- Opowiadanie: maciekzolnowski - Justyśka i moczarowy stwór

Justyśka i moczarowy stwór

Opowiadanko raczej bizarne, humor nie dla każdego. Tyle tytułem wprowadzającego... ustępu. ;-)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Justyśka i moczarowy stwór

Bum! Dźwięk nasilał się wciąż i nasilał. Rosnąć na wodzie mógł zdaje się niemal tak samo, jak kotewka. Bum!!! Mieliśmy czas z Bogusiem przyjrzeć się sprawie z bliska, a ta śmierdziała i miała na imię…

– No właśnie! – zawołał Boguś. – To jak go nazwiemy?

– No nie wiem. Czy to ważne? – Pewnie nie było, a ja i tak nie potrafiłem zdefiniować swojego lęku; zresztą prawdę powiedziawszy niewiele było widać i tylko księżyc rzucał na prawo i na lewo nieznaczny blask.

– Pełnia, nie ma co! – skomentował Bogu miły chwat. 

Bum!!! Odgłos, a raczej to, co się za nim kryło namierzyło nas. Czuliśmy się dosłownie zapędzeni w kozi róg, długi, cętkowany, kręty.

– Boguś! – krzyknąłem, a echo przekręciło imię i wyszło “goguś”. 

– No!?

– Niepotrzebnie tu dziś z tobą przyłaziłem. Ty to masz pomysły naprawdę! Zaczekaj! Rzucę mu coś dla odwrócenia uwagi – rzekłem i posłałem w mrok zdjęcie Justysi, z którym dotychczas się nie rozstawałem, jako że sympatyzowałem z nastolatką (nie ja jeden).

Wnet usłyszeliśmy ostatnie przeraźliwe grzmotnięcie. BUM!!! I nastała ciemność egejska, gorsza podobno od egipskiej. 

***

 

Ale od początku… Czy słyszał kto kiedy o moczarowym stworze? Nie? To bardzo dziwne, zważywszy że niegdysiejszy mieszkaniec racławickiego bagniska, starorzecza i zakola Osobłogi był oryginalnym stworzeniem z gatunku tych najbardziej hałaśliwych oraz potwornie, ale to potwornie smrodliwych. O tak, wszędzie dawało się wyczuć prawdziwie obrzydliwy zapaszek gnijącej kapuchy, nieświeżych kurzych jaj i czegoś jeszcze, czegoś, co się nawet filozofom, dendrofilom i zoofilom z pegeeru nie śniło. A potwór ów prześladował mieszkańców okresowo i najbardziej upodobał sobie niedziele, kiedy to małe strojnisie, ubrane odświętnie w białe rajstopki i zwiewne różnobarwne sukieneczki maszerowały radośnie do kościoła pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Mógł zaatakować każdego i w każdej chwili, lecz mieszkańcy wsi zdawali się być głupio odważni. Pili wódkę, piwo i tłukli szyby w oknach bezpańskich domów, a także swoje bachory. Przyjmowali gości – ciotki, wujków, braci, siostry, kuzynów wraz z żonami i dzieciarami – którzy ciągnęli tłumnie do Racławii, gdyż przecudna sierpniowa aura nastrajała sielsko, a nawet anielsko. Do babci-astmatyczki przyjechał na przykład Boguś – mój rówieśnik z Kędzierzyna. Z kolei do rodzeństwa – Adasia, Tomka i Basi – przybyła kuzyneczka Justyneczka z pobliskiego Prudnika.

Była to urodziwa brunetka z wielkim apetytem na życie, która uwielbiała zwłaszcza dania zupne, znakomity materiał na przyszłą dziewczynę, żonę, kochankę i kochankę teściowej. Nie dziwi przeto, że Boguś, który z natury był niemoralnie normalny, choć nieprzyzwoicie nieśmiały, zapragnął jeszcze tego samego dnia pobawić się w domu trójki rodzeństwa. Mnie było wszystko jedno, ale kędzierzynianinowi nastolatka wpadła w oko jeszcze w parafialnym podczas sumy, toteż zagaił mnie oraz Adasia:

– Ej! A to co za laska, ta w pobliżu obrazu Matki Boskiej Buszczeckiej? 

Adasiowi, kiedy tylko stawał się nadmiernie podekscytowany i chciał od razu wszystko szybko streścić, zaczynało okropnie burczeć w brzuchalu, toteż nie powiedział absolutnie nic, jak tylko: bur, bur, bur. To bur, bur poleciało w eter, znaczy się na cały kościół, a właśnie trwała msza, o czym wspominałem. Potem, gdy się już nieco uspokoił, wyjaśnił, że to kuzyneczka Justyneczka przyjechała w gości.

Mieliśmy wybrać się do Adamowego domu wspólnie w nadziei na to, iż uda się wyhaczyć Justysię. Summa summarum wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że miejscowy Józek z bagien zepsuł nam popołudnie i powietrze. To znaczy: dojść doszliśmy, spotkać kuzynkę spotkaliśmy, nabawić również zdążyliśmy się nabawić, jednakże w pewnym momencie w pewnym zakątku Adamowego podwórza dało się zauważyć pewne poruszenie, a potem wszyscy poczuli odór okropny. „Moczarowy potwór, o tam, w jagodowym cieniu” – zawołał Tomeczek i dodał jeszcze groźnie brzmiące: „o, o, o”. Nie czekając na nikogo i na nic nie zważając, wzięliśmy z Bogusiem dłuższe kończyny za pas.

– Miło było poznać! Na mnie już czas – Boguś pożegnał się z prudniczanką.

– Ej, zaczekaj! Opowiem ci jeszcze, jak Tomeczek komeżkę raz wyprał w przydomowej gnojówce, ku uciesze mas. – Justyśka traciła tylko czas. – Albo o kandydacie na prezydenta, który przez pomyłkę podniósł karła, bo myślał, że to dziecko. Albo o facecie, co wpadł w szał na widok błędnie odczytanego sloganu “zmień piec”, który to slogan objawił mu się jako “zmień płeć”. 

– Dobrze, dobrze, ale może innym razem! Na mnie już czas! – powtórzył i pogonił za mną.

***

 

Wieczorem przyszła kolej na szczeniacko-męskie zwierzenia. Taka noc pod gwiazdami z rechoczącymi żabami pod stopami. By atmosfera stała się odpowiednio dramatyczna, we dwóch udaliśmy się na bagnicho, gdzie zaczęliśmy się naprzemiennie bić w pierś i ubolewać z powodu aktu tchórzostwa: ja biłem się w swoją, a Bogumił w swoją, bo byliśmy w miarę normalnymi heteroseksualistami. 

– Muszę ci coś wyznać – rozpoczął Bogumił! – Ta dziewczyna Justyna… ona jest jakaś dziwna. Cały czas patrzy człowiekowi w oczy, i to nawet wtedy, kiedy nie powinna. 

– Tak, wiem o tym. – Wiedziałem nie tylko o tym, ale i o owym. 

– Pierwszy raz widziałem, ażeby ktoś mówił i nie przerywając mówienia puszczał też jednocześnie… no wiesz co.

– Tak, wiem. – Wiedziałem, że Justyśka nie uznawała trzymania fartów w organizmie, gdyż było to jej zdaniem cholernie niezdrowe. Należało więc, przepraszam, że o tym wspominam, bekać i czkać w trakcie albo już po posiłku. No albo zachować się jeszcze bardziej wulgarnie – nie powiem jak – na przykład w towarzystwie, na przykład podczas rozmowy, występu, przemowy, w domu, w sklepie, szkole, kinie, a nawet przy jedzonku i winie.

Taka to była nocka pod gołym niebem spędzona, pełna zwierzeń, z ustępów złożonych sekretów, ustronnych klozetów.

– Teraz rozumiem – powiedział oświecony, miły Bogu chwat – rozumiem czemu wszędzie tam, gdzie Justysia zwalała się w gości, sądzono, że pojawiał się potwór z piekła rodem. Jak mogliśmy się dać na to nabrać, no sam powiedz!?

Ubolewaliśmy, a ubolewając waliliśmy się w nasze… łona, łona, bam, bam, łona, łona, bam, bam! Do tego bicia wkrótce doszedł jeszcze jeden przerażająco namacalny odgłos, a mianowicie upiorne: bum, bum, łono, łono, bum, bum, łono, łono! A potem jeszcze bimbanie dzwonu kościelnego: ameno, mamono, ameno, mamono, ameno. Ale bum, bum, łono, łono było głośniejsze i – co tu dużo mówić – tym razem z Justyśką toto nie miało nic wspólnego, bowiem moczarowy potwór racławicki okazał się być prawdziwy, najprawdziwszy i najstraszniejszy na świecie.

BACH!!! Buchanie nasilało się wciąż i nasilało… i zdawało rosnąć na wodzie niczym kotewka.

BACH!!! Usłyszeliśmy ostatnie upiorne grzmotnięcie, nim pędząc wiatr(y) ostatecznie pognaliśmy do chałupy.

Koniec

Komentarze

Czy w finale jest zawoalowana scenka masturbacji? :D Moje osobiste wrażenie. Sprawnie, barwnie językowo napisane, tylko czy warto tyle wysiłku wkładać w taką prostą historyjkę? Aha, Księżyc, jako satelita ziemi, z dużej litery :)

Nie wiem co sądzić o tym opowiadaniu. Z jednej strony uśmiechnąłem się podczas czytania, z drugiej jakoś do mnie całość nie przemówiła. Przez końcówkę z tymi całymi bamami, bumami i amenami przeleciałem tylko wzrokiem, bo nie chciało mi się czytać tych wszystkich onomatopei. Momentami gdzieś ten Grabiński w Tobie siedzi i te fragmenty mi się najbardziej podobały, a te z fartami i bagnichami już o wiele mniej.

Całkiem w porządku, ale nie porwało.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Dzięki za Wasze szczere (Outta Sewer) opinie. Sam mam mieszane uczucia; do: “Pijak i ja, odyseja” to się nawet nie umywa.

I nie; nie ma tam zawoalowanej scenki masturbacji, ale w sumie mogłaby być. Jak wszystko to wszystko, prawie jak w “Polisz Kicz Projekt”. 

A to nieszczęsne “łono, łono” miało zabrzmieć poetycko, no ale być może – nie przeczę – przesadziłem z onomatopejami pod sam koniec. 

Z tym księżycem albo Księżycem… to sam już nie wiem. Kontekst wypowiedzi raczej nie jest astronomiczny, choć z drugiej strony, hm… 

Dzięki za porównanie do twórczości mego ulubionego Grabińskiego, na które chyba jednak nie zasłużyłem. :-)

Co do opisanego momentu z karłem to… no cóż… rzecz mogła się wydarzyć i wydarzyła naprawdę (pozwólcie, że nie będę tego komentował, gdyż komentarz jest zbędny): 

https://www.google.pl/search?q=prezydent+kar%C5%82a+podni%C3%B3s%C5%82&sxsrf=ALeKk01V1Mrq6rmf-GkESkclccRRE6xQ4w:1598524462249&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=2ahUKEwj4q_LVl7vrAhWM-qQKHRdeCaMQ_AUoAXoECAsQAw&biw=1242&bih=597

Dwa słowa jeszcze: Rymy Wam nie przeszkadzają częstochowskie? Niby to proza, a jednak urytmizowana i umuzyczniona. 

Hehe. Motyw z karłem :) A rymy o dziwo mi nie przeszkadzają, choć zazwyczaj mam odwrotnie.

Known some call is air am

Maćku, dobrze się czytało, bo Twoje opowiastki z przeszłości zawsze lubiłam, ale Justysia, no cóż… A choć gość w dom, Bóg w dom, to Justysi chyba nie można było przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. ;)

 

Aha, Księżyc, jako satelita ziemi, z dużej litery :)

praw­dę po­wie­dziaw­szy nie­wie­le było widać i tylko księ­życ rzu­cał na prawo i na lewo nie­znacz­ny blask. ―> Tu księżyc jest napisany prawidłowo.

Za SJP PWN: Księżyc (naturalny satelita Ziemi) -ca: faza Księżyca, nów Księżyca, kwadra Księżyca, kratery Księżyca, zaćmienie Księżyca, wschód Księżyca (astr.)

księżyc (Księżyc widziany jako tarcza na niebie lub jej część) -ca: blask księżyca, pyzaty księżyc (żart.), sierp księżyca (poet.), wschód księżyca, spaść z księżyca (przen.)

 

Peł­nia, nie ma co! – sko­men­to­wał Bogu miły chwat. ―> Brakuje półpauzy rozpoczynającej wypowiedź.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg, za łapankę i za przeczytanie. Rzeczywiście: Justysia to specyficzny gość, którego ja osobiście za próg bym nie wpuścił. ;-)

Myślałem, że padnę w tramwaju dzisiaj, bo wyświetlił się wspomniany w tekście napis “zmień piec”. Do tej pory myślałem, że to jakiś żart internetowy, a tu taka niespodzianka, i to w realu, he, he. ;-) 

He, he, a masz Ty w ogóle chęć zmienić piec?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja zmieniłem w poniedziałek, jakby ktoś pytał ;)

 

Piec, nie płeć, of kors :D

Known some call is air am

Jestem zadowolony z tego, że jestem Maćkiem. Ale skoro mówimy o piecach, a nie o płciach, to powiem tylko, że sprzedałem ostatnio dom w Górkach Wielkich i problem mnie nie dotyczy. Teraz na horyzoncie i pod nogami są wrocławskie skrzaty, bardzo ostatnio modne, zjawisko społeczne, artystyczne, przez które można nieopatrznie zęby powybijać albo nogę złamać, jak się upadnie na chodnik nieszczęśliwie. Wolałbym w związku z tym inne hasło: “zmień miasto na mniej snobistyczne, mniej zadufane w sobie i – co tu duża gadać – po prostu czystsze”. 

Outta Sewer, gratuluję! Nie ma to, jak czyste powietrze, o czym zresztą przekonuje powyższa historyjka.

Miałam na myśli piec, wyłącznie piec. No, ale skoro nie martwisz się piecem, nie masz poważnego problemu. A sprawa krasnali, choć może przykra, jest raczej dość przyziemna. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze to ujęłaś: przyziemna. Mądrej głowie dość po słowie! :-)

Ale ze mnie bałwan! Dopiero teraz zauważyłem, że nie poprawiłem półpauzy, fragmentu dialogu. A zatem podwijam kiecę i lecę cyzelować-edytować. Okej, z tą kiecą to żartowałem. ;-)

Echch, no nie podeszło jakoś. Wtręty bieżacej polityki? Rozchwierutanie nazbyt wyraźne? Brak tej poezji i nastroju? Coś nie tak. Zdziwię Cię pewnie, lecz tym razem nie podobało się. Przykro mi to pisać, ale wiem, jak potrafisz zaczarować słowem. I że to tylko wypadek przy pracy. Pozdr.:)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

sprzedałem ostatnio dom w Górkach Wielkich

Tych koło Brennej? Czasami, jak jest ładny weekend, jeżdżę tam nad rzekę z rodzinką.

Known some call is air am

Dzięki za szczerą opinię, Rrybaku. Nie wyszło tym, może wyjdzie następnym razem, no oby. Też mi coś nie pasuje w tym króciaku, tylko nie wiem, co. :-)

Świat jest jednak mały, Outta. Tak, mówimy o tych samych Górkach, nieopodal Brennej. Akcję niejednego opka umieściłem tam właśnie. Piękne, niepowtarzalne, malownicze miejsce.

Bogiem a prawdą, strzeliłeś sobie tym piecem w stopę. Jeśli ktoś zna tę historię, to mu skojarzenia natychmiast idą w stronę, której chyba nie miałeś na myśli. Prezydent też mu się natychmiast zaczyna kojarzyć (mimo że jak się okazuje wcale nie o naszego chodziło). I od tego momentu zaczyna patrzeć na szorcika w zupełnie inny sposób i doszukiwać się Bóg wie czego. Niechże Justysia może na praniu w gnojówce poprzestanie, bądź też inne, bardziej neutralne historyjki zaproponuje.

Wątpliwość mam jeszcze jedną, mam wrażenie, że wszystko dzieje się w ciągu jednego dnia, więc skąd bohater ma zdjęcie dziewczyny, toż uciekli i ciekawych opowiastek nie dali jej dokończyć? I kiedy zdążył zasympatyzować z dziewczyną, skoro od razu wszystkim się zdało, że się w gospodarstwie potwór z bagien pojawił?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Już tłumaczę: Bohater dostał zdjęcie Justyśki parę dni, może tygodni wcześniej, wcześniej też z nią sympatyzował (jak widać, sympatyzuje i jeden, i drugi, a co sobie będą żałowali, któryś z nich ją na pewno poderwie). Nie dosłyszeli opowiastek, bo to chłopaki z wyobraźnią (jak jeden mówi “chodu” i spieprza, to drugi też spieprza, no i już, męskie zachowania stadne). Dzięki za wizytę i komentarz! Kij z tym piecem! ;-)

Niczego mi podczas lektury nie urwało, ale też nie porwało jakoś szczególnie ;)

Uśmiechnęłam się kilka razy, fajnie bawisz się słowem.

Podobnie jak Irka, miałam bardzo mocne polityczne skojarzenia, jednak miałam wrażenie, że to zamierzone i tak ma być :D Zwłaszcza biorąc pod uwagę unoszący się nad tekstem mały odorek ;)

Dzięki, Iluzja. Powiadasz “odorek”? Tak to już jest, że polityka to zawsze mniejsze albo większe bagno. :-)

Nowa Fantastyka