka razy. A nawet trzeba, sam nie jestem pewien, czy ją zrozumiałem… Ale myślę, że najbardziej istotny jest tu niebanalny klimat.

 

Dwie uwagi:

“…tuż obok popijał gęstą mgłę z filigranowej filiżanki>”

Nie jestem pewien, czy można popijać mgłę, może lepiej “sączyć”? No i ta “filigranowej” filiżanki też mi nie pasuje, filiżanki z reguły są filigranowe,. Jeśli już określić filiżankę, to jakoś inaczej, myslę.

“…trzecia rozpruty brzuch i obnażone flaki” – sądzę, że zamiast “flaków” lepiej dać pakuły.

Bardzo nietypowe opowiadanie, ale z lektury jestem naprawdę zadowolony. Ładny, baśniowy klimat, oryginalny pomysł na Boginkę zajmującą się wykonywaniem peruk i Cherubina usiłującego uszczęśliwiać lalki. Dobre jest też wykonanie, do którego nie mam praktycznie żadnych zarzutów. 

Nie jestem pewny, czy dobrze pojąłem to, co chciałaś przekazać, ale Twój tekst skłonił mnie do refleksji, że szczęście niejedno ma imię ;) Gdy jedni cieszą się z miłości, przyjaźni, bliskości, inni odczuwają szczęście, gdy komuś dzieje się krzywda albo spotyka go jakieś niepowodzenie. To bardzo życiowe i nieco brutalne, no ale tak po prostu skonstruowany jest ten świat, a natura ludzka bywa naprawdę pokręcona i przewrotna.

Polecę do biblioteki, bo tekst jest warty uwagi ;) 

Lalka wieszająca się na drzewie przywiodła mi na myśl historię z życia wziętą. Rok temu w okolicach świąt Bożego Narodzenia spółdzielnia wymyśliła sobie osiedlowe ubieranie choinki przez dzieci. Choinka koniec końców wyglądała dość smutno, ponieważ była wysoka, a dzieci mogły dosięgnąć tylko najniższych gałęzi, a dodatkowo kilka ozdób wyglądało w taki sposób:

 

Mam mieszane uczucia po przeczytaniu Twojego opka. Z jednej strony podoba mi się pomysł peruk dla lalek i szczęścia, jako nitek, które można znaleźć wszędzie. Nie kłębków, ale właśnie pojedynczych nitek. Kojarzą mi się z drobiazgami, mówią, że szczęście to coś drobnego, czasem niedostrzegalnego, chyba że człowiek dokładnie patrzy. Jest wszędzie, nie trzeba rzeczy wielkich, by być szczęśliwym, wystarczy przechadzka po lesie.

Ale potem zbaczasz z drogi i mówisz, że maltretowanie ludzi i zwierząt, podpalanie lasu może dać szczęście. I tu już mam wrażenie, że mylisz pojęcia. Nawet jeśli są ludzie, którymsprawianie zła daje chwilową przyjemność, to jest właśnie przyjemność, a nie szczeęście. To nie szczęście, to zaburzenia. Wiele o takich ludziach można powiedzieć, ale raczej nie to, że są szczęśliwi.

I w konsekwencji nie wiem, co chciałaś powiedzieć, dokąd mnie zaprowadzić.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć!

 

Ciekawa bajka z niecodziennym morałem.

Są nudne, brudne i za proste, nawet te urzeczywistnione.

Ech, te boginki, nic tylko kaprysić i kaprysić ;-)

 

Początek bajkowy, ale od momentu z powieszoną lalka robi się nieco upiornie. Niektóre laleczki wychodzą cukierkowe, ale inne bywają bardziej charakterne. Złodziejki, podpalaczki, gnębicielki żab. Dobra przypowieść o szczęściu i jego granicach. Całkiem sensownie doprowadzasz czytelnika do wniosku, że świat utkany ze szczęści jednostek z definicji niejako nie będzie zbyt miłym i bezpiecznym miejscem. I pewnie w nim w końcu ktoś zawiśnie, choć pewnie nie z własnej woli. Takie trochę potępienie anarchii przy okazji ;-)

 

Wykonanie, jak na mnie, niezłe. Większych zgrzytów brak, wszystko zrozumiałe. 

 

Pozdrawiam i polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Bardzo fajny pomysł z nitkami szczęścia i perukami. Okazuje się również, że ma niespodziewane konsekwencje. No, faktycznie czasami ludzie potrzebują do szczęścia bardzo dziwnych rzeczy. Cud, że z peruk nie leciała forsa. ;-)

Przyjemnie się czytało i ogólnie mi się podobało.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka