- Opowiadanie: maciekzolnowski - Jesień niewinności

Jesień niewinności

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Jesień niewinności

Pod wieczór, gdy widoczność spadła niemal do zera, brochowskie dzieci dokazywały w okolicach starej rampy, przysypanej grubą warstwą liści opadłych z drzew. Małe, przez nikogo niepilnowane urwiski tu właśnie bawiły się w berka. Niemcy pozostawili na Dolnym Śląsku polskim przesiedleńcom wspaniałą infrastrukturę kolejową. Stare widmowe wiadukty, mosty i tunele, place usytuowane w pobliżu zabytkowych kamienic oraz brukowane drogi ze starodrzewem tworzyły wprost idealną scenerię dla dziecięcych zabaw. Tylko torowisko było tak naprawdę nowe, zmodernizowano je ze środków unijnych. Czasem jeździł tędy pociąg w kierunku Opola, na ogół jednak było spokojnie.

Chłopcy wbiegali po zardzewiałej kładce przerzuconej nad torami, raz za razem przelatywali na drugą stronę, a następnie galopem zbiegali z tejże kładki. Albo przebiegali przez wspomniane tory po to tylko, by już za chwilę wrócić do punktu wyjścia. Możliwości było multum, a jaka frajda!

Dorośli nawet nie patrzyli na rozbrykanych małych blokersów, nie zawracali sobie nimi głowy, no może z wyjątkiem paru przypadkowych osób. Minęło ich raptem kilku dorosłych i ani jeden pociąg. Zresztą ferajna była tak bardzo zajęta niekończącą się gonitwą, że nie zwracała najmniejszej uwagi na otoczenie, na to, że nadciąga ponura jesienna noc i że pachnie dymem kominowym oraz liśćmi nagrzanymi jeszcze za dnia.

Dopiero ochrypły głos pana Zenka zmienił ten stan rzeczy. Pijak podszedł do jednego z młodocianych i walnął go porządnie w ramię:

– E bobas! Masz może szluga?

– Ja nie palę, proszę pana. Za młody jestem na to i mama mi nie pozwala.

– Za młody. Sranie w banie. Ja w twoim wieku jarałem jak złoto – skwitował i już miał odejść, gdy nagle przypomniał sobie o innej palącej potrzebie. – A pożyczysz no złotówkę?

– Złotówkę? Nie mam. Mama mi nie dała.

– Matka mi… mama mia, jak mawiają włosi. Matka: jest tylko jedna! Co, znasz ten kawał? Nie znasz, kurwa?

– Ja naprawdę muszę już iść, bo kumple czekają i się denerwują.

– A chuj tam kumple! Zero pożytku z gówniarza – dorzucił na koniec i się roześmiał po Zenkowemu i z nutą peerelowskiej melancholii w ochrypłym żulerskim głosie.

Przez pięć minut było spokojnie i tylko echo radosnych okrzyków grało sobie gdzieś w tle, odbijane efektownie od ścian okolicznych bloków i kamienic. Nikt nie przerywał chłopięcej zabawy. Dopiero później od strony pętli autobusowej napatoczył się tajemniczy rockandrollowiec, wyglądający bardziej na boksera niż muzyka.

– Kurwa! – zaczął niezbyt przyjaźnie, a to był dopiero początek; facet najwyraźniej się rozkręcał i posiadał habilitację z łaciny podwórkowej. – No nie wierzę! Wam się już chyba wszystko pojebało. Wypierdalajcie z tych torów, durne łepki! To nie jest miejsce na zabawę dla takich wypierdków, jak wy!

– Ale ja… – rozpoczął najmłodszy – ale ja nie mam jak przejść. – Sześciolatek starał się wytłumaczyć najlepiej jak potrafił, co i tak nie brzmiało przekonująco.

– Chyba sobie kpisz! Masz mnie za idiotę? Ja pierdolę, zasranie gówniarze!

I poszedł. Odwrócił się jeszcze na pięcie, pokiwał z niesmakiem głową i tyle go widzieli. Paczka oczywiście zlekceważyła wszystkie „kurwy” i „pierdolenia” wykrzyczane pod swoim adresem, które za parę lat będą jak znalazł i znajdą się na pewno w słowniku każdego dorosłego Polaka. Jak się bawić to się bawić! A co?! Patataj, patataj…

Wreszcie na sam koniec przechodził pewien elegancik w czarnym jak smoła garniturze i z równie czarną jak smoła walizką. Wyglądał jak makler giełdowy, tyle że bez auta. Przechodząc, spojrzał w kierunku nadjeżdżającego pociągu, następnie na dokazującą dzieciarnię. Uśmiechnął się. Uśmiech miał zabójczy, jakby diabła miał za skórą albo sam był diabłem, a zęby nienaturalnie białe. Dzieciska go zignorowały i nie zauważyły tego jego demonicznego uśmieszku. Facet równie szybko, co się pojawił, rozpłynął się wśród spróchniałych i strupieszałych lip, których od lat nikt nie przycinał, a tuż za rogiem najbliższej kamienicy.

Nagle zerwał się wiatr, a nocne ptaszydła zerwały do lotu. Jakaś groza stanęła nad dzielnicą i zagrała. Rozpędzone pendolino przetoczyło się bezszelestnie, dziś o dwie minuty przed czasem. Żaden z pechowej trójki malców nawet nie zapiszczał, nie zdążył. Berek okazał się ważniejszy. No ba! Jak się bawić to się bawić! Patataj, patataj.

Koniec

Komentarze

Nie wiem, czy udało mi się napisać coś w stylu Hłasko, podrobić nieco jego wspaniały styl? Sami oceńcie.

Hmmm… Widzę punkty, ale nie dostałem ołówka, żeby je połączyć.

Bohaterem nie jest sceneria, bo za mało jej i w sumie mogła by być każda inna.

Bezimienne dzieciaki dostają dwa ostrzeżenia, potem uśmiecha się diabeł i zamiata pendolino.

Postacie dające ostrzeżenia nia mają znamion symboliki choćby duchów z Opowieści Wigilijnej.

Na koniec zadajesz filozoficzne pytanie (chyba), czy przedwczesna śmierć zmienia wartość życia.

Nie widzę kontekstu, więc możliwe, że tekst dałoby się zredukować tylko do tego pytania.

Przykro mi, ale nie rozumiem :( blush

Znaczy tak – zarys akcji jest. Klimat jest. Ale Seener ma chyba rację – trochę porwane to…

A trochę porwane – bo ewidentnie za bardzo się śpieszyłeś. To raz.

Dlatego też za dużo tych k…w tu. Nie dlatego, że są, ale dlatego, że skoro za bardzo się spieszyłeś, to zrobiły się zakłócone proporcje. I nie pamięta się nastroju, wniosków, a głównie niecenzuralia. Menel wręcz przykrył gościa w meloniku przez to, a niesłusznie.

No i w końcu – pensolino nie jeździ po międzyblokowo-kamienicznych uliczkach. Tylko po specjalnie poosłanianych na większości trasy i przygotowanych torach.

Znaczy – to po mojemu NA PEWNO nie mogło być pendolino. Chyba że pociąg widmo pendolino, ale w tym przypadku by ich nie rozjechało, a… zmieniło?

Szkoda, bo potencjał to opko ma spory. Ja bym, Macieju, jeszcze trochę nad nim pomyślał i popracował. Bo po prostu zwyczajnie go szkoda.

 

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Szkoda, bo potencjał to opko ma spory. Ja bym, Macieju, jeszcze trochę nad nim pomyślał i popracował. Bo po prostu zwyczajnie go szkoda.

Dzięki wielkie! Dobrze, popracuję jeszcze, mogę obiecać z ręką na sercu. :-)

 

Dzięki za wizytę, Seener. Im prostsza analiza, tym lepsza, w tym wypadku na pewno. No bo co my tu mamy? Ano paru dorosłych, z których żaden nie zachował się odpowiedzialnie względem chłopców. Pierwszy prosił o kasę na browarka, drugi bluzgał niemiłosiernie, trzeci (z wyglądu może i diabeł albo demon, ale nie to jest ważne) minął dzieci totalnie obojętnie. Warto opowiadać takie historie, moim zdaniem, zwłaszcza, że byłem świadkiem podobnego zdarzenia, podobnej scenki rodzajowej i aż otworzyłem usta z wrażenia.

 

Macieju, no właśnie dla mnie z opka wynika, że ten ostatni był metafizycznym sprawcą, a nie tylko obojętnym świadkiem…:/

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Dwuznaczność była celowa, nie wiem, czy to dobry zabieg, ale celowy jak najbardziej. 

Znaczy, dobrze odczytałem:)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Ech, Maćku, Nie mogę powiedzieć, że do końca wiem, co przeczytałam.

Pokazałeś miejsce zabaw chłopców, dodałeś do tego trzech panów, z których każdy był bardziej osobliwy od poprzedniego, a na koniec pędzący pociąg. Czy ten pociąg zrobił chłopcom krzywdę?

 

Ja pier­do­lę, za­sra­nie gów­nia­rze! –> Literówka.

 

Facet rów­nie szyb­ko, co się po­ja­wił roz­pły­nął się po­śród… –> Facet, rów­nie szyb­ko jak się po­ja­wił, roz­pły­nął się po­śród

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ech, Reg. Nie mogę powiedzieć, że do końca wiem, jak mam się wytłumaczyć. Ale babole poprawiłem, i to w podskokach, dzięki! Pozwól, proszę, że wytłumaczę się z tego, co i jak napisałem, a więc…

Chłopcy bawią się na torach, w miejscu wyjątkowo niefortunnym i niebezpiecznym, do zabawy nienadającym się kompletnie. Mija ich trzech dorosłych: żul, typ wulgarny i wreszcie facet, który przechodzi obojętnie. Ten ostatni może być wysłannikiem diabła (element fantastyczny) lub nosić go w sercu, może, ale nie musi. Chodziło wyłącznie o zestawienie tych trzech ludzkich typów, sposobów zachowania się (patologia). Rzecz więc jest… nie tyle fantastyczna, co raczej realistyczna, a wręcz naturalistyczna, poszerzona o w miarę krwiste dialogi. Czegoś tu jednak zabrakło, ale – zabij mnie, Reg – nie wiem czego, jakiegoś elementu, który spotyka się u Hłasko w jego opowiadaniach (”Pierwszy dzień w chmurach” i in.), coś nie zaskoczyło i nie zadziałało jak powinno.  

Maćku, odpiszę jutro, bo dziś już ślepnę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Maćku, teraz wiem, że właściwie odczytałam część opisującą miejsce zabaw chłopców. Zdaję sobie sprawę, że grali w berka w miejscu najmniej do tego odpowiednim, ale też od siedmiolatków trudno wymagać, aby zdawali sobie sprawę, że igrają z losem i narażają się na niebezpieczeństwo.

Nie wydaje mi się, aby przechodzący mężczyźni mogli im zwrócić uwagę, że bawią się w bardzo niestosownym miejscu – pijak Zenek był zainteresowany wyłącznie wycyganieniem papierosa i pieniędzy.

Rosły młodzieniec, który napatoczył się nieco później, próbował przegonić chłopaków z torowiska, ale z marnym skutkiem. Owszem, huknął na nich, puścił wiązankę, ale co z tego, skoro chłopcy nie przerwali zabawy.

Natomiast elegancik w stroju czarnym jak smoła, widział nadjeżdżający pociąg, ale – takie odniosłam wrażenie – patrzył na to z nadzieją, że nie wszyscy bawiący się chłopcy wrócą do domów cali i zdrowi.

Dlatego nie rozumiem końcowego fragmentu – jeśli już miałabym winić dorosłych za to, co się wydarzyło, winiłabym rodziców, którzy nie zakazali dzieciom bywania w pobliżu torów, winiłabym pracowników kolei, którzy nie przegonili dziatwy z niebezpiecznego miejsca.

Dlaczego, będąc autorem opowiadania, nie sprawiłeś, żeby zamiast Zenka przechodził tamtędy ktoś, kogo chłopcy by posłuchali – może nauczyciel, może sąsiad…

Mam jednak wrażenie, że zaczynając pisać Diabelską dorosłość, miałeś już zaplanowany tragiczny finał historii i reakcja przechodzących chyba niewiele mogła tu zmienić.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widzisz, Reg, to musi być bardzo złe opowiadanie, skoro samo się nie broni i wciąż muszę dopowiadać różne rzeczy, ale – możesz mi wierzyć lub nie – jest naturalistycznie wiarygodne. Byłem świadkiem podobnego zdarzenia (na szczęście nie całego) i to mnie możesz postrzegać jako tego “milczącego” dorosłego. Chłopcy nie posłuchali drugiego spośród mężczyzn, ponieważ się wpienił, ale nie uzasadnił, nie dopowiedział, na czym polega niebezpieczeństwo. Był w oczach malców pieniącym się facetem, który pokrzyczy, pokrzyczy i sobie pójdzie. Tak to widzę. 

 

Dlaczego, będąc autorem opowiadania, nie sprawiłeś, żeby zamiast Zenka przechodził tamtędy ktoś, kogo chłopcy by posłuchali – może nauczyciel…

A co? Nie wiedziałaś, że nauczyciele nauczają i wychowują zdalne, lekarze leczą niczym sam Kaszpirowski, mentalnie i na odległość, a urzędnicy… nie tyle pracują, co raczej są obecni, przebywają w miejscu pracy? Nie ma to, jak zasada solidarności społecznej w praktyce, w obecnej covidowej sytuacji, bo przecież sprzątaczka nie sprząta na odległość, tramwajarz nie kieruje tramwajem przez Internet, a policjant nie wlepia mandatu osobie, która łamie przepisy w innym mieście czy województwie. ;-)

Widzisz, Maćku, cały czas byłam przekonana, że opowiadanie jest okruchem Twoich wspomnień z lat pacholęcych. Bo przyzwyczaiłam się do opowiadań-obrazków z przeszłości – zawsze przemycałeś w nich coś, czego doświadczałeś dawnej. I spodziewałabym się dojrzeć Cię raczej wśród gromady bawiących się chłopców, niż natknąć się na milczącego dorosłego z czarną teczką.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Spokojnie: nikt nie zginął tam na torach. Prawdą jest jednak, że rzeczywistość mnie inspiruje, ale prawdą też jest, że strasznie ją zmieniam i przekształcam. I chyba nigdy jeszcze nie dokonałem translacji tak w skali: 1 do 1. Być może “Pijak i ja” stanowi wyjątek i jest w miarę wierną relacją z przeszłości. 

W takim razie, Maćku, zacznę wypatrywać w w Twoich opowiadaniach dnia dzisiejszego. A jeśli dodasz nieco wspomnień, pewnie też je zauważę. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przepraszam, mam taką jeszcze wątpliwość – Reg, jeśli mnie słyszysz – chodzi o wyrażenie “ze starodrzewem”, czy ono jest poprawne? A może lepiej napisać: “z starodrzewem” albo “z starodrzewiem”, co?

Ze starodrzewem.

 

PrzypadekLiczba pojedyncza  ― Liczba mnoga

Mianownik ― starodrzew  ― starodrzewy

Dopełniacz ― starodrzewu ― starodrzewów

Celownik ― starodrzewowi  ― starodrzewom

Biernik ― starodrzew ― starodrzewy

Narzędnik  ― starodrzewem ― starodrzewami

Miejscownik ― starodrzewie ― starodrzewach

Wołacz ― starodrzewie ― starodrzewy

 

edycja

No cóż, nie umiem ładniej i czytelniej. Musi Ci, Maćku, wystarczyć taka koślawa tabelka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No cóż, naprawdę się cieszę, kiedy mogę się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jedyna uwaga – można było bardziej rozbudować to opowiadanie, bardziej opisać zabawę chłopców, ich postacie, żeby przestali być anonimowi. Jednak w obecnym kształcie opowiadanie również jest bardzo ciekawe. Zauważyłam więcej akcji niż w Twoich poprzednich tekstach. Technicznie bardzo ładnie napisane.

Podobnie jak Regulatorzy, pamiętam Twoje opowiadania o dawnych czasach. Ten tekst mówi o teraźniejszości i ma zupełnie inny klimat. Zamiast baśniowości mamy brutalną rzeczywistość. Przez to, tekst zyskuje mocne przesłanie, porusza emocje.

Odczytałam człowieka z teczką jako diabła, przyczyniającego się do ostatniej sceny. Coś z Hłaski tu się silnie przewija, jak dla mnie. Krótka historia, ale z mocnym przesłaniem. Zgłaszam do wątku bibliotecznego. :)

No cóż, naprawdę się cieszę, kiedy mogę się przydać.

Przyjemność po mojej stronie. 

 

Coś z Hłaski tu się silnie przewija, jak dla mnie.

Bo to znakomity nauczyciel jest. I chyba warto w ogóle sięgać po sprawdzone wzorce, po dzieła “dawnych” mistrzów, takich jak wspomniany już Hłasko czy nawet Tyrmand, choć styl tego ostatniego jest wg mnie mniej męski, a za to bardziej wysublimowany i karykaturalnie momentami przegadany. Bardzo Ci dziękuję, ANDO, za dobre słowo! :-) 

Niestety należę do tych, którzy nie do końca zrozumieli, co chciałeś pokazać.

 

a chłopców tylu, co apostołów.

I czekałem, aż mi tekst wyjaśni dlaczego porównałeś chłopców do apostołów. Szukałem tej symboliki i nie odnalazłem. Zginęło trzech. No to szukam. OK, trzech apostołów było darzonych szczególna sympatią przez Jezusa. Piotr, Jakub i Jan zostali wybrani by pójść na Górę Przemienienia. Ale nadal nie widzę pointy. Chyba że… porównanie jest przypadkowe. A to już niedobrze.sad

 

pachnie czadem

Wiem, że “tak się mówi”. Niemniej czad jest bezwonny.

Hmmm, widzę ładną wprawkę. Postać Zenka zarysowana jednolicie, ale na taki fragment wystarczy. Znaczy się jest dobrze. Wydarzenia się dzieją, nie widzę związku między nimi, ale we wprawce to ujdzie.

Czyli całkiem udana scenka-wprawka. Krótki koncert fajerwerków, ale okej.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

ManeTekelFares, dzięki za komentarz i naprawdę sensowne sugestie oraz analizy. Niestety porównanie do apostołów przypadkowe.

 

Dzięki NWM. Starałem się za wszelką ceną połączyć fantastykę, świat fantastyki, a nawet religii z brutalną prozą życia w przereklamowanym mieście Wrocławiu, a konkretnie na Brochowie (dzielnica Krzyki). Tak na marginesie: oto dlaczego Wrocław uważam obecnie za przereklamowane miasto żuli, pijaków, brudasów, ignorantów i cwaniaków:

http://tumw.pl/list-otwarty-w-sprawie-dewastacji-i-wyburzania-wroclawskich-zabytkow/  .

Hmmm. Fantastyka niby jest, ale taka marginalna. Czy gdyby trzeciego faceta w ogóle nie było, czy coś by się zmieniło?

Dla mnie najdziwniejsze jest to, że ktoś pozwala małym dzieciom bawić się w takim niebezpiecznym miejscu.

Babska logika rządzi!

Najdziwniejsze, że ktoś pozwala dzieciom bawić się w takim miejscu.

No a widzisz. A ktoś zarzucał mi ostatnio, że pendolino nie ma prawa śmigać między blokami, to znaczy w pobliżu blokowiska i starych kamienic. Przeszedłem się więc w to miejsce ostatnio i aż się zdziwiłem, jak dobrze udało mi się zapamiętać, zarejestrować okolicę i jej detale. Nie, nie mam pamięci fotograficznej niestety, a przydałaby się czasami. Za komentarz dzięki. :-)

Nowa Fantastyka