- Opowiadanie: ninedin - Pięć przemian boga

Pięć przemian boga

Szort mitologiczno-parodystyczny, napisany dla czystej zabawy.  Nie mam co prawda pojęcia, czy czytelnicy też się będą dobrze bawić.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Pięć przemian boga

– Jeszcze! Jeszcze! Zaśpiewaj nam więcej, mistrzu!

Aojda odłożył swoją lirę z żółwiej skorupy i zwrócił ku słuchaczom niewidzące oczy.

– O tym, jak książę Temenos oszukał Oksylosa! – zawołała jakaś kobieta.

– O Borystenesie i jego córkach! – krzyknął męski głos; inne odpowiedziały mu głośnym rechotem.

– O ofiotaurze, zaśpiewaj o ofiotaurze! – dobiegło z tyłu.

Śpiewak podniósł dłoń. Poczekał, aż zapadnie cisza, po czym, zadowolony z efektu, przemówił dźwięcznym głosem:

– Midejczycy! Wasze miasto przyjęło mnie serdecznie, a ja za gościnność odpłacam pieśniami, jak nakazał Zeus, opiekun dobrych gospodarzy i wdzięcznych gości. Widać, że śpiewacy często do was zaglądają: znacie wiele opowieści i to nie o te najsłynniejsze mnie prosicie. Postanowiłem przedstawić wam dziś taką, której nie znacie. My, aojdowie, rzadko dajemy ją poznać niewtajemniczonym, dotyczy bowiem spraw boskich, ukrytych przed śmiertelnymi. W podzięce jednak za waszą nadzwyczajną dobroć i życzliwość wy ją dziś usłyszycie. Otwórzcie uszy i posłuchajcie pieśni o pięciu przemianach Zeusa.

W pełnej oczekiwania ciszy aojda podniósł instrument i zaczął śpiewać.

 

***

Pewnego dnia – głosiła opowieść – oczy władcy Olimpu padły na piękną Mageirę, zrodzoną z wód Kalamasu rzeczną nimfę. Ujrzawszy ją, Zeus natychmiast przybrał postać srebrzystego pachychilona. Piękna to ryba i rzadka, znana tylko z górskich jezior, a w wodach rzek niewidziana. Wcześniej już Zeusowi udało się zdobyć Ledę, gdy udawał łabędzia, a Herę – w postaci kukułki. Dobrze więc znał słabość młodych kobiet do uroczych zwierzątek. Boska intuicja nie zawiodła go i tym razem. Siedząca na brzegu w gronie sióstr nimfa, ujrzawszy go, wykrzyknęła z entuzjazmem:

– Jaka piękna ryba!

 Podpłynął więc władca Olimpu do dziewczęcia i ufnie dał się złapać w podbierak, który nie wiadomo skąd znalazł się w atłasowych rączkach Mageiry. Że był to błąd, zrozumiał, gdy nagle, spazmatycznie łapiąc powietrze, znalazł się nad wodą, a chwilę potem – na drewnianej desce. Nad jego głową zawisł cień młotka.

– Ej, dziewczyny! – zawołała nimfa entuzjastycznie. – Rozpalcie ognisko, będzie rybka na obiad!

 

 

Ledwie boski Zeus wyleczył ból głowy po spotkaniu z Mageirą i jej młotkiem, jak jego sercem zawładnęła już kolejna piękność. Była nią wojownicza Kleoplasta, towarzyszka Artemidy. Jak jej ukochana mistrzyni, Kleoplasta ślubowała wieczne dziewictwo, a od mężczyzn trzymała się z daleka. Zeus nie bardzo chciał narażać się córce, bo Artemida niejednokrotnie już miała do niego pretensje o niechciane zaloty do swoich podopiecznych i groziła, że wszystko powie Herze. Nie umiał jednak oprzeć się urokowi wysportowanego ciała Kleoplasty. Pożądanie – o którym wszak mówi się, że zaćmiewa rozum! – podsunęło mu szalony pomysł. Gdy rankiem dźwięk rogu poderwał orszak Artemidy na polowanie, Zeus, przyjąwszy postać olbrzymiego niedźwiedzia, zaczaił się w leśnych ostępach. Oczyma swej boskiej duszy już-już widział, jak porywa Kleoplastę i unosi w głąb lasu w mocarnych niedźwiedzich ramionach…

Nawet jednak boski rozum nie wszystko może przewidzieć. W tym konkretnym przypadku nie przewidział, że Kleoplasta na swoje miejsce wśród łowczyń Artemidy naprawdę zapracowała. Kiedy tylko ujrzała niedźwiedzia, gwizdnęła, przywołując towarzyszki, po czym sięgnęła po solidną maczugę, którą, wzorem Heraklesa, uczyniła swą ulubioną bronią. Zasypany gradem ciosów zakochany niedźwiedź nie tylko nie zdołał porwać swej wybranki, ale sam z ledwością salwował się ucieczką, zanim zjawiła się sama Artemida, która niewątpliwie by go rozpoznała i narobiła wstydu na całą Helladę. Obolały i potłuczony pan Olimpu przez trzy dni lizał rany pod opieką swojej byłej dziewczyny Kallisto, obecnie Wielkiej Niedźwiedzicy…

 

 

Po klęsce poniesionej w pojedynku z Kleoplastą Zeus był pewien, że pocieszy go jedynie Lalagina, złotowłosa córka króla wyspy Psyttaleja. Panna ta mieszkała wraz z ojcem, matką, pięćdziesięcioma sześcioma siostrami, siedemnastoma macochami i dziewięcioma babciami, w tym jedną rodzoną, w bardzo ciasnym pałacyku na bardzo małej rodzinnej wysepce. Jako że na Psyttalei szczególną czcią otaczano Herę, Zeus postanowił tym razem być dyskretny i nie zwracać na siebie uwagi. Przemienił się więc w młodą kobietę, licząc, że wśród tylu dziewcząt nikt nie doliczy się kolejnej. W końcu Achilles zdobył królewną Dejdameję, udając jedną z jej kuzynek!

Zeus przybrał postać niepozornej młódki, na imię dał sobie Poliomya i gotowy na spotkanie z obiektem swej fascynacji przekroczył progi pałacu.

Liczba kobiet siedzących, chodzących, kręcących się i generalnie obecnych w wielkim megaronie przekraczała nawet wyobraźnię ojca bogów i ludzi. W tłumie dziewcząt w końcu dostrzegł swoją jasnowłosą wybrankę. Już-już miał do niej podejść, kiedy nagle usłyszał zadane żeńskim głosem pytanie:

– A coś ty za jedna?

– Poliomya, kuzynka szóstego stopnia – odpowiedział Zeus nieśmiałym głosikiem.

– Szóstego to chyba poziomu obciachu! – prychnęła dziewczyna. – A ten chiton to z kiedy, z czasów potopu?

Zeus spojrzał na szatki, które stworzył sobie podczas przemiany. Musiał przyznać, że nie śledził damskiej mody zbyt starannie: kobiety zwykle oglądał raczej nieubrane.

Podniósł wzrok i zorientował się, że oczy większości kobiet w pomieszczeniu zwrócone są na niego.

– Ta fryzura! – wykrzyknęła jakaś nastolatka.

 – Popatrzcie na jej sandały! – jęknęła niewysoka brunetka. – Wyszłybyście w czymś takim do ludzi?!

Odpowiedzią był zbiorowy okrzyk zgrozy.

– Ej, uspokójcie się! – zganiła dziewczyny jakaś nieco starsza koleżanka. Ku swemu przerażeniu Zeus zauważył, że miała na sobie szaty kapłanki Hery. – Nie widzicie, że ta biedna szara myszka zaraz się rozpłacze? Wygląda okropnie, ale to nie jej wina. Ona potrzebuje rad, nie hejtu!

Sześć godzin później Zeus nadal słuchał, jak ma dobierać sandały, używać barwiczki do brwi i drapować himation. Zdołał się wyrwać dopiero nad ranem, kiedy nawet najbardziej entuzjastyczne zwolenniczki modowych metamorfoz wreszcie posnęły.

 

 

Rozczarowany, zły i niemożebnie wręcz urażony pan Olimpu postanowił zapomnieć, przynajmniej na chwilę, o kobietach. Znalazł kiedyś przecież tyle szczęścia w związku z Ganimedesem – może i tym razem zdoła pocieszyć się miłością jakiegoś czarującego młodzieńca?

Wybrał się więc do Koryntu, gdzie przecinały się kupieckie szlaki (i gdzie, co wiedzieli zarówno ludzie, jak i bogowie, obyczaje były swobodniejsze, a miłość – w przystępniejszych cenach). Gdy tylko jego wzrok padł na młodego żeglarza, władca bogów zrozumiał: ten albo żaden.

Nie było u jego boku mądrej doradczyni Ateny, która delikatnie ale jasno dałaby mu do zrozumienia, że chyba lepiej było wybrać opcję „żaden”.

