- Opowiadanie: Tankista_227 - O Vardavanie i początkach Królestwa Północy

O Vardavanie i początkach Królestwa Północy

Witajcie. Tym razem przychodzę z historią, opowiadającą o Vardavanie, założycielu Królestwa Norvalon, Etelienorczyku, który przeżył zagładę swego kraju oraz bohaterze, który przyczynił się do pokonania Durgatha – sprawcy wszelkiego zła.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

O Vardavanie i początkach Królestwa Północy

Pod koniec 1550r. Nowych Dni, wskutek rosnącego gniewu Durgatha i wykorzystanej przez niego mocy dwóch z trzech Wielkich Kryształów Serenara, nastąpiło zatopienie dwóch ogromnych wysp, tworzących kontynent Elemval – Aratevalonu oraz Etelienoru. Aratowie, zamieszkujący pierwszą z krain zdołali się uratować i przybyli na północny kontynent Noraval. Ludzie z Etelienor nie mieli tyle szczęścia i ocaleli tylko ci, którzy uciekli w porę w morze. Na ich czele stał młody szlachcic spokrewniony z królewskim rodem – Ataramban.

 

 

Ataramban stał na szczycie wieży swego okrętu i wpatrywał się w dal. Kilka tygodni temu opuścił swoją ojczyznę, aby uniknąć śmierci w odmętach morza. Zgodnie z tym, co przekazał mu we śnie Władca Przeznaczenia Elasar, wyspy Aratevalon i Etelienor miały zostać pochłonięte przez wody Wielkiego Oceanu Zachodniego. Ostrzegał mieszkańców swego kraju, jednak ci w większości albo go ignorowali albo wyśmiewali. Nawet jego własna rodzina uważała, że postradał zmysły. On jednak wierzył we wszystko co mu przekazano. Przez trzy lata zbierał zapasy na długą podróż do Norvalon, gdzie znajdowały się kolonie handlowe Etelienorczyków. Starał się także przekonać rodaków by opuścili swe domy i uratowali się od nadchodzącego kataklizmu. Niektórzy zaczęli się przekonywać do jego słów, dopiero gdy Amaveris Serenarenar, Arat z Rodu Nocy, będący doradcą Królów Morza przez prawie sto osiemdziesiąt lat, zniknął nagle z Kryształem Serenara, znalezionym przez etelienorskich żeglarzy na południowym kontynencie Taruval.

 

Na piętnastu okrętach wojennych i dwudziestu zwykłych statkach handlowych ponad trzy tysiące Etelienorczyków opuściło swe domy, rodziny i przyjaciół, wierząc, że uda im się przeżyć wymierzony przeciwko nim gniew Durgatha. Ataramban już tęsknił za swoją ojczyzną, za jej kwiecistymi łąkami, łagodnymi wzgórzami i wiecznie zielonymi lasami. Wiedział, że nigdy jej ponownie nie ujrzy, że nie będzie mógł stanąć na Górze Valanich i patrzeć z jej szczytu na swój ukochany kraj. Musiał przestać wspominać Etelienor, jeśli nie chciał się pogrążyć w wiecznej żałobie. Zwrócił swe myśli w stronę przedmiotu, który skrywał w wewnętrznej kieszeni swego kaftana. Gdy wsadził po niego dłoń, przyjemny i ciepły zachodni wiatr rozwiał jego czarne włosy. Wyciągnął rękę i spojrzał się na niezwykle jasny i ciepły w dotyku kulisty klejnot. Kryształ Serenara. Jedyny, którego Durgath nie dał rady posiąść, był w podróży do krainy, gdzie upadły Valan miał swoją siedzibę. Musiał go strzec za wszelką cenę. To było jego dziedzictwo. Nie mógł pozwolić by wpadł on w ręce Władcy Cienia. Spojrzał się na pokład swego okrętu. Wojownicy, służący jego rodowi w bogato zdobionych napierśnikach i hełmach ze szpicem na czubku oraz ciemnoniebieskimi przepaskami, sięgającymi kolan, przechadzali się po pokładzie. Przy maszcie jego syn, Norelyas, bawił się ze swoim trzyletnim synem Carasolenem. Trzy pokolenia rodu Soleperan razem w podróży przez nieokiełznany bezkres morza. Zaczął się zastanawiać, czy Dar Valanich, jakim była długowieczność i odporność na wszelkie choroby zniknie, gdy przybędą Norvalon, czy pozostanie jako pamiątka po dawnej ojczyźnie. Sam miał teraz sto dwadzieścia sześć lat, lecz to było niewiele jak na warunki Etelienoru, gdzie średnia długość życia wynosiła ponad czterysta lat.

