- Opowiadanie: Michalke - Choroba

Choroba

Jest to moja pierwsza publikacja krótkich wypocin, które mam nadzieje, będą rosły merytorycznie, oraz objętościowo. Wszelkie uwagi, poprawki i rady chętnie przyjmę. Miłej lektury.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Choroba

Dziecko powróciwszy ze szkoły, przysiadło do swych codziennych obowiązków. 7 klasa podstawówki jest na tyle wymagająca, że młodzieniec przesiadywał z wiecznie zagraconym biurkiem od książek. Masterton i King przyozdobieni podkładką z Hobgoblina. Na sekundy przed powrotem mamy, przedmioty osaczone aurą kreatywności zostały przykryte przez chłopca lekturami mniej przydatnymi. Matematyka – zbiór zadań, a pod nim zeszyt z niewyraźnymi bazgrołami.

Całe to zwinne przedstawienie jednak na nic się nie zdało, gdyż rodzicielka w pośpiechu kroczyła prosto do kuchni, wydobywając jedynie roztrzepane "cześć synku". Oddech ulgi nie trwał długo, gdyż chwilę później wrócił tata, z równie zakłopotanym głosem wieszczącym powitanie.

Liczbowa makulatura, tabliczka mnożenia i kalkulator wciąż pozostawały na pierwszym planie przykrywając spragnione skarby umysłu. Nie one jednak przykuły uwagę chłopca, a dobiegające zza cienkich ścian domu krzyki. Krzyki, których nie potrafił zrozumieć, a jednak czuł, że nie są one falami radości.

Poczuł nagminną potrzebę interwencji. Był tylko dzieckiem, niewiele wiedział o działaniach mających uspokoić, a tym bardziej zażegnać wojnę domową. Lekko, chwiejnym krokiem, zafundowanym poprzez dużą dozę stresu, ruszył na ratunek. Pomyślał, że poproszenie o pomoc z lekcjami, z matematyką, której rodzice byli orłami, może przynajmniej na chwilę przerwać diabelną wymianę ognia.

Tak się nie stało. Chłopiec oberwał rykoszetem, kula przeleciała na wylot przez obojczyk. Rana zniknęła bez śladów. Nikt jednak nie pomyślał, że pocisk był nasączony trucizną, która poprzez lekkie draśnięcie zaczęła się rozprowadzać po jego ciele, ujawniając dopiero parę lat później, w momencie, kiedy jest już za późno na reakcję obronną, w której choroba zostanie wyeliminowana.

Niedługo po pierwszych objawach, połączonych ze złym leczeniem, złym dobraniem leków – zamiast łagodzących to atakujących – młodzieniec umarł.

Sekcja zwłok oprócz wąsko obwiązanego sznura wokół szyi, wykazała również wcześniejsze objawy choroby, które stały się bliznami po cięciach na przedramionach.

 

Koniec

Komentarze

Michalke, tekst jest tak krótki, że bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Koncepcje mam dwie: pierwszą i drugą, czyli – to chyba lepiej zabrzmi – 1 i 2. Pierwsza, pardon – 1, być może bardziej autora satysfakcjonująca i 2, co oczywiste, mniej autora satysfakcjonująca. A więc:

1 – jest to zemsta użytkownika boleśnie dotkniętego faktem, że jego wcześniej opublikowane, literackie dziecię, nie tylko że nie zostało obsypane ocenami celującymi, to jeszcze komentujący rozjechali je walcem, udeptali gumiakami, a na zwłokach niebożęcia posiali trawkę. Mielibyśmy w takiej sytuacji do czynienia z zaplanowaną grafomanią i nadzieją, że tekst zostanie rozebrany na szczątki i opatrzony dobrymi radami, z których później będzie sobie można robić bekę. Co prawda „Chorobie” daleko do takich majstersztyków parodii, jak ten, który pozwolę sobie zacytować: „Sama jak słońce ponętna i świeża w płaszczyku rdzawym z lekkiej popeliny, który uwydatniał jej kształty rodzaju żeńskiego. Do główki swej złoto-gniadej przypiętą miała maleńką marynarkę angielską z płowego kortu, spod której spływał kaskadami woal koloru zmierzchu ginącego w zamroce dnia.”, ale, nie powiem, wizja „zwinnego przedstawienia” podczas którego matka z siaty z zakupami wyciągnęła „cześć synku”, a ojciec „zakłopotany głos wieszczący powitanie” – wzbudziła we mnie coś na kształt podziwu.

2 – nie jest to zemsta i parodia. Skoro nie jest, to należy dać autorowi spokój. Jak sobie trochę więcej popisze, to może mu się poprawi.

 

Tak czy owak, zarówno w 1 jak i w 2 przypadku, łapanka jest zbędna. W 1, bo tak ma być, w 2, bo chwilowo lepiej być nie może.

Tekst, w którym dość trafnie ujęta została depresja, tylko napisany w naprawdę dziwny, niezrozumiały sposób i zapewne przez pomyłkę umieszczony wśród fantastyki.

Hm, gdyby nie komentarz Sonaty pewnie nie domyśliłabym się, o co w tym tekście chodzi, ale teraz widzę, że rzeczywiście tematem opowiadania mogła być depresja. Tyle tylko, że szort jest napisany w bardzo, bardzo toporny sposób. Z drugiej strony interpretacje Baskerville też przekonują. Jakby nie było, pozostaje życzyć autorowi powodzenia w dalszych literackich zmaganiach. Niestety “Choroba” mnie nie przekonała i nie bardzo wiem, co więcej mogłabym powiedzieć prócz: pracuj dalej. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ja tu widzę chłopca, którego w depresję wpędza sytuacja rodzinna. Widzę, że dziecko cierpi, kiedy rodzice się kłócą. Ich krzyki go ranią i wywołują trwałe zmiany w psychice, z którymi sobie nie radzi. Widzę dramat tego chłopca, mimo że, jak zauważyła Sonata, tekst jest napisany w specyficzny sposób.

Niestety wykonanie nie jest dobre.

Cóż, Michalke, jestem przekonana, że Choroba została napisana z rozmysłem, a każde ze słów tworzących ten dramat zostało dobrane niezwykle starannie i ustawione w rządku na z góry zaplanowanej pozycji, z głębokim przekonaniem, że tu jego miejsce jest najwłaściwsze. Tym sposobem dostaliśmy obraz 7-klasowego nastolatka, borykającego się z rozterką czy się ma uczyć zadaniami z matematyki, czy wgłębić w kuszące karty nieobowiązkowych, a wręcz przeciwnie, bo chętnych do czytania lektur. Jeśli do tego dodamy zapewne niesnaski w rodzinie rozgrywające się między mamą i tatą i krzyki dobywające się zza ściany, którym chłopiec chciał interweniować prośbą o pomoc matematyczną, skutkiem czego rykoszet go zatruł i ranił śmiertelnie – ale dopiero po kilku latach – to zarysuje się głębia Twojego, Michalke, pomysłu i jego nienaganna realizacja.

Dodam jeszcze, że choć pierwsza publikacja Twoich, jak je nazywasz, krótkich wypocin, merytorycznie już urosła nad podziw pięknie, to objętościowo uróść nie musi, bo taka ich niedługość jest wręcz idealna. Bardziej długie wywody mogą zamącić główny wątek i zaburzyć doskonałe proporcje dzieła jakie sobie wyznaczyłeś, a tym samym, nie spodziewaj się uwag, poprawek i rad, bo w Twoim przypadku nie są wcale potrzebne i można je rozbić o kant sosny.

Życzenia miłej lektury okazały się skuteczne, bo opowiadanie, choć opiewa tragiczny dramat młodzieńca, to nawet mnie bardzo rozbawiło.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A zatem ja to powiem, bo nikt inny nie chce.

Боже мой.

Przyjacielu, jeżeli to ma być żart, to nas nie rozśmieszył (my tu ponuraki jesteśmy).

Jeśli zaś nie… masz poważny problem z tzw. poczuciem humoru. Innymi słowy, nie widzisz, że zrobiłeś coś, z czego można się tylko pośmiać, a i to niezbyt długo. A jeżeli zrobiłeś to na poważnie, z całą powagą, serio i bez mrugnięcia okiem – to niedobrze. Ton utworu powinien być dostosowany do jego treści. Można, oczywiście, robić sobie jajca z rzeczy poważnych, ale to wymaga dostrzeżenia w nich absurdu. Dostrzegasz absurd w Twoim dziele?

Jeśli nie, to niestety, ale jako pisarz jesteś i pozostaniesz na poziomie generała dywizji.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jest i wizja i przekaz i pomysł. Zarysowane to wszystko w niewielu słowach. Tylko wykonanie szwankuje i, jeśli nie przymrużyć oka i nie domyślić się, co autor chciał przekazać, a wziąć to wszystko dosłownie tak, jak jest, to pozostaje się uśmiechnąć razy kilka.

Chcę natomiast wierzyć, że chęci były dobre, tylko warsztat jeszcze ubogi.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dobra, faktem jest, że wrzucenie tego typu opowiadania na stronę fantasy nie wpisuje się zbyt dobrze, jednak no jestem szczerze powiedziawszy w temacie dosyć świeży, więc chapnąłem pierwszą stronkę, na której dostrzegłem sporą aktywność użytkowników, na czym mocno mi zależało, aby dalej móc się rozwijać. 

Niemniej podziwiam tak spory odzew w tak krótkim czasie. 

 

Spojlery!!! Proszę nie czytać przed czytaniem:)

 

Cześć Michalke:)

Choroba, odpuść sobie manierę pisania dziwnych zdań. Udziwnienie nie jest fajne, a prostota płytka. Druga moja myśl to – kondensat, jakby wiersz.

Sytuacja, którą przedstawiasz jest dla mnie cholernie mocna, a jednocześnie typowa, charakterystyczna. Tak się dzieje i uchwyciłeś jej sedno, realnie i metaforycznie w kilku miejscach. Nie ma tu fantastyki, za to jest życie w całej swojej okazałości i pełni, bolesne.

Pierwszy akapit czytałam pięć razy i w myślach próbowałam przekładać zdania z obcego, mało znanego języka na polski, chociaż podzielam Twoją opinię o tym, że: dzieciaki po powrocie ze szkoły siadają do odrabiania, tego co im zadano; siódma klasa jest wymagająca (a potem jeszcze gorzej, a i wcześniej nie najlepiej); biurko zagracone – znam takowe przesiadywania, niestety; wiem o ukrytych pod spodem książkach, telefonach, zamykanych stronach i innych pasjach, albo ich braku też:(, kiedy kreatywność się ulatnia i jak smużka dymu wzbija się w powietrze, a jej ślad znika; znam głosy zza cienkich ścian, których pojąć nie sposób, bo i takimi są… niezrozumiałymi.

Czego nie rozumiem: czy dziecko to młodzieniec, niby tak, bo 13-14 letni chłopak to już nastolatek, a dzieckiem jest się do końca życia dla swoich rodziców, lecz ten “młodzieniec i dziecko” mnie rażą. Chyba podmieniłabym na chłopak i nastolatek. Zresztą, często stosujesz zamienniki (podobnie jest z rodzicielką), pytanie, czy stoi za tym zamysł, czy nie? Ja, w każdym razie, widzę w tym chęć unikania powtórzeń i to dobrze, lecz bez przesady i drugie dobrze jest poszukać zbliżonych zamienników lub spróbować je ominąć.

Co mnie jeszcze zatrzymało w pierwszym akapicie?

„młodzieniec przesiadywał z wiecznie zagraconym biurkiem od książek” – rozumiem, że przy biurku siedział, czy gdzie indziej: kanapa, łóżko, podłoga? Chyba jednak przy biurku, ponieważ leżały na nim książki – czy to Masterton i King odziane w Hobbiton? I czy to one zostały przykryte zbiorem zadań i zeszytem z bazgrołami oraz czy ten zeszyt to zadania z matematyki, czy jego notatnik? 

„Przedmioty osaczone aurą kreatywności” – nie rozumiem, chodzi o zestawienie “przedmioty kreatywne” i “osaczenie”. On może czuć się osaczony przez własną kreatywność z powodu rodziców (dwa powody: wina i chęć zdobycia zainteresowania). Ładne zdanie, ale zbiór pusty, gdyż osaczasz przedmioty. Kiedy to napisałam, to zdałam sobie sprawę z tego że i przedmioty mogę zostać osaczone, ale jednak nie, nie aurą kreatywności. 

Drugi akapit: ładnie przeciwstawiasz, lecz znowu doprowadzasz do sprzeczności. Popatrz: matka idzie do kuchni, ignorując syna (wszystko jedno, czy mamy do czynienia ze świadomą, czy podświadomą chęcią jego przypodobania się, zasłużenia…) i potem piszesz „Oddech ulgi nie trwał długo”. Pytanie, czy chciał aby matka zrobiła coś więcej, prócz zdawkowego „Cześć synku”, czy nie, gdyż jeśli nie, to dlaczego „to przedstawienie nie zdało się na nic”. Mamy tu do czynienia z dwoma impulsami jednocześnie, co w konkretnej chwili, pokazanej przez oczekiwanie, bojaźń i tęsknotę, jest niemożliwe. Albo jedno, albo drugie, a ambiwalencja jest w tle. Suma summarum ulgę trzeba byłoby z tego fragmentu usunąć.

Trzeci akapit. Mam kłopot z wyrażeniem – „przykrywając spragnione skarby umysłu”. Znowu ładne, ale matematyka – znienawidzona, niezrozumiała, choć jak rozumiem – z dalszej części – przez rodziców ukochana, bo np. ich zawód, praca, może przykrywać pragnienia, ale jakich skarbów umysłu? Myli mnie tutaj “umysł”.

Czwarty akapit. „Poczuł nagminną potrzebę interwencji” – nie rozumiem – „nagminnej”.  To potrzeba ,w znaczeniu powszechna, typowa, częsta, nie chodzi o jednostkę – tu mamy sprzeczność, chyba że myślisz o pokoleniu, lecz wtedy za duży kondensat.

„z matematyką (+w), której rodzice byli orłami” – dorzuciłabym „w”

Końcówka – wstrząsająca, ale to pewnie wiesz.

 

Podsumowując: 

1/ Cierpię, bo mocne i uderza w splot słoneczny. Tak być nie powinno ( w rozumieniu – zdarzyć się), chciałoby się powiedzieć i za tym jeszcze wiele innych rzeczy. Ale przecież jest! I co, i nic. Życie daje po kościach, lecz przynosi też inne osoby, które dają siłę w opresji, czasem da radę z nich skorzystać i wtedy rozkwitamy, chociaż rany pozostają. W psychoanalizie współczesnej mówi się o roli dobrych obiektów (osób, pasji, rzeczy), nie jest tak deterministyczna jak freudowska, choć i w tamtej jest życie z radością, acz ukryte pod tym  idiotycznym determinizmem..

2/ Technicznie – tekst wymagałby dopracowania w kwestii sprzeczności: silenie się na oryginalność w połączeniu ze skondensowaniem treści – za dużym skrótem.

 

pzd srd, a

PS. A w ogóle, to ciekawe, wymyślaj, obserwuj  i pisz :)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Pomysł jakiś był i nawet dość łatwo dało się wychwycić jaki, tylko niestety realizacja zawiodła.

Metafora o kuli trafiającej rykoszetem w chłopaka ładna.

It's ok not to.

Nie poddawaj się. “Dużo czytaj, jeszcze więcej pisz” – twierdzi Stephen King. Tylko nie musisz oczywiście od razu tego publikować. Miałeś dobry pomysł, niestety zabrakło warsztatu, ale to akurat można nadrobić.

Powodzenia.

Podobały mi się metafory i pomysł jako taki (choć, niestety, niefantastyczny i do bólu prawdziwy).

Ale!

Warsztat, warsztat, warsztat. Pisz prosto, nie udziwniaj, nie staraj się od razu wypływać na literackiego przestwór oceanu… Tę historię można było opowiedzieć używając o połowę mniej słów. O POŁOWĘ ;)

Trzymam kciuki za kolejne próby (i dużo czytaj, dużo, dużo)!

Nawet jeśli bełkotliwy i błędny język jest celowy (mam na myśli np. nagminną potrzebę interwencji), to jednak odpadłam…

http://altronapoleone.home.blog

Pomysł – nawet ciekawy, przekaz – czytelny. Wykonanie – no cóż… Dobór słów miejscami dziwaczny, jak u osoby, dla której polski nie jest językiem ojczystym.

 

Ale to nie jest fantastyka, tylko obyczaj, więc co ten tekst robi na portalu fantastyka.pl?

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Ładna metafora, szkoda że wykonanie pozostawia sporo do życzenia (przecinki!), a i fantastyki brak.

Pomysł faktycznie fajny, wykonanie jw.

A mnie się wcale nie czytało bardzo źle ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka