- Opowiadanie: Tankret - Jestem Wolny

Jestem Wolny

Zastanawiam się, czy dalej w to brnąć.

Oceny

Jestem Wolny

Wyszedłem kiedyś na miasto. Nie wiem po co. Wydawało mi się, że jest to bardzo ważne. Musiałem to zrobić, bo tam gdzie byłem, było mi już źle. Czułem taki przymus. Spieszyłem się. Czynność ta mnie pochłonęła. Wyjście miało sens. Coś zmieniało. Wprawiało wszystko w ruch, przerywało stagnację. Było pociągające. Wszak życie to ruch. Będę szedł – pomyślałem sobie – to takie dumne, to coś znaczy. Więc wziąłem kurtkę, czapkę, rękawiczki, szalik i ruszyłem.

Zapomniałem tylko po co i teraz stoję na pustej ulicy. Drapię się po szyi. Rozglądam się w około – nikogo nie ma. Chodziłem tak długo, że nie pamiętam skąd już drogi którą przebyłem. Nie wiem też dokąd chciałem pójść. Mijałem jakąś świątynie. Może kościół. Albo bardziej synagogę. Był też chyba sklep tylko pusty. Godzina jest jeszcze wczesna, mogę wrócić. Tylko nie wiem którędy. Mogę też dalej pochodzić, może coś znajdę. Przyszedłem z prawej, czy lewej? A może ciągle szedłem prosto? Po drodze nie spotkałem nikogo ale wiem, że gdzieś ktoś jest. Widziałem dymiący niedopałek papierosa. W oczy rzuciła mi się stojąca na stoliku filiżanka kawy, z której unosiła się para. Zauważyłem domykające się drzwi. Idąc, słyszałem gdzieś za sobą czyjeś kroki i głosy. Jakby rozmowy. Tylko mówiła chyba jedna osoba. Nie mogłem zrozumieć o czym. Raz, gdzieś daleko słychać było czyjś krzyk. Przeraźliwy, długi, jakby zawodzący. A może to był płacz? Tak naprawdę nie wiem co.

Ulice którymi się poruszałem, były zaśmiecone. Pełno gazet. Wiatr rozwiewał je w bezładzie. Każda była inna, a jej nagłówek mówił o jakichś wydarzeniach ze świata. Z innego miasta, kraju kontynentu. Nie wiem. Nie dotyczyło to mnie, więc przestałem się nimi interesować.

Mam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował, ale nikogo nie widzę. Wokół pełno okien w budynkach. Niektóre są otwarte. Po co ja wyszedłem? Odnoszę wrażenie jakby to miasto nie miało końca. Chaotyczne poplątanie ulic. Bez ładu i składu. Mijam działki o nieregularnych kształtach. Puste parcele. Rondo, do którego dochodzi tylko jedna ulica. Domy, kamienice, bloki, place zabaw, parki, ławki.

Nie wiem która jest godzina. Słyszałem melodyjkę z zegara na wieży ratuszowej. Nie dało się określić, która wybiła. Mój zegarek ma natomiast wyładowaną baterię. Słońca nie widać, zasłaniają chmury. Jak długo już chodzę? Po co? To chyba coś ważnego. Inaczej bym się tak nie kręcił, prawda?

Pogoda jest jakaś dziwna. Po niebie przetaczają się ciężkie deszczowe chmury, takie kłębiaste, czarne, niespokojne, złowrogie. Powietrze jest suche i mroźne. Od czasu do czasu wieje ciepły wilgotny wiatr. Drzewa są soczyście zielone jak na początku lata. Na ziemi znajdują się jesienne kałuże, w których pływają gnijące brązowe liście. Nietypowa pogoda na każdą porę roku, jaka by nie była.

Po mieście jeździ tramwaj. Jeszcze go nie widziałem, ale słyszałem charakterystyczne dzwonienie. Trafiłem też na tory – były dziwne. Po pierwsze prowadziły donikąd. Po drugie, często prostopadle do siebie przylegały. Nie spotkałem żadnego przystanku. Po ulicach jeżdżą auta. Parę razy widziałem gdzieś w oddali jakiś przemykający samochód. Jednak nie na tyle blisko, żeby zidentyfikować markę, bądź zobaczyć kierowcę. Denerwuje mnie jednak cykanie sygnalizacji świetlnej. Takie specyficzne, przy zmianie z zielonego na żółte i z żółtego na czerwone. Cyk, cyk, cyk. Nie pozwala mi zapomnieć, że czas leci a ja po coś wyszedłem. Wprowadza niepokój.

Chyba niedobrze zrobiłem. Powiem więcej jestem pewien, że źle zrobiłem. Jestem przez to na siebie zły. Mogłem zostać. Lepiej by było gdybym tak postąpił. Byłbym przynajmniej spokojniejszy, że wiem gdzie jestem. Jakbym siedział na dupie to może by ktoś przyszedł. Ktoś by mnie odwiedził. Przynajmniej wiedziałby gdzie mnie szukać. Może ktoś by czegoś ode mnie potrzebował. Siedziałbym sobie w cieple, albo w chłodzie, w każdym razie w takiej temperaturze jaka by mi odpowiadała. A tak nie wiem gdzie jestem, inni tym bardziej nie wiedzą gdzie. Przeszła mi przez głowę myśl, żeby zadzwonić. Nie wiem jednak do kogo. Zresztą telefon jest wyładowany, a przysiągłbym, że go ładowałem przed wyjściem.

Myślałem o tym, żeby wrócić. Poza tym, że nie wiem jak, to jest jeszcze jeden problem. Nie mam kluczy, a wszystkie drzwi jakie znalazłem są pozamykane. Domofony nie działają, albo nikt nie odpowiada. Sklepy, kioski czy inne lokale są albo zamknięte na głucho, albo wisi kartka zaraz wracam – będę później. Więc pewnie tam skąd wyszedłem też jest zamknięte. Gdzieby to nie było.

Chodząc nie zmęczyłem się. Mam sporo siły. Jestem tylko trochę skołowany. Żeby zabić czas, rozjaśnić sobie sytuację, ukoić trochę nerwy, rozerwać się po prostu to chciałem sobie zapalić. Papierosy mam, tylko z ogniem problem. Zapałki mi zawilgotniały, a w zapalniczce nie mam gazu. Próbowałem odpalić od tego peta co go widziałem, było jednak za mało żaru i nie udało się.

Jeszcze się nie zdenerwowałem na tyle żeby przestać. Co z tego że nie wiem dokąd idę ani jak wrócić, ale idę. Pusto tu trochę.

W mieście jest rzeka. Szedłem chwilę wzdłuż niej. Chciałem przejść na drugą stronę. Tam chociaż światła w oknach mieszkań były zapalone, nie to co po tej stronie. Szukałem mostu, ale wszystkie które znalazłem były podniesione. Kładka była jedna, ale w remoncie. Nie dało się przejść. Przemknęło mi przez myśl, żeby wskoczyć do wody i przepłynąć. Nie wiem czy umiem pływać, zresztą woda lodowata, nurt porywisty. Pomocy znikąd. Nie wskoczyłem, bałem się.

Zauważyłem, że ulice w mieście są dziwne. Żadna nie ma nazwy. Tabliczki są, ale puste. Przechodzę czasem koło tych samych miejsc, mimo iż wydaje mi się to niemożliwe. Skręcam tak, żeby nie chodzić w koło a co jakiś czas widzę charakterystyczne drzewo, albo butelki po piwie ułożone w specyficzny sposób, czy jakiegoś kwiatka w oknie. Nie chce mi się pić i jeść, a chodzę już dość długo. Nie jest mi zimno. Nie spociłem się też. Czasem wchodzę po schodach albo pod górę. Za to nigdy jeszcze nie schodziłem w dół. Dziwne.

Ruch powoduje, że nie myślę. Zajmuje mnie, nie pozwala mi się zastanawiać. Chyba mnie uspokaja. Czasem podbiegam, jednak zaburza to oddech więc robię to rzadko. Wiem, że nie ma w tym sensu, ale nic innego mi nie pozostało. Zapytałbym kogoś. Gdybym miał kogo. A z drugiej strony o co bym go zapytał. Gdzie jestem? – głupio tak nie wiedzieć gdzie się jest. Gdzie idę? – jeszcze głupsze. Po co idę? – toż to idiotycznie. Skąd przyszedłem? – to kretyńskie pytanie. To może jednak lepiej, że nikogo nie spotkałem. Czasem myślę o tym żeby przystanąć na chwilę. Tylko po co, skoro w tym mieście nawet wróble nie ćwierkają. Po prostu muszę iść, tylko dokąd skoro żadna ulica nie ma nazwy a ja nie wiem po co wyszedłem…

Kręciłem się, chodziłem, ciuntałem i w końcu gdzieś dotarłem. Znaczy gdzieś, przecież właściwie cały czas gdzieś byłem, ale do tej pory moje bycie nie było do określenia w przestrzeni a dokładniej do nazwania. Byłem obecny po prostu w mieście, koło budynku, kamienicy, na ulicy. Teraz był inaczej. Dotarłem do miejsca które było punktem odniesienia, charakterystycznym, któremu można nadać nazwę a dokładnie do placu na którym rosło drzewo Magnolii. Piękne, rozłożyste, imponujące, kwitnące. Jego kwiaty białoróżowe roznosiły po placu rozkoszną, kojącą, słodkawą woń. Na wprost drzewa stała ławka, ustawiona w taki sposób żeby osoba siedząca podziwiała drzewo na tle jedynej ulicy dochodzącej do placu. Z powodu pochmurnego nieba nie potrafię określić czy ulica dochodziła do placu od strony wschodu, zachodu, północy, południa. Osobiście obstawiam wschód ale to tylko moje domniemania. Drzewo pięknie komponowałoby się ze porannym słońcem. Oczyma wyobraźni widzę je skąpane w słońcu.

Usiadłem na ławce, nie mając zielnego pojęcia co dalej począć. Może zapach i obecność drzewa pomoże mi poukładać sobie wszystko w głowie. Może szum drzewa pomoże mi przypomnieć sobie skąd i po co wyszedłem. Albo choć gdzie mam się udać. Nie wiem, cokolwiek. Może chociaż z braku możliwości zapalenia ukoi moje skołatane nerwy. Potrzebowałem jakiegoś pomysłu, najlepiej planu.

Siedząc tak zamyśliłem się bezmyślnie ale numer sobie myślę. Masowałem dłońmi potylicę i dałem się porwać kojącemu zapachowi kwiatów. Miałem zamknięte oczy a w głowie pustkę. Prawdę mówiąc nie wiem ile czasu minęło aż z letargu wyrwał mnie dźwięk kroków. Zbliżał się do mnie jakiś człowiek. Mężczyzna.

Nie mogę powiedzieć o nim nic specjalnego. Żadnych znaków szczególnych. Jedna z tych osób której wygląd był obrzydliwie zwyczajny, nad wyraz pospolity, niczym się nie wyróżniający, trywialny. Nos, oczy, uszy. Chyba szatyn, a może brunet nie raczej miał brązowe włosy. Na pewno trochę siwy. Oczy szare albo szaro niebieskie, trochę wpadające w zieleń. Bliżej nieokreślonego koloru, jak włosy. Ciepły uśmiech ale jakby trochę grany. Na pewno nieszczery. Niósł papierową torbę. Machnął ręką, żeby zwrócić na siebie moją uwagę.

– Mogę się przysiąść? – zapytał.

Skinąłem głową zgadzając się. Przyznam, zaciekawił mnie. Jego obecność w tym miejscu była dla mnie intrygująca, była też kojąca. W końcu człowiek. Żyjąca istota z krwi i kości. Do tego gada. Może coś wie. Gorzej jak nie. Nic tam ważne, że jest. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy podziwiając magnolię w końcu mężczyzna spojrzał na mnie i zapytał.

– Piękna prawda?

– Cudowna, naprawdę zachwycająca. – odparłem.

– Sam ją tu wsadziłem. – powiedział z dumą w głosie. – Przepraszam, że tak bezpośrednio ale wyglądasz na zmartwionego wszystko w porządku?

– Chyba tak – po krótkim namyśle rzekłem – tak w porządku. Dziękuję. Zmęczyłem się spacerem.

– Nie zabrzmiało to przekonująco ale cóż domyślam się, że jesteś skołowany. Każdy by taki był na twoim miejscu. Zwą mnie P. A ty jak o sobie mówisz?

Cholera jasna! To jest jeden z tych powodów dla którego bałem się kogoś spotkać. Pytania, pytania, paskudne pytania. O co by mnie nie zapytał, imię, ulubiony kolor, skąd jestem, która godzina, na nic nie jestem w stanie odpowiedzieć. Nie widziałem nawet swojej twarzy w lustrze, nie wiem jaki mam kolor oczu. Otworzyłem usta chcąc wydobyć z siebie jakieś słowa, ale P. zaczął zanim ja zdążyłem.

– Aj jaj, jaj – syknął. – no przecież. Będziesz się od teraz nazywał… O. tak, nazwę cię O. Pozwól, że tak będę do ciebie się zwracał – zlustrował mnie z góry do dołu i kontynuował – pewnie masz dużo pytań prawda? Dlatego nie krępuj się zadawaj. Śmiało. Postaram ci się trochę rozjaśnić sytuację. No, śmiało, wal. – rozsiadł się niczym motyl na kwiatku.

Przyznam teraz to mi rozwalił system. Mam pytać jakiegoś faceta który przedstawił się jako P.? O co mam go pytać o pogodę? Patrzyłem na niego z niedowierzaniem ale mimowolnie, pchany wewnętrznym przymusem zapytałem.

– Gdzie jesteśmy?

– Na ławce. Pod drzewem. W mieście. Generalnie najtrafniejszym określeniem jest, że znajdujemy się tu. Ja osobiście określam to miejsce bytnią, wiesz od bytu, istnienia, życia. – wyjaśnił. Mnie osobiście nie wiele to mówiło, ale bałem się drążyć.

– Skąd się tu wziąłem?

– Stąd co wszyscy pozostali. Sam zadecydowałeś, że chcesz być i jesteś. – mówił jakby to wszystko było takie trywialne, banalne, oczywiste.

– Co mam robić?

– Co tylko zechcesz. – uśmiechnął się – ogranicza cię tylko twoja wyobraźnia.

– A kim jestem?

– Kochany, na to pytanie musisz sobie już sam odpowiedzieć. Nie miej jednak złudzeń nie jeden już próbował zazwyczaj bez rezultatów. Ja osobiście na tym bym się nie skupiał, ale twoja wola. Słuchaj tak mnie zagadujesz, że nieomal zapomniałem po co do ciebie przyszedłem. Zanim zaczniesz cokolwiek robić, chciałem ci udzielić rady.

– Słucham. –udawałem zaciekawionego, choć tak naprawdę jego odpowiedzi zrobiły mi jeszcze większy mętlik w głowie, zmartwiły mnie i nie miałem już ochoty niczego więcej słuchać. To chyba jakaś kiepska zabawa.

– Choćby nie wiadomo co, pod żadnym pozorem nic nigdy nie planuj – ostatnie słowo mocno podkreślił i wyartykułował – planowanie jest niebezpieczne. Lepiej działać, tak wiesz, spontanicznie. Reagować. W sumie to najlepiej w ogóle nie działać i tak sobie bytować. Tak jest, wiesz, komfortowo.

– Plany są niebezpieczne? – przyznam teraz mnie zaciekawił.

– Oczywiście! Po pierwsze mogą kolidować z planami innych. A to rodzi konflikty a te oznaczają kłopoty. Ktoś może się zdenerwować, że pokrzyżowałeś jego plany albo, że masz taki sam plan jak on. To z kolei może rodzić złe emocje takie jak zazdrość. Z emocjami trzeba się uporać więc powstaje kolejny plan który przeszkadza w realizacji planu poprzedniego albo gorzej kogoś innego a to z kolei, rozumiesz, i tak dalej i tak dłużej. Taki efekt śniegowej kuli. Po drugie plan może się nie udać. To rodzi rozczarowanie i wtedy powstaje plan korygujący do planu, albo plan B lub gorzej plan A1 i potem kolejna wersja albo plan który kontruje plan kogoś innego. Jeszcze jest sytuacja kiedy musisz wymyślić plan który przeszkodzi w realizacji planu który psuje twój plan a jak do tego jeszcze wmiesza się plan trzeciej osoby… MASAKRA. Jednym słowem planowanie jest złe, lepiej się zdać na bytowanie, chłoń rzeczywistość taką jaką jest to najbezpieczniejsze.

– Ok – zgłupiałem – po co właściwie tu jesteśmy? Po co jest to miejsce?

– Bo taki jest plan – uśmiechnął się złośliwie.

– Plan? Czyj plan?

– Wybacz tego nie mogę powiedzieć.

– A kto stworzył to miejsce?

– Na to pytanie też nie mogę odpowiedzieć.

– Są tu jeszcze inni?

– Są. Na niektórych musisz uważać, mają plan i nie zawahają się ciebie użyć żeby go zrealizować. Niektórzy są niegroźni inni pomocni, a jeszcze są i tacy którzy przynajmniej częściowo odpowiedzą na twoje pytania. Są tacy którzy wywiodą cię na manowce ale są też tacy którzy pomogą. Jak przy tym jesteśmy to muszę ci powiedzieć najważniejszą zasadę. Możesz się spotykać z innymi, możesz rozmawiać, możecie właściwie robić wszystko co chcecie po za jednym. Nie możecie razem mieszkać i wchodzi do swoich mieszkań. Możecie być razem, ale równocześnie musicie być osobno. Możecie opowiadać co tam w waszych mieszkaniach, jak one wyglądają ale nie możecie do nich wchodzić. Powiem więcej nie możecie nawet do nich zaglądać. Generalnie wszystko jest tak skonstruowane, że nawet nie wejdziecie razem do żadnego budynku. Wolałem cię uprzedzić żeby nie było zaskoczenia a teraz szybciutko, O. mam dla ciebie dwa prezenty na powitanie. W sumie to trzy. W papierowej torbie masz nasturcje i notatnik z ołówkiem a tu – klepnął ręką trzy razy w udo – masz towarzysza.

Z jednej z bram po prawej stronie wyłonił się rudy psi łeb. Pies rozejrzał się, zobaczył P. i raźno do nas przybiegł. Usiadł obok mojej nogi, wywalił jęzor i zaczął ziajać.

– Bądź jak ten pies, on nie myśli o przeszłości, nie myśli o przyszłości, po prostu jest tu i teraz i z tego czerpie radość. Jest twój. Możesz go nazwać jak sobie chcesz. Tylko pamiętaj dbaj o niego, tak samo o kwiatka. Świeża woda, karma, odżywka. Wiesz te sprawy. Zanim pójdę, czy masz jeszcze jakieś prośby, pytanie wątpliwości?

– Masz może ogień? Zapaliłbym.

– I to akurat jest dobry plan, bo nie koliduje z planami innych przynajmniej na razie a i czas ci szybciej zleci ale niestety nie mogę ci pomóc bo nie dysponuje żarem. – rozłożył bezradnie ręce i zaczął wstawać z ławki – no na mnie już pora. Powodzenia O.

– Poczekaj! Muszę o coś jeszcze spytać – nie chciałem, żeby odchodził, przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie chciałem zostać sam, bałem się tego. Nie byłem gotowy. Chwyciłem go za rękę – a czy ty masz jakiś plan na pobyt tutaj? – ratowałem się jakimkolwiek pytaniem, żeby tylko został jeszcze chwile.

– Jasne sukcesywnie go realizuje. – wyszarpnął rękę z mojego uścisku i wygładził rękaw.

– I jak ci idzie?

– Lepiej niż przypuszczałem – uśmiechnął się, tym razem tajemniczo – naprawdę muszę uciekać – ruszył z ławki w stronę narożnej kamienicy.

– Dlaczego P. co znaczy twoje imię?

– P. znaczy Prawda. Zawsze muszę mówić prawdę. –Stanął przed drzwiami. Wyjął klucze. Otworzył drzwi. – i to niestety jest czyjś plan.

– Ostatnie pytanie, co znaczy moje imię, co znaczy O?

Niestety P. nie słyszał pytania albo nie chciał słyszeć. Wszedł do środka, zatrzasnął drzwi i zniknął. Ja zostałem sam z psem, Nasturcją i notatnikiem. Wszystko mnie to przeraża. Przecież to nie ma sensu. Popatrzyłem podłamany na psi wywalony jęzor i pomyślałem -Jakie by tu nadać ci imię byku.

Koniec

Komentarze

Tankret początek wydawał mi się jakiś kulawy, przypomniały mi się moje pierwsze opowiadania, a potem wszystko się wyprostowało i już było OK do końca!!! Jest jeden smaczek, który mi się bardzo spodobał; “rozsiadł się niczym motyl na kwiatku” – genialne!

Jestem niepełnosprawny...

Dziękuję, miło mi. Jak myślisz kontynuować opowieść?

Mi się podobało, więc jeśli chcesz znać moją opinię; Czemu nie? :)))

Jestem niepełnosprawny...

Cześć.

Po pierwsze – skoro to część czegoś większego, powinieneś zmienić OPOWIADANIA → FRAGMENT.

Fragmenty nie cieszą się na portalu wielkim powodzeniem, nie wchodzą też do grafików dyżurnych.

 

Wyszedłem kiedyś na miasto. Nie wiem po co. Wydawało mi się, że jest to bardzo ważne. Musiałem wyjść, bo tam gdzie byłem, było mi już źle. Czułem przymus wyjścia. Spieszyłem się wychodząc. Czynność ta mnie pochłonęła. Wyjście miało sens. Coś zmieniało. Wprawiało wszystko w ruch, przerywało stagnację. Było pociągające. Wszak życie to ruch. Będę szedł – pomyślałem sobie – to takie dumne, to coś znaczy. Więc wziąłem kurtkę, czapkę, rękawiczki, szalik i wyszedłem.

Tego jest nieco za dużo…

 

Porostu bliżej nieokreślonego koloru, jak włosy.

Porostu?

 

– Cudowna, naprawdę zachwycająca. – odparłem.

– Sam ją tu wsadziłem. – powiedział z dumą w głosie. – Przepraszam, że tak bezpośrednio ale wyglądasz na zmartwionego wszystko w porządku?

Źle zapisujesz dialogi. Przejrzyj opowiadanie pod tym kątem. A tu ściąga:

https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

– Chyba tak – po krótkim namyśle – tak w porządku. Dziękuję. Zmęczyłem się spacerem.

Co “po krótkim namyśle”?

 

Zwą mnie P. a ty jak o sobie mówisz?

Pewnie byłoby lepiej, gdyby było: “A ty…”.

 

 

W papierowej torbie masz Nasturcje i notatnik z ołówkiem a tu – klepną ręką trzy razy w udo – masz towarzysza.

Dlaczego Nasturcja wielką?

No i “klepnął”.

 

Teraz do rzeczy:

Początek mnie odrzucił, ledwie dobrnąłem do dialogów.

Napisane został dziwnymi, krótkimi zdaniami, pełnymi powtórzeń i trochę jakby absurdu.

Dialog – ostatnia 1/3 – nieco uratował tekst, ale w dalszym ciągu mnie nie porwało.

Wiesz dlaczego?

Dlatego, że nic nie wiadomo, nic z niczego nie wynika, jednym słowem – pojęcia nie mam, o czym jest Twój fragment tekstu (to kolejny minus fragmentów – czasami nie wiadomo, o co w nich biega).

 

 

 

Tankrecie, skoro “Zastanawiam się, czy dalej w to brnąć” – koniecznie zmień opis na FRAGMENT). Jest to ważne, ponieważ fragmenty nie wpadają do grafiku dyżurnych, nie wchodzą do Biblioteki i nie mogą startować do piórek czyli portalowych wyróżnień.

 

A co do samego pytania: przejrzałam pobieżnie tekst i mam wrażenie, że to taka scenka, która Ci przyszła do głowy, ale niekoniecznie wiesz, do czego ma prowadzić. Jeśli masz pomysł na fabułę w takim świecie, to brnij. Niemniej radziłabym na początek, zanim zaczniesz brnąć w coś dłuższego, popracować nad warsztatem, bo od strony technicznej to tu zęby bolą. Masz wszystko: literówki (realizuje → realizuję), orty (nie jeden → niejeden), fatalną interpunkcję, zły zapis dialogów. Ogólnie, mówiąc brutalnie: tekst sprawia wrażenie najzwyczajniej pod słońcem niechlujne. A to jest brak szacunku dla czytelnika. Części z tych błędów mógłbyś uniknąć, czytając swój tekst przed publikacją i wyłapując literówki, zapoznając się z regułami zapisu dialogów itd.

Na dodatek początek jest przegadany. W dialogu zaledwie zarysowujesz jakąś sytuację, po czym urywasz nagle, w pół sceny. W zasadzie co tu oceniać? Nawet nie zaprezentowałeś tak naprawdę pomysłu na świat.

 

Jeśli masz wątpliwości co do pomysłu, a na dodatek szwankuje warsztat, to może najlepiej skorzystać z betalisty? Tam można właśnie pogadać z kilkoma osobami, bez wystawiania tekstu na widok publiczny, o jego słabościach i mocnych stronach. A po becie zaprezentować może jednak całość, a nie taki urywek.

 

Łap też przydatny poradnik portalowy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

http://altronapoleone.home.blog

No ja nie wiem, czy to jest jakiś fragment? Po przedmowie wychodziłoby, że tak, ale równie dobrze mogłoby być zamkniętą całością otwartą na interpretacje.

Masz tuaj sporo usterek technicznych w postaci powtórzeń, niejasnych konstrukcji zdań i podobnych, ale sam pomysł mnie zaciekawił. Jest w nim coś surrealistycznego, to niekończące się miasto, jak w “Gone with the blastwave” albo “Córce łupieżcy”. I choć konwencja całkowicie inna, to działa na wyobraźnię. Gdybyś poprawił te usterki i pociągnął temat, to ja z chęcią przyjrzałbym się temu, co wymyśliłeś, bo na razie mnie zaciekawiłeś, zostawiając bez odpowiedzi, za to z masą pytań. Ja w tym pomyśle widzę potencjał.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Silva. Krótkie zdania, żeby oddać chaos w głowie, zagubienie. Dzięki za uwagi popracuje nad nimi

drakaina, wiem, że warsztat wymaga doszlifowania. Pomysł mam, byłem ciekaw opinii. Jak napiszą Ci idź pan….. to po co dalej brnąć jak napiszą popraw to, to, to, ale coś w tym jest to mogę rozwijać pomysł. Uwagi techniczne są bardzo wskazane. Dzięki. 

Ale ten pomysł ciężko ocenić, gdyż jest go tu mało / praktycznie wcale. Pokazałeś chaos w glowie i pewną rozmowę, z ktorej ciężko cokolwiek wywnioskować. Nie ma jak ocenić pomyslu, sedna. Wszyscy wtedy skupiają się na jakości wykonania. Spróbuj napisać szorta / krotkie, ale zamknięte opowiadanie w tym świecie i pokaż w nim więcej sedna. Z pewnością opinie będą bardziej wartościowe, gdyż odniosą się do pomyslu, a nie wykonania.

Outta Sewer zainspirowały mnie trochę " Mdłości" Jeana Paula Satre i listy Kafki. Miło mi, że Cię to zainteresowało. 

Hmm. Niezłe inspiracje, ale bym ich nie odgadła ;) Popracuj nad warsztatem, to podstawa. I kompozycją tekstu, bo jak się po komentarzu Outta przyjrzałam zakończeniu, to niby coś tam domyka. Ale w taki niejasny sposób, że nie jest to typowe zakończenie otwarte, po którym widać, że autor tak chciał, ani też wyraźne zamknięcie jakiegoś wątku fabularnego. Do tego ta nieszczęsna przedmowa.

Ale zanim będziesz się inspirował wielkimi, naprawdę – zrób coś z warsztatem.

 

Podrzucam jeszcze jeden poradnik, jak również inny artykulik, gdzie jest sporo linków do poradników warsztatowych:

Portal dla żółtodziobów

Jesteś nowy? Nie ogarniasz? Zajrzyj tutaj!

http://altronapoleone.home.blog

Cześć! 

 

Przebrnąłem przez tekst i mam podobne wrażenia, co Szanowni Przedpiścy. Ciężko się to czyta ;], ale to nie znaczy, że masz iść Pan… itd. To znaczy, że trzeba popracować nad warsztatem. Również polecam zacząć od szortów, tak do ok. tysiąca słów. Będzie łatwiej napisać i łatwiej przeczytać. Nie ma sensu walić kilkudziesięciu stron tych samych błędów. Nikomu się nie będzie chciało tego poprawiać.

Spróbuj skupić się na pojedynczym aspekcie – np. narracji opisowej, dialogu, budowaniu napięcia itp. Nie musisz szukać buk wie jakich oryginalnych tematów – możesz przepisać po swojemu scenę z książki, komiksu, serialu, to tylko warsztatówka. Potem beta i sam zobaczysz jak to szybko idzie. Nikt nie dostał literackiego Nobla za debiut :D. Trzeba odhaczyć tzw. zadogodziny przed ekranem i kilometrówkę palcami po klawiaturze.  

 

powodzenia :]

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Dziękuję. 

Zapewne masz racje. Skoro jedna się już coś urodziło, to trzeba od czegoś zacząć zbierać informacje zwrotne :) 

Miło, że chciało Ci się przemęczyć. 

Silva. Krótkie zdania, żeby oddać chaos w głowie, zagubienie.

No masz ci los, już drugi raz zostaliśmy ze sobą pomyleni, silvanie. A nawet jeszcze nie komentowałam w tym wątku! Musimy ustalić, komu należy się nick. Tak że ten, jutro w samo południe. ;)

A co do tekstu. Podoba mi się pomysł wymarłego miasta-widmo i mimo braków warsztatowych wzbudziłeś, Tankrecie, moje zainteresowanie. Trochę gorzej się zrobiło, gdy pojawił się pan P., bo dialogi niestety nie są mocną stroną tego tekstu. Zwłaszcza, że są źle zapisane.

Myślę, że jest w tym potencjał, choć odniosłam wrażenie podobne jak drakaina, że sam autor nie bardzo wie, do czego dąży z tą wizją, skąd i po co bohater wziął się w tym świecie. To da się dorobić, natomiast styl jest dość ciężki – te suche, krótkie zdania zastosowane są mało wprawnie. Więc faktycznie trochę pracy nad warsztatem się przyda.

deviantart.com/sil-vah

Nie chciałem nic pisać wcześniej, ciekaw, czy wpadniesz i zauważysz ;) Jako dama – wybieraj broń ;)

Jako dama – wybieraj broń ;)

I w tym momencie przegrałeś, biorąc pod uwagę ostatnie rozmowy na krzykpudle :D

Known some call is air am

Czekajcie no, niech tylko znajdę gdzieś armatę… ;)

deviantart.com/sil-vah

Przypominam, że mam kulę armatnią XD

http://altronapoleone.home.blog

"Tarcza antyarmatnia załącz!". "Tarcza zalączona!" :D

Silvana i Silva zbliżone nicki można pomotać :) Przepraszam. Przy okazji jak to w życiu co człowiek to opinie. Można się zmieszać. Jedni wolą od dialogów, wręcz im ulżyło jak się pojawiły bo początek ich zmęczył, drudzy wolą przed dialogami. Nie dogodzisz. Jedno was łączy uwagi co do warsztatu a to już cenne jest samo w sobie. 

 

 

 

Nowa Fantastyka