- Opowiadanie: Dameredet - Czytacze, herbata i inne problemy Wysfychta Mortoka

Czytacze, herbata i inne problemy Wysfychta Mortoka

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Czytacze, herbata i inne problemy Wysfychta Mortoka

Drewniana łupina dobiła do brzegu. Stanąłem na suchym lądzie i w myślach dziękowałem istocie boskiej, która pozwoliła mi przeżyć podróż na wyspę. Żołądek przewracał mi się na drugą stronę gdy tylko spojrzałem na ciemne, szmaragdowozielone fale. Coś złowrogiego czaiło się w tych wodach. Zresztą cała okolica nie napawała optymizmem. Wyspa wyglądała jakby ktoś wyrwał ją z paskudnego koszmaru i umieścił w świecie żywych ku przestrodze. Tylko jaki grzech wymaga odkupienia przez mieszkanie na tym cmentarzysku? Czarna woda, czarne chmury, czarne niebo. Rozejrzałem się dookoła po raz ostatni i pomachałem do czytacza, który jawił się nieopodal. Przezroczysta postać unosiła się przy domostwie i zawodziła niczym prawdziwy duch. Nie zauważył mnie, a ja zrezygnowałem z dalszych prób nawiązania kontaktu.

– Cmentarz. Nie wmówi mi, że nie cmentarz – sapnąłem ruszając przez trzeszczący pomost. 

Dom mojej przyjaciółki zajmował niemal całą, nie taką znowu małą wyspę. Może i był to przejaw nieskromnej rozrzutności ze strony właścicielki, ale cóż to był za dom! Trzypiętrowy, z dwoma piwnicami, prywatnym portem i wieżą, której dach stanowiła szklana kopuła. Na parterze znajdował się idealnie przytulny salon i biblioteka. Piętra przeznaczone były na sypialnie dla gości i archiwa, gdzie trafiały jej dzieła. Wieża była jej małym królestwem.

Pozostała część domu przeznaczona była dla służek i lokajów, którzy byli murem ostatecznie oddzielającym tę delikatną kobietę od reszty świata. Robili za nią sprawunki, dostarczali jej listy, a nawet pojawiali się za nią na ślubach i pogrzebach jej bliskich przyjaciół. Moja zawodna pamięć nie pozwala mi stwierdzić kiedy dokładnie moja przyjaciółka zniknęła ze swojego własnego życia.

Chwyciłem za kołatkę i uderzyłem trzy razy w dębowe drzwi. Po chwili uchyliły się i w szczelinie ujrzałem pół zalęknionej twarzy jednej ze służek. Uśmiechnąłem się do niej, a jej oko błysnęło zaskoczeniem. Drzwi się zamknęły, zamek zachrobotał, po czym olśnił mnie blask ciepłego światła wypełniającego salon, który był tak samo zachęcający jak niegdyś. Po chwili rozparty na purpurowym fotelu siorbałem aromatyczną herbatę. Przede mną w równym rzędzie ustawili się wszyscy mieszkańcy domu. Wszyscy nie licząc jego pani.

– Jak się miewacie? – zapytałem nieśmiało. – Pani zdrowa?

Jeden z lokajów wystąpił o pół kroku i po chwili bezdźwięcznego poruszania ustami zaczął mówić.

– W domu wszystko dobrze. Pani jest zdrowa na ciele, ale… – zerknął na pozostałych towarzyszy szukając ich poparcia. – Ale obawiamy się, że nie na umyśle.

 Zawiesiłem rękę z filiżanką w powietrzu. 

– Przestała pisać? – zapytałem wspominając upiornego czytacza krążącego wokół posesji.

Spojrzałem przez okno. Blask świateł sprawił, że widziałem własne odbicie wyraźniej niż to co się działo na zewnątrz, ale obraz czarnej wody wyrył się w mojej pamięci dość dobrze w czasie podróży. Ten mrok nie wziął się znikąd. Ta depresyjna aura, która zalewała serce i oczy miała gdzieś swój początek.

Zgodnie pokręcili głowami. 

– Wręcz przeciwnie – odparł lokaj. Nerwowo potarł dłoń i otarł pot z czoła. – Pani nie przestaje pisać. Dniem i nocą stukała w te swoje piekielne klawisze, aż się rozleciały. Myśleliśmy, że zrobi sobie przerwę, że wyjedzie do ludzi, nakarmi czymś czytaczy. Ale ona sprowadziła jakąś dziwną maszynę z drugiego końca świata i dalej…

– Stuka w te piekielne klawisze? – zasugerowałem zmęczonym głosem. Chłopak pokręcił głową.

– Nie stuka. Teraz się nie odzywa nawet. To jest tak jakby… – zamachał dłońmi. – Jakby maszyna pisała za nią. Ona tylko patrzy w chmury.

Omiotłem ich spojrzeniem i wstałem z fotela. Rząd cofnął się, by zrobić przejście. Najwyraźniej nikomu nie śpieszyło się podążyć za mną. Wspiąłem się na kilka pierwszych stopni krętych schodów prowadzących do wieży i zauważyłem tuzin wlepionych we mnie par oczu. Byli niczym widzowie jakiegoś krwawego spektaklu, zaciekawieni czy główny bohater przeżyje starcie z bestią.

Sunąc palcami po chłodnej, metalowej poręczy schodów dotarłem na szczyt wieży. Elektryczne światło było tu zdecydowanie słabsze niż w salonie i obraz chmurnego nieba był o wiele bardziej widoczny. Granaty, purpury i czerń; najgłębsza czerń jaką w życiu widziałem otaczały mnie ze wszystkich stron. Gdy podszedłem do krawędzi kopuły dostrzegłem też siną zieleń wody i wygłodzoną, nikłą poświatę czytaczy o pustych oczach. Ich niematerialne ciała były wysuszone niemal aż do kości, skóra rozciągnięta, a twarze przerażająco zbolałe.

– Czyli tak wygląda nieśmiertelna istota w agonii – zauważyłem gdy moja przyjaciółka stanęła obok mnie.

– Po co tu przybyłeś?

– Dawno cię nie widziałem – zwróciłem się do niej. Próbowałem zwrócić na siebie jej uwagę, ale jej oczy dalej tkwiły w nieskończonym oceanie czarnej mgły. – Podobno dużo piszesz, jednak nie miałem okazji przeczytać twoich dzieł w żadnym z miejskich saloników. Nic nie wydajesz?

Milczała. Zaczęła chodzić po pokoju, a jej obcasy wystukiwały na deskach niepokojącą melodię. Śledziłem jej kroki i z niepokojem odkryłem, że w pokoju nie leżała ani jedna kartka. Gdy byłem tu kilka lat temu ciężko było przejść przez pomieszczenie nie nadeptując na jakąś niezwykle ważną stronę, która przypadkiem wylądowała na podłodze. Nie widziałem też żadnego atramentu, żadnego pióra, żadnej maszyny piszącej, żadnego biurka czy krzesła. Mogłem dostrzec tylko jeden, tajemniczy kształt, który osłonięto ciężkim płótnem. 

Blada kobieta zatrzymała się przy dziwnym meblu. Światło padło na jej chudą twarz, a ja otworzyłem usta z niedowierzania. Jeżeli człowiek może zniknąć niczym duch, to właśnie to się stało z moją przyjaciółką. Przypominała stwory krążące wokół domostwa. Była jednak bardziej blada i nieprzytomna. Jej oszałamiająco przezroczysta twarz zdawała się być pozbawiona krwi. Jakby ktoś brutalnie usunął z niej cały kolor i pozostawił na znak swego zwycięstwa smutną, białą skorupę o suchych ustach i przekrwionych oczach. Ubranie zwisało na niej niczym na strachu na wróble. Była tak drobna, tak krucha, tak niewidoczna, że najdelikatniejszy promień słońca mógł świecić przez nią, czyniąc jej przy tym niewyobrażalną krzywdę. Jednocześnie była i nie była obecna. Stała na skraju urwiska o nieznanej mi nazwie.

– Co się stało? 

Mój głos załamywał się z każdym słowem. Chciałem do niej podejść lecz na każdy mój krok reagowała gwałtownym odskokiem. Miała surowe, kamienne wręcz oblicze. Jej twarz nie wyrażała emocji. Może niemy upór, ale był on na tyle milczący, że i tak niknął w bezwyrazie, który zhańbił jej delikatne rysy.

Wtedy lunął deszcz. Chwilę potem światło zgasło, a ciemne niebo przeszyła błyskawica. Na moment dostrzegłem twarz bladej kobiety i spływające po jej policzkach łzy. Przez ułamek sekundy widziałem jak załamuje się pod jakimś strasznym ciężarem i bezgłośnie woła o pomoc. Podszedłem mimo wcześniejszych sprzeciwów i chwyciłem ją za ramiona. W dotyku była jeszcze bardziej wiotka niż mi się wydawało. Gdy ją obejmowałem nie miałem pewności czy na pewno ją trzymam. Była niemal niefizyczna. 

– Co ci się stało? – ponowiłem pytanie. Zacisnęła długie palce na mojej marynarce. Usłyszałem cichy szloch. – Jak mogę pomóc?

Wtedy jeden z czytaczy uderzył o kopułę. Jego kościste ramiona przywarły do szkła i powoli zsuwały się w dół. Chude palce odbiły się na oknie zostawiając dziwny, magiczny ślad. Zanim odleciał uderzył w dach jeszcze raz. Tym razem nie całym ciałem a pięścią. Był to na tyle silny cios, że huk przestraszył drżącą w moich ramionach pisarkę bardziej niż grzmoty ryczące wokół. Zamarła i po chwili znowu miała na sobie maskę z chłodnego niebytu. Podeszła do tajemniczego obiektu i zerwała z niego płachtę. Moim oczom ukazała się maszyna, którą gotów byłem obwinić za wszystkie nieszczęścia jakie spadły na to domostwo. 

Fioletowe kryształy zostały zakazane lata temu. Niegdyś były jedynym sposobem na ujarzmienie sił, których ludzie nie rozumieli w pełni. Dziś jawiły się szkodliwym reliktem mrocznych czasów. Toksycznym, uzależniającym środkiem. Ponoć stały się takie gdy odrzuciliśmy je na rzecz mocy słów. Kryształy miały się wtedy zbuntować. Porzucone zgorzkniały i zniknęły w odmętach czarnego rynku. Aż do tej pory, bo oto stała przede mną wymyślna konstrukcja z miedzi i kryształu. Składała się ona z silnika napędzanego ogromnym, większym ode mnie, kawałem fioletu, z fotela obitego twardą skórą i z dwóch wierteł skierowanych na okolice głowy użytkownika. Zadrżałem patrząc jak moja droga przyjaciółka siada za sterami upiornego urządzenia.

Maszyna zatrzeszczała, a z tyłu fotela leniwie wytoczył się gęsty, ciężki dym, który przesiąkł purpurą kryształu. Wiertła zaczęły się obracać i zakazany minerał rozbłysną. W całym pokoju było teraz duszno i niepokojąco. Fioletowa łuna przerażała bardziej niż ciemność szalejąca na zewnątrz. Kiedy myślałem, że nie ma na tej ziemi nic bardziej przerażającego zobaczyłem jak życie uchodzi z kobiety siedzącej na fotelu. Z jej oczu zniknęło i tak nielitościwie przygaszone światło, a z twarzy ubyła resztka koloru. Patrzyłem na kartkę papieru stworzoną z człowieka. Jej usta rozchyliły się i byłem pewien, że usłyszałem właśnie jej ostatnie tchnienie. Ona jedna usiadła prosto, zamrugała i słabo się uśmiechnęła. Nigdy nie czułem większej niemocy. Światło kryształu osłabło, ale maszyna wciąż pracowała.

– Chciałabym przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. To przez te historie – wskazała palcem wiertło przy jej skroni. Przewróciła oczami – Kłębią mi się w głowie, wariuję od tego. Ale maszyna je ze mnie wyciąga, więc wszystko jest w porządku.

Stałem tak przez chwilę, oszołomiony niezwykłością tego zdarzenia. Ona jednak przekrzywiła głowę, zmrużyła lekko oczy. Wyglądała sztucznie, byłem gotowy sądzić, że to nie moja przyjaciółka, a maszyna podejmuje decyzje o jej ciele. Wtedy z boku piekielnego ustrojstwa wysunęła się szuflada. Na jej dnie spoczywał stos kartek.

– Więc maszyna spisuje twoje opowieści? – ostrożnie podszedłem o kilka kroków. Moja lewa powieka nieznośnie mi ciążyła, zmuszając do ciągłego mrugania. Wizje tego jak może zakończyć się ten wieczór ściskały mnie za gardło i żołądek. Blade skronie znajdowały się zbyt blisko wirujących wierteł bym mógł zaufać kryształowi. – Dlaczego ich nie wydajesz? Z taką machiną mogłabyś już podbić serca wszystkich czytaczy i czytelników. Tyle powieści, tyle dobrych powieści…

Podniosła alabastrową dłoń i wierzchem otarła czoło. Zaplotła palce na brzuchu i beztrosko się uśmiechała, jakby śniła na jawie. Zdawało mi się przez chwilę, że znowu jest dziewczynką, która przez lata barwiła mój świat swoimi cudownymi opowieściami. 

– W ten sposób tworzysz szybciej niż piórem, czyż nie? – mimowolnie się uśmiechnąłem. Ciężar tej niecodziennej sytuacji lub może moc kryształu zaczęła mieszać mi w głowie. Kontury powoli rozmywały się, a moje myśli stawały się gładkie, pozbawione napięcia, które wywoływała wyspa. Musiałem uciekać. Z każdą chwilą czułem się coraz bardziej senny i ociężały. Zmysły otępiały, ruchy zwalniały. Całe ciało ogarnął jakiś niespokojny marazm i niewiele brakło, a ucałowałbym podłogę.

– Dawno nie używałam atramentu. Nie mogę już pisać. Nie mogę też spać, ani jeść. Świat stał się zbyt straszny, by móc zajmować się tak zwykłymi sprawami – mamrotała powoli tracąc siły. Jej oczy znikły pod kurtyną sinych powiek, a ciało przebiegały krótkie, nerwowe dreszcze. – Oni ciągle tu przychodzą, ale ja już im nie dam ani jednego słowa…

Maszyna i kobieta zasnęły. Wiertła przestały się kręcić, a dym zaczął opadać. Poczekałem chwilę, aż kryształ zgaśnie i chwiejnym krokiem opuściłem wieżę.

 

Stał przede mną ten sam lokaj, który udzielił mi pierwszych wskazówek po moim przyjeździe. Świdrowałem go wzrokiem, a on moczył dywan swoim potem.

– Nic się panu nie przypomniało? – zapytałem z uporem w głosie. – Nic?

– Kiedy przyszło zawiadomienie o powołaniu pani na pisarkę, to nic się nie zmieniło. – wzruszył ramionami – Pani była mile zaskoczona.

