- Opowiadanie: Papajak - Kiedy myśliwy staje się ofiarą

Kiedy myśliwy staje się ofiarą

Ok, moje pierwsze opowiadanie spotkało się z raczej kiepskimi ocenami, ale to nie oznacza że nie zamierzam dalej próbować ;) Mam nadzieję że tym razem będzie lepiej.

Oceny

Kiedy myśliwy staje się ofiarą

Leopold przyglądał się czemuś co kiedyś było szlacheckim dworem. Od niegdyś białych ścian odlepiała się farba, a plamy spalonego drewna przypominały o tragedii, która wydarzyła się wiele lat temu. Część dachu zawaliła się. Szyby w oknach, w większości powybijane, stały się domem dla pająków, które pokryły je już dawno pajęczynami. Ale ten relikt przeszłości jest schronieniem dla czegoś znacznie bardziej niegodziwego, niż ci poczciwi pogromcy szkodników.

– To musi być tutaj.– powiedziała Kornelia, stając tuż obok łowcy upiorów – Czuć tutaj czarną magię. Bardziej niż gdziekolwiek indziej w okolicy.

Leopold spojrzał na swoją towarzyszkę. Choć zwykle wesoła i sarkastyczna, tym razem widać było w jej szkarłatnych oczach determinację i złość wymierzoną w zwierzynę, na którą polowali. Nienawidziła swojego gatunku równie mocno jak ci, których Leopold był niegdyś wychowankiem. I to właśnie czyniło ją w jego oczach człowiekiem. Mężczyzna przypalił zapałką papierosa.

-W takim razie najwyższa pora, aby złożyć obecnemu domownikowi wizytę. 

 Ruszyli powolnym krokiem w kierunku spalonego dworu. Pora dnia im nie sprzyjała. Wieczór to czas kiedy ich wrogowie są silniejsi. Ale Leopold nie podejrzewał, by ten upiór sprawił im szczególny problem. Tym bardziej że sam miał pod ręką upiorzycę. Po szybkim wejściu po schodach, nacisnął klamkę. Nie była pokryta kurzem, co oznacza że była często używana. Zapewnie w tym czasie również znikały dzieci i kobiety z wioski Armenhelt ,położonej ledwie pół kilometra stąd. To też nie świadczyło dobrze o ich przeciwniku. Wybierał tylko słabe ofiary.

Ich oczom ukazało się pomieszczenie gościnne. Jeżeli było tutaj kiedyś cokolwiek cennego, a zapewne było, zostało zrabowane podczas wojny domowej. Meble, wykonane z południowego drewna sugerowały że właściciel upodobał sobie elegancję i bogaty wystrój, chociaż ze względu na spaleniznę i kurz, ciężko było to na pierwszy rzut oka stwierdzić. Nie skradali się. Ich ofiara i tak musiała ich wyczuć już gdy stanęli pod drzwiami posiadłości. Kornelia podeszła do obrazu wiszącego na ścianie. Mimo ognia i bagnetów, którymi został niegdyś zniszczony, przetrwał w zaskakująco dobrym stanie. Przedstawiał mężczyznę w sile wieku o bujnym wąsie, odzianego w błękitny mundur armii królewskiej, siedzącego na krześle. Po lewej siedziała jego żona, odziana w kremową suknię z mankietami i szeroki damski kapelusz. Nie mniej twarz została zniszczona przez ostrze, które rozpruło płutno. Przy ramieniu, najpewniej ojca, stał na oko kilkunastoletni chłopak w elegenckiej koszuli, zaś na rękach kobiety spoczywało niemowlę. 

– Najprawdopodbniej dostał tę ziemię w zamian za służbę w wojsku, krótko przed wojną. – stwierdziła Kornelia, dotykając dłonią w skórzanej rękawicy obrazu wiszącego na ścianie.

– I najprawdopodobniej nie poddał się rewolucjonistom bez walki. – dodał Leopold, spoglądając na zeschniętą plamę krwi, która zabarwiła podłogę na czerwony kolor.

 – Najprawdopodobniej.– usłyszeli głos z sąsiedniego pomieszczenia.– będziecie tak stać i oglądać mój dom, czy wpadniecie na kolację? – Łowcy spodziewali się ataku, a doglądanie dobytku miało za zadanie uśpić czujność przeciwnika. Nie mniej, najwidoczniej ich przeciwnik miał zupełnie inny cel. Kornelia spojrzała wymownie na Leopolda, po czym postąpiła krok, zdecydowany, acz ostrożny, w kierunku pomieszczenia. Mężczyzna zrobił to samo.

W pomieszczeniu które najwidoczniej było kiedyś kuchnią, zastali, tylko na oko, młodego człowieka. Siedział przy stole, na którym znajdował się pułmisek z martwym niemowlęciem. W ręku trzymał wyrwaną nóżkę, którą łapczywie ogryzał z mięsa. Kosmyk czarnych włosów opadał na blade czoło, a szkarłatne oczy błyskały dziko, jak u każdego upiora podczas posiłku. Krew spływała mu po krótko przystrzyżonej brodzie. Miał na sobie kraciastą koszulę i spodnie z szelkami. Gdy zobaczył swoich gości, przerwał posiłek i wytarł się błękitną chusteczką. Momentalnie przybrał znacznie bardziej stoicki wyraz twarzy, ale widać było, że w jego głowie narodziło się sporo pytań.

– Wiesz kim jesteśmy i po co przyszliśmy. – Leopold zaciągnął się papierosem, jednocześnie kładąc prawą rekę na uchwycie, ukrytego w kieszeniach płaszcza, rewolweru. Mógł zabić przeciwnika od razu, ale teraz wolał nawiązać z nim rozmowę. Musiał wiedzieć skąd taki wysyp tej przeklętej rasy na obszarach Wschodniej Kolonii. 

 – Szczerze?– odpowiedział upiór, siląc się na nonszalancki ton – Nie. Domyślam się kim jesteś, twój płaszcz i kapelusz cię zdradzają. Ale co u twojego boku robi moja siostra, tego nie jestem w stanie zrozumieć.

 – Nie jestem twoją siostrą. – Przerwała mu Kornelia. W jej ustach błysnęły ostre zęby. 

– Tak? W takim razie co z twoimi oczami?– upiór zaśmiał się. – I z tym zapachem naszego pana, którego przecież od siebie bym nie poczuł? Zdradziłaś swoją rasę, siostro.– Spojrzał na nią z nienawiścią. Obawiam się że jesteście w złym miejscu, ale no tak, wypędzono was z wyspy. Nic już nie możecie zrobić.

 Leopold mimowolnie uśmiechnął się lekko. Typowa arogancja upiora. Zawsze starają się upokorzyć słownie człowieka, nawet wiedząc że mają do czynienia z niebezpiecznym przeciwnikiem. I zostawiają poszlaki. Gdyby nie to, wygrałyby tę wojnę już dawno.

 – Wyspy? Co się dzieje na Wyspach?– zapytał Leopold, udając zdezorientowanego.

 – Och chętnie ci opowiem, zacznijmy od tego że… – Zaczął upiór, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. W jednej chwili chwycił leżący na stole nóż i rzucił nim prosto w głowę Leopolda. Ten jednak, bez specjalnego zaskoczenia, uchylił się w bok i wyciągnął rewolwer. Błyskawicznym ruchem naciągnął kurek i wystrzelił prosto w czoło swego, niedoszłego zabójcy. Zwykły człowiek raczej nie byłby do tego zdolny, ale on trenował szybkość swej reakcji, oraz zabójczą celność od dziecka. Czarna posoka trysnęła na ścianę, upiór wrzasnął, po czym złapał się za głowę. Kornelia szybkim ruchem doskoczyła do niedoszłego zabójcy Leopolda i poderżnęła mu gardło długim nożem, wyjętym z kieszeni na udzie. Przeciwnik padł martwy, tak by mógł stwierdzić prosty obserwator. Lecz obaj wiedzieli, że to tylko kwestia czasu, nim uszkodzone tkanki się zregenerują. Jeden z licznych benefitów mrocznego paktu. Leopold kucnął i otworzył walizkę, którą zostawił przy wejściu. Wyciągnął z niej długi, zwinięty łańcuch i rzucił w kierunku Kornelii. 

 -Zwiąż go, potem go przesłuchamy. Wygląda na wygadanego. 

-Jasne – odpowiedziała Kornelia, po czym rozplątując łańcuch spojrzała na na wpół zjedzonego niemowlaka. – Musimy go pochować zgodnie z jego obrządkiem. Tylko tyle możemy zrobić dla tego maleństwa. 

-Poszukam jakiejś łopaty– odpowiedział Leopold przeładowując broń, która zawsze musiała być gotowa na sześć strzałów. ,,Kornelia'' pomyślał. ,,Jedyna w swoim rodzaju. Dosłownie''

 

Koniec

Komentarze

  Papajaku, to jest dość krótki tekst – bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opisana scenka, moim zdaniem, nie jest zamkniętym tekstem, a zaledwie częścią jakiejś większej całości. Dlatego byłoby miło z Twojej strony, gdybyś raz jeszcze zmienił oznaczenie, tym razem na FRAGMENT.

Wykonanie, co stwierdzam z prawdziwą przykrością, woła o pomstę do nieba.

 

Szyby w oknach, w więk­szo­ści po­wy­bi­ja­ne, stały się domem dla pa­ją­ków… ―> Czy dobrze rozumiem, że powybijane szyby stały się domem dla pająków?

 

– To musi być tutaj.– po­wie­dzia­ła Kor­ne­lia, sta­jąc tuż obok łowcy upio­rów – Czuć tutaj czar­ną magię. Bar­dziej niż gdzie­kol­wiek in­dziej w oko­li­cy. ―> – To musi być tutaj – po­wie­dzia­ła Kor­ne­lia, sta­jąc tuż obok łowcy upio­rów – czuć tutaj czar­ną magię. Bar­dziej niż gdzie­kol­wiek in­dziej w oko­li­cy.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

-W takim razie naj­wyż­sza pora, aby zło­żyć obec­ne­mu do­mow­ni­ko­wi wi­zy­tę. ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd pojawia się w tekście kilkakrotnie.

 

Nie była po­kry­ta ku­rzem, co ozna­cza że była czę­sto uży­wa­na. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Za­pew­nie w tym cza­sie rów­nież zni­ka­ły… ―> Literówka.

 

z wio­ski Ar­men­helt ,po­ło­żo­nej le­d­wie… ―> Zbędna spacja przed przecinkiem, brak spacji po przecinku.

 

Meble, wy­ko­na­ne z po­łu­dnio­we­go drew­na… ―> Co to jest południowe drewno?

 

sie­dzą­ce­go na krze­śle. Po lewej sie­dzia­ła jego żona… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

i sze­ro­ki dam­ski ka­pe­lusz. ―> Raczej: …i ka­pe­lusz z szerokim rondem.

 

Nie mniej twarz zo­sta­ła znisz­czo­na przez ostrze, które roz­pru­ło płut­no. ―> Niemniej twarz zo­sta­ła znisz­czo­na przez ostrze, które rozdarło płót­no.

Rozpruć może się coś na szwie, czyli w miejscu, w którym wcześniej było zszyte.

 

chło­pak w ele­genc­kiej ko­szu­li… ―> Literówka.

 

Naj­praw­do­podb­niej do­stał tę zie­mię… ―> Literówka.

 

ze­schnię­tą plamę krwi, która za­bar­wi­ła pod­ło­gę na czer­wo­ny kolor. ―> Zaschnięta krew wcale nie jest czerwona.

 

do­glą­da­nie do­byt­ku miało za za­da­nie uśpić czuj­ność prze­ciw­ni­ka. ―> Chyba miało być: …o­glą­da­nie do­byt­ku miało za za­da­nie uśpić czuj­ność prze­ciw­ni­ka.

 

Nie mniej, naj­wi­docz­niej ich prze­ciw­nik miał zu­peł­nie inny cel. ―> Niemniej ich prze­ciw­nik najwidoczniej miał zu­peł­nie inny cel.

 

na któ­rym znaj­do­wał się puł­mi­sek… ―> …na któ­rym znaj­do­wał się pół­mi­sek

 

kła­dąc prawą rekę na uchwy­cie… ―> Literówka.

 

– Szcze­rze?– od­po­wie­dział… ―> Brak spacji przed półpauzą. Ten błąd pojawia się wielokrotnie.

 

Lecz obaj wie­dzie­li… ―> Piszesz o Leopoldzie i Kornelii, więc: Lecz oboje wie­dzie­li

 

,,Kor­ne­lia'' po­my­ślał. ,,Je­dy­na w swoim ro­dza­ju. Do­słow­nie'' ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Warto popracować nad wykonaniem, ale to już wiesz. Do tego faktycznie brzmi to jak fragment większej całości. Moim zdaniem, gdyby to obudować jakimś wstępem i zakończeniem, byłoby z tego całkiem fajne opowiadanie, bo czytało mi się dobrze. Ogólnie polecam teksty betować, to bardzo pomaga. A, no i tak jak pisałeś w przedmowie, absolutnie nie ma co się poddawać i trzeba próbować :)

 

Nie była pokryta kurzem, co oznacza że była często używana.

Nie ufasz czytelnikowi. 

 

Zwykły człowiek raczej nie byłby do tego zdolny, ale on trenował szybkość swej reakcji, oraz zabójczą celność od dziecka.

Wyglądał mi na jakiegoś zabójcę potworów, więc założyłem, że jest wytrenowany. 

 

Nieporadnie napisany fragment. Konwencja na swój sposób urokliwa – ja tam lubię pulpowe dark fantasy, o ile oczywiście nie zrobisz z tego dętego romansidła. 

Moim zdanie nie ma sensu bawić się w pisanie fragmentów, bo w ten sposób nie nauczysz się panować nad strukturą opowieści – historia musi mieć jakiś finał. Załóż sobie jakiś limit objętości, np. 20.000 znaków i spróbuj napisać kilka opowiadań w jego ramach, dbając o trójdzielną kompozycję, atrakcyjny wstęp i sensowne zakończenie :) 

I po co to było?

Nowa Fantastyka