- Opowiadanie: hircus - Kosmitów mam w nosie

Kosmitów mam w nosie

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Kosmitów mam w nosie

Wszystko się zaczęło, gdy matka odebrała telefon od siostry z Radzynia, która miała sensacyjne wieści. Piotruś załapał się na tajną misję w NASA. Ciotka zawsze lubiła mówić dużo o wszystkim i o wszystkich, więc wkrótce misja przestała być tajna. Po godzinie nowinę znała cała rodzina, a następnego dnia trąbili o tym we wszystkich możliwych wiadomościach. 

 Naukowcy z NASA, po tylu latach poszukiwań, w końcu znaleźli życie w kosmosie. Co prawda nie na Marsie, a na Wenus, ale na początek dobre i to. Ciekawe jak, ich nazwą. Wenusjanie!?

Zorganizowano więc tajną misję na Wenus, by nawiązać bliższy kontakt z wenusjanami. W misji wzięli udział: Amerykanin John Parker, Japończyk o niewymawialnym nazwisku oraz Polak Piotr Stępień. Nie powiem zasłużył sobie chłopak. 

 I tak oto nastał czas ekscytującego oczekiwania na powrót bohaterów międzyplanetarnego kontaktu. Pół miasta obwieszono kosmicznymi plakatami, ze sklepów wyprzedano wszystkie lunety i teleskopy. Na ulicach przybywało coraz więcej cudaków poprzebieranych za ufoludków we wszystkich kolorach tęczy, o szaleństwie w mediach nie wspominając. Niestety ta gorączka przejadła mi się już po dwóch dniach. Litości, ile można!? Jeszcze chwila, a kosmitów znajdę w lodówce, zamiast szynki i sera.

Pewnie, tak, jak moja kochana rodzinka, uznacie mnie za wariatkę, ale mówię to głośno i wyraźnie – kosmitów mam po dziurki w nosie! Dlatego po kolejnej dawce kosmicznych newsów przy kolacji, z premedytacją zostawiłam wyłączony telefon w domu, porwałam grubą bluzę i uciekłam na spacer do pobliskiego lasu. Wdrapałam się na myśliwską ambonę, na skraju polany, odetchnęłam wieczornym, leśno pachnącym powietrzem. Zapatrzyłam się w niebo, gdzie słońce powoli, jakby niechętnie poddawało się ciemności zapalając gwiazdy.

Gdy oto ze zgrozą zobaczyłam, lecące zakosami, ciągnące za sobą kłęby smrodliwego dymu, najprawdziwsze UFO. Zbulwersowana złośliwością losu biernie z otwartą gębą, patrzyłam jak, statek coraz jękliwiej rzężąc i zataczając się, wpada w drzewa po mojej prawej. Powinnam schować się przed wami na Antarktydzie! Choć, jeśli wierzyć plotkom, i tak nie wiele by to dało. Strach zakopałam w najgłębszych czeluściach świadomości i nakryłam stukilowym nagrobkiem z napisem ROZSĄDEK. Czym prędzej zeszłam z ambony, poszłam szukać rozbitków. 

Statek podczas lądowania ściął kilka drzew i wyrył w ziemi podłużny krater. W cieniu z początku nie potrafiłam go dostrzec. Coś zacharczało i nagle w równym okręgu zapaliły się błękitne światełka, a cały statek zalśnił poświatą. Gdy lepiej się przyjrzałam, musiałam z niesmakiem uznać, że się jakby nie patrzeć postarali się. Statek w kształcie eliptycznego dysku, wielkości połowy domu, wyglądał imponująco. Po chwili ze złowieszczym sykiem otworzył się właz. 

Z wnętrza wylały się wściekle seledynowe, galaretkowate stworzonka. Figurą przypominające pieski Chihuahua na rozdygotanych nóżkach, z groteskowo podskakującą na wiotkiej szyi główce o wielkich fioletowych oczach. W niczym nie podobne do wysmukłych ufoludzi z monstrualnymi, jajowatymi głowami. Zresztą, skąd pomysł, że kosmici będą wyglądać jak my? Zastanowiłam się przelotnie. W końcu to kosmici! A może to tylko pupile prawdziwych Wenusjan? Przecież my też wysłaliśmy psa w kosmos. Tak czy siak, warto nawiązać międzyplanetarną znajomość.

Ufoludki niezbyt przytomnie się rozglądały, wcale mnie nie zauważając. Nie znoszę, gdy się mnie ignoruje! 

– Witajcie na Ziemi! – Chrząknęłam znacząco i z udawaną radością wrzasnęłam. Jeden z kosmitów spojrzał w moją stronę, nie czyniąc nic ponadto.

- Welcome to Earth! – Spróbowałam raz jeszcze . Cóż, do trzech razy sztuka. 

- Приветствуйте на Земи! – No i jak tu powiedzieć, że mają się wynosić, kiedy oni nic nie rozumieją!? 

Pochyliłam się i ostrożnie dotknęłam jednym palcem najbliższego stworka. O dziwo, wcale nie był taki galaretowaty jak się wydawało, a całkiem twardy w dotyku. Spojrzał na mnie tymi fiołkowymi oczami z nagłym błyskiem inteligencji i załączał wydawać z siebie gardłowe pisko-jęki. Pozostali mu zawtórowali. Jeden wyszedł mi naprzeciw i uniósł głowę przywołując na brzydki pyszczek szczenięcą niewinność, jakiej nie powstydziłby się kot w butach.

– Nie no, możecie trochę zostać – wymamrotałam pod nosem. One nadal stały i patrzyły, i patrzyły, i patrzyły… Po zdecydowaniu zbyt długiej chwili zdecydowałam, że pora przerwać tą farsę. Uśmiechnęłam się sztucznie, pomachałam na pożegnanie, oddalając się żwawym krokiem. 

Usłyszałam za sobą podejrzany szelest. Obróciłam się gwałtownie, na szczęście niczego seledynowego nie dostrzegłam. Przy furtce czekał na mnie Śnieżek. Potężny owczarek podhalański, zajadle szczekał i warczał.

– Śnieżek! Zwariowałeś, przecież to ja. – Wyraziłam słuszne oburzenie, ale on mnie ominął i zaczął oszczekiwać pustkę. Po chwili powietrze zadrgało, pojawili się przytulenie do siebie drżący z przerażenia kosmici.

– Jasne gwiaździste! Co wy tu robicie!? 

Najpierw odciągnęłam Śnieżka, zamknęłam go w klatce. Potem zaciągnęłam kosmitów do domu, choć tak właściwie to porostu za mną poszły. Bezszelestnie przemknęliśmy po schodach do mojego pokoju. Oparłam się o drzwi nasłuchując czy aby nikt nie wszczął słusznego rabanu, ale na szczęście wszyscy gdzieś wyparowali. Zielonki stłoczyły się pod regałem, czujnie mi się przyglądając.

– Co ja mam z wami zrobić? – jęknęłam. Usiadłam na łóżku chowając twarz w dłoniach. Nic sensownego, nie przyszło mi do głowy. Gdy usłyszałam ciche szuranie, ostrożnie rozczapierzyłam palce i spojrzałam przez szparę. Zawsze myślałam, że problemy nie znikają, jeśli się ich nie widzi. Kosmici zostali, ale zniknął cały bałagan.

W moim pokoju zawsze panował artystyczny nieład, choć inni nazywali to po prostu chlewem. Mnie to jakoś nie ruszało. W końcu uważa się, że chaos sprzyja twórczej pracy i świadczy o wysokim poziomie inteligencji. Przynajmniej ja tak uważam. Tak czy siak, gdy weszłam do pokoju… Podłogę po lewej przykrywał papierowy dywan usypany z notatek, które wypadły z segregatora. Z niedomkniętej szafy zwisał ciasny węzeł splątanych ubrań, prawie wszystkie szuflady były niedomknięte. Ostatnio próbowałam swoich sił w origami modułowym, więc na biurku leżał stos poskładanych elementów i niedokończony łabędź. Obok walały się wiórki grafitu z rozkręconej temperówki. Stała też przewrócona szklanka leżała w czerwonej, zaschniętej już plamie soku. Koło klawiatury leżały dwie myszki. Kupiłam nową, a starej jeszcze nie zdążyłam odłączyć. Stos książek na szafce nocnej, był niebezpiecznie przechylony, lecz na razie dzielnie walczył z grawitacją. Na łóżku, w skłębionej pościeli, pałętał się stos skarpetek, których nie schowałam dziś rano.

Teraz pokój był w przykładnym porządku. One sprzątają! I to genialnie! Z całym bałaganem uwinęły się w krócej niż w pół minuty. Przetestowałam ich zdolności na pokoju brata, który akurat wyjechał na kolonie. Z zachwytem patrzyłam jak poruszając się z prędkością światła, pożerają brud, wciągają kurz oraz polerują podłogę. Będzie z tego biznes! 

 Usiadłam przy wyjątkowo czystym biurku i włączyłam komputer. Wykorzystując dobrodziejstwo Internetu, dodałam ogłoszenie krótkie ogłoszenie: “Kochasz porządek, ale nienawidzisz sprzątać. Kosmiczna ekipa zrobi to za Ciebie. Dzwoń!”. 

Przez pierwsze dni telefon milczał jak zaklęty. Kosmitów chowałam pod łóżkiem w pokoju. Z radością stwierdziłam, że są posłuszne i rozumne, wystarczy im pokazywać wszystko na migi. 

W końcu okazało się, że przekręciłam jedną cyfrę w numerze telefonu. Poprawiłam błąd i telefon zadzwonił niemal od razu.

Naszą pierwszą klientką była pewna starsza pani. Potem chłopak, który nie mógł ogarnąć domu po weekendowej imprezie. Telefon wciąż dzwonił i dzwonił! Wszyscy zachwycali się moimi pomocnikami, choć nikt nie dowierzał, że to prawdziwi kosmici. Chyba podejrzewali mnie o eksperymenty nad nowymi robotami sprzątającymi. Chodź ani ja nie wyglądam na naukowca, ani kosmici na roboty. W końcu dostaliśmy zlecenie na posprzątanie pewnego biura. Nadziany biznesmen zadowolony z efektów zaproponował założenie firmy.

Tak też zrobiłam.

Tydzień później misja z Wenus powróciła na Ziemię. Okazało się, że na Wenus jest tylko jeden obcy. Olbrzymi ocean pokrywający swym cielskiem niemal całą planetę. Niestety, nie był zbyt skory do nawiązania kontaktu. Tak, że jedyne, co przyszło z odkrycia Wenusjan, to, to że naukowcy znaleźli obiekt badań, który zajmie ich przez najbliższe kilka stuleci. 

Tymczasem ja i moi kosmici pracowaliśmy dalej. Nikt nie uwierzył, że to obcy z prawdziwego UFO. Może to i dobrze, bo jeszcze i do nich dobraliby się laboranci. Biedne stworzenia, nie dam ich pokroić dla potwierdzenia jakiejkolwiek tezy! Tak, więc zostaliśmy przy wersji z robotami. 

 Choć patrząc na to z drugiej strony na biedę narzekać nie możemy. Dorobiłam się miliona w ciągu półrocza, a tak naprawdę dopiero się rozkręcam! 

Koniec

Komentarze

Dobre :D sam pomysł z misą NASA ok. Przylot ufoków miodzio. Sprzątanie pokoju przez obcych po prostu genialne. :D u mnie dominuje kawalerski porządek, tzn mniej więcej wiem gdzie co leży. Od czasu do czasu jednak pojawiają się w moim lokum istoty tyleż piękne co zupełnie niepodzielające mej koncepcji porządku i wtedy …. Ja nic nie sugeruję ale jakbyś podała namiar na tą firmę byłbym zainteresowany ;)

 

jestem na tak

 

 

 

Galareta, a tym bardziej ocean na planecie o temperaturze na powierzchni ok. 500 st C? Czyli topnienia wielu metali?

Hmmm….

Nie kupuję. Może zmień Wenus na coś spoza układu słonecznego?

Pozdr.

 

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Urocze. Zabawne i pomysłowe, przede wszystkim dzięki narratorce, która nadaje nowy charakter znanej opowieści o pierwszym kontakcie przebiegającym nie do końca tak, jak byśmy się spodziewali. Lubię ten rodzaj humorystycznej fantastyki, pogodnej, komicznie przetwarzającej klasyczne motywy SF.

 

Skądinąd, czy bohaterkę i jej pomocników możnaby wynająć? Opis pokoju brzmiał mi podejrzanie znajomo, tylko u mnie ostatnio włóczki zamiast origami…

ninedin.home.blog

Sama się zastanawiam, czy gdzieś nie zapodziała mi się taka wizytówka "kosmicznej ekipy sprzątającej"… ach pomarzyć zawsze warto. :) Co do oceanu, to pomysł kupiłam u Lema (mam nadzieję, że wybaczyłby mi tą niegodziwość). I raczej nie jest to ocean z wody, ani z żadnej innej znanej nam substancji, więc żadna temperatura mu niestraszna :D

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Podpowiem, za encyklopedią:

 

“Obecny krajobraz Wenus jest suchy i pustynny, tworzony przez pokryte pyłem skały. “

 

Pozdrawiam

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Hircus, bardzo żałuję, że wizytówka tej niezwykłej ekipy sprzątającej gdzieś Ci się zapodziała, bo sama chętnie zostałabym klientką ;)

Uśmiechnęło mi się, rozbawiło mnie, miło spędziłam czas, czytając Twoje opko. Przyzwoicie napisane, nigdziesię nie potknęłam. Myślę, że od tego rodzaju humorystycznych historii, pisanych z przymróżeniem oka nie ma sensu wymagać trzymania się naukowych ustaleń.

Ode mnie kliczek :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ale mogłyby być myślące głazy i niczego by to opku nievujęło: został by i absurd, i prawda astronomiczna:)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Zabawna, pomysłowa historyjka, którą dobrze się czytało. Bohaterka niepotrzebnie zazdrościła Piotrowi, lepiej poznała UFO niż on. Lubię taki sposób narracji jak w Twoim opowiadaniu. Pomysł na biznes też niczego sobie. ;) Zgłaszam tekst do biblioteki.

Spodobało się. Tekst przeczytał się sam, wielkiego łoł nie było, ale uśmiech się pojawił.

Misja na Wenus i przybycie UFO tworzą dwa rozdzielne wątki i opowiadanie obroniłoby się bez tego pierwszego, ale z drugiej strony, to on przecież nie przeszkadzał. 

Literówki mi się rzuciły w oczy, chyba ze cztery – ale i tak polecę. 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

No cóż, do mnie szort jakoś nie trafił, a sprzątające ufoludki nie wywarły szczególnego wrażenia. Nic mnie też specjalnie nie rozbawiło.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.  

 

bliż­szy kon­takt z we­nu­sja­na­mi. ―> …bliż­szy kon­takt z We­nu­sja­na­mi.

 

W misji wzię­li udział: ame­ry­ka­nin John Par­ker, ja­poń­czyk o nie­wy­ma­wial­nym na­zwi­sku oraz polak Piotr Stę­pień. ―> W misji wzię­li udział: Ame­ry­ka­nin John Par­ker, Ja­poń­czyk o nie­wy­ma­wial­nym na­zwi­sku oraz Polak Piotr Stę­pień.

 

Fi­gu­rą przy­po­mi­na­ją­ce pie­ski Chi­hu­ahua… ―> Fi­gu­rą przy­po­mi­na­ją­ce pie­ski chi­hu­ahua

 

-Wi­taj­cie na Ziemi!- Jeden z ko­smi­tów zda­wał się spoj­rzeć przy­tom­niej, ale nadal nie zwra­cał na mnie szcze­gól­nej uwagi. Spró­bo­wa­łam jesz­cze raz ―>

Wi­taj­cie na Ziemi!

Jeden z ko­smi­tów zda­wał się spoj­rzeć przy­tom­niej, ale nadal nie zwra­cał na mnie szcze­gól­nej uwagi. Spró­bo­wa­łam jesz­cze raz.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Po zde­cy­do­wa­niu zbyt dłu­giej chwi­li… ―> Literówka.

 

Nie no, mo­że­cie tro­chę zo­stać wy­mam­ro­ta­łam pod nosem. ―> Nie no, mo­że­cie tro­chę zo­stać wy­mam­ro­ta­łam pod nosem.

 

Śnie­żek! Zwa­rio­wa­łeś, prze­cież to ja.” Wy­ra­zi­łam słusz­ne obu­rze­nie… ―> Śnie­żek! Zwa­rio­wa­łeś, prze­cież to ja – wy­ra­zi­łam słusz­ne obu­rze­nie

 

Z całym ba­ła­ga­nem uwi­nę­ły się kró­cej niż w pół minut. ―> Dwa grzybki w barszczyku. Literówka.

 

Także je­dy­ne co przy­szło z od­kry­cia… ―> Tak że je­dy­ne co przy­szło z od­kry­cia

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyjemne, choć zakończenie (sam koniec) mnie lekko rozczarował naiwnością i przewidywalnością. Tzn fajna jest opozycja wyprawy na Wenus i przylotu kosmitów, a całość stanowi miłą lekturę, która jednakowoż nie zostanie w pamięci.

 

Technicznie jest słabo.

 

wenusjanami. W misji wzięli udział: amerykanin John Parker, japończyk o niewymawialnym nazwisku oraz polak

Czemu to wszystko małymi literami?

 

Dlatego po kolejnej dawce kosmicznych newsów przy kolacji[-,] z premedytacją zostawiłam wyłączony telefon

 

Zbulwersowana złośliwością losu[+,] z otwartą buzią[-,] patrzyłam jak statek,

Los miał otwartą buzię, bo na to by wskazywały przecinki

 

Statek w kształcie eliptycznego dysku, o średnicy około dwóch metrów[+.] wyglądał imponująco.

Albo bez obu przecinków (ja bym nawet wolała)

 

A potem zaciągnęłam kosmitów do domu, choć tak właściwie to po prostu za mną poszły.

→ poszli

 

Nic sensownego nie przyszło mi do głowy, gdy usłyszałam ciche szuranie.

A gdy go nie słyszałam, to przychodziło? Chodziło ci chyba o “kiedy nagle” lub coś w tym rodzaju, a nie o związek logiczny między tymi dwiema czynnościami

 

Ostatnio próbowałam swoich sił w origami

Raczej nie cudzych ;)

 

Wykorzystują dobrodziejstwo Internetu, dodałam krótkie ogłoszenie:

Może raczej “wrzuciłam”? Bo dodać można do czegoś

 

Chyba podejrzewali mnie o eksperymenty nad nowym robotem sprzątającym.

eksperymenty z albo badania nad

 

Olbrzymi ocean pokrywający swym cielskiem

 

Także jedyne

→ Tak że jedyne

 

Choć patrząc na to z drugiej strony, na biedę narzekać nie możemy.

A jaka była pierwsza strona?

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję za wszystkie uwagi i “polecenia” to moje pierwsze opowiadanie w bibliotece. :D

 

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Przeczytałam szybko i bez większych zgrzytów, choć technicznie jest wiele do poprawy – od tak błahych kwestii jak pogubione kropki na końcu zdania, po “chodź” zamiast “choć” w piątym od końca akapicie. 

Niestety taka “śmieszkowa” narracja trochę mi nie odpowiada i dużo bardziej od błędów raziły mnie teksty narratorki, ale to kwestia gustu! 

Gratulacje z powodu biblioteki! ;)

W końcu jakiś krytyczny komentarz. :D

 

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Bardziej jest to strumień świadomości niż co innego. Słabo skonstruowany tekst, a części zaprezentowane w niewłaściwej kolejności, np. najpierw piszesz, że posprzątali bałagan, a dopiero później ten bałagan opisujesz (po co, skoro już posprzątane?), szczegółowo, nudno przedstawiasz, jak wyglądają (że jak psy), ale nie ma to żadnego znaczenia dla ich umiejętności sprzątających etc. najpierw bohaterka ich nie lubi, a zaraz potem lubi. Tekst słabo jest też wykonany i roi się od błędów (wciąż). To dla mnie zbyt dużo.

 

 “Земля” a nie “Земя”

 

Natomiast muszę przyznać, że fiasko wyprawy w poszukiwaniu Wenusjan takie Lemowskie. To akurat podobało mi się.

Jeszcze raz o tym samym: ocean NIE POKRYWA Wenus. Temperatura na Wenus wynosi ok. 500 st. C, powierzchnia planety jest sucha i rozgrzana. I jest to wiedza podstawowa podczas researchu niezbędnego dla opowiadania z elementem fantastyki! W sytuacji, w której łatwo można było zastapić ten myślący ocean (ewidentne lemowskie zapożyczenie) czymkolwiek innym – od myslącego piasku, kamieni, przez myslącą atmosferę (bo gęstą!;) – zachowanie przez Autorkę w opku czegoś kłócącego się z niepodważalnymi faktami absolutnie podważa i neguje (jak dla mnie) biblioteczną wartość utworu. Który poza tym jest oczywiście i dowcipny, i wesoły.

Bo nie odbieram tego (jako czytelnik) – jako element przemyślany, a jako zwyczajne niechlujstwo (bo nie zakłądam niewiedzy – w takim bowiem wypadku ocean byłby dawno zmieniony) i traktowanie odbiorcy z dezynwolturą.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Rrybaku!

W pełni zgadzam się z Twoim encyklopedycznym przesłaniem. :)

Jednak, jak pewnie wszyscy widzą, to opowiadanie nie jest zbyt pragmatyczne. Było napisane za jednym zamachem, z zastanowieniem cóż bardziej zakręconego może wymyślić bohaterka. I gdzieś tam zrodził się pomysł, że czemu choćby w tak zwariowanym opowiadaniu o pierwszym kontakcie nie odwołać się do Solaris. W końcu to biblia pierwszego kontaktu! 

I tyle. Bez wgłębiania się w szczegóły. Opowiadanie miało wywołać uśmiech (lub nie) i zostać zapomniane. 

Jak dla mnie przesadą jest dla tak “prostego” opowiadania ciągnąc naukowe wywody. Tym bardziej pisanie go od nowa. 

Co do bibliotecznej wartości… Short trafił na NF ponieważ, chciałam poznać opinie innych. Pisane na wariata, czy nie zawsze człowieka skręca co powiedziałby postronny czytelnik (choć tutaj to raczej za duże słowo). Dostanie się do biblioteki jak dla mnie było miłym zaskoczeniem. Jednak ktoś tak zdecydował. 

 

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Dlatego ja tak nie zdecydowałem ;)

Przypomnę tyko, że u Lema Solaris nie znajdowała się w Układzie Słonecznym, a umieszczenie myślącego oceanu, wbrew ogólnie dostępnej na poziomie podstawowym wiedzy, na Wenus, wydało mi się dość, przepraszam za to słowo z góry – infantylne.

Na tego typu, delikatnie ujmując – odstręczające od sci-fi i fantastyki – rażące odstępstwa od faktów w utworach fantastycznych – a wynikające czy to z lekceważącego stosunku do czytelnika, czy to z niewiedzy, a w końcu – ze zwykłego lenistwa – zwracał uwagę również – i to nadzwyczaj ostro (w swoich esejach i felietonach) – również sam Mistrz Stanisław Lem. Którego nawet najbardziej humorystyczne i pure nonsensowe dzieła twardo trzymały się jednak podstaw gmachu Wiedzy.

Pozdr.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Rzeczą ludzką błądzić… tekst ma wiele wad, nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej. Niestety nie miałam okazji zapoznać się ze wspomniamymi tekstami. Ale mam nadzieję, że i na to znajdę kiedyś chwilę. Jeśli kogoś zniechęciłam do fantastyki to moje sumienie z trudem to udźwignie, choć wątpie by ktoś zaczynał zaznajaminie się z gatunkiem od takiego amatora jak ja. Skąd pomysł, że Solaris jest w Układzie Słonecznym? Nie masz za co przepraszać, wkońcu to prawda :D

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Twoja “Solaris” JEST w układzie Słonecznym. Wenus to przecież planeta druga od Słońca. Sęk w tym, że twój utworek wcale tak wielu wad nie ma, sam bym na biblio być może, dla zachęty, i kliknął, ale ta Wenus (a zwłaszcza Twój upór w utrzymaniu tego łatwego do podmianki – dosłownie jednym słowem – absurdu) – pogrążyła go w moich oczach kompletnie.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Nie zrozumieliśmy się. Bierzesz wszystko dosłownie. To opowiadanie to jeden wielki żart.

Ocean w moim opowiadaniu to nawiązanie. Wątpię w to by ktoś kto czytał Lema (jeszcze bardziej wątpię w to, że ktoś kto tu zagląda, go nie czytał) pomyślał, że na Wenus jest myślący ocean. Raczej uśmiechnął się, powiedział sobie to było u Lema. 

Albo to komuś pasuje, albo nie.

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Żart z opka, tematu, czy z czytelników?

Przypuszczam, że mogę odgadnąć, co powiedziałby po tym Twoim oceanie na Wenus onże Lem ;)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Hahaha…. Żart z tego, że szukamy kosmitów od tysięcy lat, a nadal nikogo nie znaleźliśmy. Lub to oni nie pozwoli siebie odnaleźć. Co moim zdaniem nie jest wcale takie złe. Co do Lema, to wątpie by tak światły umysł zaprzątał sobie mną głowę :D

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

“Земля“ wciąż stoi błędnie. Czy ktoś to poprawi?

Posyłanie do Biblioteki opowiadań z krzyczącymi błędami nie jest dobre.

Przeoczyłam Twój wcześniejszy komentarz. Dziękuję za wskazówkę. 

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Posyłanie do Biblioteki opowiadań z krzyczącymi błędami nie jest dobre.

Podzielam zdanie Chalbarczyk – i ja nie wiem, dlaczego szort trafił do Biblioteki, skoro nadal straszy źle zapisanymi dialogami!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, dobrze, podaję właściwą formę we właściwym przypadku:

“на Земли!”

Trochę naiwne i zabawne. Tylko na jak długo

Zorganizowano[-,] więc tajną misję na Wenus, by nawiązać bliższy kontakt z Wenusjanami.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Mnie nie kupiło, choć nie czytało się źle. Tekst jest miejscami przegadany (np. po co opisywać tak dokładnie bałagan bohaterki?) i w sumie nieśmieszny, zabrakło lekkości i jakiegoś elementu, który by zaciekawił – jest przewidywalnie, niby absurdalnie, ale nic szczególnie nie zaskakuje.

Jest trochę literówek i innych usterek, szwankuje zapis dialogów.

It's ok not to.

 Po godzinie wiedziała cała rodzina

Troszku się rymło.

 Naukowcy z NASA po latach poszukiwań pozaziemskiej cywilizacji, w końcu znaleźli

Wtrącenie, i przycięłabym: Naukowcy z NASA, po latach poszukiwań, w końcu znaleźli…

Ciekawe jak ich nazwą.

Ciekawe, jak ich nazwą.

 Zorganizowano, więc

Jeśli masz kota, trzymaj go z dala od klawiatury :) bo Ci wciska przecinki, gdzie nie trzeba.

I tak oto zapanował ekscytujący czas oczekiwania

Czas nie panuje i raczej nie jest ekscytujący.

 na powrót międzyplanetarnych bohaterów kontaktu

A dlaczego bohaterowie byli międzyplanetarni, a nie kontakt?

 Niestety ekscytacja przejadła mi się po dwóch dniach tego zamieszania.

Niestety, ekscytacja przejadła mi się po dwóch dniach. Nie jestem pewna, czy "ekscytacja" to tu właściwe słowo.

 kosmicznymi plakatami

Czyli jakimi?

 przybywało coraz więcej poprzebieranych za ufoludków we wszystkich kolorach tęczy cudaków

Uporządkowałabym: przybywało cudaków poprzebieranych za ufoludki we wszystkich kolorach tęczy.

 o szaleństwie w mediach nie wspominając

Dałabym raczej: o szaleństwie w mediach już nie wspomnę.

 Pewnie tak jak moja kochana rodzinka uznacie

Wtrącenie: Pewnie, tak, jak moja kochana rodzinka, uznacie.

 kolacji z premedytacją

Znowu prawie rym.

 światło słoneczne powoli, jakby nieustępliwie poddawało się ciemności barwiąc nieboskłon barwami różu, fioletu i purpury

Raz: metafora jest niespójna. Co nieustępliwe, to się nie poddaje. Mogło się poddawać niechętnie. Dwa: "barwiąc barwami" śmiesznie brzmi, i to nie śmiesznie – komediowo (co w komediowym tekście byłoby dobre), tylko śmiesznie – niezręcznie. I trzy: róż, fiolet i purpura są barwami, ale barw nie mają. Reasumując, oto, jak bym to poprawiła: światło słoneczne powoli, jakby niechętnie poddawało się ciemności, barwiąc nieboskłon różem, fioletem i purpurą. (Napisałabym zupełnie inaczej, ale.)

 Gdy oto ze zgrozą

Rozumiem, że "gdy" należy do "właśnie" sprzed chwili, ale nie można ich tak rozdzielać. Ostatecznie możesz dać samo "właśnie".

 Zbulwersowana

Argh, nadużywane słowo. Pokaż to, nie etykietuj. Nadużywane słowa to pójście na łatwiznę. Wycięłabym całe to zdanie podrzędne.

z otwartą buzią patrzyłam jak statek

Ile ona ma lat? "Buzia" przystoi do piętnastego roku życia, później nie. Przecinek: patrzyłam, jak statek.

jękliwiej rzężąc i zataczając się

Dobrze, czyli jak to wygląda? Albo brzmi?

 zaszyć się przed wami

Jednak lepiej "schować".

 Choć jeśli wierzyć plotkom i tak niewiele by to dało.

Choć, jeśli wierzyć plotkom, i tak niewiele by to dało.

Jednak

Co się tu wyklucza? Bo to sugeruje "jednak".

 zalśnił słabą poświatą

Hmm.

 musiałam z niesmakiem stwierdzić

Jednak "uznać", to ocena, nie asercja.

 dysku o średnicy około dwóch metrów

Dwóch metrów? Kolejna z miarką w oku… porównaj go z czymś. (I – znać rękę Spielberga XD)

 z dysku wysunęła się owalna kapsuła

Nie bardzo widzę, co masz na myśli.

 Figurą przypominające pieski chihuahua na rozdygotanych nóżkach i z groteskowo podskakującą na krótkiej, wiotkiej szyi główce z wielkimi, fioletowymi oczami.

Z główką – przydałoby się też orzeczenie. I może: główką o wielkich oczach? Żeby nie powtarzać "z"?

 W niczym nie przypominały

Powtórzenie.

 Zresztą skąd pomysł

Zresztą, skąd pomysł.

 Tak czy siak warto

Tak czy siak, warto.

 Nie znoszę, gdy się mnie ignoruje!

Anglicyzm.

 przerywając nagłą ciszę

Po co Ci to? Nie znoszę tego "przerywania ciszy", to taki wytrych, który nic nie znaczy.

z udawana radością

Literówka. Po "wrzasnęłam" nie trzeba dawać nowej linii.

 zdawał się spojrzeć przytomniej

Nie wydaje mi się, żeby to było prawidłowe.

 Cóż do trzech razy sztuka.

Cóż, do trzech razy sztuka.

O dziwo wcale nie był

O dziwo, wcale nie był.

 Spojrzał na mnie wielkimi fiołkowymi oczami z nagłym przypływem inteligencji

Oczy miały przypływ inteligencji?

 Pozostali odpowiedzieli mu

Odpowiedzieli? Czy zawtórowali? Zdanie w ogóle niezręczne.

 szczenięce spojrzenie, którego nie powstydziłby się kot w butach.

Niezbyt to spójne.

One nadal stały

One – czy oni?

 stwierdziłam, że pora przerwać tę farsę

Tu już zdecydowanie "uznałam".

 Przy furtce czekał na mnie Śnieżek. Potężny owczarek podhalański, który zajadle szczekał i warczał.

Połączyłabym. I – "który" sugeruje, że zajadłe szczekanie jest jakąś ogólną cechą psa, a nie, że robi to w tej chwili.

 wyraziłam słuszne oburzenie, jednak on mnie ominął

Naprawdę świat się zawali, kiedy raz napiszesz "ale"?

 zamknęłam go w klatce

Psa?

choć tak właściwie to po prostu

Choć tak właściwie, to po prostu.

 nasłuchując, czy aby nikt mnie nie zauważył

Od kiedy można usłyszeć, czy ktoś nas nie zauważył?

 Zielonki stłoczyły pod regałem

Stłoczyły się.

 -Co ja mam z wami zrobić?

– Co ja mam z wami zrobić?

 Nic sensownego nie przyszło mi do głowy, kiedy nagle usłyszałam ciche szuranie.

Dlaczego "kiedy"?

Podłogę po lewej gęsto przykrywał papierowy dywan

Dywan jest ciągły – nie przykrywa "gęsto". Masz kłopot ze spójnością metafor, nie bardzo widzę ten pokój, a z bałaganem jestem, by tak rzec, za pan brat.

 walały się grafitowe wiórki

Lepiej "wiórki grafitu", ale czy one się walają? Nie dam głowy.

 wokół niej wykwitła czerwona, zaschnięta plama soku

"Wykwitła" zbędne, za mocno dynamizuje. Ta plama po prostu tam jest, nie? Przewróciło się, niech leży.

 Natomiast na łóżku w skłębionej pościeli walał się stos skarpetek

Interpunkcja: Na łóżku, w skłębionej pościeli, walał się stos skarpetek. I – w pościeli się śpi, a nie wala. Miałaś okazję, a jej nie wykorzystałaś.

 Teraz pokój wprost błyszczał porządkiem.

Teraz pokój wprost błyszczał. Starczy.

 uwinęły się krócej niż w pół minuty

W krócej, niż pół minuty.

 odkładają wszystko na miejsce

Skąd wiedzą, gdzie jest miejsce? XD

 Wykorzystują dobrodziejstwo

Literówka.

 Telefon wciąż brzęczał!

Hmm.

 Niestety nie był zbyt skory

Niestety, nie był skory.

 Tak że jedyne co przyszło

Tak, że jedyne, co przyszło.

 

Rozkoszny żarcik. Młodziutki, ale rokujący. Już coś takiego kiedyś czytałam (tam kosmici przylecieli po kaszankę). Warto, żebyś się szkoliła dalej, i to w tym lekkim, niepoważnym kierunku – skup się na organizacji opisu oraz spójności (i odlotowości) metafor. I uważaj na interpunkcję! Powodzenia.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fajny pomysł na nietypowe ufoludki.

Zastanawia mnie tylko, co one z tego miały. No, kto przylatuje co najmniej kilka lat świetlnych, że sprzątać, i to chyba za friko?

Pewnie nie powinnam się czepiać czegoś takiego w humoresce, ale jednak takich logicznych podwalin mi brakło.

pora przerwać tą farsę.

Tę farsę.

Babska logika rządzi!

Sympatyczne. Czym się żywią? Na wypadek, gdyby się rozmnożyły/rozmnożyli i miałabyś trudności z wyżywieniem. Założylibyśmy fundację. :)

Nowa Fantastyka