Odszedł. Wyjrzałem za okno i spojrzałem wprost w puste oczodoły zjawy. Obserwowałem go aż zniknął za krwiścieczerwoną, ciężką zasłoną, którą gwałtownym ruchem zaciągnęła służka. Była to ta sama drobna osóbka, która otworzyła mi drzwi gdy przybyłem na wyspę.

– Oni coś powiedzieli pani. – kiwnęła głową w stronę okna. Jej głos był nie przyjemny, przypominał brzmienie kredy, którą ktoś nienawistnie próbował wcisnąć w tablicę – Powiedzieli i zaczęła być… taka. Reszty niech pan nie pyta. Czekają tylko aż pani zejdzie albo zdziwacznieje do reszty. Jedno im, co przyjdzie pierwsze. Pani nie ma woli ani dziedzica, więc rozkradną dom i się z wyspy wyniosą.

Słuchałem jej i z każdym słowem szerzej otwierałem zdumione oczy.

– Oni jej coś powiedzieli. Strona za stroną i nagle się wściekła. Zabroniła im cokolwiek dawać. 

Zacisnęła pięści i warknęła ze złością. Za moimi plecami dostrzegła lokaja i zniknęła

tak nagle jak się pojawiła. Lokaj podszedł do mnie i jąkając się próbował wcisnąć mi jakiś łzawy kit.

Zwołałem służbę i poprowadziłem do boju niczym armię.

Zebrałem wszystkie zapisane strony jakie znalazłem na wyspie i spakowałem je w pudła, torby i worki. Stałem w otoczeniu hordy lokajów i pokojówek czekając na moment, w którym strach nie będzie tak przytłaczający. Widziałem nerwowe podrygiwania, słyszałem ciężkie oddechy, czułem skrzące iskry poddenerwowania. Mgła zgęstniała, a przeczuwając nadchodzący chaos czytacze zebrali się przed domem. Dzieliły nas zaledwie drzwi.

Powietrze było ciężkie od upływającego w napięciu czasu i potu. Sytuacja nieprzyjemnie naciskała na moje skronie, powodując irytujący ból, od którego nie sposób było uciec. W końcu zabrakło mi tchu. Pchnąłem drzwi i mroźny wiatr przeszył mnie niczym niemrawy duch. Pierwszy czytacz rzucił się w moim kierunku. Widmo wyciągało łapczywie ramiona chcąc pochwycić choć skrawek opowieści, a jego puste oczodoły zdawały się łzawić.

Zamarłem na widok zmierzających w moim kierunku upiorów. Moje palce zesztywniały na tekturowym pudle, które niosłem. Przeszedł mnie nerwowy dreszcz i wyrzuciłem karton w powietrze. Pomknąłem do domu, gdzie armia służących z zapartym tchem obserwowała niebo. 

Szalejący po wyspie wiatr pochwycił stronice, które wysypały się z mojego pudła, a czytacze wirowali w pogoni za nimi niczym smętne motyle. Ich sylwetki rozmazywały się w pędzie, a strony opowieści znikały tak szybko, że wkrótce na niebie nie została ani jedna.

Chwyciłem dwa kolejne pudła i wyrzuciłem je przed dom. Wichura zabrała historie prosto do upiornych istot, a lokaje zaczęli iść za moim przykładem. Po chwili w powietrzu unosił się wieloletni dorobek artystyczny mojej drogiej przyjaciółki. Czytacze tracili swoją mroczną aurę i świat stał się odrobinę mniej okropny.

– Co wy robicie? – usłyszałem za plecami. 

Blada kobieta wpatrywała się we mnie jakbym właśnie popełnił wyjątkowo krwawe morderstwo. Przez uchylone drzwi jej oczy chwytały skrawki pożeranych stron. Zdawała się jeszcze bardziej przerażona niż wcześniej, na szczycie wieży. Kiedy zdawało się, że nogi się pod nią uginają i oto jej biała skroń zetknie się z szorstkim dywanem nagle ożyła. Rozepchnęła stojących jej na drodze i rzuciła się w sam środek uczty upiorów. Wydzierała im ze szponów resztki opowieści, wrzeszczała na nich, gotowa była oddać życie byleby oni nie dostali ani słowa z jej cennych historii. Szał płonął w jej łzawiących oczach. Wrzące łzy spadały na naznaczoną strzępami papieru plaże, a kobieta zbliżała się coraz bardziej do krawędzi rozpaczy.

Ruszyłem na pomoc. Lecz wtedy odrzuciła głowę do tyłu i patrząc w niebo zaczęła recytować opowieści. Jej słowa brzmiały dziwnie znajomo. Moja ułomna pamięć odżyła. Powoli docierało do mnie po co w ogóle przybyłem na wyspę.

– A wtedy świat zadrżał w posadach. Wielki mag uderzył pięścią w kryształ trzy razy i starł go w proch. Lud Tardum podniósł swe oczy i pytał przybysza: Jak zwie się ten, który zniszczył ostatni pomnik starej magii? 

Czytacze krążyli wysoko nad wieżą i nie baczyli na krzyki kobiety. Jednak jeden z nich, wyjątkowo zabiedzony duch pokusił się, by podlecieć bliżej Elany. Jej słowa obudziły coś także w sercu czytacza. Zahipnotyzowany opowieścią stwór zbliżał się krok po kroku aż znalazł się tuż przy pisarce. Wpatrywał się w nią przez chwilę, oczarowany. Zdawało mi się, że przez chwilę czarne chmury rozstąpiły się, pozwalając cienkim promieniom światła paść na czytacza i pisarkę.

Zasuszone, nienaturalnie długie palce upiora oplotły jej dłoń. Wędrował nimi wzdłuż ramienia kobiety, aż trafiły na jej gardło. Wtedy rozwarł paszczę pełną krótkich, przeraźliwie ostrych zębów i przywarł do ust bladej damy, która nie zważając na nic wrzeszczała na niebo i nieistniejących bogów. Moje myśli brzęczały od napływu uśpionych wspomnień, a kolana odmawiały mi posłuszeństwa, ale parłem naprzód. Byłem już tylko kilka kroków od przerwania pocałunku potwora. Elana znikała tracąc cielesną powłokę w objęciach czytacza. Kiedy już miała wyparować, skończyła opowieść.

– Odpowiedział: Wysfycht Mortok!

Chwyciłem czytacza za kark, a moc kryształu odżyła we mnie i udusiła magiczną istotę. Błysnęło zielone światełko. Nikłe, pozbawione mocy. Złapałem upadającą Elanę. Kilku lokajów już kierowało się w naszą stronę. 

 

Siedzieliśmy w salonie. Ona piła czarną kawę, a ja słodką herbatę z cynamonem. 

– Zabierzesz ze sobą jedną z moich pokojówek? – zapytała. Jej oczy spacerowały po plaży za oknem, po szafkach z książkami i po dywanie w korytarzu. Były wszędzie tylko nie tam gdzie ja.

– Oczywiście, przyda mi się kompan, który przypomni mi to o czym zapomniałem. 

– To dobrze – odparła. – Sprzedaję dom i wyjeżdżam.

-To dobrze.

Milczeliśmy chwilę. Ciszę przerywało tylko moje siorbanie.

– Naprawdę masz tak tragiczną pamięć, czy po prostu preferujesz wewnętrzny monolog nad rozmowę z innymi ludźmi?

– Jedno i drugie – powiedziałem odstawiając filiżankę na stolik. – Jeśli żyłabyś na tym świecie tak długo jak ja też zaczęłabyś mieć problemy z zapamiętaniem tego wszystkiego… Tych wszystkich bzdur. 

Podniosłem się z kanpy i zapiąłem marynarkę.

– Przyjadę, kiedy znowu będę chciał przypomnieć sobie moje imię.

Mruknęła coś w odpowiedzi. Jednak atrament i notes zajmowały ją bardziej niż moje biadolenie o starości i brakach w pamięci. W ciszy udałem się na pomost. Towarzyszyła mi tylko złotooka służąca. Nikt mi nie machał, nikt za mną nie tęsknił. Zostałem szybko zapomniany i pozostawiony samemu sobie, bo nie byłem już potrzebny. Zgaduję, że tak wygląda żywot nieśmiertelnej istoty.

Koniec

Komentarze

Ja Ci dam – słóżąca! :)

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

3 programy, 4 czytających przed publikacją i nikt mi nie wytknął :( Dziękuję bardzo, już poprawiam

Sprawdź proszę dokładniej cały tekst. W tej chwili zajrzałem i już na początku widzę “ Z resztą”. A wolałbym “zresztą” :) 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Uch, mam wrażenie, że masz tu jakiś pomysł, ale wykonanie dość go zarzyna. Andyql wyłapał dwa błędy ortograficzne, mi rzuciła się w oczy fatalna interpunkcja, oraz ostra zaimkoza:

 

Czytacze krążyli wysoko nad wieżą i nie baczyli na jej krzyki. Jednak jeden z nich, wyjątkowo zabiedzony duch[+,] pokusił się, by podlecieć bliżej Elany. Jej słowa obudziły coś także w jego sercu. Zahipnotyzowany jej opowieścią zbliżał się krok po kroku aż znalazł się tuż przy niej. Wpatrywał się w nią przez chwilę, oczarowany żywą opowieścią. Zdawało mi się, że przez chwilę czarne chmury rozstąpiły się[+,] pozwalając cienkim promieniom światła paść na czytacza i pisarkę.

Jego zasuszone, nienaturalnie długie palce oplotły jej dłoń. Wędrował nimi wzdłuż jej ramienia[+,] aż trafiły na jej gardło.

Na dodatek w pierwszym zdaniu wychodzi na to, że krzyczała wieża. A jeden z krzyków podleciał bliżej. I znalazł się przy opowieści. Uważaj na gubiące się podmioty ;)

 

Aha, masz tu poradnik portalowego życia, może się przydać, są też linki do poradników poprawnościowych: Portal dla żółtodziobów

 

Powodzenia!

http://altronapoleone.home.blog

Okej, poprawione. Następny tekst najpierw wrzucę do bety :D

Znalazłam trochę usterek, które przydałoby się poprawić. Nie wypisywałam wszystkich, bo w łapankach są na portalu lepsi ode mnie, ale rzucam poniżej trochę przykładów, na podstawie których możesz przejrzeć resztę tekstu i poszukać podobnych błędów. Na pewno ułatwi to kolejnym czytelnikom życie.

 

– Dawno cię nie widziałem – zwróciłem się do niej. Próbowałem zwrócić na siebie jej uwagę, ale jej oczy dalej tkwiły w nieskończonym oceanie czarnej mgły.

Zaimkoza, o której już nieco wspomniała drakaina. ;)

 

Gdy byłem tu kilka lat temu(+,) ciężko było przejść przez pomieszczenie(+,) nie nadeptując na jakąś niezwykle ważną stronę, która przypadkiem wylądowała na podłodze.

Przecinki. W tym wypadku przy rozdzieleniu dwóch zdań złożonych (gdy byłem…, ciężko było…) oraz przed imiesłowami (nadeptując). I gratis powtórzenie.

 

Chciałem do niej podejść(+,) lecz na każdy mój krok reagowała gwałtownym odskokiem.

Znowu przecinek, tym razem przed “lecz”.

 

Ponoć stały się takie(+,) gdy odrzuciliśmy je na rzecz mocy słów.

Znowu przykład z “gdy”.

 

Wiertła zaczęły się obracać i zakazany minerał rozbłysnął

Tu chyba po prostu literówka.

 

Fioletowa łuna przerażała bardziej niż ciemność szalejąca na zewnątrz. Kiedy myślałem, że nie ma na tej ziemi nic bardziej przerażającego(+,) zobaczyłem jak życie uchodzi z kobiety siedzącej na fotelu.

Powtórzenie oraz przecinek – zasada przy “kiedy” jest taka sama jak w przypadku “gdy”.

 

Zacisnęła pięści i warknęła ze złością. Za moimi plecami dostrzegła lokaja i zniknęła

tak nagle jak się pojawiła. Lokaj podszedł do mnie i jąkając się próbował wcisnąć mi jakiś łzawy kit.

A tu się jakiś przypadkowy enter zawieruszył.

 

Mgła zgęstniała, a przeczuwający nadchodzący chaos czytacze zebrali się przed domem.

Powoli docierało do mnie(+,) po co w ogóle przybyłem na wyspę.

– Oczywiście, przyda mi się kompan, który przypomni mi to(+,) o czym zapomniałem. 

Dobra, to tyle z garści przykładów, aby łatwiej Ci było poprawiać. Jeśli chodzi o ogólne wrażenia, uważam pomysł za ciekawy. Intrygowała mnie wyspa, ogromny dom samotnej kobiety, czytacze i główny bohater, który nie do końca wiadomo, kim jest. Najmocniej przeszkadzały usterki techniczne, choć brak mi trochę rozwinięcia wątku tego, kim właściwie Wysfycht jest.

Atmosfera opowiadania to jego mocna strona – nieco mroczna, zagadkowa. Ale ja w ogóle lubię klimaty starych posiadłości na odludziu. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć!

 

Bardzo podobała mi się kreacja świata i nastrój tajemnicy, którym z początku przesycone jest opowiadanie. Niestety, im dalej w las tym więcej tajemnic, i w którymś momencie zrozumiałem, że wyjaśnienia ich raczej tu nie znajdę. Szkoda. Nie złapałem kim jest bohater i jaka jest jego motywacja. Nie zrozumiałem relacji łączącej go z pisarką. Może taki był zamysł, nie wiem, bo po lekturze zastanawiam się, o czym było to opowiadanie.

Jeżeli chodzi o wykonanie to widziałem, że poprzedni czytelnicy już co nieco wypunktowali. Przeglądnij tekst pod tym kątem, może dobrym pomysłem będzie zrobienie bety następnym razem.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Wykonanie, niestety, nie powala – ilość usterek różnego rodzaju oraz nagminny brak przecinków utrudniają płynne czytanie. Sam pomysł natomiast przypadł mi do gustu, szkoda więc, że realizacja ciągnie go w dół.

Ogólnie całość czyta się jak opowiadanie z serii, tak jakbyśmy z wcześniejszych tekstów mieli wiedzieć, kim jest bohater, czym się zajmuje i jaka relacja łączy go z pisarką. To nie działa na korzyść opowiadania – bo po lekturze nie czuję się, jakbym miała jakiś solidniejszy obraz tego świata i postaci.

Fajne były opisy domu, choć trochę kłóciły się z narracją, tj. na początku opis dotyczył tego, co bohater widział w danym momencie, by znienacka przeskoczyć do tego, czego już nie widział, ale o czym po prostu wiedział. Czytacze może pod koniec trochę za bardzo zaczęły przypominać dementorów, ale to już taka luźna uwaga.

Też uważam, że solidna beta mogłaby uczynić tekstowi wiele dobrego.

deviantart.com/sil-vah

Pomysł był, ale wielka szkoda, że został skrzywdzony i wykonaniem, i niedopowiedzeniami. Nie wiem, kim był mężczyzna przybyły na wyspę, brakło mi wyjaśnienia, kim byli i czemu służyli czytacze, i tak po prawdzie to nie wiem, co tam się wydarzyło.

Wykonanie, jak już wspomniałam, pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

Pię­tra prze­zna­czo­ne były na sy­pial­nie dla gości i ar­chi­wa, gdzie tra­fia­ły jej dzie­ła. Wieża była jej małym kró­le­stwem. Po­zo­sta­ła część domu prze­zna­czo­na była dla słu­żek i lo­ka­jów, któ­rzy byli murem… ―> Byłoza.

 

Chwy­ci­łem za ko­łat­kę i ude­rzy­łem trzy razy… ―> Chwy­ci­łem ko­łat­kę i ude­rzy­łem trzy razy…

 

Drzwi się za­mknę­ły, zamek za­chro­bo­tał, po czym olśnił mnie blask cie­płe­go świa­tła wy­peł­nia­ją­ce­go salon, który był tak samo za­chę­ca­ją­cy jak nie­gdyś. ―> Czy dobrze rozumiem, że drzwi wejściowe prowadziły wprost do salonu? A gdzie jakiś hol, korytarz czy przedpokój?

 

– W domu wszyst­ko do­brze. Pani jest zdro­wa na ciele, ale… – zer­k­nął na po­zo­sta­łych to­wa­rzy­szy szu­ka­jąc ich po­par­cia. – Ale oba­wia­my się, że nie na umy­śle. ―> – W domu wszyst­ko do­brze. Pani jest zdro­wa na ciele, ale… – Zer­k­nął na po­zo­sta­łych to­wa­rzy­szy szu­ka­jąc ich po­par­cia. – Ale oba­wia­my się, że nie na umy­śle.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Ner­wo­wo po­tarł dłoń i otarł pot z czoła. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Dawno cię nie wi­dzia­łem – zwró­ci­łem się do niej. Pró­bo­wa­łem zwró­cić na sie­bie jej uwagę, ale jej oczy… ―> Powtórzenie. Nadmiar zaimków.

 

wy­stu­ki­wa­ły na de­skach nie­po­ko­ją­cą me­lo­dię. Śle­dzi­łem jej kroki i z nie­po­ko­jem od­kry­łem… ―> Powtórzenie.

 

cięż­ko było przejść przez po­miesz­cze­nie… ―> …trudno było przejść przez po­miesz­cze­nie

 

Mój głos za­ła­my­wał się z każ­dym sło­wem. Chcia­łem do niej po­dejść lecz na każdy mój krok… ―> Powtórzenia. Nadmiar zaimków.

 

ma­szy­na, którą gotów byłem ob­wi­nić za wszyst­kie nie­szczę­ścia… ―> …ma­szy­na, którą gotów byłem ob­wi­nić o wszyst­kie nie­szczę­ścia

Obwinia się o coś, nie za coś.

 

za­ka­za­ny mi­ne­rał roz­bły­sną. ―> …za­ka­za­ny mi­ne­rał roz­bły­snął.

 

wska­za­ła pal­cem wier­tło przy jej skro­ni. ―> …wska­za­ła pal­cem wier­tło przy swojej skro­ni.

 

Wizje tego jak może za­koń­czyć się ten wie­czór ści­ska­ły mnie za gar­dło i żo­łą­dek. ―> Wizje tego jak może za­koń­czyć się wie­czór, ści­ska­ły mi gar­dło i żo­łą­dek.

 

Jej głos był nie przy­jem­ny… ―> Jej głos był nieprzy­jem­ny

 

Cze­ka­ją tylko aż pani zej­dzie albo zdzi­wacz­nie­je do resz­ty. ―> Cze­ka­ją tylko aż pani zej­dzie albo zdzi­wacz­e­je do resz­ty.

 

Jedno im, co przyj­dzie pierw­sze. ―> Chyba miało być: Wszystko jedno im, co przyj­dzie pierw­sze.

 

Stro­na za stro­ną i nagle się wście­kła. ―> Co to znaczy?

 

Za moimi ple­ca­mi do­strze­gła lo­ka­ja i znik­nę­ła

tak nagle jak się po­ja­wi­ła. ―> Zbędny enter.

Skąd narrator wiedział, kogo służąca dostrzegła za jego plecami?

 

Zda­wa­ła się jesz­cze bar­dziej prze­ra­żo­na niż wcze­śniej, na szczy­cie wieży. Kiedy zda­wa­ło się, że nogi się pod nią ugi­na­ją i oto jej biała skroń ze­tknie się z szorst­kim dy­wa­nem nagle ożyła. Ro­ze­pchnę­ła sto­ją­cych jej na dro­dze i rzu­ci­ła się w… ―> Powtórzenie. Siękoza. Nadmiar zaimków.

 

Wrzą­ce łzy spa­da­ły na na­zna­czo­ną strzę­pa­mi pa­pie­ru plaże… ―> Literówka.

 

-To do­brze. ―> Brak spacji po dywozie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Pod­nio­słem się z kanpy i za­pią­łem ma­ry­nar­kę. ―> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 Żołądek przewracał mi się na drugą stronę gdy tylko spojrzałem

Żołądek przewracał mi się na drugą stronę, gdy tylko spojrzałem.

 Zresztą cała okolica nie napawała optymizmem.

Zresztą, cała okolica nie napawała optymizmem. Hmm.

 Wyspa wyglądała jakby ktoś wyrwał ją z paskudnego koszmaru

Wyspa wyglądała, jakby ktoś ją wyrwał z paskudnego koszmaru. Aliteracja, ale mało rażąca, zaznaczam dla porządku.

 Tylko jaki grzech wymaga odkupienia przez mieszkanie na tym cmentarzysku?

Hmm. To znikąd nie wynika. Wyspa ma być ostrzeżeniem, pokutą, czym? I ciągle nie wiemy, co robi na niej bohater.

czytacza, który jawił się nieopodal

W pierwszej chwili pomyślałam, że to błąd, ale patrzę dalej, i chyba nie. Na wszelki wypadek: https://sjp.pwn.pl/szukaj/jawić się.html

 unosiła się przy domostwie

Hmmmm.

 sapnąłem ruszając przez trzeszczący pomost.

Rozdzielaj czasowniki: sapnąłem, ruszając. Fonetycznie fajne, słychać trzeszczenie.

 Dom mojej przyjaciółki zajmował niemal całą, nie taką znowu małą wyspę.

Zaraz, bo już zobaczyłam ponure uroczysko? I wyspy bywają spore, jeśli dom zajmuje ją prawie całą, to musi być niezła rezydencja.

 nieskromnej rozrzutności

Mmmm, czyli czego?

 idealnie przytulny

Hmm.

 przeznaczona była

Powtórzenie.

 murem ostatecznie oddzielającym

Hmmm. Ostatecznie?

 Moja zawodna pamięć nie pozwala mi stwierdzić kiedy dokładnie

Nadmiar zaimków: Zawodna pamięć nie pozwala mi określić, kiedy dokładnie. Hmm.

jej oko błysnęło zaskoczeniem

Hmmmm.

 olśnił mnie blask ciepłego światła

Masło maślane. Blask to światło.

 wypełniającego salon, który był tak samo zachęcający jak niegdyś.

Skróciłabym: wypełniającego salon, równie zachęcający, jak niegdyś. Teraz widać, że obok siebie są dwa imiesłowy…

 Po chwili rozparty na purpurowym fotelu siorbałem aromatyczną herbatę.

Wtrącenie: Po chwili, rozparty na purpurowym fotelu, siorbałem aromatyczną herbatę.

 Wszyscy nie licząc jego pani.

Wszyscy, nie licząc jego pani.

 zerknął na pozostałych towarzyszy szukając ich poparcia.

Rozdzielaj czasowniki: zerknął na pozostałych towarzyszy, szukając ich poparcia. Ale to, co po przecinku, możesz wyciąć, to dość oczywiste.

 zapytałem wspominając upiornego czytacza krążącego wokół posesji.

Zapytałem, wspominając upiornego czytacza krążącego wokół posesji. "Czytacza krążącego" możesz rozdzielić, ale nie musisz, bo to określenie czytacza.

Blask świateł sprawił, że widziałem własne odbicie wyraźniej niż to co się działo na zewnątrz

Wyraźniej, niż to, co się działo.

 obraz czarnej wody wyrył się w mojej pamięci dość dobrze w czasie podróży

Może – głęboko?

aura, która zalewała serce i oczy miała

Wtrącenie: aura, która zalewała serce i oczy, miała. Grupy podmiotu nie oddzielamy od grupy orzeczenia, wtrącenia wyglądają na wyjątek, ale faktycznie nim nie są.

potarł dłoń i otarł pot

Powtórzenie.

 nakarmi czymś czytaczy

Aliteracja, ale w sumie…

zmęczonym głosem

Głos nie może być zmęczony.

 To jest tak jakby…

To jest tak, jakby… Ponadto – sierota została w tej linijce. Popędź ją enterem do następnej :)

 Rząd cofnął się, by zrobić przejście.

Niby wiem, o co chodzi, ale trochę się potknęłam.

 Najwyraźniej nikomu nie śpieszyło się podążyć za mną

Hmm.

 zaciekawieni czy

Powinien być przecinek, ale poza tym… hmm.

 obraz chmurnego nieba był o wiele bardziej widoczny

Lepiej widoczny. Obraz? Nie samo niebo?

Granaty, purpury i czerń; najgłębsza czerń jaką w życiu widziałem otaczały mnie ze wszystkich stron.

Granaty, purpury i czerń, najgłębsza czerń, jaką w życiu widziałem, otaczały mnie ze wszystkich stron.

 Gdy podszedłem do krawędzi kopuły dostrzegłem też siną zieleń wody

Gdy podszedłem do krawędzi kopuły, dostrzegłem też siną zieleń wody.

 wysuszone niemal aż do kości

Nadmiar: wysuszone niemal do kości.

 skóra rozciągnięta

Hmm. Naciągnięta?

zauważyłem gdy

Zauważyłem, gdy. "Moja" zbędne, chyba, że chcesz to bardzo podkreślić.

zwróciłem się do niej. Próbowałem zwrócić

"Zwróciłem się do niej" wprowadza powtórzenie i jest zbędne. Z czytaczami przecież nie będzie rozmawiał – czy będzie?

jej oczy dalej tkwiły w nieskończonym oceanie

Spojrzenie jeszcze mogło, ale oczy powinny tkwić w jej czaszce, gdzie ich miejsce.

 jednak nie miałem okazji przeczytać twoich dzieł w żadnym z miejskich saloników

Ciut nienaturalne.

 odkryłem, że w pokoju nie leżała ani jedna kartka

C.t. – nie leży.

 Gdy byłem tu kilka lat temu ciężko było przejść przez pomieszczenie nie nadeptując

Gdy byłem tu kilka lat temu, trudno było przejść przez pomieszczenie, nie nadeptując. "Ciężko" jest zbyt kolokwialne w tym otoczeniu.

 maszyny piszącej

Maszyny same nie piszą?

Mogłem dostrzec tylko jeden, tajemniczy kształt, który osłonięto ciężkim płótnem.

To nie jest po polsku. I logiczne też mało, wszystko ma kształty. Tajemniczy sprzęt?

 Blada kobieta zatrzymała się przy dziwnym meblu. Światło padło na jej chudą twarz

Trochę przesadzasz z tymi przymiotnikami.

 Była jednak bardziej blada i nieprzytomna.

Jednak?

 Jej oszałamiająco przezroczysta twarz zdawała się być pozbawiona krwi

Za dużo tego. Ja napisałabym po prostu: Jej twarz zdawała się pozbawiona krwi.

 brutalnie usunął z niej cały kolor

Brutalnie usunął? Te dwa słowa do siebie nie pasują. Ukradł może? Zrabował? Nie jestem pewna, co próbujesz tutaj pokazać, wymyka mi się ten obraz.

 Ubranie zwisało na niej niczym na strachu na wróble

Na twarzy? Dajesz się ponieść, uważaj.

 że najdelikatniejszy promień słońca mógł świecić przez nią

Anglicyzm. Po polsku napisalibyśmy "mógłby".

 Stała na skraju urwiska o nieznanej mi nazwie

Hmm. Zmieniasz metaforę.

 Chciałem do niej podejść lecz na każdy mój krok reagowała gwałtownym odskokiem.

Chciałem do niej podejść, lecz. Dalsza część zdania mało naturalna, "reagowała" to techniczne, niefantastyczne słowo.

 Miała surowe, kamienne wręcz oblicze

Ale przed chwilą pokazałaś delikatną szklaną bańkę. To nie jest spójne, kiedy bańka (też nieruchoma, a o to chyba chodzi) okazuje się kamieniem.

 Może niemy upór, ale był on na tyle milczący, że i tak niknął w bezwyrazie, który zhańbił jej delikatne rysy.

Dobra, męska (czy damska) decyzja. Kamień – czy cienkie szkło?

 Wtedy lunął deszcz. Chwilę potem światło zgasło

A nie powinno najpierw zgasnąć? Czy masz na myśli światło elektryczne?

 Na moment dostrzegłem twarz bladej kobiety

Ale przed chwilą już ją opisywałaś! https://sjp.pwn.pl/szukaj/dostrzec.html

widziałem jak załamuje się

Widziałem, jak załamuje się. Ale kto, twarz?

 Podszedłem mimo wcześniejszych sprzeciwów i chwyciłem ją za ramiona

Wtrącenie: Podszedłem, mimo wcześniejszych sprzeciwów, i chwyciłem ją za ramiona. Nie przypominałabym o tych "sprzeciwach", ale też – nie wydały mi się naturalne.

 W dotyku była jeszcze bardziej wiotka niż mi się wydawało

W dotyku była jeszcze bardziej wiotka, niż mi się wydawało. Hmm.

 Gdy ją obejmowałem nie miałem pewności czy na pewno ją trzymam

Powtórzenie, przecinki: Gdy ją obejmowałem, nie miałem pewności, czy faktycznie ją trzymam.

 Była niemal niefizyczna

Już starczy tego zapewniania. I raczej "materialna" https://sjp.pwn.pl/szukaj/fizyczny.html

 palce na mojej marynarce

Prawie rym.

 Chude palce odbiły się na oknie zostawiając dziwny, magiczny ślad.

Hmmm.

 Zanim odleciał uderzył w dach jeszcze raz.

Zanim odleciał, uderzył w dach jeszcze raz.

 Tym razem nie całym ciałem a pięścią

Tym razem nie całym ciałem, a pięścią.

 Był to na tyle silny cios, że

To bym wycięła, nic nie wnosi.

 bardziej niż grzmoty

Bardziej, niż grzmoty. Zaraz, to uderzenie było słychać? Brrr…

 którą gotów byłem obwinić za wszystkie nieszczęścia jakie spadły na to domostwo

Obwinić o wszystkie nieszczęścia, jakie. Hmm. Nie wiem, czy bym tego nie wycięła.

 Dziś jawiły się szkodliwym reliktem

Hmm. Rymuje się.

Ponoć stały się takie gdy odrzuciliśmy je na rzecz mocy słów.

Ponoć stały się takie, gdy porzuciliśmy je na rzecz mocy słów.

 zniknęły w odmętach czarnego rynku

Troszkę to zbyt abstrakcyjne. Przecież kryształy nie zaczęły sprzedawać podróbek po zaułkach.

silnika napędzanego ogromnym, większym ode mnie, kawałem fioletu

Fiolet (jak wszystkie kolory) nie istnieje bez nośnika. Widzę, że brakuje Ci synonimów do "kryształu" – bo faktycznie ich nie ma. Musisz pokombinować.

 z dwóch wierteł skierowanych na okolice głowy

Hmm.

 Zadrżałem patrząc jak moja droga przyjaciółka siada za sterami upiornego urządzenia.

Zadrżałem, patrząc, jak moja droga przyjaciółka siada. Gdzie to urządzenie ma stery? "Upiorne urządzenie" jednak bardzo źle brzmi. Przy okazji przypominamy, że Pisz-o-dziej rozwiąże wszystkie Twoje problemy ;)

 leniwie wytoczył się

W tym kontekście – masło maślane.

 dym, który przesiąkł purpurą kryształu

Czyli najpierw był nie-fioletowy, a potem sfioletowiał? Nomen, omen, purpurowe to.

 zakazany minerał rozbłysną

Literówka: rozbłysnął.

 W całym pokoju było teraz duszno i niepokojąco.

Zapewniasz, psując cały efekt. Opisz tę duchotę. Duchota sama jest niepokojąca (piszę to w lecie…)

 Fioletowa łuna

Na pewno? https://sjp.pwn.pl/szukaj/łuna.html

 Kiedy myślałem, że nie ma na tej ziemi nic bardziej przerażającego zobaczyłem jak życie uchodzi z kobiety siedzącej na fotelu.

Kiedy myślałem, że nie ma na tej ziemi nic bardziej przerażającego, zobaczyłem, jak życie uchodzi z kobiety siedzącej w fotelu. Hmm. Zapewniasz.

 Z jej oczu zniknęło i tak nielitościwie przygaszone światło

Powściągnij rumaki swoich porównań. Czemu "nielitościwie"?

z twarzy ubyła resztka koloru

Hmm.

 kartkę papieru stworzoną z człowieka

Stwarza się ex nihilo, z czegoś można coś zrobić, albo to przetworzyć, w tym przypadku także przemienić (kartkę papieru przemienioną z człowieka).

 Ona jedna usiadła

Literówka: jednak.

 Nigdy nie czułem większej niemocy.

Pokaż to. Niech go zaboli serce, niech ma nogi jak z waty. Wiesz, o co chodzi?

 Światło kryształu osłabło

Hmm.

 wiertło przy jej skroni. Przewróciła oczami – Kłębią mi się w głowie

Zgubiła się kropka, nadmiarowy zaimek: wiertło przy skroni. Przewróciła oczami. – Kłębią mi się w głowie.

 Stałem tak przez chwilę, oszołomiony niezwykłością tego zdarzenia.

Słuchaj, pokazałaś mi właśnie zdarzenie bez wątpienia niezwykłe – dlaczego sądzisz, że nie potrafię tego ocenić? Stałem tak przez chwilę, oszołomiony. Kropka. Nie traktuj czytelnika jak głupka.

 Wyglądała sztucznie, byłem gotowy sądzić, że to nie moja przyjaciółka, a maszyna podejmuje decyzje o jej ciele.

Ani to ładne, ani pożyteczne. Interpretujesz za mnie to, co podałaś mi do interpretowania, to jakbyś za mnie żuła podane ciasto. Nie rób tak.

 Na jej dnie spoczywał stos kartek.

Czyli ile było tych kartek? Bo "stos" to dużo, ale są tylko na dnie szuflady?

 – Więc maszyna spisuje twoje opowieści? – ostrożnie podszedłem o kilka kroków.

– Więc maszyna spisuje twoje opowieści? – Ostrożnie podszedłem o kilka kroków.

 Moja lewa powieka nieznośnie mi ciążyła

"Moja" zbędna, cudza mu nie ciąży.

 Wizje tego jak może zakończyć się ten wieczór ściskały mnie za gardło i żołądek.

To nie jest jeszcze śmieszne, ale blisko. Na pewno niezręczne. Skupiłabym się na jego fizycznych odczuciach.

 Blade skronie znajdowały się zbyt blisko wirujących wierteł bym mógł zaufać kryształowi.

Przed "bym" przecinek, ale końcówka jest angielska.

 barwiła mój świat swoimi cudownymi opowieściami

Idiom, zaimki: ubarwiała mój świat cudownymi opowieściami.

 mimowolnie się uśmiechnąłem.

Tu też dużą literą. Poradnik formatowania dialogów: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 Ciężar tej niecodziennej sytuacji lub może moc kryształu zaczęła mieszać mi w głowie.

Przestań mnie zapewniać. Dlaczego on myśli, że kryształ na niego oddziałuje?

 moje myśli stawały się gładkie, pozbawione napięcia, które wywoływała wyspa

Metafora jest słowną ilustracją. Co próbujesz zilustrować?

 Zmysły otępiały, ruchy zwalniały

Czemu raz jest czasownik dokonany, a raz niedokonany?

 niespokojny marazm

Oksymoron, ma być? https://sjp.pwn.pl/szukaj/marazm.html

 a ucałowałbym podłogę

Ironia rozbija nastrój grozy. W ogóle humor nie jest straszny – o to, między innymi, chodzi w humorze. Pomaga:

 Świat stał się zbyt straszny, by móc zajmować się tak zwykłymi sprawami

Dlaczego świat miałby się tymi sprawami zajmować?

 mamrotała powoli tracąc siły

Mamrotała, powoli tracąc siły. Chyba, że chodziło Ci o: Mamrotała powoli, tracąc siły.

 udzielił mi pierwszych wskazówek po moim przyjeździe

Raz: po przyjeździe udzielił mi pierwszych wskazówek. Dwa: jakich wskazówek? Zaglądam na początek i udzielił tylko informacji, nic nie doradzał.

 on moczył dywan swoim potem

Niejednoznaczne i w sumie śmieszne. Psuje nastrój.

 zapytałem z uporem w głosie

Zapytałem z uporem. Kropka. Nie pojmuję, skąd ta maniera dodawania wszędzie "w głosie".

 spojrzałem wprost w puste oczodoły zjawy. Obserwowałem go aż zniknął za krwiścieczerwoną, ciężką zasłoną

Tego zjawę? Obserwowałem go, aż zniknął za krwistoczerwoną.

 otworzyła mi drzwi gdy przybyłem

Otworzyła mi drzwi, gdy przybyłem.

 pani. – kiwnęła głową

Duża litera: pani. – Kiwnęła głową.

 przypominał brzmienie kredy

Kreda nie brzmi. Brzmi najwyżej jej wciskanie w tablicę.

wcisnąć w tablicę – Powiedzieli i zaczęła być… taka.

Tu brak kropki, i został myślnik – sierota:

Wcisnąć w tablicę.

– Powiedzieli i zrobiła się… taka.

 Reszty niech pan nie pyta.

O resztę. Chyba, że to stylizacja?

 Czekają tylko aż pani zejdzie

Czekają tylko, aż pani zejdzie.

 Pani nie ma woli ani dziedzica

Pani nie ma woli, ani dziedzica.

zdumione oczy

Antropomorfizacja.

 tak nagle jak się pojawiła

Tak nagle, jak się pojawiła.

 jąkając się próbował wcisnąć mi jakiś łzawy kit.

Jąkając się, próbował. "Wcisnąć mi jakiś łzawy kit" jest bardzo kolokwialne i pasuje tu jak pięść do nosa.

 Zebrałem wszystkie zapisane strony jakie znalazłem na wyspie

Zebrałem wszystkie zapisane strony, które znalazłem na wyspie. "Jakie" w zasadzie nie jest w tym przypadku błędem, ale "które" lepsze.

 Stałem w otoczeniu hordy lokajów i pokojówek czekając

Stałem w otoczeniu hordy lokajów i pokojówek, czekając. "Hordy"? Czemu on ich nagle nie lubi?

 skrzące iskry

Powtórzenie.

 Mgła zgęstniała, a przeczuwając nadchodzący chaos czytacze zebrali się przed domem.

Hmm.

 Powietrze było ciężkie od upływającego w napięciu czasu i potu.

Upływającego potu?

 Sytuacja nieprzyjemnie naciskała na moje skronie

Zapewniasz. Sytuacja nie naciska, to bez sensu, a "nieprzyjemnie" jest niedopowiedzeniem stulecia i śmieszy. A śmiech jest śmiercią tego tekstu, bo jestem w miarę pewna, że zamierzasz tu straszyć.

przeszył mnie niczym niemrawy duch

Przeszywanie jest gwałtowne, więc to nie pasuje.

Widmo wyciągało łapczywie ramiona chcąc pochwycić choć skrawek opowieści, a jego puste oczodoły zdawały się łzawić.

To nie ma być dynamiczna scena? Ponadto – szyk i przecinki: Widmo łapczywie wyciągało ramiona, chcąc pochwycić choć skrawek opowieści.

 Zamarłem na widok zmierzających w moim kierunku upiorów.

Zamarłem. Kropka. Wiemy, co się dzieje.

 Moje palce zesztywniały na tekturowym pudle, które niosłem. Przeszedł mnie nerwowy dreszcz i wyrzuciłem karton w powietrze.

Rozumiem, że chcesz to dokładnie opisać, ale traci na tym wiarygodność sceny. Zwłaszcza na nerwowym dreszczu, który raczej nie zapowiada skoordynowanego ruchu.

 wirowali w pogoni za nimi niczym smętne motyle

Hmm. Jak wirują motyle?

 Wichura zabrała historie prosto do upiornych istot

Hmm.

 Czytacze tracili swoją mroczną aurę i świat stał się odrobinę mniej okropny.

Pokaż to?

 Przez uchylone drzwi jej oczy chwytały skrawki pożeranych stron.

Hmmm. No, nie wiem.

Zdawała się jeszcze bardziej przerażona niż wcześniej, na szczycie wieży. Kiedy zdawało się

Powtórzenie. Bardziej, niż wcześniej.

 oto jej biała skroń zetknie się z szorstkim dywanem nagle ożyła.

"Biała skroń" jest purpurowa, aż śmieszna. Ironiczna. Przed "nagle" przecinek.

 stojących jej na drodze

"Jej" możesz wyciąć.

 gotowa była oddać życie byleby oni nie dostali ani słowa z jej cennych historii.

Gotowa była oddać życie, byle oni nie dostali ani słowa z jej cennych historii.

 Szał płonął w jej łzawiących oczach.

Ogień z wodą. Niespójna metafora. I – on to widzi? Jak?

 spadały na naznaczoną strzępami papieru plaże, a kobieta zbliżała się coraz bardziej do krawędzi rozpaczy

Literówka (plażę), purpura i zapewnianie.

 patrząc w niebo zaczęła

Patrząc w niebo, zaczęła.

 docierało do mnie po co w ogóle przybyłem

Docierało do mnie, po co w ogóle przybyłem.

 nie baczyli na krzyki kobiety

Hmm.

 Jednak jeden z nich

Tylko jeden z nich. Inaczej masz aliterację i bezsensowne "jednak".

 pokusił się, by podlecieć

Hmmm.

zbliżał się krok po kroku aż znalazł się tuż przy pisarce

Zbliżał się krok po kroku, aż znalazł się tuż przy pisarce. Dwa "się".

 Zdawało mi się, że przez chwilę czarne chmury rozstąpiły się,

Dwa "się", bardzo się rzucają w oczy. Chmury rozstąpiły się na chwilę.

 która nie zważając na nic wrzeszczała na niebo

Wtrącenie: która, nie zważając na nic, wrzeszczała na niebo. Jak to robiła, całowana przez wampira?

 Moje myśli brzęczały od napływu uśpionych wspomnień

Niespójne.

 przerwania pocałunku potwora

Dziwnie to brzmi.

 znikała tracąc

Znikała, tracąc.

Kiedy już miała wyparować, skończyła opowieść.

Ale potwór zatyka jej usta!

moc kryształu odżyła we mnie i udusiła magiczną istotę

Moc kryształu jest jego? Ale nic na to nie wskazywało!

 Jej oczy spacerowały

Zapędź je z powrotem do oczodołów, doprawdy.

Były wszędzie tylko nie tam gdzie ja.

Były wszędzie, tylko nie tam, gdzie ja.

 przypomni mi to o czym zapomniałem

Przypomni mi to, o czym zapomniałem.

 -To dobrze.

Brak spacji.

 – Naprawdę masz tak tragiczną pamięć, czy po prostu preferujesz wewnętrzny monolog nad rozmowę z innymi ludźmi?

Przedkładasz. Nie "preferujesz". I nie bardzo wiem, o co tu nagle chodzi.

 powiedziałem odstawiając filiżankę na stolik.

Powiedziałem, odstawiając filiżankę na stolik.

 Jeśli żyłabyś na tym świecie tak długo jak ja też zaczęłabyś mieć problemy z zapamiętaniem tego wszystkiego…

Gdybyś żyła na tym świecie tak długo, jak ja, też zaczęłabyś mieć problemy z zapamiętaniem tego wszystkiego…

 Podniosłem się z kanpy

Literówka. Edytor strony ją podkreśla…

 – Przyjadę, kiedy znowu będę chciał przypomnieć sobie moje imię.

To znikąd nie wynika. Tak tylko mówię. Szyk: sobie przypomnieć.

 zajmowały ją bardziej niż moje biadolenie

Zajmowały ją bardziej, niż moje biadolenie.

 Zgaduję, że tak wygląda żywot nieśmiertelnej istoty.

To on nie jest nieśmiertelny?

 

 

Jest tu (ciągle…) pewien nadmiar zaimków i nieopanowanie słów. Zakończenie spada z sufitu, a szkoda, bo całkiem konsekwentnie, mimo potknięć, budujesz nastrój grozy. I tak go potem wyrzucasz za okno, aż smutno. Bo jest też całkiem fajny pomysł, a może nawet dwa. Pamięć i tożsamość, i opowieści… Mrr.

 3 programy, 4 czytających przed publikacją i nikt mi nie wytknął :(

Skąd wzięłaś takie programy? Do kitu są :D Nawet edytor strony podkreśla takie rzeczy. Co do bet, tutaj znajdziesz jednostki o wyjątkowo sokolim oku ;)

 Ogólnie całość czyta się jak opowiadanie z serii, tak jakbyśmy z wcześniejszych tekstów mieli wiedzieć, kim jest bohater, czym się zajmuje i jaka relacja łączy go z pisarką. To nie działa na korzyść opowiadania – bo po lekturze nie czuję się, jakbym miała jakiś solidniejszy obraz tego świata i postaci.

Nie wiem, czy tymczasem czegoś nie dopisałaś, bo ja tego nie odczułam. Przy zakończeniu takim, jakie jest, tłumaczenie tego wszystkiego nie miałoby sensu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka