- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Tunele do ujarzmienia

Tunele do ujarzmienia

Przyjemnej lektury. Z góry dziękuję za wszelkie uwagi i komentarze.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Tunele do ujarzmienia

Dzwonek do drzwi w mieszkaniu na trzecim piętrze sprawił, że Łukasz poderwał się sprzed komputera.

"Nie do wiary" – pomyślał chłopak. "Ktoś naprawdę chce się tu zapuszczać".

Uniósł słuchawkę domofonu i przyłożył ją do ucha. Wiedział, że mimo wymiany samego urządzenia, cała instalacja jest wadliwa, niczym każda próba wprowadzenia komunizmu. Prawdopodobnie więc nikt, próbujący dostać się do klatki schodowej, nie usłyszy jego głosu. Czekał więc na jakikolwiek sygnał, który da mu pretekst do otwarcia drzwi.

– Serwisant satelity – powiedział ktoś po drugiej stronie.

Łukasz zrezygnowany już zaczął odwieszać białą, plastikową słuchawkę, ale w przypływie litości wcisnął wcześniej guzik. Nie usłyszał charakterystycznego bzyknięcia, nie wiedział więc czy przycisk zadziałał, ale nie bardzo go to obchodziło.

"Sąsiedzi zamówili serwis, niech sąsiedzi otwierają" – skwitował w swojej głowie. "Może jednak nie będę miał gości".

"Jak to jest" – rozważał w myślach, wracając do biurka – "że jak się na kogoś czeka, to nagle budzą się sprzedawcy niemytych jaj, ulotkarze i listonosze próbujący udowodnić, że nie ma cię w domu. Prawo Murphy'ego, jak nic".

Chłopak spojrzał jeszcze raz na ekran laptopa. Zamknął oszukańcze powiadomienie, informujące go o tym, że w okolicy czeka wiele osób, które chcą się z nim zabawić i wrócił do przeglądanej wcześniej strony. Na środku białego tła widniał wytłuszczony tekst.

 

 Użytkownik McFly88 (Robert Z.) chce skorzystać z twojej gościny!

 

Minęła już doba, odkąd Łukasz odpowiedział pozytywnie na wysłaną w portalu prośbę. Kiedy był wesołym, pijącym piwa za złoty dwadzieścia dziewięć studentem, często korzystał z darmowych noclegów, ale nie spodziewał się, że ktoś będzie chciał na tej samej zasadzie odwiedzić jego samego. Bo w końcu po co ktoś miałby przyjeżdżać do Słupska?

 

Rozważania nad sensem odwiedzin zostały przerwane krótkim pukaniem do drzwi. Łukasz poderwał się i spojrzał przez wizjer. Zniekształcony obraz przedstawiał pogodną twarz mężczyzny, na oko krótko przed trzydziestką.

– Robert? – zaczął gospodarz, ciągnąc za klamkę i krokiem do tyłu robiąc szerokie przejście.

– Kurna, wejść tu do ciebie… – Gość szybkim ruchem wszedł do środka mieszkania, po czym wyciągnął przed siebie dłoń, pewnie, jak gdyby witając się ze starym znajomym.

– Co? A, no tak, to… Mocno się zmachałeś? – Łukasz nie był zaskoczony. Często słyszał od gości podobne słowa, w końcu mieszkał na trzecim piętrze w bloku z płyty, ze schodami o niewygodnej wysokości.

– W zasadzie to ani trochę – odrzekł gość – nie chciałem być oryginalny, a pomyślałem, że często słyszysz podobne słowa. W końcu mieszkasz na trzecim piętrze w bloku. A, no i schody mają jakąś taką niewygodną wysokość.

Dłonie mężczyzn spotkały się ze sobą w solidnym, pełnym zrozumienia uścisku.

– Robert jestem, jak się domyślasz – przywitał się radośnie Robert.

– Łukasz – odpowiedział Łukasz, przypieczętowując tę zbędną wymianę dobrze już znanych danych – pewnie też nie spodziewałeś się nikogo innego.

"Ciekawe które z jego rodziców jest z Polski" – zastanowił się Łukasz. "Słownictwo i gramatyka są bezbłędne, ale jego akcent jest jakiś niecodzienny. Pewnie wychował się za granicą, może ma na nazwisko Ziółkowski, ale mówią do niego Ziolkouski".

– Chodź, zapraszam, wszystko ci pokażę. Napijesz się czegoś? – Łukasz wskazał drogę do salonu.

– Jasne, dzięki. Masz jagodową ice tea z morelowymi bąbelkami?

– Nie sądzę… – odpowiedział gospodarz z zawahaniem – ale nie krępuj się zajrzeć do lodówki, jest tam sporo napojów.

 

Gość o imieniu Robert płynnym ruchem zrzucił buty w przedpokoju i ruszył za wskazaniem gospodarza. Po drodze odłożył niewielki plecak na podłogę, po czym otworzył lodówkę. Wyciągnął plastikową butelkę z najbardziej żarówiastym, niebieskim płynem, jaki się w niej znajdował. To ten napój, o którym Łukasz pomyślał, że będzie świetnie wyglądał w drinkach i trzeba go zachować na efekt "łał". Robert napełnił ściągniętą z suszarki odświętną szklankę po nutelli, po czym wyjął z kieszeni bluzy niewielką tabletkę i wrzucił do naczynia. Ta przez krótką chwilę musowała niczym lawendowa sól do kąpieli, a gdy tylko przestała, gość potężnym haustem wypił całą zawartość.

 

– To jaki masz plan? – zagaił Łukasz. – Jeśli chcesz pozwiedzać, to mam jakąś mapę, mogę ci coś zaproponować, przejść się z tobą, wskazać drogę…

– Właściwie, jeśli nie masz nic przeciwko – przerwał mu Robert – to najbardziej chciałbym po prostu posiedzieć i porozmawiać. Wiesz, poznać lokalną kulturę z pierwszej ręki. To mnie kręci w turystyce, zobaczyć, co ludzie robią w innych miejscach i czasach. Oczywiście – dodał pospiesznie niecodzienny turysta – jeśli nie masz ochoty, to poproszę cię o wskazanie jakiejś lokalnej knajpy. Z poznaniem przypadkowych ludzi poradzę sobie sam.

– Nie no, jasne, rozumiem – zaczął się tłumaczyć Łukasz. Naprawdę uważał, że rozumie intencje przybysza. – To może siądziemy?

 

W bezgłośnym porozumieniu dwaj mężczyźni odsunęli drewniane krzesła z miękkimi obiciami, po dwóch stronach niewielkiego stołu.

– No, to co chciałbyś wiedzieć? – Łukasz nie miał pomysłu o czym mógłby opowiadać. Bo niby jak wpaść na to, czy gościa ciekawi, która jest najlepsza knajpa w danym mieście, czy też chce wiedzieć, jakim kibicuje się tu klubom piłkarskim, albo jak w lokalnym slangu mówi się na tanie wino. Korbol, swoją drogą.

– Wszystko. Albo cokolwiek. Wiesz, coś co sprawi, że poczuję, że jestem gdzie indziej i kiedy indziej.

Na chwilę zapadła wymowna cisza, wypełniając całe pomieszczenie. Słowa zostały zastąpione przez myśli, kotłujące się w głowach. Łukasz nie wiedział, czy padł ofiarą żartu, ale ta wizyta wydawała mu się od początku tak nieprawdopodobna, że każde, nawet najdziksze wyjaśnienie jej powodu było możliwe. Usłyszenie po raz drugi aluzji do "innych czasów" nie mogło być przypadkowe.

– Jesteś przybyszem z przyszłości? – zapytał Łukasz.

– Jestem przybyszem z przyszłości. – odrzekł przybysz z przyszłości.

– I zdecydowałeś się wpaść do tego konkretnego roku, do Słupska?

– Zdecydowałem się wpaść tu i teraz.

– A czemu niby?

– Z trzech powodów. Po pierwsze, to żeby złapać powrotny do domu. W moich czasach tunele czasoprzestrzenne da się ujarzmić i wywołać. Tutaj muszę z wyprzedzeniem wiedzieć, gdzie wystąpią i wskoczyć we właściwy. Albo w niewłaściwy, jeśli taką będę miał ochotę.

– A drugi?

– Kontinuum, zaburzenia i tak dalej. Scenarzyści z Hollywood mieli rację – lepiej nie spotykać się z sobą samym z innych czasów. A nawet z czymkolwiek lub kimkolwiek ze swojego otoczenia lub kimś, kto może mieć znaczący wpływ na losy świata. Wszystko może się popieprzyć, a nie chcemy przecież tworzyć alternatywnych ścieżek czasowych.

– Czyli nie jestem nikim ważnym i nie popsuję losów uniwersum?

– Wybacz, kolego. Ale zgaduję, że będziesz chciał o tym napisać opowiadanie?

– Zgadujesz, czy wiesz, że je napiszę? – Łukasz uniósł brew, jakby zaznaczając, że to pytanie retoryczne.

– Sam sobie dopowiedz, ale korzystasz z tego samego loginu w serwisie noclegowym, co na forum początkujących pisarzy. Dodaj dwa do dwóch.

– Czyli nie masz problemu z tym, że opiszę nasze spotkanie?

– Nic, a nic. Przecież i tak nikt ci nie uwierzy. Tylko jeden warunek. Musisz nagrać to, co teraz powiem i przepisać to słowo w słowo, jasne?

– Pewnie, czemu nie. – Łukasz sięgnął po telefon. Po krótkiej chwili smarowania palcem po ekranie uruchomił czerwoną diodę i potwierdził – Gotowe, mów.

– Okej. – Robert odchrząknął. – Słuchajcie, czytelnicy. To nie jest prawda. – powiedział stanowczo, by zaraz powtórzyć spokojniej, wyraźnie rozdzielając sylaby. – To nie-jest-praw-da. Kapujecie? To tylko bajeczka, więc nie myślcie, że ktoś dostanie numery totka, że dożyjecie czasów jagodowej ice tea, a polski klub piłkarski wejdzie do finału Ligi Mistrzów. Cokolwiek opowiem o przyszłości, jestem postacią fik-cyj-ną. Zapamiętajcie.

 

Robert uśmiechnął się tak, jakby był z siebie bardzo dumny i wyciągnął wyprostowany kciuk do góry. Łukasz odblokował czarny ekran i zatrzymał nagrywanie.

– No, lepiej, żeby czytający twoje opowiadanie nie uwierzyli, że to działo się naprawdę. Jeśli zobaczę chociaż jeden komentarz, mówiący coś w stylu "to musi być prawda! A więc kiedyś ujarzmimy tunele czasoprzestrzenne!", to w przyszłości cię znajdę i…

– Czyli nie możesz przybywać z daleka! Wiesz, że w twoich czasach będę żył i jakby co, to mnie znajdziesz! – Łukasz zawołał, uderzając dłonią w stół.

– Co? E… Miałem na myśli, że znajdę twoje dzieci albo prawnuki. Powiem im, że pradziadek był oszustem, chamem i nie dotrzymywał słowa. – Robert zawiesił głos, badając czy jego słowa wywarły spodziewany efekt.

Mężczyźni mierzyli się spojrzeniami, prowadząc wojnę na niemruganie, w oczekiwaniu na werbalny cios. Tajemniczy gość pierwszy wypalił:

– I że whisky słodową piłeś tylko z wiśniową pepsi!

– Nie zrobiłbyś tego! – oburzył się Łukasz.

 

Być może ze świadomości absurdu tej sytuacji, a może z potrzeby rozładowania napięcia, obaj mężczyźni zaczęli radośnie rechotać. Pierwszy opanował się gospodarz, pytając wciąż jeszcze drżącym od śmiechu głosem:

– Załóżmy, że faktycznie przybyłeś z przyszłości i nie chcesz doprowadzić do zaburzenia kontinuum. To co właściwie możesz tu zrobić?

– Niewiele. W zasadzie zrobiłem dość samym skokiem, a teraz staram się niczego nie popsuć, dlatego się u ciebie zadekowałem. To, że udało mi się to, czego nie zrobił nikt wcześniej, na pewno zostało zarejestrowane w urządzeniach. Po powrocie wiele osób będzie chciało ze mną porozmawiać.

– Sława, wywiady i kobiety?

– Ekskluzywne wywiady i interesujące kobiety! Albo odwrotnie. Liczę na podziw, służbowe mieszkanie i kartę skróconej kolejki w marketach, wydawaną tylko spieszącym się wszędzie naukowcom.

– Macie coś takiego?

– Będziemy mieli. Jak tylko to zaproponuję i ktoś się na to zgodzi. W zasadzie to mam tu już klasyczne pięćdziesiąt procent sukcesu. Ja chciałbym, żeby to wprowadzili, a osoba decyzyjna jeszcze nie. A już niedługo moje zdanie będzie się bardzo liczyć.

– A jak to się właściwie stało, że to właśnie ty wyruszyłeś w przeszłość? – Łukasz nachylił się nad stołem, świdrując rozmówcę spojrzeniem.

– Połączyłem kropki. Kolejne laboratoria naukowców dzieliły tylko trzy piętra, a oni nie wpadli na to, że mogą sami sobie pomóc. Jedni szukali tuneli przestrzennych, inni obalali teorię tuneli czasowych, a jeszcze inni pracowali nad wytwarzaniem dziur i innych zjawisk w wyznaczonym przez siebie środowisku. Potrzeba było przypadkowego człowieka, który widział wszystkie tablice z obliczeniami. W końcu dzięki wspomaganej analizie dotarło do mnie jak to wszystko połączyć. Po powrocie pewnie będą mnie chcieli zatrudnić jako naukowca, ale ja będę wolał szwendać się po barach i uganiać za panienkami. – Robert, wyraźnie dumny z siebie, skrzyżował ramiona.

– Aha, jasne, to ma sens. Poczekaj, powtórzę, żeby mieć pewność, że wszystko załapałem. Obejrzałeś "Buntownika z wyboru", a potem mocno walnąłeś się w głowę i co nieco sobie ubzdurałeś?

– Że co? Nie wiem, o czym mówisz, nie oglądałem filmów z twojej epoki.

– No, to chociaż powiedz co to za zawód, który wykonujesz, a który dał ci dostęp do laboratorium.

– Nie teraz – odrzekł stanowczo gość. – To mogłoby zmienić moje losy.

– W porządku, ale odnośnie tych zmian, dałbyś mi małą radę? Dostałem w spadku dom na terenach zalewowych i zastanawiam się, czy w ciągu pięciu lat nie będzie powodzi. Wtedy mógłbym…

– No, właśnie nie! – Robert zamachał dłońmi w powietrzu, kręcąc szaleńcze młynki. – Jestem u ciebie, bo cię nie znam i nic o tobie nie wiem. Jest minimalna szansa, że wpłynę na przyszłość szarego, przeciętnego człowieka. Nie mogę jednak pójść do swojego laboratorium i powiedzieć: ty się mylisz w obliczeniach, ty się mylisz w teorii, ty we wszystkim, a ty nie jedz tych kanapek, bo twoja żona wie o tej studentce, sama ma kochanka i dokłada ci trutki na szczury do bułek z czosnkiem, a za kasę z ubezpieczenia kupi jacuzzi i postawi je w miejsce twojego stołu bilardowego. Wtedy świat się popieprzy, czaisz? Jakbym chciał, żeby świat się popieprzył, to skoczyłbym prosto do Szczecina, a nie Słupska.

– Co? Do Szczecina? A czemu tak?

– A to nie jesteście jeszcze przed przesunięciem granic? – Gość otworzył szeroko oczy, z przerażeniem identycznym z tym, które towarzyszy człowiekowi wyjawiającemu zakończenie dziesięciosezonowego serialu.

– Jakich granic? – Łukasz nie krył zaskoczenia, a jego brwi wystrzeliły ku górze, niczym szczeniak yorka porwany przez mewę.

– Rosyjsko-niemieckich, a jakich niby? Nie, no, opanuj się, przecież blefuję. Nic takiego nie mogę ci powiedzieć.

– A skąd mam wiedzieć, że nie blefujesz, mówiąc, że blefujesz? – Łukasz gorączkowo zastanawiał się, czy jest ofiarą żartu, czy może znalazł się na tropie spisku. – Poza tym, czemu nie możesz mówić prawdy, skoro i tak mi nikt nie uwierzy?

– Tobie nie, ale jeśli nas podsłuchują…

– A kto miałby nas podsłuchiwać?

– Firmy energetyczne! Przecież ich gniazdka są wszędzie. Jak myślisz, dlaczego one mają ciągle ten sam, niewygodny rozmiar? Mogliby to zminiaturyzować, ale przecież nie zmieści im się tam wtedy sprzęt odbiorczo-nadawczy.

– Zalewasz, nie?

– Pewnie, że tak. – Robert roześmiał się nerwowo. – Tak jest zabawniej. A skoro już o tym mówisz, zalejmy się.

To mówiąc, przybysz sięgnął do porzuconego na podłodze plecaka. W akompaniamencie uderzeń szkła o szkło wyjął prostą, zielonkawą butelkę z tkwiącym w szyjce korkiem.

 

– Mam fantastyczne wino, jedno z najstarszych z mojej piwnicy.

– Przecież ono ma ledwo dwa lata. – Łukasz sprawnie i szybko ocenił etykietę, żałując że nie ma fajki, żeby móc pyknąć z niej spokojnie i rzec coś o "elementarności".

– Gdybym wziął je z twojej piwnicy, miałoby dwa lata, owszem. – Robert skontrował celnie wymierzony argument.

– A nie wziąłeś go z marketu pod blokiem?

– Z innego marketu, pod innym blokiem, w innej dekadzie.

– A po czym to poznam?

– Po smaku.

– A skąd będę wiedział, że smakuje jak wino iluśtamletnie?

– Na razie tego nie wiesz. Dopiero jak spróbujesz, będziesz wiedział jak smakuje to właśnie wino, jak to określiłeś, iluśtamletnie.

– No dobra – oznajmił Łukasz, dając za wygraną – najpierw spróbujmy, potem pobawimy się w wyrokowanie.

Gdy tylko z przeszklonej meblościanki, dzięki sprawnej ręce gospodarza, wyłoniły się dwa kieliszki, a korek z tworzywa z głośnym "plonk!" opuścił szyjkę butelki, gość zręcznym ruchem napełnił do połowy naczynia. Tradycyjny gest stuknięcia się szkłem został uzupełniony komentarzem.

– Za przyszłość! Moją i twoją! – orzekł Robert.

Łukasz zdążył ledwie pomyśleć "Za nóżkę, czy za czaszę? Czerwone, więc chyba za… a, zresztą! Do dna!", po czym obaj mężczyźni wychylili swoje kieliszki.

– Naprawdę niezłe – przyznał gospodarz. – Skoro uprzejmości mamy za sobą, to zdradź mi parę rzeczy. Przecież i tak nie uwierzę. Możesz nawet mówić, że kłamiesz, przecież nie będę wiedział czy to podwójne zaprzeczenie, czy pojedyncze.

– No, dobra – gość zabrzmiał na rozbawionego propozycją. – To co chciałbyś wiedzieć, o czym mogę, a nie muszę kłamać?

– Jeśli nie doradzisz mi personalnie co do mojej przyszłości, to w sumie nie wiem. Może klasycznie, kiedy skończy się świat?

– O, to jest ciekawe pytanie! Myślę, że mniej więcej dwie minuty i czternaście sekund po tym, jak skoczę do roku tysiąc dziewięćset dwudziestego.

– A kiedy tam skoczysz?

– Na razie nie planuję się tam wybrać.

– No dobra, na poważnie… – Łukasz zawiesił głos, z lekką rezygnacją. – Powiesz mi o czymkolwiek, co przyniesie przyszłość?

– Czemu nie, przecież wszystko się może zdarzyć. No, poza nauczeniem ludzi jeżdżenia w korku na suwak.

– Słuchaj, kolego, bez jaj. Polubiłem cię, ale daj mi cokolwiek. Ode mnie masz dach nad głową, jedzenie…

– Jedzenie?

– Zaraz przyniosę. Masz dach nad głową, jedzenie, które zaraz przyniosę, towarzystwo do rozmów. Daj mi jakiś dowód, że coś wiesz, zaskocz mnie.

– No dobra, tylko poczekaj. – Robert odsunął się z krzesłem od stołu. – Miałem i tak iść do toalety. Zaraz wrócę.

 

Gość wstał, chwycił świeżo nalany kieliszek wina, opróżnił go do połowy potężnym haustem i zniknął za białymi drzwiami w przedpokoju, z klasyczną przydymioną szybą w górnej części i kratką wentylacyjną w dolnej. Po niespełna dwóch minutach otworzył drzwi i z nieskrywanym podnieceniem wpadł do salonu. Zasiadł bokiem na odsuniętym krześle i spojrzał na towarzysza, ignorując, że na stole stało już jedzenie. Momentalnie zaczął wylewać z siebie potok słów.

– Dobra, mam dowód! W przyszłości wymyśliliśmy że trzeba zrobić miniwodspady, kaskady i inne rzeczy na rzekach zwiększające napór wód. Dzięki temu lepiej zaczęły działać elektrownie, a my zbudowaliśmy ich całą masę. To pozwoliło na ekologiczne rozwiązania, bez uranu, węgla, czy koksu. Problem jest taki, że zbudowaliśmy masę tam do kontrolowania przepływu wody. Niestety, później zmienił się klimat i potężne trzęsienie ziemi sprawiło, że popękały zapory na połowie kontynentu. Cała masa okolicznych miasteczek robotniczych, stworzonych na potrzeby obsługi elektrowni, znalazła się pod wodą. Elektrownie szlag trafił razem z nimi. Potem zostały już tylko rozwiązania atomowe i boimy się ich do dziś.

– Taka rewelacja i dopiero teraz mi o tym mówisz? – Łukasz zareagował entuzjazmem.

– Tak, bo dopiero teraz pytasz.

– Przyznaj się, wymyśliłeś to naprędce siedząc w łazience? – Chłopak do radości szybko dodał podejrzenie.

– Ależ skąd, to czysta prawda.

– Czekaj, czekaj! Coś mi nie gra! Przestałeś mówić z akcentem! Tak się nakręciłeś, że zapomniałeś o udawaniu i twój polski jest równie dobry, co mój! Chyba nie wmówisz mi, że półtora kieliszka wina sprawiło, że poczułeś się tak pewny obcego akcentu, jak co drugi Polak, który przez wakacje pracował w Londynie w barze?

– No dobra, masz mnie. – Robert wydawał się lekko zakłopotany, ale nie zbity z tropu. – To zasługa procesora indukcji poznawczo-analitycznej.

– PIPA? Poważnie?

– Tak, to elektroniczne ustrojstwo, które możesz sobie wszczepić chirurgicznie. Jest od roku na rynku, brzmi jak dziewiąty cud świata, ale jeśli teraz stać cię na siedmioletniego opla, to jest to mniej więcej równowartość tego, co wybulisz za PIPA. W każdym razie, świetnie analizuje wszystko, na co zwracasz uwagę. Przykładowo, każdy człowiek, nie znając gry w szachy, może obejrzeć pewną ilość rozgrywek, żeby załapać ruchy figur i samemu dojść do zasad. A PIPA robi to samo, tylko szybciej, pomagając pojąć rozmaite reguły. Dzięki temu, słuchając przez kilka godzin ludzi porozumiewających się w innym języku, mogę wyłapać zasady komunikacji. Podobnie jest z akcentem. Im dłużej cię słucham, tym więcej sam rozumiem.

– Aha.

– Aha? To wszystko, co masz do powiedzenia?

– To nie było "aha", tylko "aha.". Z kropką obojętności na końcu. Coś w stylu "aha, pogadaj sobie, ale wiem, że to ściema". – Łukasz wzruszył ramionami, dla wzmocnienia wrażenia. – Ale powiedzmy, że faktycznie tak jest. Zdradź mi tylko, czy nikomu nie przyszło do głowy, że te wszczepy to sztuczka rządu, żeby was kontrolować albo chociaż namierzać? Może teraz słuchają wszystkiego, o czym mówimy?

– Przekonamy się, nie? Będziesz wiedział, że nas znaleźli, kiedy przyjdzie mięśniak w stroju motocyklisty i zapyta o ciebie albo twoją matkę. Możesz skończyć jak John Connor. 

– Hej, podobno nie oglądałeś filmów z tej, tak zwanej, mojej epoki!

– Co? Nie zmieniaj tematu! Mówię tylko, że wspomagana analiza to świetna sprawa i polecam ci jej spróbować, jeśli dożyjesz. Ale dopiero od modelu PIPAR. Pierwsza wersja nie jest zbyt udana, możesz się na stałe wciągnąć w losową analizę. Wiem, co mówię, szwagier skusił się na wszczep w pierwszym dniu dystrybucji i zamiast szybciej skończyć pracę naukową, do końca swojego smutnego życia analizował telewizyjne seriale. Słaba sprawa, chyba, że chcesz być hurtowym scenarzystą proceduralnych tasiemców.

– Brzmi dość niebezpiecznie. – Zauważył Łukasz. – Odnośnie tego, nie bałeś się konsekwencji? Tego, że wybuchniesz, znikniesz podczas skoku?

– Spokojnie, dokładnie wyliczyłem ryzyko.

– Aha, no to w porządku.

– Tyle, że jestem kiepski z matmy, więc chyba miałem farta.

– Kiepski z wyliczeń i miałeś dostęp do laboratorium? To kim ty jesteś?

– Mówiłem, że ci nie powiem, bo jeszcze wpłynęłoby to na moje losy. – Robert kończąc zdanie chwycił kromkę chleba z postawionego przed nim koszyka i omiótł stół wzrokiem. – Tymczasem, podałbyś mi paszczet?

– Co? Pasztet?

– Eee… nie. To znaczy tak, w moim roku tak na niego mówimy, nazwa pasztet wyszła z użycia dwadzieścia lat temu.

– Poważnie?

– No, co ty, po prostu się przejęzyczyłem, ale to zabawne, że się zawahałeś. Naiwniak. – Gość sięgnął po wręczane mu pudełko ze smarowidłem i po chwili zastanowienia dodał. – W takim razie podaj mi jeszcze bukłę. To tamto okrągłe pieczywo, tak się teraz na nie mówi, ale do tego dojdziecie dopiero za siedemnaście lat.

– A spierdalaj. – Odciął się Łukasz z szerokim uśmiechem.

 

Kolejny kwadrans upłynął dwójce mężczyzn na jedzeniu. Nagle Robert zerknął na zegarek na nadgarstku i zaczął wstawać od stołu.

– Słuchaj, było mi naprawdę miło. – Stwierdził pośpiesznie. – Chyba niczego nie popsułem, zobaczyłem jak się tu i teraz żyje, mogę wracać po sławę i chwałę, do swoich czasów. Jesteś w porządku gość, więc  powiem ci jak zrobimy. Możesz mi zadać jedno pytanie, nawet osobiste, a ja w przyszłości przeczytam je w twoim opowiadaniu. Obiecuję, że jeśli linie czasowe zadziałają tak, jak myślę, to odpowiem ci na nie, kiedy tylko się spotkamy. W mojej przyszłości i przeszłości nas obydwu z tego momentu.

– Dziwna logika. – Zawahał się Łukasz. – Ale co tam, brzmi nieźle. Zaraz coś wymyślę.

Robert szybko uścisnął gospodarzowi rękę, chwycił z podłogi plecak i błyskawicznie wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Łukasz postanowił zobaczyć chociaż dokąd idzie i jak można złapać tunel czasoprzestrzenny. Wyszedł na klatkę schodową i ku swojemu zdziwieniu odkrył, że dopiero teraz zapaliło się automatycznie światło, jak gdyby nikogo tu nie było przez ostatnich kilka chwil. Nie słyszał także żadnych odgłosów. Najpierw pomyślał, że został oszukany albo wykorzystany przez jakiegoś lokalnego cwaniaka. Po chwili zaczął rozważać swój stan psychiczny, przez pryzmat samotności i wypitego wina. W końcu zrezygnowany, rzucił w przestrzeń jedno zdanie.

– To może chociaż powiesz mi jaki jest twój prawdziwy zawód? – Wypowiadając te słowa miał nieodparte wrażenie, że zna już odpowiedź.

 

Koniec

Komentarze

No cóż, opowiadanie oparte na niezbyt świeżym pomyśle, opisujące wypełnione rozmową spotkanie dwóch młodzieńców, okazało się lekturą dość nużącą – zdało mi się mocno przegadane, zbyt długie i niespecjalnie ciekawe. Nie zdołało też niczym rozbawić, przeczytałam je bez cienia uśmiechu.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

– Ser­wi­sant sa­te­li­ty – od­rzekł ktoś po dru­giej stro­nie. ―> Komu odrzekł, skoro nikt go o nic nie pytał?

 

kro­kiem do tyłu ro­biąc sze­ro­kie przej­ście.

– Kurna, wejść tu do cie­bie… – Gość zro­bił szyb­ki ruch… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Masz ja­go­do­wą Ice Tea z mo­re­lo­wy­mi bą­bel­ka­mi? ―> Masz ja­go­do­wą ice tea z mo­re­lo­wy­mi bą­bel­ka­mi?

Nazwy napojów piszemy małymi literami. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

od­święt­ną szklan­kę po Nu­tel­li… ―> …od­święt­ną szklan­kę po nu­tel­li

 

gość opróż­nił po­tęż­nym hau­stem całą za­war­tość. ―> Można opróżnić szklankę, ale nie zawartość. Skoro opróżnił szklankę, to znaczy, że wypił wszystko, więc wystarczy: …gość po­tęż­nym hau­stem opróżnił szklankę.

 

– No to co chciał­byś wie­dzieć? – Łu­kasz nie wie­dział o czym mógł­by opo­wia­dać. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

do­ży­je­cie cza­sów ja­go­do­wej Ice Tea… ―> …do­ży­je­cie cza­sów ja­go­do­wej ice tea

 

Co­kol­wiek nie opo­wiem o przy­szło­ści, je­stem po­sta­cią fik-cyj-ną. ―> Co­kol­wiek opo­wiem o przy­szło­ści, je­stem po­sta­cią fik-cyj-ną.

 

– I że whi­sky sło­do­wą piłeś tylko z wi­śnio­wą Pepsi! ―> – I że whi­sky sło­do­wą piłeś tylko z wi­śnio­wą pepsi!

 

– Nie teraz.Od­rzekł sta­now­czo gość. ―> – Nie teraz – od­rzekł sta­now­czo gość.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Łu­kasz za­wie­sił głos, z lekką re­zy­gna­cją w gło­sie. ―> Brzmi to fatalnie.

 

– Wiesz, mogę, prze­cież wszyst­ko się może zda­rzyć. No, może poza… ―>> Powtórzenia.

 

Za­siadł bo­kiem na od­su­nię­te krze­sło… ―> Za­siadł bo­kiem na od­su­nię­tym krze­śle

 

trze­ba zro­bić mi­ni-wod­spa­dy… ―> …trze­ba zro­bić mi­niwod­spa­dy

 

że po­czu­łeś się tak pewny ob­ce­go ak­cen­tu… ―> Co to znaczy poczuć się pewnym obcego akcentu?

 

stać cię na sied­mio­let­nie­go Opla… ―> stać cię na sied­mio­let­nie­go opla

 

chwy­cił z ziemi ple­cak… ―> …chwy­cił z podłogi ple­cak

Ech, na stylu odpadłam na samym początku, kiedy walnąłeś ten do niczego niepotrzebny infodump:

“"Nie do wiary" – pomyślał dwudziestoczteroletni chłopak” – po co ta dokładna informacja o jego wieku? I to podana tak łopatologicznie?

 

Całość niestety nuży, a niezamierzony komizm czai się głównie w nieporadnościach językowych. Technicznie też jest słabo (interpunkcja bardzo kuleje). W ogóle w sumie ten tekst to jeden infodump, rozmowa, brak fabuły czy akcji. No i tak naprawdę nic nie wiemy o bohaterach, więc nie sposób jakkolwiek się nimi przejąć.

@regulatorzy – dziękuję za komentarz i rozległą “łapankę” błędów. Link odnośnie nazw marek jest bardzo pomocny, będę teraz więcej wiedział na przyszłość. Z dialogiem faktycznie pomyliłem się w tym miejscu. Ogólnie poradników jest wiele, osobiście korzystałem z takiego: http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/ Dziękuję jednak za odnośnik, raczej staram się wyszukiwać zasady w internecie, a błąd był raczej pojedynczym przeoczeniem, niż zignorowaniem zasad.

Co do samego odbioru tekstu – rozumiem, że taka przegadana forma może się nie podobać. Ja osobiście bardzo lubię dialogi, zarówno w filmach, jak i książkach i dlatego świadomie sam przedstawiłem fabułę w taki sposób. Miałem też pewien koncept i do jego pełnego przedstawienia potrzebne były mi wszystkie wydarzenia – trochę ich wyciąłem, ale nie mogłem więcej, ponieważ wtedy nie byłbym już zadowolony z tekstu. W obecnej formie jestem. : )

 

@drakaina – jakoś chciałem tego bohatera wprowadzić, a jestem zwolennikiem “wrzucania” odbiorcy w środek wydarzeń, niż opisywania wszystkiego na początku i tłumaczenia wszystkiego odbiorcy. Poza tym, takim szczegółem chciałem pozwolić bardziej zidentyfikować się z bohaterem, czyli w sumie przeciwstawić zarzutowi “nic nie wiemy o bohaterach”.

Jeśli dobrze rozumiem pojęcie “infodump”, to rzeczywiście informacji jest tu dużo, ale uważam, że były mi niezbędne do przedstawienia swojego pomysłu, wprowadzenia lekkiego chaosu odnośnie tego, czy bohater konfabuluje, czy mówi prawdę. Niemniej, dzięki za przeczytanie i komentarz, może po uwzględnieniu uwag od @regulatorzy, będzie czytało się płynniej, bez zwracania uwagi na potknięcia.

jestem zwolennikiem “wrzucania” odbiorcy w środek wydarzeń, niż opisywania wszystkiego na początku i tłumaczenia wszystkiego odbiorcy

A to właśnie się kłóci z podawaniem, skądinąd do niczego niepotrzebnym, tak szczegółowej informacji w tak łopatologiczny sposób. Przecież jeśli Ci zależy na tym dokładnie określonym wieku, możesz to przekazać subtelnie, choćby tak prosto: bohater pomyślał sobie, że przez dwadzieścia cztery lata życia nie widział/słyszał czegoś takiego. Ten “dwudziestoczteroletni chłopak” jako podmiot po prostu brzmi niezamierzenie śmiesznie. Jest to podobne do jednej z największych zmór złego polskiego kryminału, gdzie autorzy nie chcąc używać w kółko imion bohaterów, dochodzą do “powiedział policjant do fryzjerki”, gdzie oboje są głównymi bohaterami o znanych czytelnikowi imionach i nazwiskach.

 

A tak w ogóle to niestety dialogi, w których się wyłącznie przekazuje informacje o czymś, co jest/dzieje się gdzie indziej, nie są najlepszą formą podawczą dla opowiadania, bo po prostu nużą. To jest materiał na skecz, krótką scenkę.

Jest to podobne do jednej z największych zmór złego polskiego kryminału, gdzie autorzy nie chcąc używać w kółko imion bohaterów, dochodzą do “powiedział policjant do fryzjerki”, gdzie oboje są głównymi bohaterami o znanych czytelnikowi imionach i nazwiskach.

Być może przeczytałem kilka polskich kryminałów, bo wydaje mi się to całkiem naturalne, w przedstawionym przykładzie przynajmniej. Rozumiem, że niektórych może to razić, ale zastanawiam się na ile te “zmory” są straszne, jeśli jednak zostają wydane i ktoś je czyta. ; ) Generalnie dzięki za omówienie, będę musiał zwrócić na to uwagę, jak następnym razem będę czytał coś polskiego. Może też dojdę do wniosku, że warto to jakoś zastąpić albo usunąć.

Naprawdę uważasz, że ludzie masowo czytają dobrą literaturę? Najlepiej sprzedają się koszmarki jak “365 dni” Blanki Lipińskiej, kolejne gnioty Katarzyny Michalak i bardzo źle napisane kryminały, np. Katarzyny Bondy…

A takie wygibasy z podmiotami są po prostu niedobre literacko i tyle :)

Myślę, że “dobra” literatura to pojęcie względne. Jeden chwali tylko klasyków literatury, inny na podium stawia Masłowską. Jak najbardziej rozumiem, że istnieje wiele powszechnych zabiegów, które ludziom się nie podobają. Odkrywam też, że wiele rzeczy, które są teoretycznie złe, jakimś trafem może się zwyczajnie podobać.

Uważam też, że wszelakiej maści odbiorców jest na tyle dużo, że każdy konkretny styl znajdzie swoich zwolenników. Jasne, inną sprawą jest do kogo chce się trafić. Ja na razie próbuję trafić do siebie i staram się pisać to, co sam z przyjemnością czytam.

Jeśli ktoś pokazuje mi, że coś jest złe, a ja przyznam rację, wtedy jest to cenna lekcja i moja perspektywa się zmienia. Dlatego ten zabieg z “fryzjerką i policjantką” muszę prześledzić gdzie indziej i zobaczyć czy mi przeszkadza w naturalnym środowisku. : ) Dlatego cenię sobie każdy komentarz i chętnie wyciągam z nich lekcje na temat tego “co się komu podoba”.

"Nie do wiary" – pomyślał dwudziestoczteroletni chłopak. "Ktoś naprawdę chce się tu zapuszczać".

Primo: co za różnica, ile facet ma lat? Secundo: "naprawdę" pachnie tu angielszczyzną.

 Wiedział, że mimo wymiany samego urządzenia, cała instalacja jest wadliwa, niczym każda próba wprowadzenia komunizmu i prawdopodobnie nikt, próbujący dostać się do klatki schodowej, nie usłyszy jego głosu.

Poplątane okropnie i kulawe gramatycznie. Moja redakcja: Urządzenie było nowe, ale cała instalacja wadliwa, niczym próba wprowadzenia komunizmu. Ktokolwiek próbował się przedostać na klatkę schodową, pewnie i tak nie usłyszy jego głosu. (Szału nie ma, wiem, ale też czarodziejką nie jestem.)

 – Serwisant satelity – odrzekł ktoś po drugiej stronie. Łukasz zrezygnowany już zaczął odwieszać białą, plastikową słuchawkę

Niezgrabne.

 jak się na kogoś czeka, to nagle obudzą się

Budzą się. Nie zmieniaj czasu tak przypadkiem.

próbujący udowodnić, że nie ma cię w domu.

Ale dlaczego listonosze mieliby udowadniać, że go nie ma w domu? O co chodzi?

 odpowiedział twierdząco na wysłaną w portalu prośbę

Na prośbę odpowiada się pozytywnie – twierdząco tylko na pytanie.

 korzystał z darmowych, wzajemnych noclegów

Cokolwiek to znaczy. "Wzajemnych" – i nie spodziewał się wzajemności?

 zostały przerwane, gdy rozległo się krótkie pukanie

Brakuje tu łączności przyczynowej.

 na oko będącego krótko przed trzydziestką

Unikaj "będącego", doprawdy.

zrobił szybki ruch do środka mieszkania

To nie jest po polsku.

 w końcu mieszkał na trzecim piętrze

… bez jaj. To się nazywa brak kondycji :P

 W końcu mieszkasz na trzecim piętrze w bloku. A, no i schody mają jakąś taką niewygodną wysokość.

Dlaczego gość powtarza po narratorze? Jeśli to nie jest jakiś fajny ontologiczny gadżet, będę rozczarowana.

 Dłonie mężczyzn spotkały się ze sobą w solidnym, pełnym zrozumienia uścisku.

Dziwne to.

Robert jestem, jak się domyślasz – przywitał się radośnie Robert.

Jakiś ten dialog w ogóle nienaturalny.

 płynnym ruchem stóp zrzucił buty

Nie wiem, czy jest sens zaznaczać, że stóp…

 Po drodze odłożył niewielki plecak na podłogę i otworzył lodówkę.

Naraz?

 zobaczyć co ludzie

Zobaczyć, co ludzie. Aaa, to tak. Jasne.

 poznaniem losowych ludzi

Przypadkowych.

 zaczął tłumaczyć się Łukasz

Szyk: zaczął się tłumaczyć Łukasz. W polszczyźnie "się" jest ruchome, tkanie go na koniec frazy wygląda dziwnie.

 W bezgłośnym porozumieniu dwaj mężczyźni odsunęli drewniane krzesła z miękkimi obiciami, po dwóch stronach niewielkiego stołu.

Mam poczucie, że przesadzasz ze szczegółami.

 No to co chciałbyś wiedzieć? – Łukasz nie wiedział o czym mógłby opowiadać.

Przecinki! No, to co chciałbyś wiedzieć? – Łukasz nie wiedział, o czym miałby opowiadać.

 skąd wpaść

Jak wpaść.

 ciekawi jaka jest najlepsza knajpa w danym mieście

Ciekawi, która knajpa jest najlepsza w mieście.

 wiedzieć jakim kibicuje się tu klubom piłkarskim albo

Wiedzieć, jakim klubom piłkarskim się tu kibicuje, albo…

 Na chwilę zapadła wymowna cisza, wypełniając całe pomieszczenie. Słowa zostały zastąpione przez myśli, kotłujące się w głowach.

To jest purpurowe i, szczerze mówiąc, dziwaczne. Co ma wnieść? Że zapadła niezręczna cisza?

 wyjaśnienie jej powodu, było potencjalnie możliwe

Bez przecinka, "potencjalnie możliwe" to masło maślane, nie zapewniaj, tylko pokazuj.

 Usłyszenie po raz drugi aluzji do "innych czasów" nie mogło być przypadkowe.

I nie tłumacz jak krowie na rowie. Naprawdę się domyślimy (ja się domyśliłam).

 Jestem przybyszem z przyszłości. – odrzekł przybysz z przyszłości.

Nice of you to make this clear…

 da się ujarzmić i wywołać.

Nie używaj słów, których nie rozumiesz. Dowolnie wywołać, może. Ale żeby coś ujarzmić, trzeba to najpierw mieć.

 wiedzieć gdzie wystąpią

Wiedzieć, gdzie wystąpią. Strasznie dużo tych słów na "W"

 A nawet z czymkolwiek lub kimkolwiek ze swojego otoczenia lub kimś, kto może mieć znaczący wpływ na losy świata.

Czyli z nikim…

 czy wiesz że

Czy wiesz, że.

 Przecież i tak nikt ci nie uwierzy. Tylko jeden warunek. Musisz nagrać to, co teraz powiem i przepisać to słowo w słowo, jasne?

Oj, ktoś tu kłamie. I to raczej Robert. Zamknięta krzywa czasopodobna, hmm?

 uruchomił czerwoną diodę

Dioda to tylko wskaźnik, wiesz.

 wyraźnie cyzelując sylaby

Cyzeluje się przedmioty, ale dźwięki?

 badając czy jego słowa wywrą spodziewany efekt.

Nie brzmi to dobrze, i nie jest poprawne – nie można sprawdzić, czy coś się dopiero zdarzy, nawet z maszyną czasu.

 wojnę na niemruganie, w oczekiwaniu na pojawienie się werbalnego ciosu

Cios się nie pojawia, a za to powtarzają się dźwięki. Poza tym bardzo dobrze ;)

 Być może ze świadomości absurdu tej sytuacji

Nie tłumacz mi tego jak krowie na rowie. Błagam. Przyjmij, że mam jeszcze jedną synapsę, co?

 radośnie rechotać

Przeczytaj to głośno. Jak brzmi?

 To, że udało mi się to,

Niezręczne.

 to konkretnie ty

Właśnie ty.

 w wyznaczonym przez siebie środowisku

Jak "wyznaczyć" środowisko?

 W końcu, dzięki

Bez przecinka.

 będą chcieli zatrudnić mnie jako naukowca

Naturalniej: będą mnie chcieli zatrudnić jako naukowca.

 Nie wiem o czym mówisz

Nie wiem, o czym mówisz.

 No to chociaż powiedz co to za zawód

No, to chociaż powiedz, co to za zawód. Sprzątacz, mam rację?

 Odrzekł

Co tak wysoko nagle?

 minimalną radę

Nie po polsku. Małą radę, tak. Maleńką. Nie minimalną.

 zastanawiam się czy

Zastanawiam się, czy.

 No właśnie nie!

No, właśnie nie!

 zamachał dłońmi w powietrzu, kręcąc szaleńcze młynki.

Samymi dłońmi?

 przerażeniem identycznym temu

Identycznym z tym. Równoważnym temu.

 Łukasz nie krył zaskoczenia, a jego brwi wystrzeliły ku górze, niczym szczeniak yorka porwany przez mewę.

W jednym zdaniu zapewniasz i pokazujesz, tylko, że pokazujesz metaforą tak wydumaną, że tylko się uśmiechnąć.

Nie no

 Nie, no.

Łukasz gorączkowo zastanawiał się, czy jest ofiarą żartu, czy może znalazł się na tropie spisku.

I spiskowiec by mu o tym powiedział…

 W akompaniamencie uderzeń szkła o szkło

Nie, to nie wygląda dobrze.

szkło, wyjął prostą, zielonkawą butelkę, z tkwiącym w szyjce korkiem.

Zostaw tylko przecinek między "prostą" a "zielonkawą", resztę wywal.

 sprawnie i szybko ocenił etykietę

A nie wystarczyło ją odczytać?

 pyknąć nią spokojnie i rzec coś o "elementarności".

Pyka się z fajki.

 Gdy tylko z przeszklonej meblościanki, dzięki sprawnej ręce gospodarza, wyłoniły się dwa kieliszki,

Nie przesadzasz z tą podniosłością? Oj, przesadzasz. I chyba z braku wyczucia, a nie specjalnie.

 wychylili swoje trunki

Kieliszki wychylili, trunek w obu jest ten sam.

nie będę wiedział czy to podwójne zaprzeczenie, czy pojedyncze

Nie będę wiedział, czy. Zaprzeczenie będzie "pojedyncze" – tylko facet nie wie, jaką wartość logiczną miało oryginalne zdanie, więc nie wie też, jaką ma zaprzeczenie.

 No dobra

No, dobra.

 gość zabrzmiał na rozbawionego propozycją.

"Zabrzmiał" NIE należy do tej samej kategorii, co "wyglądał". NIE można ich zamieniać. Claro?

 Po niespełna dwóch minutach, otworzył

Bez przecinka.

 ignorując, że na stole pojawiło się jedzenie

Nie po polsku. Nie zwracając uwagi na jedzenie, które pojawiło się na stole.

zwiększające napór wód

?

 Dzięki temu lepiej zaczęły działać elektrownie

Szyk: Dzięki temu elektrownie zaczęły lepiej działać.

 rozwiązania atomowe i boimy się ich do dziś.

To znaczy, używają ich, czy nie?

 Łukasz zareagował entuzjazmem.

Nie widać tego po jego wypowiedzi.

 naprędce siedząc w łazience? – Chłopak do radości szybko dodał podejrzenie.

Naprędce, siedząc w łazience? Rym, a didascalia niepotrzebne, kiedy widać, co bohater myśli.

 Przykładowo,

Na przykład.

 pomagając pojąć

Aliteracja.

 tym więcej sam rozumiem.

Co ma akcent (taki słaby) do rozumienia?

 Wiem co mówię

Wiem, co mówię.

 chyba że

Chyba, że.

 Odnośnie tego, nie bałeś się konsekwencji?

Nie po polsku.

 No co ty

No, co ty.

po wręczane pudełko

Po wręczane mu pudełko.

 Nagle, Robert

Bez przecinka.

 odpowiem ci na nie kiedy

Odpowiem ci na nie, kiedy.

 Dziwna logika.

Dlaczego?

 chociaż gdzie idzie

Dokąd idzie.

 ku zdziwieniu

Czyjemu?

 oszukany albo wykorzystany

To nie na jedno wychodzi?

 Po chwili zaczął rozważać swój stan psychiczny, przez pryzmat samotności i wypitego wina.

Zapewniasz, i to bardzo niezgrabnie.

 

No, to przyszedł Ford Prefect, pogawędził, popił, poszedł. I co z tego? Mam wrażenie, że zabrakło Ci konceptu, bo ta historyjka nie zmierza donikąd. Jest przegadana, a jej język – mało naturalny.

Ale uwaga – nie jest tragicznie. Masz przed sobą dużo pracy, ale wydaje mi się, że ta praca może się opłacić. Albo nie. Zobaczymy. Powodzenia.

Dobra literatura to zarówno klasyka jak i rzeczy nowe :P I niekoniecznie coś, co nam się czytelniczo podoba. Ja na przykład nie przepadam za wspomnianą Masłowską, ale nie przeszkadza mi to nijak uważać, że jest ona dobrą i ciekawą pisarką – tyle że sama dla czytelniczej przyjemności wolę sięgnąć po coś innego, czasem nawet literacko gorszego, ale niech będzie przynajmniej porządnie napisane, a nie jak te autorki, które wymieniłam wcześniej. Nie muszę lubić Joyce’a czy Prousta, żeby docenić ich pisarską wielkość i znaczenie dla rozwoju literatury. A więc nie mieszaj trzech porządków: dobra literatura / klasyka / to, co lubimy czytać.

Miło mi, Anonimie, że uznałeś uwagi za przydatne. :)

 

…ra­czej sta­ram się wy­szu­ki­wać za­sa­dy w in­ter­ne­cie, a błąd był ra­czej po­je­dyn­czym prze­ocze­niem, niż zi­gno­ro­wa­niem zasad.

Anonimie, ależ korzystaj z dowolnych porad, czerp je z każdego dostępnego źródła i czytaj uważnie to, co napisałeś, tak aby Twoje teksty prezentowały się jak najlepiej, bo w przypadku Tuneli do ujarzmienia, przeoczeń w dialogach było więcej. Poniżej to, co jeszcze, tak na szybko, wpadło mi w oko:

 

– No dobra – gość zabrzmiał na rozbawionego propozycją. ―> – No dobra. – Gość wyglądał na rozbawionego propozycją.

Trochę się zdziwiłam, że gość może zabrzmieć na coś.

 

– Brzmi dość niebezpiecznie.Zauważył Łukasz. ―> – Brzmi dość niebezpiecznie – zauważył Łukasz.

 

– A spierdalaj. – Odciął się Łukasz z szerokim uśmiechem. ―> – A spierdalaj – odciął się Łukasz z szerokim uśmiechem.

 

– Słuchaj, było mi naprawdę miło.Stwierdził pośpiesznie. ―> – Słuchaj, było mi naprawdę miło – stwierdził pośpiesznie.

 

– Dziwna logika. – Zawahał się Łukasz. ―> – Dziwna logikazawahał się Łukasz.

 

– To może chociaż powiesz mi jaki jest twój prawdziwy zawód? – Wypowiadając te słowa… ―> – To może chociaż powiesz mi, jaki jest twój prawdziwy zawód? – wypowiadając te słowa

 

Ja osobiście bardzo lubię dialogi, zarówno w filmach, jak i książkach i dlatego świadomie sam przedstawiłem fabułę w taki sposób.

OK. Rozumiem to, ale zastanów się, Anonimie, dla kogo piszesz – dla siebie, czy dla czytelników? Jeśli dla siebie, to po co publikować tekst, o którym wiesz, że innym może się nie spodobać…?

@Tarnina, bardzo dziękuję za uwagi. Zwłaszcza dotyczące przecinków. Teraz widzę dosadniej, że muszę popracować nad interpunkcją. Będę wdzięczny za doradzenie w kwestii ogólnodostępnych źródeł, na pewny ułatwi mi to zbudowanie bazy wiedzy.

 

Primo: co za różnica, ile facet ma lat?

W moim zamyśle było to przybliżenie postaci. Usuwam, bo nie jest to pierwszy komentarz odnośnie tego elementu, więc może faktycznie nie brzmi to dobrze.

Ale dlaczego listonosze mieliby udowadniać, że go nie ma w domu? O co chodzi?

Zazdroszczę, jeśli faktycznie tego nie rozumiesz. Wielokrotnie spotkałem się z listonoszami, którzy robią co mogą, żeby mieć podstawy wpisania na awizo "adresat nieobecny" i pozostawienia paczki w oddziale.

Dlaczego gość powtarza po narratorze? Jeśli to nie jest jakiś fajny ontologiczny gadżet, będę rozczarowana.

To był właśnie celowy zabieg. Konkretnie powtórzenie narratora, który wyjaśnia myśli bohatera, więc jest to w zasadzie wypowiedzenie myśli bohatera przez inną osobę.

Sprzątacz, mam rację?

Liczyłem na to, że jednak da radę z tekstu wywnioskować kim był gość. Nie był to sprzątacz. : )

Samymi dłońmi?

Dokładnie, młynki dłońmi, nawet w trakcie pisania sprawdziłem, czy tak się da. ; )

"Zabrzmiał" NIE należy do tej samej kategorii, co "wyglądał". NIE można ich zamieniać. Claro?

Szczerze mówiąc, to właśnie trochę nie claro. Nie można zabrzmieć na rozbawionego? Według mnie, można równocześnie wyglądać ponuro, a zabrzmieć na rozbawionego.

To znaczy, używają ich, czy nie?

Używają, ale się ich boją.

Dziwna logika.

Dlaczego?

Dla niego była dziwna i on tego nie pojął. Zresztą, nawet dla mnie jakakolwiek podróż w przeszłość jest nielogiczna i próba jej przedstawienia wymaga kilku oszustw, pętli, alternatywnych rzeczywistości. Co człowiek, to zdanie. Tu bohater ma swoje własne.

 

Co zaś się tyczy kilku dialogów – miejscami zostawiam tak, jak było. Uważam, że zbytnia poprawność w rozmowie nie wpływa dobrze na ich wiarygodność i naturalność. Oczywiście, nie przesadzałem w drugą stronę i postacie nie mówią “yyy, no poszłem tam wtedy i wiesz, aaa, w ogóle nieważne generalnie”. Starałem się gdzieś zachować balans między poprawnością, a naturalnością. Większość uwag w dialogach jednak zastosowałem i za nie dziękuję.

 

@regulatorzy Piszę dla siebie i po cichu uważam, że każdy powinien pisać to, co podoba się jemu. Pisanie pod czytelników to chyba nie jest to, co chciałbym robić i nie byłbym wtedy zadowolony ze swojej pracy. Myślę, że trzeba tworzyć w zgodzie ze sobą, a odbiorcy się znajdą. Na świecie jest tyle osób o różnych gustach, że chyba każdy rodzaj sztuki / humoru / narracji / historii znajdzie odpowiednią grupę docelową, do której to trafi. Publikując zakładam, że ktoś może podzieli moje poczucie humoru. Na pewno tego nie zrobi, jeśli nikomu tego nie pokażę. : )

Co zaś się tyczy wskazanych dialogów – z zewnętrznych poradników, a także z jednego opublikowanego na tym forum, wywnioskowałem, że czynności gębowe oznaczają małą literę po półpauzie, natomiast słowa takie jak “Zawahał” nie wskazują bezpośrednio na mowę, więc należy zapisać je dużą literą. Tak to zrozumiałem, ale przejrzę poradniki raz jeszcze i na przyszłość zwrócę na to większą uwagę.

Co do dialogów – nie brzmią one u Ciebie szczególnie naturalnie. Ot, taki przykład, pierwszy z brzegu:

 

– Taka rewelacja i dopiero teraz mi o tym mówisz? – Łukasz zareagował entuzjazmem.

– Tak, bo dopiero teraz pytasz.

– Przyznaj się, wymyśliłeś to naprędce siedząc w łazience? – Chłopak do radości szybko dodał podejrzenie.

– Ależ skąd, to czysta prawda.

 

Nikt tak nie rozmawia… Zdania są okrągłe i nienaturalne. Że już nie wspomnę o tym, że akurat tu brak przecinka się mści, bo nie wiadomo, czy wymyślił coś naprędce, czy też naprędce siedział w łazience :P

 

A co do pisania dla siebie – pewnie, można. Czasem jednak warto wsłuchać się w głosy czytelników i pójść na kompromis, żeby ich nie zniechęcić. Kompromis to jeszcze nie niezgoda z sobą. Ale Twój tekst, Twoje decyzje.

Piszę dla siebie i po cichu uważam, że każdy powinien pisać to, co podoba się jemu. Pisanie pod czytelników to chyba nie jest to, co chciałbym robić i nie byłbym wtedy zadowolony ze swojej pracy. Myślę, że trzeba tworzyć w zgodzie ze sobą, a odbiorcy się znajdą.

Anonimie, życzę Ci w takim razie, z całego serca, ogromnej satysfakcji z pisania tego, co Ci się podoba i rzeszy zadowolonych czytelników. ;)

Będę wdzięczny za doradzenie w kwestii ogólnodostępnych źródeł, na pewny ułatwi mi to zbudowanie bazy wiedzy.

Ojoj, tylko, że poza PWN i profesorami Miodkiem oraz Bralczykiem niewiele mogę doradzić. Słuch językowy buduje się latami – po prostu dużo czytaj.

 Wielokrotnie spotkałem się z listonoszami, którzy robią co mogą, żeby mieć podstawy wpisania na awizo "adresat nieobecny" i pozostawienia paczki w oddziale.

… serio? Oni chcą te paczki tachać w tę i nazad? Toś mnie zdziwił teraz…

 To był właśnie celowy zabieg. Konkretnie powtórzenie narratora, który wyjaśnia myśli bohatera, więc jest to w zasadzie wypowiedzenie myśli bohatera przez inną osobę.

Wiesz, to by miało sens, gdyby Robert już przed wyruszeniem w podróż w czasie przeczytał to opowiadanie, i stąd wiedział, co narrator powiedział. Pętla informacyjna. Ale w ten sposób wprowadzasz metaczas i możesz sobie opowiadanie bardzo zaplątać.

 Liczyłem na to, że jednak da radę z tekstu wywnioskować kim był gość. Nie był to sprzątacz. : )

Ma dostęp do wszystkich pomieszczeń, ALE nie jest naukowcem. Sprzątacz. Może jakiś technik, albo wyżej postawiony biurokrata, ale biurokraci raczej w czasie nie podróżują.

 Dokładnie, młynki dłońmi, nawet w trakcie pisania sprawdziłem, czy tak się da. ; )

Niby się da, ale czy to tak "szaleńczo" wygląda…

 Nie można zabrzmieć na rozbawionego?

Nie można. Po prostu nie gra to z polską frazeologią. Możesz tę informację przekazać, ale omownie.

 Używają, ale się ich boją.

Ale używają :)

Co człowiek, to zdanie. Tu bohater ma swoje własne.

Skoro tak, to OK. Dla mnie akurat było to jasne.

 Uważam, że zbytnia poprawność w rozmowie nie wpływa dobrze na ich wiarygodność i naturalność.

Owszem, ale. No, drakaina już to wyjaśniła, więc ja nie muszę. Ulubiona_emotka_Baila.

 Piszę dla siebie i po cichu uważam, że każdy powinien pisać to, co podoba się jemu.

No, wiesz, tak i nie. Tak – bo nie da się pisać o tym, co Cię nie interesuje. Zanudziłbyś się na śmierć, albo sięgnął do butelki. Ale też nie – bo każde pisanie jest wejściem w dialog. Może trochę dziwny, jednostronny (nie na portalu, bo tu odpowiedź masz właściwie gwarantowaną, ale w ogóle – potrafię się wykłócać z Philipem Dickiem albo Stanleyem Weinbaumem, i furda, że oni już nie żyli, kiedy się urodziłam. Może jestem stuknięta. Koniec dygresji), ale dialog. Ktoś kiedyś to przeczyta i coś sobie pomyśli. Masz jakąś kontrolę nad tym, co – nie stuprocentową, nie można przesadzać w tę stronę, ale zawsze jakąś. Nie warto jej odrzucać tak pochopnie.

Słuch językowy buduje się latami – po prostu dużo czytaj.

Właściwie to czytam dość dużo i opierając się wyłącznie na słuchu, wstawiłbym miejscami te przecinki inaczej, stąd pytanie o jakieś źródło. Przykładowo “No, właśnie nie!” zapisałbym raczej bez przecinka, bo wypowiadając to na głos, słowa zlewają się tak, że mówię je już niemal jak “now łaśnie nie!”.

 

… serio? Oni chcą te paczki tachać w tę i nazad? Toś mnie zdziwił teraz…

Nie chcę mówić o ogóle listonoszy, bo to pewnie skrzywdziłoby większość “porządnych” doręczycieli, ale często spotykałem się z tym, że w ogóle z poczty paczek nie wzięli. Z jednej strony ich rozumiem – dwie-trzy takie paczki i już byliby przeładowani. Z drugiej strony płacę za doręczenie do domu, poza tym wpisywanie w awizo fałszywej informacji o tym, że nie ma mnie w domu, to przegięcie. No, ale jak to bywa, w wielu zawodach zdarzają się kombinatorzy.

 

Jeszcze wracając do tematu zawodu gościa z opowiadania – tu nie trzeba zgadywać. Nie lubię kryminałów, ani żadnych zagadek, które trzeba odgadnąć, nie będąc pewnym rozwiązania. Tu akurat jest ono napisane bardzo wprost, tylko trzeba zauważyć gdzie. Lub kiedy. : )

Przykładowo “No, właśnie nie!” zapisałbym raczej bez przecinka, bo wypowiadając to na głos, słowa zlewają się tak, że mówię je już niemal jak “now łaśnie nie!”.

No, to był taki metaforyczny słuch :) raczej wyczucie. Gdzieś czytałam, że przerwy między słowami dopowiada sobie właśnie słuchacz, faktycznie ich nie ma, tylko gadamy jednym ciurkiem.

Tu akurat jest ono napisane bardzo wprost, tylko trzeba zauważyć gdzie.

Hmm. No, kurczę, wlazłeś mi na ambicję. Zobaczmy.

– Serwisant satelity – powiedział ktoś po drugiej stronie.

To by było za proste… ale jeśli jednak nie, to facet jest technikiem.

że jak się na kogoś czeka, to nagle budzą się sprzedawcy niemytych jaj, ulotkarze i listonosze

Mógłby też być listonoszem, albo roznosicielem poczty wewnętrznej (robiłam to kiedyś, choć krótko) – ale wtedy nie miałby dostępu do laboratoriów, bo to się przynosi paczki i listy, zbiera podpis i idzie dalej. Czyli nie.

kartę skróconej kolejki w marketach, wydawaną tylko spieszącym się wszędzie naukowcom.

Tu sugeruje, że jest naukowcem, ale

Po powrocie pewnie będą mnie chcieli zatrudnić jako naukowca,

tu wręcz przeciwnie. Czyli – nierozstrzygnięte. Już pomijając to, że drogi Robert opowiada w ogóle bardzo dziwne rzeczy, prawdopodobnie dla jaj.

Czyli z tekstu wynika: technik.

Anonimie, nie rozumiem:( Brakuje mi bohatera, świata i takich tam dekoracji. 

Pewnych rzeczy mogę się domyślać, ale to za mało.

O, kurczę pieczone (z czosnkiem), wpadam, patrzę na oznaczenia i przypominam sobie, czego zapomniałam się czepić – zaznaczyłeś, że tekst jest w drugiej osobie – a nie jest. Dla jasności:

Narracja w pierwszej osobie: Wstałem niespiesznie i rzuciłem monetę gapiącemu się karczmarzowi. – Przepraszam za bałagan – mruknąłem.

Narracja w drugiej osobie: Wstajesz niespiesznie. Karczmarz gapi się na ciebie jak na malowane wrota, wiec rzucasz mu monetę i greps – Przepraszam za bałagan.

Narracja w trzeciej osobie: Olo wstał powoli. Karczmarz wielkimi oczami gapił się na trupa pod stołem. – Przepraszam za bałagan – rzucił Olo, ciskając monetę na kontuar.

Przeczytawszy.

Finkla

Przyjemne :)

Czytało się nie najgorzej, choć szału nie ma. Najciekawsze w tym tekście to próba rozgryzienia, czy gość naprawdę przybył z przyszłości, czy tylko robi sobie jaja. Sami bohaterowie dość bezbarwni, zwłaszcza, że jeden pretenduje do podróżnika w czasie. Poza tym – sam dialog. Można by go trochę uatrakcyjnić innego rodzaju scenami.

No nie wiem, mnie nie zachwyciło. :(

Zgubiłam się w rozważaniach bohaterów – a szkoda, bo pomysł na to, że do końca nie jesteśmy pewni, czy podróżnik jest rzeczywiście podróżnikiem, czy oszustem, jest zabawny i nieźle rokujący.

To musi być prawda. Jestem przekonany, że to się wydarzyło. Poza tym nie śmieszne.

Przykładowo:

1.“Robert napełnił ściągniętą z suszarki odświętną szklankę po nutelli, po czym wyjął z kieszeni bluzy niewielką tabletkę i wrzucił do naczynia.” 

2.“Gdy tylko z przeszklonej meblościanki, dzięki sprawnej ręce gospodarza, wyłoniły się dwa kieliszki, a korek z tworzywa z głośnym "plonk!" opuścił szyjkę butelki, gość zręcznym ruchem napełnił do połowy naczynia. Tradycyjny gest stuknięcia się szkłem został uzupełniony komentarzem.”

 

Zbyt szczegółowe, moim zdaniem nużące, opisy otoczenia. Nie wiem, co na to inni, ale mnie takie niepotrzebne opisy o byle czym, po prostu irytują. Ani to nie buduje klimatu, ani nie ma wpływu na fabułę i mnie to po prostu rozprasza. Dialogi też nużące, przegadane, nienaturalne. Ogólnie, nie podobało mi się.

Humor nie rzuca się w oczy. Może są jakieś próby żartów i dogryzień w dialogach, ale to nic wielkiego.

Fantastyka obecna. Chyba, bo można mieć co do tego wątpliwości.

Fabuła też zbytnio do mnie nie przemówiła. No, przyszedł nieznajomy gość i gada z gospodarzem. Może łże, może to szczera prawda. Ale życia nikomu zmienić nie może. A co z motylem trzepoczącym skrzydełkami?

Postacie tak średnio zaprezentowane; ani beznadziejnie, ani rewelacyjnie. Dlaczego piją stare wino haustami? Chcą się narąbać czy jak?

Z oryginalnością kiepsko, wszystko to już było. Oprócz zapraszania obcych do domu.

Warsztat mógł być lepszy – czasami interpunkcja utyka, trafiają się błędy w zapisie dialogów…

Minus za przekroczenie limitu. Co gorsza, widzę momenty, gdzie można coś wyciąć; bardzo szczegółowy opis rozmowy przez domofon, siadania przy stole…

Pomijając techniczne błędy w dialogach (o których mówili już moi przedmówcy), najbardziej rzuciło mi się w oczy nadużywanie imion. Większość “Łukaszów” i “Robertów” można pominąć, jeśli z kontekstu jasno wynika, kto mówi. Miałoby to sens przy większej ilości ludzi, ale przy rozmowie dwóch osób mówi albo jeden, albo drugi.

 

“– A jak to się właściwie stało, że to właśnie ty wyruszyłeś w przeszłość? – Łukasz nachylił się nad stołem, świdrując rozmówcę spojrzeniem.”

 

Z tej dwójki tylko jedna osoba podróżuje w czasie, więc podawanie imienia jest zbędne, a do tego razi w większym nagromadzeniu.

 

Do do reszty – jestem neutralny. Fabuła niezbyt odkrywcza, trochę zbyt przegadana, ale nie czytało się tego źle. Liczyłem na trochę lepsze zakończenie. To, zaprezentowane przez ciebie jest ok, tym niemniej trochę się na nim zawiodłem. Spodobał mi się motyw z zamiarem napisania opowiadania w opowiadaniu. Zawodu samego w sobie nie zdołałem wychwycić z tekstu. Z tego, co zrozumiałem, to naprawdę był podróżnik w czasie. Ostatnie zdanie opowiadania sugeruje nadpisane wspomnienie.

Nowa Fantastyka