Zaklął pod nosem, gdy tylko zobaczył jak przekraczają bramę cmentarza. Ledwie jedni dali mu spokój, a już zbiegali się kolejni. Skóra na jego widmowym ciele, cierpła już na samą myśl o niestworzonych historiach, które miał za chwilę usłyszeć na swój temat.
Przyszli całą gromadką, rozstawili się półkolem, blokując innym odwiedzającym przejście do grobów bliskich. Heniek stał ze skrzyżowanymi rękoma i przyglądał się czeredzie, która z przepełnionymi smutkiem wyrazami twarzy, kiwała głowami nad losem tragicznie zmarłego członka rodziny.
– No, bo nie mogę się już doczekać – powiedział duch, choć żaden z żyjących nie mógł usłyszeć jego słów.
– Oj, tak samo wiało jak go chowali… – stwierdziła ciotka ubrana w grube futro.
Na jej nalanej twarzy perliły się pierwsze krople potu. Dzień był uosobieniem złotej polskiej jesieni. Mimo to, ciotka dzielnie prezentowała swój nowy płaszcz.
– Sam pędził choby wicher, to i wiater go żegnał – dodał wujek, wciśnięty w szarą kurtkę na zamek, spod której wystawał wygięty kołnierzyk białej koszuli i przekrzywiony węzeł krawata.
– I po co mu był tyn moplik, jo się was pytom? – wtórowała ciotka.
– Moplik? – Duch Heńka rozszerzył oczy w niedowierzaniu. – Rozjebałem się na Hayabusie, trzy sekundy do setki. Chcą mnie obrazić, czy co?
– Byłby teraz człowiek chodził po ziemi, może jako baba znojd, robota. A tak? – Ciotka nie dawała za wygraną. – Nima chopa, od razu żech godała, że tyn motocykl to yno skaranie boskie.
– No jasne. Miałem dwadzieścia lat i pewnie liczyła, że kupię Passata 1.9 TDI, jak jakiś Janusz. Worek kartofli gratis. – skwitował Heniek.
– Dalibyście już spokój! – Kobieta, która próbowała za wszelką cenę opanować rozłażące się na wszystkie strony dzieci, zrugała krewnych. – Na grób przyszliście, jeszcze rok temu z Heńkiem wódkę piliście, a teraz będziecie mu motor wypominać!
– Dyć jo yno godom… – Ciotka wykrzywiła usta w podkowę i spojrzała na wujka, szukając zrozumienia. – Jeruna, ani pospominać na idzie.
– I będziecie o motorze klachać?! – syknęła kobieta. – Brajan! Zostaw tego znicza, no puść mówię! Antoś, gdzie w tych butach! Nie widzisz, że to czyjś grób!
– Gdyby nie motor, byłby z nami. – Wujek przekalkulował szybko swoją sytuację i stanął w obronie ciotki. – Dobrze, żech go już sprzedoł. Poszoł na czynści do Niymiec.
Heniek zadygotał, jego widmowa postać zmieniła barwę na krwiście czerwoną, by potem przybrać śliwkowy fiolet.
– Co?! Moją Hayabusę?! – krzyknął tak głośno, że inne duchy, które przysłuchiwały się wspominkom swoich rodzin, zmierzły Heńka oskarżycielskimi spojrzeniami. – Już ja ci dzisiaj spierdolę tą twoją wazę na płytki. Będziesz kurwa odkurzał nad ranem. Motor mi stary grzyb sprzedał, słyszałeś, Piotrek?
– Daj spokój, Heniek. – westchnął duch Piotrka przy sąsiednim grobie. – Jeszcze miesiąc temu zapieprzałem w gajerku do firmy, a tutaj słyszę, że mi wspólnik narzeczoną obraca.
Duch Heńka pokiwał tylko głową, dobrze wiedział, że tego dnia zmarli wcale nie mieli lekko. Słuchali, oglądali, wielu jeszcze poprzedniego roku samemu odwiedzało cmentarze.
Kobieta, której udało się uspokoić Brajana z Antosiem, zarządziła odpalanie zniczy. Ciotka z wujkiem szukali po kieszeniach paczki zapałek, a dzieciaki szeleściły reklamówką i dzwoniły metalowymi pokrywkami lampek. Heniek obserwował tę procedurę z takim samym zażenowaniem jak za życia. Usiadł na płycie swojego nagrobka, podparł czoło i kontemplował w milczeniu.
– Tyn wieniec na środek, wstążki poprow, no, na lewo bardzi – inkantowała ciotka.
– Kaj jo te kołki wsadził! – Wujek obracał się w kółko obmacując się po kieszeniach kurtki.
– Ten znicz na prawo, albo na środek daj. Nie, nie, ten czerwony z tą kopułką na górze. – Matka dwójki chłopców gestami instruowała, jak powinna wyglądać nagrobna konstelacja.
– Wieniec, zasłonisz wieniec! Brajan! – wołała ciotka.
– Te kołki, no kaj jo to posioł… – dziwił się wciąż wujek.
– Brajan! Uważaj do jasnej cholery! – krzyknęła matka, gdy zapatulony jak na Sybir chłopiec, upuścił szklany znicz, prosto na betonową wylewkę.
– Ja pierdole – stwierdził Heniek, po czym schował twarz w dłoniach. – Niech mnie już ktoś weźmie z tego czyśćca.
Fiesta trwała jeszcze dobre pół godziny. Heniek przyglądał się paczce zapałek, która leżała pod nogami rozemocjonowanego wujka. Brajan i Antoś z drżeniem rąk odpalali kolejne znicze i chichocząc jak odchodzący od zmysłów narkomani. Nareszcie, gdy doskonała geometria zniczy rozbłysła jasnym płomieniem, a wstążki wieńca kaskadami spłynęły na granitową płytę, rodzina zastygła. Zrobiła na piersi znak krzyża, odwróciła się i ruszyła ku szeroko otwartej bramie cmentarza. Wujek zdążył jeszcze oddać pożyczoną od Piotrkowych krewnych zapalniczkę.
Cmentarz opustoszał późną nocą. Wyczerpane duchy zebrały się przy wyjściu do świata żywych, odprowadziły ostatnich odwiedzających. Heniek odetchnął z ulgą, otarł widmowe czoło z potu.
– No i tak się żyje na tym cmentarzu. – Pokiwał obolałą głową.
– Już koniec, znowu rok spokoju. Chodź Heniek, walniemy kolejkę ze znicza. – Piotrek poklepał czyśćcowego kolegę po ramieniu i odszedł w głąb cmentarza.