- Opowiadanie: franciszekS - S e n

S e n

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

S e n

Obudził się gwałtownie, czując na swoim nagim ciele plamy potu. Usiadł na krawędzi łóżka, wpatrując się w zimne palenisko pod łukiem z czerwonej cegły. Usłyszał znajomy szelest, lecz przerażenie zmieszane ze wstydem nie pozwoliło mu obrócić się w kierunku głęboko śpiącej żony. Widział jedynie skręcony kosmyk czarnych, lśniących włosów. Pocierał nerwowo skronie, jakby chciał rozetrzeć miniony, lecz wciąż obecny sen. Na piersiach czuł ogromny ciężar, serce biło z trudem, zamienione w twardy, popękany korzeń drzewa. Za oknem padał śnieg, pierwszy tej zimy. Przeraził się ironicznego gestu natury. Kobieta, o której tak dawno już postanowił zapomnieć, wyłoniła się nagle z białych plam pamięci.

Podszedł do miski z wodą, stojącej w rogu pokoju. Idąc podpierał się o chłodny kamień ścian. Z rozmysłem delikatnie ranił sobie opuszki palców, przyciskając je do chropowatych miejsc. Kilka kropel krwi zamigotało we wciąż panującym jeszcze półmroku, żeby po chwili rozpuścić się w wodzie. Mył twarz długo, chcąc zmazać z siebie sen, jednak każde przyłożenie dłoni do oczu i skroni było gwałtowniejsze, coraz bardziej rozpaczliwe. Twardy korzeń pozostawał pod żebrami, co więcej, rozrastał się i trzeszczał coraz śmielej.

Poczekał, aż woda w misce uspokoi się na tyle, żeby mógł się sobie przyjrzeć. Czuł ogromne zmęczenie, jakby biegał przez kilka dni bez przerwy po krętych schodach znajdującej się od lat w ruinie wieży strażniczej. Oblicze, które mu się ukazało, było młode, nie stare. Niechętnie, ponieważ nie odczuwał zimna, wciąż pogrążony w ciepłym paraliżu snu, zbliżył się do paleniska, aby rozpalić ogień. Usłyszał, jak żona przewraca się na łóżku, wydając przy tym długie westchnienie, oznajmujące jemu i światu, lecz przede wszystkim światu, że jest zadowolona i bezpieczna.

Wciąż nagi przysunął krzesło do powoli kiełkującego w popękanych kłodach drewna ognia. Gdy się obudził, pierwszą jego własną myślą było, żeby chwycić za pióro i pergamin, napisać wszystko, o czym śnił, wezwać służącego i posłać go najszybszym koniem do Ve-Adrin. Zamknął oczy i przywołał z niepamięci spacer nad jeziorem, roześmianą twarz schowaną w długich, złotych włosach, lekko wydęte usta, których nie odważył się pocałować. Był przekonany, że gdyby stanęła teraz przed nim, pocałowałby ją bez namysłu, rzucając się z nią na łóżko obok żony. Świadomość, jak realne jest to wyobrażenie, wypełniło go obrzydzeniem do samego siebie i strachem, nie przed żoną, lecz przed własnym umysłem i ciałem, które godzinę temu przestały do niego należeć.

Wiedział przecież, że ona nie kochała nikogo, i że wtedy, nad jeziorem, przy cichym szeleście drzew otaczających je niczym wieniec laurowy, powiedziała mu, ze śmiechem i troską, że go nie kocha. Pamiętał jednak również i to, że na początku tamtego spotkania powiedziała coś innego, i gdyby nie wspomniał o dziewczynie z czarnymi włosami, która wyznała mu miłość, a która teraz leżała okryta jego pościelą, wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej.

Czy to możliwe, że wzywa go we snach? Uświadomił sobie, że ten, który przyszedł do niego w nocy, nie był pierwszym w przeciągu ostatnich miesięcy, lecz zdecydowanie przewyższał poprzednie realnością.

Doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego wyjechała do Ve-Adrin.

Wstyd wciąż nie pozwolił mu spojrzeć w zwróconą do niego śpiącą twarz żony, o której położeniu wiedział bez potrzeby spoglądania w stronę łóżka.

Czuł, że z minuty na minutę jest z nim gorzej. Ból głowy nie odchodził a on rozpaczliwie uprzytomnił sobie, że chociaż porusza się i myśli z własnej woli, to zajmuje pozycję nie działającego, lecz obserwatora. To, co sprawia, że każde zwierzę postanawia przeżyć jeszcze jeden dzień, ta siła woli, osunęła mu się z rąk wraz z otwarciem oczu, czy raczej, wraz z ich zamknięciem poprzedniego wieczoru.

We śnie szedł uchodźczym szlakiem, wyniesionym nad niespokojne morze rdzawymi skałami. Czerwony piasek przylegał do podeszwy butów. Słońce panowało na niebie, chociaż było jedynie blaskiem, bez ciepła. Mijały go różne rasy i stworzenia, lecz nie zwracał na nie uwagi, idąc wciąż przed siebie. Nigdy nie widział miasta Ve-Adrin, lecz gdy znalazł się na moście, wykonanym ze szmaragdowej barwy drobnych cegiełek, uznał, że właśnie przekracza jego granice.

Idący za nim zatrzymali się, wołając go, żeby się wrócił. On jednak szedł dalej, przyglądając się wyłaniającym się z oddali wieżom, wykonanym z tej samej drobnej cegły o najróżniejszych barwach. Nie zdziwił się, gdy idąc wąską ścieżką spotkał grupkę niskich, lecz postawnych stworzeń, również zbudowanych z małych, różnokolorowych cegiełek, z okrągłymi, kamiennymi parasolami przymocowanymi do głów. Przyglądały mu się obojętnie, mijając go po kolei. Krzyczano za nim dalej, lecz nie zatrzymał się, dopóki nie stanęła przed nim ona.

Nawet z oddali była niewielka. Ubrana była jedynie w sukienkę o kolorze mętnej, bagiennej, zieleni. Nie rozpoznał jej we śnie, dopiero gdy się obudził. Zbliżyła się do niego, z zimnym wzrokiem niebieskich oczu, który uwydatniał ostre rysy jej twarzy. Podparta o boki, powiedziała do niego, że może go zabić. Poczuł, jak coś osuwa się w nim, jednoczesna fascynacja i przerażenie.

Zaczęła iść w stronę przeciwną, a on, całkowicie nią zauroczony, podążył za śladem jej bosych stóp. Nagle nie było nikogo na tym długim, tak uczęszczanym szlaku. Serce bolało go, miażdżone urodą kobiety, nieczułością jej słów i wzroku, oraz wciąż wiszącą groźbą śmierci. Był całkowicie poddany, oddając się z dziwną przyjemnością we władanie milcząco idącej przed nim istoty.

Zamknął oczy, próbując przypomnieć sobie, co działo się potem. Widział jedynie ruchy nagich ramion, drobnych i bladych, które poruszały się w dziwnym tańcu, wyłaniając z nicości ogniste okręgi i znaki. Pamiętał, że szli wzdłuż morza, a on wpatrywał się w małe ślady stóp. Klęczał w wodzie, a potem na skałach, błagał ją o coś, a ona, z niezmiennym, niczego nie wyrażającym, lodowatym wzrokiem przyglądała mu się, jakby za nic nie odpowiadała, i wszystko, co się z nim działo, było jedynie jego odpowiedzialnością.

Pamiętał, że znaleźli się w ogromnym domu, w czerwonym pokoju, z czarnymi plamami na ścianach. W dłoni trzymała kawałek węgla, na stopach miała czarne buty z wysokim obcasem, które wystawały spod długiej, ciemnej sukni. On klęczał przed nią nagi, wpatrzony w kawałek węgla. Spoglądała na niego ostro, lecz mówiła łagodnym głosem o swoim narzeczonym i o tym, że spodziewa się jej w niedługim czasie. Nie chciał jej uwierzyć, wiedział, że kłamie. Czuł, jak słowa opadają z wilgotnych ust. Był opętany szelestem jej ciała, ruchami ramion i przekładanych nóg, chłodem oczu, gęstym, sennym głosem. Przerażony, ściągnął buty kobiety, po czym zaczął całować stopy, kostki i łydki, wyrażając jednocześnie zwierzęce pożądanie i ludzkie błaganie. Pogładziła go dłonią po twarzy, a jego ciało wzbierało się niczym burza, chcąc za wszelką cenę runąć na złotowłose stworzenie.

Kawałek drewna najbliżej niego pękł z trzaskiem, odsłaniając zwęglone wnętrzności, które lizał ogień. Spojrzał za okno, za którym przestał padać śnieg. Pod żebrami czuł ogromną, ssącą go pustkę, która unieważniała wszystko dookoła. Z całych sił trzymał się kolan, miażdżąc je powoli. Nie zważał na ból. Czuł, że wyciągnięta została z jego serca drzazga, która zamieniona w sztylet, zanurzyła się z powrotem, tym razem śmiertelnie. Zamknąwszy oczy myślał o wyrwaniu sobie serca, tak nieznośny był uwierający go twardy, bolesny korzeń. Wiedział, że za chwilę obudzi się jego żona, a sługa wejdzie, aby przygotować ich na posiłek. Zupełnie nie wiedział jak udźwignie świat, który przypomni sobie o nim wraz z otwarciem się oczu leżącej w jego łóżku, teraz obcej, kobiety. Myślał o drobnych stopach, które podnosiły się i kładły delikatnie kilka metrów przed nim, pozostawiając w piasku ślady, które nim do nich doszedł, zalewane były przez fale. Myślał o słodkim zapachu ciała, zmieszanym ze słonymi kroplami morza.

Był tylko on, ogień i śnieg. 

Koniec

Komentarze

Najpierw trochę błędów, które udało mi się wyłapać:

 

“Czy to możliwe, że wzywa go wesnach?”

 

“Ból głowy nie odchodził, a on rozpaczliwie uprzytomnił sobie” – Przecinek się zgubił.

 

wykonanym ze szmaragdowej barwy drobnych cegiełek – Wykonany z barwy? ;) Lepiej: “wykonanym ze szmaragdowych drobnych cegiełek”

 

“Nawet z oddali była niewielka. Ubrana była jedynie w sukienkę o kolorze mętnej, bagiennej, zieleni.” – Powtórzenie słowa była i zbędny przecinek przed ostatnim słowem. Dziwne wydaje mi się też pierwsze z tych dwóch zdań – rzeczy czy ludzie widziani z oddali generalnie są mniejsi niż w rzeczywistości, więc użycie w tym wypadku slowa “nawet” jakoś mi tu nie pasuje.

 

“Zbliżyła się do niego, z zimnym wzrokiem niebieskich oczu, który uwydatniał ostre rysy jej twarzy.” – To nie jest dobre sformułowanie. Lepiej na przykład: “Zbliżyła się, patrząc na niego chłodno niebieskimi oczami, które uwydatniały ostre rysy jej twarzy.”

 

“Podparta o pod boki, powiedziała do niego, że może go zabić. Poczuł, jak coś osuwa się w nim, jednoczesna fascynacja i przerażenie.” - Poza tym, co zaznaczyłam pogrubieniem, nie bardzo mogę sobie wyobrazić, jak fascynacja i przerażenie mogą się osuwać.

 

“Widział jedynie ruchy nagich ramion, drobnych i bladych, które poruszały się w dziwnym tańcu, wyłaniając z nicości ogniste okręgi i znaki.” – Nie jest to może powtórzenie wprost, ale wyszło moim zdaniem trochę masło maślane. Może tak: “Widział jedynie nagie, drobne i blade ramiona, które poruszały się…”?

 

Pewnie nie wyłapałam wszystkich potknięć, ale te możesz spokojnie poprawić w panelu edycji. ;)

Co do całości, wydaje mi się, że brzmi to bardziej jak fragment czegoś większego, może wstęp – starasz się opisać bardzo silne uczucie, ale nie tłumaczysz skąd się ono wzięło i do końca czytelnik nie dowiaduje się, kim właściwie jest kobieta nim obdarzona. Moim zdaniem masz całkiem przyzwoity warsztat, ale niestety opowiadanie jest dość monotonne i nic z niego nie wynika.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dziękuję za wskazanie błędów! Przyjrzę się im. Pozdrawiam :)

Przykro mi to mówić, FranciszkuS, ale nie wiem, co miałaś nadzieję opowiedzieć. Nie wiem kim jest bohater Twojej historii, nie wiem też, dlaczego sen tak bardzo nim wstrząsnął. Miałam wrażenie, że zostałam wrzucona w środek pewnej opowieści, ale przez cały czas jej trwania, nikt mi nie wyjaśnił, o co tu chodzi.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia – najbardziej przeszkadzał mi nadmiar zaimków i dość nieczytelnie formułowane osobliwe zdania, chwilami niebezpiecznie bliskie grafomanii.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

 

Obu­dził się gwał­tow­nie, czu­jąc na swoim nagim ciele plamy potu. ―> Zbędny zaimek – czy czułby pot na cudzym ciele?

 

Prze­ra­ził się iro­nicz­ne­go gestu na­tu­ry. ―> W jaki sposób natura wykonuje gest i na czym polega jego ironiczność?

 

Idąc pod­pie­rał się o chłod­ny ka­mień ścian. ―> Idąc, o­pie­rał się o chłod­ny ka­mień ścian.

Podpieramy się nie o coś, a czymś, np.: laską/ kosturem.

 

żeby chwy­cić za pióro i per­ga­min… ―> …żeby chwy­cić pióro i per­ga­min

 

wraz z ich za­mknię­ciem po­przed­nie­go wie­czo­ru. ―> Raczej: …wraz z ich za­mknię­ciem ostatniego wie­czo­ru.

Poprzedni wieczór był dobę wcześniej.

 

Czer­wo­ny pia­sek przy­le­gał do po­de­szwy butów. ―> Do jednej podeszwy, czy raczej: Czer­wo­ny pia­sek przy­le­gał do po­de­szew butów.

 

Słoń­ce pa­no­wa­ło na nie­bie… ―> Zdaje mi się, że słońca chyba świeci, nie panuje.

 

Mi­ja­ły go różne rasy i stwo­rze­nia… ―> Co to znaczy, że mijały go rasy?

 

za­trzy­ma­li się, wo­ła­jąc go, żeby się wró­cił. ―> …za­trzy­ma­li się, wo­ła­jąc go, żeby wró­cił.

 

lecz gdy zna­lazł się na mo­ście, wy­ko­na­nym ze szma­rag­do­wej barwy drob­nych ce­gie­łek, uznał, że wła­śnie prze­kra­cza jego gra­ni­ce. Idący za nim za­trzy­ma­li się, wo­ła­jąc go, żeby się wró­cił. On jed­nak szedł dalej, przy­glą­da­jąc się wy­ła­nia­ją­cym się z od­da­li wie­żom, wy­ko­na­nym z tej samej drob­nej cegły o naj­róż­niej­szych bar­wach. Nie zdzi­wił się, gdy… ―> Lekka siękoza.

 

spo­tkał grup­kę ni­skich, lecz po­staw­nych stwo­rzeń… ―> Sprzeczność. Ktoś postawny jest wysoki z definicji.

 

Nie roz­po­znał jej we śnie, do­pie­ro gdy się obu­dził. Zbli­ży­ła się do niego, z zim­nym wzro­kiem nie­bie­skich oczu, który uwy­dat­niał ostre rysy jej twa­rzy. Pod­par­ta o boki, po­wie­dzia­ła do niego, że może go zabić. Po­czuł, jak coś osuwa się w nim, jed­no­cze­sna fa­scy­na­cja i prze­ra­że­nie.

Za­czę­ła iść w stro­nę prze­ciw­ną, a on, cał­ko­wi­cie nią za­uro­czo­ny, po­dą­żył za śla­dem jej bo­sych stóp… ―> Kolejny przykład nadmiaru zaimków.

 

mó­wi­ła ła­god­nym gło­sem o swoim na­rze­czo­nym i o tym, że spo­dzie­wa się jej w nie­dłu­gim cza­sie. ―> Czy jej narzeczonym była kobieta?

 

jego ciało wzbie­ra­ło się ni­czym burza. ―> Na czym polega wzbieranie się ciała?

 

Spoj­rzał za okno, za któ­rym prze­stał padać śnieg. ―> Spoj­rzał w okno, za któ­rym prze­stał padać śnieg.

Aby spojrzeć za okno, należy do niego podejść, otworzyć i wychylić się zeń.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarz edytorski. Niestety, nie mogę się zgodzić na polu ideologicznym. Opowiadanie nie musi być zrozumiałe, czytelne. Poczucie się pewnie lub niepewnie przez czytelnika jest istotnym elementem rozgrywania opowiadania. Co więcej, używanie takich figur stylistycznych, jak metafory, jest dla pisania konieczne. Także, o ile zgadzam się z uwagami dotyczącymi błędów stylistycznych, to nie mogę zgodzić się z pozostałymi uwagami. Pozdrawiam!

Opowiadanie nie musi być zrozumiałe, czytelne.

Zastanawiam się, jaką korzyść/ przyjemność można wynieść z lektury niezrozumiałego i nieczytelnego opowiadania?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tu się muszę zgodzić z Regulatorzy – czytelnik musi mieć poczucie, że opowiadanie ma sens.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Pomijając dziwne sformułowania tekst po prostu znudził, musiałem przerwać czytanie :)

 

Pozdrawiam

Pomijając dziwne sformułowania tekst po prostu znudził, musiałem przerwać czytanie :)

 

Pozdrawiam

Co więcej, używanie takich figur stylistycznych, jak metafory, jest dla pisania konieczne.

Nie, nie jest. Poza tym nie wszystko, co odbiega od normy językowej, jest metaforą.

 

Opowiadanie nie musi być zrozumiałe, czytelne.

Pewnie, że nie. Istnieje jednakowoż w takim przypadku ryzyko, że autor będzie jedynym zadowolonym czytelnikiem swojego opowiadania. Jeśli to Ci wystarcza, to spoko.

 

Poza tym – też odpadłam od tego tekstu.

 

http://altronapoleone.home.blog

Oj, ja jakoś przebrnęłam, ale przyznaję, że nie wiem, co tam zaszło. Faktycznie to wygląda trochę jak fragment czegoś dużo większego, gdzie znamy już bohatera i teraz poznajemy jego uczucia (swoją drogą nieźle opisane, chociaż dla fanów gatunku fantasy mogą się okazać zbyt infantylne takie rozkminy). Z tym opowiadaniem to chyba byłoby lepiej szukać czytelników wśród fanów innych gatunków. Tak myślę.

Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że pióro masz niezłe, tylko akurat w tym opowiadaniu rozwlekłaś uczucia i dlatego trudno przez to opowiadanie przebrnąć.

 

Szczerze mówiąc nie widzę tu historii. Ot, facet miał koszmarek, który go przeraził.

Co do zrozumiałości opka… Nikt Ci nie zabroni pisać niezrozumiale, tylko kto to będzie czytał. Jeśli programowo zakładasz, że nie musisz zadbać o zadowolenie czytelnika, to czytelnik programowo będzie omijał Twoje teksty. Pisze się jednak dla kogoś.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka