- Opowiadanie: Alishia - Jedyny dziedzic

Jedyny dziedzic

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Jedyny dziedzic

Nadeszły mroczne czasy dla Królestwa Lundoru. Rodzina królewska została zamordowana a na tronie zasiadł Nefrenius brat prawowitego króla. Ocalał jedynie mały, dziesięcioletni książę, którego chciano osadzić w lochu. Książę miał czterech opiekunów – Generałów Cienia. Mieli strzec chłopca jak oka w głowie. Ich również postanowiono zgładzić, jednak zostali niespodziewanie ocaleni. Gdy miano w podziemiach zamku wykonać na nich wyrok ukazał im się jasny blask. Rycerze Nefreniusa zostali oślepieni przez światło, poczuli straszny ból głowy i stracili przytomność. Generałom ukazała się kobieta o białych włosach do samej ziemi, ubrana była w kremową suknię, w ręku trzymała długie, srebrne berło a z jej pleców wyrastały skrzydła.

Czarodziejka Światła! – powiedział Senfir – jeden z generałów.

Tak, to ja Czarodziejka Światła. – odparła delikatnym głosem – Spróbuję Was ocalić na tyle na ile starczy mi sił. Wszystkiego jednak nie mogę zrobić. Mały książę zostanie przeniesiony na inną planetę, taką, która go przyjmie w pokoju.

Ale nasze królestwo… – wtrącił Yamren.

Nadejdzie czas, gdy wróci do prawowitego dziedzica. Zostaniecie poddani hibernacji w kryształach lodu i pozostawieni w nieznanym wam miejscu, tam gdzie was nie znajdą. Gdy minie 10 lat lód was wypuści byście mogli odszukać księcia. On przywróci ład na Lundorze. Muszę was jednak ostrzec – książę nie będzie o niczym pamiętał. Senfirze, Yamrenie, Kitionie i Mansarecie zaśnijcie teraz mroźnym snem by czekać na wypełnienie swojego przeznaczenia.

Po tych słowach Czarodziejka uniosła berło wysoko i niebieski blask otulił Generałów Cienia. Po chwili zastygli w kryształach lodu a później zniknęli w ogóle, nie było po nich śladu.

W lesie promień słońca przedzierał się przez korony drzew. Chłopiec obudził się i zaspany popatrzył w górę. Nie wiedział co się z nim stało, przeraził się, nic nie pamiętał! Nie wiedział kim jest i co się stało. Oczy natychmiast mu zwilgotniały, zaczął płakać. Nagle zza drzew wysunęły się postacie. Mieli kaptury na głowach i zielone długie peleryny, brązowe długie szaty. W rękach trzymali drewniane laski obrośnięte bluszczem. Chłopiec przytulił się ze strachu do drzewa.

Mitrien, ten chłopiec jest ubrany w srebrny mundurek, dosyć bogaty. Co on tu robi? – szepnął jeden z mężczyzn do kobiety.

Nie wiem ale musimy się nim zająć, nie widzisz jaki jest przestraszony? – odparła łagodnie.

Kobieta podeszła powoli do małego i zdjęła kaptur, miała rude, kręcone włosy i zielone oczy.

Witaj skarbie, co ci się stało, czemu jesteś tutaj sam? Gdzie twoja mama i tata?

Ja… ja… nie pamiętam nic. – powiedział chłopiec przez łzy.

Nie pamiętasz swojego imienia? – zapytała ponownie.

Nie… – chłopiec płakał coraz mocniej.

Nie bój się. – uspokoiła go Mitrien głaszcząc po czarnych włosach – Wszystko będzie dobrze, zajmiemy się tobą. Jesteśmy druidami, nic ci nie zrobimy.

Rudowłosa wzięła go na ręce i przytuliła. Mały ufnie wtulił się w kobietę i płakał, po chwili znów zasnął przemęczony płaczem i tą pustką, którą w sobie czuł.

Małym księciem zajęli się druidzi ze Świątyni Natury – miejscu gdzie zamieszkiwali i służyli naturze. Władali magią specyficzną dla ich powołania, uczyli się mowy zwierząt i troszczyli się o równowagę w lesie. Ściany Świątyni pokryte były roślinnością, dach również. Wewnątrz znajdował się ołtarz z motywami roślinnymi a na nim palił się ogień symbolizujący światło i harmonię. Druidów było dziesięciu – pięć kobiet i pięcioro mężczyzn, ślubowali czystość, dbanie o naturę i roztropne korzystanie z jej darów. Mały książę nie pamiętał swojego imienia więc nadano mu nowe – Ditrin. Bardzo wcześnie ukazał się jego dar – po roku najlepiej ze wszystkich porozumiewał się ze zwierzętami, umiał odczytać co chcą mu powiedzieć. Pewnego razu stało się coś jeszcze… Gdy miał piętnaście lat pewnej nocy wyszedł ze Świątyni. Była chłodna noc, Ditrin nie mógł zasnąć. Nałożył kaptur gdyż dostał ubranie takie jakie nosiła jego nowa rodzina. Księżyc świecił niezwykle mocno więc chłopak wyszedł na znajomą mu polanę na skraju lasu. Usiadł na trawie i wpatrywał się w gwiazdy, bardzo lubił patrzeć w niebo, podziwiał te piękne widoki jednak zawsze gdy spojrzał w górę czuł się strasznie dziwnie, czuł tęsknotę za czymś, za kimś, sam nie wiedział do końca. W pewnym momencie spuścił wzrok i z oczu popłynęły mu łzy. Najgorsza była ta pustka, ta straszna pustka. Nagle w oddali zobaczył kroczącego jelenia, był inny niż wszystkie – wokół niego roztaczała się lśniąca aura a in sam był przezroczysty. Obok niego pojawiły się wilki, również wyglądające tak jak jeleń. Z innej strony szły z dostojeństwem takie same konie, po niebie poszybował orzeł z tą samą aurą co pozostałe zwierzęta. Ditrin nie wiedział co się dzieje ale dziwnym trafem nie bał się. Zwierzęta podeszły do niego, jeleń spojrzał w oczy Ditrinowi. Młody chłopak usłyszał głos w swojej głowie:

Jesteśmy dobrymi duchami lasu i natury. Masz dar, wybraliśmy cię byś nas słyszał i widział, masz w sobie wielką miłość do nas i w pewnym stopniu do nas należysz, jesteśmy złączeni. Pojawiłeś się tutaj jakimś sposobem, dzięki potężnej mocy. Ta moc wpłynęła na nas i złączyła nas ze sobą, możliwe, że stało się to nie do końca świadomie ale jesteś teraz wybrany, twoje wnętrze będzie czuło nasze cierpienia i nasze radości. Będziemy cię prowadzić i towarzyszyć ci podczas twojej drogi.

Już chciał coś odpowiedzieć gdy duchy zniknęły. Szybko wstał i oszołomiony wrócił do Świątyni, tam jeden z druidów – Jetren spostrzegł, że Ditrina nie ma i czekał na niego przed wejściem. Od razu zobaczył, że coś się wydarzyło.

Co się stało Ditrinie, czy wszystko dobrze? – zapytał z troską.

Chłopak opowiedział mu wszystko co widział i słyszał. Jetren pogładził się po brodzie i odparł:

To niezwykłe. W naszych księgach czytamy o druidach posiadających dar rozmowy z duchami lasu. Każdy z nich był wielkim druidem i przewodził naszej wspólnocie, cechował się niezwykłą mądrością. Żaden z nich jednak nie był złączony z nimi. Był wybrany by duchy z nim rozmawiały i ukazywały mu się. Ale tutaj mamy coś więcej, dużo więcej…

Następnego dnia długo dyskutowano na ten temat wśród wspólnoty. Stwierdzono, że będą obserwować chłopaka a gdy przyjdzie czas i będzie chciał złożyć przysięgę by pozostać druidem zostanie ich przywódcą gdy już nauczy się magii natury. Od tamtego czasu Ditrin regularnie widywał duchy lasu.

Lata mijały i zbliżały się dwudzieste urodziny księcia. Nikt nie wiedział kiedy się urodził ale obchodzono je w dzień jego znalezienia w lesie. Jeden z druidów umiał określić wiek chłopca gdy go znaleźli, teraz mijał już dziesiąty rok od tamtego dnia. Ditrin miał za kilka dni złożyć przysięgę.

W pewnej mroźnej krainie wśród śnieżnego pustkowia w lodowych kryształach spało czterech Generałów Cienia – Senfir, Yamren, Kition i Mansaret. Mieli szaro – czarne mundury z fioletowymi pelerynami i czarnymi rękawiczkami. Senfir miał długie, czarne włosy i był najwyższy. Obok niego spał Yamren o brązowych włosach do ramion, następnie jasnowłosy Kition i Mansaret o niezwykłym – granatowym kolorze włosów które sięgały mu do pasa. Był to już czas by się obudzili, lód zaczął pękać i po chwili roztrzaskał się na kawałki. Generałowie padli na kolana, kręciło im się w głowie i ciężko się oddychało. Znowu zobaczyli znajome światło i Czarodziejkę.

Minęło dziesięć lat, nadszedł czas. Musicie znaleźć księcia i przekonać go by wrócił na planetę Lundoru. Dam wam moc przemieszczania się między planetami przez Wrota Przestrzeni. Jednak sami musicie znaleźć drogę. Muszę wam o czymś powiedzieć, gdy przenosiła księcia w losowe, odległe miejsce jakieś istoty duchowe na tej planecie poczuł moją magiczną interwencję. Niestety te istoty złączyły się z księciem, który teraz współodczuwa z nimi. Musicie odnaleźć rozwiązanie, sam książę będzie musiał spełnić warunki duchów by wyjechać do swojego królestwa. Senfirze dam Ci klucz do Wrót. Gdy wypowiesz na głos „Wrota Przestrzeni otwórzcie się i ukarzcie mi przejście” i podniesiesz klucz do góry Wrota otworzą się. Odszukajcie Zieloną Planetę i sprowadźcie księcia. Królestwo Lundoru cierpi, niesprawiedliwość i przemoc się szerzą. Odnajdźcie księcia… – po tych słowach podała generałowi srebrny klucz i zniknęła.

Senfir zacisnął dłoń na kluczu, zaczynała się śnieżyca i dopiero teraz tak naprawdę poczuli ukłucie chłodu. Mansaret powiedział:

Senfirze otwórz wrota, strasznie tu zimno…

Wtedy Senfir wypowiedział słowa, które mu powiedziała Czarodziejka Światła. Wtedy przed oczami ukazał się wielki portal, Generałowie Cienia spojrzeli na siebie i ruszyli w przejście. Znaleźli się w lustrzanym korytarzu a portal od razu się zamknął. Ściany, podłoga i sufit to były lustra, w kilku miejscach na ścianach ukazywały się poszczególne planety i galaktyki.

Jak mamy znaleźć to miejsce… Zielona Planeta…. skąd mamy wiedzieć która to, tu jest wiele planet. – zaczął Kition.

Żebyśmy tylko tu nie utknęli… – powiedział Yamren.

Nie wyglądało to dobrze, w środku potężnego, magicznego korytarza bez wielkiej nadziei. Korytarz ciągnął się i ciągnął już zabrakło im sił gdy zobaczyli kawałek przed sobą złotą kobietę. Miało tego koloru włosy, sukienkę, skórę a nawet oczy.

Szukacie drogi? – zapytała z uśmiechem.

Tak, szukamy Zielonej Planety. – powiedział Senfir.

Wskażę wam drogę. Ale po jednym warunkiem. – zaśmiała się kobieta – Jestem Mina, przewodniczka po korytarzu Wrót Przestrzeni. Pomogę wam ale musicie coś dla mnie zrobić, chodźcie zaprowadzę was w pewne miejsce.

Generałowie ruszyli za kobietą, która prowadziła ich w głąb korytarza, później skręciła w inny korytarz, na którego końcu znajdowała się błękitna sala, odróżniała się od korytarza bo nie była cała z luster jedynie w środku tej sali znajdowało się zwierciadło w złotej ramie.

Żeby uzyskać moją pomoc, jeden z was musi wejść do lustra i zmierzyć się ze swoim koszmarem. – kobieta zmrużyła oczy.

Dobrze, ja pójdę. – od razu zgłosił się Senfir.

Ale… mogę to być również ja! – odparł Yamren, po nim Kition i Mansaret.

Kobieta zaśmiała się głośno:

Moi drodzy, tylko jeden.

Senfir bez słowa wszedł w lustro, nie oglądając się za siebie, nie chciał widzieć twarzy swoich towarzyszy, chciał poświęcić się za nich. Znalazł się nagle w strasznie szarym miejscu, ziemia była wyschnięta. Zobaczył znajome miejsce, to był granitowy pałac Lundoru. Czuł jakby był tam wczoraj, ale coś tu się nie zgadzało. Było smutno i cicho, nikogo nie było przed pałacem ani, jak się okazało później i w środku. Przynajmniej tak sądził na początku. Chodząc po pałacowych korytarzach usłyszał krzyk małego chłopca.

Nie rób mi krzywdy! Nieee! – krzyk roznosił się po całym wnętrzu.

Senfir biegł i nie mógł trafić do miejsca skąd pochodził krzyk. W końcu wbiegł do jednej z komnat i tam zobaczył Nefreniusa, który pchnął nożem małego księcia.

Niee! – krzyknął generał i natychmiast odebrał zaskoczonemu wrogowi nóż i zabił go. Po pchnięciu nożem Nefrenius zniknął ale zakrwawione ciało chłopca zostało. Generał wziął go na ręce i płakał, nie był w stanie nad sobą zapanować, bardzo kochał tego chłopca, miał go ochronić a nie zrobił tego. Miał poczucie winy, ból i smutek rozrywał go od wewnątrz. Po chwili spostrzegł, że znowu jest na zewnątrz. „Co się stało?Co się dzieje?” pomyślał. Scenariusz powtórzył się taki jak przed chwilą – krzyk chłopca, zabójstwo, tylko w innej komnacie żeby znów nie mógł trafić od razu. Potem następny i następny raz… Jego serce coraz mocniej wypełniał smutek i ból. W końcu miał dość, gdy znów znalazł się na zewnątrz krzyknął:

Mam dosyć, nie mogę na to patrzeć! Przestań!

Opadł na ziemię i płakał bardzo długo. Nagle pomyślał „Zmierz się ze swoim koszmarem. Przecież to się nie dzieje naprawdę. Muszę się z tym uporać”. Poszedł po raz kolejny do pałacu. Tym razem zachował spokój i nie wszedł do pokoju z którego dochodził krzyk, wszedł do pokoju naprzeciwko. W jakiś sposób wiedział, że nie może wejść do tamtego pokoju bo kolejny taki widok złamie mu serce, musiał ze spokojem wejść gdzie indziej i znieść świadomość tego co dzieje się w tym koszmarze i, że nie ma na nią wpływu. Zawsze bał się, że nie będzie miał możliwości by ochronić księcia i dlatego tutaj nie chciał do tego dopuścić, nie chciał się z tym pogodzić, że nie może nic zrobić. Teraz musiał się z tym zmierzyć. Gdy wszedł do innego pokoju zobaczył w nim uśmiechniętego księcia. Senfir poczuł ulgę i spokój. Ukazał mu się portal przez, który mógł przejść. Znów znalazł się w błękitnej sali. Pozostali podbiegli do niego, Masaret powiedział:

Nareszcie…. już baliśmy się, że nie wyjdziesz.

Pamiętaj, że nie na wszystko masz wpływ, nie zawsze wszystko zależy od ciebie i jest twoją winą. Spokojem i przyjęciem tego, że nie masz na coś wpływu pokonałeś koszmar. Wszystko działo się na małym księciu bo najbardziej go kochasz. Wszystko było widać w lustrze, twoi towarzysze przeżywali to równie mocno jak ty. Powinieneś być wdzięczny za takich przyjaciół. Jesteś godny stawić czoła swoim słabościom, jestem pewna, że reszta również dlatego mogę wam pomóc. Chodźcie za mną.

Mina zaprowadziła ich do miejsca gdzie w lustrze było widać Zieloną Planetę.

To tutaj, musicie przejść przez lustro. Powodzenia! – uśmiechnęła się i odeszła znikając w głębi korytarza.

Generałowie Cienia wzięli głęboki oddech i weszli w lustro. Znaleźli się w gęstym lesie, była już noc i w oddali było słychać wycie wilków.

Zbliżał się dzień, w którym Ditrin miał złożyć przysięgę, rok po widzeniu duchów lasu postanowił ją złożyć i zaczęto go przygotowywać z magii natury. Choć jeszcze wiele musiał się nauczyć druidzi postanowili, że dopuszczą go do przysięgi gdy skończy dwadzieścia lat. Czekał na to z niecierpliwością. Dzień przed planowaną uroczystością Ditrin spotkał się z duchami by uzyskać ich błogosławieństwo. Wyszedł późnym wieczorem na tą polanę, na której pierwszy raz ich widział. Ponownie pojawiły się zwierzęta, jeleń przybliżył się bardziej i Ditrin usłyszał głos:

Jutro jest ten dzień. My, duchy lasu i natury, błogosławimy cię na twojej nowej drodze życia, które chcesz poświęcić będąc druidem. Nasza moc niech cię wypełni.

Po tych słowach duchy ruszyły w jego stronę i zamieniły się w zielony dym, który oplótł księcia. Ditrin poczuł w sobie ogromną moc i pokój. Czuł teraz prawdziwą jedność z naturą ale po chwili to minęło. To miał być przedsmak tego co od jutra miał czuć przez całe życie. Następnego dnia Generałowie Cienia zobaczyli w oddali Świątynię Natury, podeszli bliżej jednak nie zdradzając swojej obecności, obserwowali w ukryciu co się dzieje. Zobaczyli jak druidzi ustawiają ścieżkę z kwiatów do Świątyni. Przed nią stał młody, czarnowłosy mężczyzna w brązowych szatach i zielonej pelerynie z kapturem. Senfir szepnął:

To książę. Na pewno, czuję to.

Może powinniśmy podejść, coś tu się szykuje, nie jestem pewien czy powinniśmy do tego dopuścić. – odparł Kition.

Masz rację, chodźmy, musimy spróbować porozmawiać z księciem. – odpowiedział Senfir.

Czterech generałów ruszyło do ludzi, szli w nadziei, że może książę na ich widok odzyska pamięć. Druidzi spostrzegli przybyszy i zdziwili się, Jetren podszedł do nich i spokojnym głosem powiedział:

Witajcie drodzy goście lasu, co was tutaj sprowadza? My jesteśmy druidami i prosimy o szacunek dla Świątyni Natury. Ja nazywam się Jetren. Za chwilę nasz najmłodszy członek złoży przysięgę by zostać druidem, może zechcecie nam towarzyszyć w tej uroczystości?

Każdego z generałów przeszedł dreszcz, tym najmłodszym członkiem był ich książę. Nie mogli dopuścić do tego by do czegoś się zobowiązał, mogą go wtedy stracić na zawsze a królestwo Lundoru nigdy już się nie podniesie z rządów terroru.

Bardzo was szanujemy ale właśnie musimy z nim porozmawiać. – odparł Mansaret.

Dlaczego chcecie z nim rozmawiać? – zapytał Jetren.

Wtedy podszedł Ditrin, tak bardzo się zmienił a generałowie nic… Przez hibernację dla Generałów Cienia czas się zatrzymał, byli tacy jak dziesięć lat temu i czuli się jakby przejęcie władzy przez Nefreniusa stało się wczoraj. Klęknęli przed swoim władcą. Druidzi nie wiedzieli co mają zrobić, spojrzeli na Ditrina w nadziei, że coś im wyjaśni. On miał takie samo pytające spojrzenie co pozostali.

Ale czemu przede mną klękacie… – wydusił wreszcie z siebie.

Panie, jesteś jedynym prawowitym dziedzicem tronu królestwa Lundoru. – zaczął Senfir.

Co?? – odparł zszokowany Ditrin.

Nazywasz się książę Ves. Dziesięć lat temu twój wuj Nefrenius zabił twoich rodziców i przejął władzę w królestwie Lundoru. Ty miałeś być więziony w lochu. Ale Czarodziejka Światła, która czuwa nad nad nami przeniosła cię w odległe, bezpieczne miejsce, które jest właśnie tu, na Zielonej Planecie. My jesteśmy Generałami Cienia, ja nazywam się Yamren, to jest Senfir, to Kition a to Mansaret. Mieliśmy cię strzec ale pojmano nas i próbowano zabić. Czarodziejka Światła i nas przeniosła na inną planetę i zamroziła w kryształach lodu. Mieliśmy obudzić się ze snu za dziesięć lat aż będziesz w stanie walczyć z Nefreniusem o tron. Przyszliśmy więc po ciebie.

Ditrin stał przez chwilę w milczeniu, pozostali nie wtrącali się. Stali i czekali na decyzję młodego mężczyzny.

Dlaczego mam wam wierzyć? Tu jest moja rodzina, postanowiłem zostać druidem. Jestem złączony z duchami lasu i nie odejdę, nie pamiętam ani żadnego królestwa ani… rodziców a już tym bardziej wuja.

Książę… mówimy prawdę, musisz uratować swoje królestwo. – odparł Senfir.

Do rozmowy wtrąciła się Mitrien:

Gdy znaleźliśmy cię Ditrinie miałeś na sobie srebrny mundurek. Nie pamiętałeś ani swojego domu ani imienia. Ale pamiętaj, że wychowaliśmy cię i cię kochamy.

Panie, jeśli chcesz dowodu… Należał do twojej matki, obiecałem jej, że podaruję ci go jak będziesz dorosły, żebyś o nich pamiętał. – Senfir wyciągnął z kieszeni spodni medalion w kształcie słońca i podał go Ditrinowi.

Ditrin otworzył medalion i z wnętrza wydobył się promień światła a w nim zaczęły pojawiać się obrazy. Najpierw ujrzał piękną kobietę w niebieskiej sukni i mężczyznę w srebrnym mundurze, który trzymał ją za rękę. Mitrien natychmiast rozpoznała ten mundur, taki sam tylko mały miał na sobie chłopiec gdy go znaleźli. Potem do kobiety w sukni podbiegł chłopiec. Mitrien krzyknęła:

Ditrin, przecież to jesteś ty!

Ale jak to możliwe… – nie mógł w to uwierzyć.

Kition podszedł i położył rękę na ramieniu księcia:

Książę, twoje królestwo cię potrzebuje. Musisz porozmawiać z duchami lasu.

Książę Ves zamknął medalion i przycisnął do siebie. Poczuł ukłucie w sercu, wreszcie ta pustką którą czuł przez te wszystkie lata zaczęła się trochę wypełniać. Choć w dalszym ciągu niewiele pamiętał teraz było wszystko inaczej. Założył medalion na szyj i popatrzył na Mitrien:

Ciebie traktowałem jak matkę, co mam zrobić?

Porozmawiaj z duchami, one wskażą ci drogę. – odparła i przytuliła go a on kiwną głową i poszedł w stronę polany.

Po chwili już tam był i usiadł na trawie, przywołał w myślach duchy. Tym razem pojawił się tylko jeleń.

Witaj Ditrinie, byłem tam z tobą i wiem co się stało. Możesz zaufać generałom, są dobrymi i sprawiedliwymi ludźmi, wiem to, przeniknąłem ich serca. Ale jesteś z nami złączony, czujemy twój ból i zamęt jaki jest w tobie. Nie możemy jednak być przeciwni twojemu przeznaczeniu, odejdziesz ale będzie warunek. Nie można zerwać łączącej nas więzi, część z nas zostanie tu, w swoim domu. Część pójdzie za tobą i będzie ci towarzyszyć tam dokąd zmierzasz. Złożysz ślubowanie i zostaniesz druidem, wybudujesz Świątynię Natury w swoim królestwie. Będziesz rządził królestwem sprawiedliwie i miłosiernie ale ze względu na twoje ślubowanie nie ożenisz się i nie będziesz miał potomka. Twoim następcą będzie dobry człowiek, którego wskażesz. Tylko pozostając w łączności z nami możesz odejść stąd bez rozrywającego bólu. Gdybyś odszedł inaczej nasza kraina by obumarła i kto wie co stałoby się z tobą.

Wypełnię to co muszę. – odparł Ditrin i skinął głową.

Niech duchy lasu cię prowadzą.

Książę jeszcze chwilę siedział w milczeniu.

Gdy wrócił wszyscy z niecierpliwością czekali na wieści.

Co ci powiedzieli? – zapytała Mitrien.

Odejdę z nimi ale złożę przyrzeczenia i zbuduję Świątynię Natury w moim królestwie i będę żył w celibacie. Część duchów zostanie w lesie a część pójdzie ze mną.

Więc Panie, złóż swoją przysięgę jeśli to jedyny sposób. – odezwał się Senfir.

Tak się stało, Ditrin jeszcze tego wieczora przeszedł uroczyście po kwiatowej ścieżce do wnętrza Świątyni i przed Świętym Ogniem złożył przysięgę, że do końca życia będzie druidem, będzie bronił natury, żył z nią w harmonii i ze względu na nią będzie żył w celibacie. Po tym ślubowaniu otrzymał swoją magiczną laskę i uniósł ją górę. Teraz już musiał dotrzymać słowa. Złamanie przysięgi było wielką hańbą a w jego przypadku mogło doprowadzić do złych konsekwencji. Następnego dnia z samego rana generałowie musieli wyruszyć w drogę powrotną. Ditrin pożegnał się wylewnie ze swoimi przyjaciółmi. Senfir skorzystał z klucza do Wrót Przestrzeni i ponownie weszli do lustrzanego korytarza. Znów przywitała ich Mina – złota kobieta.

Tylko żadnej próby znowu! – powiedział Senfir.

Mina zachichotała:

O nie, ty już przeszedłeś swoją próbę. No dobrze, przymknę tym razem oko na naszego nowego gościa.

To książę Ves, dziedzic tronu królestwa Lundoru. – dumnie rzekł Kition.

Ależ tak, wiem, obserwowałam was. Zapewne chcecie dostać się na planetę Lundor? Dobrze, zaprowadzę was. – odparła i poprowadziła ich korytarzem do lustra, które otwierało im drogę na rodzinną planetę.

Ditrin odetchnął głęboko i poczuł jak serce coraz szybciej mu bije. Trochę się bał, bo choć to było jego królestwo to w ogóle go nie pamiętał. Nagle usłyszał w sobie znajomy głos jelenia.

Nie bój się, jesteśmy z tobą, ja Dobry Duch Lasu poszedłem z tobą i kilku moich towarzyszy też tu jest. Na Zielonej Planecie jest teraz Nowy Dobry Duch Lasu i sprawuje pieczę nad resztą. Ja zawsze będę cię wspierać, nie bój się. Pomożemy ci, twojej magii i naszej mocy nie przeciwstawi się Nefrenius.

Książę Ves poczuł ulgę, miał teraz dowód, że są z nim duchy lasu i natury i pomagają mu. Musiał jeszcze odzyskać zagubioną więź z Generałami Cienia. Nie pamiętał ich zupełnie ale starał się im ufać tak jak poradziły mu duchy lasu. Po chwili wszyscy znaleźli się przed lustrem, w którym ukazała się planeta Lundor.

Książę, czy jesteś gotowy? – zapytał Senfir.

Muszę być gotowy. – odparł dumnie Ditrin, jeszcze nie przywykł do tego, że mówi się na niego „książę Ves”.

Weszli w lustro i znaleźli się pod zboczem skalistego wzgórza, wszędzie było tak strasznie szaro, nawet niebo było tego koloru.

To książę, jest nasz kraj. Teraz jest bardziej ponury, bo ludzie nie są szczęśliwi. Nigdy nie będzie szczęścia tam, gdzie władzę przejmuje się na drodze morderstwa. – powiedział zamyślony Masaret.

Ditrin poczuł się tu obco, tu nie było tyle zieleni… w oddali było widać jakiś las, ale on był tak daleko, brakowało tu światła. Nagle oślepił ich blask i ukazała się im Czarodziejka Światła.

Witaj książę, witajcie generałowie. Niedaleko stąd znajduje się stolica z pałacem królewskim. Czeka was ciężkie zadanie… ale wyczuwam w tobie książę potężną siłę, duchy są z tobą i dzięki nim zwyciężysz. Senfirze, oddaj mi klucz do Wrót Przestrzeni, już nie będą wam potrzebne. – powiedziała Czarodziejka.

Senfir podszedł do niej i położył klucz na jej wyciągniętej dłoni. Po chwili Czarodziejka podeszła do Ditrina. Ich oczy spotkały się i połączyła ich jakaś niezwykła moc, która sprawiała, że szybciej biły im serca. To stało się tak nagle, że nie byli w stanie tego wyjaśnić. Położyła mu rękę na czole i powiedziała:

Daję ci błogosławieństwo światła, niech cię prowadzi i jaśnieje na twojej drodze. Moje znamię na tobie na zawsze.

Po tych słowach Czarodziejka Światła zniknęła a Ditrin zemdlał, Generałowie natychmiast go złapali. Na czole księcia widniał znak słońca, czuł w sobie pulsującą energię.

To niemożliwe… – Yamren nie mógł uwierzyć – Nikt nigdy nie otrzymał znaku naszej Czarodziejki. To coś oznacza… według ksiąg człowiek ze znamieniem światła będzie najpotężniejszy w historii i będzie miał wpływ na losy świata.

Generałowie popatrzyli na siebie z niedowierzaniem, czas pokaże co się stanie. Ditrin zaczął otwierać oczy i dopiero po chwili do niego dotarło co się stało tak naprawdę, ścisnął mocno swoją drewnianą laskę i wstał. Musiał sprawdzić to co w tej chwili w sobie czuł, wyciągnął przed siebie rękę i skierował swoją wewnętrzną energię ku niej. W jego dłoni pojawiła się świetlista kula a gdy zacisnął pięść zniknęła. Miał władzę nad energią światła i korzystał z magii natury, to dawało mu przewagę nad Nefreniusem. I również w nim wewnątrz się coś zmieniło, stał się pewniejszy siebie i dojrzalszy, nareszcie też wypełniła się ta pustka, którą czuł od lat – odzyskał pamięć. Odwrócił się w stronę swoich Generałów Cienia:

Senfirze, Yamrenie, Kitionie i Mansarecie…. nic się nie zmieniliście. – uśmiechnął się do nich.

Książę, pamiętasz? – odparł Kition.

Tak… pamiętam nawet to czego bym nie chciał pamiętać. – Książę Ves zwrócił swój wzrok na mury miasta znajdujące się w oddali i na górujący nad nimi pałac – Musimy odzyskać nasze królestwo.

Ruszyli przez skalistą pustynię ku swojemu przeznaczeniu a następnego dnia nie było już szarych chmur tylko wzeszło słońce. Zostali zauważeni z wież strażniczych, przy bramie stali wartownicy. Ditrin założył na głowę kaptur choć i tak nikt by go nie poznał. Generałowie ryzykowali ale liczyli na młodych wartowników, którzy by ich nie pamiętali. Mieli szczęście – byli młodzi.

Kim jesteście i co was sprowadza do Dunskol, stolicy Lundoru. – warknął jeden.

Jestem podróżnikiem a to moi towarzysze, są moimi… opiekunami, strażnikami. Z nimi czuję się bezpiecznie. Wynajmuję ich.

Najemnicy? Wejdźcie ale nie sprawiajcie kłopotów! Tutaj bardzo łatwo można dostać karę śmierci. – odezwał się drugi.

Książę uśmiechnął się i skinął głową i weszli za mury miasta. Ludzie nie wiedzieli kim jest ale rozpoznali Generałów Cienia. Oczywiście bardzo młodzi ich nie poznali ale wielu było takich, którzy ich poznali. Wielu miało łzy w oczach ale bali się cokolwiek zrobić, bo wkoło pełno było strażników. Zszokował ich na pewno też ich wygląd – w ogóle nie było po nich widać upływu czasu, ale nikt nie wiedział o ich mroźnym śnie w kryształach lodu. Część ludzi poczuli ukłucie nadziei, część myślała, że to może zjawy przechadzają się po mieście, bo przecież oni nie żyją. Była też z nimi przecież jakaś dziwna postać. Ditrin czuł w sobie ogromną moc, takiej mocy nie miał żaden czarodziej ani czarodziejka, nikt. Musiał tej mocy zaufać, czuł w sobie siłę Czarodziejki Światła, Dobrego Ducha Lasu i jego towarzyszy. Gdy znaleźli się przed pałacem, wokół którego stali strażnicy wyciągnął ręce w górę i zamknął oczy. „Dobre Duchy, proszę pomóżcie mi” – pomyślał i wtedy usłyszał krzyk przerażenia ludzi. Po swojej prawej stronie miał Senfira i Yamrena a po lewej Kitiona i Mansareta a przed nim pojawiła się sfora wilków. Nad nim latały dwa orły i z oddali przygalopowały konie. Przed wilkami ukazał się jeleń – Dobry Duch Lasu. Wszystkie zwierzęta otoczone były jasną poświatą. Mieszkańcy nie wiedząc co się dzieje zaczęli uciekać a strażnicy z przerażeniem upuszczali broń i wbiegali do pałacu. Wilki zawyły co tylko wzbudziło większy strach. Nagle w bramie pałacu stanął brodaty mężczyzna w średnim wieku.

Co tu się dzieje?? Skąd te dziwne zwierzęta? – krzyknął mężczyzna.

Książę Ves otworzył oczy i rozpoznał go.

Nie pamiętasz swojego bratanka?! – krzyknął jak najgłośniej tylko umiał.

To ty? – Nefrenius szeroko otworzył oczy ze zdziwienia – Szukaliśmy cię wszędzie… Ty żyjesz? Jeśli to naprawdę ty to nie wiem kim się stałeś i jakimi mocami władasz ale umrzesz!

Poddaj się i oddaj mi to co mi się należy, mój tron!

Nefrenius zaśmiał się:

Myślisz, że tylko ty władasz czarami? Chodźcie moi magowie!

Zza jego pleców wyszło czterech mężczyzn w czarnych szatach. Generałowie chcieli do nich podbiec ale oni natychmiast rzucili na nich czar, który sprawiał, że nie mogli się ruszać. Ditrin skierował swoją moc tak, że stworzył ogromny promień światła. Magowie przerazili się, a nie było łatwo ich wystraszyć. Nigdy nie widzieli tak potężnego czaru, tak potężnego światła, która za chwilę ich spaliło. Ich prochy rozwiał wiatr a Generałowie mogli już się ruszać.

Oddaj mi tron! – powiedział jeszcze raz książę Ves.

Nigdy! – zaparł się Nefrenius i wyciągnął miecz, który miał przy pasku.

Ditrin odwrócił wzrok by nie widzieć tego co stanie się z jego krewnym i skierował na niego świetlny promień. Nefrenius zamienił się w pył tak jak jego magowie. Książę Ves odzyskał należny mu tron. Królestwo Lundoru musiało odbudować zaufanie zastraszonych ludzi, nastała sprawiedliwość i dobre rządy. Generałowie zawsze służyli swojemu panu. Książę tak jak obiecał wybudował Świątynię Natury, w której spotykał się z duchami lasu. Nie wszystko jednak było takie jak być powinno, ostrzegał go Dobry Duch Lasu, że musi być wierny ślubowaniu. Jednak odwiedzała go często Czarodziejka Światła, która oddała mu część swojej mocy by mógł powrócić na królewski tron. Zakazany owoc, który go kusił a którego nie mógł mieć. Czas szykował dla niego wielką próbę. Złamana przysięga mogła być posłańcem śmierci.

 

Koniec

Komentarze

Ledwie zerknęłam, nie zdążyłam jeszcze przeczytać całości, ale już mam dwie zasadnicze uwagi:

 

Źle zapisujesz dialogi – zerknij do tego poradnika: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112 i jak najszybciej popraw. 

 

Sprawa druga wiąże się z Ostatnim zadaniem – w dobrym tonie jest publikowanie jednego opowiadania na co najmniej kilka dni. W ten sposób dasz czas użytkownikom zapoznać się z tekstem, a sobie czas na uwzględnienie przed kolejną publikacją uwag, zwłaszcza wskazujących błędy, by następne teksty były już ich pozbawione. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Opowiadanie, niestety, nie zainteresowało mnie. Nie pierwsza to historia o królewskim synu, który, odsunięty od tronu, po latach sięga po należną sobie władzę. Nie znalazłam tu niczego nowego ani odkrywczego, choć nie wykluczam, że przy przedzieraniu się przez tę bardzo źle napisaną bajkę, mogłam nie dostrzec czegoś istotnego.

Przykro mi to mówić Alishio, ale Twoje opowiadanie jest napisane w sposób doskonale uniemożliwiający czytanie. Fatalnie skonstruowane zdania, liczne powtórzenia, literówki, zlekceważona interpunkcja, nieczytelnie zapisane dialogi oraz cała masa innych błędów i usterek sprawiają, że nie sposób skupić się na opowieści. Pozwolę sobie zasugerować, byś ponownie zawarła bliższą znajomość z podręcznikiem do nauki języka polskiego, bo bez podstawowych wiadomości, obawiam się, nie będziesz dobrze pisać.

Początkowo starałam się wyłapać to i owo, ale dość szybko zrezygnowałam, bo poprawienia wymaga niemal każde zdanie.

 

Ro­dzi­na kró­lew­ska zo­sta­ła za­mor­do­wa­na a na tro­nie za­siadł Ne­fre­nius brat pra­wo­wi­te­go króla. – Czy brat króla nie należał do rodziny?

 

Spró­bu­ję Was oca­lić na tyle na ile star­czy mi sił.Spró­bu­ję was oca­lić na tyle, na ile starczy mi sił.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Czy, jeśli braknie jej sił, to będą ocaleni tylko w jakiejś części?

 

Gdy minie 10 lat lód was wy­pu­ści… – Gdy minie dziesięć lat, lód was wy­pu­ści

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Nagle zza drzew wy­su­nę­ły się po­sta­cie. Mieli kap­tu­ry na gło­wach… – Piszesz o postaciach, a postać jest rodzaju żeńskiego, więc w drugim zdaniu: Miały kap­tu­ry na gło­wach

 

W rę­kach trzy­ma­li drew­nia­ne laski ob­ro­śnię­te blusz­czem. – Konsekwentnie: W rę­kach trzy­ma­ły drew­nia­ne laski ob­ro­śnię­te blusz­czem.

 

Małym księ­ciem za­ję­li się dru­idzi ze Świą­ty­ni Na­tu­ry – miej­scu gdzie za­miesz­ki­wa­li i słu­ży­li na­tu­rze.Małym księ­ciem za­ję­li się dru­idzi ze Świą­ty­ni Na­tu­ry – miej­sca, w którym za­miesz­ki­wa­li i słu­ży­li na­tu­rze.

 

Ścia­ny Świą­ty­ni po­kry­te były ro­ślin­no­ścią, dach rów­nież. We­wnątrz znaj­do­wał się oł­tarz z mo­ty­wa­mi ro­ślin­ny­mi… – Powtórzenie.

 

Dru­idów było dzie­się­ciu – pięć ko­biet i pię­cio­ro męż­czyzn… – Dru­idów było dziesięcioro – pięć ko­biet i pięciu męż­czyzn

 

Mały ksią­żę nie pa­mię­tał swo­je­go imie­nia… – O tym, że książę stracił pamięć, pisałaś już wielokrotnie.

 

Usiadł na tra­wie i wpa­try­wał się w gwiaz­dy, bar­dzo lubił pa­trzeć w niebo, po­dzi­wiał te pięk­ne wi­do­ki jed­nak za­wsze gdy spoj­rzał w górę czuł się strasz­nie dziw­nie, czuł tę­sk­no­tę… – Powtórzenia.

 

wokół niego roz­ta­cza­ła się lśnią­ca aura a in sam był prze­zro­czy­sty. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst dosyć infantylny. I w fabule (wszystkie problemy rozwiązuje magia, główny bohater nie musi nic robić, wystarczy, że będzie dobry), i w warstwie językowej – proste konstrukcje, sporo powtórzeń, jakbyś miała ubogie słownictwo. Gdybyś liczyła sobie o połowę mniej lat, byłoby to zjawisko naturalne.

Interpunkcja kuleje. Wołacze, Alishio, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.

„Wrota Przestrzeni otwórzcie się i ukarzcie mi przejście”

Sprawdź w słowniku, co znaczy “ukarzcie”. Możesz się zdziwić.

Ukazał mu się portal przez, który mógł przejść.

To niezupełnie tak, że przed “który” musi być przecinek. Przed wyrażeniem, na które “który” się składa.

Co??

Albo jeden pytajnik, albo trzy. To samo z kropkami i wykrzyknikami.

Babska logika rządzi!

Dwadzieścia sześc lat to wystarczająco dużo, żeby wyposażyć bohatera w swoje cechy – masz już pewne doświadczenia życiowe i nie wierzę, że w tym wieku jesteś tak naiwna, by wierzyć, że samo bycie dobrym wystarczy by zdobyć królestwo. Pierwsze moje skojarzenie po przeczytaniu Twojego opowiadania to “Królewna Śnieżka” w ocenzurowanej wersji Disneja – bajka dla dzieci o tym, że dobro zawsze jest wynagradzane po stokroć.

Więcej wiary w siebie, obserwuj i wyciągaj wnioski.

F.S

Przykro mi, naprawdę przykro, ale nie pozostaje mi nic poza podpisaniem się pod komentarzem regulatorów.

Zgodzę się z pozostałymi – na razie nie jest najlepiej, zarówno pod względem językowym i fabularnym. Zacząłbym od tego, że dialogi rozpoczyna się myślnikami, bez tego kwestie te zlewają się z narracją. Różnego rodzaju błędy – interpunkcyjne, dziwne konstrukcje (opowiadanie można, a nawet powinno się edytować, Regulatorzy Ci wypisała parę przykładów). Narracja dość toporna. Ale wszystko oczywiście można wyćwiczyć, więc powodzenia.

Klasyczne fantasy, z klasycznymi błędami początkującego.

Początki bywają trudne i wiele pracy przed tobą Autorko. Nie poddawaj się, a mam nadzieję, że kiedyś przedstawisz nam coś bardziej dopracowanego.

Powodzenia!

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Nowa Fantastyka