- Opowiadanie: maciekzolnowski - Trudna buskingu sztuka

Trudna buskingu sztuka

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Trudna buskingu sztuka

Paddington

Z czym kojarzy ci się Miś Paddington? Z kreskówką, z pewną książeczką dla dzieci… Prawda. Mnie osobiście konotuje się ze zbędnym, nikomu niepotrzebnym stresem, niewspółmiernym do sytuacji, która go wyzwala. Dlaczego stresem? Już wyjaśniam. Otóż od czasu do czasu zjawiam się ze swą zabytkową violą d’amore w okolicach Paddingtonu, gdzie znajduje się podziemne przejście dla pieszych z najcudowniejszą na świecie akustyką. Ów zakątek Londynu zdobi pomnik Misia – okazały, grubiutki i cały intensywnie czerwony. Mijające go tłumy turystów chcą ujrzeć Little Venice zapewne.

No dobrze… a teraz wyobraź sobie siebie, jak stoisz z instrumentem i się straszliwie, ale to straszliwie pocisz, gdyż za chwilę znajdziesz się w zasięgu uwagi przechodniów, w jej centrum i sam staniesz się Misiem. I będziesz cały jak on purpurowy.

Starszej pani wypadł z ust żelek – nasmarowałem smyczek kalafonią; jakieś dziecko zapłakało – nastroiłem sprzęt grający; ktoś się w kimś zakochał, a ktoś odkochał – zrobiłem głęboki wdech. Może jesteś następny w kolejce do odrzucenia i pogardy? Jak sądzisz? Jeśli się nie spodobasz, to kto wie? Sygnały płynące z otoczenia odbierasz spotęgowane do niebotycznych wprost rozmiarów, słyszysz głośno i wyraźnie, wręcz fortissimo, widzisz w zwolnionym jakby tempie.

No i zaczynasz performance. Muzyczka płynie. I co z tego, że piękna. Nikt uwagi nie zwraca na buskeraBusking to jedna z najtrudniejszych sztuk. Musisz naprawdę bardzo się starać, by zostać zauważonym, by nie przeszkadzać strażnikom galerii handlowych i zdobyć serca słuchaczy. A tam serca! Wystarczy parę miedziaków do futerału.

Twe przeżycia zdają się być nieistotne, są czymś niewspółmiernym i na wyrost. Są jak słoneczne dni-dziczki, składające się na drugie, nikomu niepotrzebne lato; jak wybujała nadmiernie winorośl, której nikt w ogrodzie mieć nie chce; albo jak nigdy niekoszona trawa na ziemi niczyjej. Jesteś, mój drogi, chwastem. Chwastem albo – to lepiej zabrzmi – nazuną z haiku Basho.

Paddington tymczasem stoi i się bezczelnie raduje, śmieje ci się w twarz. Twe strachy ma za nic. Za chwilę ożyje i sam zaintonuje koncert. Krasy niedźwiadek z violą w kolorze plastra miodu – oto widomy obraz wyolbrzymionych lęków. Małe toto, ładne, a takie wredne!

 

Niemuzykalni pochłaniacze bułek ze Slough

Murzyńska matka opycha się bułami. Jest przypadkowym, pierwszym lepszym przechodniem, jakich pełno tego dnia na High Street. Brytyjskie poprawne politycznie wiatry są jej przychylne. Jesienne słoneczko przyjemnie grzeje i nawet afrykański deszcz na łeb nie leje. Jej maluszki tłoczące się gromadnie wkoło niej – wykapana matka, krew z krwi, kość z kości, pulchna pupka z pulchnej pupki – również ochoczo wcinają. Rzekłbyś: multikulti w wydaniu tak czystym, jak to tylko sobie można wyobrazić. I nieskazitelnie szlachetnym niczym diament karbonado. Choć może już za chwilę będzie to religijne monokulti. W Anglii? Na pewno.

To najmłodsze z pozycji dziecięcego wózeczka zauważa kącikiem oka grajka ulicznego. Zaczyna się nim interesować na swój naiwny sposób. Spogląda mianowicie: a to na buskera, a to znów na bułę; na buskera i znów na bułę; ponownie na buskera. Buła w końcu zwycięża w nierównej walce o pospolitą uwagę z wcale niepospolitą, a nade wszystko boską muzyką klasyków wiedeńskich – europejczyków z krwi i kości, krew z krwi, pupa z pupy. Może gdyby na stradivariusach grał sam Patrick Swayze w towarzystwie ochroniarzy strzegących skrzypiec – to by było dopiero coś – zainteresowanie przechodniów byłoby większe, a ich uszy mniej drewniane? Kto wie?

Ale grajek nie okazuje rozgoryczenia, robi swoje, gra z pasją, jakby sam chciał się za chwilę stać muzyką; jakby umierał z każdą nutą, a rodził się z każdą kolejną. Ostatnimi czasy angielska królowa – ta niemłoda BrzydUla z banknotów – zdaje się doń uśmiechać bardziej z rzadka aniżeli z gęsta.

Kiedyś było inaczej, ale – wiadomo – po tłustych muszą zawsze nastać lata chude. Dziś bułkożercy i ich jeszcze bardziej bułkożerne dzieci nieskorzy są do dzielenia się z nim, z nią ani w ogóle z nikim. To buła, a wraz z nią mlaskanie, przełykanie, cmoktanie, sapanie, wąchanie, różne oblicza ślinotoku rozbrzmiewa w ich martwych, litosferycznych tuszach… prr, duszach! Swe moniaki zapewne przeznaczą na kolejne, kolejne i jeszcze raz kolejne bułki. Nie żyjemy przecież po to, ażeby jeść; jemy, by żyć, a żyć to znaczy wchrzaniać: kajzerki, rogale, weki, bagietki, grahamki, jagodzianki, chałki, drożdżówki, no i oczywiście wspomniane buły. O, tak, buły, coraz więcej buł! Zatem smacznego! 

Koniec

Komentarze

Nie mam pojęcia o czym jest powyższy tekst i dlaczego znalazł się na portalu. Ani to literatura, ani publicystyka, ani felieton ani esej. A sama wymowa, ciut niepokojąco “niepoprawna politycznie”, rozmywa się wśród słów bez wyraźnej puenty czy podsumowania. O czym chciał nas Autor poinformować? O napływie ludności z Afryki do UK? O różnorodnej ofercie wyspiarskich piekarni? O bezmyślnych konsumentach? Na przykładzie dziecka? I po co ten muzyk w tekście? Po jakich kamieniach skakały myśli autora w tej rzece słów? No i co ma z tym wszystkim wspólnego tytuł z d… wzięty?

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mam wrażenie, Maćku, że dałeś upust żalowi, iż Murzyni wydają pieniądze na bułki, zamiast wrzucić jakieś drobne (lub grubsze) do futerału ulicznego grajka.

Następnym razem nie przepraszaj, że nie ma fantastyki, tylko zaprezentuj coś, co będzie fantastyczne pod każdym względem. ;)

 

nie sko­rzy są do dzie­le­nia się z nim… –> …niesko­rzy są do dzie­le­nia się z nim

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Że nie ma fantastyki, to wiesz. Z fabułą też cienko…

Babska logika rządzi!

“Nie mam pojęcia o czym jest powyższy tekst.” “A sama wymowa, ciut niepokojąco niepoprawna politycznie.” 

Cóż, on nie jest może zbyt poprawny politycznie, ale niepoprawny też nie jest. A jeśli jest niepoprawny – to tylko w tym sensie, że nie idealizuje życia w monarchii tak, jak czynią to red. Michalkiewicz i (jeszcze do niedawna) robił to red. Ziemkiewicz (ażby się chciało odpowiedzieć tym panom: cudze chwalicie, swego nie znacie).

No, a powyżej? Cóż mamy powyżej? – Ot, jest sobie scenka rodzajowa z grajkiem i jakąś tam przypadkową Murzynką w tle. Może kroi się coś o wiele grubszego od przerośniętej drożdżówki. ;) Może powstanie – narodzi się z bólu i redbullu, i cierpienia, i ciężkiej, wytężonej pracy – jakiś cykl rodzajowo-obyczajowy o grajku lub grajkach. Takie trochę studium socjologiczne na niepoważnie i nie na to forum… jeszcze się zobaczy! A ponieważ zależało mi na opinii kilku osób, więc tekst pozwoliłem sobie wstawić (z myślą taką oto, iż zawsze jeszcze zdążę go stąd wycofać). ;)

Dzięki za komentarze i za wytrwałą obecność tych, na których obecność liczyłem! Pozdrawiam! :)

Taki tekst, powiedziałabym, Maćkowy: bardziej scenka rodzajowa, ładnie namalowana, więc czyta się bardzo dobrze ;)

Przynoszę radość :)

O, Maćkowe scenki rodzajowe! To brzmi ciekawie i wyzywająco. Otwiera się tym samym nowy cykl (który kontynuowany będzie poza tym forum) o buskerach – ulicznych muzykantach. Dzięki serdeczne, Anet!

:)

Przynoszę radość :)

Tutaj jest fa– bułka, Finklo.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Fajnie byłoby też, Anet, napisać coś w rodzaju zbiorku miniopowiadań, być może w formie dialogów rodzajowych, pod roboczym, choć wiele mówiącym tytułem – dajmy na to – “Dialogi Beskidzkie”. I znów byłby to cykl. I znów – cykl, przeznaczony nie dla “NF”! Oj, byłoby co zmyślać-opowiadać, a nawet wspominać; oj, byłoby (takie dialogi z życia capnięte)! 

Bułka ma niczym mydełko FA! Sia-la-la!

Tutaj jest fa– bułka, Finklo.

A ja się zastanawiam, co mi się tak mydłem odbija… Znaczy, to białe na bułce, to nie był twarożek? ;-)

Babska logika rządzi!

Mnie się wydaje, że Ty to w ogóle tak bardziej gawędziarz jesteś – niekoniecznie chodzi o samą historię, bardziej o samo snucie opowieści ;)

Na pewno byłoby klimatycznie ;)

Przynoszę radość :)

Masz rację, Anet. Już mi to Sylwia wypomniała (nie)wypominająco. Są sposoby, ażeby np. z Maćka-gawędziarza uczynić któregoś z jego bohaterów nośnikiem różnych ciekawych historyjek i anegdot. A uczynić to tak, aby nie ucierpiała na tym strona fabularna tekstu. Trzeba jeszcze niestety chcieć, nad czym usilnie pracuję.  

 

Wytłumaczę się jeszcze z jednej rzeczy: Osoba matki-Murzynki jest jak najbardziej przypadkowa, a wtręt dotyczący multikulti – być może zupełnie niepotrzebny. Po prostu byłem świadkiem opisywanej scenki, którą starałem się uchwycić najlepiej, jak umiałem (bez upiększeń i koloryzowania). A że akurat wyszło tak jakoś czarno-biało – to już nie moja wina!

Tekst – jak się okazuje – ma drugie dno, a mianowicie myśl, którą by można było sformułować w ten sposób: Imigranci, którzy nie są rodowitymi europejczykami prędzej zaakceptują nasze bułki, jako pokarm, od naszych – dajmy na to – klasyków wiedeńskich; szybciej przyjmują dobra materialne (telefony, samochody, zachodnie ciuchy), wolniej natomiast (a może i wcale) – te pozostałe dobra, dobra duchowe.

Scenka o niczym. Znoszę brak fabuły, jeśli jest rekompensowany autorskim talentem, klimatem, błyskotliwymi dialogami lub zacną filozofią. 

A jeśli chcesz pisać taki zbiórek, to polecam zapoznać się z twórczością Jima Jarmuscha.

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Dzięki, Pietrek! Wiem, że Jarmusch marzył o karierze pisarskiej (jeszcze za nim został uznanym filmowcem). Nie wiem, czy jego opowiadania są (po polsku) tak łatwo dostępne, ale wiem, że parę filmów stworzonych jest na bazie oryginalnego pomysłu (scenariusza) wspomnianego twórcy. 

U nas w Polsce podobnie było z Himilsbachem, który nie tylko występował w filmach, ale także niejednokrotnie tworzył do nich scenariusze. Istnieje też bardzo zacny i całkiem pokaźny zbiorek opowiadań pana Jana.  

Polecam film „Kawa i papierosy”, który jest zapisem 11 rozmów przy kawie i papierosach. Genialny.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

O dziwo – jestem w szoku – nie znam tego dzieła, nigdy też o nim nie słyszałem. Czas nadrobić zaległości, choć czasem się człek zastanawia, czy ma pisać, czy czytać, czy też oglądać filmy (bo nawet filmy – i to kiepskie – mogą być inspirujące), i co w ogóle robić z natłokiem informacji: bodźców i wrażeń (już choćby i tylko na tym forum). Dzięki w każdym razie! 

Ja staram się pogodzić to wszystko :)

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

I dobrze robisz, Pietrek. Aczkolwiek jest taka anegdotka o staraniu się:

 

Mówi jeden gość do drugiego, słowami znanej piosenki:

– “Blondynki, brunetki… ja wszystkie Was dziewczynki… całować chcę”…

– Mój drogi – odpowiada mu jego towarzysz. – Wszystkich nie dasz rady.

– No dobrze, ale przynajmniej trzeba się starać.

 

Mnie coś ostatnio wzięło na słuchanie creepypast (być może szukam inspiracji, być może prostoty, być może klimatu, być może akcji, a być może wszystkiego tego jednocześnie), ale jakoś mi się nie wydaje, ażebym zdołał przez nie wszystkie przebrnąć. I podobnie jest z tym forum (że nie wspomnę o Niedobrychliterkach, Szortalu, Weryfikatorium czy choćby Opowi)… Tego jest zwyczajnie… dużo. 

Stephen King radzi swym adeptom i początkującym pisarzom, ażeby najpierw wyłączyli telewizor i wszystkie inne elektroniczne rozpraszacze. To brzmi mniej-więcej tak: “albo piszesz, albo oglądasz film; albo – albo.”

 

Gawęda i tyle. W sumie mam jak Mr.Maras – nie wiem, co jest celem tekstu. Czy to felieton, czy tekst fikcyjny. No, trochę za dużo grzybów w tym barszczu jak na mój gust.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za szczerą opinię. Doskonale Cię rozumiem. Mogłem sobie darować to, co ostatecznie pozostało w nawiasach. Myśl przewodnia miała być jedna: jemy po to, aby żyć (i nie odwrotnie). Ale – swoją drogą – ciekawie by wyglądało odwrócenie kulturowych ról (”biali” stają się “czarnymi”, a “czarni” “białymi”) i przeniesienie całej scenki np. do dzisiejszego Dubaju lub innego Istambułu. Muzyk mógłby grać folklor, ale nie na skrzypcach czy gitarze, lecz na jakimś orientalnym instrumencie. Rasistowska optyka – mniemam – uległaby wtenczas zmianie. Wyszłoby mniej prowokacyjnie, ale na pewno ciekawie. 

Maciek, masz Ty swój świat i swoje zabawki i nawet się z tym nie kryjesz… To dobrze ;)

Widzę w tym opowiadaniu jakąś myśl lawirująca w kierunku pogardy dla konsumpcjonizmu, a nawet fatalizm jego istnienia. Ale, czy to byłoby choć trochę zbieżne z tym co czułeś pisząc tego szorta? Nie. Dlatego może powinienem w ogóle przejść do konkretu i zacząć pisać o łydce… Łydka! Łydka! Łydka…

Peace and love :)

 

Pozdrawiam

Czwartkowy Dyżurny

 

 

Ano, to prawda. Mam swój świat i swoje zabawki! 

Peace and love, pozdrawiam, :)

MZ 

Ale King też ogląda filmy ;)

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Nowa Fantastyka