 

– Ataramabnie, ląd! – zawołał żeglarz z bocianiego gniazda.

 

Ataramban pobiegł szybko na dziób okrętu i oparł się o skrzydło wyrzeźbionego na nim orła. Na horyzoncie zamajaczyły niewyraźnie białe klify Elar i Vaielar. Pomiędzy nimi znajdowało się wejście do Tar Barilene, Zatoki Gryfów. Zbliżali się do Norvalon. Północno – zachodniej części Noravalu, pierwszej ojczyzny rodzaju ludzkiego. Spojrzał się w niebo. Słońce zaczęło się chylić ku zachodowi. Dobiją do brzegu najpóźniej jutro wieczorem. Chciał zejść na ląd w porcie Valinor. Była to najstarsza i największa z kolonii, więc bez większych problemów wszyscy powinni opuścić pokłady swych statków. Zaczęła go martwić jedna rzecz. Norvalon było zamieszkałe przez jasnowłose plemiona Northronów. Miał nadzieję, że pamiętali oni pomoc udzieloną im przez jego naród w trakcie wielkiej i krwawej rebelii przeciwko zdradzieckiemu arackiemu Rodowi Księżyca. Nie chciał zmuszać swoich ludzi do walki, ale jeśli nie będzie innego sposobu na to, aby zacząć tutaj nowe życie, będzie się musiał pogodzić z tym, że dojdzie do rozlewu krwi.

 

***

 

Okręty etelienorskie dobiły do valinorskiego portu szybciej niż się Ataramban spodziewał, bo już w południe wszyscy uciekinierzy byli na lądzie i rozpoczęto rozładunek tego co zdołano zabrać ze sobą. Przyjrzał się uważniej skrzyniom, które zawierały księgi i zwoje z biblioteki jego rodzinnego domu. Sprawdził, czy żaden z egzemplarzy nie uległ zniszczeniu lub uszkodzeniu. Zawierały one wiedzą, zbieraną przez wieki i podaną im zarówno przez Aratów, jak i Valanich zaraz po przybyciu na wyspę. Był to i tak jedynie ułamek tego, co znajdowało się w wielkich bibliotekach Etelienoru.

 

Po raz pierwszy był w Norvalon. Postanowił przejść się po mieście i zobaczyć jak wygląda życie tutaj. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to budynki rozmieszczone w byle jaki sposób. Pomijając wielką wieże, będącą centrum miasta i pierwszą budowlą wzniesioną przez kolonistów, największe i najpiękniejsze budynki były mniejsze i biedniejsze od tych najgorszych stawianych w Etelienorze. Mijani przez cały czas ludzie byli od niego niżsi o ponad głowę, pomimo że szare oczy i czarne włosy wskazywały na ich wyspiarskie pochodzenie. Musieli wymieszać się z miejscowymi, nie było innego wyjaśnienia. Raz na jakiś czas widział kogoś dorównującego mu wzrostem, ale ich wygląd wskazywał, że są Aratami – fioletowoocy i czarnowłosi Aratowie Rodu Nocy, członkowie Rodu Morza o srebrnych włosach i błękitnych oczach oraz brązowowłosi o zielonych oczach Aratowie z Rodu Lasu. Najwięcej ich znajdowało się w pobliżu wieży, a cały plac przed nią był obstawiony przez arackich zbrojnych w bogato zdobionych i doskonale wykonanych płytowych zbrojach ze Srebrostali – materiału lżejszego i wytrzymalszego od jakiegokolwiek występującego w świecie i przypominającego srebro, które błyszczy jak setki monet, gdy padnie na nie światło słońca bądź księżyca.

 

Strażnicy nie zatrzymali ani jego, ani Norelyasa, który chwilę wcześniej dołączył do ojca, gdy wchodzili do wieży. Po krętach schodach weszli na ostatnie piętro budynku. Nad wielkim drewnianym stołem, na którym rozłożona była mapa Norvalon, stał Najwyższy Król Aratów Halseret Eluroperilnar z Rodu Nocy w towarzystwie swego syna Amdargatha i córki Belenei oraz Królowej Lasu Aluvardy Tambanarenei.

 

– Aiva telenil Ataramban a Norelyas

– Aiva telenil Halseret. Mam nadzieję, że udało się Wam uratować jak najwięcej pobratymców.

– Zdołaliśmy wszyscy przypłynąć do tej krainy, jednak nie spotkaliśmy się z ciepłym przyjęciem. Ci ludzie wciąż pamiętają krzywdy jakich doznali z rąk Rodu Księżyca. Zgaduję, że i tobie objawił się Elasar, prawda?

– Prawda, jednak wielu zignorowało ostrzeżenie. Mam ze sobą łącznie trzy tysiące ludzi. Mężczyzn i kobiet. Dzieci i starców. Nie mam sił, aby Wam pomóc, nieważne co planujecie.

– Trzy tysiące?! A co zresztą Etelienorczyków?

 

Ataramban spojrzał w podłogę. Był to wyraźny znak dla Aratów, by nie pytali o to więcej. Postanowili zostawić go samego z synem i opuścili pokój kładąc mu dłoń na ramieniu na znak zrozumienia. Gdy został sam z synem, wyszedł na balkon i spojrzał na Asave Barilene, Równinę Gryfów rozciągającą się na wiele mil wokół Valinoru. Daleko na północ od miasta, na niebie zaległy gęste i ciemne chmury. Durgath przygotowywał się do ataku. Od wieków chciał by cień jego władzy i hordy służących mu Orloków zaległy na całym świecie.

 

– Am Elianoretta na Aradanoressa tennyalet. Tanne telmarayiami a Perani minna, menn mitenase Maiene-an-Meryane* – powiedział, patrząc w bezkresną trawiastą równinę

 

***

 

Dziewięć lat po przybyciu Atarambana do Norvalon, Durgath wykorzystał ponownie moc ukrytą w Kryształach Serenara i sprowadził na północny kontynent trwający już od czterdziestu lat Wielki Mróz. Władcy Aratów oraz Ludzi połączyli swe siły i ruszyli na północ, w stronę Popielnego Pustkowia i Darme Tumamdare, Góry Czarnego Cienia, będącego siedzibą Durgatha. Halseret prowadził hufce trzech arackich rodów, podczas gdy Ataramban został naczelnym wodzem Etelienorczyków i Northronów. Ogromna armia złożona z ponad czterystu dwudziestu tysięcy pieszych i czterdziestu pięciu tysięcy konnych maszerowała przez ośnieżone pustkowia Północnej Krainy. Po przekroczeniu zamarzniętej rzeki Noraverdy, okazało się, że horda Durgatha opuściła pustkowie, przekraczając Przełęcz Lindira i znajduje się dzień drogi od armii sprzymierzonych. Dowódcy zebrali się w namiocie Najwyższego Króla Aratów, aby opracować taktykę na nadchodzące starcie.

 

Wczesnym rankiem oddziały arackie i wojska Ludzi zaczęły ustawiać się w omówionym wcześniej szyku. W centrum stanęło siedemdziesiąt tysięcy arackich Elvari Verise uzbrojonych w piki o długości piętnastu stóp. Na ich bokach ustawili się Elvari Pelene, Wojownicy Miecza, po czterdzieści tysięcy na każdej ze stron. Za nimi stanęli Elvari Velone oraz łucznicy Etelienorczyków i Northronów w liczbie trzydziestu tysięcy. Całością tych sił przewodziła Królowa Aluvarda. Za nimi stała piechota Ludzi. Dwieście tysięcy wojowników Northronów uzbrojonych miecze, topory, włócznie, buławy i kosy stanowiło rezerwę. Przy rzece pod wodzą Atarambana i Norelyasa znajdowało się dwadzieścia pięć tysięcy konnych wojowników etelienorski i northrońskich oraz dwadzieścia tysięcy piechoty, złożonej z mieszkańców kolonii. Po drugiej stronie, na prawej flance, dwadzieścia tysięcy Telvari Arate pod dowództwem Halsereta i Amdargatha oraz piętnaście tysięcy Emevari Perine Rodu Morza. Zaraz za nimi pod wodzą Belenei podążać miało półtorej tysiąca Niveli Aivamare, Dzieci Świtu. Byli to zarówno Aratowie jak i Etelienorczycy, którzy potrafili posługiwać się Duchem.

 

Bitwa rozpoczęła się od uderzenia Orloków na aracką falangę. Setki istot wyglądających jak połączenie zwierząt i ludzi dosłownie nadziało się na ścianę z włóczni. Tysiące padały także od spadającego na nich gradu strzał. Konnica ruszyła naprzód tratując pod sobą wielu nieprzyjaciół, jednak dość szybko została zatrzymana przez nacierającą na nią masę. Wtedy to do walki włączyła się piechota Northronów, nie dopuszczając do rozerwania linii. Dzieci Świtu szerzyły śmierć pośród orlokowych szeregów, zsyłając na nich deszcz ognia, rozrywając ich strumieniami wody oraz rozstępując pod nimi ziemię. Zdarzało się, że błyskawice, przywołane przez nich, uderzały w największe skupiska Orloków. W południe Halseret i Ataramban znaleźli na polu bitwy samego Durgatha, który ostentacyjnie nosił w swoim hełmie dwa Kryształy wykonane przez przodka Najwyższego Króla. Sprzymierzeni władcy na przemian atakowali nieprzyjaciela swoją bronią i żywiołami, używając czasem błyskawic. Halseret, będąc potężniejszym w Duchu od Atarambana, wykorzystał moc wszystkich trzech Kryształów, aby pozbawić Durgatha ciała. Nie dał rady go zniszczyć całkowicie, przez co uciekający do najgłębszych czeluści swej siedziby nieprzyjaciel, zdołał zabrać należące do niego Dzieło Serenara.

 

Orlokowie załamali się i poszli w rozsypkę, gdy na polu bitwy zabrakło ich pana. Nie okazano im litości i ścigano niedobitki aż do Popielnego Pustkowia. Bitwa była zwycięska, jednak okupiono ją wielkimi stratami. Zginęło ponad sto tysięcy Ludzi i około osiemdziesięciu tysięcy Aratów. Poległa także królowa Aluvarda, gdy poprowadziła łuczników do walki, kiedy skończyły im się strzały. Jej ciało znaleziono po bitwie, z wbitą w serce orlokową włócznią. Bitwa ta przyczyniła się do złamania potęgi Durgatha, który nigdy już nie ingerował bezpośrednio w sprawy świata. Halseret i Ataramban, wykorzystując moc posiadanego przez Etelienorczyka Kryształu, zakończyli Wielki Mróz, przyczyniając się do nadejścia długo upragnionej wiosny i nadając temu starciu miano Bitwy Wiosennej

 

Po tych wydarzeniach Aratowie odpłynęli do Belenvalu, najdalej wysuniętej na zachód krainy świata, gdzie zaczął się dla nich okres Dni Oczekiwania na Ostatni Dzień. Ataramban połączył etelienorskie kolonie oraz plemiona Northronów w Norvalon, tworząc w ten sposób Wielkie Królestwo Północy. Zaprzestał także używania Elveyi – mowy Etelienoru – zastępując ją bardziej popularnym w tych stronach językiem Aratów. Od tego momentu zwał się on Vardavanem, a jego ród zwany obecnie Thornivelami, władał zjednoczonym Norvalon przez ponad tysiąc pięćset lat. Dla mieszkańców Północy rozpoczął się okres Lat Wygnania, trwający nieprzerwanie do dziś.

 

Vardavan władał państwem, aż do swojej śmierci w roku 438 Lat Wygnania, zyskując przydomek „Zwycięski”. Po nim nastał czas rządów jego syna Norasera, który otrzymał tytuł „Budowniczy”, po tym gdy zainicjował budowę wielu miast i zamków, takich jak Annun Vardai, będącego nową stolicą oraz Thovaros, stanowiącego siedzibę rodu Thornivel. Etelienorczycy zaczęli mieszać się z miejscowymi Northronami, przez co długość życia tych pierwszych systematycznie malała. Noraser zmarł w roku 522 Lat Wygnania. Władzę objął jego starszy syn Erathor, podczas gdy młodszy, Ilthiser, urodzony już po Bitwie Wiosennej, dał początek sławnemu rodowi Verathor.

Wszystkich mieszkańców Norvalon zaczęto z czasem nazywać Ludźmi Północy, przy czym potomkowie uciekinierów z Etelienoru nazywali sami siebie Noravanimi, by pokazać, że nie są oni tożsami z Northronami.

 

 

* „Z Kraju Gwiazdy przybyłem do Dawnej Ziemi. Tutaj pozostanę ja i moi potomkowie, aż do czasu powrotu Domu-pod-Morzem”. Wśród Noravanich z czasem pojawiło się twierdzenie, że Etelienor powróci, gdy Jedyny Stwórca wyciągnie go z morskiej toni, by ponownie dać dom tym, którzy staną przeciwko Durgathowi podczas bitwy Ostatniego Dnia.

Koniec

Komentarze

Tankisto, wrzucanie tekstów jeden po drugim, zanim ktoś przeczytał ten wcześniejszy, to średnia strategia. Zaczekaj na uwagi czytelników, podyskutuj z nimi… Poza tym mam nieodparte wrażenie, że Twoje teksty to nie są pełnoprawne opowiadania, ale raczej kawałki większej historii. Opowiadanie powinno być zamkniętą fabułą, zrozumiałą bez dodatkowego kontekstu, nawet jeśli pochodzi z autorskiego uniwersum

http://altronapoleone.home.blog

Przykro mi to pisać,Tankisto_227, ale obawiam się, że z lektury tego tekstu nie zdołam niczego zapamiętać. Wrzuciłeś mnie w środek jakichś wydarzeń i zasypałeś masą nazw, imion i tytułów, które nic mi nie mówią. Jeszcze nie zdążyłam się z tego otrząsnąć, a już opisujesz przygotowania do bitwy, w tym drobiazgowo podajesz liczebność i ustawienia poszczególnych oddziałów. No cóż, wojskowe działania strategiczne i sceny batalistyczne nie są w stanie zainteresować mnie w najmniejszym stopniu, więc i nad Twoimi opisami jeno ziewnęłam.

Tankisto_227, powyższy tekst, moim zdaniem, nie jest opowiadaniem. Bardziej wygląda na rozbudowany prolog/ obszerny wstęp do historii, która powinna zacząć się w momencie, kiedy ta opowieść się kończy. Byłoby miło z Twojej strony, gdybyś zechciał zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Pod ko­niec 1550r. ―> Pod ko­niec 1550 roku

Nie używamy skrótów.

 

Ata­ram­ban stał na szczy­cie wieży swego okrę­tu i wpa­try­wał się w dal. Kilka ty­go­dni temu opu­ścił swoją oj­czy­znę… ―> Oba zaimki zbędne.

 

i ura­to­wa­li się od nad­cho­dzą­ce­go ka­ta­kli­zmu. ―> …i ura­to­wa­li się przed nadchodzącym kataklizmem.

 

opu­ści­ło swe domy, ro­dzi­ny i przy­ja­ciół, wie­rząc, że uda im się prze­żyć wy­mie­rzo­ny prze­ciw­ko nim gniew Dur­ga­tha. Ata­ram­ban już tę­sk­nił za swoją oj­czy­zną, za jej kwie­ci­sty­mi łą­ka­mi, ła­god­ny­mi wzgó­rza­mi i wiecz­nie zie­lo­ny­mi la­sa­mi. Wie­dział, że nigdy jej po­now­nie nie ujrzy, że nie bę­dzie mógł sta­nąć na Górze Va­la­nich i pa­trzeć z jej szczy­tu na swój uko­cha­ny kraj. ―> Przykład nadmiaru zaimków. Miejscami ich nadużywasz.

 

Wy­cią­gnął rękę i spoj­rzał się na nie­zwy­kle jasny… ―> Wy­cią­gnął rękę i spoj­rzał na nie­zwy­kle jasny

 

Spoj­rzał się na po­kład swego okrę­tu. ―> Spoj­rzał na po­kład swego okrę­tu.

 

czy Dar Va­la­nich, jakim była dłu­go­wiecz­ność i od­por­ność na wszel­kie cho­ro­by znik­nie, gdy przy­bę­dą No­rva­lon… ―> Chyba miało być: …gdy przy­bę­dą do No­rva­lon

 

Pół­noc­no – za­chod­niej czę­ści No­ra­va­lu… ―> Pół­noc­no-za­chod­niej czę­ści No­ra­va­lu

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Po­mi­ja­jąc wiel­ką wieże, bę­dą­cą… ―> Literówka.

 

do­sko­na­le wy­ko­na­nych pły­to­wych zbro­jach ze Sre­bro­sta­li… ―> Dlaczego wielka litera?

 

Po krę­tach scho­dach we­szli… ―> Litrówka.

 

Mam na­dzie­ję, że udało się Wam ura­to­wać… ―> Mam na­dzie­ję, że udało się wam ura­to­wać

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Nie mam sił, aby Wam pomóc… ―> Nie mam sił, aby wam pomóc

 

Po­sta­no­wi­li zo­sta­wić go sa­me­go z synem i opu­ści­li pokój kła­dąc mu dłoń na ra­mie­niu na znak zro­zu­mie­nia. Gdy zo­stał sam z synem… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

po­wie­dział, pa­trząc w bez­kre­sną tra­wia­stą rów­ni­nę ―> Brak kropki na końcu didaskaliów.

 

Dwie­ście ty­się­cy wo­jow­ni­ków Nor­th­ro­nów uzbro­jo­nych mie­cze, to­po­ry… ―> …uzbro­jo­nych w mie­cze, to­po­ry

 

pod wodzą Be­le­nei po­dą­żać miało pół­to­rej ty­sią­ca… ―> …pod wodzą Be­le­nei po­dą­żać miało pół­to­ra ty­sią­ca

 

Ty­sią­ce pa­da­ły także od spa­da­ją­ce­go na nich gradu strzał. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

po bi­twie, z wbitą w serce or­lo­ko­wą włócz­nią. Bitwa ta… ―> Powtórzenie.

 

i na­da­jąc temu star­ciu miano Bitwy Wio­sen­nej ―> Brak kropki na końcu zdania.

 

Od tego mo­men­tu zwał się on Var­da­va­nem, a jego ród zwany obec­nie… ―> Powtórzenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Właściwie, to mogę się podpisać pod opinią Reg. To to samo uniwersum, co w poprzednim opku, tyle że rzecz dzieje się wcześniej. I te same błędy: gąszcz nazwisk i nazw własnych, w którym się pogubiłam. Wrzuciłeś mnie w świat, którego nie znam i nie rozumiem. Doczytałam z trudem do końca i szczerze mówiąc nie bardzo pamiętałam, co było na początku. :(

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka