- Opowiadanie: Christopher Wilk - Rozdział 1. Dragomir

Rozdział 1. Dragomir

W potężnym kraju na południu kontynentu De'on wybucha rewolucja przeciwko królowi Dragomirowi II. Dowodzi nią charyzmatyczny wódz Sawków - Khazhutal Valdhothasha.

Oceny

Rozdział 1. Dragomir

Był wieczór dnia osiemnastego lipca 1152 roku y.BT. (yeh Brexeg Triffor; elementari – po Wielkiej Rewolucji), dwudziestodwuletni Dragomir II Gryfiński siedział w fotelu. Wokół niego ciągnęły się rzędy półek z książkami, jak to w bibliotece. Mężczyzna jednak znajdował się w swojej komnacie.

Lubił on uczyć się nowych rzeczy, które mogłyby mu się przydać w przyszłości. Stać go było na to, ponieważ jako król miał co nieco pieniędzy na uzupełnianie swojej jakby nie mówić sporej kolekcji woluminów. Siedział zagłębiony w miękkim siedzeniu fotela i czytał "Historię Wielkiego Kontynentu" Zincklova Elementari – Stefana. Po raz setny przeglądał stare, sypiące się stronnice. Sam nie wiedział po co to robi, pewnie z nudów.

W państwie od dawna nic się nie działo. Król nie miał nic do roboty poza siedzeniem, ze wszystkim innym radził sobie doskonale kasztelan zamku. Za oknem szumiały drzewa, Dragomir poczuł senność. Nie zauważył, kiedy powieki opadły mu na oczy i zapadł w sen.

Leciał na wielkim szpaku, wokół nich rozciągały się ośnieżone szczyty gór. Zrobiło mu się zimno. Wtedy ptak zaczął nurkować z zawrotną prędkością. Dragomir omal z niego nie spadł, lecz złapał się jego głowy i trzymał. Gdy ziemia zbliżała się nieuchronnie, Dragomir pomodlił się do Sześciu Elementów w języku elementarnym. Obudził się pełen przerażenia i niepewności. – Przybywolo, przynieś mi beczkę piwa. Muszę się zabawić przed podróżą, jutro jadę do Żmijewa. Służka posłusznie wypełniła rozkaz Dragomira. Gdy ten się uśmiechnął zaczerwieniła się i wyszła zawstydzona. Mężczyzna zauważył jej zmieszanie i jego twarz wykrzywiła się w grymasie uśmiechu ponownie.

– Chcesz się napić? – spytał przechodzącej obok drzwi młodej, szesnastoletniej Kraśnisławy Krasnotopór. Była dosyć niska, sięgała Dragomirowi do połowy szyi. Miała opadające falami włosy barwy ciemnego blondu i duże, niebieskie oczy. Była bardzo ładna.

– Dobrze, ale nie dużo. – Proszę. – powiedział i podał jej kielich piwa. Dziewczyna wzięła naczynie posłusznie do rąk i upiła trochę i uśmiechnęła się.

– Bardzo dobre! – westchnęła. Młoda kobieta dopiła do dna. Kielich nie był duży, ale mężczyzna mimo wszystko zdziwił się, że potrafiła tak szybko pochłonąć jego zawartość. Dragomir pocałował ją i wstał z fotela. Tamta chciała go zatrzymać:

– Nie idź jeszcze. Drago, proszę.

– Jutro jadę do Żmijewa i muszę się przygotować. Będę miał dla ciebie czas tam, jeśli pojedziesz mi towarzyszyć luba. Poza tym – uklęknął na prawe kolano przed nią.

– Czy wyjdziesz za mnie? – dał jej złoty pierścień z wygrawerowanym na nim herbem Gryfińskich, przez chwilę jakby widział wyraz radości na jej twarzy.

– Panie, oczywiście, że tak.

– To wspaniale! Ślub odbędzie się tak szybko, jak tylko się da, muszę jeszcze tylko spytać o zgodę twego ojca. Dziewczyna posmutniała.

– On nigdy na to nie pozwoli. Uważa cię za słabego króla, twierdzi, że nie dasz sobie rady z rebelią Sawków.

– W takim razie pobierzemy się bez jego zgody, czy tego chcesz?

– Nie chcę się mu sprzeciwiać, jest zbyt silny i bije mnie kiedy jestem nieposłuszna. Po czymś takim wydziedziczyłby mnie. Czy wtedy także kochałbyś mnie tak, jak teraz, czy zostawił na pastwę losu w biedzie, bez żadnego dobytku?

Po jej słowach miał ochotę zerwać zaręczyny, ale się powstrzymał.

– Wiem, że to trudne. Wiem, że jeśli stracisz majątek przestaniesz się liczyć dla podległych mi możnowładców, lecz dla mnie zawsze będziesz jedyną prawdziwą miłością. Mimo tego postaram wydzielić ci jakiś majątek z dorzecza Sóli.

– Czyli jednak zostałbyś przy mnie na dobre i złe, i choćby chcieli nas rozdzielić kochałbyś mnie? Gdyby mnie zabić próbowali, czy nadal nie stchórzyłbyś, by ocalić pozycję?

– Nie, nie bałbym się nawet jeśli i stu mężów chciało walczyć ze mną na śmierć i życie. Nie mógłbym umrzeć, ponieważ nie potrafiłbym zostawić cię samej bez wsparcia, a teraz muszę iść spać, jutro czeka mnie rada królewska.

– Skoro musisz, to idź. Wychodząc z komnaty jeszcze raz obejrzał się za siebie i westchnął cicho, żeby nikt nie słyszał.

Poszedł do komnaty sypialnej. Znalazł się przed dużymi, hebanowymi drzwiami ze stalowymi okuciami. Po ich obu stronach stali strażnicy z halabardami i byli ubrani w czerwono-niebieskie mundury Gwardii Królewskiej. Mężczyzna wszedł do komnaty. Było to przytulne, niewielkie pomieszczenie, całe z marmuru, jak zresztą cały Zamek Królewski. Poza tym nie z byle marmuru, tylko z morskiego marmuru z Gór Lodowych.

Pół pokoju zajmowało wielkie, zdobne łoże z baldachimem i kolumienkami rzeźbionymi w owijającą się wokół nich żmiję. Na pojedynczym oknie powiewała flaga królewska. Dragomir upewnił się, że pod poduszką bezpiecznie leżą dwa sztylety do samoobrony. Od razu po tym położył się w miękkiej pościeli. Dał się jej otulić i zapadł w spokojny sen. Całą noc nic mu się nie śniło.

Rano obudził się wypoczęty i świeży. Zdjął z siebie koszulę nocną. Pod spodem był całkiem nagi. Miał nadzieję, że nikt go nie podgląda. Jego ciało, owszem nie było najgorsze, ale jako król czuł, że powinien innych mężczyzn zawstydzać. Co do tego pewności nie miał.

Był dosyć wysoki, wyższy niż przeciętny szlachcic. Posiadał niebieskie oczy i ciemne, długie włosy, które wiązał w koński ogon. Miał dosyć sporych rozmiarów zarost, który jednak nie sięgał mu nawet do piersi. Mężczyzna nie był jakoś specjalnie muskularny, miał tylko tyle widocznych mięśni, ile wyćwiczył trenując fechtunek z panem Andrzejem. Wstał z łóżka i zaczął nakładać spodnie. Jeszcze nieubrany zawołał służącą, by przyniosła mu balię z gorącą wodą:

– Przybywolo, zrób mi kąpiel! – dziewka pobiegła do kuchni.

Dragomir czuł niemałą satysfakcję na myśl, że tak piękna kobieta jak Kraśnisława chce za niego wyjść. Znał ją już wcześniej. Romansował z nią już od trzech lat, ale były to jedynie pocałunki.

Radosław Krasnotopór był najpotężniejszym sojusznikiem Dragomira i nie mógł popełnić tego samego błędu co jego prapradziad, niech Sześć Elementów nad nim czuwa.

Wspomniany wcześniej Kazimierz VII Gryfiński zamiast z Bohuwolą Krasnotopór, ożenił się z Gościmiłą Żółwlewską. Wywołał tym trwającą przez trzydzieści lat Wojnę Czerwonych Toporów (herbem Krasnotoporów jest czarny topór na czerwonej tarczy). Zakończyła się w roku 903 y.BT. (p.WP) śmiercią księcia Drogowoja Krasnotopora.

Do komnaty z powrotem weszła Przybywola. Tym razem jednak z balią gorącej wody, którą niosło kilka łokci za nią czterech silnych służących.

– Możecie wyjść. – powiedział i zapłacił mężczyznom po srebrnej monecie.

Rzucili się na pieniądze jak łowca na zwierzynę. Gdy każdy z nich wziął zapłatę, wyszli z pomieszczenia. Z balii dymiło się. Dragomir bał się wchodzić do wrzątku i się poparzyć. Dziewka zawiesiła ręcznik na ramie łóżka. Poczekał aż woda ostygnie. Po tym czasie wykąpał się i ubrał w szaty rodowe. Widniał na jego piersi herb rodowy Gryfińskich, a mianowicie brunatny gryf na złotej tarczy.

Żmijska była kiedyś rozdzielona na dwie części: Smoczydwór i Orligród, ale w roku 652 y.BT. (p.WP) król Orligrodu, Bogumił I Żmijewicz – ostatni z dynastii Żmijewiczów zjednoczył oba kraje, tworząc między nimi unię realną. Po jego śmierci w 679 y.BT. rozpoczęła się wojna o władzę między Smoczyńskimi (niebieski smok na złotej tarczy), a Orłowiczami (czarny orzeł na zielonej tarczy). Podczas, gdy oni toczyli walki, pierwszy z rodu Gryfińskich, hrabia Borzydar Gryfiński Truciciel (brązowy gryf na złotej tarczy) podstępem dostał się do kuchni, podczas gdy trwała uczta, mająca przynieść pokój podzielonemu państwu (był na niej i książę Orłowicz, i Smoczyński). Zatruł potrawy przeznaczone dla obu szlachciców trucizną Elementów. Kiedy wszyscy biesiadnicy potruli się, Gryfiński wyszedł z podziemii zamku i siłą przejął tron.

Dragomir był dumny z pięknej historii swojego rodu. Miał też nadzieję, że na nim dynastia się nie skończy. Po wykonaniu wszystkich czynności, które poprawiły jego wygląd wyszedł z komnaty i pod eskortą dwóch strażników poszedł do sali obrad. Kiedy tam wszedł zobaczył kłócących się z nieznajomego królowi powodu.

– Cicho! – krzyknął do szlachty, a ta zniżyła głosy. – Grozi nam wojna z domowa z Sawkami, a wy się kłócicie!?

– Wasza wysokość my wszystko rozumiemy, ale co nas to obchodzi? To twoja wojna, nie nasza! – stwierdził hrabia Sławomir Hospodzki.

– Tak nie może być hrabio Hospodzki! Za podważanie mojego autorytetu odbieram ci tytuł i nazwisko. Akyż z moich ziem! Od teraz jesteś wygnany. – mężczyzna przeraził się i krzyknął.

– Przeklinam cię Dragomirze II Gryfiński! Niech cię rokitnik porwie i jędza zje!

Zdenerwowany król powiedział jeszcze.

– Straże wyprowadzić tego śmierdziela z Zamku Królewskiego i wyrzucić do lasu, a jak wróci do cywilizowanego kraju macie go zabić!

Dwóch żołnierzy uzbrojonych w vi'ćie i halabardy złapało banitę pod pachy i wyprowadziło, kiedy on się szamotał i wrzeszczał.

Dragomir usiadł na tronie. Siedzenie było duże, drewniane i z purpurową poduszką, oparcie było rzeźbione z drewna w paszczę smoka. Mężczyzna rozsiadł się i zaczął przemowę.

– Wódz Sawków Khazhutal Valdhothasha chce podnieść bunt przeciwko koronie. Ja jako król nie mogę na to pozwolić. Rebelię trzeba stłumić jak najszybciej. – mówił.

Po wyjawieniu swoich planów Dragomir rozłożył na stole mapę Żmijski. Wskazał palcem na górną część mapy.

– Tutaj jest Wielka Sawanna. – przesunął palec w dół – A tu Zamek Królewski i Gryfińsk. Baronie Tarczyński twój zamek leży najbliżej Sawanny. Mogę liczyć na pomoc w walce z Sawkami? – spytał krępego, wąsatego mężczyznę, który był łysy i odziany w niebieski kontusz.

– Mój miecz i wojsko należą do ciebie wasza miłość. – odparł szlachcic. Dragomir ucieszył się z odpowiedzi barona.

– Zawsze darzyłem cię zaufaniem baronie, swoimi słowami tylko potwierdzasz, że jesteś go godzien. – możnowładca uśmiechnął się zadowolony z siebie.

– Została jeszcze kwestia ilu z was wesprze mnie swym wojskiem? – stwierdził król.

Najpierw rękę podniósł jeden z pomniejszych szlachciców, a po chwili zgłosili się wszyscy zgromadzeni w sali między innymi książę Radosław Krasnotopór, hrabia Bartyński z Zielonej Wyspy i baron Mietsław Błotniak z Moczarnego Dworu.

– Bardzo cieszy mnie wasze zaangażowanie. – powiedział król i zaśmiał się w myślach ze skuteczności własnych sposobów uzyskania posłuchu.

Zebranie rady królewskiej skończyło się pół godziny później i król Dragomir poszedł na dziedziniec potrenować szermierkę. Władca u boku miał przypasany vi'ć rodowy "Czerwień Krwi". Wyszedł z głównego korytarza w prawo i znalazł się na wybrukowanym placyku w środku zabudowy zamku. Na króla czekał już tam dowódca drużyny rycerskiej – pan Andrzej Płaczka.

– Wasza wysokość jesteś gotów? – Dragomir wydobył zza pasa starożytną klingę królów Żmijski. Była ona półtoraręczna, posiadała rzeźbioną czaszę, na głowicy był wygrawerowany herb Gryfińskich, ostrze vi'ći było wzmocnione ico'nagrem z bieguna południowego.

– Tak! Postawny rycerz ukłonił się, po czym Dragomir zrobił to samo. Król czekał na jakąś akcję ze strony wojownika.

Tamten jednak stał jak posąg.

– Czy nie mieliśmy walczyć? – spytał.

– Właśnie to robię wasza wysokość. – odparł rycerz.

Dragomir ruszył w kierunku przeciwnika tnąc z góry. Vi'ć opadała szybko, lecz po chwili natrafił na opór.

Pan Andrzej zablokował jego atak płazem swojej szabli. Zaskoczony szybką reakcją przeciwnika król cofnął się o krok i wziął zamach, po czym zaatakował starszego mężczyznę. Tamten zrobił szybki unik w prawo i uderzył Dragomira delikatnie ostrzem w napierśnik.

– Nie żyjesz. – stwierdził bez emocji.

– Uchhh! -westchnął król.

– Nie jesteś typem wojownika, lepiej znajdź sobie zaufanego obrońcę wasza wysokość, albo spróbuj jakimś cudem nauczyć się walczyć jak jakiś dobry rycerz.

– Panie Andrzeju ty jesteś mi najbardziej wierny. Zostań mym obrońcą.

– Kiedy mówiłem o obrońcy, myślałem o kimś o wyższym tytule szlacheckim, ale twoja prośba to dla mnie rozkaz królu. Zgadzam się. – Dragomir ucieszył się niezmiernie.

– Ale ćwiczenia szermierki będą trwać dalej, dopóki nie nauczysz się choćby w pewnym stopniu mi dorównać. – tymi słowami nieco zasmucił zakochanego w nauce władcę.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem tylko dwa pierwsze zdania, więc nie odniosę się do poszczególnych elementów. A przeczytałem tak mało, gdyż zobaczyłem, że nie piszesz dialogów od nowej linii i nie masz żadnych akapitów. Musisz to poprawić, inaczej nie wielu znajdzie się do czytania. Dla mnie osobiście jest to odstraszające.

Pozdrawiam

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Jakiś niezrozumiały strumień świadomości. Polecam redakcję. I eksterminację zaimków.

Zgadzam się z kolegami – w takiej postaci nie da się czytać. Zedytuj tekst – rozdziel akapity, wydziel poprawnie dialogi i zobaczymy o co w tym chodzi. 

 

Edycja.

I dodam jeszcze jedno – wrzuciłeś prawie równocześnie z tym, jeszcze dwa kolejne fragmenty, które wyglądają dokładnie tak samo. Uwierz, że w takiej formie nikt ich nie przeczyta. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Poprawione, sory za popzednia jakosc, ale pisalem na telefonie, a teraz mi klawiatura siada

Nie zauważył, kiedy powieki opadły mu na oczy

To dobry moment.  

Poza tym kiepsko, nawet jak na Grafomanię. 

Nie biegam, bo nie lubię

Wrzucanie tutaj tekstów pisanych na telefonie jest naprawdę kompletnym brakiem szacunku dla potencjalnych czytelników. Po redakcji mogę ocenić walory literackie pierwszych kilku akapitów (dalej nie udało mi się dotrzeć): to nie jest dobre. Infantylne, grafomańskie. Zalecam bardzo dużo pracy nad stylem, dużo uważnego czytania literatury nie tylko fantastycznej.

O matulu! Nie wiem, jak to powiedzieć, ale walnę prosto z mostu – słabiutko. I to pod wieloma względami. Poniżej przykłady za zobrazowania: 

 

Był wieczór dnia osiemnastego lipca 1152 roku y.BT. (yeh Brexeg Triffor; elementari – po Wielkiej Rewolucji) – tu piszę o moim subiektywnym wrażeniu – nie podobają mi się wytłuszczone elementy – nic z nich nie rozumiem, nic dla mnie nie wnoszą. 

 

Wokół niego ciągnęły się rzędy półek z książkami, jak to w bibliotece. Mężczyzna jednak znajdował się w swojej komnacie. – wytłuszczenie wyraźnie mówi, że bohater znajduje się w bibliotece – jeśli nie, to należałoby to zapisać inaczej. 

 

Lubił on uczyć się nowych rzeczy, – zbędny zaimek (jak i wiele innych)

 

Stać go było na to, ponieważ jako król miał co nieco pieniędzy na uzupełnianie(+,) swojej jakby nie mówić(+,) sporej kolekcji woluminów. – Raz – interpunkcja leży;  dwa – znów zbędny zaimek;

 

czytał "Historię Wielkiego Kontynentu" Zincklova Elementari – Stefana co tu jest imieniem, co nazwiskiem, co to ten elementari – powtarza się to słowo w różnych kontekstach i odmianach niczego nie wyjaśniając; 

 

W państwie od dawna nic się nie działo. Król nie miał nic do roboty poza siedzeniem, ze wszystkim innym radził sobie doskonale kasztelan zamku. – Rozumiem, że król rządzi państwem, ale dlaczego wszystkim sam zajmuje się kasztelan, który z definicji rządzi kasztelanią. 

 

Leciał na wielkim szpaku, wokół nich rozciągały się ośnieżone szczyty gór. Zrobiło mu się zimno. Wtedy ptak zaczął nurkować z zawrotną prędkością. Dragomir omal z niego nie spadł, lecz złapał się jego głowy i trzymał. Gdy ziemia zbliżała się nieuchronnie, Dragomir pomodlił się do Sześciu Elementów w języku elementarnym. Obudził się pełen przerażenia i niepewności. – Przybywolo, przynieś mi beczkę piwa. Muszę się zabawić przed podróżą, jutro jadę do Żmijewa. Służka posłusznie wypełniła rozkaz Dragomira. Gdy ten się uśmiechnął zaczerwieniła się i wyszła zawstydzona. Mężczyzna zauważył jej zmieszanie i jego twarz wykrzywiła się w grymasie uśmiechu ponownie.

Tu Ci się zlało kilka akapitów w jeden. 

 

– Dobrze, ale nie dużo. – Proszę. – powiedział i podał jej kielich piwa. – tu też się zlało. Do tego wytłuszczony fragment oznacza źle zapisany dialog. Więcej błędów w dialogach masz dalej w tekście – zerknij do tego poradnika: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112 lub http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Oświadczyny – ugh! Jakoś nie umiem sobie takiej sceny wyobrazić. 

– Nie chcę się mu sprzeciwiać, jest zbyt silny i bije mnie kiedy jestem nieposłuszna. Po czymś takim wydziedziczyłby mnie. Czy wtedy także kochałbyś mnie tak, jak teraz, czy zostawił na pastwę losu w biedzie, bez żadnego dobytku?

Naprawdę? 

 

– Tak nie może być hrabio Hospodzki! Za podważanie mojego autorytetu odbieram ci tytuł i nazwisko. Akyż z moich ziem! Od teraz jesteś wygnany. – mężczyzna przeraził się i krzyknął.

– Przeklinam cię Dragomirze II Gryfiński! Niech cię rokitnik porwie i jędza zje!

Zdenerwowany król powiedział jeszcze.

– Straże wyprowadzić tego śmierdziela z Zamku Królewskiego i wyrzucić do lasu, a jak wróci do cywilizowanego kraju macie go zabić!

I znów: naprawdę?

A kysz! 

 

Przyczepić by się można było praktycznie do wszystkiego, więc zostanę przy tych kilku przykładach. 

 

Opowiadanie jest bardzo naiwne. Wszystko dzieje się tak hop-siup, co najmniej połowa rzeczy, wydarzeń, kwestii jest niewiarygodna. 

I nie wiem z czego to wynika – Twojego być może młodego wieku, Twoich początków z pisarską przygodą i tym samym jeszcze topornego warsztatu?

Rada – poćwicz pisanie na krótszych zamkniętych formach – nie próbuj na siłę ciągnąć jednej, długiej historii, do czasu, aż nabierzesz wprawy w pisaniu. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca: szacun, że Ci się chciało :)

Próbowałam przeczytać, niestety, w tym przypadku czytanie boli.

Miałam zamiar zaproponować jakieś poprawki, ale to raczej nie ma sensu, skoro wysiłek Śniącej nie został doceniony. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie lubię krytykować, zwłaszcza, że jestem tu nowa i sama póki co nic swojego nie wrzuciłam. Jednak nawet moje niesprawne oko widzi tutaj dużo błędów. Pominę już kwestie interpunkcyjne, stylistyczne i ta dalej, ponieważ na to zwrócili ci już uwagę inni użytkownicy we wcześniejszych komentarzach.

Przede wszystkim za dużo wprowadzonych postaci i nazw jak na taki krótki tekst, zupełnie nie idzie się połapać kto jest kim. Istotne momenty, jak zaręczyny, czy obrady na temat wojny potraktowane zostały po macoszemu, szybko, byle było i do kolejnej części. Z drugiej strony zbyt dużo zbędnych opisów, jak np. spanie, czy kąpiel króla. Te fragmenty są zupełnie zbędne, nic nie wnoszą.

Przed wzięciem się za poprawianie tekstu radziłabym poszukać informacji na temat poprawności zapisywania dialogów. Przykład:

“– Możecie wyjść. – powiedział(…)” w takim przypadku nie stawiamy kropki po wypowiedzi bohatera.

 

Nowa Fantastyka