- Opowiadanie: Suzuki M. - Kobietki

Kobietki

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kobietki

Nazywał je “kobietkami”. Małe figurki, które sam wycinał kozikiem z drewna. Zadziwiająco szczegółowe i realistyczne. Wszystkie przedstawiały kobiety, często w jakichś wymyślnych strojach. O dziwo, jego talent nie przekładał się na inne motywy. Ale nie czuł też potrzeby pożytkować go w inny sposób. Po prostu czasem wstawał w dobrym humorze, mówił, że śniła mu się nowa kobietka i zabierał się do pracy.

Przyznaję, że byłam zazdrosna o te sny, a miewał je często. Zasiadał uśmiechnięty przy śniadaniu i mówił: “śniło mi się, że Justynka wyszła za mąż! Ależ to było weselicho!” albo “śniło mi się, że Maryśka poszła do szkoły”. Jednak najczęściej w jego opowieściach pojawiała się Ewa. Opowiadał o niej z niezdrową wręcz ekscytacją, dziwnym rozrzewnieniem i taką trochę… dumą. O tym, jak stawiała pierwsze kroki, wypowiadała pierwsze słowa, zdobywała dyplom i rozpoczynała praktykę lekarską. Mógłby spisać życiorys każdej ze swoich wyśnionych dam.

Poznaliśmy się w tysiąc dziewięćset dwudziestym ósmym roku, kiedy moja rodzina przeprowadziła się do Warszawy. Mieliśmy wtedy oboje po dziesięć lat. Wtedy też zaczęły się te jego sny, a po jakimś czasie pojawiła się pierwsza figurka. Kiedy lata później zwierzyłam się jego mamie, wtedy jeszcze nie teściowej, z niepokojów związanych z konkurencją sennych mar, parsknęła dzwięcznym śmiechem:

– Przyjrzyj się im dobrze – powiedziała. – One wszystkie mają w sobie coś z ciebie!

Pobraliśmy się w trzydziestym ósmym. Coś wisiało już wtedy w powietrzu, ale byliśmy młodzi, zakochani, szczęśliwi. Nie chcieliśmy myśleć o tym, że to wszystko może niedługo lec w gruzach. Kiedy wojna przyszła do Warszawy poszedł walczyć, jak inni młodzi mężczyźni. Zginął, nie wiedząc, że noszę w łonie jego dziecko.

Ja zresztą wtedy też jeszcze o tym nie wiedziałam. Miałam inne zmartwienia na głowie. Ale uciekając ze stolicy wrzuciłam do torby wszystkie jego “kobietki”. Jedyne pamiątki, które zabrałam z tamtego życia.

Nie miałam wątpliwości, jak nazwę naszą córkę. Ewa dorastała, a ja zaczynałam rozumieć. Widziałam jej pierwsze kroki, usłyszałam pierwsze słowa, przypomniałam sobie pierwszy dzień w szkole. I patrzyłam, jak coraz bardziej zaczyna przypominać figurkę w długiej sukni. Wyglądała tak w dniu swojego ślubu.

Ewa, Justyna, Emilka, Małgosia, Marysia, Joasia, Zuzia, Helena, Agnieszka i Lilka. Jego córka, wnuczki i prawnuczki, których nigdy nie poznał, a których najpiękniejsze chwile dane mu było oglądać na długo przed tym, nim się wydarzyły. 

Koniec

Komentarze

Hej :)

 

Całkiem ceikawy szort. Melancholijny, a takie bardzo lubię.

Tylko dwa razy mi zazgrzytało, w tych miejscach:

 

Ja z resztą wtedy też jeszcze o tym nie wiedziałam.

Tutaj chyba powinno być “zresztą”.

 

Widziałam jej pierwsze kroki, usłyszałam pierwsze słowa, przypomniałam sobie pierwszy dzień w szkole. I patrzyłam, jak coraz bardziej zaczyna przypominać figurkę w długiej sukni. Brała w niej ślub.

Tutaj ostatnie zdanie brzmi tak, jakby Ewa brała ślub w figurce. Ale może to tylko moje czepialstwo ;)

 

Czytało się fajnie.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Ładne, emocjonalne. Krótkie, a działające w sam raz. 

Zastanawia mnie czy teściowa też miała taki dar jak jej syn ;) Czy to była intuicja? 

Ciekawe czy ojciec wyśnił też własną śmierć :( I czy przewidział, że nigdy nie zobaczy tych swoich kobietek… i dlatego je rzeźbił?

 

Pobraliśmy się w 1938 roku. Coś wisiało już wtedy w powietrzu, ale byliśmy młodzi, zakochani, szczęśliwi.

→ tym mnie wzruszyłaś, bo to brzmi dokładnie jak wspomnienia mojego dziadka, który o ciężkich historycznie czasach mówił, że były prywatnie jego najlepszymi. 

 

dzięki! :) 

Hm. Podobało mi się, ujęłaś mnie takim poprowadzeniem historii i w sumie nie wiedziałem, w którym kierunku to pójdzie, więc dobrze. Podoba mi się ujęcie trudnych czasów w zwięzły, acz efektowny sposób. Można marzyć o takim darze, by znać losy potomnych i je aktywnie przeżywać. 

 

Daję klik do biblioteki. :)

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Dobrze, że mi przypomniałeś Sagitt :) Też idę klikać! 

Tutaj ostatnie zdanie brzmi tak, jakby Ewa brała ślub w figurce. Ale może to tylko moje czepialstwo ;)

Nie tylko twoje ;)

 

Niezły pomysł, fajne. Mi akurat końcówka nie siadła; a może postarałbym się jakoś rozwinąć całą historię. Czegoś mi w niej brakuje.

 

Che mi sento di morir

Krótkie opowiadanie, ale wzruszające :) Zaczynasz niewinnie, co chwilę wplatając w tekst kolejne ciekawe informacje o figurkach i mężu. Zwracałam na nie uwagę, ale aż do samego końca (podobnie jak bohaterka) nie łączyłam ich w spójną całość.

Tak więc tekst mi się podobał… choć moja podświadomość cały czas szepcze, że mógłby być z tego bardzo fajny horror ;)

Jeden z najładniejszych Twoich szortów, Suzuki. Choć krótki, opowiada tak wiele.

 

Drewniane figurki, które sam wycinał kozikiem z drewna. –> Czy – skoro wycinał figurki z drewna – istniała możliwość, aby to były figurki inne, nie drewniane?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bondżorno po długiej przerwie!

 

Ładny i fajny szorcik. 

Wydaje mi się, że opowiadaniu przydałyby się ze dwa zdania wprowadzające świat przedwojenny.

 

Kiedy wojna przyszła do Warszawy [,]poszedł walczyć, [-]jak inni młodzi mężczyźni.

Chyba o jeden przecinek za mało i o jeden za dużo. 

 

Poznaliśmy się w 1928 roku. Kiedy…

 

Chyba lepiej zrobić z tego jedno zdanie. 

I po co to było?

Sugestie wprowadzone, poza berylowymi przecinkami, bo z jednej strony ja też czuję, że tam powinien być przecinek, ale z drugiej zależy mi, żeby to zdanie było czytane jednym tchem.

 

Koimeoda, wydaje mi się, że jemu śniły się tylko te dobre momenty :) I pewnie nie miał pojęcia, że to jego potomkinie, dziesięciolatki nie myśla o takich rzeczach ;)

 

Beryl, też myślałam o tym, żeby już na początku jasno określić czas, ale wtedy odebrałoby mi to narzędzie zaskoczenia, bo jak widzisz 1928 rok, to od razu już tam gdzieś w głowie świta, że pewnie będzie wojna. A tak trochę poznajesz bohaterów i dopiero w połowie tekstu domyślasz się, że pewnie czeka ich marny los. Także to zagranie taktyczne.

 

Dziękuję za komentarze :) Bardzo cieszy mnie miły odbiór miniaturki, bo sama podchodzę do niej wyjątkowo emocjonalnie. Jak słusznie zauwazyła regulatorzy, nie jest to typowy dla mnie tekst. Pierwszy raz odważyłam się sięgnąć po motywy wojenne i też jest to mój pierwszy od bardzo, ale to bardzo dawna tekst, który jest zupełnie na poważnie. Bez żarcików, bez puszczania oczek. Cieszę się więc, że się udało.

 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Koimeoda, wydaje mi się, że jemu śniły się tylko te dobre momenty :)

→ no to w takim wypadku to jest super moc :D 

 

I pewnie nie miał pojęcia, że to jego potomkinie, dziesięciolatki nie myśla o takich rzeczach ;)

→ tak ale później śnił jako dorosły :) 

 

(A syf. to chyba nie beryl, albo o czymś nie wiem :x)

Jezu, ja naprawdę potrzebuję okularów XD Widzę czarno-białą twarzyczkę w avatarze i juz mam w głowie, że Beryl XD Przepraszam :D

www.portal.herbatkauheleny.pl

Haha, pozdrawiam zza moich okrąglutkich bryli (nie beryli) :D 

:(

I po co to było?

Sympatyczne i ciekawe. Pisane pod zadany temat i pod wyznaczony limit, i to niezbyt obszerny, w herbatkowym konkursie na miniatury. Wiem, bo sam w nim uczestniczyłem. A pisanie tekstu pod temat i trzymanie się ilości znaków w nieprzekraczalnym limicie nie jest znowu takie łatwe, jak się niektórym wydaje.

Teraz cyfry i daty pisze się słownie, ale znowuż Wańkowicz, a nie tylko on, pisali je cyframi, tak jak tutaj.

Swoją miniaturę rozwijam, być może, coś z tego będzie.

Dobrze napisana krótka opowieść z wyrazistym motywem, dobrze i umiejętnie wyeksponowanym i nakreślonym na tle trudnego okresu. Tekst biblioteczny.

Pozdróweczka.

 

Chwytliwa miniaturka. Napisana z odpowiednim flowem, choć trudno uznać tekst tak do końca za fantastyczny. Osobiście odebrałem go jako realistyczny do bólu. I jednak datę zapisałbym słownie. Co do przecinków beryla syfa, to biorę stronę autorki w tym wypadku.

 

P.S. Biedny syf, łączę się w bólu.

 

 

 

Mastiff

Roger, z tym pomysłem akurat nie miałam problemu, bo już za pierwszym razem z zapasem zmieściłam się w limit. Ale nadal jestem mocno rozczarowana, że przeszedł walkowerem.

 

Bohdan, ja bym powiedziała, że to realizm magiczny, a to część czytelników uznaje za dział fantastyki. Z datą cały czas się zastanawiam, bo i liczbowo i słownie wygląda mi dziwnie…

www.portal.herbatkauheleny.pl

O ile mi wiadomo, można zapisać rok liczbami. W narracji to uchodzi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak można, to byłem w błędzie. A wiem, że regulatorzy wiedzą, o czym piszą. Przepraszam za zamieszanie.

Mastiff

Bohdanie, nie masz za co przepraszać – czasem dobrze jest zamieszać, aby rozruszać to, co niemieszane zdążyło się zastać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A jeszcze postronni skorzystają – rozumiem, że w narracji liczbami może być, ale w dialogu już tylko słownie, nie? Tak mi to jakoś wygląda lepiej, ale reguły nie znam :) 

Koimeodo, dialog jest zapisem tego, co bohater mówi, a spróbuj powiedzieć jakąś liczbę cyframi, np. umawiając się z kimś na jakiś termin, powiesz: No to do jutra, do osiemnastej.

Choć bywa, że jeśli liczba jest ogromna/ wielocyfrowa, można odpuścić sobie zapis słowny, np. kiedy ktoś chwali się, że wygrał w lotto 16.874.982, 98, czytelniejszy będzie właśnie taki zapis.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, próbuję, i nijak mi nie wychodzi :D 

Dzięki ^^ 

Bardzo mi się ta pętla w czasie podoba. Pomysł może nie tak całkiem nowy, ale jak dla mnie – atrakcyjnie podany, i rzeczywiście – z nutką takiej … melancholii, którą lubię w opowiadaniach. A wiem, jak niełatwo umieścić ją w opowiadaniach krótkich, tym bardziej w szorcie.

I dlatego klik.

pozdr.

P.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Dzięki, Reg :)

Che mi sento di morir

Bardzo proszę, Basemencie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fakt, dla osób, które publikowały miniatury na świętej pamięci “Szortalu”, a takich osób jest tutaj sporo, to nie jest problem.

Pozdrówka.

Króciutki tekst, ale jaki ładny! Być może momentami troszkę niezdarny, w trudny do wytłumaczenia sposób, ale i tak mi się podobało. Kameralnie, nienachalnie i melancholijnie. Dziękuję :)

Tak to jest, jak pisze się raz do roku. Sama to wyczułam, próbując poprawić felerną figurkę w białej sukience. Pewnie za jakiś czas wrócę do tego tekstu i spojrzę na niego świeżym okiem :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Przyjemnie się czytało :)

Na początku wydawało mi się, że tekst rozwinie się w jakimś bardziej mrocznym kierunku i poczułam się nieco zawiedziona, kiedy wszystko wyjaśniło się w taki prosty sposób, ale to tylko moje odczucie. Kiedy przeczytałam tekst drugi raz, zauważyłam, że wszystko ładnie do siebie pasuje i spodobało mi się dużo bardziej niż za pierwszym. 

Pozdrawiam :)

 

Suzuki, czy Ty wypełniłaś pole z fragmentem reprezentatywnym? Bo Twój tekst trafił do Biblioteki, ale nie ma go na stronie głównej. Brak fragmentu reprezentatywnego jest tego najprawdopodobniejszą przyczyną.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

 Widzę potencjał w myśleniu abstrakcyjnym. Ciekawe

dosis facit venenum

Cześć! Piękne. Bardzo intrygująca i spokojna wizja tęsknoty za kimś, kogo już nie ma. Poznawanie we snach ludzi, których nie dane nam będzie poznać za życia. Wszystko jakby baśniowo osadzone w rodzimych realiach.

Polecił bym do biblioteki, ale już chyba nie jest to potrzebne.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Tekścik melancholijny z jasno zarysowanym tłem. Myślę, że udana próba zamknięcia takiej historii w tak małej ilości znaków. 

Kurczę, nawet mnie na końcu wzruszyło. 

Suzuki, piękna historia!

Świetny pomysł na marzenia senne o tym, co rzeczywiście wydarzy się w przyszłości. Opisujesz mężczyznę, który budzi się w dobrym humorze, marzenia wprawiają go w dobry nastrój, widać, że mocno angażuje się w senne życie swoich kobiet, dlatego trochę razi mnie to słowo:

Opowiadał o niej z niezdrową wręcz ekscytacją, dziwnym rozrzewnieniem i taką trochę… dumą.

Dlaczego niezdrową?

 

Zakończenie zaskakujące i wzruszające. Spodziewałam się mrocznego akcentu, ale Twój pomysł jest zdecydowanie lepszy!:-)

pozdrawiam

Bardzo fajna miniaturka z ciekawym pomysłem na siebie :) Na początku myślałem, że Ewa to jakaś córka z poprzedniego związku, o której nie powiedział swojej żonie… ale Twoje wyjaśnienie jest dużo lepsze.

Pozdrawiam cieplutko.

Precz z sygnaturkami.

W końcu przeczytałam, piękne to było :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziekuję za komentarze :)

 

Irka, ja dinozaur jestem, nie do końca ogarniam tę nową wersję strony (bo pamiętam jeszcze poprzednią :D ) i na wszelki wypadek nie wypełniam pól, których nie rozumiem ;)

 

Olciatka, wydaje mi się, że każda kobieta czułaby się co najmniej nieswojo, gdyby jej wybranek ze zbytnią ekscytacją opowiadał jej o innych kobietach ;) Doszłam do wniosku, że określenie “niezdrową” jest jednocześnie wystarczająco delikatne i sugestywne, a zarazem trochę archaiczne. Tak, aby pasowało do subiektywnych wspomnień starszej osoby, która już zna prawdę. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Melancholijny klimat i niespodziewany finał bardzo na plus. W niewielu słowach malujesz żywy portret relacji dwojga ludzi, pokazując zaledwie wycinek ich życia razem. Podobało mi się.

Bardzo mi miło :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Ładnie napisane, sprawnie napisane, bardzo proste w pomyśle. Jednak czasem taki prosty pomysł dobrze się sprawdza w krótkiej historii i tak jest tym razem. Nie dociekamy natury owego senno-proroczego daru, bo nie o to chodzi. Historia ulokowana akurat w tym okresie historycznym przesuwa akcenty na inny, bardziej tragiczny wymiar opowieści.

Może nieco zwątpiłem, gdy narratorka nadała swojej córce imię po tajemniczej kobiecie ze snów męża, o którą była przecież trochę zazdrosna. Ale machnąłem na to ręką, bo gdyby nie to, nie byłoby przecież historii. Widocznie w tym oniryczno/magicznym układzie po prostu tak trzeba było postąpić i kropka.

Widzę, że zmieniałaś zapis dat (z cyfr na liczebniki), ale teraz jakoś mi lekko zgrzytają te długaśne i pełne zapisy. Za drugim razem dałbym samo „trzydziestym ósmym” (bez “roku”) i byłoby chyba zgrabniej, a sens pozostałby jasny dla czytelnika i ten sam.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Podobno czasem tak jest, że kiedy widzi się nowo narodzone dziecko, to od razu zna się jego imię :) Nawet w rodzinie miałam przypadki, że tuż po porodzie zmieniano od dawna wybrane imię, bo “nie wyglądała na Zuzię”. Wydaje mi się, że tutaj mogło zajść coś podobnego.

 

Z sugesti co do drugiej daty chętnie skorzystałam. Wcześniej, przy numerycznej dacie jeszcze miało to sens, ale teraz faktycznie wystarczy ten trzydziesty ósmy.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Ładna, ciepła historia. Zaskakujące, że opko poruszające temat IIWŚ może takie być. Interesująca przypadłość z tymi snami… I jak to musi wyglądać z punktu widzenia potomkiń? Widzieć, że robisz się podobna do rzeźby dziadka, która powstała przed czterdziestu laty?

Babska logika rządzi!

Oryginalny pomysł, podoba mi się! Szkoda, że krótkie – chciałabym pełniejszej historii zamiast jej streszczenia.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Boję się, że bym poległa :) To dla mnie zupełnie nowe rejony.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka