- Opowiadanie: MordercaBezSerca - Bajka popromienna: Wolska i smok

Bajka popromienna: Wolska i smok

Pasz­kwil o lek­kim za­bar­wie­niu pa­trio­tycz­nym. 

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Finkla

Oceny

Bajka popromienna: Wolska i smok

Król Wy­ro­sław Trze­ci był wiel­ce nie­za­do­wo­lo­ny. Już od dłuż­sze­go czasu sie­dział na tro­nie, ma­chał kró­lew­ską nóżką, pod­pie­rał po­ra­dlo­ne kró­lew­skie czoło kró­lew­ską piąst­ką i my­ślał. Ba, „my­ślał”! Toż to nie­do­mó­wie­nie. Król Wy­ro­sław Trze­ci się wręcz za­mar­twiał. Na swych wą­tłych bar­kach dźwi­gał prze­cież brze­mię za­pew­nie­nia do­bro­by­tu dla ca­łe­go wiel­kie­go na­ro­du, całej Wiel­kiej Wol­ski!

– VVa­te­usz! – krzyk­nął wresz­cie wład­ca. – VVa­te­usz, gdzieś ty, mordo zdra­dziec­ka?! Ile mam cze­kać na ten ra­port?!

– Już pędzę, już bie­gnę, królu mój złoty! – Dało się sły­szeć od stro­ny po­dwór­ca.

Mi­ni­ster rze­czy­wi­ście pę­dził, a echo jego kro­ków odbi­ja­ły nagie ka­mie­nie kruż­gan­ków, łuków ko­lum­na­dy i go­tyc­kie­go skle­pie­nia. Król Wy­ro­sław po­pra­wił się nie­cier­pli­wie na tro­nie, prze­ło­żył cią­żą­cą mu ko­ro­nę na lewe ucho i cze­kał… cze­kał… czek…

– No ileż mam na cie­bie jesz­cze cze­kać, ka­na­lio?! – ryk­nął wresz­cie, nie wy­trzy­maw­szy.

– Je­stem.

Wład­ca Wol­ski aż pod­sko­czył na głos, który wy­do­był się z Nie­nac­ka tuż zza tronu.

– A skąd żeś się, chy­tru­sku, tam wziął? – spy­tał za­sko­czo­ny Wy­ro­sław, zry­wa­jąc się na równe nóżki. – Jak filip z ko­no­pi mi tu wy­ska­ku­jesz? Czyś ty jest wa­riat, czy agent?

– No gdzież tam, agent?! – od­parł zmie­sza­ny VVa­te­usz. – Toż prze­cież przez Mie­rze­ję Wi­śla­ną, skró­tem, żem przy­biegł.

Król Wy­ro­sław zmru­żył czuj­ne oczy, po­gro­ził jesz­cze czuj­niej­szym pa­lusz­kiem i sia­da­jąc na po­wrót na tro­nie rzekł:

– Ty mnie tu nie prze­ko­nuj że białe jest białe, a czar­ne czar­ne. Ale dość o tym. Gadaj, co z tą Wol­ską? Mamy już ten do­bro­byt, czy nie?

– Mamy! – od­parł bez wa­ha­nia VVa­te­usz. – No pew­nie, że mamy. Taki… mamy do­bro­byt, że… hej?!

Jego en­tu­zjazm stop­nio­wo top­niał pod su­ro­wym spoj­rze­niem wład­cy, aż nie po­zo­stał z niego nawet ma­leń­ki oga­rek.

– Ty mi tu praw­dę po­wiedz, jak ojcu na spo­wie­dzi, pro­gra­my so­cjal­ne dzia­ła­ją?

– Tak, dzia­ła­ją świet­nie! – roz­ocho­cił się do­rad­ca. – Wła­śnie pod­nie­śli­śmy kwotę pięć ty­się­cy plus na dzie­sięć! Takie chwy­tli­we ha­seł­ko nawet nam wy­szło: „do­sta­niesz od nas dychę, żebyś nie brał na kry­chę!” Dobre, nie?

– Jak, „dychę”?

– No, „dychę”. Dzie­sięć ty­się­cy, zna­czy się.

Król ner­wo­wo po­tarł po­ra­dlo­ne czoło. To, co usły­szał ewi­dent­nie nie mie­ści­ło się w jego kró­lew­skiej gło­wie.  

– Ob­ra­cho­wa­łem to sobie w pa­mię­ci, bo nie­źle w pa­mię­ci ra­chu­ję, i wy­tłu­macz ty mi tutaj: jak nas na to bę­dzie stać?

VVa­te­usz wy­raź­nie zmie­sza­ny, wyjął z kie­sze­ni kier­ma­ny mały no­te­sik w czar­nej, skó­rza­nej opra­wie, wy­cią­gnął z niego mały, czar­ny, ogry­zio­ny ołó­we­czek, któ­rym prze­rzu­cił pierw­szą stro­nę, drugą stro­nę, trze­cią…

 – No od­po­wiesz ty mi wresz­cie, czy nie!? – huk­nął nie­spo­dzie­wa­nie Wy­ro­sław, aż VVa­te­uszo­wi ten mały, ogry­zio­ny ołó­we­czek z pal­ców się był wy­msknął i po­to­czył po mar­mu­ro­wej po­sadz­ce pro­sto pod tron.

– Po­dat­ki… pod­nio­sę? – Bar­dziej za­py­tał niż stwier­dził mi­ni­ster.

– Jak to „pod­nie­siesz”? – zde­cy­do­wa­nie za­py­tał wład­ca. – Toż nie ro­zu­miesz, że tak nie można? Nie da się wpro­wa­dzić wyż­szych po­dat­ków, bo Wo­la­cy wy­so­kich po­dat­ków nie lubią. Co nam zatem po­zo­sta­je?

VVa­te­usz wpa­try­wał się w oczy wład­cy ni­czym w kry­ni­cę mą­dro­ści. Gdzież mu było się mie­rzyć z tym ty­ta­nem, tym pół­bo­giem in­te­lek­tu nie­mal­że?

– Trze­ba wpro­wa­dzić dużo ma­łych po­dat­ków – wy­ja­śnił w końcu wład­ca. – Od cukru, od soli, od desz­czu, od prze­cho­dze­nia przez ulicę i tak dalej. To już sobie jakoś tam ogar­nie­cie.

– A-ale to nie to samo?

– Każdy może to wi­dzieć sam, zo­sta­wiam to in­te­li­gen­cji Wo­la­ków – uciął wład­ca i płyn­nie prze­szedł do na­stęp­nej kwe­stii: – To ile dzie­ci się nam uro­dzi­ło z tego dzie­sięć ty­się­cy plus?

VVa­te­usz prze­kart­ko­wał no­te­sik, po czym na pal­cach za­czął od­li­czać. Do­szedł do pię­ciu i z kon­ster­na­cją stwier­dził, że tech­nicz­nie nie da rady li­czyć dalej. Po chwi­li jed­nak wpadł na po­mysł, wło­żył sobie notes w zęby i wolną ręką do­li­czył.

– Sze­wem! – wy­mam­ro­tał dum­nie, wciąż trzy­ma­jąc okład­kę w ustach.

– Ile?

VVa­te­usz wyjął notes, ob­li­zał uma­za­ne kle­jem wargi i po­wtó­rzył:

– Sie­dem.

– Ty­się­cy?

– Sztuk.

 Wy­ro­sła­wo­wi wszyst­ko opa­dło: ręce, nogi, nawet ko­ro­na na oczy. VVa­te­usz chciał się nawet na pomoc rzu­cić, ale wład­ca po­wtrzy­mał go pal­cem, sam sobie ko­ro­nę po­pra­wił i za­py­tał:

– Wy­da­li­śmy kupę szma­lu, tak?

– Tak! – przy­tak­nął en­tu­zja­stycz­nie do­rad­ca.

– Ale pod­da­ni się nie ko­pu­lu­ją, tak?

– Tak!

– Bo za­miast się ko­pu­lo­wać to chla­ją wi­cer­ro­je i kurzą ja­gna­sie, tak?

– Tak.

– To cze­goś jesz­cze, do cho­le­ry ak­cy­zy na piw­sko i szlu­gi nie pod­niósł?

Do­rad­ca aż za­nie­mó­wił w ob­li­czu ge­niu­szu ma­je­sta­tu. Drżą­cą ręką już miał po­chwy­cić ołó­wek, żeby tę złotą myśl za­pi­sać, zanim znik­nie z ulot­nej pa­mię­ci, ale ze zgro­zą skon­sta­to­wał, że rze­czo­ny dalej leży gdzieś pod tro­nem. By wątku nie stra­cić, za­czął sobie szep­tać pod nosem, jak man­trę: „ak­cy­zę pod­nieść, ak­cy­zę pod­nieść, ak­cy­zę…”

– A ty co, mo­dlił się teraz bę­dziesz? Ko­ron­ki mi tu od­kle­pu­jesz?

VVa­te­usz trza­snął się w czoło otwar­ta dło­nią. Do­pie­ro teraz sobie przy­po­mniał rzecz wagi naj­waż­niej­szej:

– Królu, jesz­cze spra­wa jest!  

Wy­ro­sław po­pra­wił się na tro­nie ze znie­cier­pli­wie­niem, bo miał nie­ja­sne prze­czu­cie, że to, co teraz usły­szy nie wpra­wi go w dobry na­strój.

– Słu­cham – rzekł w końcu ła­ska­wie.

VVa­te­usz skwa­pli­wie prze­kart­ko­wał swój no­te­sik i za­trzy­mał się na stro­nie po­ma­za­nej czer­wo­nym dłu­go­pi­sem.

– Na­czel­ny ka­płan prosi Waszą Wiel­moż­ność o in­ter­wen­cję. – Tu się za­trzy­mał i ści­ska­jąc ksią­żecz­kę w obu dło­niach wbił wy­cze­ku­ją­ce spoj­rze­nie we wład­cę.

– No, słu­cham, słu­cham! – po­na­glił Wy­ro­sław.

– Otóż ar­cy­ka­płan zwra­ca uwagę, że lu­dzie się burzą jak ka­pła­ni mówią, że jak jest mało dzie­ci, to godzi to w ich in­te­re­sy.

Wy­ro­sław z gnie­wu aż huk­nął piąst­ką o po­ręcz tronu. VVa­te­usz ze stra­chu aż scho­wał się za no­te­sem.

– W in­te­re­sy im to godzi?! – ryk­nął wład­ca. – Ty mu le­piej po­wiedz, że oni mają trzy­mać te swoje in­te­re­sy po samą szyję po­za­pi­na­ne! Co oni sobie myślą? Że ja tu nie mam nic do ro­bo­ty, tylko mogę my­śleć o ich…

Tu urwał. VVa­te­usz roz­chy­lił prze­ra­żo­ne po­wie­ki i wy­chy­nął znad kra­wę­dzi no­te­su, co­kol­wiek nie­śmia­ło spo­glą­da­jąc na wład­cę. A Wy­ro­sław po­chy­lił się do przo­du i z wy­ra­zem prze­bie­głości ścią­ga­ją­cej twarz, zmru­żył oczy, zło­żył palce w pi­ra­mid­kę i po­wie­dział:

– Ko­mi­sję po­wo­ła­my.

Do­rad­ca wy­pro­sto­wał się i spoj­rzał na wład­cę skon­sta­to­wa­ny:

– Ale, że jak, ko­mi­sje? Żeby im in­te­re­sy spraw­dza­ła?

– Tyś to głupi jest, na­praw­dę! No pew­nie, że żeby im spraw­dza­ła, tyle, że po na­sze­mu.

VVa­te­usz ode­tchnął z ulgą, bo choć dalej nic nie zro­zu­miał, to z tonu wy­po­wie­dzi wy­wnio­sko­wał, że „jesz­cze bę­dzie do­brze”. Wład­ca na­to­miast cią­gnął dalej:

– Do ar­cy­ka­pła­na pój­dziesz i po­wiesz mu, żeby dziób na kłód­kę trzy­mał… wrr­róć! Nie, naj­pierw ma ogło­sić, że prze­ba­cza, a do­pie­ro póź­niej ma trzy­mać dziób, jasne?

– Trzy­mać dziób, jasne! – od­po­wie­dział VVa­te­usz, no­tu­jąc wszyst­ko w pa­mię­ci.

– No! I jak ko­mi­sja spra­wę wy­ja­śni tak jak trze­ba, to sobie będą dalej te swoje in­te­re­sy pro­wa­dzać.  

– Jasne!

Wy­ro­sław wi­docz­nie ukon­ten­to­wa­ny po­pra­wił się na tro­nie i ła­ska­wym gło­sem rzekł:

– A teraz opo­wia­daj, jak walka ze wro­giem? Która to już fala, bo się w ra­chu­bach zgu­bi­łem, choć w pa­mię­ci ra­chu­ję cał­kiem do­brze.

– Czter­dzie­sta i czwar­ta – pod­su­nął usłuż­nie VVa­te­usz. – I po­ko­na­my ją, tak jak i po­zo­sta­łe.

– Do­brze. To jaki mamy plan?

– Prze­targ po­szedł na tar­cze i mie­cze. Sprze­daw­ca roż­nów wy­grał i spro­wa­dził.

– Sprze­daw­ca roż­nów sprzęt dla woj­ska nam do­star­cza?

– No tak! Aż z Chin spro­wa­dził i wła­śnie Wisłą spła­wia. Naj­więk­szą barką fli­sac­ką, jaka kie­dy­kol­wiek po Wiśle spły­wa­ła! Lu­dzie i przez sto lat będą o tym gadać.

– No ale, jak to? Z Chin to Wisłą spła­wia­ją? To któ­rę­dy oni je­cha­li?

– No jak „któ­rę­dy”? Toż nor­mal­nie, zwy­czaj­nie – naj­pierw stat­kiem do Gdań­ska, potem prze­ła­do­wa­li na wozy i przez Łódź do No­we­go Sącza, a dalej na barkę i srr­ruu…

– Ty, cze­kaj, cze­kaj – wszedł mu w słowo wład­ca. – Wy­tłu­macz ty mnie, jak ojcu na spo­wie­dzi, dla­cze­go oni tymi wo­za­mi nie prze­wieź­li tego do nas, tutaj do Kra­ko­wa, tylko zro­bi­li ten cyrk z bu­do­wą naj­więk­szej barki i tak dalej?

– No, bo jakby to było tak nor­mal­nie, zwy­czaj­nie, to by nie było efek­tu pi­ja­row­skie­go. Wszy­scy o tym ga­da­ją. Już trzy mosty mu­sie­li­śmy ro­ze­brać, ale do­pły­wa­my.

– To pa­ra­no­ja jakaś – mruk­nął wład­ca. – Cyrk od­sta­wiasz, ot co! To nie dało się u nas tych mie­czy i tarcz wykuć?

– No dało się, dało, ale efek­tu by nie było…

– Ej tam, krę­cisz mi tu coś na boku. Zaraz spra­wę zwe­ry­fi­ku­ję przez ka­na­ły urzę­do­we i wolne media. Kur­sko! Sa­sin­ko! – krzyk­nął wład­ca w kie­run­ku drzwi do sali tro­no­wej.

Oba bła­zny na­tych­miast wpa­dły do środ­ka i fi­ka­jąc ko­zioł­ki jeden przez dru­gie­go po­pę­dzi­ły ku tro­no­wi.

– Gadać mi tu zaraz – roz­ka­zał Wy­ro­sław groź­nym tonem. – Jak to było z tym trans­por­tem?

– Suk­ces wiel­ki, o wład­co, wszyst­kie kraje nam za­zdrosz­czą! – darł się Kur­sko.

– E tam, suk­ces! Toż ta­nio­chę zwy­kłą spro­wa­dzi­li. Nawet sie­dem­dzie­się­ciu mi­lio­nów bym za to nie dał! – gde­rał Sa­sin­ko.

– Nie­praw­da! – za­be­czał Kur­sko. – To są po­twa­rze i ka­lum­nie po­wta­rza­ne przez prze­ciw­ni­ków obozu do­brej zmia­ny! Ponad dwa mi­liar­dy na to po­szło.

– Dwa mi­liar­dy? – zdu­miał się Wład­ca Wol­nej Wol­ski. – I co­ście mi tu spro­wa­dzi­li za taką kupę szmal­cu?

– Ha! – za­śmiał się Sa­sin­ko. – Tar­cze z dykty i mie­cze z gów­no­li­tu! Od sa­me­go le­że­nia na po­wie­trzu się krzy­wią!

– Ale, ale! – wszedł mu w słowo Kur­sko. – Za to na przy­wi­ta­niu barki, utwór „Barka” wy­ko­na nasz naj­zna­mie­nit­szy ar­ty­sta lu­do­wy – Ze­no­biusz! Wszyst­kie kraje będą nam za­zdro­ścić!

– Ale te mie­cze… – pró­bo­wał włą­czyć się w roz­mo­wę VVa­te­usz.

– Mie­cze do ni­cze­go nie są po­trzeb­ne – uciął Kur­sko.

– O, a to dla­cze­go? – za­in­te­re­so­wał się Wy­ro­sław.

– Bo poj­ma­li­śmy wroga! – oznaj­mił prze­peł­nio­ny dumą Sa­sin­ko.

– Znowu? – mruk­nął scep­tycz­nie VVa­te­usz. – Toż już prze­cież poj­ma­li­ście wszyst­kich z RPG, LPG, RWPG, EWG, EKG, ZMP, CWKS…

– No wła­śnie – po­parł go nie­spo­dzie­wa­nie Wy­ro­sław. – Prze­cież już chyba wszyst­kie skró­ty że­ście poj­ma­li, wy­ła­pa­li i po­za­my­ka­li.

– No, wła­śnie – zgo­dził się Sa­sin­ko. – Ale tym razem to nie skrót. Tym razem to smog!

– Smog!? – za­py­ta­li zgod­nie Wy­ro­sław z VVa­te­uszem.

– Tak, smog! – od­parł dum­nie Sa­sin­ko. – Zo­stał poj­ma­ny dziś rano, dzię­ki na­sze­mu pro­gra­mo­wi „Pa­try-jo­ta Plus”. Zaraz wpro­wa­dzą, to zo­ba­czy­cie! – Bła­zen kla­snął w dło­nie, a wrota do kom­na­ty otwo­rzy­ły się na oścież.

W progu stał mło­dzie­niec. Szla­chet­ne jego rysy pod­kre­ślał dres bo­jo­wy z mo­ty­wem pa­trio­tycz­nym na sze­ro­kiej kla­cie. Tam to orzeł biały o skrzy­dłach spit­fa­je­ra i w hu­sar­skim szy­sza­ku brał pod obro­nę re­du­tę Or­do­na, sto­ją­cą u stóp Ja­snej Góry pod­czas Bitwy War­szaw­skiej, a ca­łość oka­lał napis 18 czerw­ca 1949 PA­MIĘ­TA­MY!

Wszy­scy ze­bra­ni w sali tro­no­wej aż jęk­nę­li z za­chwy­tu, a mło­dzie­niec po­trzą­snął dłu­gim łań­cu­chem i ru­szył ku ma­je­sta­to­wi. Na końcu po­stron­ka drep­tał smog. Po­stać nik­czem­na i od­ra­ża­ją­ca. Brą­zo­wy swe­te­rek opi­nał przy­gar­bio­ny, wątły grzbiet, kuse no­gaw­ki od­sła­nia­ły pa­łą­ko­wa­te łydki obute w zno­szo­ne espa­dry­le, na dłu­gim nosie ki­wa­ły się okrą­głe oku­la­ry w ro­go­wej opra­wie, zmierz­wio­na, przy­li­za­na na czole czu­pry­na le­d­wie skry­wa­ła roz­bie­ga­ne śle­pia.

– Ale szka­ra­dzień­stwo! – ryk­nął Wy­ro­sław. – Na stos z nim. Łeb mu od razu uciąć!

Oba bła­zny i mi­ni­ster przy­sko­czy­li z krze­sła­mi, ła­wa­mi i in­ny­mi me­bla­mi.

– Sąd Naj­wyż­szy zbie­rać? – za­py­tał VVa­te­usz.

– Szko­da czasu, potem się pro­ces do­pi­sze – mruk­nął Wy­ro­sław. – Teraz ści­nać.

Pa­trio­ta wpro­wa­dził smoga na sza­fot. Zmu­sił, by be­stia łeb po­ło­ży­ła na ta­bo­re­cie i wzniósł do ciosu miecz z gów­no­li­tu. Zanim ostrze opa­dło be­stia zdo­ła­ła wy­de­kla­mo­wać:

Wi­dzia­łem wszyst­kie stare zbrod­nie świa­ta ubra­ne w szaty świe­że, nowym ko­łu­ją­ce tań­cem.[1]

Ale zaraz za­głu­szy­ły go słowa hymnu pań­stwo­we­go, który grom­kim gło­sem za­in­to­no­wał Wład­ca Wiel­kiej Wol­ski:

– Żeby Wol­ska! Żeby Wol­ska! Żeby Wol­ska była Wol­ską!

Miecz świ­snął i na­stał do­bro­byt.

 

 [1] – cyt. Zyg­munt Kra­siń­ski „Nie-Bo­ska Ko­me­dia”

Koniec

Komentarze

Tekst jest trochę za mało subtelny, jak na mój gust, ale całkiem dobrze się go czyta, jako to czym jest :) .

Zrezygnowałbym z tego określenia: “obozu dobrej zmiany”, ponieważ wyrywa ze świata opowiadania, z powrotem do rzeczywistości, co jest zdecydowanie wadą. Warto byłoby też odstawić go na tydzień, dwa, i w międzyczasie pomyśleć nad trochę bardziej zaskakującym/interesującym zakończeniem, bo obecne mnie nie usatysfakcjonowało. Ma lepszy początek niż koniec (gdzie czytelnik jest już obyty z jego stylem).

Jeżeli chodzi o same żarty: większość z nich to po prostu przerysowane, powszechnie znane zarzuty, więc o ile są dosyć zabawnie przedstawione, to same w sobie są dosyć mało kreatywne, co sprawia że kojarzy mi się to trochę ze skeczem kabaretowym, co nie jest dobrym skojarzeniem.

Czyli podsumowując: językowo super, konceptualnie słabiej. Pierwsze wrażenie jest lepsze niż drugie. Tekst raczej słabo się zestarzeje, ale przyjemnie mi się go czytało.

Łukasz

Paszkwil może niekoniecznie zaskakujący, ale przyjemny w odbiorze ;) Podobnie jak Lukenowi, zabrakło mi czegoś mocniejszego w zakończeniu.

Kilka drobnostek zwróciło moją uwagę, mimo absurdalności tekstu chyba nie są to celowe błędy ;)

 

Minister rzeczywiście pędził, a echo jego kroków obijały nagie kamienie krużganków, łuków kolumnady i gotyckiego sklepienia. → odbijały

 

Jak Filip z konopi → filip

 

VVateusz przekartkował notesik, po czym na placach zaczął odliczać. → palcach

 

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Cześć Łukaszu,

Dzięki za komentarz :].

 

Tekst raczej słabo się zestarzeje,

Mam szczerą nadzieję, że są to słowa prorocze i rzeczywiście niedługo wszystkie te wydarzenia odejdą w niepamięć :]. 

 

Cześć Nati,

Dzięki za babole. Już poprawiam :].

 

Jeśli chodzi o zakończenie, to właśnie w takiej formie wybrzmiało mi w głowie, jeszcze zanim wymyśliłem resztę tekstu. Miało zostawić czytelnika z uczuciem, że może i na początku było śmiesznie i zabawnie, ale skończyć się może naprawdę smutno. 

 

 

pozdrawiam serdecznie

M.

 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Zacna opowieść i podnosząca na duchu jak nie przymierzając: miałeś chamie czapkę z piór ostał ci się jeno…

Pozdrowienia z okazji rocznicy uchwalenia *********** trzeciego maja

Morderco,

 

Byłoby śmiesznie, gdyby nie było strasznie. Podobieństwa do prawdziwych zdarzeń, zupełnie przecież nieprzypadkowe, smucą. Zapis imienia “VVateusz” to jedna z kilku pereł w koronie, na jaką zasługuje ten tekst w kategorii “satyra na rzeczywistość”.

Słabo mi tu wybrzmiewa konkursowe hasło. Rozumiem ideę, ale oczekiwałem jakiegoś łupnięcia, które byłoby prawdziwym happy endem dla tego/tych złego/złych. Tymczasem status quo rządzących jest takie samo, jak na początku.

Idę z tym do biblioteki, chociaż nie powiem, że z wielką radością. Ale to przecież nie Twoja wina. :)

 

Pozdrawiam.

Cześć!

 

Podobał mi się początek i zabawna stylizacja języka, ale potem się zorientowałam, że to nie fantastyka tylko rzeczywistość. To takie smutne. Myślę, że tekst zyskałby, gdyby odniesienia to obecnej sytuacji nie były tak dosłowne.

 

Wyłapałam kilka usterek tekstowych.

– A skąd żeś się, chytrusku, tam wziął? – spytał zaskoczony Wyrosław, zrywając się równe nóżki.

się na równe nóżki.

 

Drżącą ręką już miał pochwycić ołówek, żeby tą złotą myśl zapisać[+,} zanim zniknie z ulotnej pamięci, ale ze zgrozą skonstatował, że rzeczony dalej leży gdzieś pod tronem.

tę złotą myśl

 

Tu się zatrzymał i ściskając książeczkę w obu dłoniach[+,] wbił wyczekujące spojrzenie w władcę.

we władcę.

VVateusz rozchylił przerażone powieki i wychynął znad krawędzi notesu, cokolwiek nieśmiało spoglądając na władcę.

Trochę to nie pasuje, bo czy powieki mogą być przerażone.

Nie, najpierw ma ogłosić[+,] że przebacza, a dopiero później ma trzymać dziób, jasne?

– Miecze do niczego nie są potrzebne – uciął go Kursko.

Witaj.

Odczytałam tekst jako silnie prześmiewczy, niczym sławetna Teka Stańczyka. 

Przy niektórych fragmentach mimowolnie miałam skojarzenia z genialnym filmem “Big Bang” Kondratiuka, w którym każda rola każdego odtwórcy to prawdziwa perła. 

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Adku, 

Happy end zależy od miejsca siedzenia. Dla rządzących tak on właśnie wygląda – mogą robić, co im się podoba. Ja mam tylko nadzieję, że kiedyś nastanie happy end dla nas i ziszczą się słowa prorocze: “Mamy przed sobą jasne cele!” 

A będą to cele zamknięte i dobrze pilnowane :P. 

 

 

Cześć Alicello!

 

VVateusz rozchylił przerażone powieki i wychynął znad krawędzi notesu, cokolwiek nieśmiało spoglądając na władcę.

Trochę to nie pasuje, bo czy powieki mogą być przerażone.

Jak się otaguje #absurd,  to się dostaje trochę luzu w ramach licentia poetica :P.

 

A za resztę baboli dziękuję i biorę jak rząd dopłaty :D. Tylko nie mówcie Reg, że znowu zrobiłem byka z tę/tą ;]. 

 

Witaj Bruce.

Tobie się zawsze moje historyjki tak ładnie kojarzą, a mi potem wstyd, że ani nie czytałem, ani nie oglądałem :D.

Na yutubcu znalazłem “Big Bang”, to chociaż tyle nadrobię :D. Dzięki za miły komentarz.

 

pozdrawiam

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

MordercoBezSerca, piękne/świetnie napisane historie zawsze dobrze się kojarzą. smiley

Mnie z kolei wstyd, bo to skojarzenia sprzed wielu, wielu lat. Nowości nie znam wcale. blush

Zdrów! :)

Pecunia non olet

Tekst świetny, ale mógłby być nieco mniej dosłowny. I bardziej wystylizowany, tzn. skoro jest król, to Wateusz mógłby się posługiwać piórem i pergaminem a nie ołówkiem i notesem, zakup mógłby być w Kitaju a nie w Chinach, etc.

Zgadzam się, że tekst mógłby być mniej dosłowny i bardziej subtelny. Pomysł ciekawy, ale czegoś zabrakło. :)

Ja bym jednak obstawała za zmienieniem zapisu z Wateusza na → Vateusza. ;) If you know what I mean.

 

Władca Wolski aż podskoczył na głos, który wydobył się z Nienacka zaraz zza tronu.

Z Nienacka – czy to ta miejscowość, z której nadają pewni kamraci? ;)

 

Pozdrawiam!

 

Macie rację. Mogłem podstylizować i nie walić w oczy takiej łopatologii – mea culpa :].

 

Ja bym jednak obstawała za zmienieniem zapisu z Wateusza na → Vateusza. ;) If you know what I mean.

If ju noł łot Aj min to on jest VVateusz przez dwa V :P

 

Władca Wolski aż podskoczył na głos, który wydobył się z Nienacka zaraz zza tronu.

Nienacka – czy to ta miejscowość, z której nadają pewni kamraci? ;)

Tak!

 

pozdrawiam

M. 

 

 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

If ju noł łot Aj min to on jest VVateusz przez dwa V :P

Faktycznie! Śleptok ze mnie. Zwracam honor. :D

Nie chciałam tak od razu zarzucać skojarzeniami (a tych, jak wiadomo, mam zawsze w nadmiarze laugh), ale na studiach miałam koleżankę, nazywającą się Wolska, mieszkającą na dodatek na ulicy Wolskiej

Pecunia non olet

Można by rzec “Mazurek Pawlaka”, o tym hymnie.

Skojarzyło mi się z Klarą Veritas;)

Lożanka bezprenumeratowa

Zarzucają Ci tutaj dosłownośc, a mnie się ona podoba. I smutno, że to wszystko tylko wygląda na prześmiewczą fantastykę, a tak naprawdę nie jest wcale aż tak wykoślawionym obrazem tego, co każdego dnia wprawia nas w coraz większe osłupienie. Kiedyś mieliśmy bareizmy, ale to co mamy teraz, to przerasta bareizmy absurdem.

Dobry paszkwil, który w jednym miejscu mnie po prostu powalił celnością:

Tam to orzeł biały o skrzydłach spitfajera i husarskim szyszaku brał pod obronę redutę Ordona, stojącą u stóp Jasnej Góry podczas Bitwy Warszawskiej, a całość okalał napis 18 czerwca 1949 PAMIĘTAMY!

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

bruce,

To miałaś wpływową koleżankę – ulica był znana znana z tego, że ona tam mieszkała :P

 

Ambush

Skojarzenie z Klarą Veritas – ogromny komplement dla mnie :D. Dzięki. 

 

Q

I teraz się połowa czytających zastanawia, o zzo chozzi z tym Autystycznym Dniem Dumy :P.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Jedno pytanie mnie nurtuje. Gdzie jest królewski kot? Czemuż nie leży u stópek swego pana, złowieszczo łypiąc oczkami? 

Ech, Morderco, czytało się tę opowiastkę nawet nieźle, ale muszę wyznać, że raczej nie przepadam za historyjkami na tematy aktualne, a zwłaszcza kiedy jako żywo przypominają teksty kabaretowe.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

głos, który wy­do­był się z Nie­nac­ka zaraz zza tronu. ―> …głos, który wy­do­był się z Nie­nac­ka tuż zza tronu.

 

VVa­te­usz roz­chy­lił prze­ra­żo­ne po­wie­ki i wy­chy­nął znad kra­wę­dzi no­te­su… ―> Czy tu aby nie miało być: Przerażony VVa­te­usz roz­chy­lił po­wie­ki i wy­chy­nął znad kra­wę­dzi no­te­su

 

z wy­ra­zem prze­bie­głość ścią­ga­ją­cej twarz… ―> …z wy­ra­zem prze­bie­głości ścią­ga­ją­cej twarz

 

– No, bo jakby to był tak nor­mal­nie… ―> – No, bo jakby to było tak nor­mal­nie

 

orzeł biały o skrzy­dłach spit­fa­je­ra i hu­sar­skim szy­sza­ku… ―> …orzeł biały o skrzy­dłach spit­fa­je­ra i w hu­sar­skim szy­sza­ku

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Alicello,

Ciekawe, że pytasz o kota. Może to on za wszystkim stoi?

 

 

Cześć Reg :]

 

Poprawiwszy, tylko to o przerażonych powiekach sobie zostawię, bo mi się podoba :].

 

…zwłaszcza kiedy jako żywo przypominają teksty kabaretowe.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

Zgadzam się. Trochę zmarnowałem potencjał. Mogłem to spróbować napisać jako dramat z podziałem na role, bogatszymi didaskaliami itd. Wtedy wyszłoby ciekawiej. 

Na razie potraktujmy to jako wprawkę warsztatową pt. “jak sobie wyobrażam dialog kilku postaci”.

 

Dzięki za korektę :] 

Pozdrawiam

M. 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Bardzo proszę, Morderco, i PSNP. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Złośliwy, wredny tekst. Fajny.

Szkoda, że fantastyki tak mało. Oj, szkoda.

Babska logika rządzi!

No jak mało? Przecież to postapokalipsa pełną gębą :]. 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Czy postapokalipsa wydaje się fantastyczna komuś żyjącemu w preapokalipsie? [zadumane westchnienie]

Babska logika rządzi!

Brawurowa i niezwykle barwna głosowa interpretacja Bajki Popromiennej "Wolska i smok" w wykonaniu @-marek-sen- Link: https://youtu.be/2vTTqt3F8Uc

 

Niecałe 17 minut, więc polecam do przesłuchania przy kawie :D

 

pozdro

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Autorze, trzeba być bez serca, żeby wmawiać nam, że realna analogia zdarzeń obecnych i przyszłych, to absurd. Jak żyć, autorze, kiedy real wiernie przypomina ten absurd?

Czytelniku,

Gdy zapytali premiera “jak żyć?’, ten im krótko odpowiedział.

 

A tak na poważnie Koalo, to mamy trzy wyjścia: wściekać się, płakać, albo się pośmiać. Ja jestem optymista z natury a pesymista z doświadczenia, więc wysmarowałem taki właśnie obraz na podobieństwo :P. 

 

pozdro

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Nowa Fantastyka