Zeus postanowił, że tym razem nie będzie zawracał sobie głowy nadmiernymi przemianami. Przygasił jedynie nieco swój boski blask, przeczesał włosy i pewnym krokiem wszedł do tawerny.

Żeglarz, imieniem Pantoprofetes, nawet nie mrugnął, kiedy do jego stolika dosiadł się postawny, świetnie ubrany mężczyzna.

– Jesteś Posejdonem? – zapytał, gdy władca bogów sięgał po wino.

Zeus skrzywił się: jak można było pomylić jego, wcielenie boskiej doskonałości, ze zdecydowanie mniej przystojnym i wiecznie nieuczesanym (i jeszcze te ślimaki w brodzie, błe!) panem mórz?

– Nic nie mów! – powstrzymał go młodzieniec. – Skoro nie jesteś Posejdonem, to zapewne… Asklepiosem?

Zeus pokręcił głową i jednym haustem opróżnił kubek wina.

– Apollinem? Hermesem? Ajgipanem, synem Pana? – Pantoprofetes nie dawał władcy bogów dojść do słowa. Zeusowi nie pozostało nic innego, jak osuszać kolejne kubeczki.

Kiedy wyliczanka doszła do etapu „Kalliroejs, bóg trzeciego strumyka od lewej przy trakcie koło miasteczka Palajanaja”, miał dość – zarówno gadaniny, jak i alkoholu. Trzasnął pięścią w stół i objawił się religijnemu entuzjaście we własnej ognistej postaci. Widok ten swego czasu sprowadził zagładę na Semele, ale Pantoprofetes tylko zamrugał oczyma.

– O, wielki Zeusie! – zawołał. – Jakiż zaszczyt! Choć nie dziwię się, że to ty osobiście mi się objawiasz. Widzisz, mam pewien pomysł na reformę kultu w naszej Helladzie…

 

 

Skacowany i skołowany, z głową pełną propozycji nowych świąt i z tabliczką, na której Pantoprofetes spisał własną wersję kodeksu kapłana, Zeus wrócił na Olimp. Miał dość śmiertelników, a przede wszystkim dość młodzieńców i dziewcząt. Postanowił, dla odmiany, oczarować jakąś miłą panią w średnim wieku, co i ugotuje, i chlamidę poceruje, a jak trzeba będzie, pocieszy po matczynemu.

Przyjął więc postać nieco steranego życiem kawalera i rozpoczął poszukiwania.

Nie musiał szukać długo. Traf chciał, że już w pierwszym mieście, do którego zajrzał – gdzieś w Italii, nie zwrócił uwagi na nazwę – spotkał uroczą czterdziestkę imieniem Eudamara. Nosiła się skromnie, uśmiechała miło, a jej hobby były robótki ręczne, domowy wyrób win oraz gotowanie. Zeus ani się obejrzał, a wpadł po uszy.

Kupili domek, zasadzili w ogródku figowiec i co tydzień razem jeździli na jarmark, by sprzedawać zrobione przez Eudamarę przetwory. Władca bogów wzdychał z rozkoszy na samą myśl o cudach, jakie codziennie wjeżdżały na stół: szarańcza smażona w miodzie tymiankowym, purée z bobu w sosie rybnym i godna Olimpu zupa ze świńskich nóżek. Zeus odkrył także, że majsterkowanie jest całkiem przyjemne i że nie traci się męskości, jeśli raz na jakiś czas potrzyma się żonie kądziel.

No właśnie: żonie. Na pierwszej randce Zeus dyskretnie pominął kwestię swojego stany cywilnego. Eudamara nie pytała; nie nalegała też na zalegalizowanie związku. To Zeus osobiście, na własne nieszczęście, poruszył ten temat.

Było to po którejś z niebiańsko doskonałych kolacji. Kiedy Zeus pozmywał, Eudamara przyniosła karafkę z domowym winem i dwa pucharki. Płonący w pomieszczeniu ogień wypędzał z pomieszczenia zimową wilgoć.

– Skosztuj wina, skarbie – powiedziała Eudamara, podając Zeusowi napój. Władca bogów poczuł, jak ogarnia go ciepłe, rzadko doznawane uczucie.

– Kocham cię, moja słodka – powiedział i sam się zdziwił, jak szczerze to zabrzmiało. – Czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i zostać moją żoną?

Ogień w kominku nagle przestał być jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Ku przerażeniu Zeusa sylwetka Eudamary rozjarzyła się boskim blaskiem. Wydawało mu się, że jej twarz i postać się zmienia, przyjmuje nowy… O, nie, wcale nie nowy, wręcz przeciwnie, bardzo dobrze znajomy kształt.

– Ty draniu – syknęła Hera, ostatecznie zrzucając przebranie śmiertelniczki. – Dla innej to się umiesz starać! Całuski, uśmieszki, wineczko… Nawet konwersację, jak się okazało, umiesz prowadzić o czymś innym niż władza i baby?! A teraz jeszcze żenić ci się zachciało, co? Dam ja ci małżeństwo!

Zeus zamknął oczy i przygotował się na długie cierpienie.

 

***

Roześmiani, zadowoleni mieszkańcy powoli rozchodzili się do domów. Była głęboka noc. Dwóch mężczyzn odprowadziło śpiewaka do kamiennej izby, gdzie czekało łóżko i dzban słodkiego wina.

Kiedy gospodarze wyszli, stary aojda przeciągnął się i energicznie wstał z wyłożonego baranią skórą krzesła. Przetarł oczy, zdejmując iluzję. Uff, na dziś koniec udawania ślepca. Nie, żeby sprawiało mu to jakiś szczególny kłopot – jako bóg poezji miewał nader często do czynienia z wczuwaniem się w cudze emocje i uczucia – ale zdecydowanie nie było jego specjalnością.

Zachichotał, przypominając sobie dzisiejszą pieśń. “No” – pomyślał – “zobaczymy, co z tym zrobisz, tato”.

“Sam jesteś sobie winien, Zeusie” – mruknął mściwie. – “Nie trzeba było za drobne w gruncie rzeczy przewinienie (wielka mi zbrodnia: pożyczenie sobie bez pytania nędznego dzbanka ambrozji!) po raz kolejny wypędzać z Olimpu boga poetów. A już na pewno nie trzeba było mu mówić, kiedy płaszczył się i błagał o litość, że da radę i z głodu nie umrze, bo ludzie lubią bajki, przede wszystkim te dla dorosłych”.

Zostało mu jeszcze dwieście osiemdziesiąt dwa dni do końca kary. Kawał czasu w ciele śmiertelnika. Ale też dwieście osiemdziesiąt dwa dni wędrówek i wygłaszania w kolejnych miastach tego samego tekstu: “Postanowiłem zaśpiewać wam dziś pieśń, której nie znacie”.

Nad wzgórzami przetoczył się daleki grzmot. Aojda nalał wina do malowanego w morskie stwory pucharka i podniósł naczynie, jakby wznosił toast.

– Pieśń ujdzie cało, tatusiu! – zanucił pod nosem.

Koniec

Komentarze

Szkoda mi tego Zeusa. Pewnie mu na Psyttalei panienki jeszcze wydepilowały i brwi wyskubały? Brrr! Ale mam nadzieję, że to tylko oszczercze plotki, a nie przemilczane fakty ;)!

W każdym razie – czyta się! I ta Eudamara… Kobieta idealna (szkoda, że bogini).

 

Z babolków:

– “jak jego sercem zawładnęła”– tu chyba “gdy zawładnęła”;

– “niedźwiedzich ramionach” – miśki mają ręce? W łapach chyba :P;

– “(Wielka mi zbrodnia:” – a tu niepotrzebna wielka litera.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To wszystko oszczercze plotki, rozpowszechniane perfidnie przez mściwego Apollina :D

(a za uwagi dziękuję, zastosuję; “ramiona” były dlatego, że Zeus sobie fantazjował i wyobrażał siebie jako niedźwiedzio-mężczyznę :D)

ninedin.home.blog

Sympatyczny tekścik. I puenta wszystko ładnie podsumowuje. A tak coś mi się podejrzane wydawało podobieństwo do Homera…

No, Zeus lubił sobie skoczyć w bok. Ale żeby aż tak trafić… Podobno kiedyś była gra komputerowa z Clintonem latającym po Białym Domu i podobnym finałem. ;-)

Babska logika rządzi!

zaloty do swoich podopiecznych

Do jej podopiecznych, bo to były podopieczne Artemidy, nie Zeusa.

 pięćdziesięcioma sześcioma siostrami, siedemnastoma macochami i dziewięcioma babciami, w tym jedną rodzoną

XD Za siedmioma górami, siedmioma lasami, siedmioma stawami rybnymi i siedmioma menażeriami :)

 Jako że

Jako, że.

 modowych

Uuj, nie lubię tego słowa, ale satyra, wiec odpuszczam.

 delikatnie ale jasno

Delikatnie, ale jasno.

 

Oj, nie ma ten Zeus szczęścia, oj, nie :) ale nie bez kozery mówią "nie przechodź po pisarzu". Szorcik godny kielicha ambrozji!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sympatyczny i zabawny szorciak, choć momentami drażniły mnie w nim modernistyczne wstawki jak “hejtu”. Domyślam się jednak, że były świadomym wyborem twórcy. Miło czytało się o wszystkich niepowodzeniach Zeusa, zemsta iście godna. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Taka sobie wyliczanka miłosnych niepowodzeń Zeusa. Przeczytałam bez przykrości, ale do pełni zadowolenie nie mogę się przyznać. Pewnie dlatego, że raziły mnie niektóre słowa, które, moim zdaniem, nie powinny być użyte w tym tekście – nastolatka, hejt, modowych, hobby.

 

Le­d­wie boski Zeus wy­le­czył ból głowy po spo­tka­niu z Ma­ge­irą i jej młot­kiem, jak jego ser­cem za­wład­nę­ła już ko­lej­na pięk­ność. –> Le­d­wie boski Zeus wy­le­czył ból głowy po spo­tka­niu z Ma­ge­irą i jej młot­kiem, a jego ser­cem za­wład­nę­ła już ko­lej­na pięk­ność.

 

wszedł do ta­wer­ny. Że­glarz, imie­niem Pan­to­pro­fe­tes, nawet nie mru­gnął, kiedy do jego sto­li­ka do­siadł się… –> Stolik w tawernie? Jestem przekonana, że z powodu częstych bijatyk, w tawernach ustawiano stoły – duże i ciężkie.

 

Pło­ną­cy w ko­min­ku ogień wy­pę­dzał z po­miesz­cze­nia zi­mo­wą wil­goć. –> Czy w starożytnej Grecji znano kominki?

 

(Wiel­ka mi zbrod­nia: po­ży­cze­nie sobie bez py­ta­nia nędz­ne­go dzban­ka am­bro­zji!) –> O ile mi wiadomo, ambrozja była pokarmem bogów. Czy aby na pewno przechowywano ją w dzbankach? Czy nie mylisz jej z nektarem?

 

Zo­sta­ło mu jesz­cze dwie­ście osiem­dzie­siąt dwa dni do końca kary. –> Zo­sta­ły mu jesz­cze

 

“Po­sta­no­wi­łem za­śpie­wać wam dziś pieśń, któ­rej nie zna­cie.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję wszystkim za uwagi. Na bieżąco wprowadzam poprawki językowo-interpunkcyjne.

Parę słów o ambrozji i jej postaci oraz rozróżnieniu między ambrozją a nektarem.

Rozróżnienie, że jedno to ściśle napój, a drugie – ściśle pokarm, występuje głównie u Parandowskiego :D. Źródła greckie nie są takie precyzyjne. Tak po prawdzie, u Homera nektar jest napojem, ale już ambrozja – trochę nie wiadomo, czym: bogowie ją spożywają, daje im ona nieśmiertelność (stąd zresztą nazwa), ale też np. Hera się nią naciera (a Atena naciera nią Penelopę), żeby wydawać się wiecznie młoda i pociągająca. U Safony ambrozja jest napojem, podobnie jak w komediach Arystofanesa – nalewa się ją z dzbanka albo polewa się nią przy pomocy chochelki. Wszystko by wskazywało, że ma konsystencję zbliżoną do miodu, półpłynną.

Mój Apollo mógł równie dobrze zwinąć ten dzbanek ambrozji w celach kosmetycznych, szczerze mówiąc (zarówno mitologia, jak i sztuka antyczna pokazują go zwykle jako wyjątkowo dbającego o wygląd).

 

Re: kominki. Znano, owszem – nie dokładnie takie, jak nasze, ale znano, i to nawet w tej “mojej” Grecji z szorta, mykeńskiej bardziej niż klasycznej. Choć, w sumie, w tym opowiadaniu, które wymyśliłam sobie jako parodię z celowo anachronicznymi określeniami i zachowaniami postaci, w sumie wcale znać nie musieli, tak jak nie znali słów “hejt” i “modowy” (choć już samo zjawisko niewolniczego trzymania się przesadzonych standardów mody i elegancji znano jak najbardziej, zarówno w odniesieniu do mężczyzn, jak i kobiet – podobnie jak ideę złośliwej, niesprawiedliwej, czepialskiej i małostkowej krytyki totalnej).

ninedin.home.blog

Tak sobie myślę (poniewczasie), że o ile te całkiem nowoczesne wtręty mi kompletnie nie przeszkadzają, to chyba zamiast kominka wolałabym palenisko, bo nie wiem, jak to wyrazić, ale kominek jest większym anachronizmem – może przez to, że stanowi element rzeczywistości przedstawionej, a te nowoczesne słówka są z pewnym narratorskim dystansem?

 

Ale ogólnie powtórzę opinię z bety: bardzo mi do gustu przypadła ta humoreska i opowieści wymyślone idealnie na wzór starożytnych.

 

PS. oraz ceterum censeo, że powinnaś wyjątkowo dać słowniczek imion, bo są znaczące i to doda uroku opowiadaniu

http://altronapoleone.home.blog

 

@Drakaina

 

Mówisz – masz.

 

Imiona obiektów uczuć Zeusa są rzeczywiście znaczące i wymyślone przeze mnie (w sensie: jako imiona, mageira jest rzadkim bo rzadkim, ale jednak używanym rzeczownikiem pospolitym). Były elementem mojej zabawy – nie zakładałam, że czytelnik musi wiedzieć, co znaczą, miały po prostu brzmieć jak imiona mitologiczne. Niemniej, postanowiłam wykorzystać fakt, że znam grekę i mogę się nią pobawić, i w efekcie uzyskałam następujące imiona:

 

Mageira: kucharka (częstsze jest mageiros, kucharz, bo mężczyźni częściej tę rolę pełnili)

Kleoplasta: sławna z ciosu, sławna z siły uderzenia (od kleos, sława, i pletto, uderzać)

Lalagina: kobieta, która gada, papla (od gyne/gine, kobieta i laleo, paplać, gadać)

Pantoprofetes: wyznawca wszystkich bogów (od pan, wszelki i profetes, wyznawca – później także “prorok”)

Eudamara; małżonka doskonała (eu – dobrze, znakomicie; damar – archaiczne, bardzo podniosłe słowo na żonę; polska “połowica” byłaby chyba niezłym przekładem).

ninedin.home.blog

@Drakaina, @Regulatorzy

 

Zmieniłam ten kominek, skoro dwóm osobom pod rząd nie spasował – ale zostawiłam zmywanie, też dość anachroniczne w tej formie :)

ninedin.home.blog

:)

 

A ten słowniczek wrzuciłabym albo do przedmowy, albo po tekście, tak btw

http://altronapoleone.home.blog

Tego brakuje w oficjalnej mitologii <3

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Szort zdecydowanie dostarcza dobrej zabawy, na dobrym poziomie.

Słowniczek konieczne na koniec opowiadania, lub do przedmowy i gwiazdeczki przy imionach, co by można było sobie sprawdzić!

Mitologia – myślę – łeee

Pierwsze zdania – myślę – łeee

I co? I się myliłem. Bardzo fajnie jest!

 

A można sie też przy okazji czegoś z mitologii na wesoło nauczyć.

I podwójny twist też przyjemny. Raz z Herą a drugi z synalkiem.

Eh, ten Zeus ^^

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Niezłe. Nieco zdziwiło mnie, tak jak regulatorzy, używanie w tym tekście słów z czasów obecnych, ale jako, że tekst jest humorystyczny, wydaje mi się, że można przymknąć na to oko. Pośmiałem się, nieźle bawiłem. Dziękuję :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dobry szort na koniec pracowitego wieczoru. Humor trafił akurat w moje potrzeby :)

Oprócz tego naprawdę spodobało mi się to przedstawienie Zeusa :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Czegoś takiego zawsze brakowało mi w mitologii greckiej : ).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Fajne. Uśmiechnęło :-) Ładna klamra z twistem na końcu.

Też jestem za tym, żeby słowniczek pod tekst wrzucić.

It's ok not to.

Droga Ninedin, planując rewizytę u Ciebie, zastanawiałem się co wybrać. I miałem to samo, co Mytrix:

Mitologia – myślę – łeee

Pierwsze zdania – myślę – łeee

I co? I się myliłem. Bardzo fajnie jest!

Zwiewnie, dowcipnie, erudycyjnie…

Roześmiany, zadowolony tsole powoli wrócił na swój profil.

Jeszcze tu zajrzę! – postanowił sobie.

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Uśmiechnęło. Dzięki

Bardzo dziękuję, miło, że się podobało – to taki lekki tekścik napisany właśnie dla poprawy humoru :)

ninedin.home.blog

Nowa Fantastyka