- Opowiadanie: ac - Nie budź mnie, gdy zasnę

Nie budź mnie, gdy zasnę

Pomysł powstał z okazji konkursu Pomieścia. Nie wysłałem go ze względu na nieco zbyt standardową apokalipsę, na co zwrócili mi również uwagę betaczytacze.

Przedstawiam historię dwójki młodych ludzi próbujących odnaleźć się w niebezpiecznej rzeczywistości. Jest to niespieszna i raczej osobista opowieść, więc jeżeli ktoś liczy na wybuchy, akcje, zdrady i tempo Mad Maxa, może sobie śmiało odpuścić ten tekst. Choć oczywiście zapraszam!

Mam nadzieję, że pozwolicie się zatopić w ten świat. Miłego czytania i z góry dziękuję za komentarze.

Dziękuję serdecznie oczywiście Vedyminowi i Światowiderowi za betę. :)

 

Autorem fragmentów (zapisanych kursywą) jest Alan Watts. Zamieściłem ich luźne tłumaczenie jako przemowy, których wysłuchuje bohater.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Nie budź mnie, gdy zasnę

Przypuśćmy, tylko przypuśćmy, że jesteś w stanie każdej nocy śnić dowolny sen, jaki chcesz. I naturalnie, zaczynając tę przygodę snów, możesz zażyczyć sobie spełnienia wszelkich marzeń. Będziesz mógł doznać każdego rodzaju przyjemności. I po kilku nocach powiesz w końcu: och, to było naprawdę niezłe. Ale teraz… miejmy coś specjalnego, niespodziankę. Miejmy sen, którego nie można przewidzieć, który przekracza granice. Coś mi się przydarzy, ale nie mam pojęcia, co to może być. I wtedy doznajesz więcej i więcej przygód. Idziesz coraz głębiej i głębiej, a prawdziwym ryzykiem, które poniesiesz, jest to, że możesz zobaczyć, co sobie wyśniłeś. I w końcu… śnisz to, czego naprawdę chciałeś.

 

Ekran smartfona rzucał niebieski blask na wychudzoną twarz. Łukasz jeszcze przez chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym widniała informacja o zakończeniu nagrania. Wciąż słyszał modulowany głos prezesa spółki NewAge. Widział jak ten porusza się sprężystym krokiem po oświetlonej scenie. Jego elegancki garnitur, jego usta pełne obietnic. Obietnic, które Łukasz podejrzewał o bycie największym kłamstwem w historii ludzkości. No, może nie największym, ale na pewno o najgorszych skutkach.

Schował aparat do plecaka i dojadł resztę ryby w puszce. Obracał metalowe opakowanie w palcach, dziękując Bogu za absurdalnie długi termin ważności. Będąc dzieckiem, nie mógł się spodziewać, jak bardzo ucieszy go podobna informacja.

Wstał z obdrapanej ławki i z przyzwyczajenia wyrzucił puszkę do metalowego śmietnika. Kąciki ust drgnęły mu, gdy pomyślał, że siła nawyków potrafi przetrwać wiele. Nawet to. Ruszył niespiesznym krokiem w stronę małego centrum handlowego. Jego wzrok, jak zwykle, przykuła reklama Nike. Olbrzymi szaroczarny baner, zajmujący pół ściany bloku, krzyczał do niego wielkimi literami Just do it!.

Boże, to było tak kuszące. Sama myśl sprawiała, że uginały się pod nim kolana. Naprawdę chciał po prostu to zrobić. Przekonać się, zobaczyć, zakończyć to. Jedynie świadomość, że przecież tak nie można, trzymała go przy zdrowych zmysłach.

Ponieważ to źle robić to, co jest łatwe, tylko dlatego, że jest łatwe.

Tak śpiewał zespół Gregory and the hawk i Łukasz wiedział, że mają rację. Ale robić to, co jest trudne, jest tak nieznośnie trudno. Przecież nie może być pod górkę cały czas. Albo chociaż nie powinno. Czasem. Proszę.

Miasteczko było zupełnie puste. Tylko gnane wiatrem liście, uciekające Łukaszowi spod butów, zdawały się wykazywać jakąkolwiek wolę życia. W prostopadłej uliczce tonącej między szaroburym blokiem z wielkiej płyty, a sklepem odzieżowym, zamajaczyła postać. Łukasz szarpnięciem zrzucił plecak z ramion i sięgnął dłonią do największej kieszeni. Chłód broni nie uspokoił go, ale dodał trochę pewności siebie. Ten ostateczny argument, że, koniec końców, wszystko zależeć będzie od niego.

Nie obawiał się, że nadchodząca osoba może być uzbrojona. W takim miasteczku jak Borzyce był tylko jeden malutki komisariat, a w nim raptem trzy pistolety P-99. A Łukasz był w posiadaniu jednego z nich, po ojcu. Pozostałe dwa, jak podejrzewał, dawno opuściły obszar powiatu. Województwa raczej nie, mogły trafić do Warszawy lub Siedlec.

Obawiał się ludzi. Po prostu. W świecie ogarniętym snem, ci, którzy nie śpią, boją się siebie nawzajem. Jakby byli chorzy, trędowaci.

Po chwili rozluźnił zaciśnięte palce. Rozpoznał drobną sylwetkę Natalii. Szła w grubej czarnej bluzie z kapturem i wełnianej czapce nasuniętej niemal na oczy. Wydawała się jeszcze chudsza niż gdy widział ją poprzednio. Zastanawiał się, kiedy ostatnio jadła.

Pomachała mu nieśmiało i jakby zwolniła krok. Odmachał jej, chyba nawet bardziej życzliwie, niż zamierzał.

– Hej – przywitała go, odgarniając bladą dłonią włosy z czoła. – Nie masz nic przeciwko?

– Cześć – odpowiedział i pomyślał, że żyje w chorym świecie. Możliwe, że są ostatnimi normalnymi ludźmi w tym miejscu, a pierwsze pytanie jakie pada, to czy on nie ma nic przeciwko. Ścisnęło mu się gardło. – Nie, jasne, że nie. Chciałem jeszcze raz przejrzeć sklep z płytami. Przejdziesz się ze mną?

Natalia pokiwała głową, znowu rozsypując na twarzy włosy, które niezdrowo kontrastowały ze skórą. Chłopak chciał zapytać, czy dobrze się czuje, może poczęstować ją jakąś puszką, miał chyba jeszcze tuńczyka, ale porzucił tę myśl. Widząc, jak raźnym krokiem zmierza w kierunku starego centrum handlowego, przełożył to na później. Mieli czas.

– Znalazłeś coś ciekawego? – zapytała, wpatrując się w czubki zdartych butów.

– Poza bateriami nic – odparł, doganiając ją. – Zaczynam się zastanawiać, czy warto jeszcze czegoś tu szukać.

Nie była to prawda. Wiedział, że jest mało prawdopodobne, by trafił na coś wartościowego. Od lat szperał po sklepach, opuszczonych zakładach pracy, czy szkołach. Mieszkań i domów nie ruszał, nie miał odwagi. Chyba, że był głodny. Bardzo, bardzo głodny.

– Powinieneś poszukać szczęścia w Siedlcach – odezwała się po chwili ciszy. – Kamil, ten co skupuje od nas śmieci, opowiadał mi, że jest tam kilka osób. Chyba nawet nazwał ich społecznością. Odnalazłbyś się tam.

– Nie – odpowiedział Łukasz. Wiedział, że żyje tam więcej ludzi. Ludzi starających się cokolwiek odbudować, żyć. – Jeszcze nie. Może kiedyś. Nie teraz.

– Czemu? – zapytała, pierwszy raz unosząc na niego swoje smutne oczy w ciemnych obwódkach. – Co cię tu trzyma?

Co miał jej na to odpowiedzieć? Wszystko? Przecież Borzyce to jego dom. Tu się urodził i wychował. Tu są jego rodzice i siostra. Martwi od lat, ale w jego oczach niczego to nie zmieniało. Jak mógł stąd odejść? Jak mógł to zostawić? I dokąd się udać? Czego szukać?

– Ty – zażartował i uśmiechnął się do niej. – Jak mógłbym się stąd ruszyć bez ciebie?

– Oj przestań – Natalia naburmuszyła się trochę, ale Łukaszowi wydawało się, że dostrzegł cień uśmiechu. Tęsknił za tym uczuciem. Mieli po dwadzieścia lat, a wszystko, co dobrego mogło ich spotkać, zostało im dawno odebrane. Byli starcami zamkniętymi w młodych, wyniszczonych ciałach.

– Chodź – powiedział. – Pooglądamy płyty.

Drony brzęczały im nad głowami, gdy pokonywali kolejne wąskie uliczki. Mijali porzucone samochody, ale tu nawet porzucenie było małomiasteczkowe. Wszystkie stały równo na wyznaczonych miejscach, lub na podwórkach. Większość nie miała szyb, bo w pojazdach można było znaleźć dużo przydatnych drobiazgów. Latarkę, linkę holowniczą, czy papierosy.

Puste witryny sklepowe nie straszyły jak kiedyś, ale wciąż przyprawiały o gęsią skórkę. Ciągle przyłapywał się na tym, że rozbudzona nadzieja podpowiadała mu, że może to nie manekiny. Może to ludzie. Tłumienie jej było czynnością z tych trudnych.

Westchnął ciężko.

Spojrzał w majowe niebo, które powinno być błękitne, ale było szarawe od pyłów. Krążące po swoich orbitach czarne kropki dronów, tylko pogarszały sprawę. Łukasz dziwił się, że istnieją organy, które wciąż chcą ich nadzorować. Co spodziewają się znaleźć? Lek? Nadzieję? Czy tylko czekają, aż wszyscy zdecydują się ulec snowi?

Kraje, unie, imperia i sojusze upadły, a wszystko zagarnął ten, kto miał na to środki. Łukasz uważał za ponury żart fakt, że świat jaki znał, rozpadł się na kawałki, ale wciąż istniał człowiek, który stwierdził, że chce mieć wszystko pod kontrolą.

Witamy w Amazonie Środkowoeuropejskim.

Trzask plastikowych opakowań wyrwał go z ponurych rozważań. Widok Natalii przerzucającej płyty w pustym sklepie ściągnął na ziemię. Podszedł do regału i lustrował wzrokiem, czy było coś, co mógł wcześniej przeoczyć.

– Który raz już tu jesteś? – zapytała dziewczyna, biorąc się pod boki.

– Nie marudź – mruknął tylko, nie odrywając wzroku od kompaktów.

– Jesteśmy zespołem – odparła niespodziewanie i pozwoliła, by figlarny uśmiech rozjaśnił nieco jej twarz. – Ja marudzę, ty słuchasz.

– To chyba zaspałem na podział obowiązków – zaśmiał się Łukasz i wybrał jedną z płyt. Był to album Struttin’ My Stuff Elvina Bishopa. Wyciągnął do niej okładkę z postacią gitarzysty w różnych odcieniach tęczy. – Znasz?

Natalia pokręciła głową i skrzyżowała ręce. Po chwili przetarła oczy.

– Mógłbyś tu ze mną zostać? – zapytała, ziewając. – Chciałabym się przespać. Jak jestem sama, zapadam w takie płytkie półsny, boję się, że pojawi się ktoś z Wyrwanych. Naprawdę jestem wykończona.

Łukasz zdziwił się, że w ogóle próbuje mu się tłumaczyć. Kiwnął tylko głową i pomógł rozłożyć zniszczoną karimatę. Natalia zwinęła się w kłębek, więc przykrył ją też swoją kurtką, którą wyciągnął z plecaka. Zupełnie się jej nie dziwił. Świat był strasznym miejscem, a sen… Snu też się bał. Więc jak tu zasnąć?

Usiadł obok, opierając się o ścianę i wyciągnął zniszczony egzemplarz Drogi McCarthyego. Przekartkował pożółkłe strony i pozwolił oczom błądzić, podczas gdy sam zatopił się w myślach. Wyrwani. Tak, oni chyba byli najgorsi. Ludzie, którzy zostali siłą odpięci od snu. Łukasz nie wiedział, dlaczego po oderwaniu od okularów dziczeli. Podejrzewał, że wynikało to z szoku, gdy wyciągnięci siłą z własnych marzeń, mogli na własne oczy zobaczyć prawdziwy świat. Oszaleli. Tak podejrzewał. Ale kto mógł to naprawdę wiedzieć? Podobno nawet w NewAge nie wiedzieli, czego dokonali. A może wiedzieli aż za dobrze?

Nie miał odwagi odłączyć rodziców. Pozwolił im umrzeć z głodu. Tak było chyba lepiej. Ale nawet dziś nie wiedział, czy łatwiej, czy trudniej. Chyba łatwiej. Nie musiał patrzeć na ich ogarnięte przerażeniem twarze, oszalałe spojrzenia. Na ich niezrozumienie. Wiedział, że Natalia zrobiła to samo. Jedynie cud i pewien stary policjant, sprawiły, że sami nie założyli okularów i nie dali się porwać snom.

Wybudził się z odrętwienia i stwierdził, że stracił poczucie czasu. Słysząc miarowy oddech Natalii, a nawet ciche pochrapywanie, wyciągnął smartfon. Założył słuchawki i wybrał kolejne nagranie.

 

Jeśli się obudzisz z tej iluzji, to zrozumiesz, że jedno powoduje drugie. Czarne powoduje białe. Życie powoduje śmierć. Będziesz mógł poczuć siebie. Nie jako obcy w tym świecie, nie jako coś nie na miejscu, nie jako ktoś, kto przybył tu przez przypadek. Będziesz mógł poczuć własną świadomość istnienia. Coś absolutnie monumentalnego. Czym właściwie jesteś. W głębi, daleko. To proste. Składowe i podstawy egzystencji samej w sobie.

 

– Co tam masz? – Jej pytanie było tak niespodziewane, że niemal wypuścił aparat z rąk. – Smartfon?! To internet działa?

– Nie – odpowiedział, przyciskając rękę do piersi. Wydawało mu się, że serce zaraz wyskoczy mu z gardła, jeżeli nie znajdzie innej drogi ucieczki. – Nie działa, ale w niektórych miejscach wciąż jest prąd.

– Super – powiedziała z niekłamanym podziwem. – Co oglądałeś?

– Nic takiego – odparł szybko, wciskając ikony na ekranie. – Pokażę ci coś.

Wybrał tytuł z playlisty i podał Natalii słuchawki. Ta odpowiedziała mu zdziwionym spojrzeniem, ale z zaintrygowanym uśmiechem założyła je. Gdy wcisnął play, mógł usłyszeć ciche, rytmiczne trzaski.

– I jak? – zapytał po chwili, wyciągając dziewczynie jedną ze słuchawek spod czapki.

– Nawet, nawet.

– Nawet, nawet?! – prawie krzyknął. – To Fooled Around z płyty, którą ci pokazałem! To było w Strażnikach Galaktyki! Nawet Gamora ruszyła biodrem do tego rytmu!

– Kto? W czym? – zaśmiała się.

– Strażnicy Galaktyki! – pokazowo oburzył się Łukasz. – Przystojniak, mięśniak, kobieta-zabójczyni, drzewo i szop ratują wszechświat. Mówi ci to coś? Marvel, kurde bele, mówi ci to coś?

– Chyba coś mi świta…

– Ech – machnął ręką. – Kiedyś to były filmy. Takie to krzewienie kultury!

– Ale to chyba amerykańska kultura?

– Ameryki już nie ma – odparł, czując, że uśmiech spływa mu z twarzy. – A tutaj też już nie ma czego krzewić.

Widząc, jak Natalia schowała głowę w ramionach, poczuł się strasznie. Chciał ją objąć, ale nie miał odwagi. Nikt go tego nie nauczył, ani nie pokazał. Zatrzymał rękę w połowie ruchu. Nie wiedząc co ma zrobić, wstał i otrzepał spodnie z pyłu. Przez okno dostrzegł baner Nike, który straszył go od kilkunastu lat.

Just do it.

Tak, bardzo tego pragnął. Okulary były wszędzie. Nie wyłączały się. Swoim łagodnym blaskiem zapraszały. Obiecywały piękny sen. Sen, z którego nie można się obudzić. Bo nie będziesz już tym samym człowiekiem. W ogóle nie będziesz człowiekiem.

Just do it.

Spojrzał na Natalię, która skuliła ramiona i ponownie wlepiła wzrok we własne buty. Rzucił okiem na ekran aparatu, gdzie wciąż widniał tytuł Fooled Around. W sumie czemu nie, pomyślał.

– Przepraszam – powiedział, kucając. Jej bladoniebieskie oczy lśniły od niewylanych łez. I tych, których wylano o wiele za dużo. – Chodź, zawsze chciałem to zrobić.

Złapał ją za szczupłą dłoń, bojąc się, że skruszeje mu w palcach. Odwzajemniony uścisk, nawet tak delikatny, rozlał się ciepłem po jego umyśle. Był pewien, że to, co chce zrobić, jest trudne. Cieszyła go ta myśl.

Wyszli na zalany słońcem plac. Skulili się przed chłodnym wiatrem i spojrzeniem pustych okien z pobliskich budynków. Miarowy odgłos ich kroków był jedynym dźwiękiem, który potoczył się po betonowych płytach.

– Dokąd idziemy? – zapytała Natalia.

– Do domu kultury – odpowiedział. Ta myśl pozostawiała w jego umyśle niejasne poczucie satysfakcji. Podejrzewał, że musi mieć to związek z działaniem ukierunkowanym na coś innego niż monotonne przetrwanie w sennym, niemal pustym mieście.

Skręcili w uliczkę za murowanym kościołem. Mijana apteka szyldem informowała, że jest całodobowa. Wszystko jest teraz całodobowe, pomyślał Łukasz i przypomniał sobie ile razy lekarstwa z tego miejsca mu pomogły. Część sprzedał, ale niektóre przeciwbólowe zachował, chowając w różnych zakamarkach.

Zza rogu widoczny był już żółty budynek domu kultury. Musieli minąć jeszcze tylko stary oddział banku. Chłopak chciał podbiec, gdy do jego uszu dobiegł niepokojąco znajomy dźwięk.

Ciche, nieco zwierzęce posapywanie. Trudny do opisania charkot rozlegał się z kierunku, w którym zmierzali. Łukasz złapał Natalię za rękaw, by ją odciągnąć, gdy na chodnik zza gmachu banku wyszła pokraczna istota.

Wygięte w pałąk plecy, z których wisiała kiwająca się głowa. Wykręcone stawy i artretycznie zakrzywione palce nadawały jej niezgrabnego, ale drapieżnego wyglądu. Z głośnym chrzęstem wykręciła twarz w ich stronę i Łukasz poczuł, że mdłości mieszają się w nim ze strachem.

Wyrwany. Jeszcze człowiek, chyba. Niewątpliwe kiedyś nim był. Mężczyzna w podeszłym wieku. Przed elektronicznym zaśnięciem można było o nim powiedzieć, że był drobnej budowy i o łagodnych rysach twarzy. Jednak to, co stało przed Łukaszem i Natalią miało wykręcone w cierpieniu oblicze, nie przypominające już ludzkiego. Jasne oczy błądziły, nie mogąc skupić na niczym spojrzenia. Gdy postawił w ich kierunku pierwszy niezgrabny krok, chłopak zrzucił plecak i sięgnął po broń.

– Nie! – krzyknęła Natalia, a Wyrwany zamarł w pół ruchu, jakby nasłuchiwał. Wyglądał jak przestraszone zwierzę.

Łukasz miał zaciętą minę i powolnym ruchem odbezpieczył pistolet. Spokojnie, w obawie, by nie sprowokować Wyrwanego do ataku, wymierzył w jego stronę. Starał się celować wprost między ogarnięte obłędem oczy.

– Proszę cię! – Dziewczyna szarpała go za rękaw. Łukasz stał niewzruszony, a od Wyrwanego wciąż dzieliło ich zaledwie kilka metrów. Serce biło mu jak oszalałe. Bał się, że nie znajdzie w sobie tyle odwagi, by strzelić. Bał się, że ten strzęp człowieka rzuci się na nich w furii. Czuł, że się poci. Wziął głęboki oddech, by uspokoić drżenie rąk. Odwaga odwagą, musiał jeszcze trafić.

Wyrwany obejrzał się za siebie, jakby onieśmielony. Łukasz zamarł. A co jeśli jest ich więcej? Czy ta pokraka czeka na innych podobnych sobie? Czy zastrzelenie go będzie okazaniem łaski? Czy w ogóle miał prawo wydać taki wyrok? Powinien go zabić tu i teraz, czy pozwolić mu odejść i żyć jak zwierzę? I który z tych wyborów to ten łatwy?

Drony brzęczały im nad głową. Chłopak zastanowił się, czy ktoś to właśnie ogląda. Youtube wciąż istnieje? Ile mamy wyświetleń? Bawi cię ten śmiertelny impas obserwatorze? Bo mnie ani trochę.

– Łukasz, proszę! – zawyła Natalia i ściągnęła swój plecak. Wyjęła z niego puszkę z gulaszem i drżącymi palcami odchyliła wieczko. Musiała spróbować trzy razy i pokaleczyła sobie dłonie. Podeszła w stronę Wyrwanego z wyciągniętą ręką. Łukasz poznał, że puszka bardzo kusiła tę istotę. Teraz rozumiał dlaczego dziewczyna wygląda coraz gorzej. Ile ją kosztuje oddawanie jedzenia? I ile już razy to zrobiła?

Natalia kucnęła i ruchem, który chłopakowi przypomniał rzut w kręglach, przesunęła jedzenie w stronę Wyrwanego. Ten rzucił się w stronę pożywienia i chwycił je w obie dłonie. Nim Łukasz zdążył wypuścić powietrze, istota uciekła w pokracznych podskokach.

Opuścił broń i poczuł jak z serca spada mu ogromny ciężar. Więc to był ten wybór? Nie podejmowanie go? Pokręcił głową i oparł się o szarą ścianę banku, czując, że chyba zaraz zwymiotuje.

– Dziękuję – powiedziała Natalia, a w jej głosie wyraźnie słyszał ulgę. – To był tata mojej koleżanki. Nie zniosłabym tego.

Łukasz przesunął drżącą dłonią po twarzy. Głos dziewczyny odbijał się echem w jego głowie i chłopak czuł, że mózg zaraz mu eksploduje. Jedyna rozsądna myśl, jaka się w nim zrodziła, była suchym, obrzydliwym faktem. Zniosłabyś. Zniosłabyś, jak zniosłaś wiele okropieństw przedtem. Jak jeszcze wiele później.

Schował broń i ruszył w stronę domu kultury, uważnie się rozglądając.

Drzwi, z których odłaziła zielona farba, były otwarte. Łukasz pamiętał, jak uczęszczał tutaj na zajęcia z plastyki. Wydawało się to tak dawno, jakby w innym życiu. Ruszył w stronę drewnianych schodów prowadzących na piętro.

Przestępował przez porzucone kartony pełne farb, pędzli i książek. Produktów, które w tym świecie mogły służyć tylko, by rzucić je w ogień. Zaprowadził Natalię do pokoju, w którym drzwi oznaczone były tabliczką „Dyrektor”.

– Co my tu robimy? – zapytała, szepcząc. Cisza, która zaległa w tym miejscu jej również się udzieliła.

Pomieszczenie było skrajnie zagracone. Jednak wszystko, co wykazywało jakąkolwiek wartość, dawno stąd wyniesiono. Łukasz nie odpowiedział, tylko obszedł wielkie, drewniane biurko i zaczął szperać po szufladach. Nie znajdując nic godnego uwagi, podniósł wzrok.

– Mam dość tej ciszy, a ty? – zapytał i podszedł do jednej z szafek obok starego regału. – Bingo!

Natalia otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie wiedziała co. Spoglądała zaintrygowana na Łukasza, który z plątaniny kabli wystających bezpośrednio ze ściany wybrał jeden i podłączył do niego smartfon.

Ekran rzucił mu na twarz kolorową poświatę. Łukasz nacisnął przycisk play.

Głośniki trzasnęły głośno, niczym zastygłe stawy. Po całych Borzycach rozległ się głos Elvina Bishopa. I był to piękny głos i nie aż tak piękne słowa. Łukasz z Natalią ruszyli po schodach, by wyjść na taras, który nie doczekał się balustrady.

Usiedli na gołym betonie, zwieszając nogi, którymi wesoło pomachali dwa piętra nad ziemią. Mieli przed sobą całe miasteczko, które na ich piosenkę odpowiedziało martwotą i bezruchem. Tylko wiatr szarpał gałęziami, jakby chciał porwać je do tańca.

– Myślisz, że ktoś z nich kiedyś się obudzi? Sam? – zapytał Łukasz, obserwując bezlistne drzewa. Mrużąc oczy, mógł na niektórych dostrzec zielone pąki.

Kiedy poczuł na swojej dłoni delikatne, chłodne palce Natalii, chciał krzyknąć. Było to tak niespodziewane, ale jednocześnie cudowne uczucie, że brakło mu tchu. Był otumaniony. Podejrzewał, że tak działa alkohol.

– Kto wie – odparła, patrząc daleko przed siebie. Po chwili zwróciła na niego błękitne oczy. – W końcu ten numer sprawił, że nawet biodro Gamory drgnęło, nie?

Łukasz odpowiedział jej uśmiechem.

Nie tak daleko jeden z Wyrwanych podniósł głowę na dźwięk piosenki. Trwał chwilę jak zwierzę, gotowe spłoszone zerwać się do ucieczki. Na zniekształconej twarzy nie sposób było odczytać emocji. Jedyne co było pewne, to fakt, że muzyka przyciągnęła jego uwagę. Posłuchał chwilę i w niezgrabnym biegu uciekł między bloki.

Koniec

Komentarze

Teksty tego rodzaju powinny być publikowane w antologiach i zajmować miejsca w tych konkursach. Mało jest w sumie podobnych opowiadań, to znaczy – impresywnych, nastawionych na coś innego niż “fabułę” i “bohaterów”. Apokalipsa wcale nie wydaje mi się sztampowa, historyjka też nie, chociaż oczywiście motywy należą do ogranych i popularnych. Moje opowiadanie na ten konkurs będzie chyba całkiem podobne, tylko w zupełnie innym rejonie Polski, ale też głównie z gadającymi ludźmi i słuchaniem muzyki. Straszna szkoda, że tekstu nie wysłałeś – sugeruję następnym razem nie podejmować tak radykalnych kroków.

Aha – i jeśli tłumaczysz coś z Alana Wattsa (a chyba to zrobiłeś), to proponowałbym zaznaczyć gdzieś, skąd pochodzą te linijki ;)

lk, dzięki za tak miły komentarz!

Zdecydowałem się nie wysyłać, ponieważ po opisie konkursu odniosłem wrażenie, że opowiadania o apokalipsie, gdzie konsekwencje są jednak sztampowe (opuszczone miasta i potwory, które kiedyś były ludźmi – dzięki Światowiderze, za opisanie tego w becie :p) mają małe szanse na podium. Odczułem, że oczekują czegoś nowego w samym pomyśle na koniec świata. Zaś Tobie życzę powodzenia w Pomieściach!

Na fragmenty, które wstawiłem, trafiłem w jakiejś kompilacji muzyki na youtube i nawet nie wiedziałem, że to Watts. Umieściłem je jako fragmenty przemówienia, bo pasowały aż nazbyt dobrze. :) Zaraz dodam info.

Dzięki!

Jest niezły w tym opowiadaniu klimat. Klimat małego, opustoszałego miasteczka. Jakieś nostalgii i smutku. Pustki.

Posłużyłeś się kilkoma motywami charakterystycznymi dla postapo: puste sklepy, konserwy, odmienieni ludzie (zamiast mutantów), uzbrojony i zaradny wędrowiec itd.

Sama apokalipsa, gdyby jej się głębiej przyjrzeć, jakoś mniej przekonuje. Zawsze, gdy ktoś snuje wizję świata, w którym ludzie poddają się mocy jakiegoś gadżetu, np. jak u ciebie, odpływają w świat wirtualny i konają w swych domach z głodu, zapominają o rzeczywistości, mam ogromne wątpliwości.

Ciężko uwierzyć w takie zbiorowe, dobrowolne (u Ciebie pozostały jakieś jednostki tylko) podłączenie się ludzkości. Po pierwsze nie każdy ma równy dostęp do takich gadżetów (pomyśl o Afryce i rejonach gdzie nie ma nawet studni i kanalizacji, prądu, o Internecie nie wspominając), nie każdy chce korzystać z takich gadżetów (ruchy nastawione anty są zawsze w kontrze do wszelkich mód, tendencji itd.), poza tym są całe grupy społeczne, które nie mogą i nie zechcą skorzystać z takich wynalazków dobrowolnie, np. matki małych dzieci, ludzie starsi itd.

Twoja wizja kojarzy mi się nieco z filmem "Surogaci", ale tam był cały drugi świat ludzi kontestujących zastępowanie siebie sterowanymi zdalnie robotami.

Kilka zdań bardzo mi się podobało (Obracał metalowe opakowanie w palcach, dziękując Bogu za absurdalnie długi termin ważności.; Wszystko jest teraz całodobowe, pomyślał Łukasz…).

Zdarzały się tez takie, które zgrzytały, często wyglądały jakby ktoś wyciął ich część, przez co konstrukcja i sens zdawały się zachwiane:

 

Obietnic, które Łukasz podejrzewał o bycie największym kłamstwem w historii ludzkości.

 

Tłumienie jej było czynnością z tych trudnych.

 

To chyba zaspałem na podział obowiązków – zaśmiał się Łukasz i wybrał jedną z płyt.

 

Zatrzymał rękę w połowie ruchu. – lepiej by brzmiało w połowie drogi.

Podsumowując. Spokojne, nieźle napisane opowiadanie z klimacikiem i dobrym, otwartym zakończeniem. Trochę jakby młodzieńcze – Strażnicy Galaktyki, kawałki muzyczne itd.

Trzeba było wysłać.

Kliczka dam.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Kilka zdań wyjaśnienia apokalipsy: nie zdarzył się przypadek dobrowolnego odłączenia. Nie wiadomo czy nie chcą wrócić, czy to niemożliwe. Nie poruszyłem tu tematu Afryki, czy innych regionów, gdzie, z takich lub innych przyczyn, byłoby mało prawdopodobne. Uznałem to raczej za coś w rodzaju apokalipsy lokalnej, burzącej świat bohaterów. Tych, którzy nie zechcą skorzystać uznałem za promil i wyemigrowałem do regionów, gdzie to się nie dzieje. ;) Duża część poszła na zasadzie stada owiec i zwykłej ucieczki od rozpadającego się świata. W końcu opcja jest całkiem kusząca.

Mam nadzieję, że trochę wyjaśniłem. :) Zdaję sobie sprawę, że podobne wytłumaczenia można wrzucić w wiele innych historii, ale dzięki nim nie jest aż tak odrealnione.

Bardzo cieszą mnie dobra słowa i odbiór. Dzięki! :)

Obawiam się, że nie wszystko zrozumiałam – np. jak to się działo, że w nie­któ­rych miej­scach wciąż był prąd. Nie zorientowałam się też, co było przyczyną apokalipsy – czy to, że ludzie za sprawą wspomnianych okularów przenosili się do innego świata? Kto chciał rządzić zrujnowanym światem? Dlaczego umarły rodziny bohaterów, a Łukasz i Natalia nie?

Musze jednak przyznać, że czytało się dobrze, a przygnębiający i osobliwy klimat miasteczka towarzyszył mi od początku do końca.

 

krzy­czał do niego wiel­ki­mi li­te­ra­mi Just do it!. –> Po wykrzykniku nie stawiamy kropki.

 

Chcia­łem jesz­cze raz przej­rzeć sklep z pły­ta­mi. –> Czy można przejrzeć sklep, czy raczej to, co się w sklepie znajduje?

Może: Chcia­łem jesz­cze raz zajrzeć do sklepu z pły­ta­mi.

 

Wy­szli na za­la­ny słoń­ce plac. –> Wcześniej napisałeś: Spoj­rzał w ma­jo­we niebo, które po­win­no być błę­kit­ne, ale było sza­ra­we od pyłów. –> Czy pyły nie tłumiły słońca?

 

i spoj­rze­niem pu­stych okien po­bli­skich bu­dyn­ków. –> …i spoj­rze­niem pu­stych okien po­bli­skich bu­dyn­ków.

 

Część sprze­dał, ale nie­któ­re prze­ciw­bó­lo­we za­cho­wał, cho­wa­jąc w róż­nych za­ka­mar­kach. –> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …nie­któ­re prze­ciw­bó­lo­we zatrzymał, cho­wa­jąc/ ukrywając

 

Wy­gię­te w pałąk plecy, z któ­rych wi­sia­ła ki­wa­ją­ca się głowa. –> Wy­gię­te w pałąk plecy, z któ­rych zwisała ki­wa­ją­ca się głowa.

 

– Co my tu ro­bi­my? – za­py­ta­ła, szep­cząc. –> Raczej: – Co my tu ro­bi­my? – za­py­ta­ła szep­tem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Mnie apokalipsa nie przekonała.

Kto sprzedaje produkt, który sprawi, że odbiorca nigdy więcej nic nie kupi i za nic nie zapłaci? Po co?

Skąd tam się bierze prąd? Jakaś grupka altruistów nie dosyć, że nie poddała się powszechnemu trendowi, to jeszcze obsługuje elektrownię, zamiast szukać żarcia?

No i żarcie. Konserwy są w porządku, ale na krótką metę. Pouprawialiby ogródki, zapolowali na coś (na pewno zwierzęta po lasach mają się świetnie, odkąd ludzie przestali im przeszkadzać), a nie siedzą w sklepie z płytami.

Ogółem – podobno nastąpiła apokalipsa, ale właściwie nic się nie zmieniło. Świat jest, jaki był – prąd płynie, urządzenia się nie popsuły, baterie nie wylały, nastolatki snują się po mieście i słuchają muzy… Tylko starzy zniknęli i nikt dzieciakom nie marudzi.

Babska logika rządzi!

Dobry pomysł, nieźle fabularnie napisane, choć w pewnym momencie, jakoś w okolicy spotkania Łukasza i Natalii traci nieco początkową dynamikę. Potem od spotkania z Wyrwanym dość ją odzyskuje, więc źle nie jest. Powoli dawkujesz wiedzę o świecie i o tym, co się w nim stało, ale światotwórstwo mnie pozostawiło z uczuciem niedosytu, zwłaszcza że jak często w postapo jest tu trochę logicznych dziur (wytkniętych już w czasie, kiedy czytałam i pisałam komentarz). Ale całość raczej zadowalająca.

 

Trochę uwag techniczno-logicznych:

 

“W prostopadłej uliczce[+,] tonącej między szaroburym blokiem z wielkiej płyty[-,] a sklepem odzieżowym, zamajaczyła postać.”

 

“Ten ostateczny argument, że, koniec końców, wszystko zależeć będzie od niego.

Nie obawiał się, że nadchodząca osoba może być uzbrojona.”

Odrobinę za blisko, no i to pierwsze takie w ogóle średnie z tym wtrąceniem zaraz potem.

 

a w nim raptem trzy pistolety P-99. A Łukasz był w posiadaniu”

 

“W świecie ogarniętym snem[-,] ci, którzy nie śpią, boją się siebie nawzajem.” – to jest tak ładne, że następne, dopowiadające zdanie wydaje się zbędne…

 

“bladą dłonią” – coś mi nie gra z bladą dłonią, ale autentycznie nie wiem, co.

 

“znowu rozsypując na twarzy włosy” – znowu sugeruje, że już raz to zrobiła, a ona tylko odgarniała je z czoła; rozsypywanie włosów na twarzy nie leży mi stylistycznie. Może gdybyś dał tu “działać” włosom, byłoby lepiej: “N. pokiwała głową, a włosy znów opadły jej na twarz” albo coś w te klocki

 

“Od lat szperał po sklepach, opuszczonych zakładach pracy, czy szkołach. Mieszkań i domów nie ruszał, nie miał odwagi.” – od lat… Co zostanie w sklepach po latach? Chyba że od samego początku to była total apokalipsa, z której ocalało i kilkoro ludzi. Ale w takim razie, dlaczego nie ruszał mieszkań?

 

“– Oj[+,] przestań[+.] – Natalia naburmuszyła się trochę”

 

“Tęsknił za tym uczuciem.” – dostrzeżenie cienia uśmiechu nie jest chyba uczuciem

 

“Mieli po dwadzieścia lat, a wszystko, co dobrego mogło ich spotkać, zostało im dawno odebrane.” – i od kilku lat zajmowali się tym szukaniem? Nie niemożliwe, ale nie powinni być jednak minimalnie starsi? Dla piętnastolatka taka apokalipsa (bez wojny?) będzie zapewne z początku zabawą, dla dwudziestolatka – chyba jeszcze ciągle czymś nie do końca rzeczywistym. Mam wrażenie, że na to, żeby być “starcami w młodych ciałach” powinni w dzisiejszych czasach być jednak trzydziestolatkami.

 

“Wszystkie stały równo na wyznaczonych miejscach[-,] lub na podwórkach.”

 

“Puste witryny sklepowe nie straszyły jak kiedyś, ale wciąż przyprawiały o gęsią skórkę.” – nie rozumiem tegoRelacje “jak kiedyś” (bo chyba nie chodzi o PRL) i jak to się ma do tego, że nadal (po latach) w sklepach coś się znajduje

 

“Krążące po swoich orbitach czarne kropki dronów[-,] tylko pogarszały sprawę.” – może wyznaczonych zamiast swoich?

 

“Łukasz dziwił się, że istnieją organy, które wciąż chcą ich nadzorować.” – chcą wszystko/cokolwiek nadzorować? Bo chyba nie chodzi konkretnie o tę dwójkę bohaterów, co sugerowałby zaimek?

 

“– To chyba zaspałem na podział obowiązków – zaśmiał się Łukasz” – tu chyba norma dialogowa sugerowałaby raczej taki zapis (bo śmiech nie jest wypowiedzią, ale jej towarzyszy): “– To chyba zaspałem na podział obowiązków. – Łukasz zaśmiał się …

 

“Natalia zwinęła się w kłębek, więc przykrył ją też swoją kurtką” – to jest ogólnie ok, ale między tym, że się akurat zwinęła (a nie spała np. wyprostowana), a tym, że on ją przykrył nie ma chyba związku przyczynowo-skutkowego? (jakieś “a on” zamiast “więc” by chyba wystarczyło? Na dodatek zaraz potem masz kolejne “więc”, co stanowi dodatkowy argument za likwidacją tego pierwszego)

 

“egzemplarz Drogi McCarthyego” → Drogi/“Drogi” McCarthy’ego

 

“– Ech – machnął ręką.” → – Ech./… – Machnął ręką.

 

“Widząc, jak Natalia schowała głowę w ramionach” – tu lepsze byłoby “chowa”, bo to się dzieje równocześnie

 

“Nikt go tego nie nauczył[-,] ani nie pokazał.”

 

“Wszystko jest teraz całodobowe, pomyślał Łukasz i przypomniał sobie[+,] ile razy lekarstwa z tego miejsca mu pomogły.” – bardzo fajne z tym następnym zdaniem, gdzie zaskakuje to, że nie chodzi tylko o medyczną funkcję lekarstw

 

“Musieli minąć jeszcze tylko stary oddział banku.” – wszystko jest już chyba stare/byłe ?

 

“Trudny do opisania charkot rozlegał się z kierunku, w którym zmierzali.” – coś mi z tym kierunkiem nie gra, mam wrażenie, że odgłos może dochodzić/dobiegać skądś, ale nie rozlegać się skądś, no i w ogóle chyba nie z kierunku?

 

w którym zmierzali. Łukasz złapał Natalię za rękaw, by ją odciągnąć, gdy na chodnik zza gmachu banku wyszła pokraczna istota.

Wygięte w pałąk plecy, z których wisiała”

 

“Przed elektronicznym zaśnięciem można było o nim powiedzieć, że był drobnej budowy i o łagodnych rysach twarzy.” – niezbyt zgrabne zdanie. Przed… był zapewne drobnej budowy / Można było się domyślać, że przed … był … ?

 

“Bał się, że ten strzęp człowieka rzuci się na nich w furii. Czuł, że się poci.” – troszkę podmioty się pomieszały

 

“Teraz rozumiał[+,] dlaczego dziewczyna wygląda coraz gorzej.”

 

“Nim Łukasz zdążył wypuścić powietrze” → “Nim Łukasz zdążył wypuścić powietrze z płuc”

 

“zapytała, szepcząc” → zapytała szeptem

 

Było to tak niespodziewane, ale jednocześnie cudowne uczucie, że brakło mu tchu. Był otumaniony.”

 

“Podejrzewał, że tak działa alkohol.” – apokalipsa, rabunek sklepów itd. i nasto-/dwudziestolatek nie spróbował?

http://altronapoleone.home.blog

Reg, już tłumaczę:

jak to się działo, że w niektórych miejscach wciąż był prąd.

Uznałem, że apokalipsa, w której ludzie falowo umierają to nie jest jeden przełącznik i wszystko się zatrzymuje. Są systemy, które całkiem autonomicznie sobie pracują wiele lat i w różnych miejscach wciąż można było znaleźć prąd. Nie napisałem, że jest w gniazdkach w domach. Mógł np. znaleźć agregat. :)

Poza tym zaśnięcie wydarzyło się kilka lat temu, a nie sto. Uznałem, że prąd w świecie, który przecież całkiem nie umarł ma szansę istnieć.

czy to, że ludzie za sprawą wspomnianych okularów przenosili się do innego świata?

Można tak powiedzieć. Zakładali okulary i przenosili się do świata snów, który spełniał ich najskrytsze pragnienia. Nie mogli się uwolnić i większość ludzi usnęła, a ich ciała umarły z braku wody i pożywienia.

Kto chciał rządzić zrujnowanym światem?

Chętnych do rządzenia nie brakuje. Choćby i ruiną. :)

Dlaczego umarły rodziny bohaterów, a Łukasz i Natalia nie?

Łukasz i Natalia nie założyli okularów.

 

Finkla, pomijam pytania, na które odpowiedziałem Reg.

Kto sprzedaje produkt, który sprawi, że odbiorca nigdy więcej nic nie kupi i za nic nie zapłaci? Po co?

Wydaje mi się, że działało to jak sprzedaż gier. Uniwersum mogło być rozwijane, konta premium i inne bajery. Gdzieś tam napisałem, że nie wiadomo, czy producent zdawał sobie sprawę z ryzyka.

No i żarcie. Konserwy są w porządku, ale na krótką metę. Pouprawialiby ogródki, zapolowali na coś (na pewno zwierzęta po lasach mają się świetnie, odkąd ludzie przestali im przeszkadzać), a nie siedzą w sklepie z płytami.

Jedno nie wyklucza drugiego. Nigdzie nie napisałem, że tego nie polują, czy nie uprawiają. Konserwy mają ten plus, że są mobilne i długotrwałe. :) Poza tym zostało ich dużo, a ludzi mało, więc w czym problem?

Ogółem – podobno nastąpiła apokalipsa, ale właściwie nic się nie zmieniło.

Wydaje mi się, że tak to często wygląda. Tragedia, tragedią, ale życie toczy się dalej. Nie samym polowaniem i uprawą człowiek żyje. :) A bohater jest na tyle zaradny i zna miasto, że wie, które urządzenia mają szansę zadziałać. Natalia zdziwiła się, że smartfon działa. Skoro drony mogły latać, to i gdzieś mógł być prąd. Przecież nie mogło być, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko z automatu przestaje działać. :p

 

Drakaina,

ale światotwórstwo mnie pozostawiło z uczuciem niedosytu, zwłaszcza że jak często w postapo jest tu trochę logicznych dziur

Wolę o nich myśleć raczej “niedopowiedzenia”. ;) Nie uznaję ich za dziury logiczne, a coś, co nie zostało szczegółowo opisane. Wolałem się skupić na bohaterach, niż wplatać ciągi przyczynowo-skutkowe, dlaczego moim zdaniem gdzieś prąd jest, konserwy są w porządku, a smartfon działa. Świat nie umiera od tak i pewne rzeczy wciąż w nim występują.

Nie chciałem nabijać objętości opisem świata po, bo jest to tylko kwestia “dlaczego coś występuje”, a nie ma to żadnego wpływu na historię. Ważne, że “coś występuje” i w mojej ocenie jest to dość logicznie, wystarczy się nad tym pochylić. Mogłem się mylić, że jest to logiczne i mogłem się mylić, że to “coś” może wystąpić. Taką jednak miałem wizję na ten świat i nie wydaje mi się ona pozbawiona sensu, czy logiki. :)

Co zostanie w sklepach po latach? Chyba że od samego początku to była total apokalipsa, z której ocalało i kilkoro ludzi. Ale w takim razie, dlaczego nie ruszał mieszkań?

Choćby płyty z muzyką, które nie są niezbędne. Nie ruszał, dopóki nie musiał. Bał się, podejrzewam.

Mam wrażenie, że na to, żeby być “starcami w młodych ciałach” powinni w dzisiejszych czasach być jednak trzydziestolatkami.

Oni akurat dwudziesto. Myślę, że minione wydarzenia, to kurs przyspieszonego starzenia. ;)

apokalipsa, rabunek sklepów itd. i nasto-/dwudziestolatek nie spróbował?

Jak widać. :) Ryzyko za duże, że przy zbyt głębokim śnie ktoś Cię okradnie. Albo zje. :p

 

Mam nadzieję, że odniosłem się do wszystkiego. Bardzo dziękuję za nieocenione uwagi, te przychylne i te mniej, a poprawki wprowadzę dzisiaj wieczorem. :)

Odniosłam wrażenie, że jak już ktoś raz założy okulary, to po nim. I nie wyobrażam sobie, jak producent mógłby o tym nie wiedzieć. No, nie mógł wypuścić w świat ani opatentować bez prób. I jednak sytuacja inna niż z grami, bo ze świata gry człowiek się od czasu do czasu wynurza. Przynajmniej na tyle, żeby zarobić i kupić następną. W interesie firmy jest wbudować jakiś ogranicznik czasowy.

Inna sprawa, to jakim cudem okulary działają, chociaż w gniazdku już nie ma prądu. Przez kilka lat zdarzyła się niejedna wichura, która zerwała kable między elektrownią a miasteczkiem.

Babska logika rządzi!

Mogły wydarzyć się przypadki, które producent zatuszował. Windows 2000 (lub Millenium) też zawiesił się podczas prezentacji.

Błąd systemu? Krytyczny na serwerze? Ciężko stwierdzić, wiem tylko, że to się wydarzyło. Bohater nie wie, czy było to celowe, czy wystąpił jakiś fatal, a narrator nie wie wiele więcej w tym temacie. ;)

W interesie firmy jest wbudować jakiś ogranicznik czasowy.

W interesie firmy jest mieć zysk, więc albo w jakiś sposób miała, albo coś poszło mocno nie tak.

Inna sprawa, to jakim cudem okulary działają, chociaż w gniazdku już nie ma prądu. Przez kilka lat zdarzyła się niejedna wichura, która zerwała kable między elektrownią a miasteczkiem.

Dobre baterie to potęgi klucz!

 

Finkla, uważam, że skupiasz się na tym, co nie jest w tym opowiadaniu zbyt wysoko na liście zagadnień ważnych. Jednocześnie rozumiem, że brak wyjaśnień, a co za tym idzie dziury logiczne, czy niedopowiedzenia uniemożliwiają Ci wystarczająco silne zawieszenie niewiary. Postanowiłem nie tłumaczyć świata bardziej niż to konieczne, by nie nabijać objętości i nie przesuwać punktu ciężkości. Uznałem, że bohaterowie mogą utonąć w wyjaśnieniach w tak krótkim tekście.

Dlatego niektóre fragmenty tego świata trzeba przyjąć na wiarę i samemu sobie dopowiedzieć, jak to jest możliwe. Uważam, że każdy powód jest dobry, bo nie ma to żadnego znaczenia dla historii. A taka wizja świata jaką ją opisałem, możliwe, że nie jest prawdopodobna, ale zdecydowanie nie jest niemożliwa.

Możliwe, że wymagam za wiele, by kupić świat jakim jest, ale uważam, że tekst ucierpiałby, gdybym starał się w nim odpowiedzieć na wszystkie wątpliwości.

 

No, zgadza się – mam problem z zawieszeniem niewiary. I im więcej się zastanawiam, tym więcej dziur widzę.

Babska logika rządzi!

Przykro mi niezmiernie! Może następnym razem. :)

Ac, przyjmuję do wiadomości Twoje wyjaśnienia, ale to nie znaczy, że pozbyłam się wszystkich wątpliwości. Mam jednak nadzieję, że przy lekturze kolejnego opowiadania, już ich nie będzie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podzielam nadzieję. :) Dzięki!

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Finkla, ale zyskiem nie musiały być pieniądze. Biorąc pod uwagę nazwę firmy, mogło chodzić o "rząd dusz" ;)

Ale co to za dusze, skoro padają z głodu?

I jeszcze jedno przyszło mi do głowy: wyobrażacie sobie ten wysyp procesów w USA po pierwszych warzywach w okularach?

Babska logika rządzi!

Chudodusze. Nie wiadomo, czy nie wrócili z własnych decyzji, więc nie ma jak tego sprawdzić. O co proces? :p

A spytaj jakiegoś amerykańskiego prawnika… O śmierć dziecka/ męża/ ojca… O wywalenie użytkownika z pracy. O sprzedawanie niebezpiecznego produktu bez ostrzeżeń. O sprzedawanie tegoż produktu nieletnim. O nienapisanie w instrukcji, że po obudzeniu synuś zmieni się w potwora…

Babska logika rządzi!

Ale co to za dusze, skoro padają z głodu?

Dusza jest nieśmiertelna, więc jak już taki delikwent zaśnie, to w innym wymiarze zostaje wiecznym niewolnikiem producenta :D

Przedstawiciele jurysdykcji też założyli okulary. ;)

Dziwny tekst, jednak spodobał mi się klimat, a także prowincjonalny klimat niewielkiego miasteczka. Sporo w nim niedopowiedzeń, czytelnik musi sobie sporo dopisać jednak działa to na korzyść tekstu. Niekoniecznie przekonało mnie zakończenie, no i relacje między bohaterami mogłyby być bogatsze. Niemniej ciekawe opowiadanie, na pewno biblioteczne.

 także prowincjonalny klimat niewielkiego miasteczka.

W sumie to najbardziej chciałem tym tekstem osiągnąć. :) Szkoda, że nie udało się wystarczająco przedstawić relacji bohaterów, ale cieszę się, że Ci się podobało. Dzięki!

Tekst spodobał mi się i szkoda, że nie wysłałeś na konkurs, bo niczym nie ryzykowałeś. Najwyżej później mogłeś podzielić się nim ze światem :) Choć popieram zarzuty co do logiki opowiadania, ja osobiście czytając tekst nie myślałam o tym. Po prostu dałam się ponieść historii. Uważam, że nie do wszystkiego trzeba tak logicznie i drobiazgowo podchodzić, bo to psuje przyjemność czytania. Zwłaszcza, że chciałeś chyba pokazać nam niebezpieczeństwa drogi, którą zmierzamy.

Bardzo fajnie napisany, stonowany, klimatyczny tekst. Lubię takie postapo, gdy świat kończy się po cichutku, spokojnie, bez anielskich trąb, wybuchów, trzęsień ziemi i podartej amerykańskiej flagi. Z pewnością kameralność przedstawionej sytuacji bardzo dobrze zrobiła Twojemu tekstowi.

O samej apokalipsie powiedziano już wiele, nie będę więc drążył tematu. Zresztą nie o realizm w tym tekście chodzi. I rzeczywiście, próba zracjonalizowania tego wszystkiego tylko by opowiadaniu zaszkodziła. 

Nie ma to jak się odpowiednio nastroić klimatycznym tekstem w piątkowe popołudnie :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Hmmm… ostatnio jak coś komentuję, to też klikam :) Ale to dlatego, że komentuję jedynie to, co mi się podoba, bo mam problem z konstruktywną krytyką… :(

Tak czy inaczej, dlaczego spodobał mi się akurat Twój tekst? Bo jest dobrze napisany, bo nie ma w nim dłużyzn, bo są tu pewne dające do myślenia niedomówienia, bo udało Ci stworzyć atmosferę powolnego upadku…

Zwłaszcza, że chciałeś chyba pokazać nam niebezpieczeństwa drogi, którą zmierzamy.

Chciałem opowiedzieć o młodych ludziach, którzy radzą sobie tak, jak potrafią. Twoja interpretacja raczej była u mnie gdzieś z tyłu głowy, ale cieszę się, że znalazłaś w tym tekście podobne motywy. :)

Nie ma to jak się odpowiednio nastroić klimatycznym tekstem w piątkowe popołudnie :-) 

Też tak sądzę i to super sprawa, że nastrajasz się dzięki mojemu opowiadaniu!

 

Jest mi lepiej na sercu, że sporo z Was odnalazło w tym tekście to, co chciałem w nim zawrzeć. :) Dziękuję wszystkim za wizytę i komentarze!

 

Apokalipsa też niestandardowa – mnie kupiła, ale widzę w komentarzach, że niektórym przydałoby się więcej tłumaczeń. Rzecz gustu.

Klimat stworzyłeś bardzo dobry. Taka rdza z Neuroshimy – lepiej już było, teraz może być tylko gorzej i gorzej. Bohaterowie fajni, dobrze ich opisałeś jako wraki w zniszczonych, młodych ciałach.

I tylko zakończenie mnie do końca nie satysfakcjonuje. Takie z lekka urwane, obiecujące nadzieję. Choć czy złudną – kto wie.

Jednak mimo to zacny był to koncert fajerwerków :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

I tylko zakończenie mnie do końca nie satysfakcjonuje. Takie z lekka urwane, obiecujące nadzieję. Choć czy złudną – kto wie.

Z jednej strony przykro, że nie przypadło Ci do gustu, ale z drugiej cieszę się, że tak je odebrałeś, bo dokładnie takie, jak opisałeś, chciałem żeby było. Może w kolejnym zakończenie napiszę bardziej konkretne. ;)

Dzięki!

Mam wrażenie, biorąc pod uwagę informacje zawarte w przedmowie, że całe opowiadanie stanowi pewną algegorię, dotyczącą Twoich osobistych doświadczeń. Nie chcę się rozwijać bardziej a propos konkretnych symboli, które na to wskazują i do jakiej interpretacji mnie skłaniają, bo być może zobaczyłem w tym tekście więcej mojej prywatnej prawdy, niż Twojej :)

Tekst czytało się dobrze – ma naprawdę niezły klimat. 

Bardzo się cieszę, że dobrze Ci się czytało i spodobał Ci się klimat. :)

Co do alegorii osobistych doświadczeń, to na pewno nie zbudowałem jej celowo. ;) Ale jestem bardzo ciekawy Twojej interpretacji. Jeżeli chciałbyś ją skonfrontować, możesz śmiało napisać tu, lub w wiadomości prywatnej. Będę mógł potwierdzić lub zanegować niektóre domysły. Choć jak trafisz zbyt dobrze, to nie wiem, czy publicznie się przyznam. :D

Dzięki!

podobał mi się ten małomiasteczkowy klimat – nic się nie dzieje i nic się już nie stanie. I to puszczanie muzyki w puste miasto ;)

nie do końca ogarnęłam rolę wyrwanych – w sensie, że tekst nic by nie stracił, gdyby nie było kawałka z akcją – taka fajna, niespieszna apokalipsa, a tu jednak latają jakieś mutki.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Nie do końca się zgadzam, że mutki są niepotrzebne tekstowi. Gdyby konsekwencją odłączenia była tylko śmierć, wtedy życie po apokalipsie straciłoby ten pewien wymiar nieustannego zagrożenia. Możliwe, że scena nie wnosi za wiele (tu się mogę zgodzić), ale same ich istnienie już wydaje mi się jednak potrzebne.

Bardzo się cieszę, że Ci się podobało! Dzięki!

Opowiadanie czytało się bardzo dobrze. Takie trochę “zombie story” w wydaniu PL :) 

Dzięki! Cieszę się, że Ci się podobało. :)

Nowa Fantastyka