- Opowiadanie: SpiralArchitect - Skóra

Skóra

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Skóra

– Nie mam pojęcia, co ty w niej widzisz – stwierdził trzeźwo Kieł, drapiąc się energicznie za uchem.  

– Wszystko – odparł Adam bez namysłu. – Absolutnie wszystko. I to jest właśnie najgorsze.  

Kieł przestał się drapać, a choć nie użył żadnych słów, Adam poczuł w swoim umyśle leciutką, ciepłą falę współczucia, płynąca od przyjaciela. Kieł mógł go do końca nie rozumieć, ale ich uczucia często się przenikały. Szczególnie od czasu Przemiany.

– Czasami tak sobie myślę – powiedział z uśmiechem Adam – że jednak popełniłem błąd. Że to ty masz lepiej.

Kieł lekko zarzucił pyskiem w lewo, co było wilczym odpowiednikiem ludzkiego prychnięcia.

– Też mi odkrycie. Oczywiście, że tak. Może wtedy myśleliśmy, że wygrałeś, ale patrząc na to, jak teraz wyglądasz… Cóż, to dość żałosne, sam przyznasz.  

Adam skinął lekko głową. To było żałosne. I bolało, uporczywie i nieznośnie, w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył.  

– Takie rzeczy nie są dla nas – Kieł patrzył Adamowi w oczy, jego myśli brzmiały stanowczo w głowie młodzieńca. – To, że jesteś mniej owłosiony ode mnie, pieczesz lub gotujesz mięso przed zjedzeniem i chodzisz wyprostowany, nie wymazuje tego, co było wcześniej. To nie dla nas.

Każda ta myśl była niczym pchnięcie nożem, tym bardziej bolesna, że prawdziwa. Ale czy na pewno?  

– No i jestem jeszcze ja – kontynuował Kieł. Teraz zaczął sobie nonszalancko lizać potężną łapę. Adam spojrzał na niego lekko urażony.  

– Myślisz, że o tobie nie pamiętam? – warknął wilczo.

– Myślę – odparł Kieł spokojnie, nie przerywając wieczornej toalety. – Myślę, że twoja ukochana hrabinka i ja nie do końca do siebie pasujemy.  

Adam westchnął, starając się stłumić gniew.

– Po prostu nie rozumiesz tego uczucia – powiedział.  

– Rzeczywiście, nie rozumiem – zgodził się radośnie Kieł. – Ty nie rozumiałeś go do niedawna również i mam wrażenie, że byłeś wtedy szczęśliwszy. Na pewno mieliśmy wtedy mniej problemów.  

– Ona cię lubi – próbował ratować sytuację Adam. – Wiem to.

– Nie sądzę. Zmarszczyła nos, jak mnie poczuła. Pewnie jej śmierdzę. Wielkie, dzikie, włochate bydlę. Gdzie z takim na salony?  

– A ja widziałem, jak na ciebie patrzyła – mruknął Adam niechętnie. – I wiesz co? Chciałbym, żeby patrzyła tak na mnie.

– A ja nie chciałbym, żeby patrzyła tak na któregokolwiek z nas – stwierdził Kieł .  

 

 

W malowniczym, kamiennym dworku na wzgórzu, młoda hrabina zakładała na swoją smukłą, bladą szyję, wisiorek z rubinów. Własne odbicie przyglądało jej się z aprobatą. Wyglądała czarująco.  

 

 

– Powinniśmy pójść na polowanie. Zgłodniałem – poskarżył się Kieł, patrząc na taflę jeziora, nad którym siedzieli. Odbijał się w niej, jasny, pełny księżyc ale im to nie przeszkadzało. Już nie.  

– Idę do niej. Muszę. Jestem umówiony.

– Och. No tak. Przynieść ci coś?  

Adam pokręcił głową. Światła dworku leżącego po drugiej stronie jeziora  przyciągały go, jakby był ćmą. A przecież był, w gruncie rzeczy, wilkiem. Odrzucił tą myśl, wyparł, zakopał jak kości. Jest już człowiekiem. Tylko i wyłącznie.  

– Będzie kolacja. Nie przejmuj się mną.

Kieł przeciągnął się.  

– Szkoda. Kiedyś lubiłeś polować.

– Cicho bądź – przerwał mu Adam.

– Nadal zresztą lubisz, bo inaczej nie byłbyś najlepszym myśliwym w okolicy, choć w tym, jak sądzę, jest też odrobina mojej zasługi…  

– Powiedziałem: cicho! – krzyknął Adam podrywając się raptownie z ziemi. Tafla jeziora poniosła jego głos w dal. Kieł zastrzygł uchem.

– No dobrze, jak chcesz. Jeszcze tylko jedna sprawa – wilk powoli zaczął odchodzić, węsząc w powietrzu zapach przyszłej zdobyczy.

– Czego? – warknął Adam.  

Kieł odwrócił się i żółte, wilcze ślepia, napotkały zielone, ludzkie oczy.  

– Jak myślisz, jakie szanse ma urodzony gdzieś w dziczy myśliwy, ze szlachetną, dobrze urodzoną dziewczyną?

Adam rzucił w niego kamieniem, ale Kieł był szybszy. Jak zwykle.  

 

Adam był zaskoczony. Spodziewał się co najmniej kilku gości, a okazało się, że hrabina nie zaprosiła poza nim nikogo. Szpakowaty, chudy służący usługiwał przy stole, a masywnych, dębowych drzwi pilnował łysy, potężny mężczyzna, osobisty ochroniarz młodej hrabiny Róży. Sama hrabina siedziała po przeciwnej stronie ogromnego, czarnego stołu. Sala, chociaż niewielka, mieniła się złotem i czerwienią, z każdej niemal strony bił przepych i bogactwo. Na wściekle karmazynowej ścianie po lewej stronie Adama, wisiał imponujący portret pięknej, choć niemłodej już kobiety. Ramy były złote. Kobieta zdawała się spoglądać na Adama –  nie było to spojrzenie przychylne.

– To moja matka – Róża zauważyła, co przykuło uwagę młodzieńca – Była wspaniałą kobietą. I piękną.  

Adam spojrzał na Różę. Czarne, błyszczące, lekko kręcone włosy miała związane w kok z tyłu głowy. Czarno-złota suknia kontrastowała z bielą jej skóry, a kontrast ten niemal wybijał z piersi Adama powietrze. Na szyi miała naszyjnik z rubinów, tak czerwonych, jak jej usta. Była najpiękniejszą i najbardziej przerażająca rzeczą, jaką widział w życiu. A widział dużo więcej, niż wskazywałby na to jego wiek.  

– Odziedziczyłaś po niej urodę, pani – odparł po prostu, patrząc w jej błękitne oczy.  

Młoda hrabina roześmiała się.

– Często to słyszę – pokręciła głową, dalej się uśmiechając. – Miłe, ale nieprawdziwe. W moim wieku matka była ode mnie o wiele piękniejsza, wierz mi.  

Adam nie wiedział, co odpowiedzieć, więc zrobił to, co ludzie zawsze robią w takich sytuacjach, czyli napił się wina. Miało kolor krwi z tętnicy. Smak był niemal równie wyborny.  

– Nie będę owijać w bawełnę, jestem, pomimo swojego urodzenia, dość konkretną osobą – młoda hrabina również skosztowała wina. – Wiem, po co tu przyszedłeś, wiem, czemu od jakiegoś czasu obsypujesz mnie podarunkami i trofeami, godnymi królowej, którą, nie da się zaprzeczyć, niestety nie jestem. Wiem, że chcesz mnie posiąść. Zaprzeczysz?

Było to tak nieoczekiwane, że Adam nieomal udławił się kawałkiem dzika, którego sam upolował.  

– Nie – wykrztusił. Chciał coś jeszcze dodać, ale nie zdążył.  

– Bardzo dobrze – Róża skinęła głową – Niezbędny wstęp mamy zatem już za sobą. To możliwe. Mogę być twoją. Niemal natychmiast. Jesteś przystojnym, silnym i inteligentnym człowiekiem. Tutaj, na skraju tego przeklętego lasu, żyjemy niemal jak na pustkowiu. Moja matka, oczywiście, próbowała mnie wydawać za ludzi, tak zwanego, właściwego pochodzenia, ale przeważnie wszyscy oni okazywali się albo starymi pierdołami, albo młodymi przygłupami. Słyszałeś o chowie wsobnym, Adamie?

Młody myśliwy spróbował zebrać się w sobie.  

– Słyszałem, oczywiście, ale nie bardzo…

– Chodzi o to – kontynuowała hrabina, gestykulując widelcem – że szlachetnie urodzeni krzyżują się tylko i wyłącznie ze sobą, a najłatwiej jest robić tak w obrębie jednej rodziny. Skutkiem tego jest często wysyp debili, kalek i degeneratów. Jak mawiają – kara boska. Tak więc perspektywa poślubienia kogoś o twoim pochodzeniu, Adamie, nie jest wcale taka głupia. A ja cię lubię. Naprawdę lubię. Jednak jest pewien problem.

Adam wbił w nią wzrok. Na przemian był człowiekiem, spijającym jej z ust każde słowo i wilkiem, gotującym się do skoku na zdobycz. Doprowadzało go to do szaleństwa.

– Nie mogę całkowicie zignorować twojego urodzenia. Czy też inaczej, ja mogę, ale okoliczni ludzie już nie. Zresztą, jak jeden człowiek z ludu poślubi hrabinę, to potem już każdy będzie chciał. Poza tym, chociaż wielu cię szanuje, to niektórzy również się ciebie boją. Myślę, że wiesz, dlaczego. Uważają to za nienaturalne i muszę się z nimi zgodzić. Dlatego też mogę być twoja, ale jest pewna… cena. Podarunek, który musisz ofiarować.

– Co tylko zechcesz – odparł Adam z mocą, czując, że teraz, w tej chwili, jest człowiekiem i tylko człowiekiem, w pełni.  

Róża uśmiechnęła się, ukazując piękne, równe ząbki.

– To dobrze. Chodzi o skórę. Skórę twojego białego wilka.

 

 

Kieł właśnie zabijał. Gorąca krew znaczyła mu pysk słodką lepkością. Konająca sarna wydała ostatni dech, przewróciła oczami. Kieł raptownie podniósł się, zjeżył, postawił uszy. Zdawało mu się, że Adam…Nie, to niemożliwe. Był zresztą zbyt daleko. Biały wilk spojrzał na stygnące powoli truchło zwierzęcia. Cóż, skoro Adam nie chciał, będzie więcej dla niego.  

 

 

– Dlaczego? – spytał po prostu Adam, żałośnie, niczym niesłusznie ukarane dziecko. –Dlaczego? Masz tyle innych…

– Dlatego – przerwała mu Róża – że chcę. Oraz dlatego, że ludzie boją się twojego związku z tym potworem. Wreszcie też i dlatego, że wiem, ile to dla ciebie znaczy. Dla takiego myśliwego jak ty, zabicie największego w lesie dzika czy niedźwiedzia, to żadne wyzwanie. To jest podarunek godny twoich umiejętności…oraz mojej miłości. Taka jest cena. Innej nie będzie. Jeśli nie potrafisz jej zapłacić…

Adam milczał długo. Czerwono-złoty pokój wirował, a rubiny na szyi Róży lśniły, niczym świeżo rozlana krew. Jednak, w gruncie rzeczy, odpowiedział na to pytanie już w momencie, gdy przekroczył próg tego domu.  

– Zrobię to.  

Nie potrafił już stwierdzić, czy słowa te wypowiedział człowiek, czy wilk.  

 

Łysy ochroniarz hrabiny, Witalij, chciał zebrać swoich ludzi, ale Adam zaprotestował. 

– Z jedną osobą to może się udać, ale nie z całą zgrają – powiedział. – Aż tak nie będę go w stanie oszukać. Nie nabierze się na to.

Witalij wzruszył ramionami. Mało mówił, ale widać było, że nie należał do strachliwych.  

– Jeśli chcesz skórę – kontynuował Adam zmęczonym głosem, zwracając się do Róży – to potrzebujemy srebrnej broni. Lepiej, żebyście mieli kule. Ne zamierzam walczyć z Kłem pieprzonym widelcem. I tobie, Witalij, też bym nie radził.

Łysoł tylko coś burknął, ale spojrzał pytająco na młodą hrabinę.  

– Mamy. Żyjąc na skraju tego diabelskiego lasu, mój tato był przygotowany na wszystko. Również na to. Rozumiem więc, że nie ma innego sposobu? Legendy mówią prawdę? – w głosie Róży pojawiło się ożywienie, którego Adam nie słyszał nigdy wcześniej. 

– Można też uciąć głowę. Więc jeśli chcesz skórę, to nie wchodzi w grę.

Witalij coś burknął, pragnąc widocznie włączyć się do konwersacji.  

– A serce? – przetłumaczyła Róża. – Co z sercem? Wycięcie nic nie da?  

Adam czuł, że robi mu się niedobrze. Z drugiej strony, zaczęło pulsować w nim też coś na kształt podniecenia. Nie wiedział, czy to perspektywa zbliżających się łowów, czy bliskość Róży.  

– Marny pomysł – odparł. – Oczywiście, jeśli Witalij ma ochotę, to może spróbować wykroić serce wilkowi. Tyle tylko, że będzie to cały czas żywy i bardzo niezadowolony wilk.

Witalij burknął coś, co według Adama prawie na pewno było obraźliwe. Róża zgromiła służącego wzrokiem.

– Zatem srebrne kule – orzekła. – Doskonale. Witalij, dostaniesz do ręki piękną broń. Rodową. Będzie więc tym pewna symbolika, nie uważacie?  

Adam spojrzał na Różę.

Była nieludzko piękna.  

 

 

Było przeraźliwie zimno, noc dobiegała końca, ale świt jeszcze jakby wciąż się wahał. Witalij szedł dobre kilka metrów za Adamem, za połą płaszcza trzymał krótką strzelbę. Im bardziej zbliżali się do jeziora, tym bardziej rosło podniecenie Adama. Czuł się na przemian wspaniale i podle, jak zwycięzca i przegrany, łowca i zwierzyna. Spróbował strząsnąć z siebie te myśli. Musi być skoncentrowany. Wie, na co stać Kła. Wie bardzo dobrze.

Zatrzymali się u podnóża niewielkiego wzgórza obok jeziora, dobre kilkadziesiąt metrów od linii lasu. Adam zawahał się, Kieł powinien już tu być.  

– Adam. Coś tu paskudnie śmierdzi. Dosłownie. Uważaj. – myśli Kła ukłuły go ostrzegawczo, a Adam zrozumiał. Wilk wyczuł Witalija, a skoro mogą się komunikować, to musi być już blisko, cholernie blisko.  

– Kieł, spokojnie. Wszystko jest w porządku. Pozwól, że… – zamilkł nagle. Ogromny wilk wyłonił się zza wzgórza, z czujnie nastawionymi uszami, a wraz z nim, szło słońce. Świt sprawiał, że Kieł wydawał się niemal złoty. Grudka złota i bieli w otchłani nocy. Adam usłyszał kroki za sobą, Kieł się zjeżył.  I zaatakował.

Ale nie w taki sposób, w jaki Adam się spodziewał.  

 

Pierwsze wspomnienie – niejasne, zamazane. Adam był dzieciakiem. Małym, wszędobylskim, wychowywanym przez staruszkę w małej wiosce na obrzeżach lasu. Rodzice? Nie było rodziców, żadnych nie pamiętał. Gdy pewnej zimy babka umarła, nadszedł głód. W nocy zabijał kurczaki, i to jeszcze mogli mu darować, ale gdy rozszarpał małą dziewczynkę, chcieli go zabić. Uciekł w las.

Drugie wspomnienie – bolesne, o metalicznym posmaku. Jest w lesie, sam. Długo, bardzo długo. Liście spadają i odrastają na nowo, i tak na przemian, kilka razy. Jest też smak krwi,  pogoń za zwierzyną. Jest ucieczka przed ludźmi i gorzki, paraliżujący strach. Gonią tak człowieka, jak i wilka, na przemian. Jest walka z młodym niedźwiedziem, krew i ból. Tak dużo krwi i tak potworny ból, rozrywający jego świat, świdrujący ciało i umysł. I samotność. Ciężka, ostateczna. Jest sam, zupełnie sam – nie ma nikogo.  

Trzecie wspomnienie – jasne i ciepłe. Nowy zapach, wybawienie. Kieł. Przyjaciel. Taki jak on. W dzień siłują się na ręce, są młodymi, silnymi chłopcami. Maja blizny, pełno blizn, ale są szczęśliwi. W nocy polują razem. Dwa wilki, biały i czarny. Postrach lasu. Są szczęśliwi. Nie są sami, już nie, już nigdy więcej.

Czwarte wspomnienie – wyraźne, radosne. Klątwa może zniknąć, mówi kobieta. Jest stara, choć na taką nie wygląda, lecz oni to czują, nie da się ich oszukać w ten sposób. Źrenice wiedźmy wypełniają niemal całe oczy, jej głos rezonuje w ich myślach. Klątwa nie jest ostateczna. Jest was dwóch, znacie swoje umysły, znacie swoje serca. Można dokonać Przemiany. Jednak jeden zawsze już będzie wilkiem, a drugi zawsze człowiekiem. Wasze umysły będą jednym, wasze wspomnienia wspólne. W dzień i w nocy. Na zawsze. Są przyjaciółmi, niech zdecydują między sobą. Kto pierwszy dobiegnie do jabłoni, będzie już zawsze człowiekiem, postanawiają. Śmieją się, biegną w ludzkiej postaci. Nie walczą. Adam podejrzewa, że Kieł biegnie wolniej, niż naprawdę potrafi. Adam wygrywa. Kieł się uśmiecha. Wilczo.  

 

Koniec wspomnień. Lodowaty świt – tu i teraz. Kieł wyskakuje w powietrze, lecz nie skacze na Adama. Rzuca się lekko w bok, na Witalija. Adam chce się odwrócić, przerwać te łowy, zrezygnować. Kieł wykrwawił go wspomnieniami. Już nie pragnie skóry.  

 

Kule są dwie. Jedna urywa wilkowi przednią łapę. Druga rozrywa mu serce.  

Adam nie słyszy już znajomego głosu w głowie. Wie, że nie usłyszy go już nigdy.

 

Róża uśmiechnęła się, patrząc na imponujące, białe, wilcze futro, zawieszone na ścianie. Jej ojciec miał specjalną salę, w której wieszał myśliwskie trofea, żadne jednak nie mogło równać się z tym, co przyniósł Adam. Skóra zajęła najlepsze miejsce, między głową monstrualnego dzika, a imponującym jelenim porożem. Oba trofea wyglądały jednak przy niej dość blado.

– Jest piękniejsza, niż przypuszczałam, Adamie – powiedziała młoda hrabina. – Jest jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałam w życiu. Jestem z ciebie dumna.

Adam milczał. Widział, jak Witalij zdzierał skórę z Kła. Prawie czuł ten ból, ale nie mógł się odwrócić, nie mógł odejść. Cisza w jego głowie była nieznośna, każdy ból, stanowił ulgę, wypełniał pustkę. Przykrywał ją. Adam cały dzień przespał, niespokojnym snem zwierzęcia, na które nieustannie polują. Nie czuł się już ani człowiekiem, ani wilkiem. Było to niemal tak, jakby to jego własna skóra tu wisiała, a on był nagi.

– Witalij – Róża skinęła na łysego draba. – Słońce zachodzi, goście powinni już zacząć przybywać. Powitaj ich i sprowadź tutaj, a kiedy będą podziwiać podarek, który przyniósł mi Adam, oznajmimy im radosną nowinę. Potem pójdziemy jeść…Adamie, kochany, coś dziwnie wyglądasz. Wszystko w porządku?

Róża podeszła do niego szczerze zatroskana i spojrzała mu w oczy. I zobaczyła. Nie były już zielone.

Witalij krzyknął coś i rzucił się pomiędzy nich, Róża krzyknęła również, wysokim głosem, pełnym niedowierzania i przerażenia. Potem krzyczeli jeszcze dłuższą chwilę.  

Ostatnią rzeczą, jaką widział Adam, nim jego oczy zaszły krwawą mgłą, była wisząca na ścianie biała skóra. Potem był już tylko wilk, szarpiący, kąsający i rozrywający w strzępy swoją zwierzynę.  

 

– To wszystko prawda? – spytał z przejęciem mały Jesion, syn kowala.

– Oczywiście, że prawda – odparła staruszka dorzucając do ogniska kilka patyków – Myślisz, że stara babka Pokrzywa kłamie, brzdącu?  

Jesion szybko pokręcił głową. Trochę się bał starej Pokrzywy, chociaż ją lubił. Miała dobre historie.  

– A ja tam w to nie wierzę – odparła śmiało Malina, starsza o rok siostrzyczka Jesiona – Las jest groźny, bo żyją tam wilki i niedźwiedzie, ale to są zwykłe wilki i niedźwiedzie. Nie zamieniają się w ludzi. A w ruinach starego dworu nikt nie mieszka, bo był tam pożar.  

– Pożar, hehe, dobre sobie – Pokrzywa zarechotała i spojrzała na dziewczynkę. – Taka jesteś pewna, malutka, co? O tak, był tam pożar, bo próbowali spalić dworek, po tym, co znaleźli następnego ranka, gdy nikt z gości hrabiny nie wrócił do domu… Ale ja cię moja mała duszko przekonam, że to nie jest zmyślona historia. Na pewno chcesz?  

Malina wzruszyła ramionami.  

– Jak tam sobie chcesz, babciu. Myślałam, że to już koniec opowieści.  

– Hehe, opowieści tak, ale jest jeszcze coś – Pokrzywa wyszczerzyła zęby w szczerbatym uśmiechu. – Wiecie, szkraby, gdzie jest Wzgórze Kata?  

– Wiemy – odparł Jesion. – Nie wolno nam tam chodzić.

– Bardzo słusznie. A wiecie czemu?  

– Bo to Wzgórze Kata – Malina wydęła usta. – Wszyscy wiedzą, że nie wolno tam chodzić, bo to daleko. I zabijano tam ludzi.  

Pokrzywa pokiwała głową i oblizała suche od gadania usta.  

– O tak, zabijano. Kiedyś, ludzie z miasteczka, którego już nie ma, tam, daleko za Cichym Jeziorem, postanowili, że nie będą ścinać złoczyńców na głównym placu, lecz poza obrębami miasta. Ustawili na wzgórzu nieopodal katowski pień i od tamtego dnia to tam dokonywano egzekucji. Z czasem jednak miasteczko się wyludniło, mało kto, chciał żyć tak blisko lasu, a wiecie, że nie tak łatwo go wyciąć i lepiej nawet nie próbować. Wiele złej krwi przelano na Katowskim Wzgórzu. Jednak to nie dlatego nie wolno wam tam chodzić, szkraby.  

Dzieci milczały wpatrzone w babkę. Pokrzywa utkwiła wzrok w płomieniach ogniska. Już się nie uśmiechała.

– Każdej nocy, na Katowskie Wzgórze wchodzi wielki, czarny jak smoła wilk. Kładzie na pieńku swój ogromny łeb i czeka. Jednak nie znalazł się do tej pory nikt na tyle odważny, czy też szalony, by się do niego zbliżyć. Nie musicie tam iść, by się o tym przekonać, dzieciaczki. Wystarczy, że pójdziecie w nocy na skraj wioski, nad strumyk i nadstawicie ucha. Usłyszycie wycie wilków, ale jeden głos, będzie inny, niż pozostałe. Usłyszycie w nim człowieka. Czy też może raczej to, co z niego zostało, he he.  

 

Jeszcze tej samej nocy Jesion i Malina poszli nad strumyk. Tam stali przez chwilę  nasłuchując i trzymając się za ręce. Potem pobiegli szybko do domu i nigdy więcej nie rozmawiali już o tym, co usłyszeli tamtej nocy.

Koniec

Komentarze

“ciepłą falę współczucia, płynąca od przyjaciela“ – Literówka: płynącą

 

“– Takie rzeczy nie są dla nas[+.] – Kieł patrzył Adamowi w oczy“

 

“– A ja nie chciałbym, żeby patrzyła tak na któregokolwiek z nas – stwierdził Kieł . “ – zbędna spacja przed kropką.

 

“W malowniczym, kamiennym dworku na wzgórzu, młoda hrabina zakładała na swoją smukłą, bladą szyję, wisiorek z rubinów.“ – zbędny zaimek; wiadomo, że nie zakładała tego na czyjąś szyję.

 

“Odbijał się w niej[-,] jasny, pełny księżyc[+,] ale im to nie przeszkadzało.“

 

“Odrzucił tą myśl“ – tę myśl

 

“– No dobrze, jak chcesz. Jeszcze tylko jedna sprawa[+.]wWilk powoli…“

 

“Kieł odwrócił się i żółte, wilcze ślepia[-,] napotkały zielone“

 

Powtórzenia mocno rzucające się w oczy:

Adam rzucił w niego kamieniem, ale Kieł był szybszy. Jak zwykle.  

 

Adam był zaskoczony. Spodziewał się co najmniej kilku gości, a okazało się, że hrabina nie zaprosiła poza nim nikogo. Szpakowaty, chudy służący usługiwał przy stole, a masywnych, dębowych drzwi pilnował łysy, potężny mężczyzna, osobisty ochroniarz młodej hrabiny Róży. Sama hrabina…“

 

“po lewej stronie Adama, wisiał imponujący portret pięknej, choć niemłodej już kobiety. Ramy były złote. Kobieta zdawała się spoglądać na Adama –  nie było to spojrzenie przychylne.

– To moja matka[+.] – Róża zauważyła, co przykuło uwagę młodzieńca[+.] – Była wspaniałą kobietą.”

 

“najbardziej przerażająca rzeczą“ – literówka: przerażającą

 

Nawiasem mówiąc, czemu nazywasz kobietę, znaczy człowieka, istotę żywą – rzeczą?

 

“– Często to słyszę[+.]pPokręciła głową, dalej się uśmiechając.“

 

“– Nie będę owijać w bawełnę, jestem, pomimo swojego urodzenia, dość konkretną osobą[+.]mMłoda hrabina“

 

“podarunkami i trofeami[-,] godnymi królowej“

 

“– Bardzo dobrze[+.] – Róża skinęła głową[+.] – Niezbędny…“

 

“–Dlaczego?“ – brak spacji po półpauzie

 

“zabicie największego w lesie dzika czy niedźwiedzia[-,] to żadne wyzwanie“

 

“godny twoich umiejętności…oraz mojej miłości.“ – brak spacji po wielokropku

 

“Legendy mówią prawdę? – wW głosie Róży pojawiło się ożywienie“

 

“Będzie więc tym pewna symbolika, nie uważacie?“ – chyba brakuje “w”. “W tym”.

 

Brzydkie powtórzenie:

Była nieludzko piękna.  

 

Było przeraźliwie zimno“

 

“Musi być skoncentrowany. Wie, na co stać Kła. Wie bardzo dobrze.“ – Czemu nagle czas teraźniejszy?

 

“Zatrzymali się u podnóża niewielkiego wzgórza“ – Odczucie mocno subiektywne, ale “u podnóża wzgórza” generuje zabawny rym, a chyba w tym momencie czytelnik nie powinien być rozbawiony ;)

 

“– Adam. Coś tu paskudnie śmierdzi. Dosłownie. Uważaj. – mMyśli Kła…“

 

“– Kieł, spokojnie. Wszystko jest w porządku. Pozwól, że… – zZamilkł nagle.“

 

“a wraz z nim[-,] szło słońce.“

 

“Kieł się zjeżył.  I zaatakował.“ – zbędna spacja

 

“smak krwi,  pogoń za zwierzyną.“ – j.w.

 

“Maja blizny“ – Literówka: mają

 

“między głową monstrualnego dzika[-,] a imponującym jelenim porożem“

 

Nawiasem mówiąc, w tym akapicie “imponujący” pojawia się dwukrotnie – powtórzenie.

 

“każdy ból[-,] stanowił ulgę“

 

“Było to niemal tak, jakby to jego własna skóra“

 

“– Witalij[+.] – Róża skinęła na łysego draba.“

 

“pójdziemy jeść…Adamie“ – brak spacji po wielokropku

 

“rozrywający w strzępy“ – raczej: na strzępy

 

“– Oczywiście, że prawda – odparła staruszka dorzucając do ogniska kilka patyków[+.] – Myślisz, że“

 

“– A ja tam w to nie wierzę – odparła śmiało Malina, starsza o rok siostrzyczka Jesiona[+.] – Las jest“

 

“Nie zamieniają się w ludzi. A w ruinach starego dworu nikt nie mieszka, bo był tam pożar.  

 

– Pożar, hehe, dobre sobie – Pokrzywa zarechotała i spojrzała na dziewczynkę.“

Skąd przerwa między zdaniami, które ewidentnie stanowią część jednego fragmentu?

Poza tym albo kropka po “sobie”, przed półpauzą, albo trzeba odwrócić szyk po półpauzie – zarechotała Pokrzywa.

 

“Na pewno chcesz?  

Malina wzruszyła ramionami.  

– Jak tam sobie chcesz, babciu.“

 

“– Hehe, opowieści tak, ale jest jeszcze coś[+.] – Pokrzywa wyszczerzyła zęby“

 

“– Bo to Wzgórze Kata[+.] – Malina wydęła usta.“

 

“lecz poza obrębami miasta.“ – Ile obrębów miało to miasto? Albo poza obrębem, jednym, albo poza np. murami.

 

“mało kto[-,] chciał żyć tak blisko lasu“

 

“ale jeden głos[-,] będzie inny“

 

Jeśli chodzi o technikalia, to jeszcze w sporej liczbie miejsc jest trochę nadprogramowych przecinków, które szatkują zdania na kawałeczki i sprawiają, że czyta się je w sposób szarpany, urywany. Nie ułatwia to odbioru tekstu, rzecz jasna.

Jak widać na załączonym obrazku ponadto, masz miejscami kłopoty z zapisem dialogów.

 

Jeśli chodzi o samo opowiadanie, to mam mieszane uczucia. Widzę tu coś w miarę oryginalnego, jednak bohaterowie mnie nie przekonali, są dość papierowi – przede wszystkim nie czuć tej wielkiej namiętności Adama do hrabiny, która mogłaby tłumaczyć jego decyzję i postępowanie. Płasko to wypadło, a przez to jest nieprzekonujące. Hrabina wydaje się zimną suką od samego początku, co też sprawia, że mimo wszystko trudno uwierzyć, ze facet aż tak stracił dla niej głowę. Nie wystarczy napisać, że była piękna, by również czytelnikowi wydała się tak atrakcyjna, by warto było dla niej zabijać. Najprawdziwiej wypada chyba sam Kieł i to on wzbudził moją największą sympatię.

To raz. Dwa – opowiadanie nie ma w zasadzie żadnej dynamiki. Dialog na początku jest bardzo statyczny, potem wydarzenia też płyną bardzo powoli. Nie kreuje to klimatu, raczej sprawia, że trudniej utrzymać uwagę podczas czytania. Przydałoby się więcej akcji. Scena nad jeziorem i potem przy skórze to za mało – obie zresztą też nie są zbyt dynamiczne.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Na plus oryginalne podejście do tematu. Na minus – duża przewidywalność tekstu. Nietrudno się domyślić, o co poprosi Róża. Dopiero przy reakcji Adama na przyjęcie podarunku pojawiła się odrobina zaskoczenia.

Babska logika rządzi!

A ja myślałam, że hrabina tak sugestywnie opisana okaże się wampirzycą… goście,którzy nadejdą wampirami, a ucztą będzie krew toczona z czarnego wilka– człowieka… fantazja mnie poniosła:-)

No tak, wampirze sugestie też były…

Babska logika rządzi!

“W malowniczym, kamiennym dworku na wzgórzu, młoda hrabina zakładała na swoją smukłą, bladą szyję, wisiorek z rubinów.“ – zbędny zaimek; wiadomo, że nie zakładała tego na czyjąś szyję.

Joseheim, ty też? :( Bez "swoją" to zdanie ma wyraźnie inny wydźwięk, zaimek dodatkowo eksponuje szyję hrabiny. O podobnych przypadkach szerzej wypowiedziałem się tutaj:

http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/16804

W ogóle czepianie się pojedynczych zaimków mija się z celem. Może poza jakimiś wyjątkowo rażącymi sytuacjami. Prawie każdy niby to niepotrzebny zaimek można uzasadnić potrzebą zwiększenia ekspresji lub czytelności. Jasne, że jeżeli ktoś mocno nadużywa tej części mowy, warto go na sprawę uczulić. Należy stosować zaimki świadomie, a nie bezmyślnie i gdzie się tylko da. Jednak przesadna drobiazgowość niczyjego stylu nie poprawi, wręcz przeciwnie.

 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Co ja poradzę, Jerohu, jestem zaimkożercą ;) Nie lubię i tyle. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że do pewnego stopnia nadużycie zaimków może być wytłumaczalne (zabiegi służące podkreśleniu), ale też staram się po prostu w komentarzach wypisać wszystko to, co w danym tekście zwróciło moją uwagę. Do przemyślenia. A co autor opowiadania postanowi z tym zrobić, to całkiem inna kwestia ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Na wściekle karmazynowej ścianie po lewej stronie Adama, wisiał

raczej zbędny przecinek, nie jest potrzebny po inicjalnym okoliczniku

Róża zauważyła, co przykuło uwagę młodzieńca – Była wspaniałą kobietą. I piękną. Adam spojrzał na Różę

Można by się zastanowić, czy nie lepiej uniknąć powtórzenia

Była najpiękniejszą i najbardziej przerażająca rzeczą

Ale o ukochanej tak?

trofeami, godnymi królowej

można by się obejść bez tego przecinka

zaprzeczyć, niestety nie jestem. Wiem, że chcesz mnie posiąść. Zaprzeczysz

Tyle mi się rzuciło w oczy. Technicznie wciąż jest hm… tylko odrobinę powyżej przeciętnej.

Co do treści – było całkiem nieźle. Rzeczywiście, brakło głębszego umotywowania postępowania bohatera. Trudno było poczuć tę wielką namiętność. Nawet w starych baśniach, które grały wszak na prostych emocjach i równie prosto je podawały, ta miłość zawsze z czegoś wynika (a bo pięknie zbierała poziomki np). Tu tego nie ma.

Ale podobało mi się to “bajkowe” zakończenie. Pomysł ciekawy. Podobało mi się też kilka drobiazgów (imiona, porównanie do krwi z tętnicy). Gdyby nie wykonanie, oceniałbym wyżej.

A tak – 4.

Kurde, a ja jestem spójnikożercą i będę skreślał spójniki łączne. Może wystąpić tylko jeden spójnik i/oraz na stronę A4. Poważnie:

Jose, zakwestionowałaś tutaj połączenie będące w powszechnym użyciu. Połączenie użyteczne, całkowicie poprawne i estetycznie bez zarzutu. Piętnowanie tej konstrukcji jest po prostu nieporozumieniem i nie ma znaczenia, ile razy zarażeni hiperozą użytkownicy portalu redukowali ją brzydko w swoich “poprawkach”.

 

Na dowód mogę Cię zasypać cytatami z Miłosza, Andrzejewskiego, Iwaszkiewicza, Tokarczuk, Mrożka, Brzechwy… Albo sama wejdź na stronę Narodowego Korpusu Języka Polskiego i przekonaj się, że konstrukcja, którą zakwestionowałaś, jest normalna i powszechna – również wśród asów literatury.

 

Mamy na portalu do czynienia z oczywistym przegięciem, więc sorry, ale skoro już zacząłem, nie mogę się zgodzić na pojednawcze, lecz fałszywe: "to kwestia gustu” :/

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Obawiam się, Jerohu, że a) skoro sam użyłeś zwrotu “estetycznie bez zarzutu” nie możesz jednocześnie zaprzeczyć, że estetyka JEST kwestią gustu ;) b) to nie miejsce na podobne dyskusje. Oczywiście pisząc punkt a) przeczę punktowi b), niemniej sądzę, że SpiralArchitect wolałby, by podobne rozważania nie miały miejsca akurat pod jego opowiadaniem ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Miejsce wydaje mi się niezłe, choć to prawda, że istnieją lepsze. Ale dobrze, nie będę kontynuował dyskusji ani rozpoczynał tu nowych wątków. To co napisałem wystarczy.

Przykro mi, Joseheim, bo oberwałaś właściwie rykoszetem. Mam nadzieję, że nie zniechęcę Cię do łapanek. To jasne, że są one potrzebne i przydatne dla autorów opowiadań. Peace (jak to pisze Cień Burzy).

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Rzeczywiście jest trochę tych babolków do poprawienia i przez pierwsze fragmenty tekstu psuło mi to odbiór. Później natomiast bardziej skupiłam się na fabule, bo zaintrygował mnie pomysł. Uważam, że fabularnie tekst zasłużyłby na głosik do biblioteki (no w każdym razie ode mnie by go dostał ;)), namawiam więc bardzo autora do doszlifowania warstwy językowej :) 

No i zgadzam się, że warto byłoby uwiarygodnić tę fascynację bohatera Różą, mnie również trudno było to kupić.

Całkiem ciekawy pomysł. Podobała mi się relacja Adama i Kła, dlatego ciężko było mi uwierzyć, że A. był w stanie ot, tak po prostu spieprzyć wszystko dla Róży. Zabrakło mi między nimi chemii – obydwoje byli zbyt zimni, jakby łączyły ich sprawy biznesowe, a nie zauroczenie. Rozumiem, że dla Róży rzeczywiście ich spotkanie było “biznesowe”, ale Adam powinien okazać więcej jakichkolwiek uczuć względem Róży. 

Lektura była całkiem przyjemna, ale czytałam opowiadanie parę dni temu i już zaczęło mi się zacierać w pamięci. Dobre opowiadanie powinno zapaść w pamięć, zostawić coś po sobie. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Pomysł niezły, wykonanie mogłoby być lepsze. Nie będę powtarzać zarzutów, bo już wiesz, co zawiodło w opowiadaniu.

Szkoda, że do tej pory nie usunąłeś usterek, które wskazali wcześniej komentujący.

 

lekko krę­co­ne włosy miała zwią­za­ne w kok z tyłu głowy. – Koka się nie związuje, kok się

upina.

 

Miała dobre hi­sto­rie. – Raczej: Znała dobre/ciekawe hi­sto­rie.

 

Po­krzy­wa wy­szcze­rzy­ła zęby w szczer­ba­tym uśmie­chu. – Szczerbate mogą być zęby, nie uśmiech.

Proponuję: Po­krzy­wa wy­szcze­rzy­ła w uśmiechu szczerbate zęby.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie się w zasadzie podobało :)

 

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka