- Opowiadanie: dawidiq150 - DOOM

DOOM

Witam w moim nowym opowiadaniu. Bardzo proszę o przeczytanie i komentarz. Opowiadanie inspirowane niezwykle popularną grą komputerową.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

DOOM

Ocknąłem się nic nie pamiętając.

Totalna amnezja. Kim jestem? Gdzie jestem? Nawet na takie proste pytania nie znałem odpowiedzi.

Bardzo bolała mnie głowa i zwyczajnie chciało mi się spać. Na niebie świeciły gwiazdy, lecz noc była jasna. Gdy dotknąłem bolącego miejsca na głowie, zrozumiałem, że doznałem wstrząsu mózgu. Miałem wielkiego guza oblepionego zaschniętą krwią.

Wstałem i rozejrzałem się.

Wokoło walały się martwe ciała. Musiało dojść tu do niezłej jatki, w której ja również uczestniczyłem. Grupę ludzi zaatakowały jakieś zwierzęta.

Kilka metrów ode mnie jeden z napastników dogorywał. Podszedłem, by mu się przyjrzeć. Był niepodobny do niczego co znałem. Mógłbym powiedzieć, że przypominał niedźwiedzia. Jednak lepsze określenie to, pół człowiek-pół niedźwiedź. Zdecydowanie większy od człowieka, natomiast w jego oczach ujrzałem zrozumienie.

Wiedział, że umiera. Z boku brzucha, miał ogromną ranę z której ciekła krew i wystawały flaki. Zostawiłem go, gdyż był już dla mnie niegroźny, i skupiłem uwagę na innych ciałach, tym razem ludzkich szukając jakichś wskazówek.

Pięć trupów. Ubranych tak samo jak i ja, po żołniersku. Niestety nic sobie nie przypomniałem. Każdy z moich nieżywych towarzyszy miał ze sobą broń, były to strzelby, jeden karabin snajperski, jeden granatnik, i bardzo duża ilość granatów w plecaku. Posiadali też apteczki. Ja jednak obszukiwałem ich dalej, gdyż to podpowiadał mi instynkt. I rzeczywiście jeden żołnierz, z którego niewiele zostało, bo jego kończyny poodrywane leżały w odległości paru metrów od korpusu. Miał w kieszeni kamizelki urządzenie z GPSem. Na ekraniku pulsowała żółta kropeczka. Spakowałem do dwóch plecaków tyle granatów ile tylko się zmieściło, do tego jedną apteczkę, strzelbę i granatnik chwyciłem w obie ręce następnie ruszyłem w stronę kropki na GPSie.

Horyzont przede mną był skąpany we mgle. Niedawno musiał padać deszcz, gdyż na jałowej glebie rzadko obrośniętej przez porosty były muliste kałuże w których pływały jakieś robale. Szedłem tak przez około dziesięć minut, gdy natrafiłem na stertę rozrzuconych po niewielkim obszarze kości. Przyjrzałem się im, nie były to kości ludzi. Poznałem to po czaszkach, które były większe od ludzkich i w innym kształcie.

Szedłem jeszcze przez kilka minut i z mgły przede mną, zaczęły wyłaniać się jakieś zabudowania. Gdy zerknąłem na GPS stwierdziłem, że pokonałem dopiero niewielki odcinek drogi. Pamięć mi nie wracała. Zastanawiałem się co jest celem mojej misji. Czy mam kogoś zabić, coś ukraść, czy może coś wysadzić?

Ruszyłem przed siebie. Po pół godzinnym marszu, stanąłem naprzeciw dwóch połączonych budynków. Jeden musiał być fabryką, gdyż posiadał kilkanaście kominów, z których unosił się dym. Były też odchodzące od niego rury, z których płynęły zielone ścieki. I to od nich unosiła się radioaktywna mgła. Ściek utworzył pokaźne jezioro w którym na pewno nikt nie chciałby zażywać kąpieli. Drugi budynek domyślałem się, pełnił funkcję mieszkalną.

Kropka na GPSie wskazywała miejsce przede mną, musiałem więc obejść kompleks. Zdecydowałem się obejść budynki mieszkalne. Szedłem więc nadal próbując sobie coś przypomnieć. Niestety w głowie miałem pustkę.

I wtedy nagle zobaczyłem wroga. Daleko przede mną. Rzuciłem się na ziemię. Lecz ten patrolując teren patrzył w inną stronę. Już z daleka widziałem, że był to ogromny może czterometrowy robot, poruszający się na sześciu nogach. Był odwrócony do mnie bokiem i szedł wolno przed siebie.

Rzuciłem się biegiem w jego stronę, mając nadzieję, że mnie nie zobaczy zanim będę na tyle blisko, by rozwalić go z jakiejś broni. Po chwili byłem już w wystarczającej odległości. Mogłem mu się przyjrzeć. Nie był to robot tylko pół robot. Na sześciu metalowych nogach znajdował się ogromny mózg, schowany w przeźroczystym szklanym kloszu. Wokół klosza owiniętą miał taśmę z nabojami do karabinu przytwierdzonego między pierwszą parą nóg.

Szybko wyciągnąłem trzy granaty, odbezpieczyłem i rzuciłem mu pod nogi licząc na to, że zniszczą karabin. Następnie chwyciłem granatnik i wycelowałem. Po trzech sekundach granaty wybuchły. Nie spodziewałem się, że mają taką siłę rażenia. Po wybuchu ujrzałem, potwora leżącego na pogiętych nogach, klosz był rozbity zaś karabin przed nim zniszczony. Poczułem radość i pomyślałem, że dobrze mi idzie.

Podszedłem do zwłok. Teraz zauważyłem, że posiadał z przodu ogromne oko natomiast to co wziąłem za mózg, było jelitami owiniętymi wokół reszty wnętrzności, pewnie również mózgu. Teraz to wszystko leżało rozlane na ziemi. Pojawił się jednak problem, tych strażników było tu więcej i wybuch ściągnął ich uwagę. Trzy takie same, z niesamowitą prędkością zbliżały się w moją stronę. Schowałem się za śmierdzącymi zwłokami. W dziesięć sekund gigantyczne monstra pokonały dystans ponad dwustu metrów i gdy wyjrzałem zza mojej osłony, one zatrzymały się i ich karabiny zaczęły się kręcić, wtedy wiedziałem, że popełniłem błąd, gdyż trzeba było użyć granatnika pięć sekund temu. Zrobiłem to teraz.

Czułem jak kule z karabinów ranią moje wystające zza osłony nogi. Jednak już ułamek sekundy później nastąpił wybuch i grad pocisków ustał. Przeczołgałem się kawałek i wyjrzałem zza osłony by zobaczyć co zostało z moich wrogów. Potwory prawdopodobnie jeszcze żyły, ale nie były już groźne. Pomyślałem, że już po mnie, gdyż nogi miałem poranione od kul. Spodziewałem się, że zaraz przybędzie więcej wrogów a ja byłem unieruchomiony.

Zrezygnowany wyciągnąłem apteczkę z plecaka. Otworzyłem i zacząłem ją przeszukiwać. W środku był spray na oparzenia, środki przeciwbólowe i parę innych rzeczy, jednak mnie zainteresowała duża strzykawka z białym niczym mleko płynem. Na przeźroczystym opakowaniu był napis. „Używać tylko w ostateczności, substancja pobudza organizm na okres piętnastu do dwudziestu minut dając czterysta procent większą wydajność. Po tym czasie bez pomocy medycznej możliwy szybki zgon”. Bez zastanowienia wyjąłem strzykawkę i zrobiłem zastrzyk. Już po kilku sekundach zrobiło mi się gorąco. Przestałem odczuwać ból w nogach i poczułem się bardzo pobudzony. Rozpierała mnie energia. Preparat sprawił, że po części wróciła mi też pamięć.

 

Nazywałem się Dawid Ronnader, i zostałem wysłany z pięcioma innymi żołnierzami, by zniszczyć kopalnię odkrywkową, dzięki której wróg produkował zaawansowaną technologicznie broń. Misja była niezwykle ważna. Tylko jej powodzenie mogło sprawić, że wygrają wojnę.

 

Miałem teraz niewiele czasu, wstałem i ruszyłem biegiem w stronę, którą wskazywał mi GPS.

Ucieszyłem się gdyż nie było więcej tych gigantycznych wartowników i zdumiałem, że wybuchy nie zwróciły jeszcze dodatkowo czyjejś uwagi. Gdy skończyły się zabudowania ujrzałem mój cel. Znajdował się na wysokiej wieży. Była to kula o średnicy może metra świecąca żółtym światłem. Były do niej przymocowane setki kabli ciągnące się w dół. Domyśliłem się, że generuje moc, potrzebną do pracy urządzeń górniczych w całej kopalni.

Zostawiłem wszystko biorąc tylko plecak z granatami. Puściłem się biegiem, gdyż nie miałem dużo czasu. Za jakieś piętnaście minut mogły mnie całkowicie opuścić siły. Biegłem a po mojej lewej stronie w wykopanej olbrzymiej wyrwie pracowały maszyny i obsługujące je człekopodobne istoty. Ujrzałem wartownika przestałem biec, gdy mnie zobaczył zaczął mi się przyglądać jednak zanim domyślił się kim jestem podszedłem i skręciłem mu kark. Następnie wziąłem jego karabin maszynowy. Rozglądnąłem się. Jakieś sto metrów ode mnie był kolejny wartownik który jednak mnie nie zauważył gdyż szedł w inną stronę. Droga do wieży była wolna.

Najszybciej jak mogłem rzuciłem się biegiem w jej stronę. Dotarłem do drabiny. Ktoś krzyknął. Rozległy się strzały jednak ja już byłem w połowie wysokości wieży. Kule szarpały moje ciało ja jednak nie czułem bólu. W dziesięć sekund dotarłem do energetycznej kuli. Kula włożona była w metalowy stojak. Mieszczący się na kwadratowej platformie o boku dwóch metrów. Nadal do mnie strzelali a ja modliłem się by jeszcze przez kilka sekund nie trafili mnie w głowę.

Wysypałem granaty z plecaka i zacząłem je odbezpieczać. Zdążyłem jeszcze powiedzieć do Boga „Jezu wybacz mi moje grzechy” kiedy pierwszy granat eksplodował. Odrzuciło mnie, to niesamowite ale miałem jeszcze świadomość. Gdy spadałem z wieży nastąpiła druga tym razem olbrzymia eksplozja. Misja wykonana – pomyślałem.

Koniec

Komentarze

 Dawidzie, bardzo źle czyta się taki zwarty blok tekstu – spróbuj podzielić go na mniejsze akapity.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

  1. Tak jak wspomniała regulatorzy, tekst to blok tekstu, zupełnie nie jest podzielony na fragmenty.
  2. Nie JPS a GPS*.
  3. Jak został zabity robot to ciężko to co z niego zostało nazwać zwłokami.
  4. Proponuję Ci, abyś po pierwsze, więcej czasu poświęcał na opowiadanie by móc bardziej wgłębić się w historię i ją udoskonalić, a po drugie betować stworzone opowiadania by ktoś, kto przeczyta je w poczekalni miał produkt w miarę ostateczny.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

regulatorzySagitt mam rozumieć, że tekst jest słaby? 

Jestem niepełnosprawny...

Przeczytaj dowolne opowiadania z biblioteki i komentarze do nich, co zwróciło uwagę czytelników i porównaj ze swoją twórczością. Dla mnie to bardzo rozwijające, czytanie innych by wystrzec się pewnych błędów.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Dawidzie, nie czytałam jeszcze opowiadania, więc nie wiem jakie jest. Dałam Ci tylko znać, że blok tekstu czyta się źle. Podzieliłeś go, ale tak samo źle wyglądają cztery masywne akapity.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

mam rozumieć, że tekst jest słaby? 

 

Na pewno nadal należy go podzielić na jeszcze krótsze akapity. Nowy akapit powinieneś wprowadzać zawsze, jak przechodzisz do jakiejś nowej myśli czy sceny (czy podsceny, że tak powiem). Długie akapity to zło – nudzą, zniechęcają do czytania.

 

Porównaj to, co jest na górze, w opowiadaniu, z takim np. zapisem (stylistycznie też należałoby tu sporo poprawić, ale zajęłam się wyłącznie dynamiką tekstu oraz wstawiłam brakujące przecinki):

 

Ocknąłem się nic nie pamiętając.

Totalna amnezja. Kim jestem? Gdzie jestem? Nawet na takie proste pytania nie znałem odpowiedzi.

Bardzo bolała mnie głowa i zwyczajnie chciało mi się spać. Na niebie świeciły gwiazdy, lecz noc była jasna. Gdy dotknąłem bolącego miejsca na głowie[+,] zrozumiałem, że doznałem wstrząsu mózgu. Miałem wielkiego guza oblepionego zaschniętą krwią.

Rozglądając się[+,] wstałem. [raczej: Wstałem i rozejrzałem się.]

Wokoło walały się martwe ciała. Musiało dojść tu do niezłej jatki, w której ja również uczestniczyłem. Grupę ludzi zaatakowały jakieś zwierzęta.

Kilka metrów ode mnie jeden z napastników dogorywał. Podszedłem[+,] by mu się przyjrzeć. Był niepodobny do niczego co znałem. Mógłbym powiedzieć, że przypominał niedźwiedzia. Jednak lepsze określenie to, pół człowiek-pół niedźwiedź. Zdecydowanie większy od człowieka, natomiast w jego oczach ujrzałem zrozumienie.

Wiedział, że umiera.

 

Dzieląc ten kawałek tekstu na mniejsze jednostki, dynamizujesz dość statyczną samą z siebie akcję.

 

Merytorycznie:

Gdy dotknąłem bolącego miejsca na głowie[+,] zrozumiałem, że doznałem wstrząsu mózgu.

Tego nie da się w ten sposób stwierdzić. Guz na głowie nie oznacza wstrząśnienia mózgu. Gdyby wymiotował, mógłby mieć takie podejrzenie, ale nie na podstawie guza.

http://altronapoleone.home.blog

drakaina dzięki, :))) teraz rozumiem, o co chodziło z tymi akapitami. Dobra z Ciebie koleżanka :) Nauczyłem się nowej rzeczy.

 

regulatorzy ale straszysz :) po Twoim komentarzu myślałem, że zrobiłem grafomanię.

 

Zrobiłem akapity, nie jestem pewien czy zawsze w dobrym miejscu ale na pewno jest lepiej. 

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, wizualnie na pewno jest lepiej, a reszta okaże się w czytaniu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dodaj jeszcze (samodzielnie!) przecinki przed takimi słówkami jak “który” (z tym że jeśli masz np. “dzięki której”, to przecinek jest przed całą taką zbitką, a nie w jej środku), “gdyż” i gdzie tam jeszcze brakuje.

 

Oraz zastanów się nad tym przypadkowo przeze mnie zauważonym kawałkiem:

 

Trzy takie same, z niesamowitą prędkością zbliżały się w moją stronę. Schowałem się za śmierdzącymi zwłokami. W dziesięć sekund pokonały dystans ponad dwustu metrów i gdy wyjrzałem zza mojej osłony[+,] one zatrzymały się

O kim tu, na logikę (poprzednie zdanie!) mowa?

Przecinek zaznaczyłam, bo to nieco wyższa szkoła jazdy.

http://altronapoleone.home.blog

Czuję się jakbym wypadł z Matrixa. Mógłbym przysiąc, że widziałem już ten tekst (dokładnie ten a nie podobny) w poczekalni jakiś czas temu. I był komentowany przez portalowiczów. Wstawiałeś go tutaj wcześniej Dawidiq150? Czy raczej mam rozwijać swoje talenty prekognitywne?

Peter Barton był taki czas, że wywaliłem wszystkie moje opowiadania. Nie chcę do tego wracać… DOOM napisałem od nowa, całkiem od nowa.

Jestem niepełnosprawny...

A wyszło podobnie, cholernie podobnie ;)

Dawidiq150 – mam wrazenie ze przydalo by Ci sie porzadne betowanie. Naprawde warto poczekac az ktos to sprawdzi i powie co mysli. Razem poprawicie bledy. Ja zawsze chetnie betuje i robie to dosc szybko. Dzieki temu teksty przychodza turaj dopracowane, a reg musi sie troche pomeczyc :) ale tez Ty masz satysfakcje wieksza bo ludzie zaczynaja dostrzegac co napisales, a nie bledy stylistyczne, ktore popelniles.

a teraz, opko dynamiczne i cajne. Bledow od cholery, ale od tego jest betowanie, ktore polecam. Pewnie bym troche popracowal nad zakonczeniem. Jak na doom, rozumiem ze to od gry, to calkiem niezle, ostro dynamicznie. Tylko te bledy dyskwalifikujaprzyjemnosc z czytania.

pawelek dzięki :) Na pewno po napisaniu następnego tekstu, zwrócę się do Ciebie o betowanie. 

 

pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Nie znam gry Doom, ale opowiadanie ma potencjał. Wymagałoby jednak sporo poprawek. Historia żołnierza gotowego poświęcić życie dla powodzenia misji nie jest może szczególnie oryginalna, ale sam przedstawiony świat wydaje się ciekawy. Brakuje jednak sporo przecinków, niektóre zdania są niepotrzebnie rozbite i tak dalej i tak dalej. Sądzę, że uwaga Pawełka jest jak najbardziej trafna i mam nadzieję, że kolejny Twój tekst trafi na portal po solidnej becie i będzie się czytał znacznie lepiej!

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

rosebelle dziękuję!!! Bardzo rzadko zdarzają mi się choć w części pozytywne komentarze :) Dlatego wiele dla mnie znaczą. Na pewno będę w przyszłości zabiegał o betowanie.

 

Pozdrawiam! Obiecuję przeczytać coś Twojego :)

Jestem niepełnosprawny...

Tekst na pewnie jest dynamiczny i całkiem udanie nawiązuje do gry, bo przypomina jej fragment. Szkoda jednak, że nie rozwinąłeś bohatera, jego motywacji czy świata przedstawionego, bo to by pogłębiło tekst i wzmogło emocje czytelnika.

Jest dynamicznie, dużo się dzieje i nawet ładnie opisałeś ograny motyw poświęcenia się żołnierza dla misji. Ale jak dla mnie, jest to kawałek jakiejś większej historii – i tutaj wchodzi inspiracja grą. To dość mocno widać, bo skoncentrowałeś się na napisaniu urywka większej akcji. W taki sposób nie wiem, kim był główny bohater, kim/czym są wrogowie i gdzie to wszystko się dzieje. Jako opis planszy do gry to ok, ale na pełnoprawne opowiadanie to za mało. 

Bardzo, niezwykle miło mi czytać takie komentarze. zygfryd89Deirdriu dziękuję!!!

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, nie mam pojęcia o grze, która Cię zainspirowała, więc nie chciałbym wypowiadać się o czymś, na czym zupełnie się nie znam i czego nie rozumiem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka